lorne bay — lorne bay
35 yo — 135 cm
Awatar użytkownika
about
Karzeł z przypadku, konduktor z wyboru. Miłośnik kolei. Niewielki, wesoły człowieczek, który kiedy trzeba, podniesie cię na duchu (i na duchu wyłącznie, bo fizycznie zapewne nie dałby rady).
001.

My Maria
Don't you know I've come a long, long way
I been longin' to see her
When she's around
She takes my blues away
Sweet Maria
The sunlight surely hurts my eyes
I'm a lonely dreamer
On a highway in the skies


Sobota.
Piękny to był dzień.
A przynajmniej dla pewnego niewielkiego człowieka, który z wielka, skórzaną aktówką kroczył wzdłuż peronu czwartego, z wielkim uśmiechem na twarzy, stawiając stopy w rytm ulubionej piosenki Dolly Parton. Gdyby ktoś spojrzał na niego z boku, w życiu nie pomyślałby, że ten oto zadowolony osobnik, zmierzał właśnie do pracy, odbyć ośmiogodzinną zmianę. W życiu! W końcu normalni ludzie nie bywają zazwyczaj tak zadowoleni na myśl o robocie, ale nie on. Woody Woodpecker — karzełek z przypadku, konduktor z wyboru. Prawdziwy fanatyk chwil spędzonych w pociągu. Persona, którego ulubionym dźwiękiem na całym świecie, były koła maszyny ocierające się o metalowe szyny. Coś pięknego. A kto tego nie rozumiał, był zjebem. Proste.
Woody przebierał dzielnie nogami i już po kilku minutach znajdywał się przy swoim dzisiejszym smoku, bo tak właśnie nazywał pociągi, w których pracował. Poprawił jeszcze na szybko krawacik, zaciągając granatową kamizelkę w dół, po czym podskakując wysoko, przedarł się przez schody wejściowe.
W kanciapie konduktorskiej standardowo przywitał się elegancko ze wszystkimi współpracownikami mocnym uściskiem dłoni w przypadku płci męskiej, za to kobiety obdarzył delikatnym, lecz czułym całusem w dłoń. W końcu tak wymagała kultura osobista! A co! Następnie wypełnił wszystkie potrzebne druczki i papierki, przetarł buty podręczną pastą nabłyszczającą i zarzucił na ramie to gówno na pasku, którym sprawdzają i drukują bilety, ale wciąż nie mam pojęcia, jaką nosi nazwę i już! Woody był gotowy do pracy.
Za oknem rozległy się donośne gwizdy i już po chwili maszyna ruszyła do przodu, obierając kierunek na Melbourne. Woodson ruszył przed siebie na swój sektor pracy, uśmiechając się od ucha do ucha do mijanych pasażerów, aż trafił na miejsce docelowe. Wagon czwarty. Jeden głęboki wdech. Wydech. I jazda. Ruszył dzielnie wzdłuż przedziału, sprawdzając ważność kwitków i dokumentów, rozpromieniając swój dzień krótkimi rozmowami z przypadkowymi osobami.
