aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Coś się zmieniło, choć Chandra wcale nie liczyła, że będzie to trwała zmiana. Powoli wracały jej zmysły, chwilowo rozregulowane tym panicznym epizodem, przez co zaczęła postrzegać zachowanie Leo jako podejrzane. Był dziwnie... miły? Zatroskany? Można by nawet rzec delikatny? Co Ginsberg tak bardzo gryzło się z jego poprzednią postawą, że zaczynała podejrzewać, że zwariowała. Ona albo on, a może obydwoje? Leo - bo Chandra nie zasługiwała na takie traktowanie i to nie dlatego, że ta jego troska była jakaś dziurawa, czy niedoskonała. Wręcz przeciwnie - była dla niej zbyt dobra i powinna być zarezerwowana dla tych, którzy okażą choć szczyptę wdzięczności lub po prostu będą w stanie odwzajemnić te miłe gesty, gdy zajdzie taka potrzeba. Jeśli zaś chodzi o pannę Ginsberg - nie dość, że się przed nim otworzyła i to całkiem na trzeźwo, bez żadnych wspomagaczy, to jeszcze w jej głupiutkiej główce - kiedy Specter patrzył na nią tak inaczej - pojawiła się myśl, by przyznać mu się do jeszcze kilku rzeczy, dotychczas zamkniętych gdzieś na dnie jej serca. W porę jednak oprzytomniała, w ramach motywacji wyzywając się w myślach od kretynek, bo to kompletnie nie miało sensu, a już wystarczająco dziś nie była sobą, by to mogło odbić się czkawką w dłuższej perspektywie.
- A co robisz rano? - podchwyciła zaciekawiona, może nawet aż za bardzo.
Nie roztrząsała tematu unikania nieznajomych przez ludzi spod mostu, bo cóż... ona też by unikała, nie tyle nieznajomych, co właśnie bezdomnych. Nie mieli ładnego zapachu, nie ubierali się modnie, coś im zazwyczaj dolegało, a jak posłuchało się ludzi z wyższych sfer, którzy akurat pod publikę nie pomagali biednym, to można było się dowiedzieć, że to najgorszy sort, do którego bez kija lepiej nie podchodzić. Widząc jednak Leo i to, że podszedł do tej grupy i wrócił cały i zdrowy, na dodatek mając w pamięci, że kupili im bardzo podstawowe rzeczy, a nie jakieś sprzęty, które mogłyby służyć do uzbrojenia... Chandra, mimo uprzedzeń, była gotowa podejść bliżej.
Popatrzyła chłopakowi w oczy, wyciągając dłoń po kluczyki i już wydawało się, że przytaknie, kiedy zrobiła coś zgoła innego...
- Nie - odparła krótko, jeszcze dość słabo słyszalnie, więc powtórzyła z większą mocą: - Nie! - wybrzmiało stanowczo. Zabrała rękę, pozostawiając kluczyki w dłoni ciemnowłosego. - Mówiłeś, że da się podejść z drugiej strony? Zróbmy to! - zarządziła, bo nie chciała dawać mu satysfakcji, że wszystko, co o niej mówił było prawdą. Dodatkowo, po tej chwili słabości, potrzebowała dowartościowania, a nic tak dobrze nie działało (według Chandry) jak cudza wdzięczność, którą można było tak łatwo, a w przypadku bezdomnych również tanio, kupić.
Wzięła kilka głębokich oddechów i chwyciła dłoń Spectera, zaciskając na niej mocno palce.
- Chodźmy, zanim się zorientuję, że to najgłupszy pomysł na świecie! - rzuciła gdzieś w przestrzeń, nie chcąc patrzeć w oczy Leo. - Jak już to zrobimy, to dasz mi imprezową tabletkę... albo zabierzesz mnie na burgera. Zależy z czym ci bardziej po drodze - dodała, pewnie w którymś momencie dając się prowadzić, bo w końcu nie miała pojęcia, gdzie iść. Zdecydowanie potrzebowała jakiejś nagrody po tym wszystkim!

