dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Nostalgia za pochłoniętymi śniegiem świętami pogłębiała się wraz z upływem kolejnych dni, przybliżającymi wszystkich do dwudziestego piątego grudnia. Nie tylko z coraz większą odrazą przyglądał się roześmianym fanom sportów wodnych, pomykających po mieście w strojach kąpielowych i z deskami surfingowymi pod pachą, ale też zwyczajnie, niezwykle dojmująco czuł, że tak naprawdę oddala się od tegorocznych świąt. Nie czuł już ich klimatu, nie czuł najmniejszego nawet podekscytowania i nieustannie dryfował myślami wokół utraconej przeszłości i wokół wszystkich tragedii, które spaść miały na niego w najbliższym czasie. Problemy Willow bynajmniej nie pomagały mu w poprawie humoru, a więc mijał ją możliwie jak najczęściej, by tylko nie dopuścić do konfrontacji, podczas której wszystkie podłe myśli ujrzeć miały światło dzienne. Gdy więc ta dzisiaj wyszła z domu prędzej, a to za sprawą jakiegoś kryzysu na rodzinnej farmie, odetchnął z ulgą i w spokoju przygotowywał się do pracy, co w końcu przerwał mu telefon od opiekunki Philemona, która nieustannie przepraszając, dała znać, że dzisiaj zjawić się nie da rady. Najmniejszego sensu nie miałaby próba ukrycia tego, że od razu w zaistniałej sytuacji pomyślał o Laurissie i to nie tylko z powodu Philly’ego. Nie wahał się więc ani chwili, gdy pochwycił do rąk komórkę i wybrał jej numer, chyba jeszcze bardziej licząc na to spotkanie od samego malca, który przecież był powodem tego wszystkiego. Wraz z pojawieniem się szatynki w jego domu, wróciły też resztki dobrego humoru i pierwszy raz odkąd tu wrócił, poczuł ukłucie żalu z powodu tego, że musi stawić się w pracy. Posłusznie jednak wyszedł, wsiadł do samochodu i kierując się w stronę Cairns zauważył nagle, że zboczył nieco z kursu, a koła zawiozły go pod centrum handlowe, gdzie bez chwili zastanowienia wszedł i zakupił pełno kolorowych światełek i innych błyszczących ozdób. Z tym nabytkiem wrócił do domu, obdarzając Laurissę i Philemona szerokim uśmiechem, który w ostatnich dniach nie objawiał się zbyt często. - Zmiana planów - oznajmił machając dwoma kartonami wypełnionymi ozdobami, bo tylko tyle póki co udało mu się wynieść z bagażnika. - Zrozumiem, jeśli wolałabyś nas teraz zostawić i wrócić do tego, czym byłaś zajęta, ale… chciałbym jednak, żebyś została - dodał jeszcze, wbijając w nią wyczekujące i dobroduszne spojrzenie.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
13.

Nie miała problemu z tym, aby stawić się w domu Achillesa, a nawet poekscytowała się myślą, że mężczyzna potrzebował jej pomocy. Już taka była, musiała wiedzieć, że ktoś jej potrzebował, uczucie to dawało jej więcej szczęścia, niż cokolwiek innego. Poza tym skłamałaby mówiąc, że obecność Cosgrove w mieście była jej obojętna. Nigdy nie dzieliła swojego życia na przeszłość i teraźniejszość, trwała w zawieszeniu, przeplatając ze sobą to co było z tym, co jest. Nie umiała chodzić na przód, a ostatnio los mocno dawał jej w kość i potrzebowała odskoczni. Zawsze to lepsze, od prochów uspokajających, chociaż czy przez to była wymarzoną opiekunką dla dziecka? Dla wielu rodziców najpewniej nie, ale Achilles jej ufał i to też dobrze wpływało na jej samopoczucie i samoocenę.
Po przyjeździe pożegnała Cosgrove, zapewniając go, że ze wszystkim sobie poradzą i niczym nie musi się martwić. Philemon chyba ją lubił, a i Rissa dobrze się z chłopcem dogadywała. Chciała sama być matką, chociaż wiedziała, że póki co nie powinna o tym myśleć. Nawet jeśli nie potrafiła racjonalnie ocenić swojego stanu, była świadoma wahań nastroju, na które żadna matka raczej nie powinna sobie pozwalać. W roli opiekunki sprawdzała się - przynajmniej na razie - dość dobrze, więc to jej wystarczało. Spodziewała się, że Achilles wróci później, więc kiedy zobaczyła go z kartonem pełnym ozdób, uśmiechnęła się zdumiona tym widokiem.