Witam Panią serdecznie! Bileciki do kontroli, pięknie proszę — wyszczerzył się od ucha do ucha, zatrzymując przy wysokiej, rudowłosej kobiecie wpatrzonej w obszerne okno — Piękne mamy widoki stąd na Lorne, czyż nie? — sam zachwycił się na moment, krzyżując dłonie na klatce piersiowej i wpatrując w wodny horyzont, wzdłuż którego właśnie pędził pociąg. Wrócił jednak szybko na ziemię, odbierając czym prędzej odpowiedni papier od kobiety — Dziękuje Pani. Melbourne? Ah tak, ciekawe miasto. Znane jest z nieprzewidywalnej pogody. Mówią, że często można przeżyć tam cztery pory roku w ciągu jednego dnia. Mam nadzieje, że spakowała pani jakiś płaszczyk przeciwdeszczowy! — dorzucił z troski, dzieląc się tym jakże istotnym faktem na temat docelowej mieściny podróży. Oczywiście znał też te bardziej ciekawe fun fakty jak na przykład, że system tramwajów w Melbourne jest największym poza Europą i czwartym co do wielkości na świecie, rozciągającym się na 244 km torów i posiadającym 450 tramwajów, ale nie sądził, by piękną rudowłosą interesowała infrastruktura tramwajów. Nie to, co jego, on to mógłby gadać o tym GODZINAMI!! — Zwiedzanko miasta się szykuje, czy bardziej podróż biznesowa? — dopytał, bo w sumie kobieta wyglądała dość elegancko i wcale nie zdziwiłby się gdyby wcale nie jechała tam popijać drinków z palemką — Oczywiście jeśli można spytać! — dodał, bo w końcu nie każdy życzył sobie rozmówek z pracownikami kolei.

Lake Donovan
powitalny kokos
Kasik#0245
dyrektor marketingu — Fox Studios Australia
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
dyrektora makretingu w branży filmowej, która otrzymała w spadku farmę po ciotce i teraz chciałaby ją sprzedać i wyjechać stąd hen daleko
01.
Wpada na peron z sercem w gardle, w ostatniej chwili i z wewnętrzną obawą, że jeszcze moment, a zaraz pożegna odjeżdżający pociąg machnięciem białej, haftowanej chusteczki. Trochę jak w komercyjnych komediach romantycznych, ale z tym wyjątkiem, że tam zwykle ktoś znajdował się wewnątrz wagonu, za kimś płakano rzewnymi łzami, a pożegnanie wiązało się z tęsknotą i zgrzytaniem zębami. No i co istotne, nie ma przy sobie chusteczki.
Lake nie pamięta już, jak to jest za kimś tęsknić. Nie ma na to czasu i świadomie organizuje go sobie tak, żeby wypełnić każdy ułamek dnia. Nie pozwala sobie na myślenie o bzdurach, na chwile słabości, które mimowolnie pojawiają się w nocy i wtedy, chyba jak każdy, umiera po cichu.
Po tymczasowej przeprowadzce do Lorne Bay wyjazdy do Sydney stały się męczące. Brakuje jej wielkomiejskie gwaru i mieszkania w centrum, a kolejna wizyta w Carnelian Land przyprawia o niekontrolowane mdłości. Ale musi tam wracać, przynajmniej dopóki nie sprzeda odziedziczonej w spadku farmy. Nie miała jednak pojęcia, że dopełnienie formalności jest aż tak czasochłonne. Właściwie myślała, że na wsi działa to inaczej i wystarczy zwykłe Cześć, chcesz może odkupić ode mnie posiadłość i kilkanaście hektarów pola? Ale nie może tak zrobić, nie może po prostu upchnąć farmy pierwszej napotkanej osobie i trochę ją to frustruje.
W pociągu jest tłok, a Lake z trudem odnajduje swoje wykupione miejsce. W końcu siada, wyciąga laptopa, wciska w uszy bezprzewodowe słuchawki, po czym przegląda dokumenty związane z reklamą nowej produkcji filmowej. Co jakiś czas na jej twarzy pojawia się grymas. Wiedziała, że tak będzie. Wiedziała, że jeśli tylko na moment spuści z oczu swój zespół rozpęta się samowolka. W tych czasach wszystkich trzeba mieć na oku i jeśli samemu czegoś się nie przypilnuje, to można pożegnać się z porządnie dopiętym projektem.
Z letargu wyrywa ją głos kontrolera biletu. Podnosi głowę, ale nikogo nie widzi. Dopiero po kilku sekundach zauważa niskiego człowieka, który stoi przy jej fotelu z wyciągniętym skanerem. Patrzy na niego z wysoko uniesionymi brwiami, jakby pierwszy raz w życiu widziała niziołka, co nie jest prawdą. Ale mimo to nie potrafi wyzbyć się ze swojej twarzy tego nienaturalnego wyrazu.
