gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
19.

Nadal przeżywała to, że Sollie nie pojawiła się na świętach w ich domu, ale tłumaczyła to sobie tym, że przecież miała ona też swoją rodzinę. W każdym razie chciała się z nią spotkać już wcześniej, jednak zaraz po Bożym Narodzeniu leciała z Remigiusem do USA, a potem tak wiele się działo, nie mniej jednak, kiedy tylko znalazła wolną chwilę od razu się zapowiedziała z wizytą, wybierając taką godzinę, w której nie będzie w domu jej brata. Nie była dobra w typowo babskich spotkaniach, w zasadzie w jakichkolwiek nie była dobra, ale przed rodziną zawsze czuła się pewniej, a też... nie ma co ukrywać, na Sollie właśnie tak patrzyła. Liczyła, że w przyszłości ich więź tylko się zacieśni.
Podjechała swoim nowym samochodem, do którego nadal się nie przyzwyczaiła, ale z którego w końcu zaczęła korzystać, aby nie wyjść na skończoną niewdzięcznicę i wyciągnęła z bagażnika pamiątki, jakie przywiozła z Remigiusem ze Stanów. Jakieś naturalne kosmetyki, trochę smakołyków, parę totalnych głupot robionych pod turystów i jakieś urocze dodatki dla maleństwa, bo przecież chciała być super ciocią, a nie tym dzikusem stojącym w kącie i gapiącym się na dziecko swojego brata, jak na Enigmę. Zadzwoniła do drzwi, a kiedy już weszła i się przywitały, bo wierzę, że tak było, a pisanie powitań nie jest zbyt emocjonujące, przeszły na pewno wspólnie do kuchni, aby zaopatrzyć się w jakieś napoje.
- Jak się czujesz? - zaczęła od tego, gdy już wręczyła Sollie prezent i przyjrzała się jej bacznie. Była gówniarą, która dopiero co wkraczała w dorosłość, ale naprawdę chciała, by Millington wiedziała, że ma w niej wsparcie. Mimo wszystko, tak jak Lisa, Sollie miała jedynie starszego brata, więc pewnie brakowało jej typowo kobiecego towarzystwa. No jakby, obie nie wiedziały, że jest jeszcze siostra bliźniaczka, więc jej z wiadomych przyczyn Lisbeth nie brała pod uwagę. - Mam wrażenie, że lata się nie widziałyśmy, ale promieniejesz - pochwaliła kobietę, żeby usunąć pewnego rodzaju niezręczność, jaką mogły wywołać jej słowa. Po prostu bała się, że coś mogło być na rzeczy, a tego bardzo by nie chciała. O związkach nie wiedziała zbyt wiele, o ciąży jeszcze mniej, więc trochę błądziła po omacku w tej tematyce, ale próbowała udawać, że jest inaczej.


sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Nie potrafiła stwierdzić, czy to ona traciła rozum, czy wszyscy dookoła. Powoli zaczynała wierzyć w to drugie, jako że dziwne sytuacje, których była uczestniczką w ostatnim czasie, ustały w momencie opuszczenia granic Lorne Bay - wtedy, kiedy spontanicznie wyjechała do rodziców na święta. Choć więc nie miała już ośmiu lat i wybujałej (na ten konkretny sposób) wyobraźni, a częściej od książek fantastycznych zaczytywała się w nudnych podręcznikach od prawa, odnosiła wrażenie, że jakaś przedziwna klątwa ciąży nad tym miasteczkiem, choć wszystko w środku niej krzyczało, że właśnie to stwierdzenie czyni z niej największą wariatkę. Tyle że Sollie innego wyjaśnienia wyszukać nie potrafiła, a naprawdę się starała! Gdyby to raz ktoś pomylił jej imię, biorąc ją za kogoś, kim wcale nie była, nie drążyłaby sprawy i ze śmiechem uznała, że to naprawdę zabawny przypadek. Gdyby to chociaż dwa razy ją spotkało, też jakoś by to wytłumaczyła, spychając daleko na próg pamięci i wracając do tejże zabawnej historii przy spotkaniach ze znajomymi, chcąc usłyszeć ich śmiech. Ale cztery razy? I to zawsze zostając uraczona tym samym imieniem? Divina. Coś tu jej nie pasowało, tym bardziej, że wytykano ją wówczas palcami i przepędzano, a ona naprawdę wszystkich tych ludzi widziała po raz pierwszy w życiu! Mówiła o tym Jude’owi i to kilkakrotnie, ale zawsze ją zbywał. Pewnie po prostu jesteś do jakiejś Diviny bardzo podobna, stwierdził wzruszywszy ramionami. Było to faktycznie najprostsze i jednocześnie najlogiczniejsze wyjaśnienie, tyle że Isolde zupełnie nie przekonywało, bo… Tak, tutaj zaczyna się właśnie jej największy obłęd, ale Sollie odnosiła wrażenie, że to nie imieniem do niej wołano, a nazwą jakiegoś potwora z miejscowych legend, jakiejś wiedźmy czy innego straszydła, siejącego niegdyś spustoszenie i wzbudzającego strach. Tak też bowiem się czuła - jak najgorszy potwór. Wciąż przecież nie zrobiła testu na ojcostwo, a tak bardzo czuła, że to nie Jude’a. Wciąż mu nie powiedziała, że wtedy, kiedy pod wpływem gniewu wyznał jej za pomocą telefonu, że już nigdy do niej nie wróci, pocieszenie znalazła w objęciach kogoś innego. Nie usłyszał od niej także, że od tamtego dnia nie była już w nim zakochana - jasne, wciąż go kochała i wciąż jej na nim zależało, ale więcej ciepłych emocji wzbudzał w niej prawnik, u którego odbywała staż. Łatwo więc zauważyć, że chyba nie miała serca, prawda? Gdy pokłócili się przed świętami, myślała, że już do Lorne Bay nie wróci. Gdy jednak nurkowała w odmętach starego domu i starego miasta, a wspomnienia z wczesnej młodości poczęły oplatać się wokół jej kostek i ciągnąć ją w dół, zrozumiała niespodziewanie, że mimo całej tej swojej bezduszności, mimo cierpienia, które roztaczała i mimo wyzywających ją od mitycznych stworzeń nieznajomych, Lorne Bay było jedynym miejscem, w jakim mogła oddychać. A więc wróciła.