- Żartujesz? Nie przepuściłabym takiej okazji - odparła niemalże natychmiast, nawet nie myśląc o tym, że może to nieodpowiednie, może nie powinna, może nie wypada, a propozycja mężczyzny wynikała jedynie z kurtuazji. W oczach już jej się mieniło od ozdób, a i z Achillesem chętnie spędziłaby trochę czasu, nie tylko w tych chwilach, w których główną rolę odgrywa Philemon, chociaż najpewniej nie powinna mówić o tym na głos. - Pomogę ci - dodała zaraz i złapała za drugie pudło, które znalazła w bagażniku. - Noszę w firmie cięższe donice - zapewniła jeszcze, jakby Achilles bał się, że sobie nie poradzi. Fizycznie była nieco silniejsza, niż psychicznie, więc mogła sobie pozwolić na noszenie pudeł. - Nie sądziłam, że jesteś fanem świąt - dodała jeszcze, posyłając mu wesoły uśmiech. - Mogłam przywieźć ci choinkę, teraz żałuję, że nie pomyślałam - tą uwagę skierowała bardziej do siebie, bo faktycznie była zła, że nie wpadła na to wcześniej. Przynajmniej będzie miała pretekst do kolejnych odwiedzin, chociaż też nie chciała być zbyt nachalna. Poza tym istniało ryzyko, że nie trafiłaby na Achillesa, tylko na Willow o której głównie słyszała o Philemona i wówczas mogłoby być dopiero niezręcznie.

Achilles Cosgrove
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Nie wiedział, czy za zaufanie do niej odpowiadała ogromna sympatia, jaką ją darzył, czy może fakt, że on także nie był najlepszym materiałem na opiekuna dla tak wymagającego dziecka. Czy może po prostu dla dziecka, nieważne jakie by nie było, bo odpowiedzialność przecież zawsze była ta sama. W każdym razie ani przez moment nie przemknęła mu przez głowę myśl, że Laurissa nie powinna zajmować się czymś, co żyło, kiedy sama żyć już chyba nie chciała i nie potrafiła. Tę jej stronę, ziejącą niepokojącym chłodem i mrokiem, dostrzegał jakby rzadziej i mniej chętnie od tej drugiej, wypełnionej jej srebrzystym śmiechem miłym dla ucha i kojącym tonem głosu.
Każdy jej uśmiech sprowadzał ze sobą błysk enigmatycznej ekscytacji w jego oczach, co miało miejsce i w tym przypadku, gdy powitała go w tak uroczy sposób. Pozwolił jej na pomoc w przenoszeniu pudeł, nie wątpiąc w jej siłę ani przez chwilę, bo choć wyglądała jak porcelanowa lalka, tak na pewno nie była równie krucha. - Nie wątpię, pewnie już jesteś silniejsza ode mnie - teoretycznie zażartował, ale kto wie, czy nie było to prawdą. Bądź co bądź, on w pracy akurat nie musiał dźwigać żadnych ciężarów, chyba że tych psychicznych, ale to swoją drogą. A na siłowni nie bywał codziennie, jak to każdy ojciec zderzony z rzeczywistością. - Bo nie jestem. To znaczy, nie tych australijskich - oznajmił, gdy już rozdzielił pudła na ozdoby mające zawisnąć w domu, jak i na te przeznaczone na zewnątrz. - Cóż, nie chcę cię wcale tak wyzyskiwać, ale jeszcze będziesz mieć na to okazję. A jak nie, to sam przyjadę, nawet jeśli nie miałbym tej choinki dostać - wzruszył ramionami, jakby informował ją o czymś, na co nie miała nawet najmniejszego wpływu. Nie chciał jednak, by to spotkanie było ich ostatnim w tym roku, co przecież było nie do pomyślenia. Philemon (mam wrażenie, że on jest kotem) kręcił się wciąż gdzieś obok, jak zwykle w obecności Achillesa speszony obecnością Laurissy, a więc i milczący, co dopiero teraz Cosgrove zapragnął zmienić. - To co, wieszamy? - zapytał zarówno malca, jak i też gościa honorowego, po czym wręczył każdemu jakieś ozdoby, które pozostawało już tylko zawiesić. Wyszedł na dwór, oglądając się za dwójką pomocników i przetrzymując drzwi nogą tak, by najpierw oni zdążyli przejść, a potem do nich dołączył. - A jak już jesteśmy w tym temacie, masz jakieś plany na święta? - zapytał, niekoniecznie mając w zanadrzu jakieś propozycje, a po prostu ze zwykłej ciekawości. Chociaż musiał przyznać, że to z nią najchętniej by ten dzień spędził…

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Schlebiało jej to, jak ją traktował, ich spotkania wiązały się być może ze wszystkim, czego tak usilnie potrzebowała - zaufaniem, uwagą, zainteresowaniem, a przy tym czymś, co jednocześnie zakorzenione było w przeszłości, a przy tym niosło ze sobą powiew nowości. Nie musiała zaczynać tej relacji od nowa, ale też czuła się nieco lepiej wierząc, że mimo to miała prawo zbudować w jego oczach nieco korzystniejszy obraz własnej osoby. Inna sprawa, że nawet jeśli teraz, tutaj, przy nim wydawało jej się, że wszystko jest dobrze i tak właśnie pozostanie, to koniec końców była jak taka tykająca bomba. Czasem wystarczył szczegół, pierdoła, coś na co normalny człowiek nie zwróciłby uwagi, by cała jej psychika od nowa zaczynała chwiać się w posadach.