- Dzień dobry - wyciąga słuchawki z uszu i sięga po torebkę. Bilety zawsze ma wydrukowane, chociaż wystarczyłoby otworzyć maila i pozwolić zeskanować kod z telefonu. - Piękny widok? - powtarza po nim i pierwszy raz podczas podróży zerka w okno, gdzie na zewnątrz malują się kolorowe pejzaże. - Tak, niewątpliwie - zgadza się, ale szczerze nie docenia tego, co oferuje ta część Australii. Nie cieszą ją poranki o wschodzie słońca, kiedy ze snu, jeszcze przed budzikiem, wyrywa ją skrzeczące ptactwo. Ani pachnąca kawa na drewnianym ganku. Kiedyś oddałaby za to wszystko, teraz nie ma w sobie tej dziecięcej beztroski, dzięki której tak wspaniale bawiła się na farmie ciotki. - Dziękuję za troskę, ale nie zagoszczę długo w Melbourne, bo wybieram się prosto na lotnisko - informuje z uśmiechem mężczyznę. Konduktor jest tak sympatyczny, że Lake uśmiecha się mimowolnie, choć jeszcze chwilę temu klęła w myślach na wszystko wokół, w szczególności na godziny spędzone w pociągu.
Chowa bilet do torebki, a na pytanie o cel podróży, wraca spojrzeniem niebieskich oczu w obręb twarzy niskiego mężczyzny.
- Jadę służbowo - wyjaśnia pokrótce, ale ta odpowiedź nie satysfakcjonuje ją w pełni i czuje, że powinna coś jeszcze dodać. - Najpierw do Melbourne, a później do Sydney. Był pan kiedyś w Sydney? - zagaduje z uśmiechem i zdaje sobie sprawę, że dawno nie rozmawiała z kimś na żywo. W Carnelian Land ze znajomymi z rodzinnego miasta kontaktuje się za pośrednictwem komunikatorów internetowych, a ludzie na wsi z reguły tylko szepczą za jej plecami, na co Lake nie ma najmniejszej ochoty reagować. - Jeśli można spytać, oczywiście - wtrąca jeszcze na koniec, tak dla pewności, bo nie każdy pracownik kolei może mieć ochotę wdawać się w pogawędki z pasażerami, zwłaszcza jeśli gonią go obowiązki.

Woody Woodpecker
powitalny kokos
.
lorne bay — lorne bay
35 yo — 135 cm
Awatar użytkownika
about
Karzeł z przypadku, konduktor z wyboru. Miłośnik kolei. Niewielki, wesoły człowieczek, który kiedy trzeba, podniesie cię na duchu (i na duchu wyłącznie, bo fizycznie zapewne nie dałby rady).
Woody w przeciwieństwie do większości ludzi podróżujących w pociągach, docenia je wyjątkowo mocno za swoje piękne widoki. Uwielbia moment, w którym jasne promienie słoneczne przedzierają się przez grube szkło okna, otulając twarz charakterystycznym ciepłem, wywołując mimowolny uśmiech na twarzy, dodając tym samym jeszcze więcej uroku pejzażowi za oknem. W końcu nie ma nic piękniejszego niż widok oceanu przebijającego się przez wysokie, zielone drzewa, gdy rozpędzony do stu kilometrów na godzinę pociąg przecina trasę z jednego miasta do drugiego. Coś pięknego. Zupełnie jak całe Lorne Bay. Szczerze mówiąc, Woodpecker nawet nie wyobraża sobie mieszkania gdzieś indziej. Mieszkania w bardziej miejskim środowisku. Nie potrafi pojąć, jak ludzie mogą odnajdywać komfort w zatłoczonych ulicach, wiecznym gwarze, braku zieleni i tym ciągłym pośpiechu. Nawet jako kolejarz, dla którego czas jest podstawowym wyznacznikiem odpowiedniej pracy pociągu, nie zgadza się z tymi wszystkimi stwierdzeniami w stylu Czas po pieniądz. Bo przecież gdy człowiek się śpieszy, to się diabeł cieszy, a przynajmniej tak zawsze powtarza mu kochana matka, Barb. Złota kobieta. Pełna mądrości.
