Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wszystkie zmartwienia oraz troski szybko schodziły na dalszy plan gdy tylko się do siebie zbliżali. Zawsze tak było i najwyraźniej nadal tak będzie. Nie ważne, co obecnie działo się w ich życiu. Jeśli byli przy sobie wszystko zdawało się jakieś łatwiejsze do ogarnięcia. Nawet najgorsze sytuacje jak zbliżająca się śmierć jego matki była właśnie taka, do przeżycia. Nie miał pojęcia jak się po tym pozbiera. Wyobrażał sobie ten moment już setki razy i ani razu nie znajdował powodu by się po tym podnieść. Przynajmniej dopóki nie wyznali sobie miłości. Może nie zaczęli jeszcze planować żadnej wspólnej przyszłości, chociaż jego zdaniem taką na pewno mieli, aczkolwiek już to wystarczyło by każdego dnia podnosił się z łóżka w trochę lepszym humorze. Znajdował sens dla ciągnięcia tego wszystkiego do przodu. W niektórych momentach potrafił nawet zapomnieć.
Zupełnie jak teraz, gdy jego dłonie całkiem niespiesznie błądziły po fragmentach jej odsłoniętego ciała, a usta były złączone w namiętnych i łapczywych pocałunkach. Cały świat tracił wtedy zupełnie na znaczeniu. Liczyła się tylko ta przyjemność, którą oboje z tego czerpali. To był chyba jedyny moment w którym powiedzenie, że szczęśliwi czasu nie liczą nabierało dla niego jakiegoś znaczenia. Przy niej był znów sobą. Tym pewnym siebie, trochę aroganckim, ale wesołym mężczyzną. Zdążył już zapomnieć jaki był jego charakter, ale z nią za każdym razem sobie o tym przypominał.
Całkiem zadowolony spoglądał na Leo zarzucającą na siebie jego koszulę, zaciekawiony gdzie tym razem go zabierze. Czy do łazienki, a może zdążyła już wymyślić jakiś nowy sposób by nacieszyć się ich wieczorem? Bańka niestety szybko pękła gdy tylko zobaczył jej minę kiedy spojrzała na swój telefon. Najwyraźniej coś nieprzyjemnego stało się z ich córką, kiedy baraszkowali na blacie. Miał nadzieję, że to nic poważnego. Nie dało się nie zauważyć, że mina mu trochę zrzedła, lecz tylko przytaknął na jej prośbę. Znalazł swoje porozrzucane ubrania i całkiem sprawnie zarzucił wszystko na siebie prócz tej przeklętej muchy, z którą nie chciało mu się walczyć.
Posprzątał cały bałagan, umył naczynia, wyrzucił butelkę wina. Nie mając zamiaru siedzieć bezczynnie, a mając świadomość, że ten wieczór jest już dla ich dwójki skończony zaczął buszować po jej kuchni szukając czegoś, co może się nadać na coś słodkiego dla Tessie. Nie wiedział ile ma czasu, więc postawił na coś szybkiego i prostego. Wyjął trzy miseczki, przygotował owoce do dekoracji, a sam na szybko zakręcił krem patissiere w dwóch wersjach, trochę bitej śmietany. Zdążył już wszystko ponakładać kiedy usłyszał otwierające się drzwi oraz ciche kroki ich córki. Nadal nie mógł się do tego do końca przyzwyczaić.
- Dotrzymywałem towarzystwa twojej mamie. Chyba nie chciałabyś żeby była sama w nowy rok? - powitał ją uśmiechem, jednak jego mimika szybko przybrała pytający wyraz słysząc jej kolejne pytanie.
Leo dawała mu jasno do zrozumienia, że nie powinien o to pytać i teoretycznie nie musiał. Mógł się domyślić skąd ta nazwa pojawiła się na ustach dziewczynki, chociaż chyba powinien się dowiedzieć od kogo to zasłyszała. Niemniej nie mógł wymigać się tak łatwo jak mama. Złapał szkraba i posadził na blacie obok przygotowanych deserów.
