psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Perth, Australia. 14.02.2019r.

Stojąc przed wejściem do starego klasycznego kina wpatrywała się w rozwieszone na drzwiach plakaty i zastanawiała się, czy w ogóle chciała iść na jakiś film. Zamierzała i miała nie być sama, ale Desmond w ostatniej chwili odwołał ich spotkanie z powodu nagłych planów z żoną.
Nie była zła. Przywykła, że to nie on był dla niej a ona dla niego. Desmond korzystał z obecności Joan, zaś ona czerpała z tego finansowe korzyści. Miała mieszkanie, ładne ubrania, dodatki i nawet wyjazdy, na które mężczyzna czasami ją zabierał. Osoby trzecie stosownie nazwałyby to kurwieniem się, ale Terrell miała w poważaniu ich zdanie. Gdyby nie Desmond, nigdy nie wyszłaby na prostą, nie skończyłaby studiów i dalej rzeczywiście kurwiłaby się na ulicy w tej chwili zapewne już nie żyją, bo przedawkowałaby jakiś szajs albo za parę dolarów zabiłby ją bezdomny/ćpun. To życie było o wiele lepsze niezależnie od tego, co sądzili inni, którym nigdy nie udałoby się usidlić żonatego mężczyzny na tak długo, jak tego dokonała Terrell. Oczywiście, to nie powód do dumy ani coś, co wpisałaby w swoje CV jako hobby albo umiejętność dodatkowa, acz cieszyła się z tego. Desmond od lata był częścią jej życia; stałą, której usilnie się trzymała, bo bez niego byłaby nikim.
- Joan?
Usłyszawszy swoje imię oderwała ciemne tęczówki od plakatów, na których widok miała ochotę zrezygnować z pójścia do kina. To samo mogłaby zrobić w mieszkaniu; zjeść coś dobrego i obejrzeć Netflixa.
- Fleur. – Szybko poznała przechodzącą chodnikiem kobietę. Uśmiechnęła się do niej, bo jak na razie nie miały okazji nadepnąć sobie na odcisk. Jedynie grzały tę samą ławkę w parku, po którym spacerowała Joan w przerwie w pracy. Parę tygodni temu w tym właśnie miejscu nieco silniejszy wiatr zwiał kartki ze szkicownika Chastain. Byłaby to scena jak z romantycznego filmu, gdyby jedna z kartek w locie dosłownie nie trzasnęła Joan w twarz w efekcie czego ta wylała na siebie część zwartości kubka z kawą. Od tamtej pory kobiety co parę dni widywały się w parku, głównie rozmawiając albo siedząc w ciszy; Joan oczyszczając głowę od pracy, zaś Fleur szkicując coś, na co czasem ta pierwsza zerkała.
- Dawno się nie widziałyśmy. Już myślałam, że bez pożegnania ruszyłaś w dalszą podróż. – Nie miałaby o to pretensji, chociaż dziwnie poczuła się kolejny dzień z rzędu nie widząc Fleur na ich ławce.A ty po prostu byłaś zajęta. – Spojrzała na trzymany przez kobietę mały bukiet kwiatów i pytająco uniosła brew. Nie kryła tego, że sugerowała zajęcie kimś a nie czymś, chociaż równie dobrze te kwiaty Fleur mogła dostać od zauroczonego w niej baristy. – Tylko czemu jesteś sama zamiast iść na randkę? – dopytała, bo romantyczne spotkanie byłoby czymś oczywistym w tym konkretnym dniu. Każdy ślepy zauważyłby, że były dzisiaj Walentynki. Ilość par wchodzących do kina była tego żywym dowodem.

Fleur Chastain
Choreograf — lorne bay
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani choreograf oraz niespełniona artystka, która uważa że świat nie docenia jej twórczości. Wyjechała z Francji żeby uciec od rodziny, od kilku lat tuła się po Australii, w Lorne zamieszkuje na stałe od roku.
