zrobi ci bukiecik — fleuriste
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Była niewysoka, nieśmiała, niepozorna i nierozmowna, jakby obawiała się być po prostu jakakolwiek.
  • 10.
Wolne dni zdarzały się rzadko. Zresztą Eden nie przepadała za nimi. Lubiła swój rytm dnia – wczesną pobudkę, częściej serwowaną przez Belzebuba niż budzik, naprędce zjedzone śniadanie i wyjście do pracy, gdzie wśród roślin czuła się jak w swoim królestwie. Potem szybkie zakupy po pracy, pogawędka z babcią i zwykle spokojny wieczór w domu. Wyglądało to podobnie nie tylko wtedy, gdy mieszkała przy Fleuorite View z babcią, ale i od jej przeprowadzki do Sapphire River w styczniu. Może nawet wtedy jeszcze bardziej dbała o to, by mieć taki stały schemat i niewiele czasu na spędzanie go w samotności.
Ale tego dnia nie musiała iść do pracy, nie miała też na weekend zaplanowanego żadnego występu, więc od samego rana wszystko toczyło się… leniwie. Belzebub, który wciąż dochodził do siebie po ostatnich zdrowotnych problemach, spał w jej nogach znacznie dłużej niż zazwyczaj, nawet nie domagając się jedzenia bladym świtem. I chyba dlatego, że wszystko wydawało jej się takie rozlazłe, a cisza wręcz dzwoniła w uszach, choć uporczywie przerywana przez grające w kuchni radio, Eden wreszcie wyciągnęła rower i wybrała się na przejażdżkę. Najczęściej poruszała się po Lorne Bay na nim lub pieszo – miała prawo jazdy, już od kilku lat właściwie, ale wciąż nie uzbierała takiej kwoty, by móc pozwolić sobie na kupno choćby jakiegoś starego auta.
Przejechała do Centrum, w drodze powrotnej planując zahaczyć o cukiernię, by kupić jakiś smakołyk dla siebie oraz o sklep zoologiczny, by wziąć coś Belzebubowi. Ruszyła w dół dość stromego zjazdu, kiedy nagle najechała na kamień. Podskoczyła, skupiając się na tym, aby utrzymać rower i to był właśnie ten moment, który przeważył o wszystkim, co stało się potem. Bo Eden, starając się wytracić trochę na prędkości, nie zorientowała się, że dojeżdża do przecięcia się dwóch ścieżek. Uniosła głowę ze zdziwieniem dostrzegając przeszkodę na swojej drodze.
Uważaj! – krzyknęła odruchowo i przekręciła kierownicą, chcąc odbić w bok, żeby nie przejechać człowieka. Udało jej się to częściowo, bo poczuła, że o niego zahaczyła którąś częścią roweru. Ktoś też krzyczał, choć najbardziej prawdopodobne wydawało się, że to ona. Potem, gdy będzie o tym myśleć, pewnie nieźle nagłowi się nad tym, ale wiedząc, że i tak się wywróci, w ostatniej chwili udało jej się zeskoczyć z roweru. Nie żeby miało ją to uratować przed upadkiem – i tak wylądowała na tyłku, a jej rower grzmotnął o ziemię kilka metrów dalej.

Freddie Prescott
sumienny żółwik
Ola
Pracownik Kina — EVENT CINEMAS CAIRNS CENTRAL
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.
Sobota.
Dla jednych dzień lenia, dla innych dzień pracy, dla Freddiego — dzień zdjęć. Grafik w kinie zazwyczaj pochłaniał większość weekendu, jednak tego dnia Prescott udało się zamienić zmianą z nowym bileterem, dzięki czemu mógł w końcu wykorzystać ten dzień na rzeczy, które faktycznie lubił. Ubrał się więc z samego rana, spakował analoga do torby, kilka filmów i ruszył do wyjścia. Naprawdę to lubił. Nie mógł pojąć, jak to się stało, że dopiero po tylu latach egzystowania odkrył w sobie tak głęboko skrytą pasję. Często zastanawiał się, jakby to było, gdyby faktycznie wiedział o tym wcześniej, poszedł na odpowiednie studia i pracował w zawodzie? Czy byłoby to spełnieniem marzeń, czy jednak po czasie przykrym obowiązkiem? Znał wielu ludzi, którzy przeistoczyli pasję w robotę i skończyli wyjątkowo marnie. Może to i dobrze, że jest jak jest. Przynajmniej robi wszystko po swojemu.
Trochę pokręcił się przy głównym rynku, zachwycając architekturą i tym, jak pięknie komponowała się ze słoneczną pogodą, panująca w Lorne. Promienie ogrzewały jego twarz, mimowolnie przyprawiając o jeszcze lepszy humor. Zdecydowanie był jedną z osób, na które dobra pogoda działała niczym lekarstwo.
