student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
kontynuacja z winiarni

Po pierwszym uderzeniu wycelowanym w zęby Eric poczuł się tak, jakby znajdował się pod zamkniętym kloszem, pod którym był tylko on i Trevor. A im bardziej przez ostatnie miesiące był łagodny, tym teraz z każdym kolejnym ciosem wyładowywał narastającą agresję, która wzbierała w nim i nawarstwiała się niczym woda na postawionej na rzece tamie. Najpierw stopniowo wypełniania poszerzone koryto bez żadnych konsekwencji, później tworzyła małe - choć jeszcze niegroźne - pęknięcia, żeby ostatecznie pękając na całej długości i grubości, opuścić ogromną powódź na osuszony teren poza tamą. Cios za ciosem. Tym precyzyjniej, im dłużej chodził na boks. Miał wrażenie, że przez te trzy miesiące niewiele się nauczył, ale teraz jego mięśnie działały instynktownie. Nawet nie myślał, gdzie wymierzyć cios, a ten już padał. Sam nie czuł uderzeń Trevora. Może inaczej - widział, że padają, ale adrenalina wyłączyła wszystkie bodźce bólowe w ciele. Liczyło się tylko to, żeby zetrzeć ten parszywy uśmiech z twarzy gnoja. A kiedy pomyślał o tym, że obleśne łapska O'Donella obmacywały Aimee, nic nie było w stanie go powstrzymać. Coś ostrego wbiło mu się w bok, gdy przewrócili stolik, ale miał to gdzieś. Wszystko miał gdzieś oprócz twarzy Trevora, którą zamierzał zmieść z powierzchni ziemi.
Nie słyszał jej, nie widział jej, kiedy się wtrąciła. Nic do niego nie docierało. W jednej chwili był sczepiony z Trevorem na podłodze, w drugiej stał na ziemi i obejmowały go czyjeś silne ramiona. Dyszał ciężko przez otwartej usta jak wściekłe zwierzę i z satysfakcją patrzył na to, co zostawił na twarzy O'Donella. Wyrwał się z uścisku mężczyzn i nie czekając ani na reakcję ludzi, ani na Hale wyszedł z winiarni bez pomocy ochroniarzy, ale dziewczyna już na ulicy dogoniła go łapiąc za rękę.
- Kurwa, Aimee - wykrzyczał z ogromną złością. Tak bardzo go nosiło, że nie mógł na nią patrzeć. - Następnym razem mów o czymś takim od razu! - rzucił do niej wściekłym tonem i wyszarpał agresywnie rękę z jej uścisku. Nie mógł na nią patrzeć, dlatego zostawiając ją w tyle, wyrwał po chodniku do przodu, ale nawet wyjście na zewnątrz nie pomogło, bo letni wieczór był gorący. Dalej zły zdjął z siebie marynarkę i rzucił ją na chodnik nie oglądając się ani za nią, ani za Aimee. W końcu nie wytrzymał i się odwrócił. - I co?! Jesteś zadowolona z siebie?! - nasiadł na nią zaciskając dłonie w pięści. Odwrócił się na pięcie i ciskał w nią ciemne spojrzenie. - Ja pierdolę, tylko mi nie mów, że milcząc myślałaś o mnie! Nie chciałaś robić rabanu?! To masz! - wycelował w nią ostro palcem. - Taka dobra, taka altruistyczna, taka wspaniałomyślna - ironizował otwarcie - a nie myślisz o konsekwencjach w ogóle! - wytknął jej łapiąc się za głowę z bezradności. - Mogę zapomnieć o studiach, pracy prawniczej, a rodzina Trevora bez wsparcia mojego ojca zniszczy mnie w sądzie bez mrugnięcia okiem! Myślałaś o tym milcząc?! - kolejny atak bezpośrednio na nią. - Nie, bo jesteś romantyczną idiotką, "superbohaterką" - prychnął pogardliwie - która wszystko zniesie, byleby nie robić "problemu"! - Jeszcze nie docierała do niego własna hipokryzja, po prostu bezmyślnie wyrzucał z siebie słowa, żeby pozbyć się tej rozsadzającej mu ciało złej energii.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Wydawało się jej, że dawno za sobą mieli ten etap, gdzie Eric celowo ją odtrąca, kiedy jednak z taką złością wyszarpał dłoń z jej uścisku, poczuła się trochę tak jak wtedy. Rozumiała to, był wściekły, potrzebował się wyciszyć, uspokoić, ale w chwilach uniesienia nie mógł tak po prostu udawać, że nie istnieje, że jej nie ma albo, że co gorsza, jest mu kompletnie obojętna. Obca.
