inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
  • druga

Trzy teczki. Dwie dziewczyny, jeden chłopak, dwójki już nie ma, nimi się zajęto. Blondynka zajmowała wcześniej jego lokum, współlokator o przedziwnym imieniu chyba się o nią martwi, a ten chłopak… Go także kojarzy, za nim też jeszcze rozpaczano. Przez umysł przemknęła mu jedna myśl - czy gdyby on, Orpheus Wrottesley, pewnego dnia zapadł się pod ziemię, zagubił w czeluściach potrójnej nocy Tartaru, usłyszałby czyjś płacz nawołujący go z królestwa Gai? Powątpiewał. Jednakże, to nie jego losy się teraz rozstrzygały, nie on był tematem dzisiejszych obrad - to ta ostatnia, Jedda (brak drugiego imienia) Corrente, dwadzieścia trzy lata, oczy bursztynowe, wzrost o piętnaście centymetrów za niski, by swobodnie spojrzeć jej w oczy. Lekarka weterynarii w Cairns Aquarium, dzisiaj będzie tam dokładnie do 15:30, potem powrót do domu nieznanym pojazdem - albo pożyczony samochód, albo autobus, albo łódka. Uszkodzić nie można, jej ojciec jest ważną postacią. Ostrożnie, Pheo, nie spierdol tego. Tak mu powtórzono trzy razy, jakby był zasranym żółtodziobem. Stawił się więc pod oceanarium o trzeciej, z kapturem naciągniętym na głowę, oparty o ścianę niedaleko drzwi wejściowych i z konkretnym planem, którego nie musiał raz za razem analizować w głowie i powtarzać sobie wszystkich szczegółów. Zajęcie to było dla niego chlebem powszednim, czymś wręcz nużącym, idiotycznie prostym. Gdy więc już ją dostrzegł, wgapioną w ekran świecącego telefonu, odbił się sprężyście od ściany i wolnym krokiem podążył jej szlakiem. - Masz ogień? - zapytał, gdy dziewczyna przystanęła kilka centymetrów przed nim, zapewne za sprawą otrzymanej przed momentem wiadomości, na jakiej musiała się skupić. Nie był z tych, co od razu przechodzą do sedna. Dawkowanie niepokojących wieści sprawiało mu niejaką radość, czuł się wówczas niemalże władcą cudzego życia. Ten strach, z jakim się w niego wgapiano - jakby jednym ruchem zgasić mógł ten ledwie tlący się żywot. To jednak nie ów przerażenia wyczekiwał, a bardziej momentu, gdy wszystko stawało się jasne. Gdy do wpatrujących się w niego osób docierała świadomość o jego roli w tym wszystkim, gdy rozumieli, że przed sobą mają nieuczciwego sędzie, od którego nastroju zależeć może w s z y s t k o.

