lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Dziewiętnaste urodziny nie były specjalnie ważne, za to dwudzieste piąte już bardziej. Bo to tam już się okazało, że jeszcze pięć lat i stuknie ci trzydziestka. Jednak ani Damon, ani Lilith nie mogli przepuścić okazji wyprawienia wspólnych urodzin. Odkąd tylko dowiedzieli się, że mają je w ten sam dzień, już zaczęli planować imprezę, a im bliżej terminu, tym bardziej obydwoje się jarali. Już od jakiegoś czasu siedzieli w trójkę (bo Kanon to przecież nieodłączny pakiet) i wybierali odpowiedni klub, datę i… gości z którymi ciężko im się było pogodzić. A dokładniej to Kim nie był przekonany do zaproszenia Hypenena oraz Ket1era, do tych drugich jednak nie mając większego problemu. Z chłopakami było już gorzej, ale Shelby mocno obstawiała przy swoim. Była nawet w stanie zorganizować osobną imprezę jeśli faktycznie mu tak przeszkadzał pomysł zaproszenia jej części znajomych. Nic dziwnego, że w końcu odpuścił. To były też urodziny Shelby, nie? Ona nie miała problemu z jego częścią gości, to on musiał odwalić się od jej. Zwłaszcza, że ich wspólnego, ważnego dla nich gościa miało dzisiaj nie być. I szczerze? Nie bardzo wiedziała jak się z tym czuje. Z jednej strony czuła ulgę, bo od praktycznie trzech miesięcy nie miała z nim kontaktu, a pierwsze takie widzenia się są zwykle niezręczne, ale z drugiej… nie czuła z tej okazji nic specjalnego. W sensie, nie miała doła, nie była super smutna, po prostu to zaakceptowała, jak odmowę przyjścia każdego innego gościa.
To już trzy miesiące. Wydawała się już całkowicie odpuścić.
Poza tym, miała bardzo dobre towarzystwo i odpowiednią motywację do tego, aby faktycznie przed siebie ruszyć. Wyłączyć serce nie było proste, tak samo, aby nakazać mu, aby nagle przestało czuć, ale z każdym dniem było jej po prostu łatwiej. Wróciła do znajomych, do ludzi, otworzyła się na nowe relacje, które pomagały jej zapomnieć, bawiła się i nagle nie zauważyła kiedy jej wątpliwy stan przestał być aż tak niepewny. Dalej Moon był dal niej ważny jako człowiek, ale nie rozmawiali ze sobą od ponad trzech miesięcy. Ona nie miała zielonego pojęcia co się u niego dzieje, co robi, gdzie jest, jak się czuje - wszyscy mówili jej to samo, a kiedy przestała pytać, przestała się tym częściowo interesować. Zapytała Kima czy wie dlaczego ten nie przyjdzie, bo nawet nie musiał przychodzić dla niej, ale mógł to zrobić już dla swojego najlepszego przyjaciela, to Damon zbył ją kilkoma ogólnymi, nic nie zdradzającymi stwierdzeniami. Czyli tak samo jak zawsze.
Nic dziwnego, że odpuszczała. Gdy człowiek nagle przestaje dla ciebie istnieć, to nie trzymasz się go desperacko, tylko godzisz się z sytuacją.
Była też sprawa Jaya z którym łączyła ją… dość dziwna relacja do ponad miesiąca. Odkąd zbliżyli się do siebie tamtego wieczora, Shelby nie mogła przestać za bardzo o tym myśleć. To było coś, co ją napędzało do wstania każdego dnia, do sprawdzania porannych wiadomości i uśmiechania się od samego rana do telefonu. Echo wielokrotnie jej to wypominała, a ona w końcu przestała zaprzeczać. To było dziwne, bo niby ograniczyli się do kontaktu jak sprzed tego wyższego poziomu na który ostatnio wskoczyli, a jednak jej serducho i podświadomość nie potrafiły o tym tak myśleć. Jedynie ciało zostało na głodzie. Dobrze więc, że jak już się spotykali, to jedynie przy większym gronie, gdzie faktycznie rączki musiały zostać przy sobie. Czasami było ciężko, bo Shelby często wracała myślami do tamtego momentu, ale… no wiedziała, że robili to, aby być chociaż trochę bardziej pewnym, że druga osoba nie będzie skrzywdzona, bo wtedy nie mogła mu zagwarantować tego, że będzie ważniejszy niż Moon, jeśli ten by się pojawił. Każdego dnia to się jednak zmieniało.
Na urodzinach miało być… w cholerę ludzi. Jakby nie było, Kim wyrobił sobie znajomości, a i był imprezowym chłopakiem! Miała być Hazel z koleżankami, reszta PTS(D), część lubianego przez niego EXCT - bez Nero, ten był na najczarniejszej z czarnych list i reszta znajomych z innych zespołów z którymi kumplował się Kanon, oczywiście Echo, która mogła wziąć Izę. Dwójka najlepszych kumpli Lilith ze studiów też miała być - Velma i Freddy. Matt nawet przyleciał! Nie mówiąc już o matkach Kanona, które wjebały się same na imprezę.
No i oczywiście były też wywalczone przez Shelby Hypenen i Ket1er.
Widziała się z Kanonem od samego rana, w biegu przygotowując jeszcze ostatnie szczegóły. Rozstali się dopiero przed imprezą na którą Shelby wróciła do siebie. Echo już tylko na to czekała, aby wystylizować przyjaciółkę najlepiej jak potrafiła. Lilith to nawet outfit kupiła na tą okazję! Odjebała się jak milion dolarów. Wcale nie dlatego, że Jay miał też być. Może trochę. I gdy obydwie, a raczej trzy, były gotowe, wsiadły do limuzyny Echo, aby odpowiednio wcześniej spotkać się z Kanonem w klubie.
Impreza zaczynała się o dwudziestej. Catcherki pojawiły się pierwsze z Hazel na czele. Ta to jak się uwiesiła na Danonie mówiąc mu, że jest stary i nie może się doczekać przypału jaki mu dzisiaj zrobi, to Kim już żałował zaproszenia przyjaciółki. Druga część EXCT też przyszła o czasie, Bekon ich pewnie odpowiednio zmotywował. Niedługo potem przychodziły kolejne osoby i w niedługim czasie klub już był pełny. Z pierwszą kolejką szotów jeszcze czekano. I Damon i Lilith chodzili od jednych znajomych do drugich, aby zagadać, pogadać, podziękować za przyjście, a jak przychodziły nowe osoby, to do nich szli, aby się przywitać chyba, że same to robiły uwieszając się na jednym i drugim. Velma to oczywiście była głośna, a Freddy na szpilkach chodził z otwartą gębą nie mogąc uwierzyć w to, że na żywo widzi tylu idoli. Pewnie myśleli, że Shelby to sobie jaja mówi jak się im przyznała, że zna większość osobiście i urządza urodziny z Damonem z PTS(D). Well… niespodzianka!
Wszyscy bardzo szybko się zintegrowali. Brakowało już chyba tylko dwóch ostatnich zespołów.
Jesteś pewna, że przyjdą? — spytał się Kim, szturchając Shelby, która rozmawiała w tej chwili z Bekonem.
Na pewno, Damon, nie przejmuj się. — odpowiedziała mu, chociaż wiedziała, że ten to by pewnie odetchnął z ulgą, tak samo jak Kang. Nie wiedziała czemu się nie lubią, zwłaszcza, że reszty chłopaków nawet nie poznali, no ale… Shelby zależało na tym, aby byli. Skoro to też jej urodziny, to chciała mieć przy sobie osoby, na których jej zależało. Zwłaszcza tą jedną.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
wake up in — this fake blessing
18 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Wake up, open your eyes now in this fake blessing. I wanna be wanna be on my way, I bet.
  Kett1er przyjechały chwilę potem. W okrojonym składzie. Bo z dziewiątki pojawiła się tylko piątka, w tym Yeseo – ta od razu wyskoczyła na Lilith śpiewając głośno, po koreańsku, sto lat, Yujin – która próbowała odlepić maknae, jednocześnie z nią śpiewając, ta dziwna na B, która stała z boku i oglądała scenkę rodzajową, uśmiechając się nieśmiało, Xiaoting, która pożyczyła Lilith wszystkiego najlepszego i Mashiro, ta z kolei bardzo podziękowała za zaproszenie. Cała piątka przywitała się też z Damonem, przedstawiła się i następnie przeszła do stolika im przeznaczonego.
  A potem, kilkanaście minut później, pojawili się oni. Cali na spóźniono. Odstawieni jak na roraty, świeżo po comebacku – który przydarzył się bardzo szybko, ale należało skorzystać z tego, że ludzie byli mocno nimi zainteresowani. Sanghoon miał srebrne włosy i przy tym cały na czarno, ale z czerwonym śledziem, Jungwoon to klasycznie biała koszula i spodnie, do tego marynareczka, Jake miał jakiś pedocardigan wciągnięty na koszulę z wyświechtanym kołnierzem – on był badboyem, a taki Jay z kolei był ubrany w skórę bardziej niż w garniaczek jak koeldzy. I był też Niki, który tym najnowszym comebackiem najbardziej oberwał. Bo nie wyglądał jak taka radosna, blond kuleczka tylko jak cosplay Leviego z AOT. Zwłaszcza w tych czarnych włosach. No ten to się odjebał. Cały na czarno. Aż wszystkie laski (i Bekon) wykręciły za nim spojrzenie jak przyszedł. Chyba nie wiedziały, że ten tutaj to jest nielegalny. Co go odróżniało od postaci z anime to ten radosny uśmiech i fakt, że szedł niemalże w podskokach za liderem w kierunku Liliith. Jungwon jako pierwszy pochylił się, witając się głośno z nooną i hyungami (bo Kanon). Nie przedstawiał chłopaków, bo wychodził z założenia, że już się znają. Na pewno wpadli na siebie parę razy. Zaraz potem złożył, w imieniu całego Hypenen, życzenia bardzo ładne i składne, no i szczere a nie takie recytowane z Internetu. Urodziny to była ważna rzecz w Korei! Najpierw Lilith a później Damonowi. Obu osobom wręczył prezent od ekipy. O ten dla Damona męczyli Lilith, żeby ona podpowiedziała im, co może mu się spodobać. W tym czasie chłopaki już wieszali się na swojej noonie i jej składali życzenia.
  — Cześć, słodzie — odezwał się, gdy w końcu stado przeszło kawałek dalej, by teraz Damonowi składać życzenia. Przynajmniej mieli spokój. Względny, bo oko Saurona, a konkretniej Kanga, dalej zerkało na dwójkę. — Wiedziałaś, że nigdy nie podobały mi się starsze? — zagadnął ze swoim obcesowym uśmiechem, zaraz potem zjeżdżając po niej spojrzeniem. Na bezczela. — Do niedawna. — No chociaż trochę, ale pokracznie, się wyratował. — Chujowy jestem w życzenia, mam nadzieję, że prezenty chociaż lepiej wybieram — powiedział, wciskając jej do ręki pakunek z zawartością „wymyśl se sama”, jednocześnie przysuwając się do dziewczyny, coby ucałować ją w policzek, zdaniem Kanga zdecydowanie za długo i za blisko kącika ust Lilith. Bo się Song tam pewnie zagotował. Oczy mu zaraz wyjdą od tego zezowania. — Wszystkiego najlepszego, noona — rzucił, nie bez firmowej złośliwości, zaraz potem odsuwając się od dziewczyny. Posłał jej jeszcze mały, figlarny uśmiech półgębkiem, po czym przeszedł na bok, gdzie stado odpuściło Damonowi by podejść do stolika. On z kolei tylko przeszedł koło Kanona, jedynie zerkając na nim kątem oka, z podniesionym kącikiem ust. Ale nie odezwał się słowem. Życzeń też nie złożył. To dopiero…
  — Chujek — warknął Song, odprowadzając go spojrzeniem. Zaraz potem wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze ciężko. No jak on nie dostanie zawału dzisiaj to będzie dobrze. Ale małe gówno mu już ciśnienie podnosiło. — Chodźcie — powiedział, łapiąc Damona za rękę wolną od prezentu. — Liliith, też chodź! — dodał, żeby przypadkiem nie wpadła na pomysł by przejść do tych swoich nowych… znajomych! Przecież należało się zająć Velmą i Freddym, oni tutaj byli najbardziej zagubieni a Echo, choć mieli niby czekać na wszystkich, już im polewała. No nie dało się czekać przy tak licznym spędzie. To spóźnialscy powinni nadrabiać a nie! Tak czy siak to należało toast już faktycznie wypić, bo jednak niektórzy grzecznie czekali. Taki Bekon. W dodatku bardzo rozczarowany, że Dante nie dostał zaproszenia. Ale w sumie to i lepiej, że nie dostał bo jeszcze by został zamordowany przez swojego nowego kolegę Jaya.
