aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Nie otworzywszy oczu wyciągnęła lewą dłoń ku znajdującemu się obok kanapy stolikowi i wymacać próbowała telefon. Taranując armię niedbale ściśniętych w kulki chusteczek, zrzucając pilota tępo uderzającego o dywan i wprawiając w chwiejny ruch szklankę do połowy wypełnioną wodą, jęknęła donośnie ze zniecierpliwienia i uchyliła lekko powieki, spojrzeniem namierzając winnego całej tej bitwy. Dwa nieodebrane połączenia. Jedno z wczoraj, drugie z dzisiaj, sprzed godziny. Tylko dwa nieodebrane połączenia. Nie do końca wiedząc gdzie dokładnie usadowić tenże wynik na swej przedziwnej miarce, wiedziała tylko, że gdzieś na początku. Początku wyznaczającym miernotę i brak zaangażowania. Nie widzieli się przez ponad tydzień, a on zadzwonił dopiero wczoraj, po wysłanym smsie, jakby wcześniej nawet nie zauważył jej nieobecności. I pewnie tak też było, bo od czasu niechlubnej kwesty, stale się mijali i każde z nich wiedziało przy tym, że to nie przypadek. Jej było głupio, a on… On jej pewnie nienawidził. A teraz zagrała mu na sumieniu i z czystej kurtuazji musiał udać zainteresowanie - innego wyjaśnienia wynaleźć nie potrafiła. Dźwignąwszy się do półsiadu, poprawiła puchową poduszkę za plecami i niepewnie kliknęła w wyświetlający się na ekraniku numer, a podczas kolejnych sygnałów wzrok wbiła w lewą dłoń i wystającą przy paznokciu skórkę. Sygnał ustał. - Hej… Nie zamierzasz mnie chyba skrzyczeć, co? - wmuszając w siebie swobodę i uprzejmość, wypadła niezwykle sztywno i niezręcznie.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
— dwadzieścia dziewięć —


Sprawa Gibbsa stała się tą, która wznieść miała kancelarię na wyżyny. Pośród pomniejszych dochodzeń pozostałych klientów, łączących się to z finansami, to prawem dziedziczenia, ta nowa odznaczała się na każdym możliwym polu. Zbyt wcześnie było na podejmowanie się spraw pro-bono, ale gdy Yarran przekroczył próg ich biura, nie sposób było odesłać go z kwitkiem. Tym bardziej, że — co było dość egoistycznym aspektem — problem jego bezpośrednio poruszał wątłe prawa człowieka ustanowione przez australijski rząd. Aborygen w kancelarii stawił się tuż po kweście, więc Benjamin nie miał ani czasu, ani siły, by przejmować się sprawami związanymi z Sollie. Większość swojej energii poświęcał pracy, a całą resztę Walterowi, nikogo więcej w swoim życiu nie potrzebując. Tydzień był to więc ciężki, bo poza Wainwrightem nikt, nawet Gwen, nie wiedział o podjętej przez Bena ryzykownej sprawie. Dopiero więc gdy od Sollie otrzymał wiadomość tekstową, oprzytomniał i gotów był jej wyjaśnić całość, bo choć czasu wcale na pielęgnowanie ich przyjaźni nie miał, nie chciał, by przypadkiem pomyślała, że za cokolwiek ją obwinia. — Cześć, cześć. Skrzyczeć? Za co? — spytał odrywając wzrok od ekranu laptopa, w którym to przed momentem doszukiwał się nieprawidłowości w aborygeńskim prawie. — Chciałem się dowiedzieć jak się czujesz. Potrzebujesz czegoś? — dopytał uprzejmie, niechcący strącając łokciem z biurka pudełko z jedzeniem na wynos, które niezgrabnie lądując na ziemi zachlapało czerwonawym sosem podłogę. Przeklął pod nosem żałując, że nie zatrudnili z Gwen sprawnej grupy sprzątaczy. — No i musisz mi przesłać adresy tamtych spotkań — dodał, póki jeszcze pamiętał, bo żył w nazbyt wielkim chaosie by odpowiednie wytyczne pamiętać.