- Dorośli czasami tak mówią kiedy kobieta ma takiego fajnego kolegę piekarza, jak ja. Są zazdrośni bo też chcieliby żebym piekł tylko dla nich. - odpowiedział dość wymijająco, ale teoretycznie zgodnie z prawdą, przynajmniej częściowo - A teraz pomóż mi udekorować te desery żebyśmy mogli przywitać nowy rok na słodko, co? - podsunął do niej miseczki z owocami, które trzeba było teraz ułożyć na wierzch, a przy okazji odwróci to trochę jej uwagę, a Leo da chwilę wytchnienia.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Leonie za to miała cholerny mętlik w głowie. Były chwile, w których naprawdę wierzyła, że uda im się zbudować razem coś pięknego. Wcale nie należały do nich tylko zbliżenia jej i Cartera, ale też chociażby wspólne, całkiem beztroskie pieczenie pierników z Tessie. Teraz, kiedy obserwowała ich w kuchni też czuła niewielką nadzieję, że ten cały sztorm się uspokoi, ale... Wiedziała, że to nie takie proste. Mała Winston będzie mieć tylko coraz więcej pytań, a Leo już zdawała się gubić w szukaniu odpowiedzi na nie. Nie miała sił. Przerastało ją to, co sama skomplikowała. Bała się konsekwencji takich jak dzisiejszy wybuch córki, który mogłaby uznać za coś, z czego można być dumnym, bo w końcu broniła honoru matki, tak? Nawet jak nie do końca świadomie... Tyle że... Turner wiedziała, że Tess nie powinna się z takimi sytuacjami stykać. Była za mała. Za niewinna. I nic z tego co tu się działo to nie było jej winą.
Zauważyła posmutniałą minę córki, która jak widać niezbyt pomyślała o tym, że zostawia mamę samą w tak ważnym dniu. Widziała te wyrzuty, których absolutnie mieć nie powinna. Blondynka dała więc dziewczynce pstryczka w nos, zanim ta zaczęła przepraszać i dała buziaka w czoło, co znaczyło, że nic się nie stało. Nie miała pretensji. A Carter cóż, musiał uważać na słowa, bo ten malec brał dużo do siebie. Cholernie dużo, zwłaszcza od kiedy nie mieszkał z nimi Michael...
-Ale to nie ma sensu... Masz piekarnie, kazdy moze od ciebie kupic, pieczesz dla wszystkich, a nie tylko dla mamy - mruknęła niezbyt przekonana tłumaczeniem Cartera, Tess, ale na szczęście nie wysnuwała dalszych wniosków. Zamiast tego z radością zajęła się dekorowaniem deserów, które wyglądały smakowicie. -Czyli witasz go z nami? Supel, obejrzymy Klainę lodu, zatańczymy Baby shalk, będzie fajnie - zarządziła Tessie, wizualizując plany na najbliższe godziny, dopóki nie padnie. Leonie zaśmiała się cicho. Cóż, to zdecydowanie... Trudno określić po którym z nich to miała. -Mamo, zadzwonimy do taty zanim wlonczymy film? - poprosiła jeszcze, a Leo tylko skinęła głową. Trochę przerażona, bo nie miała pojęcia gdzie był Michael. Ani czy odbierze. I szczerze w to wątpiła. Desery jednak były przygotowane, więc blondynki sięgnęły po telefon. Carter pewnie przygotowywał seans w salonie, gdzie też zaraz obie do nie dołączyły. Podobnie zawiedzione, że próba nie należała do tych udanych. Tylko, że Tessie była zawiedziona ciszą ze strony ojca, a Leonie tym, że to wciąż będzie wracać... Ten zawód, że taty nie ma z nimi... -Może ty teraz będziesz moim tatą? - zapytała nagle ni z gruszki, ni z pietruszki Cartera, układając usta w podkówkę, a spojrzenie miała błagalne. Serce Leonie zaś jakby na moment stanęło, przerażając kobietę. Wiedziała, ze córka tęskni, ale ta śmiałość... Do tego w tak pokręconej sytuacji... Zaskoczyło ją to. -Tessie... - wymamrotała tylko karcąco i usiadła obok niej zanim zaskoczony Bancroft cokolwiek odpowiedział. -To tak nie działa kochanie. Wiem, że tęsknisz za tatusiem. I to bardzo. On też to wie i wcale mu nie jest łatwo, że ciebie nie ma obok, ale czasem... Czasem tak jest... I nie można prosić innych panów, żeby byli twoimi tatusiami, bo jesteś zła na swojego to... - niewłaściwe, ale Leo zdawała sobie sprawę, że wszystko co plotła też było niewłaściwe, bo... Bo Carter był ojcem Tessie. Tak naprawdę. Kurwa.