Gdyby nie Lisbeth, chyba już dawno by się poddała. Czuła bowiem, że z każdym dniem i Jude’owi przestaje na niej zależeć, choć jeszcze niedawno tak cieszył się z wieści o zbliżającym się na świat dziecku. To właśnie przez ten wybuch radości zdecydowała się go oszukiwać, choć, czy na pewno było to oszustwem? Od razu uznał, że dziecko jest jego, nie poddając ów kwestii w żadną wątpliwość, a ona… nie potrafiła wydrzeć mu tego uśmiechu z twarzy. Czuła dodatkowo, że nikt nie pokocha rosnącego w niej szkraba bardziej od niego, odnosząc niezrozumiałe wrażenie, że ze sali porodowej niemowlak ten zostanie wyniesiony samotnie. Tak jak to było w jej przypadku, gdy zaraz po wydaniu jej na świat, matka przepadła w otchłani. A więc tak, Lisbeth okazała się bardzo pomocna. Wspierała ją bowiem nieustannie, była taka miła i powitała ją w rodzinie z otwartymi ramionami! Gdyby nie tylko szkaradna tajemnica Sollie, odczuwałaby nic prócz dozgonnej wdzięczności za brunetkę, nie mogąc się doczekać, aż oficjalnie będzie mogła nazywać ją swoją siostrą. Czasem nawet w jej obecności zapominała o tym, że coś może pójść nie tak, że tamten niegodziwy sekret wciąż czai się za rogiem i groźnie na nie łypie. Dzisiaj, kiedy jej uszu doszedł dzwonek do drzwi, również zapomniała od ciążącej nad nimi wszystkimi katastrofie. - Jakbym była największym leniuchem na świecie, bo brzuch rośnie, a ja tylko ciągle siedzę w domu - zażartowała, choć skrywała się w tym stwierdzeniu jakaś prawda. Wyciągała akurat z szafki szklanki, ale gdy w jej stronę został wyciągnięty uroczo zapakowany prezent, postawiła szkło na blacie i z ekscytacją przeszła do rozpakowywania niespodzianki. - Jeju, Lisa, to takie słodkie, kocham cię - jęknęła, gdy jej oczom ukazały się ujmujące upominki i przytuliła dziewczynę, całując ją czule w policzek. W kącikach jej oczu zabłyszczały nawet łzy, jako że z ciążą przychodziły wahania nastroju, a ten gest ze strony szatynki był taki kochany! Zrobiło jej się trochę głupio, że sama nic dla niej nie miała, bo prezent świąteczny wręczył jej już przecież Jude, ale podejrzewała, że Lis i tak nie oczekiwała niczego w zamian. - Tak, cóż, zabrzmi to niezbyt ładnie, ale najprędzej to promieniuję potem, bo teraz wszystko mnie już zaczyna męczyć - oznajmiła ze zmarszczeniem nosa, posyłając jej przepraszający uśmiech i chwyciła do dłoni butelkę ze schłodzonym napojem, by w końcu rozlać go do szklanek. - No i… tak, faktycznie dużo czasu minęło… Wiesz, tak mi przykro, że nie w końcu nie byłam u was na świętach, nie wiedziałam, że aż tak to przeżyję! Ale no nieważne, to było już jakby w innym życiu, powiedz lepiej, jak się bawiłaś w Stanach! - poprosiła, wręcz z zapartym tchem wyczekując tych opowieści.

