lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To był jeden z tych poranków, podczas których nikt nie powinien wchodzić jej w drogę. Czuła się jak cień człowieka, choć wyglądała zniewalająco dobrze. Wiele osób odpowiedzialność za ten stan rzeczy zrzuciłoby na geny. Dobre geny odpowiadały za zniewalający wygląd, natomiast rodzinne relacje za problemy z alkoholem. Wszystkiemu winne są geny. W rzeczywistości, miała to już wytrenowane: rano zwlec się z łóżka, pozbyć się resztek wczorajszego makijażu i natrzeć twarz kostką lodu owiniętą w gazę lub ręcznik. Orzeźwiało, ujędrniało skórę i pozwalało zagłuszyć ból głowy.
W takim stanie, niczym dementor unoszący się nad ziemią, w eleganckiej, skórzanej ramonesce Saint Laurent, dotarła do biura. Nie raz, nie dwa, zdarzało jej się prowadzić z przysłowiowym “kacem”. Nie wiedziała czy to wrodzona talent do prowadzenia pojazdów, czy zwyczajna ostrożność i szczęście, ale nigdy nie natrafiła na kontrolę policyjną.
Winda, z nieznośnymi aplikantami szczebioczącymi jak wesołe kanarki. Nic dziwnego, że agresja i złość niemal buzowały w jej żyłach. Pokolenie wielbiące Zmierzch, powieść o dziewczynie, która nie potrafiła zdecydować czy jej fetyszem jest zoofilia z wilkołakiem, czy nekrofilią z wampirem. Wywróciła tylko oczami, które i tak zakrywały duże okulary przeciwsłoneczne.
Trzasnęła drzwiami swojego gabinetu, rzucając niewielką torbę na pobliską sofę. Zrzuciła wysokie szpilki i usiadła na swoim fotelu, zamykając oczy i zakładając chłodzącą opaskę na oczy. Asystentka przyniosła jej czarną kawę i musującą tabletkę, która syczała groźnie po wrzuceniu do wody mineralnej.
Jaki znowu lunch? – zapytała beznamiętnym tonem, gdy asystentka zapytała o dzisiejszy posiłek. Wyjaśniła zaraz, że jest już jedenasta trzydzieści i czas złożyć zamówienia.
Krwisty stek, bez figlarnego sosu. Do tego sałata i dietetyczna coca-cola. – wymruczała, chociaż na samą myśl o jedzeniu, jej żołądek zdawał się przybierać pozycję obronną. Niczym nastroszony paw, który najpierw trzęsie ogonem, a potem zamaszyście otwiera go nim wachlarz bogato zdobionych piór. Dlatego też, Mel pokręciła głową odmawiając dalszych rozmów i niemal niegrzecznie, ruchem ręki w stylu “sio”, wygniła asystentkę.
przyjazna koala
Melville
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Cztery?

Nie wyglądaj na pijanego, nie wyglądaj na pijanego, nie wyglądaj…
Gdy drzwi windy rozsunęły się, Salinger Lewis przestał przytrzymywać się ściany i lekko się od niej odepchnął. Oczywiście natychmiast się zachwiał, a żołądek po raz kolejny tego ranka wywrócił mu się na drugą stronę, ale to nic. Miał przecież misję: nie wyglądać na pijanego.
Problem w tym, że kiedy budzisz się po nocnym piciu i sam nie umiesz stwierdzić, czy jesteś jeszcze pijany, czy to już kac, naprawdę ciężko nie wyglądać, jakbyś był nawalony. A kiedy próbujesz, możesz osiągnąć najczęściej jeden z dwóch efektów: budzący w ludziach litość lub niepokój. Nie miał pojęcia, którą z tych emocji zaczęła czuć asystentka Mel, która wyszła właśnie z gabinetu swojej przełożonej i próbowała coś do niego powiedzieć. Nie tylko nic z tego nie zrozumiał, ale też ani trochę go to nie obchodziło, dlatego zdobył się na ten nadludzki wysiłek i podniósł dłoń i wykonał ruch w stylu „sio”, zupełnie nieświadomy, że tym samym udowadniał właśnie, że on i Melville Lewis są ze sobą spokrewnieni.
Może dlatego ta dziewczyna już go dłużej nie zatrzymała. A może nie potrzebował machać na nią ręką jak na natrętną muchę, żeby go rozpoznała. Z reguły był raczej milszy niż Melville: był tym facetem, który lubił wdawać się w small talk ze stażystą, czekając aż siostra skończy robić swoje ważne rzeczy za swoim ważnym biureczkiem i witał się z osobą na recepcji, jak przystało na chłopca, któremu ojciec dał kiedyś w twarz, gdy zignorował „dzień dobry” ich ogrodnika. Dzisiaj jednak był umierający – a przynajmniej był gotów zapewnić, że czuje się jak umierający, to praktycznie to samo – i jedyne, czego chciał, to dotoczyć się do gabinetu Mel.