- Możemy się później posiłować na rękę - zaproponowała pół żartem pół serio. Jeśli mówić o jej sile, to faktycznie fizyczna górowała nad psychiczną, ale wciąż nie można tu było mówić o niczym imponującym. - Tęsknisz za śniegiem? - podchwyciła jego słowa, przekrzywiając delikatnie głowę do boku. Sama dawno nie widziała białych świąt, na własne życzenie wiążąc się z tym miastem wręcz niezdrową relacją. Całe szczęście teraz nie miała nawet możliwości by się tym dłużej zamartwiać. - Zapraszam serdecznie, na wszelki wypadek jakaś będzie na ciebie u mnie zawsze czekać - mrugnęła do niego, przechodząc obok, po czym uśmiechnęła się też do Philemona (ja też zawsze widzę kota). Wspólnie wyszli na zewnątrz, a Laurissa zaraz zatrzymała się przy jakimś krzewie, zachęcając chłopca, by ten powiesił kilka ozdób na jego gałązkach. - W zasadzie to sama nie wiem... możliwe, że moja siostra ze szwagrem urządzą jakąś kolację, on też ma dużą rodzinę, ale... chyba wolałabym unikać większych zbiegowisk - przyznała zgodnie z prawdą. Mogliby się zaszyć też gdzież z Othello, jednak nie rozmawiała z nim jeszcze o tym i chyba też było jej głupio zacząć, co poniekąd świadczyło o jej niedojrzałości, ale cóż... z pewnymi sprawami nie umiała walczyć. - Święta są nieco kłopotliwe - przyznała po chwili, podnosząc się z klęku i sięgnęła po lampki. - No, ale... pewnie ty spędzisz je w rodzinnym gronie, co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, całkiem tego ciekawa. Prawdę mówić... najchętniej zarzuciłaby go gradem osobistych dociekań, która przy każdym spotkaniu miała na końcu języka, ale nie wiedziała, czy jej wypada. Nie chciała wychodzić na nachalną, ani go zrazić wścibskością, jednak... zwyczajnie chciała wiedzieć więcej o jego życiu prywatnym. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że sama ta potrzeba źle już o niej świadczy, jednak nic nie mogła na to poradzić. Czasem w tych chwilach, w których sama była z Phillemonem chciała i jego wypytać o niektóre sprawy, ale gdyby chłopiec się wygadał, Laurissa byłaby spalona i zapadłaby się pod ziemię, zmuszona do unikania Achillesa, a przecież unikanie go byłoby poświęceniem na które gotowa nie była.