Lisbeth Westbrook
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Prawie całe swoje życie rodzinne spędziła w otoczeniu mężczyzn, więc wizja posiadania siostry była dla niej niesamowicie ekscytująca. A już na pewno teraz, gdy miała chłopaka i niekoniecznie o pewnych sprawach chciała rozmawiać z braćmi, czy z mamą. Sollie była nieco starsza, a niejako brzuch ciążowy mógł być dowodem na to, że bardziej doświadczona, to też Lisa widziała same plusy płynące z tego, że Jude związał się z kimś takim, jak ona. Poza tym była atrakcyjna, mądra, miała pasję podobną do tej, którą od lat pielęgnowała Westbrook, więc nic tylko się cieszyć z tego, ile je łączyło. W towarzystwie Isolde przede wszystkim czuła swobodę, a z jej chorobliwym lękiem przed ludźmi było to niemałym wyczynem. Szczególnie teraz potrzebowała wsparcia kogoś takiego, jak Millington, skoro między nią, a Remigiusem nie było tak dobrze. Przy tym... wydawało jej się, od czasu świąt - z wiadomej przyczyny, że jej starszy brat i jego narzeczona także mają jakieś problemy, więc tym bardziej czuła się tutaj tak, jakby w końcu miała zostać w pełni zrozumiana. Nie musiała nawet mówić o tym, co było powodem jej problemów, w ogóle nie musiała mówić, sama obecność Sollie podnosiła ją na duchu na tyle, by jej to w pełni wystarczyło.
- Nie jesteś leniuchem, tylko w ciąży, dobrze, że o siebie dbasz - odpowiedziała zaraz, z pokrzepiającym uśmiechem, bo poniekąd rozumiała, że Sollie może dostawać do głowy. Gdyby Lisa była na jej miejscu... pewnie by oszalała. No, ale ona ledwo radziła sobie z wychodzeniem do ludzi, a co dopiero by było, gdyby miała zostać matką, zrezygnować z porannego joggingu czy codziennych treningów gimnastyki. Teraz o tym nie myślała, tym bardziej, że reakcja przyszłej bratowej niesamowicie jej się spodobała. - Cieszę się, że sprawiłam ci przyjemność - dawno nikt nie zareagował tak entuzjastycznie na cokolwiek, co związane z Lisą, więc sama by się wzruszyła, gdyby nie była taka ograniczona w wyrażaniu zdrowych emocji. - To zrozumiałe, ale nie przejmuj się! Pięknie pachniesz, naprawdę! - aż drgnęła, tak miała w głowie zakodowane, by dbać o samopoczucie starszej kobiety. Zawsze się przy niej bardzo starała, by nie powiedzieć czegoś niesympatycznego, bo niestety... Westbrook miała do tego skłonności, nie myśląc dokładnie nad tym, co opuszcza jej usta. Potem ludzie brali ją za niesympatyczną, kiedy jej zwyczajnie brakowało obycia. - Też żałuję, strasznie mi ciebie brakowało... założyłam tę sukienkę, której zdjęcie ci wysyłałam... - zaczęła o pierdołach, jeszcze nie skupiając się na swojej wycieczce. - Jude też zachowywał się... nieswojo - dodała zaraz, wyłamując sobie palce za plecami z lekkich nerwów. Chciałaby powiedzieć Sollie, że jej wycieczka do Stanów była fantastyczna... chciałaby też jej powiedzieć, że Remy dowiedział się o problemach z odżywianiem, ale... nie potrafiła pójść ani w to złudne kłamstwo, ani w przykrą rzeczywistość. Balansowała więc chwilę, aż nie wzruszyła ramieniem. - Z początku było cudownie, Remy ma świetnych rodziców, chociaż Stany są dla mnie zbyt zimne... a to niby LA, liczyłam na wyższe temperatury - spróbowała zażartować. - Potem się nieco posprzeczaliśmy, niby nic wielkiego, w sensie jest już dobrze - zapewniła, odbierając szklankę z wodą, z której upiła kilka łyków.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Nie czuła się wcale starsza ani tym samym bardziej doświadczona w związkowych zawirowaniach, na co wskazywał choćby fakt, że nigdy nie potrafiła (czy może zwyczajnie nie chciała) dostrzec w nich jakichkolwiek aberracji. Tak też było w przypadku Lisbeth i Remigiusa, a nawet swoim i Jude’a, bo te ich ciche dni nie wydawały jej się na tyle poważne (choć przecież były), by przedsięwziąć jakieś konkretniejsze kroki. Jej beztroskie usposobienie gwarantowało jej przynajmniej kilka chwil spokoju, a więc tym samym nigdy nie próbowała się w tej kwestii zmieniać i patrzeć na otaczający ją świat nieco bardziej trzeźwo - dlaczegoż by miała, skoro wówczas oplatałoby ją nieustające strapienie? - Jude zawsze się dziwacznie zachowuje - odparła ze śmiechem, kiedy Lis zdecydowała się poruszyć jego temat. Uśmiech jakoś nie chciał ześlizgnąć się dziś z jej twarzy, bo na każde wcześniejsze wypowiedzi brunetki reagowała właśnie nim. - No i wiesz, on tak martwi się o mojego brata, ale ty go zresztą dobrze znasz. On przecież świata poza Dannym nie widzi. Ale chyba żadnego głupstwa nie zrobił, co? - zapytała niby to swobodnie i beztrosko, ale imię