Przechadzał się ciasną uliczką, co jakiś czas przystając na pstryknięcie zdjęcia. A niestety, nie było to tak proste jak w lustrzance czy zwykłym telefonie. Tutaj wymagało to wyjątkowej precyzji, wymierzenia nasycenia światła, ustawienie odpowiedniego naświetlenia. Nie było mowy o powtórkach. Jedna szansa, jedna odbitka. Jeden moment. I gdy Ollie już przystawiał sprzęt do oka, z oddali do uszu dotarło donośne Uwaga. Odwrócił się momentalnie, jednak i tak niewystarczająco szybko, by uniknąć zderzenia z ramą rozpędzonego roweru.
Kurw.. — nie zdążył nawet krzyknąć z zaskoczenia. Metalowa część trafiła prosto w biodro, powodując u niego utratę równowagi i spotkanie z chłodną podłogą. Głowa odbiła się z hukiem od krawężnika, a w uszach na moment zaświszyło. Czy to już? Umarł? Czy to właśnie w tak żałosny sposób miał skończyć się jego żywot? Uniósł jedną powiekę; powoli, niepewnie, rozglądając się ostrożnie. Jednak ku jego zaskoczeniu nieba wcale tam nie było, a te same bloki i otoczenie jak sprzed chwili. Czyli jednak żył. Super. Kończyny też zdawały się spoczywać wszystkie w odpowiednich miejscach. Z panicznym ciepłem w okolicy klatki sprawdził, że aparat wciąż znajduje się przewieszony na szyi w jednym kawałku i kurwa, nawet nie wiem jakimi słowami opisać ulgę, jaką poczuł. No co, drogie było to cholerstwo.
Gdy już dokonał wstępnej oceny własnego stanu zdrowia, uniósł się na łokciach i rozejrzał dookoła, a kiedy tylko ujrzał drobne kobiece ciało na podłodze, szybko zerwał się na nogi, kompletnie ignorując lekki zawrót głowy.
Hej, jesteś cała? — spytał z ewidentną troską w głosie. Ujął dziewczyną za twarz, by upewnić, się czy cokolwiek kontaktowała. Dobra, lekarz był z niego jak z Dudy prezydent, wiec i tak chuja umiał ocenić, ale na jego oko wyglądała całkiem żywo i okej? — Możesz wstać? Czekaj pomogę — przeniósł dłonie pod ramiona dziewczyny i powoli pomógł unieść ciało w górę. Na moment zapomniał, że sam jest ranny, a biodro już zaczęło pokrywać się obrzydliwym siniakiem. Kiedy już oboje stali na równych nogach, Freddie uważniej przyjrzał się dziewczynie.
Przygotowujesz się do jakiegoś rajdu szaleńców, czy może po prostu przejeżdżasz ludzi czysto hobbystycznie? — uśmiechnął się szeroko, machając głową w stronę roweru, kompletnie nie zwracając uwagi na dłoń, która wciąż trwała zaciśnięta na ramieniu nieznajomej.

Eden Goldwirth
ambitny krab
Kasik#0245
zrobi ci bukiecik — fleuriste
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Była niewysoka, nieśmiała, niepozorna i nierozmowna, jakby obawiała się być po prostu jakakolwiek.
Na pewno jedno można było powiedzieć o Eden w tym momencie (i niee, wcale nie chodziło o to, że była rowerową psycholką, która z zamiłowaniem taranowała bogu ducha winnych ludzi) – była w tym momencie bardzo oszołomiona i nie do końca wiedziała, co tak naprawdę się wydarzyło. No, może poza tym, że chyba nieźle potłukła sobie tyłek, bo kiedy już zaczęły docierać do niej jakieś bodźce to ból tych okolic ciała był na pewno jednym z pierwszych.
Drugim był głos – ale chyba nie ten z zaświatów. Brzmiał przecież zanadto przyjemnie, by móc należeć do jakiegoś Anioła Śmierci, Hadesa, czy kto tam jeszcze stał na czele krainy śmierci. O coś pytał, Eden też poczuła dłonie na swojej twarzy i bardzo starała się skupić wzrok na pochylającej się nad nią twarzy, ale właściwie nie wiedziała na co patrzeć – na zabawnie mrugające powieki czy poruszające się usta. Och, znów coś do niej mówił.
