(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Dni trzeźwości były przekleństwem. Piekielną czeluścią, skąd uciec się nie dało; dopiero czasem wieczorem można było. Najważniejsze to sobie wszystko dokładnie zaplanować, może zdobyć jakiś lek, który zapity gorzałą pomoże zasnąć i zapomnieć. Tymczasem od dwudziestu czterech godzin nie miał w ustach alkoholu, wysoko czy nisko procentowego. Nawet piwa żałosnego, bo wiadomo, piwo to jak nic. A to wszystko ze względu na nią, choć obiecywał sobie, że żadnej jej już nigdy nie będzie. Tymczasem byli w związku-nie-związku, a on starał się na tyle, na ile mógł. Przy niej nie pił. Przy niej nie był pijany. Zawsze ułożony, czyste ubrania, kultura w oczach, uczucia w sercu. Dla niej mógł tak wiele — dźwigał jej ciężary, dzwonił codziennie, pytał szczerze o jej plany. Śmiał się i czasem tylko smucił, nigdy jednak jej nie mówiąc, dlaczego. Może czuł coś na kształt miłości, ale chyba jednak raczej przywiązania i słabości, bo ciężko było czasem uwierzyć, że ktoś taki, jak ona, był w stanie się nim zainteresować. Nie chciał, by się go wstydziła, więc dla niej zawsze był trzeźwy. Ona zaś wiedzieć musiała, że gdy się rozstają, on pędzi do baru. Że gdy czasem dzwoni do niego, a on mówi, że znowu złapała go grypa, jest pijany. Nigdy jednak o tym nie mówili. Może dlatego, że Theo był stanowczy tej jednej kwestii — nigdy nic o sobie, to nie on jest tu ważny. Nią się opiekował, jej życia pilnował. Tylko to się liczyło.
Ostatnio jakby przycichło, bo wpadł w gorszy okres. Pił i pił, dni mijały, a on ją zbywał. Wziął się więc w garść, wziął wolne w pracy i pewny, że nieskazitelność jest tym, co go dziś cechuje, ruszył na pieszo pod jej kwiaciarnię. Pogoda dopisywała, chwała niebiosom, toteż niekoniecznie przeklinał to, że nie wolno było mu prowadzić. Jednak tak wiele razy utrudniło to wszystko; na przykład wtedy, gdy na randkę zabrał ją w ulewie, bo inaczej się nie dało. Dziś był jednak dzień dobrych myśli, uśmiechu na duszy. I obiecywał sobie, że nie pójdzie pić, że spędzą ten dzień razem, a potem też noc. Że nie wycofa się jak zwykle, że wygra tę własną walkę. Że jutro zbudzi się obok niej i wszystko nadal będzie piękne.
— Dobrze się już czuję — rzucił niedbale na powitanie, maskując tym tradycyjne kłamstwo. Podszedł do niej, stojącej wśród roślin, składając pocałunek na jej policzku. — Masz dużo pracy czy mogłabyś sobie zrobić wolne? — pytając rozejrzał się dookoła, jakby oceniając, czy mógłby ją stąd porwać. — Mógłbym ci też pomóc — dodał z przekonaniem, uśmiechając się wesoło.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
13.

Nie przeszkadzało jej przymykanie oka, nawet dwóch, nawet całkowite ich zamykanie i udawanie, że niczego nie widzi. Żadnego wyskoku, alkoholu, staczania się w kierunku, którego powinna sama unikać za wszelką cenę. Przecież... co by nie zrobił ze swoim życiem, to on był powodem dla którego jej własne jeszcze trwało, prawda? Tylko czasem zastanawiała się, czy powinna go za to kochać, czy nienawidzić. Naturalnie te gorzkie myśli były pustym frazesem, którego nawet nie formowała na języku. Był ważny. Być może najważniejszy, chociaż niestety w przypadku Laurissy nie była to żadna zaszczytna pozycja. Kobietą była raczej zniszczoną, chociaż na zewnątrz stanowiła jeszcze całkiem ujmujący obrazek, to wewnątrz... tylko ktoś, kto o szaleństwie mógł wiedzieć tyle, ile wiedzą o nim psychiatrzy, mógł się nią zainteresować. Czasem, gdy miała lepsze dni, żartowała o tym głośno, uśmiechając się do niego i nosem, w młodzieńczym geście drażniąc męski polik pokryty zarostem. Innym razem, kiedy znów miała te swoje załamania, pojawiające się, jak szóstka w loterii - niespodziewanie i bez jakieś logicznych schematów - też do tego nawiązywała, nie szczędząc zgorzkniałego tonu, łez w tych jej wielkich, sarnich oczach, świadczących o tym, jak cholernie słaba była. Skoro więc była tak niestabilna, jakże mogłaby wytykać Othello, że i on miewał swoje mroki, że czasem chorował zbyt często, ale nigdy po tym, jak razem spędzili dzień. Nie próbowała się domyślać, ale kiedy do niej wracał, po prostu cieszyła się z tego, że jest... nawet na chwilę. Że może go kochać i nie kochać jednocześnie, tak jak on ją... wygodny był to układ dwójki ludzi, którzy może w czymś rozsądniejszym, bliższym poprawności, by sobie nie poradzili. Ona by sobie nie poradziła, bo mówienie o miłości ją przerażało, jak nic innego, a przy tym niczego tak, jak tego uczucia, nie potrzebowała i nie wypatrywała.
