lorne bay — lorne bay
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
W Lorne Bay znalazła schronienie przed przeraźliwą przeszłością. I chociaż boi się dotyku, cholernie ciągnie ją do ludzi, bo wierzy w to, że nowe miasteczko da jej nowe życie...
Siarczyste "kurwa mać" wydobyło się z ust Lucille, gdy ta uświadomiła sobie jak głupią rzecz zrobiła wysiadając na pierwszym lepszym przystanku. Właściwie to powinna być wściekła za to, że pomyliła autobusy, ale zorientowała się dopiero po pewnym czasie, bo pierwsze półgodziny spędziła na krótkiej drzemce; wierząc w to, że zmierza w stronę Saphire River. Niestety tak się nie stało, a gdy autobus wjechał na nieznane Lu drogi, ta w panice wysiadła na pierwszym lepszym przystanku, gdzieś pośrodku niczego.
Z rozpaczą spojrzała ponownie na rozkład, ale kolejny autobus miał pojawić się dopiero za trzy godziny. W dodatku jej telefon był praktycznie kompletnie rozładowany, bo resztki baterii wykorzystała na słuchanie muzyki podczas tej swojej nieszczęsnej drzemki. Nie mogła więc do Geordana, albo kogokolwiek innego z prośbą o pomoc, bo gdy tylko próbowała wybrać odpowiedni numer, ekran telefonu stał się czarny informując o tym, że Lucille jest w kompletnej dupie.
- Kurwa mać! - Warknęła ponownie mając ochotę rzucić urządzeniem o rozgrzany asfalt, ale ostatecznie zacisnęła zęby i obróciła się wokół własnej osi szukając jakiejkolwiek wskazówki, co też powinna poczynić dalej.
Potrzebowała cienia, bo słońce prażyło niemiłosiernie, a przystanek znajdował się przy jakimś polu. Dostrzegła kilka domostw w oddali, ale wątpiła, aby z tamtego miejsca miał dojeżdżać jakiś inny bus. Uznała więc, że przejdzie się wzdłuż drogi licząc na to, że za jakiś czas trafi do jakiejś cywilizacji, albo chociażby stacji benzynowej, czy sklepu z którego mogłaby zadzwonić. Co jakiś czas starała się także złapać stopa, trochę było to lekkomyślne, ale starannie analizowała, czy nadjeżdżający samochód wygląda na auto mordercy, czy może jakimś cudem porusza się nim jej zbawca. Niestety nie miała szczęścia, bo każdy mijał ją z obojętnością. Tylko jedne z kierowców zwolnił robiąc jej nadzieję, by odjechać chwilę później z piskiem opon, za co Lucille podziękowała mu wysoko uniesionym środkowym palcem.


Francis Winfield
ambitny krab
nick
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
14.

Wracał właśnie ze spotkania w innym mieście, a raczej wygwizdowie, bo okolica była nieszczególnie rozwinięta, kiedy na poboczu zobaczył – już z daleka - łapiącą stopa postać. Dostrzegł nawet, jak jednemu samochodowi blondynka pokazała niecenzuralny gest i chyba wtedy uznał, że sam również się nie zatrzyma. Nie ma co ukrywać, niesamowicie był cięty na podobne zachowania i budziły w nim one zniesmaczenie, to też nie wyobrażał sobie, aby młodą kobietę zdolną do takich reakcji zapraszać do własnego samochodu. Tyle, że jak już ją minął, w tylnym lusterku zauważył, że postać była mu znajoma. Chwilę się nad tym zastanawiał, jadąc wciąż w swoim kierunku, aż ostatecznie zwolnił i zawrócił, wzdychając pod nosem. Wiedział już przecież, że przyjdzie mu tej decyzji żałować. Mimo to zatrzymał się koło Lucille i zniżył po swojej stronie szybę, ściągając na moment z nosa okulary przeciwsłoneczne.
- Jeśli wraca pani do Lorne Bay, to zapraszam – powiedział w ramach powitania, bez zbędnych tłumaczeń, czy zapewnień, że nie będzie to dla niego problemem. Skoro i tak najpewniej jechali w tym samym kierunku, niech już straci, mimo, że nie wspominał najlepiej ich ostatniego spotkania, ani też pierwszego, podczas którego przyszło im się poznać. Z drugiej strony… pierwsze jednak było zdecydowanie korzystniejsze. - Proszę zapiąć pasy – dodał jeszcze, jak już znalazła się w środku, a następnie z powrotem założył okulary i włączył się do ruchu, co nie było szczególnie trudne, zważywszy na to, że niewiele samochodów tędy jechało. Pewnie należałoby zacząć od jakiejś rozmowy, ale kompletnie się tym nie głowił, jednak… zanim weszła ściszył nieco muzykę w samochodzie. Teraz dźwięki orkiestry w dość subtelny sposób mąciły ciszę, nie pasując do szybkiej jazdy, a może wręcz przeciwnie, idealnie się z nią komponując. Słońce było na tej wysokości, by nieprzyjemnie świecić prosto w oczy, a zerkając do boku dostrzegł, że blondynka marszczy czoło.