jej brata wciąż z trudnością przechodziło przez jej gardło. Wciąż się bowiem do niej nie odzywał i przez to też zrugali ją rodzice - że z jej powodu nie stawił się na świętach, bo przecież nie mógł na nią nawet patrzeć. Niby nie chciała zanadto zagłębiać się w sprawę, w której to już zaraz mogła doszukać się niechcianych komplikacji i niesnasek, ale wyczuła, że bez powodu Lis nie poruszyłaby ów tematu. Mimo swej wrodzonej potrzeby do unikania problemów, i tak musiała przyznać, że tamten dzień ją ciekawił, bo wiedziała o nim tylko tyle, ile najmłodsza Westbrook uchyliła jej w smsach. - A co do tej sukienki jeszcze, to mam nadzieję, że ktoś jeszcze poza mną ją docenił? Bo wiesz, Danny na przykład zawsze tylko na mnie krzyczał, że oszalałam chyba i że gdzie ja się garnę tak głupio i nieprzyzwoicie ubrana, no a ty masz więcej braci przecież i… Czy tam poza tobą i Olivią była jakaś inna kobieta? Pewnie nie było, więc jezu, Lisa, ty ją musisz jeszcze kiedyś założyć i ja się wtedy też odstawię i pójdziemy do jakiegoś bardziej rozgarniętego towarzystwa, ceniącego sobie takie rzeczy. Tylko zróbmy to jeszcze przed moim porodem! Może uda mi się nawet jakoś brzuch ukryć! - podekscytowała się nieskrycie, popadając w typowy dla siebie słowotok, nad którym niemożliwe było zapanowanie. Oczy jej nawet rozbłysły tym szczególnym tkliwym blaskiem, który zawsze pojawiał się w momentach, w których na horyzoncie stawała dla niej jakaś alternatywa dla nudnego życia przyszłej matki. Gdy jednak Lisbeth przeszła do swoich opowieści, Sollie skorzystała z wolnej chwili i upiła kilka łyków napoju, który to jednak w obliczu usłyszanych zaraz potem rewelacji, odstawiła z mocą na blacie, aż trochę się wylało. - Posprzeczaliście się? Ale chyba nie przez jego rodziców, co? - kłótnie naturalnie były nieodzownym elementem każdego związku i przy tym nie były wcale czymś złym, ale i tak Millington nieco się zaniepokoiła.

Lisbeth Westbrook
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Taką beztroskę Lisbeth mogła jedynie podziwiać, uważając ją za niedościgniony cel, którego, choćby nie wiadomo jak się starała i tak by nie osiągnęła. Ona lubowała się w zmartwieniach, otaczała nimi, niczym kocem w chłodny wieczór. Kiedy nie miała się o co martwić - a zdarzało się to nader rzadko, bardzo szybko wynajdowała sobie kolejne problemy. Była w tym niemalże mistrzynią, królową złowróżbności, która nie przystoi młodym dziewczyną, mającym przed sobą całe życie.
- No tak... sama myślałam, czy nie powinnam jakoś odwiedzić Danny'ego, ale w sumie... pewnie mu byłoby głupio i mi byłoby głupio... - chciała się nieco usprawiedliwić, chociaż wiedziała, że przed Sollie kompletnie nie musi tego robić. Nie kłamała jednak, była świadoma tego, że w razie wypadku, żaden ranny nie chciałby przy swoim szpitalnym łóżku takiego gościa, jak Lisa. Wówczas jedynie można patrzeć z utęsknieniem w kierunku kroplówki, wierząc, że z tej poleci morfina i ukróci męki wizyty. - W sumie nie zrobił... trochę się uniósł, gadałam z mamą o nim, coś tam usłyszał, wkurzył się... typowe święta - uśmiechnęła się kwaśno, chcąc sobie zażartować, ale chyba jej nie wyszło. Naprawdę liczyła na jakieś szczęśliwe święta, nie było tragedii, wiadomo, ale samo to, że brakowało na nich narzeczonej jej brata, jak i najstarszego brata... już składało się na pewne komplikacje w dążeniu do perfekcji tego spotkania. - Mama powiedziała, że pięknie wyglądam, Remy też zdawał się być zadowolony - pochwaliła się co do sukienki, ale nie byłaby sobą, gdyby nie zmarszczyła nosa z lekkim niezadowoleniem. - Nie dogadujecie się z Dannym najlepiej, co? Przepraszam, staram się zrozumieć dlaczego - westchnęła cicho, bo kochała Sollie, jak siostrę, a Danny'ego od zawsze darzyła dużą sympatią, więc skoro przekonana była i do jednego i do drugiego, to jakim cudem oni sami do siebie już nieszczególnie? - No i bardzo chętnie bym gdzieś tak z tobą poszła! Chyba... co dla mnie jest całkiem nowe, zaczęłam odczuwać potrzebę spotykania nowych osób - powiedziała niezbyt pewnie i płynnie, nie wiedząc, jak dobrać słowa. Kiedyś stroniła od ludzi, prawdę mówiąc nadal nie była jakaś hop do przodu w tym temacie, ale zwyczajnie... chciała gdzieś pobyć trochę anonimowa. Poza tym wierzyła, że w towarzystwie Sollie naprawdę mogłaby się rozluźnić i dobrze bawić. Potrzebowała tego teraz, gdy inne sfery jej życia niekoniecznie się układały. Nie chciała się żalić, powód kłótni też nie był czymś, o czym nie wstydziłaby się powiedzieć, więc delikatnie się spięła.