  To teraz Kanga w tym rola by utrzymać Lilith przy nich jak najdłużej. Przynajmniej do czasu, aż nie wyprowadzi on stąd Damona by złożyć mu życzenia. Znowu zresztą.
  — Co ci dali? — zagadnął, zerkając na Damona. — A tobie? — No bo Lilith to dostała nawet dwa prezenty i szczególnie interesował go prezent od tego gnojka. Pewnie coś żałosnego. Tak jak on sam! No co? Song dalej był cięty na niego, choć fakt – nie poznał go za dobrze, żeby nie powiedzieć, że wcale.
  Na szczęście Echo czekała tylko na sygnał od Lilith. Jeden, umówiony gest by wstrzelić się między dziewczynę a jej samozwańczych rodziców i to tak, żeby pozwolić jej na ucieczkę do znajomych. Tych konkretnych znajomych.
𝘕𝘰𝘸, 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘮𝘢𝘯 𝘩𝘢𝘥 𝘣𝘦𝘦𝘯 𝘣𝘭𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥
𝘞𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘩𝘦 𝘱𝘰𝘴𝘴𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥: 𝘔𝘶𝘴𝘪𝘤𝘢𝘭 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘯𝘵𝘴 𝘤𝘰𝘮𝘱𝘭𝘦𝘵𝘦𝘭𝘺 𝘶𝘯𝘮𝘢𝘵𝘤𝘩𝘦𝘥.

ObrazekObrazek
𝘉𝘶𝘵, 𝘢𝘴 𝘺𝘰𝘶 𝘰𝘧𝘵𝘦𝘯 𝘸𝘪𝘭𝘭 𝘧𝘪𝘯𝘥
𝘐𝘯 𝘦𝘱𝘪𝘤 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘴 𝘰𝘧 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘬𝘪𝘯𝘥, 𝘛𝘩𝘪𝘴 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘤𝘢𝘮𝘦 𝘸𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘤𝘶𝘳𝘴𝘦 𝘢𝘵𝘵𝘢𝘤𝘩𝘦𝘥:
sumienny żółwik
nick
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Lilith starała się być dobrym współgospodarzem i rozmawiała z każdym, kto tylko zagadał, chwilowo jeszcze odmawiając picia, bo chciała jednak ogarniać, a też dopiero niedawno zaczęła z powrotem pić po ostatnich wydarzeniach. Tutaj jednak mogła się czuć pewnie, sami znajomi, bliscy przyjaciele i, przede wszystkim, żadnych nieproszonych typów. Klub strzeżony, z ochroną, no i mogła się czuć trochę jak córka prezydenta z monitoringiem w postaci Kanga na sobie. Echo też już była przewrażliwiona i nauczona tamtymi wydarzeniami, też już nie spuszczała za bardzo Shelby z oczu gdy wspólnie wychodziły. Jak widać było, to ta potrafiła przyciągać kłopoty! Ale tutaj nie miało prawa się coś stać. Nawet cholerny Dante nie miał dzisiaj prawa wstępu, a to głównie dlatego, aby Jay faktycznie go nie zabił. Poza tym, niespecjalnie jej na nim zależało. Jakby miał tu być, to tylko i wyłącznie dla Echo.
Rozmawiała właśnie z jedną z Nightmarecatcherek, kiedy poczuła jak Yeseo uwiesza się na jej plecach śpiewając sto lat. Shelby wyraźnie ucieszyła się na ich przyjście, przytuliła się na przywitanie z każdą osobno, nawet z tą na B, dziękując za to, że się pojawiły. Nawet Kim był super miły! Przywitał się, zapoznał się z nimi, przedstawił też swoją przylepę jako narzeczonego, chociaż o nim już i tak wszyscy wiedzieli. To był ten czas, gdzie świat już wiedział i w większości zaakceptował, że Kanon is real. Do dziewczyn raczej nic nie mieli, dlatego też Damon wskazał im nawet stolik z przygotowanym, chłodzącym się w coolerze alkoholem życząc dobrej zabawy. Patrzcie go, jaki miły!
No a potem pojawił się Hypenen. Spojrzenie przyciągnęli, na pewno Kanona, który po sobie dość wymownie spojrzał. Shelby odwróciła spojrzenie od dziewczyn z którymi siedziała przez ten czas i nie mogła się do siebie nie uśmiechnąć zadowolona, kiedy zobaczyła, że ostatni już goście przybyli. To nie tak, że spojrzeniem od razu wyłapała Jaya, ale to było instynktowne. Przeprosiła je, a Yeseo to ją nawet sama wypchnęła od ich stolika, aby poszła się przywitać. Kanon oczywiście też. W końcu musieli przywitać gości.
Shelby to ten zadowolony uśmiech z twarzy nie schodził. Podziękowała grzecznie za życzenia i prezent, nawet Damon podziękował! I uśmiechał się! Starał się chłopak, bo Lilith to pewnie im zagroziła, że mają się zachowywać i być mili, bo jej to przykro będzie, więc niech chociaż w jej urodziny zrobią wyjątek. Z resztą chłopaków się wyściskała, ciesząc się, że ich widzi, a gdy ci przeszli dalej, odprowadziła ich spojrzeniem.
Cześć, słodzie.
No cześć. — utkwiła wzrok w chłopaku przed nią, ale on to był jakiś taki… inny, bo w kompletnie różny sposób patrzyła się na niego, niż na resztę ekipy. Ona pewnie nawet tego nie zauważała, ale ktoś obok już mógł. — Nie? — brewka jej nawet drgnęła. Czyżby to był konflikt interesów? Do niedawna. Naprawdę? Podoba ci się ktoś starszy? Kto? — spytała wiele zaskoczona, udając zdziwienie jakby faktycznie ją teraz zaskoczył. Powinna się pewnie jeszcze zacząć rozglądać za ewentualną konkurencją. Znaczy co. — Poznam ją? — no bo była jej bardzo ciekawa! Ładna? Miła? To było ważne, przecież jako dobra koleżanka Jaya chciała, aby ten znalazł kogoś odpowiedniego, kto będzie dla niego właściwy!
Przyjęła od niego pakunek, nie potrafiąc powstrzymać tych przyjemnych ciarek, które przeszły wzdłuż jej kręgosłupa, gdy ucałował jej policzek. Damon był chwilowo zbyt zajęty przyjmowaniem życzeń i dziękowaniu, aby zobaczyć co się dzieje bardziej z przodu.
Dziękuję. — odpowiedziała, odprowadzając go spojrzeniem, wykręcając za nim głowę, co na pewno zauważył Kanon. Damon był miły dla kolegów Lilith, ale w momencie gdy Jay przechodził obok nich, ten jego uśmiech to nagle zniknął. Wyraźnie atmosfera między nimi była ciężka, ale co się dziwić, jak ich ostatnie spotkanie na urodzinach jego starszego brata było… jakie było. Chłopaki niby się domyślali, że Shelby i on jakiś tam kontakt ze sobą mają, ale chyba nie wiedzieli, że ta relacja była już na zaawansowanym poziomie. Takim, do którego oni przecież nie chcieli dopuścić.
Walczyli o przegraną sprawę.
Damon wywrócił oczami teatralnie, aby zaraz pójść za Kangiem i jakoś tak złapał Shelby pod ramię, aby przypadkiem im nie uciekła. Ta jeszcze raz się obejrzała za siebie, a potem grzecznie poszła za przyjaciółmi do stolika, gdzie Velma i Freddy zaczynali się powoli wkręcać w towarzystwo. Echo o to zadbała. Ona przygarniała wszystkie zagubione owieczki, które potem odnajdywały się tu tak, jak Iza. Iza, która już bawiła się z chłopakami z EXCT.
Przysiadła nieopodal Echo i ziomeczków ze studiów, pytając się jak się czują i czy czegoś potrzebują, bo widać było, że byli podjarani takim towarzystwem, ale też czuli się strasznie niepewnie, bo przecież nie chcieli odwalić czegoś głupiego! Ośmieszyć się przy idolach? Najgorzej! Zerknęła jednak w kierunku Kanga, gdy ten zapytał co dostali. Damon zerknął na swoją torbę i wyciągnął prezent od Hypenen. No, się pozytywnie zaskoczył!
O… pomagałaś im, nie? — zerknął tu wymownie na Shelby, a ta spojrzała na niego jakby właśnie powiedział coś super głupiego.
Co? Pfff, nie. — odpowiedziała, chociaż ona wysyłała odpowiednie linki i propozycje, no ale co się dziwić, skoro Hypenen nie trzymało się z Kanonem prywatnie. Shelby to znała ich praktycznie na wylot. Czasami wolałaby wiedzieć mniej, no ale to był ich urok. — Spytaj się mnie jutro, bo rozpakuję w domu. — rzuciła do Songa ze złośliwym uśmieszkiem. O inne prezenty to się tak nie pytał! Te jakoś interesowały go bardziej niż powinny!
Przez jakiś czas jeszcze rozmawiała z Kanonem, zagadując Echo i Velmę z Freddym, którzy powoli czuli się coraz lepiej i pewniej. Normalnie widziała w nich samą siebie! Też początkowo myślała, że się nie wpasuje, a potem okazywało się, że idole to takie same, chodzące przypały co normalni ludzie. Sami swoi. Dlatego poświęciła im trochę czasu, aby nie czuli, że są zdani sami na siebie i ona już o nich zapomniała! W międzyczasie pojawił się też nie kto inny jak sam Matt z ekipą swoich bliskich tancerzy. Kanon to tam się prawie na nich rzucił. Damon z Mattem to przecież teraz najlepsi przyjaciele. Wspólne picie i rzyganie do kibla obok łączyło ludzi. Shelby też się z nimi przywitała, chociaż nie była z nimi aż tak zakolegowana. Miło było jednak, że pokonali taki kawał drogi, aby tu być! Nie mówiąc już o matkach, które wbiły na krzywy ryj.
Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, Damon szturchnął Shelby, że to chyba czas aby oficjalnie zacząć imprezę. Echo wszystkim polała, ich naczelny barman, który butelką bardzo sprawnie się posługiwał i niektórzy nawet nie zauważyli, że mają kieliszek przy sobie. Z meniskiem górnym.
Dobra, to jak już są wszyscy, to my chcemy bardzo podziękować wszystkim za to, że przyszli nachlać się za darmo. — jebany śmieszku. Lepiej ci wychodzi składanie życzeń. — Dzięki wielkie, że przejechaliście niektórzy taki kawał drogi tylko po to, aby posiedzieć dzisiaj z nami i liczyć, że zrobimy coś bardzo głupiego, co będziecie nam wypominać do końca życia. — tutaj popatrzył wymownie na taką Hazel i Kanga, a nawet Matta, bo to z nim ostatnio tak zachlał palę.
Mamy nadzieję, że będziecie się super bawić. Nie ograniczajcie się, pijcie do woli i stwórzmy super wspomnienia, których nie będziecie potem pamiętać.
A teraz pić! — zarządził Kim unosząc wyżej kieliszek, aby potem wychlać jego zawartość szybkim ruchem. Shelby podążyła za nim, podobnie jak reszta gości, która tylko na to czekała!
Muzyka znowu rozbrzmiała, a Kim to usiadł, aby polać sobie i Kangowi jeszcze jednego, bo potrzebują na rozgrzanie, a potem zrobić z nim słynny love shot z odpowiednim, nieco przydługim zakończeniem. A Shelby to chyba wykminiła wtedy odpowiedni moment. Zerknęła na mizdrzący się Kanon, a potem rzuciła Echo wymowne spojrzenie, aby przyszła na jej miejsce, aby Lilith mogła się sniki wyrwać. Ucieczka od rodziców.