Czasami warto zatrzymać się na moment, wciąć głęboki oddech i po prostu podziwiać — mówi spokojnie, dekorując twarz szarokim od ucha do ucha uśmiechem, nie pokazując po sobie nawet na moment, że odpowiedź kobiety wcale go nie przekonuje. Nie wygląda na taką, którą cieszą słoneczne pejzaże za oknem. Już Woody naoglądał się tego typu pasażerów. Ludzie jak ona zazwyczaj zajęci są pracą, wpatrzeni w laptopa, goniąc kolejne deadlajny i asapy, nie zdając sobie nawet sprawy, ile piękna omija ich w międzyczasie. A szkoda. Szkoda, bo potem budzą się kilka lat później, żałując ciągłego pośpiechu — Natura nigdy się nie starzeje. Zawsze zachwyca równie bardzo, trzeba jej tylko na to pozwolić. A Lorne? Cóż, moim skromnym zdaniem uważam, że jest wyjątkowo piękne! W PYTKĘ, jak to mówią młodsi — daje, wykonując charakterystyczny gest ręką. Sam wcale nie był nie wiadomo jak stary, jednak ostatnimi czasy miewa wrażenie, jakby starość dosięgała go coraz większymi krokami. Jasne, w duchu wciąż czuje się istnym osiemnastolatkiem, niestety fizycznie jest już trochę gorzej. A to coś łupie w krzyżu, główka boli bardziej niż zazwyczaj i spać zachciewa się już po dziesiątej, a to już chyba niedobry znak.
Ah, naturalnie, rozumiem — odpowiada na słowa kobiety, co chwilę kiwając głową. A więc podróż służbowa, tak właśnie myślał. Kobieta wygląda na bardzo zadbaną, mądrą i wyjątkowo miejską, z tą różnicą, że te zazwyczaj spławiają Woodiego z chwilą pokazania bileciku, ta jednak zdaje się wciąż ciągnąć rozmowę, zdobiąc własnymi pytaniami — Aa zdarzyło mi się! — podskakuje leciutko z ekscytacji, odrywając malutkie stopy od podłoża. Niekoniecznie na samo wspomnienie Sydney, a bardziej na przyjemną konwersję, która właśnie ma miejsce. Wykonuje kilka niedużych kroków, po chwili opierając się o podpórkę jednego z siedzeń — To właśnie w Sydney byłem na szkoleniu konduktorskim! Najlepsze lata mojego życia, muszę przyznać. Wie Pani, akademik, imprezki, dużo zabawy, nieprzespane noce, a w tym wszystkim poznawanie prawa kolei! Coś pięknego — odpływa na moment w świat wspomnień, przywołując słodkie noce z kolosalną ilością alkoholu, tańcami do największych klasyków oraz upojnymi chwilami z koleżankami z roku — Aj, przepraszam najmocniej! Pewnie zanudzam panią swoimi głupiutkimi historiami. Proszę wybaczyć — kiwa głowa, przywołując się do porządku. Nie chce naruszać jej przestrzeni ani tracić zapewne wyjątkowo cennego czasu. Wyobraża sobie, że w wielkim świecie za ten czas co Woody opowiada historie swoich studiów, kobieta jest w stanie zrealizować z dwa projekty, podpisać umowę, a i jeszcze trochę minut zostanie, by porzkyczeć na pracowników.