Ten wieczór nie potoczył się tak, jak obydwoje planowali, ona jednak mogła głośno powiedzieć, że ze wszystkich sił starała się zatrzymać nadciągającą katastrofę, a on? Czy zareagowałby inaczej, gdyby się dowiedział wcześniej? Mógł się na nią wściekać do woli, jeśli miał się przez to poczuć lepiej mógł nawet zwalać całą winę na nią, ale znała go na tyle dobrze, że wiedziała, że gdyby powiedziała mu na korytarzu, z dala od wszystkich, on sekundę później robiłby dokładnie to samo. Prał Trevora na kwaśne jabłko. Jeśli naprawdę uważał, że załatwiłby tą sprawę inaczej, że poprosiłby O'Donella na słówko, a potem cierpliwie wyjaśnił, że ma trzymać łapy z dala od jego dziewczyny - to nie ona, to on był naiwny i żył w swojej bańce.
Schyliła się po jego marynarkę. Nie miała zamiaru pozwolić mu wyrzucić jej na środek ulicy. Nie miała zamiaru pozwolić mu wyrzucić ją gdziekolwiek. Chciała zabrać ją do domu, zreperować, zaszyć drobne dziurki i przetarcia, a potem odwiesić na jej miejsce. Do szafy.
"Słucham?" zapytała z oburzeniem. Czy wyglądała na zadowoloną, czy miała powody, żeby taką być? Jakiś pieprzony bogacz próbował się jej dobrać do majtek nie raz, a dwa razy. Jej facet miał rozwaloną dolną wargę i rozciętą brew, mimo że przeciwnik wyglądał gorzej, on również był nieźle poturbowany. Teść był do tego stopnia wściekły, że para leciała mu z uszu, zupełnie jak u postaci z kreskówek. Zdecydowana większość gości głośno powtarzała, że to na pewno Hale sprowokowała Trevora swoim strojem albo zachowaniem - nie poświęcając nawet pięciu sekund na zastanowienie się nad tym, dlaczego w ogóle zajęty facet oglądał się za inną kobietą w pierwszym miejscu. Jeśli Eric dostrzegał tutaj jakiekolwiek powody do radości, ona najwyraźniej była ślepa.
Poirytowana zacisnęła usta w wąską kreskę. Dlaczego tak bardzo nie mieściło się mu w głowie, że milczenie wydawało się jej najlepszą strategią? Że chciała go chronić? Zupełnie jakby siły między nimi nie rozkładały się po równo i tylko on mógł się o nią troszczyć, a ona była co najwyżej tą od sprawiania kłopotów i zmieniania jego życia w udrękę. Może to wypity alkohol przez który ciężko mu się myślało, a może naprawdę miał o niej takie mniemanie?
"To masz? Mówisz tak, jakbym dostała to, na co zasłużyłam" pokręciła z niedowierzaniem głową. Był cholernie niesprawiedliwy, w dodatku sprawiał jej ogromną przykrość. A to i tak był wierzchołek góry lodowej, jego kolejne słowa bowiem... z pewnością przez długi czas ich nie zapomni.
"Właśnie tak o mnie myślisz? Że jestem idiotką?" zapytała ze łzami w oczach. To było dla niej jak policzek. Nigdy w żaden sposób nie nazwała go podobnymi słowami. Kiedy doprowadzał ją do szału co najwyżej mówiła, że zachowuje się jak kretyn, nie ze jest kretynem, a to była różnica. Posłała mu smutne, odrobinę rozczarowane spojrzenie. Im bardziej on się unosił, tym mocniej ją wbijało w ziemię, tym mocniej zamykała się w sobie. Mówiła cichym, opanowanym głosem, a jej twarz z każdą chwilą zdradzała coraz mniej uczuć. Jedynie po łzach utrzymujących się w kącikach oczu można było poznać, jak bardzo była poruszona.