A kiedy to wreszcie zrobił, po prostu postawił tę jej torebeczkę na podłodze i położył się na kanapie, podciągając nogi do klatki piersiowej – cały i tak by się tutaj nie zmieścił. Leżał tak przez chwilę, zastanawiając się, czy przypadkiem nie złapał jakiegoś syfa od dziewczyny, od której właśnie wracał, aż wreszcie powiedział: - Wiesz, dobrze, że zostawiłaś torebkę, mogę zaraz do niej narzygać – ostrzegł jak przystało na grzecznego, dobrze wychowanego człowieka, jakim przecież był. A skoro już przekazał siostrze wszystko co miał do powiedzenia, po prostu zamknął oczy, gotów wsiadać do śpiulkolotu.
Szkoda, że ojciec ich teraz nie widzi, hm?

Melville Lewis
ambitny krab
nick
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie ma mnie. – rzuciła oschle, gdy ktoś śmiał nacisnąć klamkę drzwi do jej gabinetu. Była niemal pewna, że to asystentka albo inny petent. Nie musiała się jednak obracać na krześle. Tylko jedna osoba na całym świecie miała wystarczająco dużo odwagi by dotknąć jej torebki, a w dodatku by położyć się na jej sofie! To nie byle jaki mebel, a oryginalne Togo. Czarna, lekko połyskująca, woskowana skóra. Wersja niezwykle rzadka, limitowana. Co jak co, ale Melville miała świetny gust. Brakowało jej tylko skromności.
Jeśli do niej narzygasz, to nie tylko wystawię Ci rachunek, ale zrobię to samo w Twoim samochodzie. Celując w wywietrzniki klimatyzacji. – podła. Jak zwykle podła. I skąd ona miała te wszystkie złośliwe plany zemsty w głowie? Powinna to wpisywać w rubryce "hobby": opracowywanie niegodziwych i wrednych planów, które utrudniają życie innym ludziom. Pewnie nadawałaby się wyśmienicie na mordercę albo brutalnego gliniarza, który nie waha się przed stosowaniem tortur podczas przesłuchań.
Nie chcę być niemiła, ale wyglądasz fatalnie. – dodała po kilku długich sekundach ciszy.
W lodówce jest jeszcze jedna opaska chłodząca na oczy. Załóż ją, to chociaż trochę zlikwidujesz te cienie pod oczami. Pomyśl co by matka powiedziała. – ostatnie słowa niemal wywołały uśmiech na jej twarzy. Chyba lepiej radziła sobie od Salingera z jarzmem niekochającej matki i brutalnego ojca. Lepiej? Albo zwyczajnie nie była na tyle odważna, by udać się do psychologa. Obracała wszystko w sarkazm i żart, a matkę od dawna traktowała jako obcą osobę. Jako urzeczywistniony ideał złej i okrutnej macochy Kopciuszka.
Chciała mu zaoferować jeszcze kawę i witaminy, a przynajmniej elektrolity. To wymagało by bardzo długich i rozbudowanych zdań, a w kolejnym etapie: rozmowę z asystentką. Nie, to za dużo. Była pewna, że Salinger zna jej dobre serce i podświadomie odczytał wiadomość. Byli rodzeństwem od bezmała trzydziestu lat, powinien czytać w jej myślach. Do takiego wniosku doszła, opierając głowę wygodniej i biorąc głęboki wdech.
Do której? – to proste: do której imprezował. Budowanie całych zdań w tym stanie było katorgą. Spotykali się w podobnych okolicznościach mnóstwo razy, wypracowując swoisty kod. Enigmatyczne, krótkie i zwięzłe zdania.

Sali
przyjazna koala
Melville
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Gdyby był w nieco lepszym stanie, z pewnością doceniłby finezję tej zemsty i pomyślałby o tym, co przyszło mu do głowy już wiele razy: Melville zwyczajnie marnuje się w firmie ojca. Nie rozumiał, dlaczego została tak blisko, sprawiając wrażenie gotowej na każde skinienie palca starego, choć Salingerowi wydawało się oczywiste i jasne z góry, że ojciec i tak tego nie doceni. Przecież ze swoimi talentami – tym, ile potrafiła wypić i że nawet na kacu potrafiła wypowiedzieć słowo „klimatyzacja”, Salinger nawet nie próbował tego dokonać – mogła zostać jakąś wielką przestępczynią, jak Scarlett O’Haracz z Minionków. - Rzyganie w samochodzie i gabinecie to dwie zupełnie inne sprawy – zaprotestował słabo, z wysiłkiem przełykając ślinę. - Poza tym musiałabyś przylecieć do Londynu tylko po to, żeby narzygać mi w w… w… w to wiesz co – poddał się szybko, ale po chwili, gdy zebrał w sobie całą energię, jaka została mu jeszcze w życiu, dodał: - Wtedy będę pod wrażeniem i chyba wreszcie kupię ci porządny prezent na święta – z jego wybitnym poczuciem humoru najpewniej byłaby to nowa torebka. Albo materiałowa torba na zakupy, żeby było w co wymiotować.