-Ale to Caltel, a nie pan - dodała jeszcze cichutko, spuszczając oczy widocznie zawstydzona. A Leonie nie wiedziała już co powiedzieć. I było jej cholernie głupio. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Za bardzo to skomplikowała. I teraz cierpiała jej własna córka... Nigdy tego nie chciała. Nigdy. A teraz... Nie wiedziała co zrobić, by choć odrobinę poprawić sytuację.. I zobaczyć tego wieczoru znów ten dziecięcy uśmiech, kompletnie nie wiedziała co zrobić, powiedzieć... Patrzyła więc przepraszająco to na Tessie, to na Cartera, bo na nic więcej jej stać nie było. Może gdyby była kimś więcej niż tą puszczalską flądrą... To by wiedziała co powiedzieć. Ale niestety zdawała sobie sprawę, ze nie bardzo była kimś więcej. I bardzo tego żałowała.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mina Tessie gdy w żartach wspomniał o zostawieniu mamy samej chyba najlepiej świadczyła o tym, że jeszcze nie był gotowy na rodzicielstwo. Tak naprawdę nie wiedział nic o dzieciach prócz tego, że lubią słodycze i to we własnej piekarni miał z nimi najwięcej styczności. Jednak jak widać jest duża różnica pomiędzy jakimiś zdawkowymi wypowiedziami przy innych maluchach, a jakiejś rzeczowej konwersacji ze swoją własną córką, której też właściwie zupełnie nie znał. Nie miał pojęcia o tym jaka jest, co lubi, czego nie lubi. Najwyraźniej nie rozumiała jeszcze różnicy pomiędzy żartem, a czymś poważnym, ale jak mogła, skoro jej jedyne kontakty z nim również ograniczały się do jego piekarni bądź kilku imprez na których zamienił z nią kilka słów, ponieważ powiedźmy sobie szczerze, był o wiele bardziej zainteresowany jej matką. Teraz sytuacja trochę się zmieniła, a on będzie musiał być znacznie uważniejszy. Nie chciał znów palnąć czegoś nieodpowiedniego. Leo miała wystarczająco dużo kłopotów.
Przynajmniej jego fortel z dekorowaniem deserów zdawał się uzyskać zamierzony efekt. Prócz jednego zdania stawiającego jego logikę w złym świetle, udało mu się ją zając na tyle by nie zadawała kolejnych niewygodnych pytań. To chyba sprawia, że mają tego wieczoru remis, co dla niego już było pewną wygraną.
- Mhm. Dokładnie tak zrobimy. - uśmiechnął się do dziewczynki, a gdy znów zajęła się dekoracjami spojrzał na jej mamę jakby chciał zapytać czy to naprawdę jest ich plan na ten wieczór.
Nie można było powiedzieć, by ten był zły, jednak naprawdę liczył, że uda im się z Leo ukraść jeszcze jeden wieczór w tym roku tylko dla siebie. Nie chodziło nawet o intymność oraz seks w którym byli naprawdę dobrzy, lecz o sam fakt spędzenia czasu we dwoje. Na własnych warunkach, po swojemu. Nie miał córce za złe, że zepsuła im plany, jedynie ubolewał trochę nad tym, co mogło być, a raczej się nie stanie.