- W schowku pod sufitem są okulary – poinformował jedynie, jakby chciała z nich skorzystać. Zwykle miał ich tutaj kilka par, a wszystkich na raz i tak by nie nosił, więc nie widział problemu w tym, aby się z nią podzielić.
sumienny żółwik
Lilka
lorne bay — lorne bay
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
W Lorne Bay znalazła schronienie przed przeraźliwą przeszłością. I chociaż boi się dotyku, cholernie ciągnie ją do ludzi, bo wierzy w to, że nowe miasteczko da jej nowe życie...
Westchnęła pod nosem, gdy minął ją kolejny samochód. W sumie przestałą liczyć na to, że złapie wreszcie tego stopa, aż z zaskoczeniem dostrzegła jak kilkadziesiąt metrów dalej wóz zawrócił. Trochę się spięła, obawiając się, że może grozić jej jakieś niebezpieczeństwo, ale wtedy dostrzegła, że zza kierownicą siedzi znajomy jej pan sztywniak; a.k. burmistrz.
- Dzień dobry, właściwie to tak, dziękuję - przywitała się, bo chociaż czuła, że Winfield za nią nie przepadał, to nie miała zamiaru dawać mu kolejnych powodów ku temu, aby wyrabiał sobie o niej nienajlepszą opinię. Oczywiście, że czuła się skrępowaną, bo ich ostatnie spotkanie nie przebiegło najlepiej, a raczej zakończyło się dziwną wymianą zdań i ostatecznie Blanchard nadal nie potrafiła powiedzieć, czy burmistrza Lorne Bay lubi, czy uważa go za aroganckiego bufona. Z jednej strony właśnie udzielił jej pomocy, a z drugiej Lu czuła jakby krytykował ją na każdym kroku. - Tak, wiem - burknęła więc, bo przecież chciała zapiąć te cholerne pasy, ale nie umiała pod dobrym kontem wetknąć tej wpinki. Trochę więc czasu upłynęło nim usiadła prosto, a wtedy słonce nieprzyjemnie zaczęło drażnić jej oczy i nawet opuszczenie osłony przeciwsłonecznej nie pomogło. Zdziwiła się, gdy Francis sam z siebie także to zauważył i zaproponował jej skorzystanie z własnych okularów.
- Dziękuję - rzuciła, faktycznie sięgając do schowka. W samochodzie nastała krępująca cisza. Chociaż zapewne tylko dla blondynki była ona niewygodną, bo Winfield wydawał się być niewzruszony. - I dziękuję, że się pan nade mną ulitował. Pomyliłam autobusy i nim się zorientowałam byłam już za miastem, a w panice wysiadłam na pierwszym lepszym przystanku i eh.... - wytłumaczyła zaraz dlaczego znalazła się w tak niefortunnym położeniu. - A pan? Wraca pan z pracy, czy coś? - Zagadnęła, bo czuła, że powinna coś dodać, a nie miała pomysłu co.
W dodatku przypomniało jej się jak ostatnio Francis zbeształ ją za sugerowanie mu tonu, czy tam zachowania. Więc spięła się jeszcze bardziej, że znów zrobiła coś podobnego.
- W sensie, nie musi pan odpowiadać. Chciałam po prostu być uprzejma, bo zrobił pan dla mnie coś miłego, a ja ostatnio niekoniecznie popisałam się swoją kulturą i pewnie ma mnie pan teraz za niewychowaną osobę - wyjaśniła, pewnie po raz kolejny zbędnie, ale stresowała się i już sama nie wiedziała co powinna mówić. - Może mnie pan wyrzucić, gdzie będzie panu najwygodniej. Poradzę sobie jak już będę w Lorne - dodała już ściszonym głosem i odwróciła wzrok od Francisa, aby zacząć obserwować mijane przez nich, opustoszałe tereny.

Francis Winfield
ambitny krab
nick
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Faktycznie cisza mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, to w rozmowie się gubił, nie wiedział co powinien zrobić czy powiedzieć. W szczególności, gdy przebywał z praktycznie nieznaną osobą, bo mimo, że nie było to ich pierwsze spotkanie i coś tam o sobie wiedzieli, to jednak póki co w oczach Francisa Lu wciąż była raczej przypadkiem, do którego miał zadziwiające szczęście, czy może raczej nieszczęście.