Woody poprawia więc konduktorską kamizelkę, naciągając materiał i staje prosto, gotowy do dalszej pracy, chociaż w rzeczywistości wcale nie chce odchodzić. Podoba mu się ta rozmowa.

Lake Donovan
powitalny kokos
Kasik#0245
dyrektor marketingu — Fox Studios Australia
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
dyrektora makretingu w branży filmowej, która otrzymała w spadku farmę po ciotce i teraz chciałaby ją sprzedać i wyjechać stąd hen daleko
Lake nie chce się zatrzymywać. Nie ma na to czasu. Ciągle gdzieś goni, bo ma za dużo rzeczy na głowie, żeby móc odpuścić i pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Dlatego zawsze jest gdzieś z przodu i tylko zerka przez ramię, czy inni aby na pewno za nią nadążają. Nie lubi zostawać w tyle, nie lubi przegrywać i nie lubi nie być na bieżąco z aktualnościami. Wyznacza sobie nierealistycznie wysokie standardy, nie akceptuje błędów i pokonuje wszystkie bariery z nadwyżką. Taka już niewdzięczna rola perfekcjonistki. I pracoholiczki zarazem.
- Doceniam pana rady, pomyślę o nich na przyszłość - odpowiada z niewymuszonym uśmiechem, chociaż wie, że tego nie zrobi. To trochę tak, kiedy mówi znajomym, że może się u nich zjawi.
Może przyjdę - nie przyjdzie.
Dam ci znać - nie przyjdzie.
Jeszcze nie jestem pewna - jest pewna, nie przyjdzie.
Spróbuję przyjść - niczego nie będzie próbować, nie przyjdzie.
Pomyślę o tym - nie, nie pomyśli ani chwili, nie przyjdzie.
Wszystko przez brak czasu, którego Donovan nawet odrobinę nie ma w nadmiarze. Dlatego nie zwraca uwagi na naturę i nie dostrzega piękna australijskiej flory. Mieszka w betonowej dżungli i to do niej chce wracać, bo tylko ona na nią czeka, kiedy przekracza próg pustego mieszkania w Sydney. Nie odnajduje się w Lorne Bay, nie podoba jej się w Candalian Land i choć bezkarnie przywłaszczyła sobie koalę, dalej sceptycznie podchodzi do zwierząt, do których nie ma żadnego podejścia. Żadnego, bo Lake nawet nie potrafi stwierdzć czy je lubi.
- Chyba mamy tutaj prawdziwego fanatyka kolei - pozwala sobie na krótki, ale szczery śmiech. Chyba nie zna nikogo, kto mówiłby o swoim zawodzie z taką pasją. A minęło dopiero kilka minut, więc co by było, gdyby wdali się w dłuższą konwersację. - Proszę nie przepraszać - wtrąca natychmiast, bo nie chce, aby konduktor czuł się poczuwał się do jakiejkolwiek winy. - Gdybym pan mnie zanudzał, to proszę wierzyć, od razu dałabym znać - nie kłamie, na pewno by tak było. Może Lake nie zawsze bezpośrednio spławia ludzi, z którymi nie ma najmniejszej ochoty rozmawiać, ale jasno pokazuje, że nie jest zainteresowana konwersacją. Wtedy zwykle wraca do słuchania muzyki albo zaczyna szperać w laptopie z nadzieją, że za moment pozbędzie się niechcianego rozmówcę. Ludzie wtedy zwykle odpuszczają, ale są przypadki, kiedy nie wyczuwają aluzji i trzeba bardziej lub mniej grzecznie poprosić o spokój.
- Zaproponowałabym, żeby pan się dosiadł, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł - wskazuje wolny fotel, jednak ma świadomość, że mężczyzna może mieć kłopoty, jeśli skorzysta z tej oferty. Jest w pracy, musi wykonywać swoje obowiązki, a ona, będąc na miejscu jego przełożonego, wściekłaby się, gdyby okazało się, że jej pracownik za nic ma sprawdzanie biletów i w najlepsze wdaje się w pogawędkę z pasażerką. To nieodpowiedzialne, a Lake jest wyczulona na brak sumienności. Zupełnie jak na inne zachowania, które innym zazwyczaj w niczym nie wadzą.

