bezrobotna i spłukana — grosza daj wiedźminowi
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
it's hard to find a place to hide When you're running from what's inside No matter where you go, there you are
- numer 1 -
I'm pregnant not disabled... right?

Czuła zdenerwowanie. W zasadzie nie byle jakie. Była kłębkiem nerwów. Zegarek w telefonie pokazywał godzinę jedenastą rano, a ona jeszcze nic nie jadła, nie licząc skórki od chleba, co podobno pomagało na poranne mdłości. Może coś w tym było, a może nie. Były po prostu czasami takie dni, że nic jej nie pomagało i umierała nad kiblem, przeklinając dzień swoich narodzin. Dzisiaj było znośnie, chociaż w ogóle nie miała apetytu i jedyne co mogła przełknąć to chłodna woda niegazowana, z którą po latach się przeprosiła. Do tej pory zazwyczaj pijała tylko wodę gazowaną, bo inne jej nie smakowały.
Auto zaparkowała niedaleko przychodzi lekarskiej, po czym wyłączyła silnik i zerknęła na Mitcha, który siedział na miejscu pasażera.
Wyglądam jak straszydło — mruknęła. — Jestem blada, mam podkrążone oczy i szopę na głowie — dodała z przejęciem. Ostatnio często zmieniał jej się nastrój i to czasami z godziny na godzinę. Raz była smutna lub zagubiona, a za chwilę wesoła i pełna energii. Zdawała sobie sprawę, że to jej własne ciało doprowadza ją do takiego stanu, ale po prostu bardzo dziwnie się z tym czuła. Czasami chciała, żeby wszystko wróciło do normy. Mitch pewnie też miał już dosyć. Dzielny jest, że tak to wszystko znosi.
Za kwadrans miała pierwszą wizytę kontrolną u ginekologa od pobytu w szpitalu. Nie miała pojęcia jak to będzie. Z jednej strony obawiała się, że coś może pójść źle, jakby to co się działo, miało nie być realne i w pewnym momencie zniknie jak bańka mydlana, a z drugiej przekonywała siebie, że wszystko będzie dobrze, w normie i nie czekają ich żadne niespodzianki. Ot, normalna, podręcznikowa ciąża, dobre wyniki, tylko uśmiechu brak.
Chodźmy, bo się spóźnimy — powiedziała, ale nie ruszyła się z miejsca. Siedziała nieruchomo, zerkając na blondyna i przygryzając wargę. Może powinna przełożyć wizytę? Chyba nie czuła się na siłach, żeby tam pójść.

Mitch Brown
summertime
Myre
Criminal Profiler — Lorne Bay Police Station
34 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Blindness is an unfortunate handicap but true vision does not require the eyes.
Something about you made me feel a little more alive and a far less lost.
Czymże było ojcostwo?
Dane pytanie zadawał sobie coraz częściej - oczywiście tylko w myślach, aby przypadkiem nie dołożyć niepotrzebnej cegiełki do rosnącego już i tak stresu.
Może nie wiedział Reiny; nie mógł zatem dostrzec mowy jej ciała, charakterystycznej mimiki, bądź strachu tkwiącego w jej oczach. Wydawałoby się zatem, jakoby trwał na straconej pozycji. Zamknięty w próżni niewiedzy, odepchnięty od źródła problemu. Jednakże, jemu wystraszył wyłącznie ton głosu swej partnerki, aby wyłapać z nim wszystkie emocje, którymi wtenczas została otoczona.
Bała się tak, jak i on się bał.
Z dnia na dzień przyszło im się zmierzyć z nowymi rolami, a przyszłość wciąż oscylowała w barwach szarości.
Bo nikt nie twierdził, że będzie łatwo.
Po prostu.
Dzisiejszy dzień miał rozwiać ogrom wątpliwości lub go pogłębić.
Mitch nawet nie zdawał sobie sprawy jak prozaiczna w skutkach wizyta w gabinecie lekarskim może być stresująca.
Dla ich obojga.
Z drugiej zaś strony pamiętał swoje podróże do wszelakich specjalistów, którzy rzekomo mieliby się przyczynić do odzyskania przez niego wzroku.
Z początku może i żywił ku temu nadzieję, lecz z każdym kolejnym spotkaniem czuł się bardziej jak pieprzony królik doświadczalny. Do dzisiaj nie pozwala badać swoich oczu, bowiem oswoił się ze świadomością otrzymanego przez los i własną głupotę kalectwa. Nauczył się z tym żyć. Bezpowrotnie. A teraz przyjdzie mu przyodziać całkiem nową maskę.