Umm, tak, chyba tak. – Tak przynajmniej sądziła. Chyba miała wszystkie ręce i wszystkie nogi. Bo gdyby straciła jakąkolwiek część ciała, bardzo by bolało, prawda? – Co?? Czekaj… – zaprotestowała słabo, ale on wcale nie czekał i zanim Eden się zorientowała, już stała na nogach. Trochę niepewnie, jakby obawiała się, że każdy najmniejszy ruch pośle ją z powrotem na ziemię. Ale chyba nic takiego nie miało się wydarzyć i Goldwirth powoli odzyskiwała pełną świadomość, łącznie z tym, że dotarło do niej, co też narobiła. Zadarła głowę do góry, by spojrzeć na swoją niedoszłą ofiarę – jak większość normalnych ludzi był o niej wyższy, ale ona też zdążyła do tego przywyknąć. Prawie od wszystkich swoich znajomych była niższa (wśród populacji Lorne Bay był wyjątkowo wysoki odsetek tych wysokich). I chociaż słowa chłopaka brzmiały żartobliwie, Eden poczuła, jakby dosłownie oblewała się purpurą od stóp do głów.
Nie, nie, ja… – zacięła się wyraźnie, bo jakoś tak wszystkie mądre słowa wypadły jej z głowy. To była jedna z takich sytuacji, w których Eden, jak widać na załączonym obrazku, zupełnie traciła głowę. Poza tym była też trochę skonsternowana, kiedy chłopak, zamiast na nią nakrzyczeć, pomagał wstać i nie wydawał się koszmarnie wkurzony. Ale to nie przeszkadzało Eden kulić się odruchowo, jakby w każdej chwili spodziewała się ataku. – Przepraszam, absolutnie nie chciałam cię rozjechać, jeszcze nikogo nie rozjechałam, naprawdę i … o boże, zrobiłam ci krzywdę? – Dla odmiany przestraszyła się tego, że to ona mogła mu coś zrobić i zupełnie bezwiednie położyła mu dłonie na klatce piersiowej, omijając oczywiście przewieszony aparat, jakby chciała wymacać, czy ma tam jakieś poważne rany. Co było głupie, bo w ten sposób mogła sprawić mu ból. Poza tym obmacywała zupełnie obcego chłopaka, co dotarło do niej z opóźnieniem. – Przepraszam! – zawołała, gdy tylko sobie uświadomiła ten błąd i jeszcze mocniej się zaczerwieniła, o ile było to w ogóle możliwe. Gwałtownie się odsunęła, tym samym strącając jego dłoń ze swojego ramienia. – Chcesz wezwać policję? – W końcu prawie go rozjechała. I chociaż działała na swoją szkodę to to wydawało się zwyczajnie właściwie i gdyby chłopak ją wezwał, nie mogłaby mieć do niego pretensji. Poza tym Eden była trochę nudziarą i najczęściej robiła rzeczy, które wydawały się właściwe.

Freddie Prescott
sumienny żółwik
Ola
Pracownik Kina — EVENT CINEMAS CAIRNS CENTRAL
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wiedział, że nie chciała go rozjechać. W końcu raczej niewielki odsetek ludzi budzi się pewnego dnia z wielką pasją do przejeżdżania ludzi na rowerze, a przynajmniej tak mu się wydawało, a wiadomo, mógł się mylić! W końcu gdyby się tak nad tym dłużej zastanowić w dzisiejszych czasach to kurwa nigdy nic nie wiadomo, nie? Ale ona nie wyglądała na morderczynie. Gdy tak spoglądał na nią spod przymrużonych powiek (bo przecież głowa pulsowała mu jak pojebana, a nie dlatego, że coś mu nie pasowało!), dziewczyna sprawiała wrażenie kompletnie bezbronnej. Dobrze jej z oczy patrzyło, a Freddie bardzo cenił sobie pierwsze wrażenie. I chociaż w tym przypadku było ono nieco.. bolesne, tak nie wydawało mu się, by chociaż w najmniejszym stopniu cokolwiek z tego było celowe.
No domyślam się, że nie celowo — zaśmiał się, rozglądając dookoła, czy aby na pewno ich dwójka była jedynymi ofiarami tego feralnego zdarzenia, jednak nerwowe dłonie eksplorujące jego klatkę piersiową zdecydowanie mu to utrudniały. Spojrzał na nią z góry, ewidentnie rozbawiony. Nie przeszkadzało mu naruszanie strefy osobistej, Freddie bywał przyjazny nawet do nieznajomych. — Ogólnie jest okej, tylko chyba biodro będę mieć do wymiany — uniósł delikatnie podkoszulek w górę, odsłaniając zaciemnienie na skórze wielkości arbuza (i trochę mięśni, bo przecież chłopaczyna w dobrej formie się trzymał). Jutro na pewno wszystko będzie w kolorze fioletu, puchnąć niemiłosiernie, ale cóż, zawsze mogło być gorzej, nie? Uśmiechnął się uroczo na przeprosiny dziewczyny. Dawno nikt go nie przepraszał za nieświadome macanie klaty.