Nie była niemiła – „wyglądasz fatalnie”, zwłaszcza wypowiedziane przez Mel, prawdopodobnie i tak było jedną z najmilszych rzeczy, na jakie Salinger mógł liczyć w tej rodzinie. Mimo to na samą sugestię, jakoby miał się podnieść z tej kanapy, wydał z siebie niezidentyfikowany odgłos – coś, co mogło być kaszlnięciem, ciężkim westchnięciem lub wyzionięciem ducha. Albo wszystko na raz. - Nie chcę – zaprotestował i mógłby brzmieć jak zbuntowany dwulatek, gdyby dwulatek kiedykolwiek ledwo zipiał na kacu. - Potrzebuję worów pod oczami. Myślisz, że prostytutka może odmówić klientowi, bo nie podobają mu się jego wory? – zadał pytanie wręcz filozoficzne, a gdy uświadomił sobie, jak bardzo mogło być otwarte na różne interpretacje, poczuł się w obowiązku, by dodać: - Mówię o oczach, nie jądrach – dodał, jakby to był najdziwniejszy szczegół jego pytania. - Bo wiesz, Mel, teraz myślę, że to była dziwka. Wciąż mogę mieć na sobie którąś jej maź – dodał. A skoro rodzeństwo powinno dzielić się wszystkim, nawet płynami fizjologicznymi obcych ludzi, trochę się powiercił na tej kanapie, żeby Melville nie miała wątpliwości, że hojny Salinger nawet tego nie zostawił tylko dla siebie. Na szczęście szybko przestał, bo poczuł, że tym razem naprawdę się zrzyga. Potrzebował więc chwili przerwy, nim był w stanie odpowiedzieć na pytanie Mel bez ryzyka, że zostawi jej prezent na dywanie. - Nie imprezowałem, pracowałem. Nienawidzę swojej pracy, wszystko przez nią. Bo potem poszedłem się napić. I potem… nie pamiętam. A potem przyszedłem tutaj – próbował w ten sposób powiedzieć jej, że pracował teraz głównie po nocach, dostosowując rytm pracy do londyńskiego czasu. A kiedy skończył pracę koło trzeciej w nocy, był zbyt nabuzowany, żeby móc zasnąć i wylądował w jakimś szemranym miejscu z domniemanymi prostytutkami. Nie dlatego, że chciał, po prostu w środku nocy trudno znaleźć miejsce, które nie jest szemrane. Ciężkie to życie alkoholika.

Melville Lewis
ambitny krab
nick
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zaraz przekaże asystentce żeby zarezerwowała mi bilet lotniczy. – ot, podła z niej kobieta była!
Rozumiem, że Twoim problemem są tylko wory pod oczami? – zapytała spokojnie, gdy najwyraźniej sugerował, że z jego jądrami jest wszystko w porządku. Na wszelki wypadek - a pamięć miała raczej dobrą, nawet na kacu - umówi mu wizytę z urologiem. Salinger był jej ukochanym bratem i jeśli trzeba, będzie trzymać go za rękę podczas rutynowego badania jąder. Oczywiście odwróci wzrok. Mieli wystarczająco trudne dzieciństwo, by dokładać sobie emocjonalnego bagażu widokiem jego jąder.
I nie jestem pewna. Jestem za ładna żeby płacić za seks, nie znam żadnej prostytutki. – ściągnęła lekko brwi, próbując sobie przypomnieć czy kiedykolwiek poznała prostytutkę. Wydawało jej się, że nie. Chociaż przypadkowo poznane osoby w klubach i barach mogły pałać się różnymi zawodami. Była pewna, że zna aktora filmów pornograficznych. Przynajmniej jednego, którego poznała podczas półrocznego stażu w Londynie. Nowy Jork nie umywa się ze swoimi imprezami do londyńskiej nocy. Tam można było zastać prawdziwą mieszankę: od znanych aktorów, przez gwiazdy porno, aż po artystów i projektantów. Wszyscy razem pili z tej samej butelki tequili.
Chociaż nie wiem co gorsze. Ja pod wpływem przespałam się z informatykiem z firmy. – westchnęła ciężko, kręcąc głową. Lekko! Bo świat wciąż zdawał się nieprzystępnym grawitacja zmieniać kierunek działania siły. Jej chłodząca opaska traciła na sile, co tylko wzmagało jej wszechobecne niezadowolenie.