Woody Woodpecker
powitalny kokos
.
lorne bay — lorne bay
35 yo — 135 cm
Awatar użytkownika
about
Karzeł z przypadku, konduktor z wyboru. Miłośnik kolei. Niewielki, wesoły człowieczek, który kiedy trzeba, podniesie cię na duchu (i na duchu wyłącznie, bo fizycznie zapewne nie dałby rady).
Chyba mamy tutaj prawdziwego fanatyka kolei
Jedno zdanie.
Jedno krótkie zdanie, a jak cieszy.
Wypowiedziane tak nieświadomie, wyjątkowo naturalnie, bez większego przekazu, a jednak trafia prosto w serce Woodiego. Raduje jego duszę, unosząc na tysiącu niewielkich, niewidzialnych chmurek szczęścia, dryfując gdzieś przestworzach. Zawsze wyjątkowo docenia, gdy ktoś zauważa jego miłość i oddanie swojej pracy, gdyż to czysta, najprawdziwsza prawda.
Kocha to.
Kocha kolej.
Od dziecka.
Od najmłodszych lat, kiedy kochana matka Woodpeck po raz pierwszy zabrała go na pożegnanie ojca na lokalny dworzec z Lorne. Od momentu, gdy pierwszy raz zobaczył ogromną lokomotywę wjeżdżająca na peron drugi, a spod jej kół wydobywał się metaliczny świst. Od tego właśnie momentu wiedział, że z tym chce wiązać swoją przyszłość. I tak też się stało. I szczerze? Nie mógł być chyba szczęśliwszy z obrotu spraw. Cieszy się swoim życiem. Celebruje każdą chwilę, każdą podróż — tą krótszą jak i dłuższą — każdy pojedynczy postój po drodze. Miło mu niezmiernie, że kobieta to wszystko zauważa. W końcu zdążyli wymienić zaledwie kilka niewinnych zdań. Uśmiecha się więc szczerze, wykonując niewielki ukłon w ramach podziękowania, w tym samym czasie usilnie próbując nie podskoczyć z radości.
Ah naturalnie! Jestem certyfikowanym fanem kolei — rzuca dumnie, zadzierając brodę ku górze, pieczętując własne słowa — Musi mieć pani bardzo dobre oko do ludzi — zauważa spokojnie, przyglądając jej się z grzecznością. Jak na razie bardzo dobrze szło jej ocenienie ludzi. Przydałby się nam ktoś taki na podkładzie, dodaje już w myślach. Spostrzegawczość jest wysoko cenioną cechą wśród pracowników publicznego transportu. W końcu trzeba wiedzieć jakim ludziom zaufać, a jakim trzeba poświęcić nieco więcej uwagi. Zachowuje ten komentarz jednak wyłącznie dla siebie. Nie chce jej ubliżać. Doskonale zdaje sobie sprawę, że rudowłosa na siedzeniu jest wysoko postawioną kobietą biznesu, a nota o pracy w kolei mogłaby ją urazić. A przecież to ostatnie, czego chciałby Woody. Uśmiecha się uroczo, gdy ta proponuje mu wspólne towarzystwo.