- Nie, nie przez nich... są wspaniali... w sumie to nie są... w sensie są spoko, ale jego mama mnie nieco przeraża - zaplątała się całkowicie, bo w odruchu chciała państwo Soriente gloryfikować, a potem uznała, że takie zachowanie jej nie pasuje. - Po prostu, często się sprzeczamy, jak mam być szczera. Od początku naszej znajomości, zastanawiam się, kiedy skończy mu się do mnie cierpliwość i mnie rzuci - zażartowała po raz kolejny, drapiąc się po poliku. - No, ale nie przejmuj się tym kompletnie, nie powinnam ci dodawać zmartwień, spróbujmy pogadać o czymś takim babskim, jak nie wiem... masz już jakieś imiona? - wystrzeliła może nie z subtelną, ale jednak zmianą tematu, wierząc, że ten nowy lepiej będzie sprzyjał Sollie.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Targnął nią lekki, mało zauważalny dreszcz bólu i palącej niesprawiedliwości, gdy Lis powiadomiła ją o swoich zamiarach. Wiedziała bowiem, że Geordan siostrę przyjaciela przyjąłby chętniej i życzliwej, niż swoją własną, co z sukcesem i niesamowitą precyzją trafiło prosto w jej czułą strunę. Nie gniewała się na przyjaciółkę ani też nie odczuwała wobec niej jakiekolwiek żalu i prawdę mówiąc, nawet nie Geordana winiła, a raczej samą siebie. Wciąż bowiem wyrzucała sobie, że mimo wszelkich chęci i starań, nie potrafi wyjaśnić jego zachowania i nie ma najmniejszego pojęcia, jaką zbrodnię mu wyrządziła. A że jakąś wyrządziła, tego była pewna. - Och, chciałabym temu zaprzeczyć albo… jakkolwiek na to zareagować, sprzedając ci jakieś informacje, których nie wiesz, ale… Nie mam zielonego pojęcia, co się z nim teraz dzieje i… kim on w sumie teraz jest - odparła niepewnie, ostatnie stwierdzenie praktycznie szepcząc i przegryzła dolną wargę, spuszczając z Lisbeth wzrok. Jude czasem coś o nim wspominał i tylko na jego sprawozdaniach mogła bazować w tej kwestii, co nie do końca było przecież obiektywne i co ją denerwowało. Wolałaby się bowiem sama dowiedzieć, jak Geordan radzi sobie po przebytym wypadku i jak ten wpłynął na jego charakter. Sama mogła być pewna jedynie tego, że częściej się po nim złościł, bo wcześniej nie doświadczyła jeszcze takiego gniewu z jego strony, jak kilka dni po jego powrocie, kiedy pierwszy raz podniósł na nią wzrok i kazał jej znikać mu sprzed oczu. O tym jednak myśleć teraz nie chciała, bo temat ten kradł jej wszelki dobry humor, a przecież przy Westbrook nie mogła pozwolić sobie na taką posępność. - To chyba jeszcze nie tak źle, on się przecież ciągle wścieka bez powodu, trochę jakby miał PMS - zaśmiała się dźwięcznie, starając się poprowadzić jakoś żart brunetki, mający rozładować atmosferę. A potem… potem wrócił temat, przed którym próbowała uciec. - To trochę… skomplikowane. Wiesz, ja… W sumie to nie jest coś, co powinnam mówić siostrze mojego przyszłego męża, ale… Tak prawdę mówiąc, Danny zawsze był i zawsze będzie moją ulubioną osobą, taką… najważniejszą. I zrobiłabym dla niego wszystko, o co tylko by poprosił. A gdyby ktoś kazał wybrać mi pomiędzy nim a sobą, to niezależnie od tego, kto by to był, zawsze padłoby na Danny’ego. To, o czym wspomniałam wcześniej, o tych sukienkach, może zabrzmiało nie najlepiej, ale on w taki sposób okazywał troskę i próbował mnie chronić, bo mu na mnie też zawsze zależało. Do czasu… tamtego wypadku właśnie - próbowała wyjaśnić to najlepiej, jak tylko potrafiła, ale głos momentami jej się łamał, a serce nieprzyjemnie kłuło z rozpaczy.
- Och, coś konkretnego na to wpłynęło, czy to taka nagła, niespodziewana potrzeba? - podłapała temat jej potrzeby socjalizowania się z innymi ludźmi, ze wszelkich sił próbując się uspokoić. Gdyby nie te przeklęte hormony, na pewno zniosłaby wcześniejszą rozmowę lepiej, a tak… czuła się, jakby zaraz miała się posypać.