- Na przyszłość radzę pozostać w autobusie, te zwykle i tak robią pętle - zauważył, dochodząc do wniosku, że dla siebie może zostawić komentarze odnośnie tego, co uważał o tej opowieści. Sam, jako człowiek niezwykle odpowiedzialny, niekoniecznie potrafił spojrzeć na nią obiektywnie. - Lorne Bay to niewielkie miasto, połączenia transportu nie są tak dostępne jak w większych - dodał jeszcze, wychodząc z założenia, że skoro już go zagadała, to nie wypada zbyt szybko ściąć tematu, nawet jeśli skrycie właśnie o tym marzył. - No i proszę nie dziękować - nie byłby sobą, gdyby i te słowa się tutaj nie pojawiły. Chodziło o jego wrodzoną kurtuazję, która zwyczajnie musiał okazywać każdemu, inaczej czuł się nie swojo, chociaż nawet pomimo tych przyzwyczajeń wychodził często na chama.
- Miałem spotkanie - odpowiedzi al zgodnie z prawdą i akurat na ten temat nic już więcej od siebie nie dodał, bo nie miał nawet takiej możliwości, kiedy Lucille zaczęła swoją serię tłumaczeń. Uniósł delikatnie brwi, zaskoczony tą nagłą potrzebą przedstawienia mu swoich intencji. - Może nie za niewychowaną... Ale dość... Inną od osób z mojego otoczenia - mruknął, chcąc zabrzmieć delikatnie i podejść do tego dość spokojnie, a przy tym jej nie urazić, bo przecież na tym nidgy mu nie zależało. Pokręcił też po chwili głową na boki i westchnal cicho.
- Odwiozę panią pod motel, tam pani mieszka z tego co pamiętam - to nie było pytanie. Już wystarczyło, aby ją zbierał nie wiadomo skąd, nie będzie jej jeszcze wyrzucał nie wiadomo gdzie. Nie był jakimś dzikusem, a ona workiem ziemniaków, które można pozostawić w rowie. Skoro już ją zabrał z pobocza, to poniekąd czuł się za nią odpowiedzialny i musiał mieć pewność, że dostarczy ją do domu w jednym kawałku.

lucille blanchard
sumienny żółwik
Lilka
lorne bay — lorne bay
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
W Lorne Bay znalazła schronienie przed przeraźliwą przeszłością. I chociaż boi się dotyku, cholernie ciągnie ją do ludzi, bo wierzy w to, że nowe miasteczko da jej nowe życie...
Czuła się niezręcznie w towarzystwie Francisa. Z jednej strony nie miała mu nic do zarzucenia, bo po raz kolejny wyciągnął do niej pomocną dłoń, ale z drugiej w postawie mężczyzny Lu co chwila dostrzegała niuanse, które niekoniecznie jej odpowiadały. Jej uprzedzenia co do facetów w garniturach na wysokich stanowiskach wcale w tym nie pomagały, a i sam Winfield swoim zasadniczym i sztywnych zachowanie niekoniecznie zachęcał Blanchard do zmiany swojego podejścia.
- Wiem! - Jęknęła nazbyt impulsywnie. Była przecież na siebie zła za to, że podjęła tak lekkomyślną decyzję, ale nie potrzebowała reprymendy. - Wystarczy, że sama się karcę za swoją głupotę - dodała zaraz skruszonym tonem. - Spanikowałem po prostu - mruknęła jeszcze w ramach jakiegoś usprawiedliwienia na swoje nienajlepsze zachowanie. - Cóż... Nie da się nie zauważyć, aczkolwiek całe życie spędziłam w Perth i trochę trudno przyzwyczaić mi się do tych nowych warunków - rozwinęła nieco swoją wypowiedź, chyba po raz pierwszy zdradzając skąd tak naprawdę pochodziła. Zwykle mówiła o zachodnim wybrzeżu i na tym urywała temat, a tym razem w emocjach i rozdrażnieniu nie zapanowała nad językiem. - Jakbym miała niedziękować, jak po raz kolejny ratuje mnie pan z opresji - rzuciła patrząc do boku, bo było jej lekko wstyd, że non stop wpada na Francisa samej będąc w nienajlepszym położeniu. - Zapewne ma mnie pan już dość, wcale się nie dziwię, bo sama miałabym siebie dość - dopiero przy tych słowach spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się lekko, jakby chciała pokazać, że ten żarcik i ją bawi.
Spotkanie... Faceci w garniturach zawsze mają spotkania. Ich praca polega tylko na mieleniu ozorem i udawaniu ważnych. Nic nie wiedzą o ciężkiej pracy, wielogodzinnej, mocolnej, nudej i wyczerpującej. Takie stanowisko na ten temat miała Lu, a w szczególności, gdy była poirytowana i złe. Całe szczęście nie miała zamiaru dzielić się nim z Francisem, aczkolwiek jego słowa o tym, co o niej sądzi i nieco ją zaintrygowały.