Te nieprzyjemne rozmyślania stanowczo przerwał mu głos Reiny. Chwilę potem poczuł, jak samochód staje w miejscu, a silnik definitywnie cichnie.
Byli już na miejscu.
Jego palce zacisnęły się na gładkiej dłoni kobiety. Ścisnął ją lekko, aby dodać potrzebnej im obojgu otuchy. Poza tym, nie uważał, aby jego partnerka rzeczywiście wyglądała jak przysłowiowe straszydło. Faktycznie, w ostatnim czasie źle się czuła, jednakże, walory estetyczne zapewne pozostały na swoim miejscu.
Nie widział, to prawda. Nie mógł zatem jej dostrzec. Docenić urody pod kątem wizualnym. Do tego używał jedynie zmysłu dotyku. Samymi opuszkami palców oceniał delikatność skóry, zadartość nosa oraz linię rysów twarzy.
Dlatego uważał, że Reina była najpiękniejsza.
Jego Reina była najpiękniejsza.
— Nie mów tak — rzucił jedynie. Nie z groźbą, złością, czymkolwiek negatywnym. Ton jego głosu był spokojny oraz ciepły. Taki jak zawsze, gdy był blisko niej.
Czule pogładził wierzch jej dłoni. Potrzebowała czasu? Więc na to przystał. Nie ponaglał. Nie przypominał o godzinie wizyty, a czekał.
Czekał, aż oboje będą gotowi.
Wiadomość o dziecku spadła na nich jak grom z jasnego nieba, burząc dotychczasowy byt egzystencjalny. Próbowali oswoić się z ową myślą - musieli też potwierdzić. Zobaczyć, usłyszeć... Część ich miłości. Bo to maleństwo istnieje dzięki im.
Tylko dzięki im.
Musieli zrobić olbrzymi krok.
Trudny.
Nieznany.
Lecz nie w pojedynkę, a razem.
— Chodź, czas usłyszeć pierwsze bicie serduszka naszego maleństwa — delikatny uśmiech przyozdobił jego wargi, a palce jakby mocniej zacisnęły się na dłoni Reiny, by po chwili puścić ją i sięgnąć do klamki.

Reina A. Everly
powitalny kokos
Moony
bezrobotna i spłukana — grosza daj wiedźminowi
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
it's hard to find a place to hide When you're running from what's inside No matter where you go, there you are
Reina była w rozsypce emocjonalnie i nie dotyczyło to tylko niespodziewanej ciąży. Kilka tygodni temu została porwana i torturowana psychicznie oraz fizycznie przez seryjnego mordercę. Nie była nawet blisko przepracowania tego traumatycznego zdarzenia, chyba nawet nie zaczęła, bo wiadomość o ciąży, którą dostała w szpitalu kilka dni po porwaniu, uderzyła ją z ogromną siłą, na moment spychając porwanie na bok. Nadmiar wrażeń i emocji sprawiły, że na moment jakby stała się nieczuła. Być może była to strategia obronna jej organizmu, bo nie była pewna czy poradziłaby sobie ze wszystkim na raz. Musiała dawkować wrażenia, żeby serce jej nie eksplodowało. Z dnia na dzień wspomnienia i emocje do niej wracały, a rozmyślanie o tym, że zostanie matką przeplatały się z obrazami mordercy, który sprawia jej ból i opowiada te wszystkie straszne rzeczy, które robił innym kobietom przed śmiercią. To wszystko zostawiało ślady w psychice, a ona nie potrafiła ich zacierać. Do tego dochodziła jej spanikowana matka, która dzwoniła od kilku do kilkunastu razy na dzień. Dowiedziała się o ciąży od lekarza, zanim Reina kategorycznie zabroniła mu komukolwiek mówić (komukolwiek, czyli przede wszystkim jej matce). Cóż, wtedy było już za późno. Everly nie miała ochoty tłumaczyć raz po razie, że czuje się w porządku i nic jej nie dolega oprócz mdłości, więc przestała odbierać, co chyba tylko nasiliło częstotliwość wykonywanych przez jej rodzicielkę połączeń. Telefon spoczywał w kieszeni czarnej bluzy, którą Raina miała na sobie, wyciszony na amen.
Więc czym było macierzyństwo?
