Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Nie powinni dłużej kontynuować tej rozmowy. Teraz, gdy powoli wracała do siebie, gdy najgorsza część załamania już minęła, dość dotkliwie docierało do niej na co sobie pozwoliła i jak to będzie wyglądało w jego oczach. Niechęć do samej siebie podwoiła się, potrzeba zapomnienia o tym wszystkim była silniejsza, niż zwykle. W tym wszystkim jego pytanie, tak bardzo zrozumiałe i tak bardzo nie na miejscu. Az odważyła się od niego odsunąć i spojrzeć mu w oczy, chociaż wiedziała, że przez to widzi ją taką paskudną, zapłakaną, pozbawioną resztek godności. Mimo to przyglądała mu się, jakby szukała czegoś w jego własnym spojrzeniu, a następnie pokręciła głową na boki.
- To bez znaczenia - oznajmiła, ocierając dłonią, tym razem już spokojniej, swoje oczy. - Nie twoja sprawa - przyznała, bo nie chciała nawet sama myśleć o tym, czego pragnie. Jej potrzeby i marzenia były przedawnione, nieaktualne. On nie powinien być tym, kogo by pragnęła, bo przecież skrzywdził ją, jak nikt inny, zniszczył. Nie było już ich miłości, nie było niczego poza nieszczęściem, jakie płynęło ze znajomości z tym człowiekiem.
- Przede wszystkim mnie tak nie nazywaj - odsunęła się jeszcze bardziej, ale wiedziała, że nawet tak krótka bliskość sprawi, że na nowo obudzą się w niej wspomnienia, że żałośnie będzie wracała do tych kilku chwil w jego ramionach, analizowała je niepotrzebnie. Chore to było, ale od dawna przez niego chorowała, nie powinno jej to wcale dziwić. Skrzywiła się nieco bardziej i z trudem, ale jednak podniosła na nogi. Wyglądała jak pobite dziecko, które nie rozumiało skąd i dlaczego przyszły ciosy. Pocierała jedno ramię, wzrokiem wodząc dookoła. Na pewno nie wyglądała teraz na swój wiek, ale czy kiedykolwiek dawała komuś odczuć, że nie jest już zagubioną nastolatką?
- Jasne... zrobiłeś co było dla ciebie najlepsze, nie tłumacz się - rzuciła gorzko. Po co jej to mówił, przecież to niczego nie zmieniało. Pogadałby z nią? Powiedział, że ją porzuca, łamie serce, rezygnuje z ich planów, ale to nic, bo mogą sobie o tym podyskutować? Kompletnie nie rozumiał, co jej zrobił i chyba to bolało najbardziej... myśl, że jego to wszystko nie obeszło wcale, a jej złamało całe życie. - Cieszę się, że nie możesz cofnąć czasu - dodała, a chociaż mieli chwilę bliskości, teraz zacisnęła dłoń w pięść. - Mam nadzieję, że wszystko co teraz masz było tego warte, bo potraktowałeś mnie jak śmiecia i wyjechałeś nim wyrzuty sumienia ciebie dopadły. Nie zasługujesz na cofanie czasu - oznajmiła, chwiejąc się już cała, po czym podniosła swoje rzeczy z ziemi i znów przetarła twarz, chociaż łzy nadal leciały jej z oczy. - Pójdę już. Wolałabym, gdybyś zapomniał o tym, co tutaj zaszło, ktoś taki jak ty nie powinien mieć z tym problemów - dodała i jeszcze przez chwilę na niego patrzyła, jakby czekają na reakcję, a może chcąc jeszcze przez moment zapamiętać ten widok, jego osobę w tym miejscy, które kiedyś należało do nich, ale dziś nie łączyło ich już przecież nic.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Uścisk Tonego zelżał, gdy Laurissa powiedziała, by nie nazywał ją zdrobnieniem, które przychodziło mu do głowy tak naturalnie, że nie umiał nad tym zapanować. Chyba ten moment zaważył o tym, że ostatecznie obydwoje wstali z piasku, aczkolwiek nadal stali blisko siebie prowadząc tą niewygodną konwersację. Tony czuł się w niej jak dzieciak, spanikowany i zagubiony, który najchętniej znów postawiłby na tę jedną kartę ucieczki i milczenia, po czym zapomniał o wszystkim. Tylko, że jak widać była to najgorsza z opcji, bo z każdym kolejnym spotkaniem i ona i Rissa radzili sobie coraz gorzej z tą relacją jaka ich teraz łączyła.