Carter tylko skinął porozumiewawczo na Leo gdy wzięła córkę na bok by zadzwonić do męża. To jemu przypadło zadanie przygotowania całego seansu na kanapie, ułożenia deserów, znalezienia filmu na netflixie. Na szczęście to ostatnie nie zajęło mu długo ponieważ był w dziale obejrzyj ponownie na pierwszym miejscu. Gdy dziewczyny już dołączyły jasnym było, że nie wszystko poszło tak, jakby sobie tego życzyły. Może nie odebrał, a może nie był zainteresowany. Cokolwiek by się nie działo nie był to powód by ignorować własną córkę. Bancroft nie próbował nawet przypisywać sobie tego tytułu. Czy lubił tamtego faceta, czy nie, to on wychował ich córkę i to on może nazywać się jej ojcem. Tylko teraz zupełnie tego nie pokazuje.
Powiedzieć, że pytanie Tessie go zaskoczyło to nic nie powiedzieć. Otworzył szerzej oczy wyraźnie zaskoczony takim obrotem spraw. Właściwie odruchowo odszukał spojrzeniem Leo i ta na szczęście zaczęła jakoś opanowywać sytuację, kiedy jemu tak zaschło w gardle, że nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. W tym momencie nie były w stanie odpowiedzieć ani tak, ani nie. Nie mieli jeszcze okazji porozmawiać tak zupełnie na poważnie o tym, co planują dalej. On nawet nie był pewien, czy do czegokolwiek by się nadawał. Nie miał pojęcia, co zrobi z nim śmierć matki. Raczej nie będzie dobrym i przykładnym ojcem, nie w najbliższych miesiącach. Jednak jak powiedzieć nie, kiedy jego własna córka go potrzebuje?
- Cóż, tutaj masz rację... Wiedziałaś, że znamy się z twoją mamą jeszcze ze szkoły? Musisz mi kiedyś przypomnieć, to pokażę Ci kilka zdjęć twojej mamy, których na pewno nie widziałaś. - uśmiechnął się do dziewczynki ciepło próbując trochę rozładować atmosferę i wesprzeć w tym wszystkim Leo - A teraz przypomnij mi, który deser był dla kogo. - spojrzał na ułożone na stole pucharki lekko kiwając na nie głową.
Uciekanie od trudnych konwersacji nie było problemem, ale to na razie najlepsze na co było go stać.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Zawód. To uczucie tak bardzo widoczne było w spojrzeniu oraz minie Leonie, kiedy Carter się zmieszał. Wycofał. A może bardziej stał wciąż w rezerwie. Z drugiej strony na co niby liczyła? Że weźmie sprawy w swoje ręce, wyzna prawdę dziecku, które niewiele rozumie, ot tak pod wpływem chwili? Przecież wtedy byłaby na niego wściekła. A tak była niezadowolona, zawiedziona, rozczarowana. Co ona sobie wyobrażała? Sama nie wiedziała. To jednak nie wydawało się... Odpowiednie. Cóż, chyba późno na taką refleksję, ale to właśnie w tej chwili uderzyło Leo. Że zachowują się cholernie nieodpowiednio. To nie był czas na takie eksperymenty... Nie mieli warunków, ani czasu na sprawdzanie czy coś im wyjdzie. Na przyzwyczajanie się. Albo wchodzili w to całkowicie, albo... Nie powinni robić nic. Tak czuła w tej chwili. Zawiedziona. Choć nie powinna tak się czuć, starała się do tego siebie przekonać, ale... To nie było takie proste. Nie, kiedy Tessie siedziała równie zasmucona odpowiedzią Cartera. Tyle że wszyscy troje wiedzieli, iż główny powód smutku dziewczynki jest zupełnie inny i zwie się w jej umyśle prosto - tata.
-Pamiętam tylko moj, ale dacie ladę, prawda? - odparła mała, chwytając za swój pucharek i mimo wykręcenia się Bancrofta od odpowiedzi zajęła miejsce pomiędzy obojgiem dorosłych. Wtuliła się w matkę, której Carter tuż po włączeniu bajki podał pucharek z deserem. Zajadali, oglądali, śmiali się. Później tańczyli. Teresa ku zdziwieniu Leonie wytrwał aż do fajerwerek, jednak tuż po nich Leo ułożyla córkę do snu. Pomimo jej protestów. Mała namówiła też Cartera na to, by koniecznie wpadł w tygodniu zagrać z nią w Farmera. I tuż przed snem, wtulając się w matkę, znów wypowiedziała swe marzenie o powrocie ojca.
