weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Dick Remington

Według Rose agresja nigdy nie była rozwiązaniem. Gniew budził gniew, agresja rodziła agresję, agresja była matką wojen i tyranów jak mówi pewien bilboard którego widzę codziennie w drodze do pracy. A może to była hipokryzja, a nie agresja? Zresztą wracając do tematu to Rose była całkowicie przeciwna przemocy, czy to wobec zwierząt, czy wobec dzieci, a nawet tej wobec kobiet i nie bała się mężczyźnie oddać w geście samoobrony. Dlatego też gdyby ten zaatakował szatynkę to nie dziwota że wbiłaby mu strzykawkę w szyję, by padł jak długi i zasnął, a ta w tym czasie wezwałaby policję. To się nazywała obrona konieczna, ot co. W sumie żółw na haju mógłby być przedmiotem ciekawych badań naukowych, bo jak zachowują się żółwie będąc na haju? W ogóle jak gady reagowały na narkotyki? Nigdy takich badań nie czytałam ani ja, ani zapewne Rose, a to mogłoby rozwinąć pewnie myśli na temat tego, czy gady również mogą się uzależnić jak ssaki, czy inaczej mają ułożone połączenia nerwowe, przez co środki odurzające są im wręcz obojętne? Ale historia ta nieco zadziwiła panią weterynarz, była tak nieprawdopodobna że kobieta zastanawiała się przez chwilę czy była prawdziwa, czy jedynie wytworem wyobraźni mężczyzny, który niegdyś był uzależniony od jakichś środków, alkoholu, narkotyków, nikotyny, a może nawet był seksoholikiem czy pracoholikiem, w końcu nie powiedział z jakiego odwyku wrócił. Ale wiadomo że każdy z nas raczej pomyśli najpierw o alkoholu, narkotykach i nikotynie, aniżeli o innych, mniej znanych uzależnieniach, bo czy na nie również jest specjalistyczny odwyk? Tym bardziej kobieta upewniła się w nałogu związanym z narkotykami, skoro matka mężczyzny również musiała być uzależniona od kokainy.
- Och, to bardzo przykra historia. Rozumiem że przez to boi się pan odpowiedzialności za zwierzę w obawie przed jego utratą zapewne, ale jestem pewna że pan i Rocky świetnie się zrozumiecie, bo on również wiele przeszedł. - wciąż jej nie dawało spokoju pytanie co matka Dicka zrobiła ze skorupą żółwia, bo przecież jeśli ją spuściła w toalecie, to by się kibel zatkał, a skoro tak sprawy nie załatwiła to jak, wyrzuciła martwego żółwia bez skorupy, to jego gadzie ciałko tylko, a skorupę sprzedała? Nie drążyła jednak tematu by nie wzbudzać traumy w mężczyźnie, czy raczej budzić na nowo traumy którą przeżył w dzieciństwie. Nie wiadomo gdzie takowa by ich zaprowadziła, chociaż no też dziwię się kobiecie, że jej myśli zaprzątała tak prozaiczna rzecz jak skorupa żółwia. Ona pamiętała że ich żółwia z dzieciństwa po śmierci z rodzicami zakopali wspólnie w ogródku i był on w swojej skorupie. Gdzieś tam w głowie przeszła jej również myśl, że Dick jest tym typowym wyrośniętym dzieciakiem, boi się odpowiedzialności, więc nie przygarnie matki z dzieckiem, będzie jej płacił na wychowanie malucha i zarazem będzie udawał że nie ma z nimi nic wspólnego, nie biorąc udziału nawet w wychowaniu bąbelka. Jednak postanowiła nie poruszać tego tematu, gdyż znowu to mogłoby wywołać jego agresję, a nie chciała dodatkowo stresować suni. W pogotowiu jednak wolała mieć strzykawkę s środkiem nasennym.
- Będzie pan chciał ją odwiedzać i pomóc w adopcji szczeniaków gdy już będą na świecie? - zapytała jednak, nie mogąc się powstrzymać, ciekawa czy chodzi tylko o "bierz kasę i się ode mnie odczep" czy jednak trochę zależało mu na tym psiaku i w jakimś stopniu się do niej przywiązał, a przynajmniej na tyle że chciałby odwiedzać "swoją" psinkę.