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Niby Specter mógł się uprzeć, powiedzieć że dziewczyna musi robić co on jej każe i nie obchodzą go żadne wymówki. W końcu miał na nią haka i nawet w tej sytuacji mógł go wykorzystać, tylko to byłoby wręcz… nieludzkie. Strach był beznadziejną emocją. Nieważne, czy miał jakieś sensowne wytłumaczenie, na przykład ktoś bał się szybkiej jazdy samochodem, bo to mogło skończyć się wypadkiem i rozfragmentowaniem Czy ktoś miał fobie, które zazwyczaj nie miały logicznego uzasadnienia, bo mały pajączek nie był w stanie wyrządzić krzywdy, tak samo jak zabezpieczone, tlące się ognisko. Lecz w tym wszystkim nie chodziło o czynnik, który ten strach powodował, tylko o to uczucie samo w sobie. To odrętwienie, które pojawiało się w koniuszkach palców. Rosnące wewnątrz ciepło, które kontrastowało z chłodnym otoczeniem, powodującym gęsią skórkę. Ten nieprzyjemny ścisk w żołądku i uczucie napierania na klatce piersiowej, które uniemożliwiało branie głębokich oddechów. Wszechogarniająca panika, która odbierała zdolność racjonalnego myślenia. Leonard dobrze wiedział, czym był strach i jak bardzo nieprzyjemny potrafił być. Więc nie był w stanie narażać na niego nawet Chandrę.
- Zazwyczaj pracuje, a jutro… będę po pracy, tylko tej drugiej, więc też nie ma takiej możliwości - odpowiedział odruchowo. No tak, bo przecież była sobota. Nie bez przyczyny umówił się z dziewczyną tak wcześnie, bo przecież wieczorem miał swoje rzeczy do ogarnięcia. Spotkać się z stałymi klientami, opylić jakieś proszki gówniarzom. A jak już zarobił i był weekend, to zazwyczaj potem szedł trochę zabawić się, więc… mało prawdopodobne, że w niedziele rano byłby w stanie zrobić coś innego, niż przewrócić się na drugi bok i spać dalej.
I już był w stanie dać jej te kluczyki i szybko zamknąć temat, gdy Ginsberg nagle postawiła się? Na jego twarzy rosła coraz większa konsternacja, bo już chyba w ogóle niczego tutaj nie rozumiał. Czy było to jedno z tych działań w stylu Specter mówi tak, więc ja zrobię zupełnie inaczej, o! Bo ten powód wydawał mu się najsensowniejszy. Nie zorientował się nawet kiedy pochwyciła go za dłoń i zaczęła iść - wcale nie we właściwym kierunku. - Czekaj! Torby - powiedział nim zdążyli się oddalić, puścił ją i powrócił po zakupy. Zaraz był już z powrotem, dał jej część i wskazał kierunek, którym mieli podążać. Korciło go, żeby zapytać dlaczego?, ale nie chciał w ten sposób wzbudzić w niej jakiś wątpliwości. - Burger to dobry pomysł, sam bym już coś zjadł. Najwyżej jak później i tak będziesz potrzebować jakiejś tabletki, to dam ci ją na do widzenia. Mam co nieco w samochodzie - powiedział zachęcająco na sam koniec. Rozumiał, że po tej całej akcji Chandra może potrzebować jakiegoś rozluźnienia i uspokojenia, więc zapewnił że w razie czego, będzie w stanie jej w tym pomóc.
Leo tym razem szedł o wiele spokojniejszym krokiem, nigdzie się nie śpiesząc. Wrócili na chodnik i szli wzdłuż ulicy. Trwało to troszeczkę dłużej, ale w końcu znaleźli się na górce tuż przy moście, skąd wszystko mogli dokładnie obserwować. - Stąd go nawet nie widać - powiedział, specjalnie nie używając tego drażliwego słowa. - Jak zejdziemy na dół to już będzie je widać, ale będzie po drugiej stronie, a my zostaniemy tutaj na samym początku - wskazał miejsce palcem, gdzie już zaczynali kręcić się jacyś ludzie. - Chodźmy - zaproponował, a jego wolna dłoń na moment wylądowała pomiędzy jej łopatkami i lekko na nie naparła. Nie żeby ją zmusić, by szła dalej, ale raczej nadać konkretną sugestię. Tak więc, zaraz ją zabrał i ruszył w dół tym nie dość stromym zboczem. Szybko jednak zatrzymał się, odwrócił w jej kierunku, wyciągając do niej swoją pomocną dłoń.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
- Drugiej? - powtórzyła z niezrozumieniem. - Pracujesz w dwóch miejscach? Tak się w ogóle da? - zapytała zaskoczona, bo najwyraźniej dotychczas nikt z jej otoczenia nie miał kilku etatów, więc był to dla niej całkowicie obcy temat. Co prawda gdyby lepiej przyjrzała się pracy matki, to widziałaby, że poświęca więcej niż osiem godzin dziennie, zwłaszcza gdy goniły ich terminy, a na planie nie wszystko układało się pomyślnie. - Teraz już zupełnie nie rozumiem, czemu nie chciałeś kasy. Mógłbyś dzięki temu chociaż jedną fuchę odpuścić. Po co się męczyć? - dopytała, choć chyba nie liczyła na odpowiedź Spectera, zwłaszcza jakąś wylewną i szczerą. Właściwie czy takiej oczekiwała? Wykorzystała po prostu kolejny temat, który pozwolił przestawić jej myśli na inny tor, dzięki czemu mogła wyrównać oddech i poczuć grunt pod nogami.
