właścicielka cukierni — SUGAR BAKESHOP
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Właścicielka cukierni i rozwódka. Za wszelką cenę stara się zmienić swoje życie i odrzucić przeszłość, która ciągnie się za nią za sprawą kilku kiepskich wyborów i łobuza, który na nowo pojawia się w jej życiu.
3.


W wolnych chwilach od obsługiwania klienteli, odwiedzającej jej cukiernie, Willie lubiła zając sie własnym, specjalnym projektem w formie tortu, który powstawał według jej własnego, autorskiego przepisu, tworzonego na kolanie, dosłownie. Rzadko kiedy zmieniała pozycje w menu, jednak zdarzały się dni, kiedy oferowała coś w deseń ciasta dnia, które pchała na ewentualne przetestowanie. Kiedy jednak nie wszystkie wypieki zeszły z jej szklanej witrynki przed końcem pracy, pakowała je w tekturowe pudełka i wręczała je rodzinie bądź sąsiadom, jednak tego dnia, znudzona kontaktem z randomowymi osobami, postanowiła odwiedzić znużoną pracą przyjaciółkę. Kiedy dokończyła formalności związane z uprzątnięciem lokalu oraz rozliczeniem kasy, zamknęła cukiernie i z papierową torbą ruszyła w stronę miejscowego ratusza, gdzie pracowała Paisley.
Po około dziesięciu minutach spaceru, dotarła na miejsce i wchodząc do głównego holu, poprawiła poczochrana ;przez wiatr czuprynę, która przysłaniała jej niemalże pół twarzy. Bezszelestnie przemknęła przez piętro budynku i kiedy znalazła się przed drzwiami do pokoju brunetki, zapukała i wychyliła głowę by upewnić się, że dziewczyna nie miała żadnego ważnego gościa w środku.
A kuku! — pisnęła i wślizgnęła się do gabinetu, machając reklamówką z zachwytem — Pomyślałam, że wpadnę i poprawie ci humor moim tortem bezowym. Szkoda żeby się zmarnowało, a muszę ograniczyć słodkości siostrom, które mają cukru pod dostatkiem — dodała i ułożyła torbę na jej biurku, po czym zajęła miejsce na krześle po drugiej stronie biurka. Musiała przyznać, że w jej pomieszczeniu było znacznie przyjemniej niż na zewnątrz, gdzie temperatura wciąż trzymała się na wysokości. To pewnie zasługa klimatyzatora, którego brakło jej we własnych czterech ścianach.
Za ile kończysz? — zapytała i wyjęła z torebki pudełko z ciastem, które otworzyła dumnie.

paisley steinbeck
powitalny kokos
moon
pisarka na przerwie, urzędas — ratusz
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
stacjonuje w lorne 1,5 roku i zdążyła nabawić się wypalenia zawodowego, znalazła zdradzającego partnera i nawet nie lubi własnego domu
3