- A co zrobiła? Powiedziała ci coś? - miała nadzieję, że Lis nie uzna jej za wścibską, bo Sollie się przecież tylko martwiła i pragnęła w razie czego jakoś jej pomóc. - To przecież częste w związkach, ja z Judem też się nie we wszystkim dogaduję. Więc… może dwie zostaniemy rzucone - ponownie się zaśmiała, stwierdzając, że nie byłoby to wcale takie straszne. - Jak chcesz pogadać o czymś babskim, to lepiej zdradź mi, co robisz, że tak schudłaś ostatnio. Wiesz, przyda mi się ta wiedza po porodzie - przyglądając się jej z nieskrywanym podziwem, wtrąciła najpierw własny temat, dopiero po chwili przechodząc do tego rozpoczętego przez przyjaciółkę. - A co imion… Dla dziewczynki chciałabym Maeve albo Romy, a dla chłopca Ernest albo Alain, ale nie możemy z Judem dojść do porozumienia - wyznała w końcu, przegryzając od wewnątrz policzek i opierając się na blacie.

Lisbeth Westbrook
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Zasępiła się odrobinę słysząc słowa Sollie, bo sama nie wyobrażała sobie sytuacji, w której to jej brat leżałby w szpitalu, a Lisa nic nie wiedziałaby o jego stanie. Oczywiście było jej szkoda przyjaciółki za to, że znalazła się w takim położeniu i żałowała, że nie może nic na to zaradzić. Dodatkowo nie była nawet pewna, czy wypada jej się mieszać w te tematy, które dla Millington na pewno nie są łatwe. No, ale przy tym była też jej przyjaciółką, więc chciała, aby Sollie wiedziała, że we wszystkim może na Lisę liczyć.
- Męczy ciebie to? - zapytała więc i szybko przyłapała się na tym, że zrobiła to jakoś tak niekonkretnie, jak tylko ona potrafi. Przestąpiła z nogi na nogę, szukając w głowie bardziej precyzyjnych słów. - Sytuacja między tobą, a Geordanem - może nie znalazła niczego wybitnego, ale przynajmniej lepiej określiła o co jej chodziło. Teraz między Westbrookami niby też było nie najlepiej, ale Lisbeth miała poczucie, że to tylko chwilowe i szczerze życzyła Sollie tego samego. Póki co jednak mogła się zwierzyć z tej drobnej sprzeczki z Judem, mając nadzieję, że nie będzie wyglądało to tak, jakby na brata się skarżyła. Uśmiechnęła się więc na słowa Millington, a potem skupiła na wyjaśnieniach odnośnie tego, jak to było między nią, a jej starszym bratem.
- Och - wymsknęło jej się, gdy szatynka przestała mówić. Gdyby Lisa nie była taka głupia, pewnie już teraz przytuliłaby Sollie, a tak to stała jeszcze przez moment, przetwarzając to, co właśnie padło. Rozumiała ją, bo i dla niej bracia przez większość życia byli centrum wszechświata, więc trochę nie mogła sobie wyobrazić w sytuacji, w której mieliby się od niej całkowicie odwrócić. - Tak mi przykro - przyznała zgodnie z prawdą i w końcu ruszyła się, aby objąć kobietę. - Nawet sobie nie wyobrażam, jak musi ci być ciężko, ale wierzę, że to po prostu... ten jego wypadek, że wróci do siebie, w szpitalu pracują świetni specjaliści, ktoś na pewno mu pomoże - może i rzucała frazesami, ale miała zbyt małe doświadczenie w rozmowach, aby zdobyć się na coś lepszego, a przy tym naprawdę chciała jakoś wesprzeć narzeczoną brata. Przez to też dość niepewnie czuła się, gdy wrócić miała do mówienia o sobie. Obawiała się, że teraz to Sollie bardziej jej potrzebuje.
- No wiesz... byłam z Remym na tej premierze jakiegoś jego filmu i... tyle ludzi, spanikowałam, pewnie było mu głupio. Zawsze panikuję przy obcych, a spotykam się z kimś, kto w tłumach czuje się, jak ryba w wodzie, chciałabym więc nad sobą popracować - wyjaśniła skąd w niej ta potrzeba, ale przy tym gładziła delikatnie Sollie po plecach, jakby cały czas chcąc jej w ten sposób dodać otuchy i zapewnić o tym, że jest tutaj dla niej.