Czy chce wzywać policje? — powtórzył pytanie, diametralnie zmieniając wyraz twarzy na pochmurny i teatralnie poważny — No oczywiście, że tak. Co ty myślisz? Trzeba spisać przecież cały protokół, ogarnąć detale dotyczące odszkodowania.. poza tym no jednak to jest uszczerbek na zdrowiu. Będzie dobrze, jak nie skończymy z tym w sądzie — w rzeczywistości aktor był z niego chujowy, jednak sposób, w jaki dziewczyna przyjęła to przedstawienie, zdecydowanie świadczył wręcz przeciwnie. I normalnie ciągnąłby dalej żart, ale widząc jej wielkie, przestraszone oczy, nie miał do tego serca. Po prostu nie mógł. — Hej, przecież tylko żartowałem! — potrząsnął jej ramieniem, by nieco się rozluźniła. Kurcze, może faktycznie nie powinien sobie żartować z takich rzeczy. W końcu jeszcze trochę i by mu to babeczka na zawał zeszła. Brawo Freddie, ty i te twoje żarciki.
Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. Głupi żart — posłał jej przepraszające i pełne troski spojrzenie — Wszystko jest okej. Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Na pewno dobrze się czujesz, będziesz w stanie jechać? — spytał przejęty, bo tak już miał. Przejmował się ludźmi.

Eden Goldwirth
ambitny krab
Kasik#0245
zrobi ci bukiecik — fleuriste
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Była niewysoka, nieśmiała, niepozorna i nierozmowna, jakby obawiała się być po prostu jakakolwiek.
Rzeczywiście Eden nie miała w sobie nic a nic z Olgi Hepnarovej. W ogóle starała się żyć tak, aby nie krzywdzić innych ludzi, przesadzając trochę w drugą stronę – niekiedy stawiając czyjeś dobro ponad swoje własne, bo to wydawało jej się właściwe. Nie, żeby zawsze miała na tym dobrze wychodzić. I choć zdawała sobie sprawę z tych wyraźnych mankamentów własnego jestestwa, jeszcze nie umiała z nimi walczyć. Pojedyncze zrywy w jej życiorysie, kiedy to zadbała przede wszystkim o siebie, były zaledwie kroplą w morzu.
Dlatego była tak przejęta tym, że mogłaby mu coś zrobić. I gdy chłopak uniósł koszulkę, a wzrok Eden powędrował w odpowiednim kierunku, przytknęła dłoń do ust.
Och, tak mi przykro – wymamrotała, unosząc spojrzenie na jego twarz. Czuła się naprawdę źle z tym, co się wydarzyło i to uczucie było na tyle intensywne, że jeszcze nie docierało do niej, że nieznajomy nie zarzuca ją pretensjami. Właściwie wystarczyło, że sama sobie to aktualnie robiła. – Mam nadzieję, że skończy się tylko na tym siniaku, ale gdyby nie, gdyby to było coś poważniejszego to ja oczywiście zapłacę za leczenie – zapewniła od razu, bo chyba tak należało zrobić, prawda? To znaczy tak się właśnie Eden wydawało, a przecież nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji, więc nie miała żadnego doświadczenia. Liczyła, że stojący przed nią chłopak był pierwszym, a jednocześnie ostatnim, którego próbowała przejechać. Nie chciała więcej takich atrakcji.
Zmiana, która nastąpiła uświadomiła Goldwirth, że teraz przechodzą do tej zdecydowanie nieprzyjemnej części – z drugiej strony, chyba żadna część tej całej akcji nie należała do szczególnie przyjemnej. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że gdy chłopak mówił, ją ogarniał coraz większy strach, gdy docierały do niej ewentualne konsekwencje – również prawne – całego zdarzenia. I nie od razu ogarnęła, że to tylko żart. Dopiero potrząśnięcie nią poskutkowało. Odetchnęła z ulgą.
Dziękuję. Nawet nie wiesz, jak bardzo ratujesz mi życie, że nie chcesz tego zgłosić. Choć oczywiście masz do tego prawo, więc serio, dziękuję. Obiecuję nikogo więcej nie przejeżdżać. Ciebie w szczególności – przyrzekła i na krótko na jej ustach zagościł uśmiech – pierwszy raz podczas ich pogawędki. Ale zaraz zastąpiła go pewna konsternacja – to było niezwykłe, że chociaż to on był ewidentnie poszkodowany, przejmował się nią? Było to niesamowicie miłe, a jednocześnie sprawiało, że Eden czuła się jeszcze bardziej zawstydzona. – Tak, oczywiście, ze mną wszystko w porządku. – Z jakiegoś powodu wolała nie wspominać o potłuczonym tyłku. Powoli podeszła do roweru, podnosząc go z ziemi. Z nim też chyba było okej, choć dziwny odgłos kazał Eden się pochylić. To wtedy dostrzegła, że łańcuch spadł, najpewniej kiedy rower zaliczył glebę. Przygryzła wargi, znów czując znajome uderzenie gorąca. Wyprostowała się, spoglądając na chłopaka. – Tylko, ekhm, podczas wywrotki spadł mi łańcuch, a ja nie umiem go założyć, wiem, bo kiedyś próbowałam, ale trochę mnie to przerosło i... o matko, naprawdę głupio mi o to pytać, ale może ty potrafisz? – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu i wbiła w niego pełne nadziei spojrzenie.