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Praca w kancelarii nigdy nie przejmowała jej tak wysoce, jak to robić powinna. Jedyne jej zainteresowanie wynikało raczej ze świadomości, że coś robić powinna, a później także z chęci pomocy Benjaminowi, czy raczej zaimponowania mu swoją zaciekłością i pomysłowością, bo przecież Hargrove rzadko czyjejś pomocy realnie potrzebował. W przeciwieństwie do niego więc, sama przez te kilka cichych i samotnych dni, nie poświęcała zbyt wiele przestrzeni w głowie na rozmyślanie o pracy, która od razu odeszła na dalszy plan. - Nie wiem, tak tylko zażartowałam - odparła odczuwszy ulgę, bo w konfrontacjach z przyjaciółmi nie była najlepsza. Gdy później zapytał, jak się czuje i czy czegoś potrzebuje, przez chwilę nabrała się, że to tylko o troskę tu chodzi i nieco przez to rozweselała, od razu wmawiając sobie, że jednak mu zależy. - Nie jest źle, po prostu się zdenerwowałam i to od razu odbiło się na dziecku, ale teraz jest już le… Co się stało? - przerwała swe sprawozdanie, kiedy do jej uszu dotarły ciche przekleństwa rzucane pod nosem przez Bena, a potem w końcu zrozumiała, o co w tej rozmowie tak naprawdę chodzi. Skarciła się w duchu za swą niepoważną nadzieję, która prysnąć powinna już na kweście, a nawet długo wcześniej i westchnęła ciężko. - Jasne, wyślę od razu po tej rozmowie. Chyba że już wolisz ją skończyć i mam to zrobić teraz - mruknęła, starając się nie dopuścić do głosu rozgoryczenia, więc tylko jej twarz je teraz wyrażała.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Rozdzielanie swej troski między klientów kancelarii (bo nie traktował tego wyłącznie jako pracy), a odbudowę związku z Walterem, pochłaniało go bez reszty. Już kiedyś — teraz zdawało się mu, że w innym świecie — wypomniano mu, że nazbyt się w tę relację angażuje. Że zaniedbuje przyjaźnie, że nie ma wiecznie czasu. W tamtej chwili się zezłościł, a dziś już wiedział, że płynie z tego prawda. I że niewiele chce w tej kwestii zmienić, bo mając tak napięty grafik nie chciał po prostu marnować wolnego czasu na aktywne pielęgnowanie jakichkolwiek znajomości. Mimo to uznał jednak, że Sollie nie zasługuje na tego typu wykluczenie, stąd też obietnica, że co jakiś czas po prostu będzie do niej dzwonić. I że może raz czy dwa znajdzie czas na to, by wybrać się z nią na wspólny, szybki lunch. — Tak sobie pomyślałem, może wolałabyś wziąć już teraz jakiś urlop z gatunku wiesz, tych podpadających pod macierzyńskie? — zasugerował, bo wydawało się mu to dobrym pomysłem. Skoro szli na rękę Mari, mogli też zagwarantować odpowiednie warunki Sollie. — Możesz też pracować zdalnie i… Nie, nic, mam powódź sosu pomidorowego — wyjaśnił wzdychając, przy czym wstał zza biurka i ruszył w kierunku łazienki, szukając jakiegoś papieru lub czegokolwiek innego, czym mógłby wyczyścić brudną podłogę. — Nie, daj spokój, to przecież może poczekać. Tak właściwie te lunche w