Jedda Corrente
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
[8]

Jak to się mówiło? Jeden raz to przypadek, dwa to zbieg okoliczności, trzy to już schemat. Na ten moment z jej życia zniknęły dwie osoby – a więc zbieg okoliczności? Tylko czy zbieg okoliczności zachodzi w momencie, gdy obydwie te osoby są ze sobą ściśle powiązane, a wszystko toczy się… właściwie wokół czego? Bo Jedda już sama się we wszystkim pogubiła i nie miała pojęcia, co właściwie się do tej pory wydarzyło. Jeszcze niedawno zaczęła przekonywać się, że Johanna naprawdę już nie ma i ten nie wróci. Zaczęła nawet wmawiać sobie, że może to i lepiej i powoli już traciła nadzieję, ale wtedy, właśnie wtedy pojawiła się Tilly, która po miesiącach milczenia postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. No, nie tak do końca swoje, bo przecież zadaniem tym podzieliła się z Jed. Ale ostatecznie, zdaniem Jed, sprawa ani trochę nie ruszyła do przodu – nie zdążyła nawet zobaczyć się z Tilly, by pokazać jej akta zdobyte cudem i intrygą od Demosa, gdy ta nagle zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu, co było jeszcze dziwniejsze niż nagłe zniknięcie Johanna. Jedda nie mogła już dłużej przetrzymywać akt i musiała je oddać Demosowi, by ten się ich pozbył, ale zdążyła jeszcze zrobić fotki, które miały posłużyć jej w dalszym drążeniu sprawy. – Cholera, gdzie jesteś Tilly… – wymamrotała Jed pod nosem, kiedy po raz kolejny telefon koleżanki nie odpowiadał. Jedda miała tego szczerze po dziurki w nosie, pchnęła drzwi wyjściowe tylko dla pracowników oceanarium i wyszła na zewnątrz tej okazałej placówki. Zastanawiała się, co powinna w tej sytuacji zrobić. Była już nawet na tyle zdesperowana, że przemknął jej po głowie pomysł pójścia do wynajmowanego mieszkania Tilly, jeszcze nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć, gdyby kogoś zastała na miejscu, ale nie miała żadnego problemu, by coś wymyślić.
Przeszła na przód budynku, gdzie o wiele bliżej było jej do parkingu. I wtedy otrzymała wiadomość. Od brata. Była to wiadomość bardzo enigmatyczna i Jedda szczerze zaczęła się zastanawiać czy jej brat pisze do niej jakimś szyfrem, czy być może jest zjarany na tyle, że w jego przypadku rozsądniej było po prostu napisać proste komunikaty. Miała ochotę rzucić telefonem o asfalt i uciec z tego miejsca. Zmarszczki pojawiły się na jej czole, gdy jej palce zawisnęły na przyciskami – nie wiedziała co odpisać i po raz kolejny w przeciągu kilku lat uświadomiła sobie jak bardzo oddalili się od siebie z bratem.
Wtem usłyszała to pytanie. Aż się wzdrygnęła, bo do tej pory nie spodziewała się, że ktokolwiek poza nią tutaj jest. Instynktownie się wyprostowała, nie chcąc, by koleś pomyślał, że da się ją zastraszyć. Spojrzała na niego bez zmiany wyrazu twarzy, wciąż ze zmarszczonymi brwiami. Był przystojny i z pewnością go nie kojarzyła, nie wyglądał nawet na lokalnego. – Nie, nie palę – oznajmiła odruchowo i znów ruszyła przed siebie, niezmącona tym, że jakiś nieznajomy zapytał ją o ogień. Uznała, że jej rola na tym się skończyła i zamierzała po prostu dotrzeć do samochodu.

Orpheus Wrottesley
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
Roztropność nakazywała odpuścić - nic w tej konkretnej sprawie nie prezentowało się obiecująco, a więc drążyć nie było sensu, po prostu. Zdziwił się więc, gdy usłyszał, że ta młoda szatynka stanowczo odmówiła zejścia z drogi, na którą nigdy nie powinna była wkroczyć. Zdziwił się także, gdy okazało się co za takowe komplikacje odpowiada, co je potęguje - to konkretne imię, które w ostatnim czasie wywołało tak wiele szumu, choć wcale nie miało. Tilly. Wywracał oczyma za każdym razem, gdy to muskało jego uszy i starał się wmuszać w siebie złość, objawiającą się przecież zawsze, gdy coś nie idzie po twojej myśli. Tyle że Orpheus nie był przekonany, czy to on powinien się wściekać, czy jednak jego dziadek, będący mózgiem całej operacji. Mimo długiego dość stażu w jego szeregach, nie potrafił wpoić w siebie najważniejszego obowiązku - że odtąd nie jest już sobą, a narzędziem tamtego starca, a więc i myśleć musi jak on. Odczuwać wyłącznie to, co odczuwałby w tej sytuacji ojciec jego matki. Nic poza tym, myśleć tylko o ich niemałej społeczności; myśleć o nich tak, jak o sobie. A to wydawało się Orpheusowi tak niepokojąco niemożliwe.