- Czy będzie miał pan czas dzisiaj po 17? Pojadę z panem, załatwimy wszelkie adopcyjne formalności, mogę pomóc dobrać panu karmę dla niego, czy kupić mu rzeczy w sklepie zoologicznym, bo sama również będę musiała się wybrać tam po wygodne legowisko dla naszej przyszłej mamy. A na najbliższą wizytę możemy go zapisać w takim razie na jutro, bądź za dwa dni jeśli ma pan czas. - dodała, kierując się w stronę komputera i zaglądając w swój grafik. Ona przynajmniej miała znane godziny pracy i w miarę stałe, ale mężczyzna z racji wykonywanego zawodu tak pewnie nie miał, więc to ona musiała się dostosować do niego, a nie odwrotnie.
happy halloween
nick
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tyle, że z agresją to wcale nie było takie proste. Przez lata wmawiał sobie, że nie będzie taki jak ojciec i matka. Właściwie nawet bardziej opierał się na swojej rodzicielce, która była ćpunką i zachowywała się tak, że bał się momentami wracać do domu. Zaś tata był gwiazdą i choć próbował go nieudolnie naśladować to i tak nie znajdował wielu punktów wspólnych. Nie był mistrzem gotowania, chyba że mety, a panie może i były nim zainteresowane, gdy okazywał się synem swojego ojca. Nic więc dziwnego, że wyrastał w podziwie do tego człowieka, choć zdawał sobie sprawę, że nigdy nie doskoczy do jego poziomu.
Dopiero później zdał sobie sprawę, że jego nowa macocha jest dziwnie blada i za często nosi długie rękawy. W abstrakcyjny sposób ulżyło mu, bo przynajmniej zrozumiał, że nie jest tak zepsuty sam z siebie i ma to podłoże w genach. Albo tak sobie wmawiał, bo przecież jego tatuś nie był strażakiem, który był tak szalenie obojętny na los swoich ofiar. Może to z Dickiem od początku coś było nie tak i ta cała śmieszna pani weterynarz tego nie zauważała, bo wręczała mu psa? Sam nie wiedział, ale jakimś cudem zapalił się do tej idei posiadania kogoś, kto przynajmniej będzie go kochać bezwarunkowo. Miał również wrażenie, że takie czworonogi są bardziej rozrywkowe niż żółw, który właściwie poza żarciem sałaty nie robił nic.
Dlatego uśmiechnął się jak mały chłopiec, taki, który usiłuje nadrobić dzieciństwo w dorosłości.
- Musiał sporo przejść, skoro skrzywdzili go takim imieniem – skomentował w swoim stylu. Nic nie mógł poradzić na to, że był… cóż, sobą i stara prawda głosiła, że trudno było wobec niego zachować obojętność. Zazwyczaj albo go kochano (rzadkie i niewiarygodne) albo nienawidzono (praktycznie zawsze), ale przynajmniej nie wzbudzał letnich emocji. Według niego to był jakiś rodzaj postępu i tego zamierzał się trzymać, nawet jeśli obecnie omal nie wystraszył pani weterynarz na śmierć i dalej podejrzewał, że tylko cudem uniknął jakiejś skomplikowanej procedury medycznej.
Ta strzykawka, którą Rose tarmosiła tak zawzięcie w dłoni dawała mu zdecydowanie do myślenia. Uśmiechnął się jednak, gdy ich wzajemne pretensje uległy przeterminowaniu i nawet kiwnął głową, gdy zapytała o pomoc.
- Mam kilku dzianych znajomych. Podzwonię, może przygarną kundla. Powie się im, że to jakaś odmiana i to nowa hodowla… Oni są głupi, nie zauważą – przekonywał panią weterynarz, a gdy zaczęła tak wnikliwie badać swój terminarz to spojrzał na nią przerażony, ale wciąż się nie wycofywał.
- Dobra, lalka, zostawię ci mój numer, pisz smsa jakby co – machnął ręką i wyszedł z gabinetu. Jak na razie miał dość psów, a jednocześnie nie mógł się doczekać tego własnego.
Zupełna ambiwalencja, którą pewnie fundowała kokaina.

I koniec <3
Rose Hepburn
ODPOWIEDZ
cron