ogóle nie są mi na rękę, będę je musiał wcisnąć Gwen albo Lunie — wyjaśnił sięgając po rolkę papieru, z którą począł wracać do gabinetu. — Mam taką nową sprawę, o której nie mówiłem jeszcze Gwen, bo wziąłem ją pro bono — obrócić się za ramię upewniając, że nikt go nie podsłuchuje. — Straciłem przez to poczucie czasu i… Słuchaj, nie miałem okazji cię przeprosić za tę kwestę, głupio wyszło, że się nawet nie pożegnałem — chociaż tamtego wieczoru wcale o niej już nie myślał i nie usiłował jej odnaleźć, by wyjaśnić, że wychodzi. Skoro się przyjaźnili był pewien, że rozumie co nim wówczas kierowało.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Nie chciała brać już teraz urlopu. Tak na dobrą sprawę, nie chciała go brać nigdy, ale to przeklęte dziecko miało całkiem inne plany, prawda? Nie była okrutna; już teraz potrafiła stwierdzić, że kocha je najmocniej na świecie i że nie może doczekać się jego przyjścia na świat, ale tak strasznie frustrowała ją myśl, że przez nie zupełnie straciła już kontrolę nad swoim życiem. Liczne wyrzeczenia, do jakich ją zmuszał, nie składały się już tylko na dziwaczny i niekoniecznie smaczny jadłospis, ale teraz nie mogła już się nawet denerwować, nie mogła chodzić do pracy, nie mogła dłużej ćwiczyć i nie mogła nawet kontrolować swoich emocji, bo nawet w tej chwili, będącej niczym specjalnym, pragnęła wybuchnąć bezpodstawnym płaczem. - Nie Ben, chryste, dziękuję za propozycję, ale za nic w świecie. Jeszcze chwila bezczynności w tym hotelu i zwariuję - oznajmiła z jęknięciem i już chciała mówić dalej, ale jego kolejne słowa skutecznie odciągnęły jej uwagę od własnej osoby. Niekoniecznie wiedziała, jak zareagować na informację o powodzi, więc puściła ją mimo uszu, choć kłuło ją teraz poczucie, że powinna pospieszyć mu na ratunek w tak absurdalnej katastrofie pomidorowej. Wysłuchała też w spokoju jego kolejnych zwierzeń, dziwiąc się lekko na wspomnienie o jakiejś tajemniczej, nieznanej jej zupełnie sprawie. - Co to za sprawa? - pozwoliła sobie zapytać, będąc wciąż zaskoczona informacją, że nawet współzałożycielka kancelarii o niej jeszcze nie wiedziała. Po chwili za to szybciej zabiło jej serce, bo poruszył ten niekomfortowy temat, za który, jak zakładała, to ona będzie musiała przepraszać, a tu spotkała ją kolejna niespodzianka. - Przeprosić? Nie no, co ty Ben, to w ogóle był dziwny wieczór, przez te hormony trochę już świruję i w ogóle… No i nie wróciłam sama, więc serio nie ma sprawy - zapewniła, choć nie do końca była to prawda. - Najważniejsze, że… że wszystko sobie wyjaśniliście i że jest już między wami lepiej - tak powinna w końcu zareagować jego przyjaciółka, prawda? Nawet jeśli skrycie liczyła na inny finał tamtej relacji. - I wiesz co? Ja może jednak wezmę na siebie te lunche, bo przecież to tylko siedzenie w spokoju w restauracji, a więc nic specjalnie męczącego - zadecydowała, na powrót odnajdując w sobie chęć pomocy mu i dodatkowo czując, że faktycznie powinna znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby całkiem nie postradać rozumu.