- Zawsze mogę przyjechać tu sama - stwierdziła z lekkim wzruszeniem ramion. Była taka odważna i mocna… w gębie, ale chcąc szybko zatrzeć to fatalne wrażenie, jakie zrobiła tą swoją paranoją, musiała choć spróbować odzyskać to poprzednie dobre wrażenie, które zrobiła na Leonardzie.
Była trochę skołowana, gdy chłopak tak nagle ją zostawił, ale nim w ogóle zdążyła się zastanowić, co ma teraz ze sobą zrobić, był już na powrót u jej boku. Tym razem bez marudzenia wzięła siatki z zakupami i ruszyła w ślad za Specterem.
- I nie bałeś się, że jak mnie zostawisz samą w samochodzie, to dobiorę się do tych twoich zapasów? Albo naślę gliny, bo chyba nie do końca jesteś farmaceutą…? - zapytała gdzieś w międzyczasie zrównując krok z ciemnowłosym, który o dziwo trzymał się na tyle blisko, że mogła go w każdej chwili złapać.
Im bliżej byli celu, mimo, że Chandra próbowała oszukiwać samą siebie, czuła, że nogi robią jej się jak z waty. Może nie widziała ognia, ale czuła dym, a nawet wyłapywała dźwięk pękających w palenisku drewienek, wyobrażając sobie te iskry, które przy okazji wzniecają. Wzięła głęboki oddech, zaciskając mocno powieki i dłonie, na uszach toreb, których nie chciała wypuścić z rąk, jak podczas poprzedniego podejścia. I było w tym jej zachowaniu trochę działania na przekór, byle tylko nie było po myśli Leo, który z niezrozumiałych dla Ginsberg powodów nie chciał jej dowalać? Dziewczyna nie wiedziała jak się wtedy zachować, bo zdecydowanie prościej było odpowiadać złośliwościami na złośliwość, niż przyjmować od kogoś coś dobrego.
Przejechała stopą po podłożu, wyczuwając, że ziemia jest dość rozmoknięta, przez co jest dość ślisko.
- Mogłam wziąć szpilki. Przynajmniej bym się wbiła w podłooooże… - mówiąc to robiąc krok, stopa jej podjechała, na szczęście nie upadła, bo przytrzymała się Spectera. - Uhm… Nie musiałeś mnie łapać, poradziłabym sobie - skłamała, byle tylko nie podziękować, co byłoby bardzo na miejscu. Stanęła wyprostowana, uznając, że jak skupi się na sobie, to świat wokół niej nie będzie istniał, dlatego zaczęła poprawiać włosy i wypinać pierś, by wyglądać na pewniejszą, niż była w tej chwili. Zadziałało... w jakichś dziesięciu procentach...
- Tak w ogóle dlaczego im pomagasz? Co z tego masz? - zapytała, niezbyt przejmując się tym, że ktoś mógłby usłyszeć ich rozmowę. Amerykanka próbowała odnaleźć wzrokiem kobietę, dla której miała bluzę, ale miała wrażenie, że z tej odległości wszyscy wyglądają podobnie, więc zdała się na Leo, który najwyraźniej kurierował w tej okolicy nie pierwszy raz.