Głęboko w sercu od zawsze była straszną romantyczką a samotne spędzanie walentynek było dla niej wręcz nie do pomyślenia, dlatego jeśli w okolicy święta zakochanych akurat nie była w żadnym stałym związku, zwykła szukać sobie jakichś spontanicznych, niezobowiązujących randek - na początek tylko z chłopcami, bo póki była na utrzymaniu rodziców, dla własnego dobra wolała udawać stuprocentową heteryczkę, później jednak miała głęboko gdzieś co sądzi o niej rodzina i spotykała się tylko z tym, z kim naprawdę chciała. Czyli z nikim, kto reprezentował płeć męską. Na jedno wychodzi.
Od czasu wyprowadzki z Francji nie związała się z nikim na stałe, więc dzisiejsza randka również miała należeć do tych spontanicznych i raczej mało znaczących, ale Fleur i tak była podekscytowana. Już dawno na żadnej nie była i powoli zaczynało jej tego brakować. Z tego wszystkiego była na miejscu spotkania o wiele za wcześnie, wystrojona, z ogromnym bukietem kwiatów. Najpierw w planach był film w kinie, a potem, kto wie, może Fleur zaprosi swoją dzisiejszą towarzyszkę do siebie na wino? Ze zniecierpliwieniem spoglądała na zegarek, jednak czas mijał, a dziewczyny z którą się umówiła wciąż nie było. Chastain wysłała jej kilka wiadomości, na żadną nie dostała odpowiedzi. Jeszcze raz desperacko rozejrzała się wokół, w nadziei, że może jednak wcale nie została wystawiona, ale nah, wszystko wskazywało na to, że jej dzisiejsza randka stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Dostrzegła za to w tłumie kogoś innego, choć początkowo myślała, że tylko jej się przywidziało.
- Joan?
Jej znajoma z parkowej ławki była chyba ostatnią osobą, którą Chastain spodziewała się tutaj spotkać. Perth to przecież duże miasto, jaka więc istniała szansa, że znowu wpadną na siebie zupełnie przypadkiem? Statystycznie niewielka, a jednak były tu obie, co właściwie ucieszyło Fleur. Nie znały się wprawdzie zbyt dobrze, ale przez tą przerwę od szkicowania w parku zdążyła stęsknić się za Joan.
- Nah, obowiązki trochę mnie przygniotły, to wszystko. - Niestety, powodem jej zapracowania nie była druga osoba, a troska o to, by mieć za co żyć. W ostatnim czasie uświadomiła sobie, że musi chwycić się jakiejś pracy, choćby dorywczej, dopóki nie zdecyduje co dalej, bo pieniądze, które latami wyciągała od ojca i odkładała na wyjazd z kraju powoli zaczynały jej się kończyć.
No tak, to pytanie musiało paść. Fleur była na to gotowa, w końcu wyglądała jakby szła na randkę. Takie miała dzisiaj plany. Smutna historia.
- Moja randka chyba mnie wystawiła - rzuciła, niby bardzo obojętnym tonem, choć zdecydowanie dało się w nim wychwycić jakąś smutną nutę. Fleur nienawidziła być wystawiana, nawet jeśli chodziło o jakąś prawie obcą kobietę, z którą wymieniła ledwie kilka wiadomości na tinderze - tym bardziej, że specjalnie dla owej prawie obcej kobiety tak się dzisiaj wystroiła i kupiła ten wielki bukiet. Pieniądze wydane a z randki dupa. Cóż, bywa i tak. Jej sytuacja materialna nie była wprawdzie jeszcze tak tragiczna, żeby musiała liczyć każdego pojedynczego wydanego centa, ale mimo wszystko było jej szkoda... równie dobrze mogła przecież kupić za to kolejną butelkę taniego wina i upić się w samotności. - W sumie mogłabym zapytać o to samo. - Zerknęła z zaciekawieniem na Joan, bo ona również nie wyglądała, jakby była tutaj z kimś. A może jednak była? Może Fleur się myliła, bo podświadomie nie chciała być tu jedyną samotną osobą?