- Inną? co ma pan na myśli tak mnie określając? - Spytała nie wiedząc, czy ma być na Winfielda poirytowana, czy nie miał nic złego na myśli. - Naprawdę nie trzeba. Zresztą pewnie to panu nie po drodze. Wystarczy, że znajdę się w znajomym miejscu i już sobie poradzę. Poza tym chciała jeszcze zrobić jakieś zakupy, więc naprawdę nie ma sensu się kłopotać - wyrzuciła z siebie z zawrotną prędkością. Czuł się skrępowana tą rozmową i chyba chciała jak najszybciej uciec, wierząc w to, że i siedzący obok niej mężczyzna wcale nie cieszy się z takiego towarzystwa podczas drogi do domu.
Jechali jakiś czas, a Lucille obserwowała to drogę, to Winfielda, to wnętrze samochodu. - Elegancki wóz - skomplementowała; w filmach goście w garniakach lubili jak doceniało się ich sprzęt, a Lu chciała zadość uczynić Franciskowi za to co dla niej robił. - Pierwszy raz takim jadę - dodała jeszcze, bo co tu kłamać, nie miała sposobności wcześniej znaleźć się w takim czystym, pięknym i zapewne drogim wozie.

Francis Winfield
ambitny krab
nick
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Pokiwał spokojnie głową na jej słowa, dochodząc do wniosku, że nie ma po co dalej ich komentować. Chciał się skupić na drodze, odwieźć ją bezpiecznie, a przy tym samemu sobie przemyśleć to wszystko. Kolejny raz na nią wpadał i sam nie wiedział, jak zapatrywać się na ich znajomość. Poza tym nie wiedział też, co Jane powiedziałaby na te spotkania, a nie chciałby musieć się tłumaczyć z takich głupot. Z drugiej strony... z tego, co mówiła Lean, jego żona spotkała się ze swoim byłym partnerem, tak więc chyba nie powinna mieć teraz problemu z jakąś nieznajomą, za którą Francis nawet specjalnie nie przepadał... była w końcu całkiem inna, niż kobiety, z którymi zwykł się spotykać.
- To może powinna pani nieco rozsądniej podchodzić do swoich działań? - oczywiście, że mógłby jej zaprzeczyć i zacząć zapewniać, że wcale nie ma jej dość, ale uważał, że to bez sensu. Gdyby to zrobił, nie skłamałby jednak, bo wcale nie przeszkadzała mu aż tak jego osoba. Owszem, gdy się spotykali, zwykle była w opałach i wówczas nie zawsze się cieszył, ale potem nie męczyła go wcale, więc nie musiała przypisywać sobie tak wielu negatywnych emocji.
- Po prostu inną - nie dopowiedział nic więcej, a następnie ściągnął nieco brwi, bo niekoniecznie podobało mu się to, że nie mogła przystać na jego plan, tylko komplikowała. - W takim razie odwiozę panią do sklepu. Przykro mi, ale wątpię w pani definicję znajomego miejsca, szczególnie po dzisiejszym wypadku - zauważył całkiem trafnie, a przynajmniej w jego mniemaniu było to dość trafne. Przez jakiś czas w wozie panowała cisza, co całkowicie mu nie przeszkadzało, pokonali całkiem sporą część drogi, ale najwyraźniej sama Lucille czuła, że powinna zacząć rozmowę. Komplement go zaskoczył i chyba nawet nie wiedział, jak powinien na niego zareagować. Nie przywykł do takich spontanicznych słów uznania, a już na pewno nie kierowanych w stronę przedmiotów, które posiadał.
- Dziękuję - naturalnie był dobrze wychowany, ale co teraz powinien powiedzieć? Że rozumie, bo jest biedna, czy jak kretyn zapytać dlaczego nie jeździła takimi wcześniej? Oba te pomysły były wybitnie słabe. - Nie wiem, co powiedzieć, ale życzę pani, by nie był to ostatni raz. Nie mówię o swoim samochodzie, ale ogólnie... - wyjaśnił, idąc w tym kierunku. Faktycznie zawiódł też ją pod sklep, a potem pożegnali się zdawkowo i cóż, w końcu mógł pojechać do własnego domu, nie wiedząc czy zastanie go głucha cisza, czy może cisza przerywana oznakami tego, że gdzieś tam, w tych murach kryje się Jane. Cóż, miał się niebawem przekonać...

<koniec>
sumienny żółwik
Lilka
ODPOWIEDZ