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
No to nie było do końca tak, że posiadał dwie pełnoetatowe prace. W zakładzie pojawiał się od poniedziałku do piątku. Zazwyczaj. Jeżeli nie przyszedł to nie był to niewiadomo jaki problem, bo w końcu to był warsztat jego ojczyma. A jeżeli chodziło o tą drugą pracę, to nawet trudno było to tak na głos nazywać. Ale robił coś i dostawał za to kasę, więc była to swego rodzaju praca. Taki bardziej handel, specjalność transakcje wymienne. - Raczej dzisiejszym, wieczornym przesiadywaniem w barze za bardzo się nie zmęczę - odpowiedział, łatwo nakierowując ją na to, o co mu chodziło z tą drugą formą zatrudnienia. Nie tak dawno sama do niego przyszła załatwiać pewne interesy, po czym ich wieczór przeciągnął się do samego rana, więc… wbrew pozorom Chandra nie była głupiutka, powinna połączyć fakty. - Bo… - zaczął mówić, ale urwał. Po pierwsze, dlatego że chciał jej zrobić na złość. To była przecież jego główna motywacja, ale to nie o tym chciał powiedzieć. Jakiś czas wcześniej usłyszał od kogoś, że był sprzedajną dziwką i… chyba nie chciał tego w ten sposób potwierdzić. Jasne, że wybrał dla siebie o wiele gorsze rozwiązanie, bo przecież mało zyskiwał na tej całej zabawie. - Bo tak chciałem i już - nie rozwinął dalej tej myśli. Ani nie musiał ani nie chciał tłumaczyć się jej ze swoich powodów. Zresztą teraz i tak nie miało to już większego znaczenia. - Sama? Tak, to byłby naprawdę świetny pomysł - w jego głosie dało się usłyszeć nawet nutkę jakiegoś oburzenia? Nie chodziło tutaj o nich, im Specter ufał. Ale o różnych, dziwnych ludzi kręcących się tutaj w okolicy. Tak więc, nawet nie było takiej możliwości.
- Nie… nie pomyślałem nawet o tym… zresztą wątpię, żebyś w tym stanie grzebała mi po schowkach - odpowiedział, jak mu się wydawało, w miarę sensownie. Nie chciał wypominać jej stanu, ale ona w tamtym momencie nie myślała racjonalnie, więc nie powinno jej dziwić, że on też nie przejmował się takimi drobnostkami. W końcu wcześniej nie wspominał nic o tym, że miał przy sobie towar, więc dziewczyna musiała by być bardzo zdesperowana albo mściwa, żeby zacząć czegoś szukać, a potem chcieć go w ten sposób udupić.
Przy tym schodzeniu w dół miał jednak nosa, zatrzymując się i czekając na nią. Na szczęście miała te trampki, ale to też nie to samo, co buty z normalną, porowatą powierzchnią. Po tym jej tekście tylko wywrócił oczami i westchnął… czego już dawno w jej towarzystwie nie robił, o to ci dziwne! - Ale nie musiałaś sobie poradzić - skomentował krótko, odczekał moment i zaraz ruszył z nią dalej. Po zajściu na sam dół jeszcze zatrzymał się i odnalazł wzrokiem mężczyznę, z którym wcześniej rozmawiał, po czym skinął głową. - Nic z tego nie mam. Powiedzmy, że… gdyby nie Barney to już by mnie tutaj nie było - powiedział to takim spokojnym głosem, bez jakiegokolwiek zawahania jakby to nie było nic niesamowitego. Jakby to nie robiło na nim wrażenia. Ale mimo wszystko był mu wdzięczny, dlatego w razie potrzeby służył pomocą.