-Nie tłumaczę... Chcę zrobić cokolwiek, co mogłoby naprawić... Sam nie wiem - westchnął spoglądając gdzieś do boku, gdy palcami przeczesał włosy nerwowo. Nie miał pojęcia dokąd zmierzała ta rozmowa, ale nie umiał jej przerwać, chociaż bał się każdego wypowiadanego słowa; zarówno przez ciebie jak i przez Laruissę. - Nie mów tak! - Rzucił niekontrolująca swojego głosu. - Masz rację, nie zasługuję na cofnięcie czasu, bo to co zrobiłem... Zachowałem się jak skurwysyn, ale nigdy, kurwa, przenigdy nie traktowałem ciebie źle - zaczął nie kryjąc swojego podburzenia. Rozumiał, co Laurissa miała na myśli, ale z drugiej strony przez cały ich związek był jej oddany, wspierał ją, nigdy jej nie zranił, zawsze był, gdy tego potrzebowała, po prostu... po prostu im nie wyszło. - Po prostu musiałem... To było rozstanie, co miałem zrobić? Cierpiałabyś bardziej, gdybym przeciągał to w czasie, był obok i czekał... - Sam nie wiedział co chciał jej do końca przekazać. Bał się też używać pewnych słów, nie chciałby to zabrnęło za daleko, a z drugiej strony miał świadomość tego, że to może być ich ostatnia rozmowa na ten temat. Ostatni możliwość, by sobie to wszystko wyjaśnić. - Mylisz się... - Wycedził przez zęby, ale nie patrzył na nią. - Chciałem zapomnieć, nawet mi to wychodziło, wiesz? Zbudowałem sobie nowe życie, znalazłem nowe cele, ale odkąd... - Podniósł na nią wzrok i zamilkł. Coś kazało mu przestać. Może to jej oczy, może wymalowany na jej twarzy ból i zmęczenie? Ciężko określić jednoznacznie. - Nieistotne... Jeśli chcesz nie musimy do tego wracać - zgodził się z nią. Chciał jeszcze wspomnieć o tym, że powinni zerwać umowę, ale nie umiał wplątać osoby Hope w tę rozmowę w takim momencie. Po prostu coś go blokowało, a on pierwszy raz świadomie pomyślał o tym, że pierścionek, który dał blondynce był próbą ucieczki, drogą po której Tony nie chciał iść z taką zapalczywością jak jeszcze kilka miesięcy temu.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Wyczerpała ewentualne siły na tą rozmowę, nie było już w niej energii, jedynie chęć ucieczki, znalezienie czegoś, co pomoże jej zapomnieć chociaż na kilka chwil. Musiała wziąć coś na uspokojenie, najlepiej zasnąć i nie budzić się aż do jutra, by do tego czasu nie czuć do siebie wstydu, który i tak koniec końców ją dopadnie.
- Nic nie możesz zrobić Tony - pokręciła głową na boki, rozkladajsc przy tym ręce. - Spóźniłeś się kilka lat - pociągnęła nosem, po czym go przetarła. Sądziła, że Huntington będzie robił wszystko, by wyciszyć ich rozmowę, dlatego mocno zaskoczyło ją to jego nagle wzburzenie. Z resztą nie pierwszy raz odkąd wrócił do Lorne, podkreślił to, że był dla niej dobry. Czy tak radził sobie z wyrzutami sumienia? Zastanawiała się nad tym przez chwilę, przyglądając mu się z przekrzywioną do boku głową. - Dlaczego tak się trzymasz tej myśli? Nigdy nie powiedziałam, że traktowałeś mnie źle, gdy byliśmy razem, ale potraktowałeś jak kawał gnoja, gdy moja osoba przestała ci być wygodna - naprostowała, chociaż źle czuła się z tym, że rozmawiali o ich rozstaniu. Nie chciała poruszać z nim tego tematu, w zasadzie to z nikim. Czuła się przez to tak, jakby przechodziła jakieś upokorzenie. - Zamknij się! - znów coś przeskoczyło. Zrobiła kilka kroków w tył i złapała się za głowę, zamykając oczy. Nie chciała tego słyszeć. Cierpiałaby bardziej? Dało się w ogóle? Po jego wyjeździe coś w niej umarlo, może ona sama. Poczuła się tak, jakby nigdy jej nie kochał, jakby nigdy jej nie znał, bo zostawił ją samą z emocjami, z którymi musiał wiedzieć, że sobie nie poradzi. Rozpaczala długie miesiące, a potem z dziewczyny w zasadzie całkiem wstydliwej, stała się panną chodząca do łóżka z każdym, kto pomógłby jej na moment zapomnieć o Huntongtonie. Piła, brała więcej leków, niż należało, wszystko by o nim nie myśleć, a potem... Potem przesadziła i gdyby jej nie odratowali, dziś nie byłoby tej rozmowy, więc nie miał prawa mówić, że cierpiałaby bardziej, bo żadnego bardziej nie było. Łzy znów znalazły się w jej oczach, gdyby ktoś z jej bliskich wiedział o tym, że Tony jest w mieście, na pewno kazałby jej unikać go za wszelką cenę, właśnie dlatego jaki miał na nią wpływ. Mimo lat nadal potrafił ją niszczyć, jak nikt inni i nawet nie musiał tego robić specjalnie.
