dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Święta w Lorne Bay miały swój urok i nawet miłośnicy diametralnie różnego klimatu nie mogli go temu miejscu odmówić. Sam Achilles odnajdywał w rozgrzanym słońcu, orzeźwiających drinkach wypełniających pokryte szronem szklanki i pędzących z deskami surfingowymi turystach coś urzekającego, ale odkąd na świecie pojawił się Philemon, tęsknił za prawdziwymi świętami. Prawdziwymi w jego rozumieniu; rozumieniu człowieka urodzonego w Stanach Zjednoczonych, pijącego zawsze rano gorącą czekoladę, pomykającego po domu w olbrzymich, ciepłych skarpetach i obserwującego płatki śniegu strącane z szarych, puszystych chmur zawieszonych na niebie. Nie posądzał się o pielęgnowanie podobnej nostalgii, ani tym bardziej o myśli typowo ojcowskie, ale gdzieś tam głęboko zależało mu na tym, by i jego syn doświadczył takiej samej magii bożego narodzenia, jaką on pokochał niezmiernie kilkadziesiąt lat temu. Na to jednak nie było sposobu, o czym co rok informował go zespół lekarzy; ryzyko w obecnym stanie zdrowia chłopca było zbyt wysokie, by ten spędzić mógł kilkadziesiąt godzin w samolocie. I chyba to właśnie odpowiadało za posępny humor Cosgrove’a w tym czasie, objawiający się zresztą co roku, odkąd tylko wraz z Willow postanowił zająć się malcem. Na jarmark wybrał się z nimi tylko połowicznie - pewna jego część krążyła daleko od tego miejsca, po przykrytych śniegiem Stanach otoczonych aromatem gorącej czekolady z goździkami. Gdy więc krążyli pośród najróżniejszych stoisk, obleganych przez tłumy, niezupełnie rejestrował co się dzieje. Dopiero po przekroczeniu pięciu samotnych kroków zauważył, że u jego boku nie kroczy już Willow z Philemonem, bo ci zatrzymali się przy szyldzie wykonanym z drewna, na którym malowały się pierniki. Cofnął się powoli, kładąc rękę na ramieniu rudowłosej, uśmiechnął się lekko na lawinę słów Philemona, jaką został obrzucony i przyglądał się temu, jak malec pędzi do jednego ze stanowisk, biorąc do ręki skryte w tubkach kolorowe lukry i posypki. - A może zostałby kucharzem - powiedział, przelotne spojrzenie rzucając na moment na Willow, bo ostatnimi czasy często zdarzało mu się snuć podobne rozważania, krążące wokół tego alternatywnego świata, w którym Philly dożyć miał nawet setki. Tego, w którym nie miała odebrać go im choroba.

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
#3

Jako Australijka z dziada pradziada, Willow była przyzwyczajona do takich Świąt. Pory roku tutaj były zupełnie na opak niż "na górze" i wtedy kiedy w Europie były letnie upały, tutaj było zimno i odwrotnie. Tym samym Święta kojarzone na świecie z zimą, tu przypadały na lato. Śnieg Willow widziała i to nawet w Australii, ale było to w lipcu... też dziwne, dla ludzi z północnej półkuli. Nie zmieniało to faktu, że większość filmów świątecznych pokazywała śnieg, przez co to właśnie taka pogoda wydawała się "normalna" jako świąteczna. A przecież wiele miejsc na świecie nie miało wcale śniegu, nigdy. Nawet w Stanach były takie miejsca, choć to taki amerykański trend te świąteczne filmy ze śniegiem w tle.
Jej było to łatwo zaakceptować, ale czterolatkowi, który ogląda bajki i tam jak są święta to jest też śnieg, już trudniej. Zwłaszcza jeśli to miały być prawdopodobnie ostatnie jego święta. Willow mogłaby wykupić cały sztuczny śnieg dostępny w Australli, jakby to miało jakoś pomóc. Ale nie mogło. Mogli tylko próbować, by było jak najbardziej normalnie.
Od normalności było jednak bardzo daleko. Willow tęskniła za czasami sprzed powrotu do Lorne Bay. Wtedy było łatwiej, byli bliżej siebie w trójkę, mieli jakby mniej problemów. A teraz... sprawa rodzinnej farmy strasznie ją męczyła i fizycznie i psychicznie, Achilles był zabiegany, a Phily coraz częściej musiał zostawać z kimś innym niż oni. Wydawało jej się to wszystko strasznie nie fair wobec chłopca, a jednocześnie nie wiedziała co ma zrobić, żeby to zmienić. W końcu przyjechała tu, by pomóc też rodzicom. Dziwnie by się było z tego wycofać.