Przeszła do swoich super gości o których się zażarcie biła i usiadła sobie przy ich stoliku, koło Jaya, stykając się z nim i nie zostawiając żadnego miejsca dla Jezusa, nawet jeśli nie byli u niego w łóżku. Pamiętała tą zasadę!
I jak tam? — spytała, opierając się gołymi plecami o oparcie kanapy.
Lilith! Napij się z nami! W urodziny musisz! — to nie tak, że właśnie byli po wspólnym szocie, ale… no wiedziała, że będzie musiała się napić. Tylko nie zamierzała się poniewierać. Jako gospodarz musiała ogarniać.
Jednego, Jake. — nawet paluszkiem mu pokazała ile, jakby nie zrozumiał ile to jeden.
Dziewiętnaście, tyle ile świeczek na torcie! — się kłócił jebany.
Mam tort z dwoma cyferkami, więc dwa maks. — zaorany.
…BEZ SENSU.— rzucił wyraźnie niezadowolony, na co ona to nawet tak sassy pstryknęła palcami trzykrotnie, no ale chłopak to dzielnie polał wszystkim po dwa szoty. Dziewczynom z Kett1era też, bo skoro dwa, to wszyscy piją dwa. Solenizantka zarządziła, chociaż nie mówiła, że każdy ma pić. Niki to zaraz znowu się upije i pójdzie w spanko!
Gdy Jake polewał wszystkim dookoła, ona szturchnęła zaczepnie Jaya, skoro już stykała się z nim bokiem. No co? Miała się trzymać z daleka, rączki miała przy sobie, ponad miesiąc była super grzeczna, ale taki… subtelny dotyk, to nie było nic takiego, nie?
To gdzie ta twoja koleżanka? — spytała, bo przecież mogli przyjść z osobami towarzyszącymi! Wcale nie byłaby zazdrosna! W ogóle!
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
wake up in — this fake blessing
18 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Wake up, open your eyes now in this fake blessing. I wanna be wanna be on my way, I bet.
  Lilith musiała się zadowolić bardzo wymownym spojrzeniem i jeszcze bardziej podejrzanym półuśmiechem, który zawitał na jego gębie, gdy zaczęła pytać o kogoś starszego, kto miałby się podobać mu. Nie było to miejsce na takie rozmówki, bo pod nadzorem i krzywym spojrzeniem Kanga i Damona, a on za nimi nie przepadał. Z wzajemnością. Tutaj przyjaźni raczej nie będzie. Podwójnych randek pewnie też nie..
  Jako jedyny nie życzył Damonowi niczego. A to i tak lepiej, niż gdyby mu te życzenia złożył. Pewnie pożyczyłby mu aby się udławił, czy coś.
  Park raczej liczył się z tym, że przez pewien etap imprezy to Lilith będzie mógł widzieć z oddali. Z całkiem sporego z oddali. Nie tylko przez Kanon, ale przez tych wszystkich gości dziewczyny, którzy musieli zostać przez nią obskoczeni. Oby o nim nie zapomniała, w końcu też był gościem i też wymagał naskoczenia obskoczenia.
  Ale przynajmniej się doczekał swojej kolejki. W tym czasie przy stoliku już grano w przeróżne gry, Parkowi udało się wygrać dwa razy z Jungwonem w gugudan, ale i dwa razy z nim przegrać, więc akurat mieli mieć tego słynnego tiebreak, kiedy to zawitała do nich solenizantka we własnej osobie.
  No to teraz się zjawiła! Główna atrakcja. Gwiazda imprezy! No co? To były jej urodziny! Nic dziwnego, że towarzystwo ożywiło się jeszcze bardziej wraz z pojawieniem się Lilith. Zwłaszcza Jake. Ten to w ryj powinien dostać, za to jego świdrujące spojrzenie, które spadało cały czas na wszystkie odsłonięte części Shelby.
  Gdy Lilith pojawiła się przy nim, na jego ustach pojawił się jego firmowy półuśmiech. Ręka z kolei bardzo szybko powędrowała na oparcie sofy, na której siedział, tuż za dziewczyną. Nie obejmował jej, jak coś! Po prostu wygodnie mu się tak siedziało. A tak naprawdę to wbrew tym ich postanowieniom jego ciało lgnęło do wszelkiego fizycznego kontaktu z dziewczyną. To trochę jak na początkach znajomości, kiedy się próbuje wszystko wyczuć i się przypadkowo trąca dłoń crusha i łapie za ramię i w ogóle, próbując zbudować tę więź. Tyle tylko, że tutaj jakaś już była, jednak cały problem leżał w tym, że była ona… niepewna. Ale czy to nie tak, że każda więź na początku jest niepewna? Do Parka z czasem to zaczynało docierać, a im bardziej to rozumiał tym… bliżej Lilith się trzymał, nie przekraczając jednak całkowicie tej takiej niewidzialnej granicy.
  To był po prostu taki regres – jakby na nowo przechodził właśnie przez ten etap zbliżania się. Nawet mając świadomość, że już są blisko. Tylko tak jakoś dziwnie… jak za szybą. Jakby faktycznie oboje byli przylepieni do szkła.
  — Jesteś dalej w wyparciu, że się zestarzałaś, zrozumiałe — odpowiedział, kiwnąwszy lekko głową. — Nie martw się, noona — miękko, a jednocześnie nad zwyczaj upierdliwie zaakcentował to słowo. — Dalej, mimo tych wszystkich lat, które upłynęły, jesteś śliczna — mruknął jej do ucha, oczywiście tylko dlatego, że byli w klubie, więc gdyby nie powiedział jej tego na uszko, to mogłaby nie usłyszeć! — I nawet zmarszczek aż tak nie widać — dodał, z tym bezczelnym grymasem zamkniętym w kąciku ust, tą ręką co to sobie tylko położył na oparciu, sięgając po pasmo jej włosów, coby zacząć się nim bawić.
  — Te, Casanova — odezwała się Yujin, przerywając im tę rozmowę o zmarszczkach i pewnie też osteoporozie. — Pijemy — wskazała na przygotowane już przez chłopaków shoty.
  Się wjebała. Ale ukróciła przynajmniej na chwilę męczarnię, przez jaką przechodziła jej koleżanka z zespołu. Nie tom żeby jej było jakoś wyjątkowo jej szkoda, ale beznadziejnie się imprezuje, kiedy jedna z twoich podopiecznych ma minę jak zbity mops i wszyscy musza skakać wokół niej. Zwłaszcza ty, jako odpowiedzialny lider. Chociaż przecież prywatnie nim nie była! Tak czy siak – ta na B siedziała już bardzo smutna, udając że nie patrzy w stronę Jaya. Miała pewnie srogie deja vu z poprzedniej wspólnej imprezy.
  Park sięgnął wolną ręką po jeden z kieliszków, by podać go Lilith, po czym wziął kolejny już dla siebie. A potem spojrzał na Jungwona, który podniósł się, skinął głową do solenizantki, mówiąc przy tym:
  — Twoje zdrowie, Lilith. Cieszę się, że się poznaliśmy — powiedział, całkiem szczerze, a przynajmniej brzmiało to tak, jakby było to szczere. A potem, bez stukania się, wszyscy wypili kolejkę. A gdy mieli przeczekać chwilę do tej drugiej, wytargowanej przez Jake’a, to wtedy obudził się, siewca tego całego zamieszania i:
  — No dawać, jeszcze jedną! Potem Lilitih sobie pójdzie i nie wypije.
  Mimo licznych protestów udało się mu przeforsować tego drugiego szota „na już”. Park wymienił kieliszki – swój i Lilith, by zaraz potem stuknąć się z dziewczyną (niestety tylko szkłem) i wypić. Odstawił naczynie i spojrzał na dziewczynę, a raczej zjechał po niej spojrzeniem, z bezpruderyjnym uśmiechem na gębie.
  Wrócił spojrzeniem do jej twarzy. Gentleman.
  — Powiedz tylko gdzie cię odholować w razie czego, bo widzę, że może zajść taka potrzeba — bo to już jej trzeci szot. Trzeci, o którym wiedział. A może było więcej. A noc długa, w dodatku gości sporo – trzeba się z nimi napić, prawda – a do tego wszystkiego Lilith taka drobna.
𝘕𝘰𝘸, 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘮𝘢𝘯 𝘩𝘢𝘥 𝘣𝘦𝘦𝘯 𝘣𝘭𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥
𝘞𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘩𝘦 𝘱𝘰𝘴𝘴𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥: 𝘔𝘶𝘴𝘪𝘤𝘢𝘭 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘯𝘵𝘴 𝘤𝘰𝘮𝘱𝘭𝘦𝘵𝘦𝘭𝘺 𝘶𝘯𝘮𝘢𝘵𝘤𝘩𝘦𝘥.

ObrazekObrazek
𝘉𝘶𝘵, 𝘢𝘴 𝘺𝘰𝘶 𝘰𝘧𝘵𝘦𝘯 𝘸𝘪𝘭𝘭 𝘧𝘪𝘯𝘥
𝘐𝘯 𝘦𝘱𝘪𝘤 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘴 𝘰𝘧 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘬𝘪𝘯𝘥, 𝘛𝘩𝘪𝘴 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘤𝘢𝘮𝘦 𝘸𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘤𝘶𝘳𝘴𝘦 𝘢𝘵𝘵𝘢𝘤𝘩𝘦𝘥:
sumienny żółwik
nick
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
To było niesamowicie upierdliwe, to całe lizanie lizaka przez papierek. Wymowne uśmiechy, flirciarskie teksty, przypadkowy dotyk… w tym momencie, kiedy obydwoje wiedzieli czego chce druga osoba, to naprawdę ciężko było trzymać się w ryzach. Nie mogli sobie pozwolić na powrót, bo obydwoje wiedzieli z czym się to wiązało, a przecież ponad miesiąc temu postanowili, że na razie dadzą sobie spokój, tak dla dobra obydwojga. On nie będzie się czuł wykorzystany jeśli coś poszłoby nie tak, a ona nie będzie mieć wyrzutów sumienia. Tyle, że odkąd zerwali te swoje bliższe kontakty, Lilith nie bardzo mogła o nich przestać myśleć i za każdym razem jak się widziała z Jay’em, jedynie bardziej do niego ciągnęła, najwyraźniej stęskniona za jego dotykiem. Nie w tą stronę powinno to iść, miała się wycofać, a zamiast tego, chciała być bliżej niż wcześniej. Coś słabo jej szło.
Na imprezie, swojej własnej urodzinowej, musiała jednak sprawiać chociaż pozory, że wcale nie chciała tak bardzo skierować się w kierunku stolików Hypenen. Strasznie cieszyła się, że jej znajomi się pojawili, chciała z każdym porozmawiać i spędzić z nim czas, podziękować za przyjście, szczerze zapytać się co u nich, pośmiać się, ale podświadomie zerkała co jakiś czas w jednym kierunku. Ona pewnie nawet tego nie zauważała, ale ktoś obok już mógł. Dlatego gdy pojawiła się wśród swoich znajomych, to niezbyt szybko chciała się zwijać. I udawała, że nie widzi jak Jake przełyka ślinę. Może pomyślał, że skoro od tamtego momentu co przyłapał Jaya i Shelby nic się między nimi nie stało, to dziewczyna jest typem co całuje się z każdym idolem, który okaże jej zainteresowanie! Wybacz Jake, nie w tym życiu.
Musiała się jednak powstrzymywać, aby zachować się jak koleżanka, a nie koleżanka z profitami, która mogłaby być dziewczyną. To, że usiadła tak blisko, że się z nim stykała prawie całym bokiem, to był przypadek. Chciała, aby ktoś jeszcze miał miejsce gdzie usiąść, naprawdę. Bawili się we wzajemne podchody, chociaż nie musieli, bo obydwoje wiedzieli, że druga osoba chce dalszego rozwoju, ale dalej trzymali się tego całego postanowienia. Nawet nie wiedzieli kiedy będzie ten „odpowiedni” moment, aby się związać, bo chociaż Shelby każdego dnia czuła się bardziej oderwana od Moona, to jednak całkowite zapomnienie mogło przyjść dopiero za długi czas.