- Wyglądasz nieźle - odpowiedziała, gdy tylko usłyszała powitanie mężczyzny i nadstawiła polik, pewna, że jego usta zaraz go musną. Zastanawiała się, czy powinna powiedzieć mu o ślubie Anthonego... a raczej próbowała we własnej głowie usprawiedliwiać siebie przed tym, dlaczego jeszcze tego nie zrobiła, twierdząc z paranoicznym przekonaniem, że to nic takiego. Odwróciła się tak, by stanąć przed nim przodem i po zdjęciu rękawic, wygładziła materiał ubrań na jego torsie, chociaż ten wcale tego nie wymagał. - Niby coś tam mam do roboty, ale dla mojego ulubionego klienta byłabym gotowa olać inne zlecenia - przyznała zgodnie z prawdą, bo Othello był jak ucieczka, a ucieczki stanowiły jedną z jej największych pasji. Nawet teraz, gdy się tu zjawił, czuła się trochę tak, jakby w zasięgu jej rąk zjawił się środek przeciwbólowy, którego niezwykle potrzebowała. - Stęskniłam się za tobą - przyznała, bo miała ciężki czas za sobą. Najpierw spotkanie z Tonym i zepsuty samochód, potem jeszcze lepszy piknik z jego narzeczoną. Doprawdy idealny grafik.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Kiedy byli razem, a każda minuta rozbrzmiewała utraconym przed laty szczęściem, gorączka w sercu grzmiała, że oto nadeszła odpowiednia chwila, że czas się zmienić. Dla niej, dla siebie, dla nich. Świadomość tego, że owszem, mógłby, tak po prostu i gwałtownie, bo w jego piciu nie skrywał się wyższy cel, paraliżowała go jednak doszczętnie. Naraz myślał o martwej Helenie i jej złowrogim spojrzeniu. O tym, że wyłoniłaby się nagle z mroku oceanu i zawładnęła jego umysłem sprawiając, że niegodny były wszelkich uczuć, którymi Laurissa darzyła. A jednak gdy był młody myślał o tym, że gdy zakocha się kiedyś znów tak prawdziwie, na zawsze, to picie i Helena nie będą się liczyć. Że nie będzie planów, a czyste działanie — pewnego dnia po prostu zapomni o tej łatce lokalnego pijaka, tak jak i ludzie zapomną, jak wypadał w tej roli. Czy to znaczyło, że Laurissy nie kochał? Wolał wzbraniać się przed nazywaniem czegokolwiek; byli dla siebie dobrzy i tylko to się liczyło.
— Ty też całkiem nienajgorzej — śmiech rozbrzmiał w tych słowach będących swoistą zaczepką, niczym więcej, choć może i kryła się w tym stwierdzeniu jakaś słuszność. Bo twarz jej naznaczona spokojem nie wskazywała, że podczas jego nieobecności wpadła w jeden z tych swoich stanów, które tak bardzo łamały mu serce. I prawdopodobnie nie wybaczyłby sobie nigdy, że nie było go wówczas obok, choć obiecał, że z każdego upadku będzie ją zawsze podnosić. Tymczasem przyciągnął ją do siebie bliżej, czule zaplatając dłonie na jej plecach. Ktoś mógłby pomyśleć, że oto szczęśliwa para, wyzbyta problemów i zmartwień, bo te ich uśmiechy doskonale maskowały wszelkie nieprawidłowości. — Jest ładna pogoda, moglibyśmy uciec gdzieś za miasto — zaproponował, na myśli mając oddalenie się od brzegu. Na plaży nigdy razem nie byli i ona wiedziała już, że Theo nigdy nie da się namówić, by znaleźć się blisko morza. — Ja za tobą też — skłamał, choć wiele by oddał, by była to prawda. A może tęsknił prawdziwie i po prostu nie pamiętał? Gdy pił, był po prostu kimś innym, niezwiązanym w żadnym stopniu z tym światem. — Jak ci minął tydzień? — dopytał, nie mając pojęcia, jak wiele czasu w istocie upłynęło.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Pasował jej ten układ, zapewniał bezpieczeństwo, nie wywoływał do tablicy dawnych traum. Miłość kiedyś mogła budzić na jej twarzy uśmiech, a w brzuchu te całe motyle, o których tyle się słyszy, ale dawno jej to minęło. Teraz uczucie to kojarzyła jedynie ze strachem, ze wspomnieniami złamania tak dotkliwego, że zakrawającego o stan fizyczny, a nie jedynie skryty w metaforach. Pamiętała doskonale, jak to było, gdy czuła się pusta, wyprana, bez siły na walkę o siebie czy chociaż kolejny oddech. Miłość sprawiła, że umarło w niej wszystko, jak na zimę w ogrodzie, który wypełniały jedynie jednosezonowe rośliny. Przepadło uschnięte bez szans nad odratowanie. Bała się więc tej całej pięknej miłości, a przy tym równie strachliwie myślała o zastaniu samotną... konflikt wewnętrzny, któremu nie sposób było sprostać, ale Othello zdawał się być dobrym lekarstwem. Nie chciał więcej, niż mogła mu dać i ona także nie wymagała od niego więcej, niż chciałby zaoferować. Po prostu był, sprawiał, że dnie nie mijały samotnie, a noce nie były tak chłodne.