- Nie, nie powiedziała... ale była taka dostojna i elegancka, a ja... - zerknęła na siebie teraz, na legginsy i za dużą bluzę. - Mogę ubrać się ładnie, ale nigdy nikt nie pomyśli, że jestem damą - podsumowała nieco kwaśno, próbując się uśmiechnąć przy tym, ale wyszło jej jak cała ta wypowiedź. - Jak Jude ciebie rzuci, to go kopnę - dodała jeszcze dość śmiało, jak na siebie i pewnie też rzucała te słowa na wiatr, chociaż... kto wie? Po prostu szczerze wierzyła, że ta dwójka może siebie uszczęśliwiać przez całe życie, więc cóż... była może nieco głupia. Teraz natomiast ręka, którą gładziła plecy Sollie zatrzymała się nagle, a wraz z nią Lisie chyba serce w piersi stanęło, gdy usłyszała słowa przyjaciółki odnośnie jej wagi. Spanikowała. Nie była przygotowana na ten temat, nie wiedziała co ma zrobić, ani nawet w którym kierunku pójść. - A schudłam? - zapytała głupio, poprawiając za dużą bluzę. Nie chciała martwić Sollie, nie chciała nikogo martwić, faktycznie schudła, ale przecież to nic złego, w dodatku ze słów Millington wynikało, że może to budzić jakieś uznanie. Na tym chciała się skupić. - Wiesz, staram się dbać o linię, nie jeść śmieci - wyjaśniła póki co spokojnie do tego podchodząc, a potem poczuła, jak bardzo potrzebuje komuś się z tego zwierzyć. - Cieszę się, że tak na to patrzysz, bo Remy uważa chyba, że jestem zbyt chuda... może to przez to, że bliżej mi do deski, niż kobiecych kształtów - spróbowała więc zażartować i naprawdę wsadziła w tą próbę wszystkie zapasy dowcipności, jakie posiadała, ale niestety wiele tego nie było. - Osobiście jestem fanką Romy i Ernesta - dodała jeszcze od siebie. - A Jude za czym obstawia? - dopytała, bo czuła, że taki temat jest dość bezpieczny, więc warto się go trzymać.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Zamyśliła się na dłuższą chwilę, analizując pytanie brunetki. Przegryzła dolną wargę, bojąc się nawet przenieść na nią swe spojrzenie, kiedy zamierzała wyznać prawdę. - Szczerze mówiąc… Kiedy myślałam, że on nie żyje… Byłam jakaś spokojniejsza i łatwiej było mi to znieść. A teraz, kiedy wiem, że on… Że on świadomie nie chce mieć ze mną nic wspólnego, zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić - oznajmiła cicho, nie wiedząc nawet, jak to wszystko zabrzmiało. Czy czyniło z niej złą osobę? Okrutną i niegodziwą, bo lepiej czuła się, kiedy rzekomo nie żył? Nie wiedziała. Nigdy wcześniej nie doszła jeszcze do takich wniosków, a więc kiedy przyznała je przed Lisbeth, przyznała je także po raz pierwszy przed samą sobą.
Nikogo nie powinno dziwić, patrząc na jej obecny stan i plątaninę nieskoordynowanych emocji będących wynikiem ciąży, że kiedy Lisa zdecydowała się ją przytulić, Sollie o mało co nie wybuchła płaczem. Na szczęście w ostatniej chwili udało jej się nad sobą zapanować, a jej oczy tylko lekko się zaszkliły, ale ogromnie wdzięczna była dziewczynie za tę otuchę i wzruszała ją ta postawa, jako że podejrzewała, że Westbrook nie przepada za taką bliskością i podobnymi gestami. Nic już nie odpowiedziała na jej słowa pocieszenia, przez dławiącą gulę w gardle nie będąc w stanie, ale liczyła, że z jej oczu dało się wyczytać tę wdzięczność, jaką do niej pałała.
- Och, zupełnie się nie dziwię, bo przecież na zawodach, a nawet na takich igrzyskach olimpijskich, jest całkiem inaczej - przyznała, gdy już trochę ochłonęła i przetarłszy zaczerwienione lekko oczy, wróciła do początkowej odległości, wciąż jednak na tyle bliskiej, by ręka brunetki mogła swobodnie spoczywać na jej plecach. Sięgnęła znów nawet po swoją szklankę, upijając niewielkiego łyka napoju i wysłuchała opisu pani Sorriente w ciszy i ze spokojem, aż w końcu na stwierdzenie Lisy pokręciła zamaszyście głową. - No i? To chyba dobrze, że nie jesteś taką snobką. Poza tym, Lisa, na starość to sobie można zostać eleganckim manekinem, ale my jeszcze jesteśmy na tyle młode, żeby nie musieć się tym przejmować i to nam już musi zostać wybaczone. Ona z kolei z pewnością nie potrafi zrobić takiego szpagatu jak ty, więc też ma powód do czucia się głupio - przyznała z uniesieniem kącików ust w półuśmiechu, a na jej obietnicę dotyczącą Jude’a, wybuchła srebrzystym śmiechem. Ach, te ciągłe zmiany humoru!