Dlatego to wszystko było takie dziwne i nienaturalne.
Słucham? — spytała, zerkając na niego z wymownie uniesioną brewką. Ona przecież wiecznie będzie mieć osiemnaście, nawet jeśli to tylko rok różnicy, to Lilith się już zatrzymała jeśli chodzi o starzenie się! Nie mogła jednak powstrzymać tego delikatnego uśmiechu, który cisnął się jej na usta i przyjemnego dreszczu przechodzącego wzdłuż kręgosłupa, gdy rzucił jej komplementem na ucho. I to takim prawdziwym. Odwróciła lekko głowę w jego stronę, znajdując się teraz niebezpiecznie blisko i nawet mimowolnie jej spojrzenie na ułamek sekundy opadło na jego usta… Usta, które czasami nie wiedziały kiedy się zamknąć. — Bezczelny. — rzuciła i szturchnęła go lekko, odpychając tym samym od siebie, ale w wyraźnym rozbawieniu. Najpierw jej mówi coś miłego, a potem jej dopierdala! No ale czego innego mogłaby się po nim spodziewać? — A gdzie twój szacunek do starszych? — spytała, bo przecież jako idola na pewno uczono go, że każdej starszej osobie należy się szacunek! Nieważne ile jest starszy! A ten to ją jeszcze obrażał! I inne rzeczy jeszcze robił, ale no, w tym momencie mowa o przytykach!
Odwróciła spojrzenie w kierunku liderki, dopiero teraz zauważając, że faktycznie mają nalane kieliszki. Sprawnie poszło! Przejęła szkło od Parka, nawet się nie odsuwając, bo ta jego ręka za nią w ogóle jej nie przeszkadzała, a i wygodnie jej było. Nawet nie zwracała uwagi na wyraźnie przybitą blondynkę, która tak smutno zerkała w ich kierunku. Lilith już się oswoiła z myślą, że koleżanka ma wyraźnego crusha na Jaya, ale no nie mogła z tym nic zrobić. I też nie chciała. Nie jej wina, że w tym starciu wygrywała. Nawet nie zamierzała udawać, że jej to nie pasuje. Może jakby sama nie miała nic do chłopaka, to trzymałaby dystans, ale tak? Koleżanka na B musiała jej wybaczyć, na jej miejscu pewnie też by się od niego nie odklejała.
Shelby uniosła wymownie kieliszek w podziękowaniu na słowa lidera, a potem wraz z innymi wypiła kolejkę, co by odstawić szkło na blat. Musiała pamiętać, aby pić z umiarem, bo była przecież gospodarzem. Chociaż czasami było tak, że gospodarze mieli ludzi od ogarniania, aby oni mogli się pobawić… no ale w ostatnim czasie odechciało jej się doprowadzać do stanu, gdzie faktycznie nie ogarniała.
I wtedy zarządzono drugą kolejkę, a ona westchnęła ciężko, jakoś tak instynktownie opierając czoło o Parka, chyba chcąc ukryć swój niechętny wyraz twarzy przed Jake’iem, który już wszystkim polewał. Podniosła głowę w momencie jak Jay podał jej kieliszek. Zerknęła na niego niezbyt pewnie, a potem po innych, bo… no tempo było szybkie, a ona chyba będzie potrzebowała po tym przerwy. I wody. No ale wypiła, aby nie było, że nie! Skrzywiła się i odstawiła szkło, odsuwając je od siebie wymownie, że ona na razie pasuje.
Zerknęła w stronę chłopaka w momencie gdy poczuła, że taksuje ją spojrzeniem. Wcale nie po to właśnie ubrała się tak, jak się ubrała. Może trochę. Głównie dlatego. To, że taki Jake też korzystał z jej odkrytego outfitu, to już niechciane skutki uboczne. Dobrze, że Kanon nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia, bo pewnie ubraliby ją w golf i habit. I może innym dziewczynom jakoś przeszkadzałoby to, że chłopak je tak bezczelnie obczaj, ale jej w tym momencie to schlebiało.
Do siebie. — odpowiedziała bez większego zachwiania, uśmiechając się równie bezpruderyjnie co on. — Znaczy co, kto to powiedział. — bo na pewno nie ona! Lilith, miałaś się trzymać postanowienia just friends, a nie wyrywać każdego dnia coraz bardziej.
Jake, główny wodzirej tego stolika, klasnął w dłonie zwracając na siebie uwagę wszystkich.
Ej, dobra, bo ostatnio to nam przerwano grę w butelkę! Co wy na to, aby ją kontynuować? — spytał Jake, z tym swoim wyszczerzem, chyba mając jakieś niecne plany co do tej rozgrywki. Sięgnął po butelkę po wódce, która już się opróżniła, bo przy tylu mordach do szotów to szybko alkohol schodził, a potem ustawił ją na środku blatu. — Nikt nie pęka? Super. Zasady takie same jak ostatnio, nie robisz zadania - pijesz trzy szoty. — rzucił, tak jakby komuś się chciało odmawiać czy wymigiwać. Zakręcił szkłem, które zatrzymało się na nikim innym, jak na Jungwonie. — Zrób komuś malinkę. Widoczną, piękną, bordową! — lider to westchnął cicho pod nosem nie bardzo wiedząc co robić. Mimowolnie zerknął w kierunku Yujin, ale jedynie chrząknął i powiedział Nikiemu, aby podał mu rękę. Bez sensu. Trzeba było sprecyzować, że ta osoba ma być laską, a dokładniej liderką drugiego zespołu siedzącego przy stoliku. Wycwanił się kolega. Teraz to on zakręcił butelką, a ta zatrzymała się na Jayu. Lider uśmiechnął się i wybrał niewinne zadanie. Znaczy, tak mu się wydawało, bo przecież często z chłopakami w to grali. — Jay! Pocky challenge dla ciebie. Na paluszku, bo nie mamy pocky. —powiedział lider, nawet podając mu słoną przekąskę. Ta na B to już się zapowietrzyła, mając nadzieję, że zostanie wybrana! Być tak blisko jego twarzy? Spełnienie marzeń, nawet jeśli zostanie na samym końcu paluszka!
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
wake up in — this fake blessing
18 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Wake up, open your eyes now in this fake blessing. I wanna be wanna be on my way, I bet.
  Cóż miał jej powiedzieć – z tym szacunkiem to było ciężko. Trzeba było na niego zapracować, a nie po prostu być starszym. Oczywiście roboczo każdy miał ten pakiet startowy z respektu, ale to tylko sprowadzało się do podstawy podstaw, żadnych benefitów, więc żadnego ulgowego traktowania. Jak jej dokuczał, to dokuczał. Prawdę mówił. Zmarszczek nie było widać aż tak! Na pewno nie wtedy, gdy się nie uśmiechała, ale szczerze to wolał ją pomarszczoną. Z tymi zmarszczkami mimicznymi.
  — To może jednak ci polać jeszcze jednego? Albo pięć? — odmruknął na jej słowa. Bo skoro tak miało się to skończyć, to on już bardzo chętnie przeszedłby do tej części z odholowaniem. Albo nawet lepiej: do tej części po odholowaniu, skoro już wiedział, gdzie to miałoby się skończyć.
  Wywrócił oczami, kiedy tamten mały atencjusz zadecydował, że on teraz będzie stolik socjalizował. Już. Teraz. W alkogry będą grali. Na początku imprezy. Żeby Niki znowu wylądował pod stołem. Chociaż zarzekał się, że to się już nigdy nie powtórzy. Ale bo to on jeden budził się z postanowieniem „I’m never drinking again” tylko po to, by złamać je, nawet tego samego dnia?  
  — Nie wiem jaką wy butelkę mieliście w tej Australii, ale zdecydowanie to nie jest gra w butelkę — oznajmił, słysząc jak Jake tłumaczy zasady. Taka klasyczna gra to przecież było kręcenie tym przedmiotem i na kogo wypadło ten dostawał całusa. Tak się w to bawiło a nie jakieś dramatyczne wyzwania na picie. Nie to, żeby narzekał na grę, nie on. Po prostu to była kolejna możliwość do przypierdolki do Jake’a, a tego nie mógł sobie odmówić. Wodzirejem mu się zachciało być to musiał wiedzieć, że nie wszyscy goście to byli tacy super i tylko do zabawy! Niektórzy się stawiali, a niektórzy byli po prostu bezczelnymi chujami.
  Nie wnosząc już więcej protestów, ani uwag, po prostu pozwolił grze się rozpocząć, śledząc poczynania tak kątem oka, bo jego uwaga i tak była skupiona bardziej na obecności Lilith. Wyrozbieranej Lilith. Nie jego wina – nad pewnymi rzeczami nie dało się zapanować, a strój, w jakim wystąpiła dzisiaj dziewczyna był… No interesujący. I mocno działał na wyobraźnię, Najwyraźniej nie tylko jego, bo ten stulejarz Jake też się gapił. I pewnie paru innych również mierzyło Shelby wzrokiem. Normalnie nie miałby nic przeciwko temu, ale teraz to wszystkich traktował jak rywali.
  I tak przeleciało to wyzwanie Jungwona – nie spodziewał się po nim niczego więcej niż to, co wykonał. Jak miał być przełom to na pewno nie dzisiaj. I nie przez najbliższe… kilka lat. Jungwon taki był. Jak przyczajona kuna – wydawało mu się, że go nie widać i się nie zdradza. A Jay to nie zdziwiłby się, gdyby Yujin wiedziała i po prostu czekała, aż tamten ogarnie dupę. Choć znając ją, gdyby wiedziała, to pewnie sama by zagaiła… Gdyby była zainteresowana. To może nie była?
  Gdy butelka wskazała na niego, uniósł brew, a zaraz potem spojrzenie na lidera, by wysłuchać jakież to on zadanie wymyślił.
  — Poważnie? — odpowiedział, gdy już tamten przedstawił treść wyzwania. Co on? Słabo go znał, że myślał, że to odpowiednie wyzwanie? Tym bardziej, że nie wskazał z kim miałby to pocky challenge odbębnić? Czy może po prostu nie chciał, żeby się wszyscy najebali zbyt szybko. Tak czy siak – na Kanon to wyzwanie zadziałało, na Effie i Rhysa też.
  Park skierował spojrzenie na Lilith, a kącik ust podniósł mu się w lekkim uśmiechu. Odmówić mu nie mogła bo przecież wtedy to ona będzie piła, więc… Wkrótce dzieliła ich tylko odległość słonego paluszka, która miała zaraz się skrócić.
  — Lilith! — No przecież, że to był Kang. Co ona myślała? Że jak sobie wsiąknie podczas gdy tamci będą się całować, to się nie zorientują już nigdy, że jej nie ma? Echo próbowała ich zatrzymać, nawet jej się to trochę udało. Pojawił się sam Song, już bez Kima. Park wywrócił oczami, nawet się z tym nie kryjąc. Parental Advisory. — Wszędzie cię szukam. Choć mogłem się domyślić, że będziesz akurat tutaj — wypowiedział to z przekąsem, wzrocząc nieprzychylnie na kolegę dziewczyny. Tego samego, który teraz wciągał, jak gdyby nigdy nic, tego słonego paluszka, o którego mieli przed chwilą walczyć.
  — O mój boże to Kang-sunbaenim — zapowietrzył się Niki, który zaraz zaczął wachlować swoją twarz dłonią. Tak jakby jakieś pół godziny do godziny temu nie składał mu życzeń. Osobiście.
  — Ta, ta… — Song machnął ręką. — Lilith, Matt o ciebie pytał. I ta twoja koleżanka, Velma… Ona jest jakaś dziwna. Chyba próbuje podrywać Bekona. Nie mówiąc już o Freddym. Mogłabyś ich-
  — Kang-sunabenim, zagraj z nami, proszę! — wypalił Niki, zaraz potem zakrywając sobie usta dłonią, jakby zaskoczony, że w ogóle z nich wydostało się takie hasło.
  — Co?
  — Co?
  — Co? — zmieszał się chłopak. Zaraz schował się za siedzącym obok niego Jungwonem, bo się zawstydził. No co? Jego role-model był obok i go przytłaczał. A on się jeszcze ośmieszał proponując mu grę w butelkę z nimi. Tak jakby Kang Song miał na to czas! — Nic nie mówiłem! Przepraszam.