Joan D. Terrell
powitalny kokos
nick
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Oh.. – Mimowolnie posłała dziewczynie troskliwe spojrzenie. Wiedziała, że ta reakcja bardziej wkurzała niż cieszyła, ale w czasach ogromnej znieczulicy niewiele osób rzeczywiście współczuło innym. Obojętność i egocentryzm ociekały uszami, dlatego Joan była po prostu miła. Nie sztucznie ani przerysowanie, ale prawdziwie. Miała w tym wprawę dzięki swojej pracy, ale też właściwe podejdzie emanujące od niej niczym przyjemne w woni kadzidła otulające drugą osobę. – Musisz być rozczarowana – stwierdziła łagodnie i zrobiła parę kroków w stronę Fleur. – Bardziej nią niż sobą, bo to ona wyszła na szuję. – Uśmiechnęła się nie kryjąc lekkiego rozbawienia i znów wbiła uważne spojrzenie w dziewczynę. Była młoda. Przeżyje jeszcze niejedno rozczarowanie, ale o tym Terrell dzisiaj nie chciała mówić. Nie wśród szczęśliwych par ich mijających ani kiedy tamta trzymała bukiet ładnych kwiatów, których by żałowała, gdyby skończyły w koszu. Wierzyła jednak, że Chastain jeszcze sobie kogoś znajdzie, chociaż domyślała się, że wystawienie w walentynki bolało bardziej niż jakiegokolwiek innego dnia i żadne „będzie lepiej” na razie nie pomoże.
- Samotnie do kina chodzi ten, kto nie ma z kim. – Tu mogłaby wspomnieć, że to był cytat z Paulo Coelho w ramach kolejnej prześmiewczej gatki, ale sobie darowała. Sądziła, że dziewczyna załapała lekko żartobliwy przekaz, w którym kryła się prawda. Joan nigdy nie mówiła o Desmondzie. To nie był oficjalny związek. To nawet nie był związek, więc ciężko mówić o „wystawieniu przez randkę”. Po prostu żadnej nie miała, ale do kina by poszła, bo miała taką ochotę.
- Zapomniałam tylko, że dzisiaj są walentynki – skłamała powracając spojrzeniem na plakaty przed kinem. – Mam do wyboru albo „The Divorce Party” – komedię romantyczną, która weszła do kin w walentynki. – albo jakiś horror, który grają za godzinę i szczerze powoli przekonuje się do tego drugiego. – Nie była wybredna w kwestii filmów. Właściwie jedynie czego nie znosiła to właśnie komedii romantycznych. Nie były one dla niej jakąkolwiek rozrywką, ale poszłaby na nie z Desmondem tylko po to, żeby w trakcie filmu się z nim całować. Skoro jednak nie miała z kim, to wybrałaby horror i albo uśmiałaby się ze scenariusza albo odczułaby trochę dreszczyku na plecach. – Może pomożesz mi wybrać? Na przykład rzuć bukietem i zobaczymy, w który plakat trafi? – Żartowała. Szkoda kwiatów zwłaszcza, że uważała je za ładny bukiet. – Albo po prostu pójdź ze mną? Najemy się popcornu i albo się uśmiejemy albo zanudzimy na śmierć. – Nie miały pewności, że którykolwiek film im się spodoba. Joan jednak wychodziła z założenia, że skoro już się zdecydowała, to pójdzie na wszystko. Nie ważne czy będzie w trakcie spać czy faktycznie jej się spodoba. Nie po to się ubrała i umalowała, żeby teraz wracać do domu i to z siebie ściągać, chociaż wiele dałaby żeby zmienić koronkowy stanik na ten sportowy.

Fleur Chastain
Choreograf — lorne bay
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani choreograf oraz niespełniona artystka, która uważa że świat nie docenia jej twórczości. Wyjechała z Francji żeby uciec od rodziny, od kilku lat tuła się po Australii, w Lorne zamieszkuje na stałe od roku.