Wolne chwile w ratuszu wpadały jak cyferki na loterii - rzadko po jej myśli a zdecydowanie częściej na przekór. O ile ze stertą papieru, druków i tuszu była zaprzyjaźniona od dziecka, o tyle w całym swoim życiu nie śniła o momencie, w którym przyjdzie jej wypełniać zawiłe urzędnicze notki, władać pieczątką i odsyłać ludzi do innego gabinetu. Nie była oporna na przyswajanie nowych rzeczy, dość szybko złapała rytm pracy nawet jeśli jej doświadczenie w obecnym zawodzie było zerowe, jednak nie umiała wczuć się w sztywny grafik, ciszę korytarzy i potraktowana wybielaczem koszulę, której kołnierz zawsze był starannie wyprasowany. Czy tęskniła za swoim poprzednim zawodem? Oczywiście, że tak. Czy robiła coś w kierunku polepszenia swojej sytuacji? Absolutnie nie. Jak już wiadomo, Paisley nie potrafiła płynąć pod prąd. Przynajmniej nie teraz, gdy miała wystarczająco zmartwień.
Pukanie do drzwi wcale nie wybiło jej z pracowniczego rytmu. Na tyle zdążyła się przyzwyczaić do przeróżnych odwiedzić, że niemal automatycznie odpowiedziała miłym “proszę”, jako sygnał gotowości do konfrontacji z petentem. Dźwięk znajomego głosu zwrócił jej uwagę, więc gdy tylko oderwała wzrok od monitora na jej ustach zagościł szeroki uśmiech.
- Skąd wiedziałaś, że tego właśnie potrzebuję? - odpowiedziała, zsuwając okulary z nosa i podnosząc się z niezbyt wygodnego fotela. Syknęła stając na równe nogi, po czym leniwie poprawiła spódnicę. - Nie zmieniałam pozycji przez jakieś dwie godziny, czuję się jakbym dopiero stawiała pierwsze kroki - rzuciła, powoli podchodząc do przyjaciółki by należycie przywitać ją uściskiem. Była jej wybawieniem od nudy, burczenia w brzuchu i zawrotów głowy od śledzenia liter zapisanych czcionką numer dwanaście. Wróciła na swoje miejsce, tym razem rozsiadając się nieco swobodniej, niż zazwyczaj. W znajomym towarzystwie mogła sobie na to pozwolić.
- Nie pamiętam która jest - zamyśliła się na moment, starając sobie przypomnieć kiedy ostatni raz wychodziła na świeże powietrze. Sądząc po jej opóźnionej reakcji, dość dawno. - Jeśli dobrze pójdzie to za niecałą godzinę, ale schowałabym optymizm do kieszeni, bo burmistrz się tu kręci. Jest całkiem przystojny, ale mówię ci normalnie się go boję - może gdyby była lepszym pracownikiem to żyliby na nieco innych warunkach. Tak to pozostało jej liczyć na łaskę pana Winfielda i modlić się by nie przyłapał jej na kawie i ciasteczku z przyjaciółką. - Dwa widelczyki znajdę, ale talerzyków raczej tutaj nie mam - wskazała na torbę z ciastkiem, którym oczywiście nie zamierzała delektować się sama.

willie hillbury
powitalny kokos
k.
właścicielka cukierni — SUGAR BAKESHOP
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Właścicielka cukierni i rozwódka. Za wszelką cenę stara się zmienić swoje życie i odrzucić przeszłość, która ciągnie się za nią za sprawą kilku kiepskich wyborów i łobuza, który na nowo pojawia się w jej życiu.
Za żadne skarby, Hillbury nie zdecydowałaby się na pracę za biurkiem, która polegałaby na pracy z dokumentami i nużącym stukaniem w klawiaturę komputera. Kiedy sama pod koniec miesiąca zmagała się z fakturami i rachunkami, ledwo radziła sobie z całym pierdolnikiem, który miała w papierach i gdyby mogła, zleciłaby to jakiejś innej, bardziej pojętnej osobie, która lubiła matematyczny bełkot i robótki biurowe. Prawdą jednak było, że nie było jej stać na dodatkowa parę rąk i zajmowała się tym sama, sprawdzając wszystko po cztery razy by mieć pewność, że żadnej gafy nie popełniła. Zdawała sobie jednak sprawę, że tez nie każdemu musiał odpowiadać rodzaj prac, który wykonywała ona, bo przecież nie każdy rodził się z zamiłowaniem do cukiernictwa, prawda? Do tego trzeba też dopisać kontakt z upierdliwymi klientami ale ale akurat tego nie brakowało Paisley - ciągłe telefony, maile i ludzie z mnóstwem pytań bez odpowiedzi.
Kochanie, każdy tego potrzebuje. Cukier może i jest niezdrowy ale powoduje wzrost poziomu dopaminy w mózgu, a to ważne — odpowiedziała, przekonując sama siebie o słuszności tejże tezy. Co prawda, jako cukiernik niewiele jadła słodyczy i własnych wypieków, jednak każdy smakowała i przynajmniej raz w tygodniu pozwalała sobie na czarną kawkę i kawałek ciasta, tak dla smaku i poprawy nastroju. Była to dobra okazja by spotkać się z przyjaciółką lub rodziną, więc czemu nie?
Już to mówiłam i znowu się powtórzę ale zmień tą prace Pais, to jakiś pieprzony kierat — pokręciła głową i skrzywiła się, widząc, że blondynka wstając z fotela, krzywi się jak chińska literka s. Powinna mieć więcej ruchu, by nie przylgnąć do siedzenia na stałe no i co z przerwa od pracy z monitorem ekranowym? Na jej nosie już pojawiły się okulary, a przecież lepiej nie będzie! — Ahh, to dlatego pozwalasz sobie na takie warunki pracy. Wszystko jasne, burmistrz jest przystojny — roześmiała się i wywróciła teatralnie oczami. Oczywiście ten fakt przemawiał za tym by codziennie rano wstawać do tak kiepskiej roboty ale czy cokolwiek z tego miała? Oczywiście poza podstawową pensją, najtańsza opieką zdrowotną i skrzywionym kręgosłupem?
Uważaj, bo nabawisz się syndromu sztokholmskiego — dodała z trudem powstrzymując śmiech i wzięła widelczyk, który wręczyła jej przyjaciółka. Nie przeszkadzał jej wcale brak zastawy, bo równie dobrze mogły dziobać resztki tortu prosto z kartonu, prawda? Kiepsko to będzie wyglądało gdy ktoś zajrzy do jej gabinetu ale trudno, zasługiwała chociaż na tyle w tym obozie pracy!