Freddie Prescott
sumienny żółwik
Ola
Pracownik Kina — EVENT CINEMAS CAIRNS CENTRAL
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Freddie był dobrej myśl. Nie uważał, żeby stan jego zdrowia mógł pogorszyć się do tego stopnia, by wymagało to jakiegoś specjalistycznego leczenia. W końcu to tylko lekkie obicia i siniaczni, a nie złamana noga czy ręką, bo wtedy to by dopiero było. Jako chłopak za dzieciaka nie raz przychodził do domu w o wiele gorszym stanie, kiedy to razem z kolegami przedzierali się przez moczary i skakali po drzewach, a jeden nieostrożny ruch Freda spowodował, że runął na ziemie z impetem, łamiąc sobie kość biodrową i nadgarstek. To dopiero była przykra sprawa! Spędził wtedy dobre kilka miesięcy w szpitalu, kompletnie unieruchomiony, a potem jeszcze drugie tyle rehabilitacji. Na całe szczęście w tym przypadku wystarczyła zapewne przeciętna maść na obicia.
Nic się nie martw — zapewnił ją, ukazując szereg białych zębów. — Najwyżej mój prawnik się będzie z tobą kontaktować — zaśmiał się od razu po, dając tym samym znać, że był to kolejny z jego serii głupich żartów, które jedyni znajdują urocze, inni zaś mają ochotę przypierdolić mu za nie patelnią prosto w szczękę. Miał tylko nadzieje, że urocza nieznajoma nie zaliczała się do drugiej kategorii.
Obserwował uważnie, jak z podchodzi do roweru i sprawdza również i jego stan zdrowia. Bo w końcu jak wszyscy to wszyscy, nie? Nie chciał odchodzić, dopóki nie upewni się, że wszystko z nią okej i jest w stanie spokojnie pojechać do domu. Tak już miał. Przejmował się. Niekiedy może trochę za bardzo, czasami do przesady, ale taka już jego natura. I jak się okazało, bardzo dobrze zrobił, bo już po chwili padła nieśmiała prośba o pomoc.
No pewnie, że umiem. Już popatrzymy, co tam się zadziało — podszedł czym prędzej do dziewczyny, jednak nim nachylił się nad rowerem, zdał z szyi przewieszony analog. — Możesz się nim na moment zaopiekować? — poprosił grzecznie, wręczając aparat w delikatne kobiece dłonie. Miał wrażenie, że już wystarczająco go dzisiaj poturbował i ostatnie co było mu potrzebne to rozbity lub ubabrany od smaru obiektyw. Zrzucił też z siebie niewielki plecach, cisnąc nim na brudny chodnik. Tym to akurat za bardzo się nie przejmował. Przykucnął przy rowerze, przyglądając się maszynie, tym samym zdając sobie sprawę, że sam dawno nie jeździł. Kiedy to było? Dwa, trzy lata temu, kiedy ostatni raz wybrał się na przejażdżkę? Nagle zatęsknił. Podróżowanie samochodem miało swoje ogromne plusy, jednak przemieszanie się na dwukołowcu posiadało swój niepodważalny urok i klimat (a no i przy przejeżdżaniu ludzi można było liczyć na lekkie obicia, a nie dożywotni pobyt w szpitalu lub po drugiej stronie xd).
To gdzie się tak śpieszyłaś, co? — zagadał w międzyczasie, gdy dłońmi próbował rozplątać ubabrany łańcuch. Nie uważał, by było to naruszanie prywatności, przecież jeśli nie będzie chciała mu powiedzieć, po prostu przemilczy temat, a przecież zawsze jakakolwiek rozmowa była lepsza niż niezręczne milczenie. Poza tym wydawała się wyjątkowo sympatyczna, a Freddie naturalnie lubił przebywać wśród takich ludzi.

Eden Goldwirth
ambitny krab
Kasik#0245
zrobi ci bukiecik — fleuriste
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Była niewysoka, nieśmiała, niepozorna i nierozmowna, jakby obawiała się być po prostu jakakolwiek.