To prawda, zazwyczaj nie lubiła współczucia, jednak czasami zdarzało się, że potrzebowała, żeby ktoś poklepał ją po główce i powiedział że wszytko będzie dobrze, nawet, jeśli miałyby to być tylko puste słowa. Dawało jej to poczucie, że ktoś jednak się nią przejmuje, że w jakimś stopniu kogoś obchodzi. Czy brzmiało to, jakby była desperatką? Welp, może troszeczkę, dlatego nie przyznawała się do tego na głos.
- Tylko trochę - odpowiedziała, siląc się nawet na całkiem naturalny uśmiech. Lekko skłamała, w rzeczywistości była rozczarowana cholernie mocno, bo choć nie wiązała ze swoją dzisiejszą randką żadnej poważnej przyszłości, to jednak bolało ją, że została potraktowana w taki sposób. - Ale nie mam zamiaru się nią przejmować. Nie wie nawet, co straciła. - Cóż, skromnością to Chastain nigdy nie grzeszyła, bo od zawsze wychodziła z założenia, że trzeba znać swoją wartość. Jak mawia RuPaul, if you can't love yourself, how in the hell you gonna love somebody else. No więc ona się kochała i ceniła a dziewczyna która ją wystawiła mogła tylko żałować że postanowiła jednak się nie zjawić.
Zerknęła na plakaty obu filmów wspomnianych przez Joan, udając przez chwilę że się zastanawia, chociaż dla niej też wybór był całkiem oczywisty.
- Komedia romantyczna to chyba najbardziej stereotypowy walentynkowy wybór jaki może istnieć, też głosuję za horrorem! - Fleur nie przepadała za stereotypami no i lubiła od czasu do czasu obejrzeć jakiś horror, choć podpadało to chyba pod jakiś rodzaj masochizmu, bo później przez trzy kolejne noce bała się spać. Chwała za cudo techniki zwane lampką nocną! Nigdy w życiu by się nie przyznała, że śpi przy niej nawet bez wcześniejszego oglądania horrorów, bo ma zbyt wybujałą wyobraźnię i widzi w ciemnościach jakieś dziwne stwory, chociaż dokładnie tak było. No a skoro w kwestii wyboru filmu były zgodne to totalnie powinny iść obejrzeć go razem, choćby miał się okazać najgorszy na świecie.
- Wspaniale! Czy to znaczy, że zostaniesz moją walentynką? - zapytała, totalnie w żartach, ale i tak uśmiechnęła się przy tym uroczo i wręczyła Joan bukiet, tak jakby od samego początku miał być właśnie dla niej. Jak się tak zastanowić, to w sumie umówiłaby się z Joan, bo dlaczego nie. Była bardzo w jej typie. Ale wspólnym koleżeńskim oglądaniem filmu też nie pogardzi. - Tylko weźmy duży popcorn, błagam. Mały zazwyczaj zjadam już na reklamach. - Uh, reklamy przed filmami to było zło! Co innego miała wtedy robić jeśli nie jeść... no a na film już później niewiele zostawało, sad but true. - W sumie zaczekaj, pójdę nam kupić - zaproponowała, bo nawet jeśli w tej chwili nie spała na pieniądzach to wolała kupić coś komuś, niż żeby ktoś miał kupować coś jej. Odruch z przeszłości, kiedy to jeszcze było ją stać na wszystko, bo szastała pieniędzmi tatusia a nie swoimi.