Oczekując szczątkowego choć przerażenia, napotkał na mur niemądrej odwagi, na pierwszy rzut oka zlepiony stabilnie, choć twierdzenie to oczywiście zamierzał przetestować.
- Szkoda - odparł krótko, wciąż z dłońmi utkwionymi w kieszeniach bluzy, wciąż z twarzą skrytą pod kapturem. Obserwując, jak jego plan się oddala, jak próbuje zniknąć mu sprzed oczu, nie drgnął nawet, wiedząc dokładnie, że to nie on w tej sztuce odgrywać ma rolę zabiegającego o czyjeś względy. - Naprawdę szkoda, Jedda! - dodał głośniej, zdradzając tym samym, że nie tylko ją zna, ale że całe to spotkanie nie jest przypadkowe. To drugie potwierdzić miał za moment. - Tilly też nie miała - mruknął jeszcze, z lekkim uśmiechem błąkającym się po twarzy i w końcu zdecydował się spuścić z szatynki wzrok, wyciągając papierosa, którego zwinnie począł obracać palcami dłoni i mozolnie skierował się w przeciwną stronę, jakby zamierzał już tak po prostu odejść. Liczył, że imię tamtej smarkatej blondynki będzie jego kluczem do uwagi Corrente, choć nieznane były mu zupełnie ich stosunki względem siebie. Odkąd na nowo zawitał w Lorne Bay zauważył jednak, że personalia Huntington nie pozostawały tak do końca niezauważone. Należało po prostu wiedzieć, gdzie, kiedy i przede wszystkim do kogo je skierować.

Jedda Corrente
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
Upartość jej rodzina przekazywała sobie chyba w genach. Ale nie była odważna, w każdym razie nie tak naprawdę. Bardziej w przypadku Jeddy chodziło o to, że była zbyt dumna, by przyznać, że się czegoś boi i ostatecznie ta zgubna duma i upór doprowadzały ją do pakowania się w kłopoty. W ostatnich miesiąca do tego wszystkiego dołączyła determinacja. Zwłaszcza, że niedawne pojawienie się w jej otoczeniu Tilly sprawiło, że w Jed odżyła ponowna chęć rozpoczęcia śledztwa na własną rękę. Nie zamierzała odpuścić, choćby dlatego, że tym razem odkrywała coraz to nowsze powiązania z Johannem, które po pierwsze były niepokojące, a po drugie rzucały całkowicie inne światło na całą sprawę.
Zatem jeśli było coś z zakresu rzeczy nieprawdziwych czy udawanych, co wychodziło Jeddzie, poza flirtowaniem z jej ulubionym policjantem w celu pozyskania informacji, to była to właśnie fałszywa odwaga. Tej cechy zresztą nabyła, wychowując się w rodzinie Corrente.