- Nie kończ - uniosła palec i wycelowała nim w niego. - Zawsze byłeś biegły w takich tekstach... Mógłbyś komuś zrobić największe świństwo i potem przedstawić to tak, by nikt serca nie miał, aby ciebie o cokolwiek posądzać. Zawsze chciałeś dobrze, nigdy nie miałeś złych intencji... Tylko, że co kurwa z tego? Przestań mieszać mi w głowie takimi słowami! Powiem Ci jaka jest prawda, znalazłeś nowe cele i teraz, gdy mnie spotkałeś, boisz się, że w akcie zemsty zniszczę twój ślub, więc próbujesz zamydlić mi oczy, urobic mnie, aby osiągnąć swoje - jej scenariusz nie musiał mieć nic wspólnego z rzeczywistością, ale pozwalał jej chociaż trochę się zdystansować. - Spokojnie, Urządzę Ci ten cholerny ślub, nie dlatego, że na to zasługujesz, ale dlatego, że nie umiałabym spojrzeć w lustro, gdybym potraktowała ciebie tak, jak ty mnie. Tyle. Teraz, jeśli pozwolisz, pójdę już - powiedziała już wszystko, stanie tutaj i kontynuowanie nie miało sensu. Musiała uciec i znaleźć ukojenie od tego wszystkiego, co ta rozmowa to załamanie w niej wywołały.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Cholera... Przerastała go ta rozmowa. Wszystko go przerastało, ale na to co działo się obecnie nie był przygotowany za nic. Właściwie nie bez przyczyny po rozstaniu z Laurissa wykreślił jej osobę ze swojego życia. Zamknął rozdział i nigdy do niego nie wracał... Bał się po prostu chwili, w której przyjdzie mu się zmierzyć z tym co zrobił jej, sobie, ich życiu. Naiwnie sądził, że mijające lata zasklepiły rany, wykreśliły pewne wspomnienia, nadały sprawie łatkę przedawnionej... Tylko, że każde słowo Laurissy brzmiało jakby czas kompletnie nic nie zmienił, a wrak ich związku wydobyty z dna, rozpaczliwie dryfował przeżywając swoje zatopienie po raz kolejny.
Pytane Laurissy sprawiło, że Anthony stracił na pewności siebie. Czemu tak uczepił się tej jednej myśli? Czemu? Znał odpowiedź; nie chciał wyjść na największego skurwysyna, nie chciał przyznać, że zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo musiała cierpieć. Usprawiedliwiał się tym, że skrzywdził ja tylko raz, że nigdy przedtem, że było im dobrze, ale po prostu nie wyszło. Nie wyszło i tyle.. I tyle.
- Iris... - Ruszył za nią, ale zatrzymał się w chwili, w której palec Laurissy wycelowany został w jego stronę. Zamarł słuchając jej wypowiedzi. Gdyby tylko mógł, nigdy nie przychodziłby na tę plażę, uniknął by konfrontacji z przeszłością, której tak się bał. Huntinghton żył by dalej swoim perfekcyjnym życiem i nie wdawał pod wątpliwość jego charakteru. - Pieprzysz głupoty, Rissa! Nie chodzi o żadne moje cele! - Rzucił czując wzburzenie, bo nie zgadzał się z nią, w nawet najmniejszym stopniu. - To co się dzieje między nami, nie ma nic wspólnego z... Nie chodzi o ślub, zresztą ten stoi i tak pod jebanym znakiem zapytania, ale to nie istotne - rzucił doskonale wiedząc, że nie powinien wypowiadać tych słów na głos. Owszem od dłuższego czasy wszystko się chrzaniło, ale jeszcze ani ona, ani Hope nie obrali innego kierunku, chociaż niekoniecznie podążali tą samą drogą co wcześniej. - Chodzi o to, że nie umiem patrzeć na ciebie, gdy widzę w twoim spojrzeniu ten niewypowiedziany ból i skoro, moje przeprosiny i tłumaczenia i tak nic, kurwa, nie zmienią to przynajmniej wyrzuć z siebie to jak mnie nienawidzisz. Zrób to, ulżyj swojej złości, bo masz do niej cholerne prawo - dodał i pokonał dzielący ich dystans, ale nie podszedł zbyt blisko. - I owszem masz rację, tłumaczę się... Tłumaczę i sprzedaję ci bajkę o tym jak to nigdy ciebie nie skrzywdziłem, bo kurwa wiem jakim chujem się okazałem, ale musiałem. Musiałem zniknąć z twojego życia, bo