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Krzywiąc się przypatrywał się poszerzającej się na podłodze plamie. Plusem było nieposiadanie dywanu, ale przeczuwał, że nawet na panelach pozostanie lepki, pomarańczowy ślad. Czy gdyby postawił tutaj śmietnik mógłby udawać, że nic się nie stało? Żal mu było tracić czas i energię na poszukiwanie kogoś, kto pozbędzie się niedobrego i tak sosu z jego biura. — W jakim hotelu? Co? — czyżby coś mu umknęło? Wyjechała gdzieś z Judem? Nie, to nie miało sensu. Może zalało im dom po ostatnich ulewach? Przez chwilę żałował, że nie poprosiła go o pomoc, ale przecież miał własne zmartwienia na głowie, chociaż… wizja tego, że musiałby pomieszkać u Waltera, Sollie i Jude’owi oddając swoje mieszkanie, była kusząca. — Pomyślałem, że może po prostu głupio ci poprosić, czy coś — dodał, bo stykał się od wielu lat z podobnymi sytuacjami. A nie chciał, by którykolwiek z pracowników kancelarii obawiał się, że jego zdrowotne problemy wpłyną na możliwość utracenia swojej posady. Odsunął na moment od ucha telefon, włączył głośnik, po czym urządzenie znalazło się na biurku. A on rwał papier na kawałki, którymi starał się zebrać pomidorową papkę z ziemi. — Zbyt skomplikowana, by omawiać ją teraz. Chodzi o aborygeńskie prawo dziedziczenia, które w tym konkretnym przypadku zostało złamane. Pogwałcono przy tym liczne prawa człowieka — wyjaśnił prędko, nie mając sił na to, by opowiadać jej całą historię. Tym bardziej, że wyjaśniać będzie to musiał Gwen jeszcze dzisiaj, a było to wystarczającym marnotrawstwem cennego czasu. — Tak właśnie sądziłem — przyznał z rozbawieniem, bo wiedział, że ciężarne kobiety mają te wszystkie wahania hormonów i jak najbardziej nie zamierzał doszukiwać się w jej zachowaniu czegokolwiek złego. — Jude po ciebie przyjechał? Miło z jego strony — podsumował więc jedynie, nie biorąc pod uwagę tego, że wrócić mogła z kimkolwiek innym. Z dumą za to stwierdził, że plamy z sosu już prawie nie widać. — No nie wiem, Sollie, nie musisz się poświęcać. Ktoś inny to pewnie chętnie ogarnie — po coś tych stażystów mieli, prawda. Tematu Waltera za to kontynuować nie zamierzał, choć prawdą było, że wyjaśnienie tych ich wszelkich dramatów było najważniejsze. A przynajmniej dla niego.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Czy była gotowa na wyznanie prawdy? Na zmierzenie się z nią tym samym po raz pierwszy? Bo przecież póki nie wypowiedziała jej na głos, prawda ta ani nie istniała, ani istniała. Zawieszona była gdzieś pomiędzy, stojąc jakby w kolejce, czekając na swoją kolej, która równie dobrze, mogła wcale nie nadejść. To miało stać się w zależności od tego, do jakich wniosków zapragnęłaby w końcu dojść, jakie działania przedsięwziąć. - Pomieszkuję tu sobie ostatnio i w sumie tak jest lepiej, bo przecież ciągle mam kogoś pod ręką, w razie jakby coś się stało - przedstawiła tego dobrą stronę, zapewne jedyną dobrą i nie podejrzewała nawet, że Benjamin gotowy byłby odstąpić jej na kilka dni swoje mieszkanie. Jej i Jude’owi, ale ci już przecież razem nie istnieli. - Tak, pewnie byłoby mi głupio - przyznała ze śmiechem, ulegając kolejnej zmianie humoru. Teraz znów pełna była wdzięczności wobec niego i niepohamowanego podziwu.