Początkowo zamierzała go zignorować i nawet nieszczególnie go słuchała, bo nie interesowało ją zupełnie, co miał do powiedzenia na temat jej niepalenia. Do momentu, gdy usłyszała swoje imię, które tak beztrosko padło z jego ust. Wtedy zastygła w bezruchu dosłownie na parę sekund i odwróciła się w jego kierunku. Cofnęła się te parę kroków, które zdążyła już przejść i spojrzała mu w oczy przez krótką chwilę i obdarzyła go gniewnym spojrzeniem. Nie zdążyła jednak odezwać się zanim to on tym razem się od niej odwrócił. Miała wrażenie, że gdy ona tym razem do niego przemówi, to nie utrzyma jego uwagi w taki sposób, w jaki on zrobił to przed momentem. Dlatego nie wahając się dłużej, szybkim krokiem przeszła przed niego i przystanęła. Nie było to trudne, bo mężczyzna wcale nie wydawał się śpieszyć – nie tak jak ona poprzednio – i już po chwili znalazła się przed nim. Skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła brwi, co miało w jej przekonaniu nadać jej groźniejszy – a na pewno bardziej zaborczy i uparty – wygląd. – A gdzie ona teraz jest? ¬– spytała ostro, aczkolwiek najpierw musiała odchrząknąć, żeby powstrzymać drżenie głosu. Starała się zachować spokój, ale było to naprawdę ciężkie w obliczu tej informacji, którą jej rzucił. Choć przecież nawet do tej pory nie powiedział jej niczego konkretnego, zasiał w niej jedynie zalążek nadziei. Wypowiedziane przez niego imię – i to zarówno jej własne jak i Tilly – było czymś, co skutecznie zwróciło jej uwagę. Serce jej zabiło tylko mocniej, kiedy tak oczekiwała na odpowiedź. Szybko jednak poczuła się niecierpliwa i wygłodniała informacji. – Kim ty w ogóle jesteś? – spytała z dozą podejrzliwości.
Orpheus Wrottesley
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
Licząc na nagłą zmianę narracji i tym razem przyciągnięcie pełnej uwagi szatynki, rozczarował się nieco, gdy wszystko to otrzymał tak łatwo, jak za pstryknięciem palców. Intelektualne gierki nie były czymś, czego pożądał ani z czego słynął, jako że odnajdywał się bardziej w zadaniach siłowych, ale w tym konkretnym przypadku przepełniała go nadzieja na doświadczenie czegoś… innego, po prostu. Jakby podświadomie, wbrew temu co sobie wmawiał, do czego dążył, liczył na niepowodzenie tej misji - na to, że nie uda mu się wystraszyć szatynki na tyle, by odpuściła sobie prywatne śledztwo. Można powiedzieć, że poniekąd sabotował samego siebie, ale było to nieuniknione, jako że składał się z dwóch osób - tej rzekomo już utraconej, zdeterminowanej do szerzenia sprawiedliwości, a także tej urzeczonej pieśniami ciemnego świata, jakim rządził jego dziadek. Paradoksalnie tak samo, jak za dzieciaka grając na osiedlu w idiotyczne zabawy, nie potrafił nigdy zdecydować, czy chce być policjantem, czy jednak złodziejem. Odwzajemnił jej spojrzenie, gdy stanęła mu na drodze z zaciętą miną. - A co, nie odzywa się? - wymusił w sobie niezbyt przekonujące przejęcie, jakie zwieńczył chytry uśmiech, również będący ledwie grą. Bo czy naprawdę powinien być dumny z tego, czego dokonał jego dziadek? - Kimś, kogo nie powinnaś już więcej lekceważyć - mruknął od niechcenia, wzrok lokując w budynku majaczącym za jej sylwetką. Wyłowił następnie z kieszeni bluzy srebrną zapalniczkę, którą wraz z papierosem przysunął bliżej twarzy, zapalając zwitek z tytoniem skryty w ochronnym parasolu utkanym z własnej dłoni, a potem zaciągnął się i leniwie wypuścił smugę dymu, pokazując tym samym, że wcale mu się nie śpieszy. - On nie wróci, Jedda - powiadomił w końcu, spoglądając prosto w jej oczy, próbujące wyrazić teraz tak wiele zwodniczych emocji. - Wydajesz się mądrzejsza od tamtej blondynki, nie popełniaj jej błędów i po prostu odpuść - dodał po chwili, a fala wiatru przepływająca po odkrytej skórze szyi zmusiła go do spojrzenia w niebo. - Będzie padać - zauważył tonem zupełnie niepasującym do sytuacji, w jakiej się znajdowali. Takim, jakby wszystkie te słowa, jakimi ją przed momentem uraczył, wcale nie padły.