Joan D. Terrell
powitalny kokos
nick
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Powiedziała ta, która w walentynki „niestereotypowo” wybrała się na randkę do kina i przyniosła ze sobą kwiaty. – Pomimo ironii wyczuwalnej w głosie uśmiechnęła się, bo wcale nie chciała obrazić młodej dziewczyny. Bardziej się z nią drażniła niż krytykowała, dobrze znając podejście, a raczej chęć nie poddania się komercji oraz stereotypom. Ludzie krytykowali to jak wszystkiego było za dużo, ale kiedy przychodziło co do czego, to poddawali się temu kupując kolejne ozdoby na święta, kwiaty w walentynki i przeżywali Sylwestra jak mrówki okres. – Poza tym, komedia romantyczna w kinie nie jest do oglądania a do półtorej godzinnego całowania się. – W ustach Joan zabrzmiało to jak cudowna obietnica. Umiejętność doskonałego operowania głosem sprawiała, że samym tonem oraz wydźwiękiem przekazywała wszystko, co chciała a nawet więcej (także sugestię, że na całowaniu nie musiało się kończyć). – Musisz kiedyś tego spróbować. – Puściła do niej oczko uznając, że dziewczyna była jeszcze młoda i miała czas na niektóre doświadczenia, o ile już tego nie robiła. Jeżeli nie, to niech przyjmie tę złotą radę z ust kogoś, kto znał się na romantycznych gestach oraz tym, jak przyciągnąć drugą osobę, żeby ta chciała zostać.
Znała te wszystkie techniki, ale wykorzystywała je głównie na mężczyznach, żeby mieć coś z życia niż tylko ładną buzię. Skłamałaby jednak, że po swoich słowach nie spodziewała się dostać kwiatów, które z początku nie były dla niej. Pomimo tej świadomości przytaknęła zgadzając się zostać walentynką i chwilę poświęciła bukietowi, któremu dokładniej się przyjrzała.
- Musiał cię trochę kosztować – oceniła patrząc z powrotem na Fleur. – Tamta laska nie wie co straciła. – Znów się uśmiechnęła i zamilkła przyglądając energii dziewczyny, która była imponująca. Na imprezach Joan zachowywała się podobnie, ale głównie pod wpływem alkoholu niż z własnej woli. Nie była już tak żywa i energiczna. Możliwe, że nigdy tego nie doświadczyła, bo nie miała kiedy, acz w tej chwili próbowała przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek czuła lub zachowywała się podobnie. Nic z tego.
Zazdrość była zła, ale nie potrafiła odgonić tego uczucia wraz z podziwem dla energii Fleur.
- Poczekaj. – W ostatniej chwili złapała ją za nadgarstek. – Film jest dopiero za godzinę. – Czy był sens kupować popcorn wcześniej? – Może najpierw pójdźmy na lody albo do kawiarni? – zaproponowała rozglądając się za czymś podobnym. To było jednak centrum z tym słynnym starym kinem nie znajdującym się w typowej dla mas galerii. Za resztą lokali trzeba było się rozejrzeć, ale to raczej nie problem skoro miały sporo czasu do seansu. – Chodź, znajdziemy dobre miejsce. – Wciąż trzymając rudowłosą za nadgarstek pociągnęła ją w wzdłuż chodnika. Gdzieś tam powinna być kawiarnia albo lodziarnia. Cokolwiek. – Dziękuję za kwiaty. – Wcześniej tego nie zrobiła, a przecież nie była szują, która nie doceniała takich gestów, nawet jeśli z początku bukiet nie był dla niej. – Gdzie poznałaś tę szuję, która nie przyszła? – zapytała z ciekawości zanim przystanęła przed kawiarnio piekarnią „Danny’s” (Bo lokalne firmy należało wspierać. Nie jakieś tam sieciówki). Niczego nie mówiąc spojrzała na Fleur z pytająco uniesioną brwią. Mogły wejść tutaj albo poszukać czegoś innego.

Fleur Chastain
Choreograf — lorne bay
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani choreograf oraz niespełniona artystka, która uważa że świat nie docenia jej twórczości. Wyjechała z Francji żeby uciec od rodziny, od kilku lat tuła się po Australii, w Lorne zamieszkuje na stałe od roku.