Nie chciała mu przywalić patelnią w twarz. I było tego przynajmniej kilka powodów, między innymi to, że obiektywnie patrząc miał ją całkiem atrakcyjną, więc byłoby naprawdę szkoda, żeby ją w jakiś taki sposób naruszać, a poza tym nie chciała mu już dokładać siniaków. Chyba wystarczyło tego na biodrze, który i tak pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie mu przypominał o tej sytuacji. No dobra, była jeszcze jedna kwestia – kiedy już trochę odetchnęła z ulgą (w końcu oboje żyli, hurra), żarty chłopaka wydawały się zabawne! Na tyle, że Eden mimowolnie się roześmiała, słysząc kolejny z nich.
Muszę pamiętać, żeby pod żadnym pozorem nie dawać ci swojego numeru telefonu – nawet ona zdobyła się na niewinny żart w tej sytuacji – ani żadnych innych danych, po których twój prawnik mógłby mnie znaleźć. – Ale omówmy się, Lorne Bay to nie była żadna metropolia, więc odnalezienie kogokolwiek, chociażby po opisie wyglądu i innych detalach, pewnie nie byłoby znowu takie trudne. Całe szczęście, że do tej pory nie pojawiła się jeszcze w żadnych policyjnych kartotekach, więc może nie dotarliby do niej tak od razu. Kto wie, może nawet zdążyłaby się spakować i uciec na drugi koniec kraju? Albo poza jego granice? To oczywiście głupstwo, nikt nie robił takich rzeczy z powodu drobnego rowerowego wypadku.
Ostrożnie przejęła od niego aparat, obserwując, jak zajmuje się jej rowerem. W końcu nawet przykucnęła obok niego, śledząc z niegasnącym zainteresowaniem każdy jego ruch dłoni. Pewnie przy okazji miała nadzieję, że na przyszłość już sama będzie wiedziała, jak założyć łańcuch, jeśli ponownie spotka się z tym problemem (to znaczy ze spadnięciem łańcucha, nie przejechaniem kogoś).
Chyba zgubiło mnie łakomstwo – przyznała pół żartem, pół serio, posyłając mu uśmiech. Nie miała nic przeciwko tej pogawędce, w ciągu tych kilku minut przekonała się już, że chłopak nie gani jej za gapiostwo, które było przyczyną tego wypadku. – Tam, po drugiej stronie ulicy – delikatnie przekręciła ciało, by jedną dłonią wskazać mu kierunek – jest cukiernia. I mają tam naprawdę pyszne kremówki – dodała, z powrotem odwracając się w jego stronę i nieco ściszając głos, jakby dzieliła się z nim jakąś tajemnicą. Były prawie tak dobre jak te, które czasem robiła jej babcia, a Margaret była mistrzynią wypieków, więc w osobistym rankingu Eden to znaczyło bardzo dużo. Opuściła spojrzenie na aparat, który trzymała w dłoniach, podczas gdy wciąż nieznajomy zajmował się jej rowerem. – Jesteś fotografem? – zapytała ze szczerą ciekawością. Mógł być również turystą, który oprócz bliższego spotkania z centrum miasteczka zaliczył również to z jej rowerem, tak w ramach dodatkowej atrakcji. Lub zwyczajnie hobbistycznie cykał fotki, to też była jakaś opcja.

Freddie Prescott
sumienny żółwik
Ola
Pracownik Kina — EVENT CINEMAS CAIRNS CENTRAL
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na moment poczuł zawód. Niewielkie uczucie rozczarowania, gdy z tym jakże wyjątkowo osobliwym uśmiechem obiecała, że nigdy nie podzieli się z nim numerem telefonu. Z jednej strony; totalnie zrozumiałe. Przecież nawet się nie znali, nie miała nawet najmniejszych podstaw, żeby dzielić się z nieznajomym tak ważną i prywatną informacją jak kilkucyfrowy zlep liter zapewniający kontakt. A jednak. Jednak coś w tym wszystkim lekko go ugodziło. Uśmiechnął się jednak szeroko i zawtórował śmiechem, okazując docenienie dobrego żartu.
Robota z łańcuchem z początku wcale nie wydawała się jakaś bardzo skomplikowana; trochę ponaciągać, pokręcić pedałem i gotowe, jednak z każdą chwilą coś nowego nie szło po myśli Freddiego. A to kiedy naciągał jedną stronę, druga odskoczyła, a to ręce ślizgały mu się od smaru. Uświadomił sobie, jak dawno tego nie robił. Jak dawno nie babrał się z rowerem, czy motorem, którego całe wieki nie odwiedzał w warsztacie wujka i momentalnie zatęsknił. Zatęsknił za godzinami w smarze, narzędziami w ręku oraz tworzeniu czegoś kompletnie nowego i cudownego ze starych, zmarnowanych części. Zanotował szybko w głowie, by w ciągu najbliższych tygodni wybrać się tam w odwiedziny i wrócił czym prędzej do wadliwego roweru.