"Przepraszam, że związek ze mną to takie nieszczęście. Przepraszam, że mi zależy, że się o Ciebie martwię" rzuciła kręcąc głową. Miał swoją altruistyczną, dobrą i wspaniałomyślną, która mu tak wadziła. "Twoim zdaniem ja nie myślę o konsekwencjach, a jak Ci się wydaje, dlaczego nie chciałam powiedzieć Ci na przyjęciu? Jeśli myślisz, że zareagowałbyś inaczej to oszukujesz sam siebie, Eric" dodała cicho. Nie była na niego zła za to, że stanął w jej obronie, jak by mogła. Znała go jednak dobrze do tego stopnia, że chciała chronić go przed nim samym. I przed wszystkim tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby doszło do bójki.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Prychnął z pogardą, gdy zamiast dostrzec oczywiste fakty - oczywiście tylko w jego mniemaniu oczywiste - ona skupiała się na tych najmniej istotnych rzeczach, jakby miały jakiekolwiek znaczenie. Zasługiwanie?! Właśnie o to mu chodziło, że nie zasłużyła! Ani ona, ani on! Tylko Trevor dostał to, na co zasłużył, tylko że przez to pogrążył znów w odmętach niepewności życie Erica. I jednocześnie mocno namieszał w relacji z Aimee.
- A może właśnie zasłużyłaś?! - wypalił na przekór własnym myślom bez zastanowienia i wycelował palcem w stronę winiarni, którą właśnie opuścili. Dopiero po fakcie zrozumiał, jak to zabrzmiało i aż kopnął nogą w barierkę przystanku, obok którego się zatrzymali. Nie miał na myśli tego, co zrobił jej Trevor. Miał na myśli to, w jakim teraz oboje są stanie, ale prostowanie tego nie przeszło mu przez gardło. - Nie załatwia się takich spraw milcząc! Dlatego odeszłaś od stolika? Kurwa, dlaczego mi nie powiedziałaś od razu, zamiast zgrywać świętą męczennicę?! - tak, cały czas był wściekły i nie mógł się uspokoić ani o jotę. - Kiedy zrozumiesz, że NIGDY nie będziesz mnie chronić ukrywając przede mną takich rzeczy?! - zacisnął mocno palcami nasadę nosa i od razu tego pożałował. Może nie był złamany, ale na pewno mocno potłuczony i ostry ból przeszył jego głowę na wskroś. - Sama wiesz, że w ukrywanie jestem najlepszy. Chcesz sobie przypomnieć, jakie to fajne uczucie? I jak dobrze sobie radzę w tym temacie?! - Nie rozumiał, w jaki sposób krzywdzenie jej miało pomóc mu w radzeniu sobie z własnymi emocjami. Nie pomagało, ale przynajmniej wyrzucił z siebie frustrację. Cichy głosik z tyłu głowy podsuwał mu “i tak już coś przed nią ukrywasz, co ci szkodzi jeszcze jedno kłamstwo?”. Żeby go nie słuchać odwrócił się znów w jej stronę. - Dlatego odeszłaś od stolika?! - rzucał się dalej chłodno, chociaż już spokojniej niż wcześniej. - Aha, no tak. Zasugerowałaś zmianę miejsca. Super. Rozwiązanie godne twojego męczeństwa, no naprawdę - zaczął nerwowo chodzić w tę i z powrotem. Adrenalina powoli odpuszczała i głowa zaczęła niemiłosiernie pulsować, a przed oczami robiło się ciemno, kiedy coraz szybciej szedł i coraz gwałtowniej obracał się na pięcie. Ale tego potrzebował. A najchętniej to upadłby tutaj i stracił przytomność, żeby obudzić się zaraz w zupełnie innej rzeczywistości, w której wydarzenia sprzed kilkunastu minut w ogóle nie miały miejsca.