- Och, no proszę. Brzmi dużo lepiej od kolejnej defraudacji, prawda? - przyznała z ożywieniem, ciesząc się, że w końcu trafiła mu się sprawa, z której prowadzenia mógł być realnie dumny. Słysząc kolejne pytanie przegryzła z nerwów dolną wargę, na krótką chwilę milknąc. - Nie, ja… my z Judem… - zawahała się, cierpiąc nagle na atak gorąca. Przez moment zapomniała nawet, jak się oddycha, ale wkrótce zaczerpnęła głębszy wdech i na wydechu wyznała: - Rozstaliśmy się. Choć to spore niedopowiedzenie. Taki wygodny eufemizm, bo… To on mnie zostawił. - Nie oczekiwała słów pocieszenia ani prawdę powiedziawszy, jakiejkolwiek reakcji. To rozstanie było do przewidzenia, należało jej się. Każdy na jego miejscu postąpiłby tak samo. - Nie muszę, ale chcę. Może znajdę w tej restauracji jakiegoś innego przyszłego męża - zaśmiała się niezręcznie, trochę histerycznie i wywróciła oczyma, karcąc się za tę swoją wrodzoną głupotę.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Informacje niepostrzeżenie przemykały przez jego myśli, które to uciekały wciąż w odległych kierunkach. Rozmowa z Sollie, mimo dobrych chęci, należeć miała do tych krótkich, na które złożyłyby się stosowne przeprosiny i wyjaśnienia, a także wymiana uprzejmości. Nie od razu pojął więc grozę jej dramatu, skupiwszy się wyłącznie na czyszczeniu podłogi. Czy powinien interesować go jej powód pobytu w hotelu? Skądże. — Cóż… skoro ci to odpowiada — skwitował jedynie, nie usiłując nawet odnaleźć w tym większego sensu. Jakiegokolwiek rozwiązania w sumie, bo nie znał Sollie aż tak dobrze, by jednoznacznie stwierdzić, że wynajmowanie przez nią hotelowego pokoju jest d z i w n e. — Myślę, że jeśli uda się nam to wygrać, będziemy mogli zapomnieć o tamtych idiotycznych sprawach. Wiesz, media pewnie już pod koniec miesiąca zwrócą na to uwagę i… no, nie wiem, czy to się spodoba Gwen — wyjawił jej, pozbywając się z ulgą ostatnich śladów minionej katastrofy. Sięgnął znów po telefon, przełączył się z głośnika znów na tryb normalny i podszedł do okna, lekko je uchylając. Być może jego radość wynikająca z ekscytacji spowodowanej cudzą tragedią w niektórych kręgach budzić mogła pogardę, ale ceną za darmowe usługi były wszakże te wszystkie laury, które spłynąć miały na kancelarię. — Czekaj, czekaj, trochę się pogubiłem — przerwał jej nagle, marszcząc lekko czoło. Przesłyszał się? Przecież jej słowa nie miały najmniejszego sensu. — Dlaczego cię zostawił? Teraz? Przecież… Co? — historia ta była nazbyt absurdalna, ale znów uderzyła w niego niedawna myśl: nie zna jej na tyle dobrze, zapewne z własnej winy, by wiedzieć, które historie jej życia powinny szokować. — Chcesz się potem spotkać? — spytał więc dość spontanicznie, uznawszy po prostu, jak to Ben, że nieść pomoc musi każdemu, bez względu na wszystko. Wyrzucając sobie to, że od wielu dni pozostawał dla niej nieuchwytny, nie zarejestrował już nawet tego jej lekkiego żartu, którym odsunąć chciała od siebie dramat wynikający z faktu, iż została porzucona.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Przyzwyczaiła się już do znikomego zainteresowania własną osobą z jego strony. Ze strony wszystkich innych także, prawdę powiedziawszy. Niekoniecznie też lubiła o sobie opowiadać, co w tym przypadku było jej na rękę. - A czemu miałoby się jej nie spodobać? Przecież nie zależy jej na tych wszystkich bogatych dupkach których dotychczas reprezentowaliście, a za taki rozgłos to każda początkująca kancelaria chciałaby zabić, no i… No i robisz w końcu coś, co naprawdę ma znaczenie - mogłaby go tak pocieszać bez wytchnienia, bo sprawiało jej to wszystko realną radość. Na pewno wolała go uspokajać i komplementować