Ohh kremówki — westchnął momentalnie na sam dźwięk słowa kremówka. — Kurcze, chyba całe wieki nie jadłem!! Kiedyś babcia zabierała nas co niedziele to takiej niewielkiej cukierni za miastem przy lokalnym jeziorze. Robili tam n a j l e p s z e kremówki ever. A ja wiem, co mówię — spojrzał na nią poważnym wzrokiem znad siodełka. — Jestem prawdziwym koneserem wszelkich słodkości — wyznał zgodnie z prawdą. No cóż. Można mu było wiele zarzucić, ale nigdy tego, że nie wiedział, czym były dobre słodkości. Od dzieciaka miał słabość do słodyczy, wpierdalał wszystko, co tylko zawierało cukier; ciasteczka, czekoladę, batoniki, lody, kremy, a i nawet sam cukier zdarzało mu się wcinać łyżeczką od herbaty! Matka do dzisiaj zazdrości mu dobrej przemiany materii, gdyby nie to, ważyłby pewnie z dwieście kilo i miał problemy z normalnym funkcjonowaniem przy ilości słodkości, jakie zwykł spożywać.
Tak. To znaczy nie! Żadnym profesjonalnym, żeby nie było. Tak po prostu lubię sobie czasem popstrykać fotki — wyznał bardziej zawstydzony niż dumny z praktykowanej profesji. — Jeszcze w szkole trafiłem z totalnego przypadku na zajęcia fotograficzne i jakoś tak wyszło, że serce zabiło mi szybciej do analogów — odpowiedział zgodnie z prawdą, wypuszczając nutkę rozmarzenia na twarz. Uwielbiał to. Uwielbiał chwytać chwilę, zatrzymywać czas w prostej fotografii, niewielki moment, który już nigdy się nie powtórzy. Fotografia miała w sobie wyjątkowy urok. Każde zdjęcie było inne, nigdy takie samo. Uśmiechnął się pod nosem, w końcu kończąc zakładać nieszczęsny łańcuch.
I.. gotowe! — pokręcił jeszcze trochę pedałami, by upewnić się, czy aby na pewno wszystko odpowiednio zaskoczyło i nie rozpierdoli się ponownie przy pierwszej lepszej okazji. — Powinno być okej — wstał na równe nogi, zapominając się na moment i wycierając brudne łapy w ciemne jeansy. — Oczywiście do momentu, w którym znowu nie postanowisz kogoś przejechać — dodał, nie potrafiąc się powstrzymać. Te żarty same cisnęły mu się na usta. No kurwa raczej nie inaczej. Spojrzał na dziewczynę, dając jej lekkiego kuśtyka w ramię. Tak na rozluźnienie.

Eden Goldwirth
ambitny krab
Kasik#0245
zrobi ci bukiecik — fleuriste
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Była niewysoka, nieśmiała, niepozorna i nierozmowna, jakby obawiała się być po prostu jakakolwiek.
Czasem sobie myślała, że może gdyby nie to, że jej rodzice zginęli w katastrofie lotniczej to potrafiłaby bez większych problemów założyć łańcuch w rowerze, wymienić koło w aucie (aczkolwiek skoro go nie miała to póki co ta umiejętność nie była jej przydatna) czy robić mnóstwo innych rzeczy, przy których teraz musiała prosić kogoś o pomoc, ze świadomością, że jest zwyczajnie nieporadna.
A może – nawet gdyby żyli – zupełnie nic pod tym względem by się nie zmieniło? Choć Eden dość mgliście ich pamiętała, tak naprawdę wychowywała się karmiona opowieściami o nich. Margaret bardzo dbała o tym, by jej wnuczka usłyszała wiele historii o swoich rodzicach, może nawet, żeby miała poczucie, że ich zna, mimo że nie było ich obok. I tylko na podstawie tych historii nie sądziła, by jej tata miał być dobrym kompanem do majsterkowania. Był bardzo skupiony na swojej muzyce, wręcz zamknięty w tej bańce i chociaż mama trochę też, to ponoć ona była osobą, która lepiej ogarniała prozaiczną codzienność.
Uśmiechnęła się szeroko, ale bynajmniej nie dlatego, że przywołane przez chłopaka wspomnienie ją bawiło. Po prostu…
Wieki? – powtórzyła po nim, z pozornie poważną miną, obrzucając go oceniającym spojrzeniem. – Dałabym sobie rękę uciąć, że wyglądasz na trochę młodszego, nieźle się trzymasz. Chyba masz chody u jakiegoś producenta bardzo drogiego kremu przeciw oznakom starzenia się – zachichotała i to było dość dziwne zachowanie jak na nią. Eden nie była żadną duszą towarzystwa. Nie łapała tak łatwo kontaktu z innymi i choć zawsze była uprzejma, zwykle potrzebowała czasu, by się w czyimś towarzystwie poczuć swobodnie. A jednak ten chłopak miał w sobie coś takiego, że żartowanie z nim był zaskakująco proste.