Bolało ją też to, że Achilles coraz mniej czasu spędzał w domu, z nimi. Wydawało jej się, że być może nawet jej unika i Willow zastanawiała się czy to ona coś zrobiła, czy powiedziała, czy po prostu powrót do Lorne Bay tak wpłynął na mężczyznę. Philemon wspomniał któregoś dnia, że spotkali ładną panią i tatuś się uśmiechał, a Willow poczuła ukłucie zazdrości, bardzo nieprzyjemne, choć przecież nie miała do tej zazdrości prawa. Cosgrove mógł się z kimś związać, spotykać, mógł robić co chciał, był wolny i dorosły. Nie zmieniało to jednak tego, co czuła Kelly. Ani tego, że odprowadzała go tęsknym spojrzeniem za każdym razem gdy wychodził z domu, ani tego, jak smutno wzdychała, gdy widziała wiadomość, że później wróci do domu. I może nawet znalazłaby w sobie odwagę by mu powiedzieć co czuje, ale bała się, że to zniszczy tą i tak trudną sytuację między nimi, a przez wzgląd na Philemona musieli się jeszcze dogadywać. A potem... Jedną decyzję już podjęła, postanowiła powiedzieć Achillesowi, że chce wrócić do grania zawodowego na skrzypcach. Wiedziała, że nie potrzebuje na to jego zgody, ani aprobaty, ale chciała by dowiedział się pierwszy. Był dla niej zbyt ważną osobą.
Jarmark kusił kolorami i zapachami, a czteroletni chłopiec wykazywał się nie lada siłą, ciągnąc Willow od stoiska do stoiska. Było w tym wszystkim coś tak normalnego, złudnie normalnego, bo według wszelkich prawideł, miało być ostatnim tego typu wydarzeniem w życiu całej trójki. Ale kuszące było zanurzyć się w tej iluzji po pachy, pozwolić sobie zapomnieć o nadchodzącym końcu, poudawać jeszcze przez chwilę rodzinę. Willow uwielbiała spędzać czas ze swoimi mężczyznami, jak lubiła na nich wołać. "Gdzie moi mężczyźni?", gdy wołała ich na obiad, a chłopaki zajęci byli zabawą w salonie. Rodzina... czy na prawdę musiało to zniknąć?
Delikatnie drgnęła czując dłoń Achillesa na ramieniu. Nie spodziewała się tego, ale zupełnie nie przeszkadzał jej jego dotyk. Podświadomie nawet doprowadzała do sytuacji, kiedy musieli się minąć w kuchni i musnąć ramionami, albo podając mu sól robiła to tak, by musiał dotknąć jej dłoni. Kolejna iluzja którą sobie budowała, że może jakimś cudem ona jest dla niego tak samo ważna, jak on dla niej.
- Zawsze myślałam, że będzie strażakiem, albo opiekunem zwierząt. Albo i tym i tym... wynosiłby koale z płonących lasów i cały świat by go kochał. - uśmiechnęła się delikatnie. Absolutnie nierealna wizja... jak to, że w tej chwili miałby tu spaść śnieg. A jednak Willow lekko zadarła głowę do góry, by spojrzeć w bezchmurne niebo. Bo może jakby teraz spadł śnieg, to byłaby też szansa na to, że Philemon zostanie strażakiem, kucharzem, czy kimkolwiek... że po prostu dorośnie.