Jej łzy, chociaż bardzo go poruszały, tylko rozbudziły w Ericu dodatkowe pokłady emocji, jakich nie umiał powstrzymywać. Po prostu płynęły, jakby sito zerwało swoją siatkę i pozostawiło po sobie ogromną dziurę, bez filtrowania złego od dobrego.
- No tak, oczywiście, zacznij płakać i przepraszać, to jedyne, co potrafisz robić! - kolejne prychnięcie i kolejne uderzenie pięścią w metalowy filar. Tym razem dłoń zabolała, a skóra na kłykciach pękła w kilku miejscach, a szczeliny wypełniły się lekko krwią. Zaśmiał się gorzko, gdy powiedziała, że gdyby wspomniała o tym wcześniej, zareagowałby tak samo. Nie mógł być pewien swojego opanowania, ale może udałoby się powstrzymać ten wybuch. - A dałaś mi na to szansę?! - wykrzyczał jej prosto w twarz stając kilkanaście centymetrów od niej. - Świetnie, dalej oceniasz mnie przez pryzmat tego, kim byłem. - Popchnął ją lekko do tyłu wbijając jej palce w klatkę piersiową. - Wiesz, dlaczego tak zareagowałem? Bo nie dałaś mi wyboru. Zdecydowałaś za mnie. Za mnie, kurwa, robiąc wielki dramat na oczach wszystkich! Co innego miałem zrobić?! Powiedzieć “usiądźmy i porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie?”. Wolne żarty! - znów się odwrócił, a ucisk w żołądku się zacieśniał. Miał mdłości, ale nawet nie miał czym zwymiotować. Znał Trevora ze szczenięcych lat. Rozmowa z nim mijała się z celem. Nie mówiąc o tym, że… cholera, obicie mordy Trevorowi sprawiło mu nie lada satysfakcję i nawet jeśli nie czekał na okazję, to bardzo chętnie ją wykorzystał.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Nie musiał przypominać jej o tych wszystkich razach, kiedy kłamał jej w żywe oczy, a ona naiwnie mu wierzyła; kiedy składał jej obietnice, których nigdy nie miał zamiaru spełnić, ot tak, dla własnego świętego spokoju; o rzeczach, których przed nią ukrywał - nigdy o nich nie zapomniała. A jednak nie przeszkodziło jej to, żeby pójść na przód. Wybaczyła mu dawne błędy, wyciągnęła z nich wnioski. Dała Ericowi drugą szansę, z zastrzeżeniem, że kolejnej już nie będzie. Czy naprawdę chciał wracać do dawnych nawyków tylko po to, żeby ją ukarać?
Spojrzała na niego nierozumnie. To co mówił, w jaki sposób się do niej odnosił, jak rozwścieczone rzucał jej spojrzenia... nie tak zachowywał się chłopak, w którym się zakochała. Zupełnie go nie poznawała. Jasne, miał prawo być zły. Może nawet częściowo go rozumiała. Postawiła go w trudnej sytuacji, w jednej chwili pił wino, śmiał się i żartował, a w kolejnej stał pod ścianą, nie wiedząc co robić. Chciał bronić jej honoru, a... wyszło jak wyszło, czyli niezbyt dobrze. Kolacja zakończyła się skandalem obyczajowym, a przez swoje impulsywne zachowanie on teraz musiał martwić się nie tylko dobrem ukochanej, ale też O'Donellem grożącym mu prawnikami. A kiedy dodać do tego wszystkiego rozjuszonego Miltona Seniora i gości wprost żyjących plotkami, z tego wszystkiego wychodziła mieszanka doprawdy wybuchowa. To jednak nie dawało mu prawa, żeby jej atakować.
Kiedy prychnął jej w twarz, słone łzy pociekły strugami po jej policzkach. Miał ją za idiotkę, uważał, że do niczego się nie nadaje... z każdym słowem ranił ją coraz bardziej. W dodatku robił to celowo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jaki ból jej tym sprawi. W milczeniu przyjmowała wszystkie ciosy. Im dłużej jednak trwała jego tyrada, tym bardziej zmęczona i pozbawiona się energii czuła. Zupełnie jakby ktoś wyssał z niej całą chęć do życia, zostawił pustą skorupę. Wór mięśni, kupę kości.
