Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Randkowanie nie było mocną stroną Eve. Nie po wielu zmianach, które zaszły od kiedy była towarzyską nastolatką oddającą się w ramiona silnych mężczyzn. Wtedy ich potrzebowała, za jednym nawet poszła do wojska, ale teraz.. teraz nie umiała przyznać się do swoich słabości. Nie wiedziała jak to robić bez krępacji, którą tuszowała głupimi żartami, zaś tymi odstraszała zainteresowane nią osoby. Nie każdy rozumiał ten humor ani to, że nie była typową kokietką. Kiedyś by tak umiała, ale teraz szła na prostotę i bezpośredniość. Gdyby nie wymuszona pewna zmiana, swemu nowemu towarzyszowi, który o dziwo zgodził się na drugą randkę i ją przetrwał, od razu zaproponowałaby seks. Nie musieliby nawet czekać do tego momentu, kiedy oboje zgodzili się pójść do niego na drinka.
- Czyli paparazzi naprawdę to robią? – zapytała z niedowierzaniem, kiedy McClain przyznał się do wspinania po domach, drzewach, przeskakiwaniu przez wysokie mury i czajeniu się w krzakach byleby złapać celebryte na mało dyskretnym poprawianiu majtek. – Nigdy żadnego nie znałam. – Nie tak wręcz bezczelnego, ale nie zamierzała oceniać. Praca to praca. Każdy robił to w czym był dobry. Tak samo ona; nie wszyscy popierali tresury psów. Niektórzy postrzegali jej pracę inaczej i nawet nie chcieli poznać jak to wyglądało naprawdę i że psy traktowały to bardziej jako zabawę. – Tym bardziej takiego, który z drzewa wylądował prosto w basenie pani redaktor. – Zaśmiała się z opowiedzianej wcześniej przez Vernie’go historii. Niejednej, bo miał ich parę w zanadrzu, ale akurat ta zasłużyła na miano najlepszej, bo oznaczała problem a tymi Paxton interesowała się najbardziej. – Miałeś przez to duże kłopoty? – dopytała wgryzając się w pozostałość wafelka po lodzie, które kupili po drodze. Pomogło im to się rozluźnić, nieco zrzucić restauracyjną poważną manierę, która miała przełamać ich pierwsze spotkanie w barze. Na luzie, trochę nieświadomie, ale przegadali godzinę uznając, że mogliby spróbować pójść na randkę. Oto więc Eve wcisnęła się w sukienkę i rozpuściła włosy (bo najczęściej chodziła w spiętych) prezentując się lepiej niż sama mogłaby przypuszczać. Nie była nawet świadoma, że to potrafiła zbyt zajęta pracą w monotematycznych t-shirtach oraz spodniach. Wszystkie były prawie takie same, ale nie ta kiecka. Ta kiecka przechodziła samą siebie (klik – niestety nie znalazłam dobrego zdjęcia).
Nieświadoma dokąd idzie kroczyła ramię w ramię z Verniem. Zbliżali się właśnie do motelu, żeby go minąć, lecz mężczyzna nagle zakręcił w głąb tego przybytku, co wprawiło Eve w osłupienie. Zatrzymała się w miejscu z niedowierzaniem patrząc na towarzysza.
- Poważnie? – zapytała unosząc jedną brew do góry. Owszem, oboje dobrze wiedzieli co kryło się pod hasłem „idziemy do ciebie”, ale nie była aż tak żałosna, żeby dać się zaciągnąć do motelu jak jakaś dziwka albo ktoś, kogo nie warto wprowadzać do swego domu. Mimo wszystko nie zezłościła się jak furiatka. Dała McClainowi szansę na wytłumaczenie się i to od niego zależało, czy razem będą łamać ramy łóżka czy Eve złamie mu nos.

Vernie McClain