I, co jeszcze dziwniejsze, Eden z niejakim smutkiem odnotowała fakt, że tak szybko poradził sobie z jej rowerem. Nie chciała naturalnie, by cokolwiek było po niej widać, więc natychmiast przywdziała na twarz uśmiech, który poszerzył się odrobinę w odpowiedzi na jego żart.
Dziękuję. I spokojnie, wbrew pozorom mam w życiu jeszcze inne pasje poza rozjeżdżaniem ludzi na rowerze – zapewniła z wyraźną nutą rozbawienia. Wyciągnęła w jego stronę aparat, ale widząc, że dłonie wciąż ma trochę pobrudzone smarem, delikatnie pokręciła głową. – Mogę? – Pokazała mu, by się trochę pochylił i gdy to zrobił, przewiesiła aparat przed jego szyję. Wyprostowała się, w końcu łapiąc za kierownicę roweru i naprawdę zamierzała się już z nim pożegnać. W końcu pewnie każde z nich powinno się już rozejść w swoją stronę. I Eden o tym wiedziała, a mimo to słowa, które wyszły z jej ust były zgoła inne. – Może dasz się zaprosić na kremówkę? W ramach rekompensaty za straty moralne i ewentualną utratę biodra? Nie mogę obiecać, że będą takie, jak z twoich wspomnień, ale są naprawdę całkiem niezłe. Oczywiście o ile masz czas, bo jeśli nie to w porządku, to tylko taki luźny pomysł… – Choć miała dobre intencje, gdzieś się w tym wszystkim zakręciła, więc statecznie zamilkła, wbijając wzrok w ramę roweru i z jakiegoś powodu była przekonana, że tylko się zbłaźniła.

Freddie Prescott
sumienny żółwik
Ola
Pracownik Kina — EVENT CINEMAS CAIRNS CENTRAL
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mówisz? — rzucił, unosząc głowę, gdy tylko napomknęła o posiadaniu innych pasji. — Ja tam nie wiem, uważam, że rozjeżdżanie ludzi jest całkiem polsko pasją. Fakt, może trochę niebezpieczną, może trochę taką, przez którą można wylądować w pudle, jednak zdecydowanie oryginalną — stwierdził z uznaniem. W dzisiejszych czasach bardzo ciężko było o oryginalność. Ludzie zwykli już mielić powtarzający się kontent, oklepane pomysły i wszystko co sprawdzone, bo wszystkie pomysłu w końcu kiedyś się kończą. Freddie uważał to za stu procentowy, totalny bullshit. Gówno prawda. Wystarczy trochę kreatywności i zawsze było się w stanie znaleźć coś, o czym nikt wcześniej nawet nie pomyślał.
Oddał grzecznie rower w ręce jego właścicieli, upewniając się jeszcze zanim puści, że ta jest w pełni kontroli kierownicy. Przecież nie chcieli, żeby stała się jakaś kolejna mini tragedia. Uśmiechnął się uroczo, gdy z ust nowo poznanej koleżanki wypłynęła jakże zachęcająca propozycja.
O kurczę to brzmi super zachęcająco — aż się uślinił trochę chłopak, przepadając w świecie słodkości i karmelowego cappuccino. — Niestety, nie mam dzisiaj już czasu. Właściwie to jestem umówiony i spóźniony o dobre kilkanaście minut — dodał smutno, spoglądając na zegarek i upewniając się czy aby na pewno nie ma może dodatkowych dziesięciu minutek na małą kremóweczkę. — A szkoda, bo bardzo bym chciał. Może innym razem? — zaproponował, spoglądając w jasne oczy. Chciałby porozmawiać z nią trochę więcej, dowiedzieć się kim jest, co robi czym się pasjonuje, jednak musiał już biec. Gwen nie lubiła gdy się spóźniał, a ostatnie czego potrzebował to wywodu na temat punktualności i jak ważna jest ona w prowadzeniu zdrowego, proaktywnego związku.
Mogę na chwilę twój telefon? Napisze ci swój numer i jeśli jeszcze kiedykolwiek miałabyś ochotę zafundować mi tą zaległą kremówkę, bardzo chętnie się skuszę — ukazał szereg białych zębów, grzecznie czekając na ruch z drugiej strony i gdy tylko niewielki ekran komórki ukazał się przed jego twarzą, Prescott wystukał odpowiednią kombinację cyfr. — Freddie! — rzucił jeszcze na odchodne, przebiegając na drugą stronę ulicy, upewniając się przy tym, żeby nic więcej w niego nie jebło, trochę żałując, że musiał już uciekać. No ale cóż, może jeszcze kiedyś uda im się spotkać…

Eden Goldwirth
/ x2 zt.
ambitny krab
Kasik#0245
ODPOWIEDZ