Całą gamą obaw, zmartwień i wyrzeczeń. Niekończącą się gonitwą za wyznaczonym celem, którego tak naprawdę nie da się osiągnąć, bo tkwi w tym zbyt dużo zmiennych. Rozczarowaniem, małymi sukcesami, dużymi porażkami. Śmiechem, płaczem, strachem i bezsilnością. Zapachem wiosennych kwiatów, ciepłym promieniem słońca, padającym na twarz, mrozem w środku zimy, śniegiem, który zakrada się pod ubranie podczas bitwy na śnieżki i wichurą, która porywa zapomniane na balkonie pranie.
Łatwe to słowo, które coraz rzadziej pojawiało się w słowniku rodzica. Reina już porzuciła ten wyraz, mimo że nawet nie została jeszcze matką.
Czuła się zmęczona, mimo że ostatnio przesypiała co najmniej połowę doby, a większość drugiej połowy dalej spędzała w łóżku lub na kanapie. Czy było coś takiego jak depresja przedporodowa? A może to bardziej złożony problem?
Na szczęście miała jego i tylko dzięki niemu powoli mobilizowała się by stanąć na nogi. Gdyby nie Mitch, pewnie w ogóle nie wychodziłaby z łóżka, a tak miała motywacje.
Objęła jego dłoń palcami i lekko ścisnęła.
Czasami zastanawiała się jak on ją widzi. Naturalnie opowiedziała mu jak wygląda, no i pomagał sobie dotykiem w ocenianiu jej aparycji, ale przecież nie mógł na sto procent odzwierciedlić w swoich myślach jej prawdziwej twarzy. Ciekawe jak obraz w jego głowie różnił się od oryginału. Chociaż czy to ważne? To chyba kolejna rzecz, którą jej uświadomił (może i bezwiednie). Gdyby ludzie nie widzieli się nawzajem, ocenialiby się w zupełnie inny sposób, chyba szczerzej.
Kiwnęła głową na jego słowa odnośnie udania się w końcu do lekarza i sama wysiadła, po czym okrążyła auto i stanęła obok Mitcha. — Raz się żyje — mruknęła, odrobinę żartobliwie i westchnęła ciężko, po czym ruszyli na drugą stronę ulicy, przy której znajdowała się przychodnia.
W środku nie było dużo ludzi, ale okazało się, że będą musieli poczekać odrobinę dłużej, niż było to planowane. Po tym jak usiedli w poczekalni, Reina spytała Mitcha:
Będziesz miał kłopoty za spóźnienie się do pracy? Na którą miałeś być? Na dziesiątą?
Wiedziała, że blondyn musiał dziś pojawić się na policji, co i tak już opóźnił ze względu na ten termin.

Mitch Brown
summertime
Myre
Criminal Profiler — Lorne Bay Police Station
34 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Blindness is an unfortunate handicap but true vision does not require the eyes.
Something about you made me feel a little more alive and a far less lost.
Czas się jakby dla nich zatrzymał - a wszelkie inne obowiązki, zagwozdki, problemy zeszły na drugi, bardziej daleki plan. Tutaj, skupiali się wyłącznie na sobie i na tym, co pojawić się miało za kilka miesięcy.
Nowe życie. Nowe wyzwanie. Nowe wszystko.
Nagły obrót o całe sto osiemdziesiąt stopni przesunął ich relacje na zupełnie inny poziom. Mieli zostać rodzicami. Parą z krwi i kości.
Obawy w Mitchu tliły się niezauważone przez innych. Trzymał je głęboko w sobie, jakoby nie chcąc przysparzać innym więcej zmartwień.
Bo przecież mieli ich aż nadto!
Dużo myślał nad rolą ojca i jeśli sama wizja dziecka go tak nie przerażała, to aspekt niepełnosprawności wypływał na powierzchnię, bo jak miał zajmować się swoim synem bądź córką, jak miał je wychowywać, uczyć życia i przeszkód w nim widniejących - jeśli nie widział?
Całą egzystencję układał pod siebie. Aby zwyczajnie przetrwać. I nie zabić się przy okazji.
Nawet teraz, gdy przyszło mu zamieszkać razem z Reiną. W kompletnie nowym miejscu, to uczył się układu pomieszczeń oraz sprzętów na pamięć. A więc, jak to będzie wyglądać, gdy pojawi się w ich życiu ta mała istota? Która będzie rozrzucać zabawki, wywalać jedzenie, czy zwyczajnie potrzebować przewodnika w tym różnorodnym świecie? A on był przecież obarczony poważnym defektem. Bez sposobności usunięcia go.
Aż przełykał z trudem ślinę, gdy wyobrażał sobie to wszystko. Nawet teraz.