Jedda Corrente
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
Zmrużyła oczy a jej nozdrza rozszerzyły się gwałtownie w momencie, gdy zaczerpnęła głośno powietrza. Następnie zacisnęła szczęki, chcąc powstrzymać się od krzyknięcia na niego. Gdzie do diabła była Tilly. Czy on jej coś zrobił? Bo naprawdę w tej chwili wszystko na to wskazywało i Jedda przeraziła się, że za zniknięciem Tilly może stać właśnie on… Czy powinna pójść na policję? Albo chociaż powiedzieć Demosowi. Wszystkie te wątpliwości jak jedna zbita kulka materii przebiegały po jej głowie, powodując, że Jedda nie potrafiła się skupić na jednej myśli. To wszystko było widoczne w jej oczach; strach, niepewność, zaciętość, brak decyzji. Starcia nigdy nie były jej mocną stroną – choć Jedda zadzierała nosa, gdy była młodsza i bardziej buntownicza i nosiła głowę wysoko, to jednak nigdy nie potrafiła kogoś zaatakować. Czy to słownie, czy fizycznie. Wyręczał ją w tym brat, a ona odgrywała w ich duecie tą rozsądniejszą, która go powstrzymywała. Albo tak to sobie przynajmniej tłumaczyła. Bo ilekroć ktoś próbował stanąć w jej obronie – ktoś inny poza jej bratem – Jed nie pozwalała na to. Unosiła się głupią dumą i namiastką honoru tylko dlatego, że nie chciała pokazać, że potrzebuje wsparcia, poparcia czy czegokolwiek. Dopiero, gdy pojawił się Johann to się zmieniło. Zresztą, akurat w ten absurdalny sposób zachowywała się do tej pory.
Zastygła na moment i wbiła w niego spojrzenie. – Co jej zrobiłeś? – spytała ostrzej, zaciskając dłonie w pięści; tak mocno, że niemal odczuwała dyskomfort, gdy paznokcie wbijały jej się w skórę dłoni. – Och, nie wiedziałam, że do tej pory cię lekceważyłam – odparła ironicznie i potrząsnęła głową, przyglądając mu się z rozgoryczeniem. Znowu milion pytań. Jak długo ją obserwował – ją i Tilly. I co jeszcze o niej wiedział. Irytowała się niemiłosiernie, gdy z takim spokojem wyciągnął papierosa i go zapalił. Gotowała się w środku, ale tylko do momentu aż usłyszała z jego ust kolejne słowa, które tym razem uderzyły w nią nawet mocniej niż jego potencjalny udział w zniknięciu Tilly.
Milczała przez chwilę, wpatrując się w niego już ze znacznie mniejszym uporem niż przedtem. Czuła jak nielitościwie ściska jej się serce. Powiedział, że nie wróci, a te słowa odbijały się w głowie dziewczyny po tysiąckroć. Przełknęła ślinę. – Czy on żyje? – zapytała, spuszczając na moment wzrok, bo tylko to w tym momencie przyszło jej do głowy. Jeśli istniała choćby namiastka nadzieja to nie zamierzała odpuścić. Aczkolwiek bardzo bała się odpowiedzi. – Nie zamierzam odpuścić. Dowiem się, co się stało. – Już dawno to sobie obiecała. Wolałaby nawet wiedzieć, że tak, to prawda, co jej mówili; Johann uciekł, bo przerosła go sytuacja, bo nie chciał mieć z nią wspólnego. Uciekł i wiódł teraz spokojne życie na odległym kontynencie. Ale wolała to wiedzieć niż tkwić w takim zawieszeniu jak teraz.