niż opowiadać o swoich własnych niepowodzeniach, których to przecież ostatnio ciągle przybywało i nie zapowiadało się wcale na to, by w najbliższym czasie miało to ustać. - Bo sobie zasłużyłam, Ben, po prostu - westchnęła ze smutkiem, ale bez żadnych pretensji, bez poczucia niesprawiedliwości i goryczy. Naprawdę jej się to wszystko należało. - Spotkać? A masz czas? Bo wiesz Ben, nie chcę cię do niczego zmuszać, jesteś przecież teraz taki zajęty, no i pewnie wolałbyś swój wolny czas przeznaczyć dla kogoś innego… - od czasu tamtej kwesty, nie potrafiła przestać myśleć o mężczyźnie, z którym Benjamin wówczas wyszedł. W tym przypadku czuła już palącą niesprawiedliwość i nieustępującą zazdrość, ale nie zamierzała robić już niczego głupiego. Starała się zaakceptować fakt, że z Benem może łączyć ją co najwyżej przyjaźń i nic więcej. Nigdy.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Mimo licznych przygotowań, które to ciągnęły się od czasów studenckich — wtedy, gdy po raz pierwszy Charlie, Gwen i on usiedli między zajęciami pod potężnym drzewem znajdującym się na dziedzińcu i na pomiętych kartkach zapisywać poczęli swe plany i cele, kłócąc się zawzięcie, czyje nazwisko jako pierwsze będzie figurować w ich własnej kancelarii — czuł, że podeszli do sprawy nierozważnie. Że zaślepieni ambicją pominęli wiele ważnych aspektów, wśród których to znajdował się ich zbyt młody wiek; byli zbyt niedoświadczeni, by móc już teraz dźwigać na swych barkach prężnie działającą kancelarię. Obawiał się, że lada moment wydarzy się coś złego, że własna naiwność ich pokona i uniemożliwi świętowanie choćby rocznicy działalności firmy, ale były to póki co obawy nieśmiałe, którym poddawać się nie zamierzał. Bądź co bądź to on zainicjował wszystko, a więc to on cierpiałby najmocniej w wyniku jakiegoś spektakularnego niepowodzenia. — Nazbyt wiele rzeczy może pójść nie tak, Sollie. Nie bez powodu inne kancelarie nie podjęłyby się tej sprawy — odparł, choć słowa jej dodały mu odpowiedniej otuchy. Wolał nie brać nawet pod uwagę opcji, że cokolwiek mogłoby pójść nie tak — prawdopodobnie w nazbyt przesadzony, może nieco próżny sposób był przekonany o sile swych umiejętności. Może niekoniecznie było to powodem do dumy, ale jednak w tym zawodzie było wymagane, jako że najmniejsze obawy odbierały kawałek po kawałku szansę na zwycięstwo. Nie miał tylko pewności, czy Gwen już teraz była gotowa zaryzykować wszystkim, by przekonać się, jak bardzo są uzdolnieni, skoro trzymanie się sprawdzonych i nieinwazyjnych spraw oferowało im nie tylko odpowiednie dochody, ale i spokój i bezpieczeństwo. Czy więc aby na pewno warto było ryzykować już teraz?
Bzdury — zaoponował stanowczo, nie biorąc tejże ewentualności pod uwagę. Nie potrafił zrozumieć wielu jej decyzji, jako że rodzicielstwo i małżeństwo zdawały się mu najgorszym losem, jaki spaść może na człowieka, ale i tak uważał, że czas na wycofanie się minął. I że wobec tego Jude nie miał najmniejszego prawa zostawiać Sollie samej. — Nie, Walter dzisiaj długo pracuje, więc znajdę czas — przecież to nie tak, że mieliby spędzić razem kilka godzin, prawda? Gotów był na moment spasować i przeznaczyć jej sprawie nieco czasu, skoro faktycznie nie miał potem żałować, że zrezygnował dla niej z szansy na spędzenie go z Walterem, bo bądźmy szczerzy — obaj oddając się w wir pracy mieli spore trudności, by spotykać się regularnie. — Przyjadę za cztery… nie, pięć godzin, dobra? — odmowy i tak by nie przyjął. Może tylko w momencie, w którym zrozumiałby, jak wielką jej krzywdę wyrządza jej swoim zachowaniem, ale nie był przecież tego ani trochę świadomy.

sollie millington

koniec </3
ODPOWIEDZ