Za decyzją kobiety mu towarzyszącej również opuścił wnętrze auta. Poczekał, aż wspomniana pojawi się u jego boku. Rozkładaną białą laskę pozostawił w kieszeni, skoro otrzymał inną formę wsparcia, by bezpiecznie pójść przed siebie. Poprawił jeszcze okulary na nosie i palce jakby mocniej zacisnął na ramieniu Reiny.
Pozwolił się prowadzić, aż oboje dotarli do schodów przychodni. Ostrożnie pokonali stopień po stopniu, a rozsuwane drzwi ukazały im dalszą drogę.
W milczeniu podążali nieco opustoszałym korytarzem, by finalnie dotrzeć pod odpowiedni gabinet. Okazało się, że byli chwilę przed czasem, toteż usiedli na ławce w holu.
Mifch chwycił dłoń Rainy, bo właśnie rozpoczynał się ten nowy rozdział w ich życiu. Moment, w którym poznają pierwiastek ich relacji.
— O pracę się nie martw — zapewnił ją, uśmiechając się przy tym lekko — Przekazałem, że na posterunku pojawię się, gdy załatwię swoje sprawy — na tym etapie nie chciał jeszcze wtajemniczać nikogo w te sprawy . Poza tym, jego praca nie wymagała siedzenia na tyłku przez 8 godzin czy nawet więcej.

Reina A. Everly
powitalny kokos
Moony
bezrobotna i spłukana — grosza daj wiedźminowi
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
it's hard to find a place to hide When you're running from what's inside No matter where you go, there you are
Przymknęła oczy na krótką chwilę i głęboko odetchnęła. Chyba nawet nie do końca czuła jak spięta była. Mięśnie zamieniały się w kamienie, które zaczną boleć jeżeli porządnie ich nie rozmasuje. Odkąd ona i Mitch związali się ze sobą na poważnie nie rozmawiali o wielu sprawach, które wcześniej czy później trzeba będzie przedyskutować. Jasne, rozmawiali ze sobą, czasami nawet długimi godzinami, ale kobieta miała wrażenie, że o rzeczach, które nie są tak istotne, przynajmniej na ten moment, w ich życiu. Chociaż jej to w zasadzie było na rękę. Miała wrażenie, że nie ma siły na trudne tematy i szukanie rozwiązań, których być może nigdy nie znajdą. Wiele rzeczy w ich życiu było ostatnio zbywane słowami, lub myślami, “jakoś to będzie”. Jakoś, czyli jak? Mitch na pewno myślał o tym, że nie widział, co w przyszłości mogło być problematyczne - ona miała to na względzie, chociaż nie chciała się przed nim przyznać, że tak myśli, jakby bała się, że on może odebrać to źle. Reina chciała wierzyć, że jakoś się ułoży, że te wszystkie przeszkody będą przepracowywać na bieżąco. Tylko co, jeśli to był kiepski plan? Co, jeśli lepiej wszystko omówić i wyeliminować jak najwięcej możliwych błędów, zamiast je popełniać i dopiero wtedy się uczyć?
Były jeszcze inne kwestie, jak na przykład jej stany depresyjne i lękowe, które dalej występowały, a których odmówiła leczyć. Albo jeszcze praca, do której chyba nie chce wrócić lub to, że może być im wtedy ciężko utrzymywać się z jednej pensji. Oszczędności Reiny powoli się kończyły, bo większość zainwestowała w nowy dom, remont i meble. Nigdy nie powiedzieli tez sobie czy faktycznie jest to odpowiedni czas na dziecko. Może i defektu Mitcha nie można było usunąć, ale można było zresetować coś innego.
Może przede wszystkim nie zapytała jeszcze samej siebie czy aby na pewno tego chce? Wszystko wydawało jej się ostatnio snem, jakby to, co się stało, nie powinno było się wydarzyć.
Weszli do budynku, a ona czuła się, jakby była gdzieś, gdzie nie powinna. Zameldowała się na wizytę, po czym razem z Mitchem mogli zająć miejsca w poczekalni. Reina nie tylko zacisnęła mocniej palce na dłoni blondyna, ale i w końcu przytuliła się do niego. —W porządku. Mam nadzieję, że nie będziesz miał kłopotów, ostatnio sporo masz tych swoich spraw — zauważyła, bo w zasadzie przez nią faktycznie musiał nie raz albo brać wolne albo się spóźniać. /zt

Mitch Brown
summertime
Myre
ODPOWIEDZ