Orpheus Wrottesley
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
Tego typu rozmowy odbywał raczej z mężczyznami. Takimi w średnim wieku, którzy mając na głowie całą rodzinę, uciekali się do zaciągania mało roztropnych pożyczek od szemranych typów, nie potrafiąc następnie jej spłacić. I wtedy wkraczał Orfeusz z groźną miną, blokując z całych sił swoją empatię i odczuwając nic innego, jak niezdrową potrzebę sprawdzenia się; udowodnienia dziadkowi, że jest wart jego czasu, bo przecież tylko ten starzec go jeszcze nie skreślił. Tym razem było jednak inaczej - z początku, gdy udało mu się zyskać pełną uwagę szatynki, nie rozumiał jeszcze grających mu po duszy wątpliwości. Czuł, że coś przeszkadza mu w osiągnięciu pełnej satysfakcji z dobrze rozegranej gry, ale zanadto się tym nie przejmował. Gdy jednak dojrzał w jej oczach strach, przez sumienie przemknął mu płomień niekontrolowanej potrzeby udzielenia jej pomocy, choć nie miało to najmniejszego sensu i nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Postanowił to jednak w sobie zwalczyć, za wszelką cenę.
- Ja? Myślisz, że działam w pojedynkę? Słuchaj, to całkiem rozkoszne, ale nie - zaprzeczył z uśmiechem wyrażającym nic innego, jak tylko wmuszoną w siebie kpinę. - I wiesz, zupełnie nie mam pojęcia, o czym mówisz. Nigdy jej nie widziałem. Może powinnaś zgłosić jej zaginięcie? - choć rzadko przyjmowano już dowody w postaci amatorskich nagrań dźwięku, tak posługując się przezornością, nie zamierzał wprost zdradzić, że jest zamieszany w zniknięcie Matildy. Przynajmniej jeszcze nie teraz, gdy tak niewiele zdążyli sobie wyjaśnić. Zdecydował się puścić mimo uszu ironię płynącą jej z głosu, choć zaimponował mu lekko fakt, że nawet teraz, gdy Corrente wiedziała z kim ma do czynienia i jakie skutki może przynieść choćby najmniejszy jej błąd, nie dawała tak do końca za wygraną.
Docenił jej pytanie. Gdyby tylko zawarli umowę, że na to jedno udzieli jej szczerej odpowiedzi, pochwaliłby jej wybór, ale przecież nic takiego sobie nie obiecali. - Myślisz sobie, że skoro wiosna, to pogoda już będzie dopisywać, a tu BUM, pora deszczowa przez cały miesiąc - wypowiadając to klasnął w dłonie, ignorując zupełnie wypowiedziane wobec niego słowa. Na jej stanowcze zapewnienie również z początku nie zareagował, przerzucając infantylnie zapalniczkę między dłońmi, a gdy pierwsze krople deszczu zaznaczyły swą obecność na chodniku, zbliżył się do malującej się przed nim, niewielkiej sylwetki. - Odpowiedź ci się nie spodoba - wyszeptał z błąkającym się po twarzy uśmiechem, a potem wykonał trzy kroki w tył i odwrócił się. - To do następnego razu, Jedda! Czuję, że jeszcze się spotkamy - zapowiedział swe odejście z ekscytacją, będącą ledwie grą. Musiał bowiem przyznać, że nie tylko ze względu na uznanie w oczach dziadka wolałby, gdyby dziewczyna przyrzekła, że sobie odpuści. Przede wszystkim z troski o samą siebie powinna go posłuchać. Zatrzymał się jednak na moment, odwracając głowę do boku. - A, właśnie! Jeśli pójdziesz zgłosić to zaginięcie, to pozdrów moich kumpli. Dużo ich tam na komisariacie - oznajmił, byleby tylko przestała się oszukiwać, że policja ochroni ją przed możliwymi konsekwencjami. Poniekąd też przestrzegł ją z pewnego rodzaju… troską? Ciężko sprecyzować, co dokładnie nim kierowało, ale zwyczajnie nie chciał, by za sprawą poinformowania o wszystkim skorumpowanych glin, zagwarantowała sobie większe problemy.