Przez myśl jej nawet nie przeszło, że ta niedostrzegalna wcale na pierwszy rzut oka utrata wagi, świadczy o jej niezdrowych, niepokojących nawykach. Zdziwiła się więc lekko na jej zaskoczoną reakcję, a także na zapewnienie, że doszła do tego całkowicie zdrowym sposobem, bo przecież o nic innego jej nie podejrzewała. Choć w sumie myślała, że po prostu dziewczyna więcej ćwiczy. - Nie jakoś niepokojąco, a tak w sam raz, to znaczy tak idealnie dla mnie, bo ja jednak preferuję chudsze sylwetki, niżeli te kształtne, więc Remy się nie zna - westchnęła z oburzeniem, stwierdzając, że to bardzo irytujące, kiedy ktoś rości sobie prawo do wypowiadania się i wpływania jakoś na czyjąś figurę. Ucieszyła się przy tym, że Jude nie robił jej nigdy żadnych wyrzutów, a przynajmniej jeszcze. - Mu żadne z tych nie pasuje, ale od siebie też żadnego nie potrafi zaproponować. Pewnie gdyby urodził się chłopiec, chciałby go ze swoim uwielbieniem do mojego brata, nazwać właśnie Geordan - stwierdziła ze śmiechem, nie wiedząc jeszcze, co to całe uwielbienie oznacza i jak bardzo kiedyś będzie żałować tego przed momentem wypowiedzianego żartu.

Lisbeth Westbrook
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Pokiwała spokojnie głową, ani myśląc oceniać Sollie negatywnie, bo przecież nie mogła sobie nawet wyobrazić tego, przez co ona przechodziła. Dla Lisbeth bracia stanowili centrum wszechświata, teraz między nią, a Judem nie było najlepiej, ale wiedziała, że i tak się pogodzą. Zawsze się godzili, tak po prostu było, no, a Sollie nie mogła mieć takiej pewności, więc nic dziwnego, że sama się w tym wszystkim gubiła.
- To wszystko musi być niesamowicie trudne, ale wierzę, że to mu minie - delikatnie się denerwowała, bo bała się, że ze swoimi marnymi zdolnościami, kompletnie nie trafi, a nawet nie otrze się o słowa, które w takiej sytuacji wypadałoby powiedzieć. - Tylko nie myśl, że jesteś złą siostrą, okay? Jak coś ciebie gnębi, zawsze możesz mi o tym powiedzieć, w końcu - zarumieniła się delikatnie. - Też będę twoją rodziną - dodała znacznie ciszej, bo podobne wyznania nie przychodziły jej łatwo i czuła się z nimi wybitnie głupio, jakby zakrawała o niewybaczalny patetyzm.
- Dokładnie! Tylko, że mam wrażenie, że niektórzy nie widzą różnicy - cieszyło ją to, że Sollie, podobnie jak Lisa, wiedziała, jak wygląda z bliska ten świat sportowców, którzy nie występują w drużynach i nie mają wcale tak bliskiej styczności z publiką. Owszem, Lisa była obserwowana przez tłumy, ale wciąż potrafiła odciąć się od nich w czasie występu, uwierzyć, że jest całkowicie sama, skupić na swojej choreografii. Sama się uśmiechnęła, gdy Sollie wytknęła pani Soriente braki w szpagacie. Poza tym cieszyło ja to, że przyszła bratowa się zaśmiała, bo wcześniej widziała, jak jej oczy błyszczały od łez i skłamałaby mówiąc, że nieco jej to nie zmartwiło. - Pewnie masz rację, chociaż nigdy jej nie zapytam o zakres ruchu w biodrach, bo jeszcze sobie pomyśli coś dziwnego - sama się zaśmiała, odzyskując dobry humor, który w zasadzie już dawno jej nie towarzyszył. To spotkanie bez wątpienia dobrze wpływało na jej samopoczucie. Nawet temat wagi, tak wrażliwy dla Lisbeth, przy Sollie zdawał się być jakiś przyjemniejszy.
- Ja na kształtną i tak nie mam co liczyć, a wiesz... mniejsza waga, to mniejsze przełożenie siły na stopę, mniejsze ryzyko kontuzji, a ja nie młodnieję - wypowiedziała, jak jakąś mantrę, naprawdę doceniając to, że może to komuś powiedzieć, bez obaw, że zaraz wpakują ją na długoterminową terapię i będą jej liczyć przyjmowane kalorie. W prawdzie była w tym niesprawiedliwa, bo Sollie nie wiedziała o jej chorobie, ale od śmierci Margot brakowało jej przyjaciółki, która by jej nie potępiała i z którą mogłaby porozmawiać o wszystkim. Z tego też względu chciała, aby działało to w dwie strony.
- W zasadzie Geordan to też ładne imię, a może twój brat by to docenił? - mogły więc obie iść w zawody na wypowiadanie wybitnie nietrafionych kwestii dotyczących brata Millington. - Poza tym wiesz, może Jude tylko tak udaje, że nic mu się nie podoba, bo boi podjąć się decyzji? Ja bym pewnie w życiu nie nazwała swojego dziecka, gdybym jakieś miała mieć - spróbowała wyjść z tego wszystkiego żartem. Nie planowała jakoś usilnie bronić brata, bo kibicowała ich narzeczeństwu zbiorowo, chcąc działać na korzyść pary, a nie stawać po jednej stronie, ale też liczyła na to, że może takie słowa nieco Sollie uspokoją, w razie gdyby ten temat nie był dla niej łatwy.

sollie millington
ODPOWIEDZ