Achilles Cosgrove
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Śmiejąc się z jej żartów, nieważne jak udanych, czuł się tak swobodnie i beztrosko, a więc całkiem inaczej niż w towarzystwie Willow. Nie żeby żywił do rudowłosej urazę, ale nieustannie przywoływała mu na myśl wyłącznie utraconą Celeste i odlatującego w jej stronę Philemona, coraz lżej trzymającego się ziemi. Okryta była więc z każdej strony całunem utkanym z cudzych śmierci i przez to ciągle chodził już tylko przygnębiony. Z Laurissą jednak wszystko wydawało się dużo łatwiejsze. - Trzymam cię za słowo - odparł, z zaintrygowaniem unosząc brew. Z nią nawet siłowanie się na rękę musiało być pełne wrażeń i przyjemności, hehe. - Można tak powiedzieć. To znaczy nie tylko za śniegiem - westchnął już bardziej ponuro, bo naprawdę ciężko było mu pogodzić się z australijskim klimatem w tym czasie. A to od razu ciągnęło ze sobą inne zmartwienia, jak choćby to, że z Philemonem nie mógł nawet wsiąść w samolot by odwiedzić rodzimą Amerykę, bo ten nie zniósłby tak długiej podróży. A idąc tym tropem, nie mógł znieść długiej podróży, bo stan jego zdrowia znacznie się pogorszył. A pogorszył się, bo… tam już nie chciał zapuszczać się myślami. Hemingway na szczęście prędko rozwiała tenże posępny humor, który w jej obecności zwyczajnie nie mógł zaistnieć na dłużej.
- Ach tak, no jasne, Jane przecież kocha każdą możliwość, żeby się wystroić i powdzięczyć przed tłumem - prychnął z rozbawieniem, wciąż mając jej przesyt po tym, jak spotykała się z Leonem. Było to jakby w innym życiu, ale jeszcze nie odpoczął od niej wystarczająco. Nie to, żeby jej nie lubił, ale po prostu… Bardzo różniła się od Laurissy i było jej tak jakoś… za dużo. - Tak, coś o tym wiem - mruknął na jej słowa dotyczące problematyczności świąt i znów westchnął, bo zadała mu niełatwe pytanie, którego nie chciał rozwijać w obecności Philemona. - Tak, jasne, że tak. Philly nie może się już doczekać, aż będzie mógł rozpakować prezenty, prawda? - zapytał malca z wymuszonym entuzjazmem, starając się nie dać po sobie poznać, że wspólne święta wcale go nie cieszyły. - Chcesz zawiesić lampki na całym domu? Na dachu i przy twoim pokoju? - dodał jeszcze, pogłębiając swoje rzekome podekscytowanie i schylił się do niego, by nawiązać z nim na moment kontakt wzrokowy. - Tylko że potrzebujemy drabiny, a ja nie wiem, gdzie ją zostawiłem. Kto znajdzie ją pierwszy, dostanie caaaały kubełek karmelowych lodów z ciasteczkami - zapowiedział, obserwując już tylko, jak malcowi powiększają się oczy i jak wbiega do domu w poszukiwaniu wspomnianej drabiny. Chryste, tak bardzo beznadziejnie czuł się w roli ojca. Jakby ktoś pomylił się na castingu, obsadzając go właśnie na nią. - To jego ostatnie święta, Rissa - oznajmił, kiedy już chłopiec zniknął z pola widzenia i spojrzał na nią niepewnie. Była jedną z nielicznych osób, które dopuścił do tej części swojego życia, dźwięczącej śmiechem małego chłopca o niebieskich oczach, już wkrótce mających zastygnąć na wieki. Nie dane było im jednak spędzić w dwójkę zbyt wiele czasu, bo tupot biegnących w ich stronę nóżek stawał się coraz wyraźniejszy, aż w końcu w drzwiach znowu pojawił się chłopiec wołający Achillesa do środka, bo znalazł już ten ukryty skarb, taki był zdolny i spostrzegawczy, no i zdobył nagrodę. Podążył więc za nim wartkim krokiem, a po chwili wrócił z drabiną, stawiając ją zaraz pod dachem. Naturalnie nie zamierzał pozwolić mu wieszać lampek samodzielnie, a jedynie kazał mu wybrać kolor, jaki chce zobaczyć nad oknem swojego pokoju i kiedy ten już zdecydował się na niebieski, postawił nogę na drugim szczeblu i wtedy… Wtedy Philemon zaczął wydzierać się wniebogłosy, jakby ktoś obdzierał go ze skóry, bo to niebezpieczne, bo Achilles spadnie, bo ma go nie zostawiać. W sekundę znalazł się więc przy nim, próbując go zapewnić, że nic się mu nie stanie, ale chłopczyk pozostawał nieugięty. - Nie mam pojęcia, co się z nim stało - powiedział do Laurissy, wciąż nieodparcie zaskoczony i zatrwożony. - To chyba tyle z wieszania lampek - dodał jeszcze, wciąż kucając przy rozdygotanym Philemonie.

Laurissa Hemingway || KONIEC
ODPOWIEDZ