sam nie umiałem pozbyć się ciebie ze swojego! - Znów zbyt dużo słów, znów za szczerze, ale nie dbał o to, nie dbał w zasadzie o nic, bo już od jakiegoś czasu czuł jakby każdy jego krok był powolnym kierowaniem się ku nieuchronnemu upadkowi. - Wiedziałem więc, że skoro ja nie umiem zapomnieć to ty... - Dodał spokojniej, ale nie patrząc już na Laurissę. Odwrócił głowę gdzieś do boku rozglądając się po przybrzeżnych zaroślach, na moment zawieszając go na starej chatce ukrytej w gęstwinie. - Myślę, że nic więcej nie mam ci już do powiedzenia, więc jeśli chcesz to odejść i... Obiecuję, że już nigdy więcej tutaj nie przyjdę. To miejsce należy do ciebie - dodał nabierając powietrza do płuc i powoli je wypuszczając. Ta rozmowa kosztowała go więcej niż się spodziewał. Powiedział także więcej niżby chciał i sam potrzebował czasu, aby pogodzić się z konsekwencjami swoich słów, ale także na nowo przemyśleć ich sens, zrozumieć skąd się wzięły i dlaczego tym razem wypowiedział je na głos.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Była na siebie zła, bo wcale nie chciała doprowadzić do tej rozmowy, w zasadzie od momentu, gdy zjawił się w jej firmie, ubrany w garnitur i tak bardzo nie pasujący do tego miasta, była pewna, że najlepsze co może zrobić, to udawać, że nigdy się nie poznali. Tylko, że cały ten plan pierdolnął, bo Anthony od początku nie chciał grać zgodnie z nim i teraz wszystko się pierdoliło nawet bardziej, niż mogłaby przypuszczać. Przymknęła na moment oczy, gdy znów zwrócił się do niej w ten sposób, ale potem było... jeszcze gorzej. Nie chciała od niego słuchać takich rzeczy, bo bała się, że te rozbudzą w niej jakieś... nadzieje? Jakie nadzieje? Nienawidziła tego człowieka. Po prostu zjawił się i wszystko komplikował.
- Znakiem zapytania? Co, znów się boisz? Hope też kopniesz w dupę? - parsknęła śmiechem w którym nie było wesołości. Takie zagrania jej nie pasowały, podłość jej nie pasowała i była w jej wydaniu wręcz karykaturalna, ale udawała, że jest całkiem inaczej, że przez lata nauczyła się być taka, jak większość osób - bezwzględna w pewnych kwestiach, nie odczuwająca chorych wyrzutów sumienia. - Masz rację, mam prawo ciebie nienawidzić - zgodziła się z nim, wlepiając w niego spojrzenie, do którego nienawiść nieszczególnie pasowała. Więcej było w tym wszystkim zagubienia, niż złości. Pokręciła więc głową. - Tylko, że moja złość... złość w ogóle... jaka złość Tony? Chciałbyś jej, wiem. Agresja sprawia, że łatwiej zamyka się pewne sprawy, ale nie ma we mnie agresji i dlatego właśnie zwiałeś wtedy z Lorne. Ze złością byś sobie poradził, ale żal prześladowałby ciebie przez lata, a ja zawsze miałam do niego skłonność - westchnęła cicho, czując, że jest już na skraju wyczerpania. Jego słowa wcale niczego nie ułatwiały, w zasadzie w jej oczach znów zaczęły wzbierać łzy, jakby nigdy nie miały się wyczerpać.
- Nie dbam o twoje obietnice, nic dla mnie nie znaczą, Tony... niepotrzebnie tutaj przychodziłam - zacisnęła dłoń w pięść i skoro on sam odwrócił spojrzenie, uznała, że to dobry moment, by się oddalić. Nim jednak weszła między zarośla zapraszające do lasu, który trzeba było pokonać, aby się stąd wydostać, przystanęła jeszcze na chwilę. - Skoro nie potrafiłeś pozbyć się mnie ze swojego życia, to... jakim obciążeniem musiałam być, żebyś tak desperacko mnie odciął? - nie dała mu jednak czasu na odpowiedź. Rosnąca w gardle gula sprawiała niemały ból przy każdym słowie. Zacisnęła więc dłoń w pięść, wbijając w nią sobie paznokcie i uciekła, by ponownie pozwolić sobie na rozpacz, z którą nie potrafiła walczyć.

<koniec> </3
Anthony Huntington
ODPOWIEDZ