Dziękuje panience serdecznie!! Cóż to za uprzejmość z pani strony! Miód na moje serce, szczerze — wypowiada słowa powoli z wyraźnym wzruszeniem, umieszczając wolną dłoń w okolicy serca. Nie raz podróżni proponowali mu dosiadkę, jednak nigdy nie miał przyjemności doświadczyć tego z ust tak pięknej, mądrej kobiety. Czuje się szczerze wyróżniony. Cóż to za dobry dzień — Bardzo bym chciał, jednak niestety obowiązki wzywają. Muszę dokończyć sprawdzać bilety, a poza tym za niedługo nasz kolejny postój — spogląda szybko na zegarek, upewniając się, czy pociąg jedzie zgodnie z rozkładem jazdy — Geelong — informuje, chociaż jest przekonany, że kobiety w żaden sposób nie interesuje ta informacja — Muszę niestety panią już opuścić, jednak bardzo chętnie zahaczę tędy za jakieś dwadzieścia minut na ponowną kontrolę — uśmiecha się szeroko, ponownie poprawiając granatową kamizelkę, następnie ujmują daszek konduktorskiej czapeczki i wykonuje niewielki ukłon w kierunku rudowłosej kobiety, której imienia wciąż niedane mu było poznać. Do zobaczenia, dorzuca w myślach i odchodzi w dalszą część wagonu, kontynuując inspekcje biletów.

Jeszcze tylko godzina i będziemy w Melbourne. Mamy delikatne opóźnienie, jednak powinniśmy wszystko nadrobić — informuje, podchodząc powoli do miejsca, o którym myślał przez ostatnie trzydzieści minut. Spogląda na terminal, upewniając się, że nie ma nim żadnych komunikatów z konduktorki, co daje mu kilka chwil w towarzystwie pięknej rudowłosej — O której musi pani być na lotnisku? — pyta troskliwie. Chce upewnić się, czy aby na pewno opóźnienie pociągu nie wpłynie źle na podróż sympatycznej nieznajomej. W dzisiejszych czasach większość podróży i przesiadek odbywa się na ostatnią chwilę, przez co jedno małe potknięcie niekiedy przekreśla możliwość dalszej podróży i kwasi cały plan, a za tym idzie już tylko dodatkowy stres i niepotrzebne zmartwienia. Woody nie chce tego dla owej podróżniczki. Opiera się wygodnie o podpórkę, która dzięki jemu niskiemu wzrostowi, jest idealna dla pozycji stojącej.
A tak swoją drogą — zaczyna w międzyczasie, gdy kobieta zdaje się upewniać co do godzin lotów — Co sprowadza panią do Lorne? Jeśli można spytać — dodaje jeszcze dla pewności. Bo chociaż już wcześniej dała mu jasno do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko wścibskim pytaniom, tak Woodpeck wciąż potrzebuje upewnienia.

Lake Donovan
powitalny kokos
Kasik#0245
dyrektor marketingu — Fox Studios Australia
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
dyrektora makretingu w branży filmowej, która otrzymała w spadku farmę po ciotce i teraz chciałaby ją sprzedać i wyjechać stąd hen daleko
Miewa tendencję do szufladkowania ludzi. Ocenia ich z góry i rzadko myli się co do ich intencji. Wie, kiedy ktoś próbuje grać na jej uczuciach, wygryźć ze stanowiska zawodowego albo poderwać na jakiś niewyszukany, wręcz żałosny flirt. Ale co do konduktora ma dobre przeczucia i to wcale nie dlatego, że ktoś takiego wzrostu wygląda niegroźnie, bo mogą to być wyłącznie pozory, ale dlatego, że mężczyźnie, tak najzwyczajniej w świecie, dobrze patrzy z oczu.
Już jako mała dziewczyna rozumiała, że oczy są zwierciadłem duszy i w nich można zobaczyć wszystko i wszystko się w nich skrywa - radość, smutek i miłość, którą można dostrzec przez własne, uchylone powieki. Znała kiedyś mężczyznę o tak intensywnym, ciemnym kolorze oczy, że patrzenie w nie przypominało pływanie w roztopionej czekoladzie. Mogłaby tak w nich pływać, rozpuszczać się i umierać szczęśliwa. Ale ten mężczyzna zniknął z jej życia, a w rzeczywistości sama go wyprosiła. Tak jest prościej - nie przywiązywać się. Ale też bardzo samotnie.