Turner ze ściśniętym sercem, widocznie zamyślona zeszła na dół, gdzie wpadła na krzątającego się po kuchni Bancrofta. Właśnie włączył zmywarkę. Uśmiechnęła się kwaśno: -Dzięki za pomoc - mruknęła, siadając przy stole, gdzie jeszcze parę godzin temu wydawali się tacy beztroscy... -I przepraszam, że to nie był taki Sylwester, ani Nowy Rok jaki obiecywałam, ale... Takie jest moje życie. Nieprzewidywalne. Podporządkowane pod Tessie. Od niej zależy dosłownie wszystko i... - urwała na chwilę, przenosząc wzrok na Cartera. -Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł. Ty i ja... To nie jest dobry czas, Carter - dodała już ciszej, nieco niepewnie, drżącym tonem. W końcu tak bardzo chciała, żeby to był ten czas. Po tylu latach... Wreszcie... Znów się odnaleźli. A może tylko chcieli odnaleźć? Oboje byli przyzwyczajeni do czegoś innego... Trudno zrezygnować z pewnych wygód, prawda? A ona nie mogła porzucić swoich obowiązków. I musiała być teraz dla Tessie. Naprawdę obok. Nie z doskoku. A Leo czuła, że zawiodła własną córkę, która źle radziła sobie z tęsknotą za córką. Carter ją rozpraszał... Nie mogła sobie na to pozwolić. I cóż, mimo wszystko... Kiedy Leo widziała tak zasmuconą Teresę... To mimo wszystko myślała sobie, że postąpiła nierozsądnie, tak łatwo, wpadając w ramiona dawnej miłości... Z taką lekkością, przekreślając wspólne lata, kiedy tworzyła z Michaelem rodzinę... Żałowała? Ze względu na siebie absolutnie nie, ale... Patrząc na Tessie, na jej uczucia, emocje oraz to jak radzi sobie z sytuacją to zdecydowanie, niestety...

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Trudno było nie wychwycić reakcji Leo, ale co miał zrobić? Przecież nie powie małej, że ma drugiego ojca, którego nie było w jej życiu, ani jej matki od kilkunastu lat. Nie miał praw do roszczenia sobie tego tytułu tylko dlatego, że tej jednej nocy wiele lat temu zapomnieli się przed jej ślubem. Bycie ojcem to nie przespanie się z kobietą, a bycie tam, gdy dziecko mówi pierwsze słowo, stawia pierwsze kroki. Za każdym razem gdy płacze i za każdym razem gdy się śmieje. Po prostu bycie przy niej w każdej chwili życia. On tego nie zrobił i nigdy nie będzie w stanie nadrobić straconego czasu. Nie da się po prostu cofnąć zegara. To mąż Leo był jej ojcem, a on nie miał zamiaru tego zmieniać. Nie w taki sposób. Może nie wiedział jak obchodzić się z dziećmi, aczkolwiek był już na tyle dojrzałym facetem by czasami postawić się w czyimś punkcie widzenia oraz przynajmniej próbując zrozumieć ich uczucia podjąć właściwą decyzję. To nie był moment by wyłożyć wszystko niczemu nieświadomej córce, nawet jeśli jej smutna mina sprawiała, że czuł coś bardzo nieprzyjemnego na sercu. Nigdy nie podejrzewałby się o jakieś ojcowskie uczucia, lecz odkąd blondynka wyznała mu prawdę zaczynał patrzeć na tego szkraba w innym świetle. Żałował, że nie miał odpowiedzi na wszystkie jej pytania. Jedyne, co mógł na razie zrobić to dobrze się w ich towarzystwie bawić i właśnie to usiłował uczynić.