Jednak nie mieli szansy zagłębić się w ten temat, bo zaraz pojawiła się pierwsza osoba. Leo przywitał się z chłopakiem, przedstawił go, zamienił dosłownie kilka słów i wskazał torbę dla niego. Tak było z każdą następną osobą. Barney stał kilka kroków od nich i obserwował całość. Gdy podszedł jeden z mężczyzn to usłyszał od brodziatego reprymendę, żeby się zachowywać. Dzięki temu ten oszczędził głupiego komentarza Chandrze. Toreb ubywało, zostały już pojedyncze, gdy podeszła do nich pewna kobieta. Chociaż wyglądała raczej na dziewczynę, bo była dosyć niska i drobna. Przybiła z Leonardem piątkę i zaczęła coś opowiadać, przy tym będąc bardzo ekspresyjną. Wyglądała przesympatycznie tylko… miała wytatuowane całe ręce, łącznie w dłońmi, szyję, a nawet twarz, na której miała też kilka kolczyków. Cóż, taki typ. - Chandra… to jest właśnie Stacey. Masz coś dla niej, prawda? - zapytał, przenosząc wzrok na swoją towarzyszkę i nie potrafiąc ukryć przy tym swojego zadowolonego wyrazu twarzy.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Złapała się na tym, że niepotrzebnie w ogóle pyta o zajęcia Spectera. W końcu co ją obchodziło, czy gościu pracuje w dwóch, trzech, czy nawet dziesięciu miejscach? To wręcz - w płytkim pojmowaniu świata przez Ginsberg - działało wręcz na jego niekorzyść! Bo był przez to paskudnym, spoconym, chlającym piwsko robolem, prawda? Niby kiedy miał czas na dbanie o higienę? Albo żeby zjeść coś lepszego, niż na maksa podkręcony chemią fast food albo mocno gazowany alkoholowy napój, który bąbelkami oszukiwał żołądek udając, że jest już pełny? To było wręcz niebywałe, że czuła od niego tylko papierosy, a była wręcz przekonana, że poza tym Leo nie pachniał nieprzyjemnie, ani też nie odstraszał zaniedbanym wyglądem... Uznała, że to muszą być jakieś czary i facet umie się rozdwajać! Ewentualnie nie tylko jej głupie gadanie po nim spływało, ale też brud się go nie imał…
Parsknęła krótkim śmiechem, jednak powstrzymała się od komentarza, uznając, że ona też kiedyś wykorzysta swoją szansę na odpowiedź w stylu: bo tak chciałam i już, wypominając mu tę jego kwestię, wypowiedzianą w jednym z kluczowych momentów, który może mógłby jakoś zmienić spojrzenie Amerykanki na ciemnowłosego. Albo i nie zmieniłby niczego? Zawsze zbytnia otwartość mogła być użyta przeciwko jako szpila, wbita w momencie, gdy ktoś był najbardziej bezbronny i odsłonięty, szczególnie, gdy nie miało się zaufania do tej osoby. Nic więc dziwnego, że żadne z nich nie rozpędzało się w wywnętrzaniu…
Zmarszczyła brwi, bo wyłapała ten ton, którym skomentował jej pomysł Leo. Już na końcu języka miała pytanie, czy byłby zazdrosny, że zabiera mu znajomych, gdyby tu pojawiła się bez niego, czy o co mu chodzi, ale Specter wypalił o tym stanie, co skutecznie zamknęło usta Chandrze. Zgrzytnęła zębami, czując, że tak to się skończy; że teraz przy każdej okazji będzie mógł jej wypomnieć ten stan, którego tak cholernie się wstydziła.
- Możesz zapomnieć o tym, co ci powiedziałam? - wycedziła przez zęby, czując jak spina jej się całe ciało, a żołądek ściska nieprzyjemnie. - Ja tylko żartowałam. Nabrałeś się. Nic mi nie było! - dodała pospiesznie, jakby szybsze wypowiedzenie słów, miało nadać im wiarygodności. W tym momencie była zła na siebie, że tak dała się podejść. Obiecała sobie w duchu, że już nigdy więcej nic mu nie powie. Szkoda tylko, że była kiepska w dotrzymywaniu obietnic…
Dobrze, że gdy dotarli na miejsce, mogła skupić się na innych ludziach, przez co prawie zapomniała o obecności Leo. Co prawda słowa o tym, że: gdyby nie Barney, to już by go nie było, nakręcały ciekawość Ginsberg, ale coś czuła, że to nie jest dobry moment - nie tylko jeśli chodzi o obecność innych, ale o ich relację - by zapytać, co chłopak ma na myśli.
Uśmiechała się do każdej obdarowywanej osoby; na początku stosując wyuczony przed lustrem uśmiech, bo trochę się bała tych ludzi. Szybko jednak przekonała się, że oni nie stanowią dla niej żadnego zagrożenia, do tego faktycznie radują się z każdej otrzymanej rzeczy, więc to wręczanie prezentów zaczęło ją szczerze cieszyć.
Mina trochę jej zrzedła, gdy kobieta, która przybiła piątkę z Leo okazała się być Stacey… dla której miała różową bluzę z cekinami… W ogóle w pierwszym momencie pomyślała, że to matka Leo, bo podobny stopień wydziarania mógł wskazywać, że ta pasja do malunków na skórze mogła być dziedziczna. Nie zapytała ich jednak o pokrewieństwo, zajęta wymyślaniem argumentu, dlaczego chce jej dać coś, co zupełnie nie pasowało do jej stylu. Łypnęła na Spectera, dostrzegając to jego zadowolenie i starając się robić dobrą minę do złej gry, sięgnęła po ciuch, podając go kobiecie. Uśmiechnęła się, krzyżując z nią spojrzenie.