- Faktycznie, trochę zaleciało hipokryzją - stwierdziła, bo właściwie to Joan miała rację. Próbowała walczyć ze stereotypami chodząc do kina w walentynki i w dodatku co roku czując palącą potrzebę celebrowania tego dnia z drugą osobą. Zabawne. - Na swoją obronę mogę dodać, że wybór w dużej mierze był dostosowany pod Claire. Znaczy tą laskę co nie przyszła. - Tak, dalej jej było przykro. Miała już więcej o niej nie myśleć, ale nic nie mogła poradzić na to, że nie przywykła do bycia olewaną w tak perfidny sposób i nie do końca potrafiła się z tym pogodzić, choć pewnie czeka ją jeszcze w życiu niejeden podobny zawód. - Najpierw trzeba mieć z kim się całować - zauważyła, niby z uśmiechem, nawet całkiem szczerym, ale mimo wszystko chyba w dalszym ciągu trochę się nas sobą użalała, choć zdecydowanie powinna już przestać. W końcu ostatecznie miała z kim spędzić walentynki, więc nie ma tego złego co by nie wyszło na dobre, a jakby się tak zastanowić to na tą chwilę chyba nie mogła wymarzyć sobie lepszego towarzystwa niż Joan. Jebać Claire.
Pozytywnej energii mimo wszystko jej nie brakowało, ciężko się nie zgodzić. Zazwyczaj był to duży plus, aczkolwiek czasem zdarzały się sytuacje, w których lepiej by było, żeby aż tak tą energią nie epatowała i nie wychylała się zbytnio przed szereg.
- Oh, faktycznie! - Dopiero teraz zerknęła na zegarek i uświadomiła sobie która jest godzina, wcześniej zupełnie straciła poczucie czasu. Kto by się przejmował takimi banalnymi rzeczami jak pilnowanie godziny... choć czasem mogłaby to robić, wyszłoby jej na dobre. - Dobra, to najpierw kawa a później film - zgodziła się, wciąż z tym samym entuzjazmem, dając się pociągnąć Joan wzdłuż uliczki i próbując przypomnieć sobie, po cholerę umówiła się z Claire tak szybko, skoro ich film też miał zacząć się później. Nieistotne.
- Na tinderze. I chyba go wreszcie usunę, serio, bo ani trochę nie spełnia swojej funkcji. - Czy brzmiała w tym momencie na sfrustrowaną? Oby nie, nie taki miała zamiar. Po prostu im więcej ostatnio korzystała z tindera tym częściej dochodziła do wniosku, że chyba jednak nie ma czego tam szukać, bo jak do tej pory nie udało jej się trafić na nikogo, z kim mogłaby próbować budować coś poważnego, a właśnie na takiej relacji jej zależało. Nie chciała kogoś na chwilę, kogoś kto zniknie po kilku spotkaniach... lub nie przyjdzie na to spotkanie w ogóle, bo jak widać bywa i tak. - Albo to może ja nie umiem szukać, nie wiem. Ale chyba na jakiś czas dam sobie spokój. - No, tym bardziej że skoro walentynki odhaczone to w najgorszym razie znowu zacznie jej aż tak bardzo mocno zależeć dopiero za rok.
Dopiero, kiedy stanęły przed drzwiami kawiarni, Fleur poczuła jak bardzo brakuje jej kofeiny. Niechętnie się do tego przyznawała, ale kofeina była jej małym nałogiem - zresztą jedynym, więc pewnie nie miała czego się wstydzić, bo istniały dużo bardziej szkodliwe uzależnienia. Anyway, w tej konkretnej kawiarni jeszcze nigdy nie była, ale wyglądała całkiem obiecująco, więc już po chwili siedziały przy jakimś przytulnym stoliku w rogu sali - jednym z ostatnich wolnych, bo w takie dni jak ten wszelkie kawiarnie, restauracje, bary i tym podobne przybytki są oblegane bardziej niż na codzień. Na szczęście nie musiały czekać długo, nim podeszła do nich kelnerka.