  — Dokładnie, Niki. Nie ma co się bawić z geriatrią — odpowiedział Park, zerkając na Songa przelotnie. No Kang to się chyba zapowietrzył.
  — No chyba się przesłyszałem. Proszę? Geriatrią?
  — Słuch już widzę nie ten. Daj dziewczynie spokój, niech się bawi ze swoimi. Naprawdę jesteś strasznie upierdliwy. Damon też, choć może mniej.
  — Jaaaaay — szepnął Niki, wychylając się zza Jungwona, który chyba był zbyt zaskoczony bezpośredniością swojego kolegi, by jakkolwiek teraz się odezwać.
  — Te, gnojek. Nie zapominasz się czasem? Nie jesteś u siebie w swoim New York Shitty, więc nie cwaniakuj tak bo zaraz pokażę ci gdzie są drzwi. — Oczywiście, że Song wiedział, że Jay był z East Coast, ale… West Coast is the best coast. Sorry not sorry, supremacja Kalifornii nad innymi stanami. — I tak Damon wykazał się nie lada cierpliwością, że zgodził się oglądać swoją mordę na swojej imprezie. Ja bym cię posadził przy innym stoliku. Na śmietniku, tam gdzie twoje miejsce. — Z drogi, śledzie. Amerykanie rozmawiają. W dodatku z dwóch różnych skrajów USA. Tam była odwieczna nienawiść między wybrzeżami.
  — I tak Lilith wykazuje się ogromną cierpliwością, że w ogóle jeszcze z wami dwoma wytrzymuje, skoro non stop robicie jej najazd na życie prywatne.
  — Ale ja nawet nie będę dyskutował z jakimś smutnym Nork-Norkiem.
  — Trochę jakby za późno, El Lay
𝘕𝘰𝘸, 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘮𝘢𝘯 𝘩𝘢𝘥 𝘣𝘦𝘦𝘯 𝘣𝘭𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥
𝘞𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘩𝘦 𝘱𝘰𝘴𝘴𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥: 𝘔𝘶𝘴𝘪𝘤𝘢𝘭 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘯𝘵𝘴 𝘤𝘰𝘮𝘱𝘭𝘦𝘵𝘦𝘭𝘺 𝘶𝘯𝘮𝘢𝘵𝘤𝘩𝘦𝘥.

ObrazekObrazek
𝘉𝘶𝘵, 𝘢𝘴 𝘺𝘰𝘶 𝘰𝘧𝘵𝘦𝘯 𝘸𝘪𝘭𝘭 𝘧𝘪𝘯𝘥
𝘐𝘯 𝘦𝘱𝘪𝘤 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘴 𝘰𝘧 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘬𝘪𝘯𝘥, 𝘛𝘩𝘪𝘴 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘤𝘢𝘮𝘦 𝘸𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘤𝘶𝘳𝘴𝘦 𝘢𝘵𝘵𝘢𝘤𝘩𝘦𝘥:
sumienny żółwik
nick
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Nie musisz mi polewać. — odpowiedziała krótko, bo ona to przecież nie miała problemu z tym, aby spotkać się z nim sam na sam u niego. Wielokrotnie to powtarzała, ale wszyscy, albo raczej, oni dwoje wiedzieli, dlaczego nie powinni tak robić - bo skończyłoby się pewnie tak, jak ponad ten miesiąc temu. Oj kusiło, cały ten czas kusiło, ale zdrowy rozsądek był głośniejszy od zachcianek i przypominał ewentualne konsekwencje. Dlatego oficjalnie trzymała rączki przy sobie, ale aluzje i flirty to już same wychodziły, chociaż tego nie zdołała powstrzymywać; a też powinna.
Jake to chyba chciał rozkręcić wszystkich i znowu pozbyć się Nikiego, albo miał w tym nieco inny cel. Przecież pan wodzirej uwielbiał przypały i chore akcje, tak samo jak rozkręcanie dram, więc absolutnie nikt by się nie zdziwił jakby już na początku chciał coś odwalić. Może też liczył, że ktoś mu da za zadanie pocałowanie którejś z koleżanek? Chociaż nikt poza nim chyba nie miał na tyle czelności, aby wybrać mu Shelby, zwłaszcza, że widzieli co się wyprawia między nią, a Jayem. Tylko ślepy by nie zauważył. Chyba, że blondi się nagle odpali i obudzi w sobie chęć zemsty czy coś.
Wolisz całować wszystkich po kolei? — spytała, zerkając na niego z wyraźnym zaciekawieniem. Nie żeby była zazdrosna! Przecież nie mogła być o kolegę, ale ona to grała właśnie w taką butelkę w Australii! Te na samo całowanie było tak do połowy liceum, potem wjechało coś gorszego. Poza tym, jeśli chciało się całować, to wystarczyło kopnąć kolegę pod stołem, aby ten uformował ci odpowiednie wyzwanie! Wszystko dało się zrobić.
W sumie ciekawiło ją kiedy Jungwon zrobi jakiś… ruch do swojej koleżanki, bo to widać było, że coś jest na rzeczy, a taka gra była odpowiednim miejscem, aby zrobić coś, czego nie zrobiłoby się normalnie. Pomogła zbliżyć się wielu osobom! Niektórym tylko na chwilę, bo Rhys i Effie aktualnie mieli przerwę, ale jakby Jungwon jednak wybrał taką Yujin do niewinnej malinki, to już byłby krok do przodu. Ewentualne niesnaski dało się zwalić jak nie na zasady gry, to alkohol! Dlatego to był dobry sposób na przełamywanie swoich granic w relacjach z innymi. No ale lider poszedł na skróty i wybrał bardzo prostą opcję wygrania wyzwania, czym chyba zawiódł większość stolika.
Jake wzruszył jedynie niewinnie ramionami na pytanie Jaya. Możliwe, że chciał obserwować jak blondi cierpi, a może chciał po prostu na początek rozruszać ekipę i zapobiec szybkiemu najebaniu się, bo wieczór jeszcze młody, a oni mieli sporo ciekawych zadań przed sobą do wykonania. Dlatego też z jakimś takim zadowolonym grymasem na mordzie obserwował jak kumpel bierze paluszek, a potem wymownie spogląda w kierunku Shelby, która bez problemu sięgnęła ustami do drugiego końca słonej przekąski.
Lilith! No i chuj.
Oderwała się od drugiego końca paluszka, aby zerknąć w kierunku przyjaciela, który pojawił się obok stolika. Fantastyczny timing, jak zawsze.
Spędzam czas z gośćmi. — odpowiedziała spokojnie, bo przecież była gospodarzem i należało pogadać czy pobawić się ze wszystkimi, a nie tylko wybranymi, zwłaszcza, że Hypenen i Ket1er to byli jej goście o których się biła z chłopakami, więc kto jak nie ona miał do nich podejść!
Jak się miało okazać, była poszukiwana jeszcze przez innych gości, a dokładniej tych ze studiów. Już miała się odzywać, kiedy Niki zaproponował chłopakowi wspólną grę. O, i ona była za tym pomysłem, bo może chociaż trochę wyluzuje i się z nimi pobawi, zwłaszcza, że przecież była impreza, urodziny, nie chciała mieć tutaj żadnych spin między chłopakami. Szkoda tylko, że oni nie bardzo to rozumieli.
Spojrzała na Jaya nieco zaskoczona, gdy ten jako pierwszy odpalił się ze swoim ciskiem, już wiedząc, że zaraz zacznie się dyskusja między tą dwójką, bo Song był tak cięty na chłopaka, że na pewno nie puściłby tego mimo uszu. Nie zdziwiła się więc, jak zaczęła się wymiana zdań, a Park jeszcze bardziej przekraczał granicę.
Jay. — upomniała go, patrząc się na niego wymownie, bo zaczynał przesadzać, ale zaraz potem odpalił się Song, który zdecydowanie się nie hamował w odpowiedzi. Zaraz przeskoczyła na niego spojrzeniem, bo ten to już dowalił po całości. Jakie drzwi, jaki śmietnik, co to miało być?
Kang! — rzuciła do niego karcąco, ale chłopaki to chyba jej nie słyszeli i nie zauważali, bo byli tak zapatrzeni w siebie i skupieni na tym, aby sobie dowalić, że mieli najwyraźniej gdzieś to, że ona tego słucha i bardzo jej to nie pasuje.
Halo! — warknęła, wstając gwałtownie z siedzenia, mocno zirytowana przeskakując spojrzeniem między jednym, a drugim. — Nie zapędzacie się za bardzo? — spytała, ale to było pytanie retoryczne. Wskazała palcem jednego i drugiego. — Ty i ty. Idziemy, zanim cholera mnie weźmie. — i powiedziała to takim tonem, że nie znosiła sprzeciwu, bo ten to w ogóle nie wchodził w grę. Mieli tupet kłócić się przy niej i reszcie gości, w także jej urodziny, to zamierzała to zaraz wyjaśnić i ukrócić. Wiedziała, że za sobą nie przepadają, ale chyba miała nadzieję, że na dzisiaj chociaż się trochę powstrzymają.
Przeszła z nimi kawałek dalej, tam gdzie głośna muzyka była na tyle przygłuszona, aby mogli jakoś porozmawiać. Chociaż to pewnie ona będzie głównie mówić. Odwróciła się do nich z jakimś takim zawzięciem, ale też niedowierzaniem w oczach.
Mogę wiedzieć o co z wami chodzi? Obydwoje, a w zasadzie troje, tylko tego trzeciego tu nie ma, zachowujecie się okropnie w stosunku do siebie nawzajem — zaczęła, bo chociaż wiedziała, że była między nimi niechęć, to na dobrą sprawę nie wiedziała za bardzo z czego ona wynika. Przynajmniej u Kanona, który od samego początku był negatywnie nastawiony do Parka z jakiegoś powodu. Początkowo jeszcze mogła ich tłumaczyć, że faktycznie sytuacja na urodzinach JB mogła wyglądać podejrzanie, ale teraz? Gdy ona sama go zaprosiła? Gdy wyraźnie go lubiła?
Jay, ja wiem i widzę, że zachowują się… jak się zachowują — wymowny zerk w kierunku Songa — ale nie musisz ich dodatkowo prowokować i naprawdę nie chciałabym, abyś odzywał się do nich w taki sposób. Wytrzymuję z nimi, bo mimo wszystko są dobrymi przyjaciółmi. Nawet jeśli faktycznie czasami przesadzają. — a tak akurat było od jakiegoś czasu, a dokładniej od wtedy, gdy ogarnęli, że Lilith zaczęła wychodzić do ludzi i zawierać nowe znajomości.
Przeskoczyła spojrzeniem na Songa.
Ale z tobą, Kang, to naprawdę nie wiem co się ostatnio dzieje i dlaczego tak na niego naskakujesz, jak go nawet nie znasz, ale też sobie nie życzę, abyś do mojego bliskiego gościa się tak odzywał, bo nie wiem czy z Damonem pamiętacie, ale to też moja impreza urodzinowa i moi goście. — bo chyba się trochę zapędził ze swoją wizją wyprowadzenia Jaya za drzwi, gdzie podobno miał mieć stolik przy śmietniku. No ten tekst to jej ciśnienie podniósł. Jeszcze zaczęli się kłócić przy innych, gdzie Hypenen i Ket1er byli przy stoliku. Oni też musieli się niefajnie poczuć. — Więc mogę was prosić, abyście swoją wzajemną niechęć, powstrzymali chociaż na dzisiejszy wieczór? — tu zerknęła na jednego i drugiego, zwyczajnie, grzecznie ich o to prosząc. Nienawidziła takich sytuacji. Mieli się dzisiaj dobrze bawić, mieli się bondingować i napić, bez niepotrzebnych konfliktów, które rujnowały humor i atmosferę. — Nawet nie wymagam od was przyjaźni czy nawet sympatii, ale chociaż wzajemnej tolerancji, bo zależy mi na jednym i na drugim. — a to chyba nie była duża prośba, zwłaszcza, że można by to było uznać za prezent urodzinowy, aktualnie chyba najbardziej przez nią pożądany. I hej, otwarcie przyznała przed Songiem, że zależy jej na Jayu! Zwykle o nim nie rozmawiali, więc nie zdziwiłoby jej, jeśli Kanon by dalej żył w przekonaniu, że ona i Park, to jedynie znajomi z imprez.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
wake up in — this fake blessing
18 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Wake up, open your eyes now in this fake blessing. I wanna be wanna be on my way, I bet.