- Nie można tego nie zauważyć - śle konduktorowi kolejny delikatny, aczkolwiek szczery uśmiech. W wagonie numer pięć na miejscu numer dziewięćdziesiąt jeden Lake Donovan jest prawdziwa i nikogo nie udaje, jak to zwykle bywa, kiedy wraca do Sydney. Całe życie kogoś gra, choć nigdy nie wystąpiła w żadnej filmie studia filmowego, w którym pracuje. Przybiera maski, znieczula się na świat i za nic w świecie nie potrafi zauważyć, że przebywając na wsi, gdzieś w okolicach farmy ciotki Ruth, nie musi więcej tego robić. Może i zna się na ludziach, ale jest ślepa na własny los. - Będzie mi niezmiernie miło, jeśli przy następnej kontroli zatrzyma się pan na pogawędkę. Naturalnie niedługą, nie zamierzać tracić czasu - mówi na odchodne, na pożegnanie obdarowuje mężczyznę skinieniem głowy i po tym, jak odprowadza go wzrokiem, wraca do wymieniania wiadomości ze swoimi podwładnymi.
Praca, niedopowiedzenia nad projektem i niefrasobliwi pracownicy powodują, że Lake traci poczucie czasu. Nie podziwia już widoków za oknem, właściwie zrobiła to tylko raz, kiedy wspomniał o nich konduktor - niziołek, nie zachwyca się wyremontowanymi stacjami, na których, co jakiś czas i tylko na krótką chwilę zatrzymuje się pociąg, żeby zabrać kolejnych pasażerów. I dopiero głos, już wcale nie taki obcy, wyrywa ją ze skupienia, a przystająca obok postać ściąga na siebie spojrzenie pary niebieskich oczu.
Lake unosi nieco lewą rękę, spogląda na zegarek, ale robi to zbyt chaotycznie i przez własną nieuwagę strąca nie do końca pusty kubek po kawie.
- Jasna cholera. Szlag by to trafił - syczy pod nosem, ale szybka reakcja pozwala jej na uratowanie jasnych spodni przez tragedią i zostaje na nich tylko niewielka, praktycznie niewidoczna plama. - Samolot odlatuje kilka minut po trzeciej, ale na odprawię muszę być chwilę wcześniej. Zdążymy na czas? - upewnia się, bo jeśli będzie spóźniona, kolejny lot ma dopiero w nocy, więc zupełnie nie widzi jej się spędzanie czasu w Melbourne przez tak wiele godzin. Na wszelki wypadek wyciąga z torebki bilet lotniczy i skrupulatnie sprawdza wszystkie informacje. - Tak, dokładnie o trzeciej siedemnaście - kiwa głową, żeby umocnić wypowiedziane słowa, po czym odkłada torebkę na wcześniejsze miejsce.
Nie spodziewała się, że konduktor wróci. Właściwie myślała, że jego zapewnienia o ponownej konwersacji nie miały znaczenia. Przecież tak się mówi, prawda? Do później, zgadamy się, jesteśmy w kontakcie. Ona tak robi.
- Otrzymałam kawałek ziemi w spadku po zmarłej ciotce - nie jest tajemnicą co dokładnie sprowadza Lake do Lorne Bay. Nie ukrywa dlaczego i po co zjawiła się na wsi w okolicach niedużego miasta, a miejscowi i tak węszą w tym spisek. Lake podejrzewa, że jeśli na stałe przeniosłaby się na farmę, patrzyliby na nią przychylniejszym wzrokiem, a tak to są przekonani, że chce się wzbogacić na darowiźnie po starej Ruth Donovan. - Nie chce pan kupić domu na farmie? - pyta z zachęcającym uśmiechem i w pierwszej chwili mężczyzna może pomyśleć, że to żart, ale Lake mówi całkowicie poważnie.

Woody Woodpecker
-
powitalny kokos
.
ODPOWIEDZ