Czy Ty właśnie wcierasz swoje wydzieliny w moją prywatną kanapę? – zapytała, bo robił to akurat w momencie, gdy zdjęła chłodzące okulary żelowe. Nawet rzuciła nimi w ukochanego brata.
Cienias. – mruknęła. To i tak najlżejsze określenie jakie słyszeli w rodzinnym domu.
Kończysz pracę o trzeciej. Zanim dotarłeś do jakiegoś baru pewnie była czwarta. Jest jedenasta. W te kilka godzin urąbałeś się jak świnia? Po kim Ty masz geny? Po ogrodniku? – a wiadomo, że ich ogrodnik był delikatnym mężczyzną o bladej cerze z zamiłowaniem do jedwabnych apaszek Hermesa. Trudno go podejrzewać o mocną głowę do alkoholu!
Poza tym, co Ty wiesz o bólu istnienia. Nigdy nie poznasz tego poczucia lekkiego niepokoju, kiedy masz okres i nagle kichniesz. – westchnęła cicho, próbując obrócić się na fotelu, by usiąść prosto przy biurku.. Chcąc czy nie, musiała zacząć składać własną osobowość do przysłowiowej kupy.
Cieszę się, że przyszedłeś. – dodała po chwili, szukając na blacie biurka wysokiej szklanki. Elektrolity. Tego potrzebowała, aby nie wyznać bratu jak ważny jest dla niej i jak bardzo cieszy się z jego powrotu do Lorne Bay. Wiedział o tym. Nie było sensu tego werbalizować. Dlatego skupiła się na opróżnieniu całej szklanki z elektrolitami, w nadziei, że pomogą jej wrócić do formy.

salinger lewis
przyjazna koala
Melville
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Gdyby miał trochę więcej energii i nie obawiał się, że jeszcze jeden najmniejszy ruch i głowa mu wybuchnie, mógłby się pewnie uśmiechnąć. Ojciec leżał nieprzytomny w szpitalu, odwiedzała go ta dziewczyna, która nagle pojawiła się znikąd i twierdziła, że ona też jest córką Lewisa, spędził już stanowczo zbyt wiele czasu na innym kontynencie, z dala od swojej firmy, mieszkania i mokrej, obrzydliwej jesieni (zdążył się już całkiem przyzwyczaić do londyńskiej pogody i teraz, gdy przyleciał, to australijskie słońce, w ich obecnej sytuacji, wydawało mu się skandalem), a im częściej myślał tutaj o Darcy, tym częściej w jego głowie pojawiała się ta kłująca myśl, że nie ma do czego wracać.
Wory pod oczami, tak?
– Jeśli chcesz sprawdzić, jak mają się inne moje części ciała, możesz spytać tę twoją ładną koleżankę – zaproponował tak beztrosko, jak był w stanie przebywając o krok od śmierci. Nie mówił teraz o nikim konkretnym, ale z dwojga złego już na pewno wolał, żeby to jakaś Zoya towarzyszyła mu podczas badania jąder, a nie Melville. Może nawet będzie miał szczęście i potrzyma go podczas badania za… rączkę? Albo za coś innego, ale to najwyraźniej było ostatnio domeną prostytutek, więc Salingerowi nie pozostało nic innego, jak prychnąć – trochę z pogardą, a trochę z niedowierzaniem. - Oczywiście, że znasz jakąś prostytutkę. Co ty myślisz, że one wszystkie tylko czekają, aż się pojawisz, żeby ci się tym pochwalić? – spytał raczej retorycznie, chociaż jego dzisiejsze przygody świadczyły o tym, że ktoś faktycznie mógł do niego podejść i pochwalić się tym, jaką może dać mu zniżkę. - Z informatykiem? – powtórzył za Melville, wreszcie sprawiając wrażenie trochę bardziej zainteresowanego ich rozmową. Otworzył jedno oko, ale dość szybko tego pożałował i zamknął je z powrotem. - Było fajnie? Jeśli nie, od razu mi powiedz, zwolnimy go – zaproponował dobrodusznie, zupełnie nieprzejęty tym, że Salingera nawet nie wpuszczali do budynku bez plakietki z napisem „gość”, nie miał prawa kogokolwiek tu zwalniać.