  — Mogę zacząć od ciebie a później się zobaczy — odpowiedział, uśmiechając się przy tym bezczelnie do niej. No co? Przecież nie byli razem, więc teoretycznie mógłby wycałować wszystkich po kolei. Z pominięciem chłopaków. Fuj. Ale też doskonale wiedział, że jakby zaczął od Lilith to pewnie na niej by skończył. W sensie całowanie, o nic innego nie chodziło. Chyba, że jednak do czegoś dojdzie, on będzie musiał gdzieś skończyć a ona będzie nalegała. Zdecydowanie nie planował przechodzić do nikogo innego, bo jakby go wreszcie spuścili ze smyczy – a ta była już i tak bardzo napięta i wyszczerbiona – to jakby dorwał się w końcu do Shelby, to go łomem by nie oderwali. Ale teraz jakieś pozory trzeba było zachowywać. Nie pokazywać, że jest w nią stuprocentowo wkręcony, choć widocznie tak było.
  Przełomu się nie spodziewał – i tak wszyscy byli za mało wstawieni by taki Jungwon się faktycznie odważył zrobić coś w kierunku Yujin, a ona… No Park nie potrafił powiedzieć czy ona udaje, że nie widzi jak tamten robi maślane oczy, bo po prostu jest niezainteresowana, czy jednak po prostu jest ślepa na takie rzeczy – podobno osoby, których się to miało tyczyć najpóźniej się o tym orientowały, nawet jeśli wszystkie znaki wskazujące na to były subtelne niczym taran.
  Przełom to miał mieć on. W końcu by się zerwał ze smyczy, pewnie to byłby moment, w którym by zwyczajnie strzeliła, a on jakby się skleił z Lilith to faktycznie musieliby go oddzielać. Chyba, że Lilith miałaby całkiem inne plany, jednak biorąc pod uwagę to, jaką mieli więź i jak się dzisiaj do niego odzywała to chyba nie miałaby nic przeciwko.
  Ktoś inny najwyraźniej miał. Ktoś, kto wchodził mu w paradę kolejny raz. Z Kangiem miał styczność, poza pracą, tylko raz – kiedy przyszli na imprezę Jaebeoma by zgarnąć Lilith. Wtedy to zdołali Parka nazwać gwałcicielem i sugerować, że on to laski wykorzystuje. A teraz? Song wjechał, akurat wtedy, gdy mieli się zabrać do słynnego „wyzwania”. Nie zdziwiłby się, gdyby się okazało, że on po prostu siedział przyczajony gdzieś w tłumie by wyskoczyć właśnie w takim momencie.
  Tak jakoś dzisiaj się odpalił, bo jednak humor miał dobry, ale szybko podupadł wraz z pojawieniem się Songa. Tym razem to on zaatakował bezpośrednio pierwszy i nie musiał za długo czekać, by sytuacja esklaowała. Nie zwracał uwagi na miny kolegów z zespołu, koleżanek też. W zasadzie jak się rozpędził to i na protesty Lilith tez nie zważał. Bo go Song wkurwiał i mógłby sobie pójść.
  Niemniej w jednym obaj byli zgodni. Zamknęli się razem kiedy Lilith się zerwała, a zaraz potem kazała im za sobą przejść na stronę. Oczywiście, że robiąc to posyłali sobie błyskawice; gdyby mogli to by jeden drugiego zamordował. A jak już dostawali zjebkę to obaj jak tacy obrażeni chłopcy tam stali, chyba nie poczuwając się z początku do winy. Brakowało tylko, aby jeden drugiemu język pokazał, to byłby już szczyt dojrzałości. Park to był niezadowolony, że go upomniała. Nie lubił, gdy zwracano mu uwagę. Przyznać się do błędu potrafił, przeprosić także, tyle że zwykle mu to opornie szło. No ale Songa w razie czego nie zamierzał przepraszać,
  I vice-wersa.
  Song też gówniaka nie będzie przepraszał. Jak go Lilith rypała to owszem, słuchał jej, niemniej nie zmieniło to jego nastawienia. Przynajmniej do momentu, w którym ta nie przyznała, że zależy jej na nich obu. Ale jak to? Tak samo? Że niby szczyl był dla niej równie ważny? Ewidentnie mina mu zrzedła, ale dla równowagi na usta Parka wpłynął uśmiech. Taki triumfalny. Suck it up, Song.
  Kang westchnął ciężko i obejrzał się za siebie.
  — Boże, Lilith. Po prostu chodź ze mną — powiedział Song, który od tej zrypki się naburmuszył i stracił ten dobry humor, z którym zawitał przy jej stoliku. I choć wtedy wyglądało to tak, jakby coś kręcił i wymyślał powody tylko po to, by odciągnąć ją od jej nowych znajomych. — Chyba tyle możesz zrobić — dodał jeszcze, wielce umęczony tą całą rozmową. Nie chciał dłużej przebywać w towarzystwie Parka, bo raczej się nie polubią, a jeśli by mieli to nie wydarzy się to tu i teraz, na zawołanie. To żmudny proces, cały przed nimi. — Najlepiej sama — dodał, odwróciwszy się, by zaraz ruszyć i przecisnąć się przez tłum w kierunku zajmowanej przez nich, przez gospodarzy i gości najbliższych. I on już tam dotarł, bardzo sprawnie lawirując między bawiącymi się ludźmi. Oglądał się oczywiście na Lilith czy idzie, bo miał nadzieję, że idzie. Sama czy nie sama, to tam, chuj. Nieważne. Jak chciała ciągać za sobą tego pajaca to już jej sprawa.
  Zatrzymał się przy osobie, która stała przy loży i rozmawiała z siedzącymi tam ludźmi. Tapnął w ramię gościa, by zaraz potem mógł się on odwrócić do Lilith. Był to ktoś, kogo znała. Bo nikt inny jak Isaac Moon. Maknae PTS(D) uśmiechnął się delikatnie, w ten swój charakterystyczny dla siebie sposób, a przy okazji trochę też przepraszająco.
  — Wszystkiego najlepszego — powiedział.
  No, najlepszego.
𝘕𝘰𝘸, 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘮𝘢𝘯 𝘩𝘢𝘥 𝘣𝘦𝘦𝘯 𝘣𝘭𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥
𝘞𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘩𝘦 𝘱𝘰𝘴𝘴𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥: 𝘔𝘶𝘴𝘪𝘤𝘢𝘭 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘯𝘵𝘴 𝘤𝘰𝘮𝘱𝘭𝘦𝘵𝘦𝘭𝘺 𝘶𝘯𝘮𝘢𝘵𝘤𝘩𝘦𝘥.

ObrazekObrazek
𝘉𝘶𝘵, 𝘢𝘴 𝘺𝘰𝘶 𝘰𝘧𝘵𝘦𝘯 𝘸𝘪𝘭𝘭 𝘧𝘪𝘯𝘥
𝘐𝘯 𝘦𝘱𝘪𝘤 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘴 𝘰𝘧 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘬𝘪𝘯𝘥, 𝘛𝘩𝘪𝘴 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘤𝘢𝘮𝘦 𝘸𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘤𝘶𝘳𝘴𝘦 𝘢𝘵𝘵𝘢𝘤𝘩𝘦𝘥:
sumienny żółwik
nick
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Zdecydowanie nie miałaby oporów przed tym, aby Park ją pocałował. Myślała o tym wielokrotnie od czasu ich przełomu w relacji, nawet się z tym za specjalnie nie kryła. Nie oszukiwała też samej siebie, ale każdego dnia było coraz ciężej się powstrzymywać. I szczerze mówiąc, jakby faktycznie grali w butelkę na całowanie, to wolałaby się ograniczyć tylko do Jaya, bo mogła w takie gry grać, ale tylko wtedy, kiedy faktycznie nie była zainteresowana kimś innym. Wtedy nie sprawiało to żadnej przyjemności i nie było zabawą, chyba, że jej butelka wciąż zatrzymywałaby się na chłopaku. Nie można więc jej winić za to, że jak miała z nim zrobić wyzwanie pocky, to w ogóle nie oponowała. Szczerze mówiąc, teraz, prawdopodobnie mogłaby się do niego przykleić na oczach wszystkich - w tym Kanona, bo wiedziała, że jej granice przyzwoitości są już na bardzo mocnym wytarciu i jeśli by je przekroczyła, to ich postanowienie odeszłoby w zapomnienie. W tej chwili wystarczyłby jeden impuls, aby to zmienić.
No ale musieli poczekać z dokończeniem wyzwania, bo jak Kang się pojawił, to wszystko zaczęło się komplikować, a jej to było bardzo nie na rękę. Oczywiście, że by chciała, aby jej przyjaciele się dogadywali, bo to wszystko bardzo ułatwiało, ale w tym przypadku widziała małe szanse na jakąś sympatię. I nawet nie wiedziała czemu Kanon był na chłopaka w dalszym ciągu taki cięty. Jay odpowiadał na niechęć, to można było jeszcze zrozumieć, ona to samo miała z Amandą, ale chłopaki byli zupełnie inni niż ta szmata. Dlatego z chęcią wysłuchałaby wyjaśnienia dlaczego Kang ma taki wielki problem do jej nowego kolegi, bo prędzej czy później, będzie musiał pogodzić się z jego obecnością w jej życiu.
Ale wyjaśnienie miało nie nadejść. Wygłosiła swoje zjebki i chociaż mogła się cieszyć z tego, że nikt jej się w słowo nie wepchnął krzycząc „ale to on zaczął”. Czuła się jakby karciła dwójkę dzieciaków, zwłaszcza, że widziała te błyskawice, którymi w siebie ciskali. Skoro jednak nie chcieli się godzić, to mogliby się zacząć tolerować na ten jeden, szczególny dla niej wieczór, nie? Wiele nie oczekiwała!
Zerknęła w kierunku Songa, gdy ten się w końcu odezwał jako pierwszy po jej monologu. Brew jej lekko drgnęła w zdziwieniu, ale się nieco rozluźniła. Wyrzuciła z siebie chociaż cały ten żal, który pojawił się w serduszku podczas ich niemiłej wymiany zdań przy stoliku Hypenen. Westchnęła ciężko pod nosem, przez chwilę dwoma palcami rozmasowując sobie skroń. Chciał ją na chwilę odciągnąć, tylko tyle, nic się nie stanie, nie? Gdyby nie pożarli się z Parkiem, to poszłoby to sprawniej. Pokręciła głową i przeszła kilka kroków za przyjacielem, kiedy ten zaczął iść przez tłum.
Zaraz wrócę — uśmiechnęła się delikatnie do Jaya, kładąc mu dłoń na ramieniu, bo naprawdę zamierzała wrócić i dokończyć ich wyzwanie, a nie chciała też go niepotrzebnie za sobą ciągać, zwłaszcza po tym wystąpieniu.
Ruszyła za przyjacielem, przeciskając się przez gości, aby niedługo potem być praktycznie za nim. Widziała gdzie się kieruje, ale nie wiedziała czemu tak bardzo zależało mu na tym, aby za nim poszła. Ale szła. Grzecznie, dzielnie, wciąż przed siebie.
Matko, Kang, o co ci chodzi, zachowujesz się dzisiaj strasznie — urwała, w momencie, kiedy Song kogoś zaczepił i ta osoba się nie odwróciła. Osoba, którą poznała w zaledwie milisekundę. — dziwnie — dodała o wiele ciszej, patrząc się w niedowierzeniu na postać przed sobą jak w coś, co mogłoby się jej przywidzieć. Ale to nie było widmo, nie była halucynacja, nic jej się nie wydawało. To naprawdę był — Isaac — mruknęła nieświadomie, nie potrafiąc ściągnąć spojrzenia z chłopaka. Nie panowała nad tym, że serducho mocniej zabiło, kiedy go zobaczyła. To było silniejsze od niej. Żołądek dziwnie się skurczył, a w jej gardle urosła niebotycznych rozmiarów gula, której za wszelką cenę chciała się pozbyć. Miało go nie być, nie widziała go tyle czasu, nawet z nim nie rozmawiała odkąd wyszła ze szpitala, a teraz stał przed nią, jak gdyby nigdy nic, życząc jej wszystkiego najlepszego.