Achilles Cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Nic to dla niego nie znaczyło, że wszystkie flirty i niewinne uśmiechy, te wielkie gesty dokonywane poza domem dla wymalowanych kobiet w kusych sukienkach, przywodzących mu na myśl przeszłość. Teraz niewiele tak naprawdę było w stanie go przejąć, niewiele liczyło się w obliczu śmierci Philemona, wymykającego mu się każdego nowego dnia z objęć. Dlatego mniej go było, dlatego też nawet kiedy był, zdawał się jakiś nieobecny, bo nie był gotowy na to, co już zaraz miało nadejść. Gdy więc spostrzegł skryte pod gęstymi rzęsami spojrzenie Willow skierowane ku niebu, prędko domyślił się, że i ją trapił nadciągający koniec. Nie potrzebował wiele czasu, by przejrzeć wszystkie myśli grające jej teraz po głowie, przez co śmielej zacisnął dłoń na jej ramieniu, dodając jej tym samym wsparcia, ale jednocześnie czując się tak, jakby i ona wkrótce miała zniknąć, jakby ona i Philly byli ledwie iluzją, którą wmówił sobie pogrążony już w żałobie Cosgrove, tak jak po śmierci Celeste, gdy widział ją nieustannie. - Miłość świata to nic wartościowego, w końcu mija i zostawia cię w wiecznym zapomnieniu - stwierdził nad wyraz patetycznie i ponuro, ale taka była prawda. Teraz już nikt nie potrafił przywołać w pamięci nazwisk tamtych strażaków, którzy przed laty wynosili ranne zwierzęta z płonących lasów. A Philly na zapomnienie nie zasługiwał, zasługiwał na więcej, niż pięć minut sławy. - Cóż, na pewno nie zostanie bokserem - zauważył, gdy niewiele starszy od Philemona chłopiec wyrwał mu z ręki pojemnik z fioletową posypką, a ten zamiast mu się postawić i odebrać co jego, począł szukać jakiejś zastępczej. - A ty, Willow? Zawsze chciałaś zostać skrzypaczką czy celowałaś w coś innego? Ponoć każda marzy zawsze o byciu baleriną - nie rozmawiali o takich sprawach zbyt często, głównie temat dotyczył wyłącznie Philemona, ale dobrze było i o sobie nawzajem dowiedzieć się więcej, prawda?

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Zabawne, że oboje mieli to samo poczucie, że wraz z odejściem Philemona zniknie cała reszta. Połączyli ich inni ludzie - Celeste i Phily, oboje kochali ich nad życie i może nigdy kochać nie przestaną. Willow chciała wierzyć, że gdy chłopiec umrze, to wreszcie spotka się ze swoją mamą, potrzebowała wierzyć, że to ma jakiś sens, nawet jeśli tak abstrakcyjny i nieprawdopodobny. Sama też była jego matką i nigdy, ani przez sekundę nie dała mu odczuć, że jest inaczej, nawet kiedy było trudno, kiedy została z nim sama, nie wiedząc nic o zajmowaniu się noworodkiem. Gdzie by teraz była, gdyby tamtego pamiętnego dnia go nie wzięła? Albo gdyby innego ważnego dnia zamknęła przed nosem Achillesa drzwi do swojego mieszkania, nie dopuszczając go do syna, którego wcześniej zostawił. Nie dowie się i gdybanie nie miało sensu. Stało się tak jak się stało i byli w tym razem. Achilles zdawał się jakby uciekać od tego co miało nadejść, co w sumie nawet Willow nie dziwiło. Uciekł już nie raz, dlatego spodziewała się, że zrobi to ponownie. Nie czuła by była dla niego dość ważna, by chciał zostać tylko z nią. A to bolało, to poczucie, że to wszystko jest chwilowe. Ale lubiła się tym otaczać jak kocem, zanurzać się w tej iluzji, kąpać w niej jak Sknerus McKwacz w pieniądzach. Uzależniające chyba tak jak narkotyki i równie zgubne, choć nie dla ciała, ale dla duszy i serca.
- Fakt. Ale jeśli cokolwiek ma po mnie, to pewnie pomaganie innym dawałoby mu radość. A miłość zwierząt jest trwalsza niż ludzi. - ludzie mogli zapomnieć o tym, co zrobili strażacy i wolontariusze, ale tamte zwierzęta być może po raz pierwszy spotkały się z ludzką dobrocią. Willow była trochę naiwna, ale to była kolejna rzecz, w którą potrzebowała wierzyć. - To, że jest miły i kulturalny nie znaczy, że by sobie nie poradził. - zauważyła z przekonaniem. Miły nie oznacza słaby... prawda? Czy kolejne kłamstwo które sobie wmawiała. Lubiła widzieć w Philemonie podobieństwa do siebie, nawet jeśli wynikały z tego, jak go wychowywali. Czy komuś się to podobało czy nie, był jej synem. I będzie też później, gdy już umrze. Będzie jej pierwszym i może jedynym dzieckiem. I będzie bez niego ciężko, ale rozsądek mówił, że nie może się przez to zatrzymać, że musi spróbować sobie ułożyć życie bez niego, bez jego śmiechu i małych rączek, bez mocnych uścisków i tego głosiku proszącego o kołysankę. Bo jeśli się zatrzyma i podda, to równie dobrze sama będzie mogła umrzeć.