– Wcieram wydzieliny tej prostytutki – poprawił ją, dość słusznie chyba zakładając, że to była spora różnica, ale chyba niekoniecznie działała na jego korzyść. Mimo to heroicznie przyjął cios Melville i, po chwili milczenia, wydał z siebie równie heroiczny odgłos: - Oj – powiedział tylko, w jakiś zadziwiający sposób dochodząc do wniosku, że to odpowiednia reakcja, by wyrazić jego ból. To może wyjaśniać, dlaczego wciąż wchodził do firmy jako gość, prawda? Zmarszczył się trochę, słysząc o ich ogrodniku, a potem powiedział po prostu: - Jestem stary – to smutna prawda, ale wciąż prawda. Czterdziestka pędziła w jego stronę jak, zapewne, Mel pędziła w stronę tego swojego informatyka gdy się nawaliła, a kac z wiekiem nie stawał się coraz lżejszy. Powinien pewnie wziąć ślub i siedzieć w domu z dziećmi, zamiast się gdzieś szlajać, ale było jak było, więc mógł tylko cierpieć na kanapie Melville. - Dlatego kichanie ma być niepokojące? – zdziwił się biedny, naiwny Salinger… a może właśnie wcale nie biedny, skoro nie martwił się okresem? Ani swoim, ani cudzym, na szczęście.
- Cieszę się, że masz miękką kanapę – odparł, burząc tym samym romantyczny nastrój chwili, ale przecież możliwość spędzenia czasu z Melville była jedynym plusem jego przyjazdu do Lorne. Ale skoro już tu był, musiał spytać: - Byłaś ostatnio u ojca?

Melville Lewis
ambitny krab
nick
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wszystkie moje koleżanki są ładne. O której mówisz? – ściągnęła lekko brwi.
Jeśli przespałeś się z Zoyą, to Twoje jądra są w poważnych tarapatach. – nie, nie sugerowała, że złapał rzeżączkę od Zoyi. Ot, nie sypia się z przyjaciółkami młodszej siostry! Starszej? Ujdzie, kto by pogardziłam seksownym MILF-em.
Ja bym się chwaliła. Odnotowywałabym ilość partnerów i biła rekord Guinessa. Jestem ambitna. Przekłada się to na każdą potencjalną ścieżkę kariery. – fakt. Ambicji nie można jej odmówić. Co prawda nie była najlepszym prawnikiem na świecie. Można znaleźć lepszych. Ale była najgroźniejsza. Była gotowa wysadzić fundamenty budynku, byleby strącić ptaka siedzącego na gzymsie. Zero skrupułów.
Gdyby nie było fajnie, już dawno sama bym go zwolniła. Szczególnie, że widział mnie nago i całkowicie naprutą. – niestety, miała wielką wadę. Nawet w momentach maksymalnego upojenia alkoholowego, mówiła do rzeczy. Miała pewnego rodzaju świadomość. Nie mamrotała, nie jąkała się. Mówiła jasno i wyraźnie, nie zmieniając tonu ani swojego zwyczajowego "bezczelnego" podejścia do życia. Niestety jej ciało odmawiało posłuszeństwa i było wręcz przeciwieństwem działalności jej mózgu. Jednym słowem podczas seksu, w stanie całkowitego upojenia alkoholowego, była niczym wygadana kłoda drewna. Lepiej o tym nie wspominać.
Nawet kupiłam mu kubek z Power Rangers. Nie jestem pewna czy to wdzięczność mojej waginy przeze mnie przemawiała, czy była to próba przekupstwa żeby nikomu o tym nie wspominał. – wzruszyła lekko ramionami. Zanim jeszcze rzuciła okularami chłodzącymi w swojego wyrodnego brata, przyłożyła je do czoła. Nie mroziły. Były zepsute. Zacisnęła na nich mocno dłoń, nim cisnęła żelowym gadżetem w Salingera.
Ach, to dobrze. Ona przynajmniej się pewnie bada regularnie. – mruknęła, nieco się uspokajając. Miała nadzieję, że nie była to jakaś obrzydliwa, zaniedbana prostytutka z egzemą. Musiał zachować chociaż odrobinę zdrowego rozsądku! Chociaż, spojrzała wtedy na niego z daleka i pokręciła głową. Jednak nadzieja umarła! Nie było szans, aby złapał jakąś śliczną, przebadaną prostytutkę pod wpływem alkoholu!
Mniejsza z tym kichaniem. Masz seksizm we krwi po ojcu, nie zrozumiesz. – ale musiała przyznać, że los bywa okrutny. Jakim cudem wszyscy przystojni mężczyźni, którzy podzielają jej miłość do alkoholu, są z nią spokrewnieni?
Wyglądam aż tak źle, że posądzasz mnie o wizytę u ojca? – podniosła się nawet lekko ze swojego wygodnego fotela, aby spojrzeć w swoje odbicie. Warto wspomnieć, że ściana przeciwległą do drzwi gabinetu, w całości zakryta była lustrem. Nie wiem, być może Melville lubiła przypominać sobie, że ma zgrabny tyłek. Ale, że wygląda jak Upiorzyca po kilku butelkach tequili.