- Zaraz spłonę rumieńcem, panie Lounsbury - przewróciła oczami, pozwalając sobie na perlisty chichot. Jeden z tych, które sądziła, straciła już na zawsze. Lubiła, gdy taki był... znajdował się blisko i brał ją w ramiona. Wówczas jeszcze silniej czuła, że nie jest sama. Nawet ona ulegała pozorom, które stwarzali w takich momentach. - Czytasz mi w myślach - w zasadzie nie myślała wcześniej o ucieczce z miasta, ale teraz, jak to powiedział, doszła do wniosku, że właśnie tego jej potrzeba. Często miała wrażenie, że Othello lepiej wie, czego potrzebowała. Polegała na nim w tych i innych sprawach, samej nie będąc w stanie ze wszystkim sobie poradzić. Spiła też kłamstwo z jego ust, unosząc kąciki własnych do góry. Nie domyśliłaby się nieprawdy, bo nawet nie chciała jej widzieć. Nigdy nie próbowała szukać dziur w całym, bo jak się czegoś szuka, to człowiek zawsze to w końcu znajduje. - Okropnie, a twój? - nie umiała kłamać, ale potrafiła uśmiechać się tak, by prawda zdawała się nieco lżejsza, niż w rzeczywistości. Stanęła więc na palcach by delikatnie musnąć wargami jego własne, a potem znów stojąc na całych stopach, oparła czoło o jego tors, pozwalając sobie na przymknięcie oczu. - Ale opowiem ci o najgorszych rzeczach, jak już zrobimy coś przyjemnego, dla równowagi, co? Moglibyśmy wybrać się w góry i udawać, że nie musimy z nich wracać... tylko ty i ja - zaproponowała, licząc na to, że skusi się na taką propozycję. Musiała na kilka chwil stąd uciec, nawet na jedną noc, byleby się zdystansować.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Czy tkwili więc po prostu w tymże związku z powodu rozsądku? Oboje przerażeni możliwą samotnością, której ostre pazury mogłyby doszczętnie poharatać ich zniszczone już życia, oboje poszukujący bezpieczeństwa i chwili na oddech. Tak więc owszem, układ był to roztropny, ale przy tym wszystkim i tak — przynajmniej z jego strony — pojawiły się jakieś uczucia. Nie tak wzniosłe, jakby się tego wymagało, ale lubił ją, na miłość boską, czyż nie było to najważniejsze? Pewien był dzięki temu, że jeśli kiedykolwiek przyszłoby im się rozstać, uczyniliby to w zgodzie. Bo znał ją tak, jak znał siebie — nie potrafiliby skrzywdzić się wzajemnie w żaden sposób.
Nikogo nie powinno dziwić więc, że na słowo „ucieczka” obojgu oczu rozświetliły się dziwnym blaskiem, zawierającym w sobie kilka gram rozmarzenia i strachu jednocześnie. Dobrze, że mieli jednak w tym wszystkim siebie, bez względu na wszelkie kierujące nimi motywy. — Paskudny — odparł zgodnie z prawdą, bo te tygodnie, które rozmywały się za sprawą alkoholu zawsze takie były. Może i niektóre zdarzenia godne były zapamiętania, ale strapiony umysł nie był w stanie w odpowiedni sposób ich udźwignąć. Kiedy pił jednak, najdokuczliwiej czuł, że związany jest z tą swoją samotnością na zawsze. Nauczył się już niczego nie żałować, akceptując to swoje podwójne życie, ale zawsze wtedy, gdy po zerwaniu z wódką wracał do Laurissy, czuł się dość niewłaściwie. I gotów byłby sobie obiecać, że będzie już tylko z nią, że do picia nie wróci, ale wystarczył potem jeden niewinny sen o Helenie, by bez wzruszenia porzucił te wielkie plany. Na jej propozycję naturalnie się zgodził, wiedząc już w tej chwili, że będzie to jeden z tych dni, które zapamiętuje się na zawsze; dzień, do którego wraca się wspomnieniami żałując, że nigdy nie będzie już takiego słońca i takiej miłości, bo wszystko zdarza się przecież tylko raz. Pomógł jej więc w dokończeniu kilku czynności, a potem porzucili to przeklęte miasto i ani razu nie obejrzeli się za siebie.

Laurissa Hemingway

koniec <3
ODPOWIEDZ