Z deserami poszło im dość żwawo. Cukier zawsze trochę podnosi morale, dzięki czemu mogli mieć całkiem udany sylwestrowy wieczór. Obejrzeli bajkę, którą Leo pewnie widziała już po raz setny, jednak nie zdawało jej się to przeszkadzać. Zatańczyli tak, jak było to ustalone i udało im się nawet obejrzeć razem fajerwerki. Nie spodziewał się, że ich córka tak długo wytrzyma biorąc pod uwagę, że wcześniej była na imprezie z innymi dzieciakami, lecz najwyraźniej jej nie doceniał. Kiedy przyszła pora by małą położyć pożegnał się z nią w salonie, a mając dolne piętro dla siebie dał sobie kilka minut by stanąć na tarasie i przyglądać się ulatniającemu się w niebo dymowi pozostawionemu przez fajerwerki. Nie tak wyobrażał sobie ten rok. Nic w nim nie było takie, jak zaplanował. To pasmo porażek. Jedna za drugą zabierały mu wszystko, co było dla niego ważne w życiu, aż pewnego dnia oddało mu Leo oraz dało córkę. Może nie miał jeszcze prawa do tytułu ojca, ale mógłby zacząć nad tym pracować. Jak tylko upora się ze śmiercią matki.
Nie chcąc zaczynać nowego roku w depresyjnym nastroju wziął się do roboty przy sprzątaniu. Nigdy nie lubił brudnej kuchni, pod tym względem był pedantem. Zdążył wszystko z grubsza ogarnąć gdy Leo wróciła na parter. Jej mina nie była zbyt tęga, lecz myślał, że to przez Tessie i jej tęsknotę za ojcem.
- Nie ma sprawy, stary nawyk. - uśmiechnął się do niej ciepło - Nie masz za co przepraszać. Jestem w stanie to zrozumieć i cóż... Wiem, w co się pakuję. - uśmiechnął się trochę rozbrajająco wzruszając ramionami, jednak mina szybko mu zrzedła, kiedy usłyszał kolejne zdanie.
Nie był w stanie ukryć swojego zaskoczenia, które szybko zostało zastąpione przez smutek. Był głupcem myśląc, że życie po prostu mu coś da za to jak ostatnio dawało mu w kość. Oczywiście, że sprowadziło go do Leo tylko po to by mógł ją jeszcze raz stracić. Jej słowa nie sprawiły, że chciał tego związku mniej, lecz uświadomiły mu, że przez chwilę żyli w jakiejś bańce, w której wszystko będzie w porządku. To było naiwne. Nie byli już w liceum. Byli dorośli, mieli swoje problemy. Oboje to rozumieli. Ona musiała myśleć o swojej córce, a on tak naprawdę nie miał tutaj miejsca. Sam za kilka dni nie będzie się już nadawać do zbyt wielu rzeczy. To rzeczywiście nie był dobry czas i jak bardzo nie chciał przyznać jej racji, zawsze był racjonalną osobą.
- Masz rację. - wydusił w końcu z siebie podnosząc na nią wzrok przygaszonych tęczówek - To by tylko wszystko skomplikowało. Dla Ciebie, dla Tessie. - wysilił się na lekki uśmiech - To nie znaczy, że moje uczucia się zmienią, ale może przegapiliśmy swoją szansę. - obszedł stół zamykając jej dłoń w swojej - Na mnie już pora, ale pamiętaj, że zawsze będę tam, kiedy będziesz mnie potrzebować. - nachylił się by ją pocałować, lecz zawahał się i w ostateczności pocałował ją w czoło.
Z kolejnym wymuszonym uśmiechem odstąpił od stołu, znalazł swoją marynarkę i skierował swoje kroki do wyjścia. Trudno było odejść, cholernie trudno. Obecność Leo w jego życiu była jedynym światłem nadziei na lepsze jutro, które miał. Jedną z tych rzeczy, która pozwalała mu rano wstać. Chciał z nią być. Kochał ją, ale najwyraźniej nie było im to pisane. Wychodząc zatrzymał się na chwilę w drzwiach.
- Szczęśliwego nowego roku. - spojrzał na nią z delikatnym, ciepłym uśmiechem, który był tylko cieniem tego, co widziała już dzisiejszego dnia po czym zamknął za sobą drzwi wychodząc w tę obrzydliwą, ciepłą noc.

leonie turner

Koniec
sumienny żółwik
Way
ODPOWIEDZ