- Jest bardzo ładna, tak jak pani i do tego ma dodatkową zaletę... można ją ubrać pod bluzę od niego… - starała się nie stracić animuszu, zwłaszcza gdy wskazywała brodą na Leonarda, którego miała ochotę walnąć, za to, że tylko się podśmiechiwał, a nie powiedział o co chodzi, przez co wyszła na kretynkę! - Mam tu jeszcze takie spodnie. Leo nimi wzgardził, więc może komuś tu się przydadzą? - Posłała w stronę Spectera złośliwy uśmiech, po czym podała Stacey dżinsy.
Rozglądała się po tym obozowisku, zastanawiając się, co jeszcze mogłaby kupić tym ludziom i postanowiła, że przynajmniej raz przekaże im paczkę z różnościami, które albo użyją, albo może komuś odsprzedadzą, dzięki czemu choć trochę poprawi się ich komfort życia. Jej rozmyślania przerwał dzwonek telefonu, ale zignorowała to połączenie. Mimo to spojrzała na zegarek, następnie na Leo, któremu chyba gdzieś się spieszyło, w końcu planował odstawić ją do hotelu po trzydziestu minutach.
- Wracamy? - zapytała konspiracyjnym szeptem, gdy złapała spojrzenie ciemnowłosego.

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Specter dokładnie wiedział, że Chandra wcale nie żartowała. Jednak nie miał zamiaru tego wykorzystywać przeciw niej. Przynajmniej nie tego. W końcu miał te zdjęcia i to było starczające zabezpieczenie. To byłoby za wiele, nawet on nie był taką świnią. Jednak nie miał zamiaru udawać, żeby dziewczyna czasem nie uwierzyła, że faktycznie udało się jej go przekonać i skomentował krótko, wcale nie żartowałaś. Ale na tym skończył. Gdyby miał zamiar coś począć z tą informacją, to już by to zrobił. Więc mogła czuć się stosunkowo spokojnie po tym przypadkowym powierzeniu mu jej tajemnicy…
Leo całą tą sytuację pomiędzy Chandrą i Stacey oglądał z szerokim uśmiechem na twarzy. Kobieta nie wyglądała już na taką zadowoloną, gdy zobaczyła tą różową bluzę, ale z uwagą słuchała wytłumaczenia Ginsberg. Ostatecznie, gdy dziewczyna skończyła już swoje tłumaczenia to obydwoje roześmiali się. Jej zachowanie było naprawdę zabawne, bo pokierowała się stereotypami. Stacey wcale nie była zła, podziękowała grzecznie za obie bluzy, pochwaliła jeszcze sukienkę dziewczyny i wspomniała, że spodnie na pewno się przydadzą, wyraźnie rzucając jeszcze jakimś przezwiskiem. Leo kiwnął do niej głową na pożegnanie.
- Wracamy. Jeszcze tylko momencik - powiedział, zostawiając ją na ułamek sekundy i udając się ponownie do Barneya. Zamienił z nim kilka słów, po czym znalazł się z powrotem u boku dziewczyny i wskazał drogę do samochodu. Po drodze jeżeli tego potrzebowała to służył swoją pomocą, bo jednak robiło się oraz ciemniej. Nie był zbyt rozmowny. Głównie po tej odpowiedzi, której jej udzielił, chociaż wydawałoby się że nie wzbudziła w nim żadnych emocji. Jednak to co Leo okazywał, a to co siedziało w nim w środku, to były dwie różne rzeczy. - Tak więc, po hamburgera i do hotelu, tak? - upewnił się, otwierając samochodu. Niedługo potem byli już w drodze po jedzenie. O dziwo było już o wiele ciszej i spokojniej albo po prostu Specter nie miał za bardzo ochoty wchodzić w żadne interakcje. Jak powiedział wcześniej tak zrobił, ostatecznie odstawiając ją pod hotel i proponując podzielenie się tabletką, jeżeli tylko chciała. Potem już jedynie zostawił ją i odjechał. Przez ten cały czas, ani razu nie wspominając, ani nie insynuując niczego o jej tajemnicy.

[ zt ] Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
ODPOWIEDZ