Co ty tu… Damon mówił, że-
Kłamałem. Musisz mi wybaczyć, ale wtedy nie byłoby niespodzianki! — wtrącił się, opierając się nonszalancko o ramię najlepszego przyjaciela, bo najwyraźniej gumowe ucho podsłuchiwało spotkanie eks pary. I chyba był z tego niesamowicie zadowolony, albo raczej z tego, że ci w końcu się spotkali. Chrząknął. — No, to ja was zostawiam. Macie sporo do nadrobienia — poklepał delikatnie Moona po plecach, bo niesamowicie cieszył się z tego, że ten tu był, potem rzucił jakieś takie wymowne spojrzenie Shelby i oddalił się, aby dalej rozmawiać ze swoimi gośćmi. Kanga też od nich zabrał, aby dzieci miały czas dla siebie!
Lilith w tym czasie nawet na centymetr nie ruszyła się z miejsca. Targało nią w tej chwili tyle… dziwnych, różnych emocji, że po prostu nie potrafiła ich uporządkować. Jedne były dobre, inne negatywne, a jeszcze inne niesamowicie skomplikowane. Wydawała się ruszyć do przodu i chcieć spróbować zbudować coś z kimś innym, ale kiedy pojawił się Moon i miała go na wyciągnięcie ręki, to nie mogła zaprzeczyć temu, że w dalszym ciągu uważała go za kogoś ważnego w jej życiu. Nawet jeśli złamał jej serce. Nawet jeśli zostawił ją bez wielu odpowiedzi. Nawet jeśli już nie byli razem przez jakiś czas… to o drugiej osobie nie dało się tak łatwo zapomnieć, zwłaszcza jeśli kiedyś wiele dla ciebie znaczyła.
Przestąpiła z nogi na nogę, krzyżując ręce na piersi w dość zamkniętej, zagubionej pozycji.
Jak… jak się czujesz? — spytała, bo nawet nie wiedziała za bardzo czy doszedł do siebie po tym postrzale, czy dalej miał jakąś opiekę, czy wszystko było w porządku... chłopaki nie mówili praktycznie nic w tym temacie poza ciągłym słowem "hiatus". Poza tym, w zasadzie nie wiedziała też jak z nim rozmawiać, nie wiedziała jak się zachować, na jakim aktualnie znajdowali się etapie - to było dla niej strasznie dziwne. Niby kiedyś byli niesamowicie blisko i nie miała problemu, aby z nim rozmawiać o wszystkim i o niczym, ale przez te trzy miesiące trochę się pozmieniało w jej życiu i zdawała się ruszyć do przodu po zerwaniu, dlatego teraz nie bardzo odnajdowała się w tej sytuacji. Serce jednak pamiętało jakie niegdyś wzbudzał w niej emocje i szczerze mówiąc, to nie tego teraz potrzebowała.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
wake up in — this fake blessing
18 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Wake up, open your eyes now in this fake blessing. I wanna be wanna be on my way, I bet.
  Dość niechętnie Park zgodził się, żeby Lilith ulotniła się z Songiem. Odprowadził ją spojrzeniem, nawet nie kryjąc się z tym, że póki ją widział, jak odchodziła, to obcinał spojrzeniem jej tyłek. Nawet głowę przechylił. Ale gdy tylko wmieszała się w tłum, Jay odwrócił się i oddalił do stolika, by tam pewnie zebrać zjebę, przede wszystkim od Nikiego, że tak strasznie potraktował Kanga. No straszne, no dramat.
  Isaac denerwował się przed tym spotkaniem. Zdawał sobie sprawę, że może być dziwnie, ale przecież będzie miał w pobliżu swoich znajomych, którzy w razie czego poratują sytuację, a i oni nie będą czuli się jakoś niezręcznie w swoim towarzystwie. Bo przecież nie zostaną sami we dwójkę, prawda?
  PRAWDA?
  Moon obejrzał się zaskoczony na Damona, gdy tamten powiedział, że nie byłoby niespodzianki. Nie miało być! Nie chciał robić wielkiego wejścia, ani nie potrzebował efektu wow, a sam też nie wiedział czy na pewno będzie i to tak do ostatniej chwili. Bo nie czuł się na siłach by wyjść do ludzi, bo wiedział, że jako osoba i towarzystwo zawiedzie. Jak wcześniej nie miał problemów z byciem kompanem do rozmowy tak teraz… No różnie bywało. I nawet nie potrafił nad tym zapanować. Trzy miesiące terapii dały mu całkiem sporo, ale nie można było liczyć, że po jednym kwartale wszystko będzie z nim w porządku. Wychodzenie z depresji to był ciężki, żmudny proces.
  Odprowadził spojrzeniem Kima, chyba w pierwszej kolejności chcąc go zatrzymać, bo nie chodziło mu o to, żeby zostać z Lilith sam na sam (względnie, bo przecież byli w przepełnionym ludźmi klubie). Spodziewał się, że mogłoby to być dla niej niezręczne. I dla niego także. A wiedzieć trzeba było, że Moon teraz był wyjątkowo kruchy. W ostatniej jednak chwili zatrzymał rękę, którą chciał złapać Damona za ramię.
  Spojrzał na Lilith, uśmiechając się słabo, acz wiarygodnie. To nie był ten jego sztuczny, wyuczony uśmiech idola.
  — Jest dobrze, dziękuję — odpowiedział. A to już była ta typowa koreańska grzeczność. Nie skarżono się nigdy, gdy ktoś pytał o samopoczucie, niezależnie od tego, jaka była prawda. Nie zadręczano innych swoimi problemami. Z grzeczności pytano o to, jak kto się czuł i z grzeczności nie zwierzano się ze swoich problemów. — Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale… Ja sam nie wiedziałem czy się pojawię tak do ostatniej chwili — oznajmił, nieco zmieszany najwyraźniej tym wproszeniem się. Na jej urodziny. Wiadomo, to była impreza też Damona, ale… No. Z nim to chociaż utrzymywał kontakt jako taki po tych wszystkich zdarzeniach a od Lilith się odciął. Nie bez powodu, ale na pewno bez wyjaśnień. Wyjaśnienia składał Damonowi, a on miał ich nie powtórzyć dziewczynie. Bo naprawdę Moon chciał, żeby ruszyła dalej bo sam nie wierzył, że był sens czekać na niego. Nie chciał jej obarczać zepsutym sobą. Skoro nie mógł być podporą dla samego siebie to byłby równie beznadziejnym oparciem dla dziewczyny a to przecież nie o to chodziło.
  Nie umknęła jego uwadze zamknięta postawa przyjęta przez dziewczynę. Choć przecież niektórzy tak po prostu stawali.
  — Przyniosłem ci mały drobiazg — powiedział, wskazując na całkiem pokaźny bukiet róż, który stał wśród pozostałych kwiatów, w osobnym wazonie. Wśród liści widoczny był także zapisany bilecik – mała koperta, której nikt nie otworzył z jakimś szlaczkiem starannie napisanym, najpewniej będącym po prostu imieniem dziewczyny. Zaraz potem wrócił spojrzeniem do Shelby. — A… A jak ty się czujesz? — zapytał, bo przecież należało wymienić się tą uprzejmością, to raz, a dwa – interesowało go to. Chciał wiedzieć. — Wyglądasz — zaczął, spoglądając na nią, całą jak stała przed nim, choć nie zatrzymywał spojrzenia na jej biuście (jak niektórzy), kiedy po prostu szybko zmierzył ją spojrzeniem, zaraz potem rozkładając dłonie, jakby chciał po prostu powiedzieć, że wygląda „wow”. — Przecudnie, Lilith. W dodatku promieniejesz. — Uśmiechnął się łagodnie, bez fałszu. Zaraz jednak ten wyraz uciekł gdzieś i zostały tylko jego resztki, w oczach chłopaka. — Nie będę zabierał ci więcej czasu, masz swoich gości i swoją imprezę przecież, a ja się troszkę wprosiłem. — W dodatku Damon się ulotnił i zostawił was w niezręcznej sytuacji, bo pewnie inaczej by się rozmawiało. Albo wcale by nie rozmawiali, bo w grupie już chyba nie było takiej potrzeby odezwania się, żeby „nie wyszło awkward”.
  Czuł, że narasta w nim poziom stresu, a ta wypracowywana od kilku miesięcy stabilność zaczyna się chybotać. Obawiał się, że nawet nie zorientuje się kiedy, ale po prostu straci nastrój, znów się wycofa i dziewczyna jakoś źle to odbierze, a tego nie chciał. Ale im dłużej patrzył na nią, tym bardziej bolało. Tym ciężej było mu wytrwać w swoim własnym postanowieniu, by nie angażować się w nic. Na pewno nie z nią, bo przecież w chwili obecnej nie miał nic do zaoferowania. Nawet jeśli psychoterapeuta twierdził inaczej i zachęcał go, by wdawał się w bliższe relacje z ludźmi.
𝘕𝘰𝘸, 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘮𝘢𝘯 𝘩𝘢𝘥 𝘣𝘦𝘦𝘯 𝘣𝘭𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥
𝘞𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘩𝘦 𝘱𝘰𝘴𝘴𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥: 𝘔𝘶𝘴𝘪𝘤𝘢𝘭 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘯𝘵𝘴 𝘤𝘰𝘮𝘱𝘭𝘦𝘵𝘦𝘭𝘺 𝘶𝘯𝘮𝘢𝘵𝘤𝘩𝘦𝘥.

ObrazekObrazek
𝘉𝘶𝘵, 𝘢𝘴 𝘺𝘰𝘶 𝘰𝘧𝘵𝘦𝘯 𝘸𝘪𝘭𝘭 𝘧𝘪𝘯𝘥
𝘐𝘯 𝘦𝘱𝘪𝘤 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘴 𝘰𝘧 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘬𝘪𝘯𝘥, 𝘛𝘩𝘪𝘴 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘤𝘢𝘮𝘦 𝘸𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘤𝘶𝘳𝘴𝘦 𝘢𝘵𝘵𝘢𝘤𝘩𝘦𝘥:
sumienny żółwik
nick
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
To nie tak, że para została całkowicie sama, bo Kim cały czas trzymał rękę na pulsie. Niby dał im chwilę, aby pozmawiali, ale cały czas warował jak pies przy Isaacu, oglądając się na niego i Shelby raz za razem, jakby chcąc wyłapać moment w którym należało już wkroczyć i ratować sytuację oraz przyjaciela. Domyślał się, że to spotkanie może być… ciężkie, dla jednego i drugiego, bo jednak całkowicie się od siebie odcięli, z dnia na dzień, tuż po okropnej tragedii i przeżyciach, które na dobrą sprawę ich do siebie bardziej zbliżyły. Dlatego pilnował cały czas tego co się dzieje, ale był zdania, że muszą mieć chociaż chwilę dla siebie, zanim znowu coś się stanie.
A Shelby? Shelby nie wiedziała jak się czuć, jak się zachować i co mówić, bo szczerze mówiąc, miała do niego żal o to rozstanie bez wyjaśnień. Już się z nim o wiele bardziej pogodziła, niż na samym początku, ale bolało - a bolało, bo nie rozumiała. Dlatego też zachowywała dystans. Była jak zranione przez właściciela zwierzę, które po skrzywdzeniu wolało być ostrożne i się nie zbliżać do ręki, która ją uderzyła. Ale co się jej dziwić, skoro dziewczyna żyła w paskudnej niewiedzy. Nikt jej nigdy nie powiedział co się stało i co się działo aktualnie z chłopakiem, mimo wielokrotnego pytania. Domyślała się, że Kanon, a zwłaszcza Kim, doskonale znali wszelkie szczegóły, które pozwoliłby jej ułożyć tą cholerną układankę, ale jedyne co od nich słyszała to hiatus. Tak więc nie znała detali i głównych powodów, przez które Isaac się od niej kompletnie odciął, dlatego żyła w niewiedzy, a im dłużej żyła w niewiedzy, tym bardziej zraniona się czuła. Przez to też było jej trochę łatwiej ruszyć do przodu.