salinger lewis
przyjazna koala
Melville
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Odpowiedź Melville niczego mu nie rozjaśniła, więc mógł jedynie wziąć przykład z siostry i również ściągnąć brwi: - O… o tej najładniejszej? – trochę spytał, a trochę stwierdził, choć sam nie wyglądał na zbyt przekonanego swoją odpowiedzią. Może na koleżanki starszej siostry zwracałby większą uwagę (czy nastolatka też jest milfem czy jakoś inaczej to liczymy?), ale, niestety, był skazany na towarzystwo zgrai sporo od niego młodszych, niezbyt ciekawych koleżanek Mel, które zwykle odwiedzały ich dom całą zgrają. Z trzeciej strony – może nawet te rozchichowane gówniary miał okazję docenić, kiedy Hemingway zaczął przyprowadzać swoich kolegów z gangu? - Z twoją Zoyą? Nie, jasne, że się z nią nie przespałem – odparł zwyczajnie, a po chwili milczącego wpatrywania się w sufit dodał, jakby w lekkim namyśle: - Jeszcze – leżał w gabinecie młodszej siostry, po nocy u prostytutki, opowiadając o tym pod nosem (uchem?) wścibskiej asystentki, nie powinniśmy mieć wątpliwości, że w tym momencie Salinger uważał siebie samego za naprawdę świetną partię. Halo, ktoś mógłby w ogóle myśleć inaczej?
Przez chwilę korciło go, by spytać Mel, czy teraz też odnotowuje liczbę partnerów, ale szybko doszedł do wniosku, że nie chce o tym rozmawiać i najlepsze, co może teraz zrobić, to zmienić temat. A że nie był facetem, który lubił ułatwiać sobie życie zamiast dodatkowo wszystko utrudniać, powiedział po prostu: - Ktoś musi ci wreszcie wyjaśnić, że ilość nie zawsze jest taka ważna. Bo zobacz, możesz mieć sporo facetów, ale, przynajmniej teoretycznie, nie być specjalnie dobra w seksie. I tym zawodowym, i tym prywatnym – dopowiedział jeszcze, skoro już musiał spędzać ten poranek na uświadamianiu tego dzieciaka. A przy okazji zanotował sobie w pamięci, żeby sprawdzić, jakie są rekordy Guinessa związane z seksem.
– Masz klasę – skomentował życzliwie, gdy usłyszał, jak siostra spędza wolne wieczory. Wieczory Salingera wyglądały pewnie podobnie, ale przecież nigdy nie twierdził, że posiadał jakąś klasę. Kasę, jasne, ale nie klasę. A że kasę faktycznie miał (to znaczy – jego ojciec ją miał, ale prawie na jedno wychodzi), słysząc o tym kubku, zmusił się do przekręcenia głowy i spojrzał na Melville z dość szczerym przeświadczeniem, że jego siostra to idiotka. - Dałaś mu kubek zamiast umowy o zachowaniu poufności? Czy ty jesteś głupia? Natychmiast umawiasz się na spotkanie z Frankiem – bo Frank to dobre imię dla jakiegoś ich prawnika, prawda? Melville też mogła mieć wykształcenie potrzebne do udzielenia ci porady prawnej, ale najwidoczniej była głupia, więc ona się nie liczy. - To ojciec wygląda, kurwa, źle, kiedy leży nieprzytomny w szpitalu. Ja przyjechałem tutaj z pieprzonej Anglii, nic ci się nie stanie, jeśli zamiast rżnąć się po kątach z informatykami, pojechałabyś do szpitala – powiedział, nawet nie próbując powstrzymać irytacji.

Melville Lewis
ambitny krab
nick
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Eric mimo szczerych chęci… no dobrze, nie oszukujmy się, chęci nie miał żadnych, stąd też nie ma co się dziwić, że nie tyle nie pozbył się starego nawyku robienia ojcu na złość, co starannie go kultywował osiągając w nim coraz wyższe poziomy wtajemniczenia wspinając się wreszcie ten, w którym większą satysfakcję sprawiało mu ukrycie uszczypliwości za kurtyną, która odsłoni "niespodziankę" w odpowiednim momencie pozwalając jej dojrzeć dla lepszego efektu. Dlatego teraz, w czasie kiedy powinien być na spotkaniu z jednym z klientów ojcowskiej kancelarii, siedział nad biurkiem w zupełnie innej kancelarii. Nad sprawą, która nie dotyczyła go w najmniejszym stopniu. Ale kiedy na jednej z rozpraw - zapowiadającej się kolejną nudną rozprawą z przewidywanym zakończeniem - pojawiła się Melville Lewis ze swoją mową, która odwróciła przebieg procesu… Wniosła powiew energii i nutkę tego czegoś, co znało się z amerykańskich seriali prawniczych, a co rzadko widziało się w rzeczywistości australijskiego miasta.