- Dla mnie duża czarna kawa i sernik z białą czekoladą. - Dla Fleur wybór był całkiem oczywisty. Nie myślała o tym, że to już kolejne wydane pieniądze, po prostu wychodziła z założenia, że czasem trzeba zrobić sobie dobrze kubkiem kawy i dobrym ciastem. - I jakiś wazon na kwiaty? Szkoda by było, żeby zwiędły. - Z tymi słowami ruchem głowy wskazała na bukiet, teraz już należący do Joan. Czasem się zdarzało, że mieli w takich miejscach wazony w razie jakichś gości z bukietami z okazji randek, rocznic, urodzin, czy na co tam jeszcze ludzie kupują sobie kwiaty.

Joan D. Terrell
powitalny kokos
nick
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Cappuccino z syropem waniliowym. – Postanowiła spróbować czegoś innego od tego co zazwyczaj pijała (czyli czarną) głównie z chęci oszczędzania. Nawet w przerwie w pracy wychodziła do parku z kubkiem termicznym, w którym miała kawę przygotowaną w ośrodku. Kupowanie czegoś sobie ograniczała do minimum. Do tego co niezbędne w życiu, bo wiedziała, że całą resztę zapewni Desmond albo inny amant, któremu spodoba się to co widział. A trzeba przyznać, że Joan podobała się większości populacji, czego doskonale była świadoma i umiała to dobrze wykorzystać. Skoro los jej nie dopieszczał, to czemu miałaby nie wykorzystywać swej urody do zdobycia czegoś, czego chciała? Nie przesadzajmy, to nic złego. Nie okradała nikogo stając się multimiliarderką. Po prostu pozwalała aby inni ją rozpieszczali.
Spojrzała na odłożony na stolik bukiet i posłała kelnerce delikatny uśmiech, kiedy ta wspomniała, że niebawem przyniesie wazon.
- Słyszałaś o teorii zagubionych rzeczy? Znajdują się nie wtedy kiedy ich szukasz a kiedy nie poświęcasz im całej swej uwagi, nie myślisz o nich albo w ogóle zapominasz, że ich potrzebujesz – Nawiązała do poprzedniego stwierdzenia Fleur, że ta chyba odpuści sobie z szukaniem kogoś do randkowania. – Nie twierdzę, że z randkami jest tak samo, bo dobrze żebyś zostawiła sobie furtkę w postaci Tindera, ale nie ma po co się spinać. Robić czegoś, bo tak trzeba lub dobija nas myśl, że nie mamy z kim spędzić walentynek. – Bo to wtedy serwery Tindera szaleją, kiedy ludzie prawie że na siłę szukają sobie pary do spędzenia tego konkretnego dnia. – Zresztą, co takiego świetnego jest w tym całym Tinderze? Pytam poważnie, bo nigdy go nie używałam. – Co za tym szło, nigdy też nie widziała ów aplikacji. Kiedyś samo posiadanie telefonu z klapką uważała za luksus, dlatego nie rozumiała fenomenu tysięcy aplikacji w smartfonach, który owszem – posiadała, bo Desmond chciał mieć z nią kontakt – ale używała go tylko do kontaktowania się z innymi. – Piszesz tam o sobie całą prawdę? Czy tylko to, co może spodobać się ludziom? Wiesz, na przykład, że masz francuski akcent i dokładasz do tego zdjęcia paru swoich prac, nawet tych niedokończonych? – Pytała świadoma, że ludzie woleli się idealizować niż mówić o sobie całą, nawet najgorszą prawdę. – Gdybyś jednak nie miała wyboru i musiała napisać o sobie prawdę, wszystkie wady i zalety, bo inaczej Tinder na przykład skasowałby ci konto, to co to by było? – W ten pokrętny sposób, w próbie zrozumienia istnienia aplikacji randkowej odnalazła możliwość dopytania się Fleur o to kim i jaka była. Zadała jej osobiste pytania, na które wcale nie musiała odpowiadać, bo nie każdemu pasowałoby uzewnętrznianie się kobiecie poznanej w parku (widziały się tam parę razy, ale nadal były sobie obce).

Fleur Chastain
ODPOWIEDZ