W porządku, rozumiem. — odpowiedziała spokojnie na jego przeprosiny, bo miał przecież swoje życie i swoje sprawy, do których już nie miała wglądu. Skoro sam nie wiedział do końca czy się pojawi, to pewnie miał bardzo zajęte życie, a przynajmniej tak to odbierała na ten moment.
Zerknęła w kierunku wskazanego bukietu róż z widoczną adresatką i… no trochę cieplej jej się na serduszku zrobiło. Nie dlatego, że dostała kwiatki, dzisiaj ich dostała wiele, po prostu się starał. Widziała, że się starał, a poza tym, to był Isaac i przez to jego podejście od zawsze miękło jej serce.
Dziękuję. — powiedziała, powoli wychodząc z tej swojej zamkniętej pozycji. Trochę się rozluźniła, już nie była taka napięta, ale wciąż jeszcze miała skrzyżowane ręce na piersi. To była jej taka ochrona przez niepotrzebnym zbliżeniem się.
A jak ona się czuła?
Każdego dnia coraz lepiej. — odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo tak w sumie było. Na ten moment czuła się dobrze, całkiem stabilnie by nawet powiedziała, ale nie chciała wdawać się w szczegóły. To było dziwne, nie tak dawno temu byłaby na tyle wygadana, że opowiedziałaby mu o każdym najmniejszym szczególe w swoim życiu. Powiedziałaby mu co ją denerwuje, co ją ucieszyło, jak się czuła dzisiaj w sklepie, kiedy pani za ladą pochwaliła jej bluzkę… a teraz się trochę ograniczała, niepewna całej tej sytuacji. I jego.
Nie mogła jednak powstrzymać tego delikatnego uśmiechu, który wpełzł na jej twarz, gdy skomplementował jej dzisiejszy wygląd. Odwróciła lekko głowę gdzieś w bok, bo przecież nie umiała przyjmować miłych słów i zwykle się zawstydzała, a chociaż nie chciała sobie pozwolić na to w tej chwili, to i tak było to silniejsze. Nie potrafiła też w sobie opanować tego dziwnego, przyjemnego uczucia w żołądku, ale ono towarzyszyło jej już odkąd tylko do jej umysłu dotarło z kim ma do czynienia. To była reakcja ciała i organizmu kompletnie niezależna od niej.
Wróciła do niego spojrzeniem w momencie, gdy stwierdził, że nie będzie jej zabierał czasu. Nagle poczuła się dziwnie, bo podświadomie nie chciała przecież odchodzić. Chciała z nim dłużej porozmawiać, chociaż miała wrażenie, że faktycznie nie powinna.
Nie widzieliśmy się trzy miesiące, Isaac. — nie miało to brzmieć jak wyrzut, ale chyba trochę tak było. Dlatego zaraz potem dodała: — Myślę, że możesz mi zabrać trochę więcej czasu. — uśmiechnęła się bardzo delikatnie, chyba też trochę przepraszająco za tamten wcześniejszy ton, bo… no nawet jeśli czuła się zraniona i miała do niego żal, to nie chciała sobie tego na nim odbijać. Na pewno nie dzisiaj i nie teraz. Nie zdziwiłaby się, jakby po dzisiaj i tak już się nie zobaczyli. W końcu Isaac przyszedł tu dla Damona, nie dla niej.
Damon kompletnie nie słuchał kolegi, który taki przejęty mu o czymś opowiadał, bo skupiał się na Lilaacu nieopodal. Nie wyglądało to najlepiej, chociaż obydwoje się uśmiechali. Szturchnął Kanga i wskazał gestem głowy na parę, bo to był chyba czas, gdzie musieli interweniować. Podszedł ze swoim narzeczonym do dwójki z uśmiechem na ustach.
Ej, mordeczki, może porobimy coś wspólnie, co? — szybka zmiana planu, skoro ten pierwszy nie wychodził najlepiej. Zarzucił przyjacielowi rękę na ramię, delikatnie go szturchając zachęcająco i wspierająco, bardzo dokładnie mu się przyglądając, bo jakby chciał iść, to Kim pewnie wyszedłby na moment z nim, aby go ogarnąć i upewnić się, że wszystko jest w porządku. Był trochę przewrażliwiony na jego punkcie, ale nie można by się było dziwić. Jeśli znało się wszystkie szczegóły, to kompletnie inaczej podchodziło się do chłopaka oraz jego zachowania. — Jakaś gra może? Kang? — rzucił, przeskakując spojrzeniem po wszystkich, ostatecznie zatrzymując się na Songu, który był przecież najlepszym możliwym organizatorem wszystkiego co spontaniczne czy zaplanowane. Niech usiądą w starym towarzystwie, jak nie tak dawno temu!
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
wake up in — this fake blessing
18 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Wake up, open your eyes now in this fake blessing. I wanna be wanna be on my way, I bet.
  Nie wiedział jak ma się czuć, gdy dziewczyna powiedziała mu, że każdego dnia czuła się coraz lepiej. Z jednej strony: przecież tego dla niej chciał. Żeby ruszyła naprzód, żeby żyła, żeby się bawiła, żeby była po prostu sobą i przy tym wszystkim po prostu zapomniała o nim i w żadnym wypadku nie zastanawiała się, czy jest możliwym aby się zeszli. Bo możliwym było, tyle tylko, że byłoby to ciężkie i wbrew jego polityce. No ale z drugiej strony trochę bał się, że właśnie pod tym oświadczeniem kryło się zapewnienie, że faktycznie ruszyła dalej. Że być może kogoś poznała i układała sobie relację. Nie powinien się tego obawiać, bo przecież tego dla niej chciał, a jednak wychodził z niego mały egoista. Wszystko to jakieś zagmatwane.
  Dlatego też czuł, że ta jego stabilność to zaczyna się chwiać. A i przy okazji nie czuł się uprawniony do zatrzymywania Lilith przy sobie, nie w takich okolicznościach, gdzie jeszcze trzeba było ją do tej loży sprowadzić, ergo: odciągnąć od jakichś gości.
  — Tak, ale chyba niespecjalnie w takim dniu. Masz tutaj mnóstwo ludzi, którzy przyszli tu dla ciebie, świętować z tobą. I jeszcze to ludzie, którzy raczej uszanowali zasadę RSVP, nie to co niektórzy — uśmiechnął się tutaj słabo. Bo on to jednak nie odpowiedział, a jednak się wbił, więc nie powinien nadużywać dobroci dziewczyny.
  Moon przeskoczył spojrzeniem na Damona, który najwyraźniej czuwał nad przebiegiem tego spotkania. Szczerze powiedziawszy to jego powrót ucieszył chłopaka i minimalnie się rozluźnił. Ale czy był gotowy na „porobienie coś wspólnie”? Dość odruchowo zerknął na Lilith, chyba chcąc sprawdzić jej reakcję, a potem na Kanga, który zabrał głos:
  — Mam jengę — powiedział Song. On miał praktycznie wszystkie gry, a wszystkie były równie pojebane. Jenga może brzmiała niewinnie, jak się to podsłuchało z boku, ale wcale taka niewinna nie była. Prowadziła do skrajnego ośmieszenia lub najebania. Zależy co kto preferował – czy udawanie smażącego się bekonu czy jednak wypicie szota za to. — Albo ego — dodał po chwili, choć w tym momencie nie był pewien czy to byłby taki dobry pomysł. Chociaż nie, to był chyba genialny pomysł! W końcu wyjdzie na jaw, że Lilith i Isaac przecież tyle o sobie wiedzą! Nie był jednak pewien co do genialności tej idei, więc zerknął kontrolnie na Damona, a potem na resztę gości.
  Isaac dalej nie wyglądał na przekonanego. Ba, teraz to on się objął ramionami, nieco się wycofując. To było trochę jak z bombą. Nie wiadomo kiedy pierdolnie. A naprawdę nie chciałby, żeby się to wydarzyło tutaj. Żeby dopadł go ten kryzys, ten zjazd, w dodatku w towarzystwie Lilith. Specjalnie jej o tym wszystkim nie mówił bo po pierwsze – wiedział, że by się zaczęła martwić (chyba… bo może teraz już by tak nie było, bo jej przeszło na tyle, by nie angażować się w jego problemy), a po drugie – to by wymusiło na nim rozkopanie problemu, czy raczej: wydarzenia, do którego wstydził się przyznać i wcale nie było łatwym by o tym mówic.
  — Chyba powinienem iść — powiedział w końcu, nie patrząc ani na Lilith, ani na Damona, ani na Kanga. Na nikogo. Ze spuszczonym wzrokiem i to nie smutnego Bambi, a właśnie zagubionego Bambi. Czuł, że spotkanie tutaj, w takim towarzystwie – w otoczeniu tylu ludzi, znajomych i Damona i Lilith, ciężko by się mogło dla niego skończyć, tym bardziej, że nie wiedział co dokładnie było u dziewczyny, a miał wrażenie, że spotkanie jej z kimś, kto był lub mógłby być na jego miejscu wcale by mu nie przysporzyło dobrego humoru, a wręcz przeciwnie. Nawet jeśli życzył jej tego, by żyła dalej, znów pełnią życia.
  Uśmiechnął się, tym razem po prostu uprzejmie, w pewnym sensie też przepraszająco, ale nie podniósł spojrzenia bezpośrednio na niczyją twarz.
  — Bawcie się dobrze — powiedział, by zaraz potem zerknąć krótko na Damona. — Nie musisz ze mną wychodzić — dodał, chyba przeczuwając, że Kim był gotowy na taką ewentualność. Nie zamierzał go wyciągać z imprezy, choć wiedział, że tamten by to dla niego zrobił. Wyszedłby, wysłuchał, a problem w tym, że on by nawet nie potrafił mu powiedzieć o co chodzi. Po prostu czuł się teraz źle, miał wrażenie, że zaraz stanie się to mocno widoczne, a sam stracił ochotę na jakiekolwiek zabawy.
  Skinął głową, w ramach krótkiego pożegnania, a potem skierował się w stronę tłumu, by przedrzeć się przezeń do wyjścia, sprawnie unikając spotkań z osobami, które mogłyby go zaczepić i chcieć zagadać, a takich tutaj było sporo bo… No jednak była tutaj część wspólnych znajomych z industry, a on troszkę… wsiąknął.
  Song, ledwie Isaac zaczął się oddalać, postanowił odjebać:
  — Echhh, biedny Isaac — westchnął dramatycznie, niby pod nosem, ale tak, żeby Lilith go słyszała. — Ten to ma teraz przejebane. — Choć on też miał siedzieć cicho, to chyba zamierzał jednak tę ciszę przełamać, choćby kosztem zbesztania przez Kima. No ale ktoś powinien uświadomić Lilith o tym, co się działo. I najlepiej by było, gdyby to był Moon, we własnej osobie.
𝘕𝘰𝘸, 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘮𝘢𝘯 𝘩𝘢𝘥 𝘣𝘦𝘦𝘯 𝘣𝘭𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥
𝘞𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘩𝘦 𝘱𝘰𝘴𝘴𝘦𝘴𝘴𝘦𝘥: 𝘔𝘶𝘴𝘪𝘤𝘢𝘭 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘯𝘵𝘴 𝘤𝘰𝘮𝘱𝘭𝘦𝘵𝘦𝘭𝘺 𝘶𝘯𝘮𝘢𝘵𝘤𝘩𝘦𝘥.

ObrazekObrazek
𝘉𝘶𝘵, 𝘢𝘴 𝘺𝘰𝘶 𝘰𝘧𝘵𝘦𝘯 𝘸𝘪𝘭𝘭 𝘧𝘪𝘯𝘥
𝘐𝘯 𝘦𝘱𝘪𝘤 𝘵𝘢𝘭𝘦𝘴 𝘰𝘧 𝘵𝘩𝘪𝘴 𝘬𝘪𝘯𝘥, 𝘛𝘩𝘪𝘴 𝘨𝘪𝘧𝘵 𝘤𝘢𝘮𝘦 𝘸𝘪𝘵𝘩 𝘢 𝘤𝘶𝘳𝘴𝘦 𝘢𝘵𝘵𝘢𝘤𝘩𝘦𝘥:
sumienny żółwik
nick
ODPOWIEDZ