Eric był pod wrażeniem. Kusił los podchodząc do blondynki po rozprawie przypominając jej tym samym twarz sprzed dekady. Kusił los wymieniając się wizytówkami. Kusił go także zapraszając ją na kawę, co ostatecznie doprowadziło go do punktu, w którym zamiast ślęczeć nad zeznaniami finansowymi klienta Milton Law Company, głowił się - pro bono! - nad kolejnym przypadkiem, który wzięła pod swoje skrzydła Melville. Jednak niebywałą satysfakcję sprawiało mu poświęcenie czasu na coś, co nie było zależne od ojca. Na co pracował sam. No, powiedzmy, ciągle był zaledwie "studentem", a kobieta siedząca naprzeciwko rozstawiała go po kątach aż miło, ale szczerze? Eric dopiero siedząc przy tym biurku i tej sprawie czuł, że mógłby znaleźć w tym zawodzie miejsce dla siebie.
- Siedzimy nad tym tyle, że tylko dodanie prądu do tej kawy może pomóc nam znaleźć kreatywne spojrzenie na inny punkt widzenia na sprawę… - zażartował zdejmując okulary z nosa i położył je na papierach przed sobą. Spojrzał na zegarek. Powinien już dawno wrócić do kancelarii ojca, żeby nie wzbudzać podejrzeń, ale wcale nie spieszyło mu się do wyjścia, gdy myślami krążył wokół szczegółów znalezionych w teczkach rozłożonych na biurku. - Nie powiesz mi przecież, że po drugiej stronie tego cholernie drogiego biurka - popukał palcami w drewniany blat uśmiechając się trochę przekornie - nie chowasz dobrego trunku w podzięce od wdzięcznego klienta...

Melville Lewis
przyjazna koala
A.
Prawnik — Lewis Corp
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wdzięczni klienci na czas pokrywają moje wysokie honorarium. – oderwała wzrok od dokumentów dopiero po paru sekundach. Była zmęczona, wcale tego nie ukrywała. Sprawa była bardzo skomplikowana. Właściwie nie było najmniejszych szans na wygraną, a tylko na możliwe złagodzenie wyroku. Młody chłopak, który został uprowadzony podczas rodzinnej wycieczki na Bliski Wschód, po paru latach wrócił do Australii, przygotowując zamach terrorystyczny. Przynajmniej taka wersja została im przekazana przez prokuraturę oraz policję, która niespełna miesiąc temu aresztowała chłopaka, namierzając jego mieszkanie, w którym opracowywał bombę.
Ale jeśli zajrzysz do barku, mój młody Padawanie, to znajdziesz kilka skarbów. – skinęła na drewniany barek, chowający się za skórzaną sofą. W środku zapewne miała wiele alkoholów. Poczynając od czystej wódki, przez kilka butelek tequili, aż po whisky. Była też mała lodówka, czy raczej zamrażarka - w niej chłodziły się metalowe kule. Tak, aby nie rozwodnić alkoholu, a tylko skutecznie obniżyć jego temperaturę.
Po pierwsze, musimy zorganizować spotkanie z klientem. Prokuratura próbuje trzymać go od nas z daleka, więc musimy wejść do aresztu szturmem. Zrobimy to jutro. – złączyła palce dłoni, patrząc uważnie na Erica. Właściwie zastanawiała się dlaczego próbuje wrócić do prawniczego świata po takiej przerwie. Mógł z łatwością odbębnić studia z zakresu finansów i zaczepić się w dobrze prosperującej firmie za sprawą znajomości ojca.
Nie mamy za wiele punktów zaczepienia. Ale In dubio pro reo. – w tym momencie wycelowała w niego palcem wskazującym. Miał za zadanie przetłumaczyć łacińską maksymę. Ot, czasami rzucała numerami paragrafów i ustaw, a on musiał je wyrecytować. Byłaby świetnym wykładowcą. Raczej okrutnym, ale bardzo skutecznym.
- Musimy znaleźć jak najwiecej wątpliwości, nieścisłości. - przyznała, siadając wygodniej na swoim skórzanym, wygodnym fotelu. Za oknami zaczynały już błyskać ciepłe smugi ulicznych lamp.
- Właściwie mam dla Ciebie bojowe zadanie, Blondynie. - zmrużyła lekko oczy. - Ale zanim do niego przejdę, to Twój naturalny kolor? Wyglądasz jak wzorowy Skandynaw. Ewentualnie Niemiec. - zaraz jednak pomachała dłonią, jakby odganiając niewidzialną muchę.
- Skontaktuj się z kilkoma biegłymi psychologami. Potrzebujemy ich opinii na temat tego, jak porwanie mogło wpłynąć na rozwój dziecka. - musieli znaleźć psychologa, który spotka się z ich oskarżonym. Kogoś, kto pomoże przedstawić chłopaka jako ofiarę ze spaczoną psychiką.