paisley steinbeck
powitalny kokos
moon
pisarka na przerwie, urzędas — ratusz
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
stacjonuje w lorne 1,5 roku i zdążyła nabawić się wypalenia zawodowego, znalazła zdradzającego partnera i nawet nie lubi własnego domu
Gdyby Steinbeck nie była przyparta do muru i miała znacznie większy wachlarz możliwości po przeprowadzce do Lorne to zapewne też nie dałaby się przykuć do biurka i sterty papierów innych, niż jej własne zapiski. Jednak zdecydowanie wolała dawkować sobie dramaty w życiu i zapewne z tego też powodu chwilowo nie rozglądała się za nową pracą. Kłopoty w raju z Cadenem dostarczały jej wystarczającą ilość zmartwień potrzebnych do nadmiernego myślenia i niepotrzebnego analizowania, dlatego posiadanie jednego stałego punktu w życiu - nawet w postaci okrutnie nielubianej pracy - pomagało jej nadal wyczuwać grunt pod nogami. Chociaż w głębi wiedziała, że gdyby nie jej rodzinne koneksje to mogłaby się pożegnać z zagrzanym krzesłem przy drewnianym biurku. Może wtedy zaczęłaby szukać nowych talentów w kuchni i błagałaby Willie o przyjęcie do pracy.
- Mhm ten sam cukier może sprawić, że niedługo utknę w tym krześle, później w drzwiach a na końcu wpadnie załoga strażaków próbująca wytoczyć mnie z ratusza - przewróciła teatralnie oczami, czując jak wzrasta w niej ochota na słodkie. Potrzebowała zastrzyku energii lub porządnego odpoczynku. Ze skrajności w skrajność. - Ale to było całkiem przekonujące! Ilu klientów na to łapiesz? - nie kłamała, chwilowo przestała się martwić o dodatkowe kilogramy, które na pewno złapała przy swoim trybie życia, ale brakowało jej odwagi by się o tym przekonać i stanąć na wadze.
- Okej, dobra i gdzie wtedy pójdę? Nie jest tak źle, znaczy jest, bo robię za pieprzoną panią z pieczątką i niedługo wyhoduję garb, ale zawsze mogło być gorzej - wypowiedzenie ostatnich słów zazwyczaj wiązało się z zesłaniem na siebie jeszcze większej katastrofy. Może powinna szybko odpukać te słowa, jeśli życie rzeczywiście było jej miłe. - Ciiii, ciszej! Ściany mają uszy! - uciszyła ją natychmiast, próbując powstrzymać rozbawienie. Nie była pewna czy budownictwo tutaj poległo czy urzędnicy mieli tak wyczulone zmysły, ale na wszelki wypadek wolała uniknąć niepotrzebnych plotek. Nie znasz dnia ani godziny a licho nie śpi. Czy jakoś tak. - Nie pozwalam sobie na nic, właściwie to on mnie nie lubi - przyznała, śmiejąc się pod nosem. Znała swoje wady, jak i zalety przez co zawsze wydawało jej się, że z reguły wzbudza sympatię. Może niekoniecznie przy pierwszym spotkaniu, ale zawsze udawało się w końcu znaleźć wspólny język.
- Spokojnie, póki co mam tylko idiotkowy syndrom, ale to nie jest temat do dobrego ciastka. Chcesz kawę? - bo jak to tak na sucho! Ponownie wstała z krzesła w celu nastawienia elektrycznego czajnika i przygotowania dwóch kubków. - Co sądzisz o przeglądaniu telefonu partnera? - spytała, przygryzając dolną wargę. Gdzie podziały się te miłe tematy?

willie hillbury
powitalny kokos
k.
ODPOWIEDZ