"Eric..." zaczęła drżącym głosem. "Nie możesz podczas każdej kłótni do tego wracać, zarzucać mi, że Ci nie ufam" pokręciła głową. "Przypomnij sobie, ile razy zarzuciłam Ci coś z przeszłości? Ile razy rozgrzebywałam stare rany? Ile razy mówiłam, że skoro zrobiłeś coś raz, na pewno zrobisz po raz kolejny?" westchnęła ciężko. Jedyna osobą, która patrzyła na niego przez pryzmat tamtych wydarzeń był on sam. "Pozwól, że Ci podpowiem. Zero. A Ty już któryś raz z kolei wmawiasz mi do Ciebie brak zaufania" ucięła, posyłając mu wymowne spojrzenie. To nie było zdrowe. Psuło ich relację od środka. Aimee miała nadzieję, że jej słowa podziałają na lubego jak zimny prysznic, sprawia, że blondyn się opamięta. Niestety, osiągnęły efekt odwrotny do zamierzonego.
Gdy pchnął ją w pierś, cofnęła się od niego o kilka kroków. Na jej twarzy malował się już nie tylko smutek, ale też strach.
"Czy Ty właśnie podniosłeś na mnie rękę?" szepnęła, nie do końca wierząc w to, co właśnie się stało. Czerwony ślad na jej dekolcie był jednak najlepszym tego dowodem. "Nie będę z Tobą rozmawiać w tym stanie. Nie, dopóki się nie uspokoisz i nie wytrzeźwiejesz. Nie jestem Twoim workiem treningowym, na którym możesz się wyżywać. Ani kimś, kogo tak sobie możesz popychać" ucięła cierpko, wyciągając z torebki telefon i dwoma kliknięciami zamawiając Ubera. Kontynuowanie tej rozmowy nie miało sensu. Do niego w tym stanie i tak nie docierało. "Za dwie minuty podjedzie taksówka. Wróć ze mną do domu. Jeśli nie chcesz robić tego dla mnie, zrób to dla Eliotta" odparła, obejmując się ramionami. Choć nie było jej zimno, z nerwów cała dygotała, a łzy wciąż ciekły jej po policzkach.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Miała rację i Milton doskonale o tym wiedział. Ale to ciągle był dla niego duży nieprzepracowany kompleks, z jakim sobie nie radził. Nie umiał odciąć grubą kreską przeszłości. W dobrych momentach nie miał z tym problemu. Ale kiedy nie ufał sam sobie, to było najlepszym sposobem sabotowanie tego, co przeżył, jeszcze wkładając te słowa w usta Aimee.
- No i co z tego, że tego nie mówiłaś?! Teraz też nie powiedziałaś, a skąd mam wiedzieć, co dzieje się w twojej głowie? Ładnie grasz, Aimee Hale - jawnie ironizował, choć tak w głębi serca to chciał ją przytulić i docenić fakt, że chociaż ona potrafiła oddzielić teraźniejszość od przeszłości. W przeciwieństwie do niego. Ale nie umiał tego zrobić. - Też potrafisz ukrywać. - Zaśmiał się gorzko. Nie mógł się powstrzymać, no nie potrafił. Wyładowanie się na Trevorze to było za mało. Coraz bardziej żałował, że nie dostał poważniejszych obrażeń, przez które straciłby przytomność i więcej nie mógł się odezwać. Bo zamiast naprawiać sytuację, tylko się pogrążał.
Ale znów - nie umiał inaczej.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem, gdy zasugerowała, że podniósł na nią rękę. Chyba się przesłyszał. Już nie wspominając o tym, że wpakowała się między dwa gryzące się wilki i na pewno też oberwała. Eric w pewnym momencie nawet obawiał się, że jeden z wymierzonych przez niego ciosów trafił w Hale. I to też był jeden z powodów, dla których obecnie tak się pieklił.