Eric Milton
przyjazna koala
Melville
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Eric nie mógł się nie zaśmiać na wspomnienie o Padawanie. Nie był nigdy wielkim fanem Gwiezdnych Wojen, ale obejrzał dwie pierwsze trylogie, do tych nowych jakoś nie było okazji przysiąść. Wiedział jednak, do czego Melville pije swoim tekstem. - Mam ci mówić per “mistrzu” czy wystarczy “mój rycerzu”? - zlustrował ją wzrokiem zastanawiając się, czy weźmie to pytanie jako obrazę majestatu? - Specjalnie dla ciebie zapuszczę warkoczyk - rzucił odpowiadając jej takim samym nieco kąśliwym tonem, po czym odsuną się od swojego biurka i rozgościł się. Było już po południu, nie musiał martwić się konwenansami, czy coś wypada, stąd nalał do dwóch szklaneczek pierwszego, co wpadło mu w ręce - whisky. Postawił jeden z kryształów przed Mel i skinął na nią głową.
- Nie bez powodu jest ono takie wysokie… - spojrzał na nią wymownie, bo na pierwszy rzut oka było widać, że jest zmęczona. Nie skomentował tego w żaden sposób; aż za dobrze wiedział, że jak się wsiąkło w jakąś sprawę - szczególnie tak trudną i interesującą za razem - dosłownie się nią żyło w pracy i poza nią.
Szczerze powiedziawszy Eric liczył na odrobinę przerwy, ale skoro Melville zasypała go swoimi rozważaniami na temat całej sprawy, usiadł z powrotem na obracanym fotelu, odchylił się do tyłu i założył nogę na nogę obracając w dłoniach szklaneczkę z whisky nie przejmując się tym, że od ciepła skóry alkohol się nagrzeje.
Pokiwał głową skupiając się na sprawie. - Mogą utrudniać spotkanie, ale nie mogą go zabronić. Na dobrą sprawę nie doszło do żadnego incydentu, nie powinien być traktowany aż tak surowo - popukał palcami w szklankę próbując przewidzieć, dlaczego prokuratura tak bardzo zaostrzyła widzenia z tym dzieciakiem. Nie podobało mu się to - do seryjnych morderców wpuszczali chętniej, a tego chłopaka ewidentnie chcieli odsunąć od obrońców. Wkładali za dużo wysiłku, żeby utrudniać kontakt prawników. To było zastanawiające…
- W razie niedających się usunąć wątpliwości korzyść jest po stronie oskarżonego - odpowiedział z uśmiechem wyrwany ze swojego zamyślenia. Akurat do języków zawsze miał dobrą pamięć. A żeby jeszcze to tylko potwierdzić, odpowiedział nieco przewrotnie na jej pytanie o kolor włosów: - Ich habe deutsche Wurzeln. - Odruchowo przy tym przeczesał palcami włosy, bo od kiedy wrócił na stałe do Australii, włosy jaśniały mu od słońca, choć przebywając w innych krajach miały tendencję do przyjmowania ciemniejszego odcienia. Ot, kaprysy natury!
Nie rozpraszał się jednak drobnostkami, bo Melville poruszyła ważne tematy, które musiały być jak najszybciej wprowadzone w życie. - Zajmę się tym. - Nie musiał pytać, czy ma kogoś konkretnego na myśli. To musieli być specjaliści akurat w tym temacie. Znane i poważane nazwiska, nie byle pierwsi lepsi wyciągnięci z internetu. Zadanie, no cóż, idealne dla Padawana. Ale to było to, czym Mel mu imponowała: wykonywała pracę na sto procent, bez półśrodków. Czuł się w tym świecie jeszcze tak, jakby kroczył po omacku. Padawan niby Padawan, ale głos swój miał i nie zamierzał ukrywać spostrzeżeń czy pomysłów.
- Oglądając nagranie z przesłuchania prokuratora odnosiłem wrażenie, że chłopak jest autentycznie wystraszony. Ale nie wystraszony jak osoba oskarżona. Raczej zastraszona - położył silniejszy nacisk na to słowo. Nie wiedział jednak, co sam chce tym samym zasugerować, dlatego machnął ręką i zmienił temat: - Skontaktowano się już z jego australijską rodziną? - dopytał wskazując na papiery leżące przed blondynką, których on jeszcze nie miał okazji przejrzeć po swoim przyjściu. - Może po widzeniu z bliskimi powiedziałby więcej? - podrzucił z nutką niepewności, bo może naiwnie, ale domniemywał niewinność, tak było mu łatwiej patrzeć na swojego klienta, jeśli miał go bronić, nawet jeśli ten był winny wszystkich zbrodni świata.

Melville Lewis
przyjazna koala
A.
ODPOWIEDZ