Pytanie o marzenie z dzieciństwa wyrwało ją z zamyślenia, któremu się oddała, obserwując Philemona.
- Ja? Nie nadaję się na balerinę. - zaśmiała się - Chyba od początku chciałam mieć związek z muzyką, od kiedy zaczęłam grać. Najpierw na pianinie... takim starym i zakurzonym, tym samym które teraz tak ładnie lśni w salonie rodziców. - westchnęła. Pewnie jako malutka dziewczynka chciała pracować na farmie do końca życia bo nic innego nie znała. - Do niczego innego mnie tak nie ciągnęło jak do muzyki. - dodała i w tym samym momencie do głowy przyszła jej myśl - Może po Nowym Roku wybralibyśmy się we trójkę do Sydney? Mogłabym wam pokazać operę... Może nawet byśmy się włamali na scenę, żebym mogła tam coś dla was zagrać. - zasugerowała. Raz tam grała, na studiach, chciała przeżyć to jeszcze raz. To byłoby też dobre miejsce na rozmowę z Achillesem o co Willow planowała, o przesłuchaniu i powrocie do zawodowego grania. Mogłaby mu też powiedzieć prawdę o tamtym przesłuchaniu, choć to akurat nic nie zmieni, więc może lepiej o tym akurat nie mówić. Ale najważniejsze, że spędziliby czas we trójkę, póki stan Philemona na to pozwalał. Na razie nie widać było po nim, że jego dni są policzone. Był słabszy, drobniejszy, ale na pierwszy rzut oka wyglądał na zdrowego. Najtrudniej będzie później, kiedy jego serduszko się podda i będzie musiał być w szpitalu. Lekarze tłumaczyli jak to może wyglądać, ale Willow wypierała to na razie. Przypominały jej się ostatnie dni siostry i to za bardzo bolało.
- Co ty na to? - zapytała z nadzieją w głosie.

Achilles Cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Uniósł usta w półuśmiechu i wydał z siebie ledwie słyszalny szept krótkiego rozbawienia, bo tak łatwo było się w tej ułudzie zatracić - że to faktycznie Willow była matką Philemona, nie Celeste. Byłoby w ten sposób znacznie łatwiej, prawda? Przynajmniej w jednej kwestii, bo wtedy po sumieniu Achillesa nie grałby już koncert wyrzutów i pogardy względem siebie. Czasem jednak odnosił wrażenie, że rudowłosa była z Philemonem bardziej związana, niż sam Achilles; może i nie była jego biologiczną matką, ale złapała z nim głębszą więź niż Cosgrove kiedykolwiek byłby w stanie załapać ze swym dzieckiem. W roli ojca nie odnajdywał się bowiem za dobrze, czując się nieustannie tak, jakby grał na deskach teatru wyznaczoną mu rolę.
- Tak, w sumie mogłem się domyślić. Po tym, jak grasz łatwo jest zgadnąć, że lubiłaś to od zawsze - przyznał miękko i na moment wbił w nią wzrok, nie dodając już nic więcej. A potem się zaśmiał, tym razem już nieco głośniej. - Ja chciałem być złodziejem - oznajmił, choć wcale o to nie zapytała. Tyle że go rzadko kiedy ktoś pytał o cokolwiek intymnego, sięgającego jego dzieciństwa i kłębiących się w nim uczuć. Wysłuchał jej propozycji z początku w ciszy, w głowie już wszystko kalkulując. To, czy pojechaliby autem czy pociągiem, a może polecieli samolotem. A także to, czy udałoby mu się wziąć wolne i na jak długo. Dopiero jej ponowione pytanie wyrwało go z zamyśleń. - Jasne, czemu nie. Miło będzie na moment zmienić otoczenie - odparł, a potem dołączyli do Philemona w tworzeniu pięknie pachnących pierników i wrócili wspólnie do domu, uzgadniając większość szczegółów dotyczących zbliżającej się wycieczki do Sydney.

Willow Kelly || KONIEC
ODPOWIEDZ