- Boże… jak w łóżku “podnoszę na ciebie rękę”, to nie masz takich obiekcji, a jak lekko cię popchnąłem, to nagle przemoc domowa i worek treningowy?! - prychnął wściekły, bo wcale nie popchnął jej jakoś mocno. Bardziej nacisnął na klatkę piersiową, a pod wpływem tego nacisku cofnęła się o kilka kroków.
Im więcej mówił, tym bardziej siebie nienawidził. Im bardziej przekonywał sam siebie, żeby wycofać się, odwrócić się na pięcie i odejść, tym mocniej ciągnęło go do tego, aby wypowiedzieć jeszcze jedno złe słowo. I kolejne. I jeszcze jedno. Przykrości cisnęły się na usta nieproszone, zagłuszając te ostatnie przejawy jego “jasnej strony”. Do której Aimee chciała się odwołać wspominając Eliotta. Tylko rozśmieszyło to Erica. Jedną jego stronę. Bo chyba nie chciała zagrywać właśnie takiej karty? Odwoływać się do jego sumienia, które zostało skutecznie wbite głęboko w czeluść umysłu przez jeden z ciosów Trevora.
A jednak na wyobrażenie syna zaczął znów pękać. Jakby na samą myśl złapał Aimee za rękę i przyciągnął do siebie opierając o ścianę stojącego nieopodal przystanku. Chciała odejść i zostawić go w takim stanie? Wiedziała, do czego był zdolny. Szczególnie pod wpływem alkoholu. Miał w życiu dwie próby samobójcze w momencie, kiedy wszystko mu się sypało. Teraz znów się posypało. A on nie umiał już sobie radzić z bezradnością.
Zawinął dłoń w pięść próbując chociaż w ten sposób odzyskać nad sobą kontrolę. Chciał uderzyć mocno w szybę za Aimee, aby pękła w drobny mak, ale powstrzymał się. Chciał ją pocałować, ale na to też się nie zdobył. Nie w takim stanie. Dlatego stał tylko i patrzył, w jej zapłakanych oczach próbując znaleźć ukojenie skrajnych emocji i wzburzonych nerwów.
Przez dwie minuty do przyjazdu taksówki. A później… nie wiedział.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Znała go na tyle dobrze, że doskonale wiedziała, co teraz dzieje się we wnętrzu jego głowy. Jaką walkę właśnie toczy ze swoimi demonami. Wokół czego obracają się jego myśli. I choć nie była w stanie dwoma ruchami czarodziejskiej różdżki rozproszyć czarnych chmur z nad jego głowy, nie miała zamiaru pozwolić, aby ukochany znów wpadł w szpony ciemności, pogrążył się w chaosie. Nieważne jak bardzo ją od siebie odpychał, jak mocno ją ranił, nie był w stanie jej zniechęcić. Kochała go, a miłość to nie zawsze było robienie maślanych oczu i wymienianie słodkich całusów - niezbędne były również zaangażowanie, wiara w drugiego czlowieka i w końcu umiejętność odłożenia na bok własnego, zranionego ego oraz pomoc partnerowi. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, kiedy on swoim zachowaniem tego nie ułatwiał.
Kiedy ukochany złapał ją za rękę, ścisnęła ostrożnie jego palce. Wciąż oddychał szybko, wzrok miał rozbiegany, a jednak powoli zaczynał się uspokajać. Nie mówił już nic, nie obrzucał jej obelgami, nie szydził, nie doprowadzał do kolejnych łez spływających strugami po jej policzkach. Po prostu stał, a ona go przytulała i głaskała po włosach. Aż do czasu przyjazdu taksówki.
Gdy pojazd się przy nich zatrzymał, a kierowca posłał im obojgu pytające spojrzenia, ciemnowłosa kiwnęła tylko głową i ostrożnie wepchnęła Erica na tylne siedzenie samochodu, umaszczajac się zaraz przy nim. Choć podskórnie czuła, że Milton szczerze się nienawidzi za wszystko co jej zrobił i nie chce jej dotyku i tak zlapała go za ręce i ostrożnie ucałowała poobijane kostki, szepcząc ciche "poradzimy sobie, wszytko będzie dobrze, po prostu pozwól mi siebie kochać".

zt

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
ODPOWIEDZ