Jedda Corrente
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
Tylko, że Jedda nie znajdowała się w żadnej z tych sytuacji. Nikomu nie zawiniła, nikomu niczego nie obiecywała ani też nikomu niczego nie była dłużna. Nie pozwolono by jej zresztą na wpakowanie się w tego rodzaju sytuacje. Jedyne, co usilnie starała się zrobić to odnaleźć swojego byłego-nie-byłego chłopaka. Nawet jeśli nie była pewna jak wyglądałaby ich relacja po odnalezieniu go – nie miało to żadnego znaczenia. W tym momencie nawet nie miało znaczenia czy faktycznie od niej uciekł. Jedda chciała tylko wiedzieć czy wszystko z nim w porządku. A tymczasem wszystko, a także teraz pojawienie się tego mężczyzny, podpowiadało jej, że Johann znalazł się w niebezpieczeństwie. Podobnie jak Tilly i podobnie jak ona chyba teraz. Bardzo starała się nie pokazywać strachu, ale nie było to łatwe, bo mimo wszystko postawa i sama postać mężczyzny przed nią, robiła wrażenie.
Przygryzła policzek, czując coraz większe podenerwowanie. Hej, przecież powinna wiedzieć, jak to działa, że tego typu akcje nigdy nie były przeprowadzone w pojedynkę. Patrzyła na niego w milczeniu, zastanawiając się w co oni wszyscy się wplątali. Albo raczej w co Johann wplątał ją i Tilly. – Może powinnam – odparła z niekontrolowaną wściekłością, bo pomimo tego całego wachlarza skrajnych emocji, wciąż przemawiał przez nią w dużej mierze gniew. Ale w głębi duszy wiedziała, że to bez sensu. Policja by jej nie pomogła, tak samo jak nie pomogła ze zniknięciem Johanna. Nie chciała jednak tego przyznawać na głos a już na pewno nie przed tym mężczyzną.
Zastanawiała się czy on chciał jej coś przekazać czy tylko zirytować. Bo jeśli to była jakaś zaszyfrowana wiadomość, to niestety, ale Jedda nie nadawała się na Sherlocka i zupełnie nie potrafiła wyczytać cokolwiek z jego gadania o pogodzie. Zresztą, skarciła się w myślach, dlaczego mężczyzna miałby jej w jakikolwiek sposób podpowiadać. Widocznie chciał ją tylko zirytować jeszcze bardziej. Nie odzywała się i z trudem powstrzymała się przed cofnięciem się czy chociażby wzdrygnięciem, gdy przybliżył się od niej. Spróbowała wytrzymać jego spojrzenie, aczkolwiek musiała przyznać, że już w tym momencie nie podobały jej się jego słowa. Wytrzymała, a on się odsunął. – Brzmi jak obietnica – powiedziała ironicznie na wieść o ponownym spotkaniu, gdy już poczuła niewielką ulgę, że nie stoi tak całkiem przed nią. Niczego się nie dowiedziała, bo i nie odpowiedział na nic. Jedyne, co zrobił to tylko zasiał w niej mnóstwo wątpliwości. Powinna chyba pójść na policję albo chociaż do Demosa. Zrobić cokolwiek w tej sytuacji. Póki co jednak nie ruszyła się z miejsca i gdy już myślała, że dobiegł koniec tej rozmowy, mężczyzna odwrócił się ponownie.
Tym razem nie powstrzymała się przed drgnięciem. Po prostu stała tam i patrzyła na niego, czując, że troszkę w środku się rozpada. Niby nie postanowiła iść na policję tak od razu, bez wcześniejszego zastanowienia, ale prawdą było, że o tym pomyślała. To, co jednak przeraziło ją najbardziej to myśl, że jej zaufany policjant mógł być również i jego zaufanym policjantem. Nie chciała wątpić w Cole’a, ale z drugiej strony Demos tak lekkomyślnie dostarczył jej akta sprawy zaginięcia Johanna, że równie dobrze mógł być skorumpowany.
Odrzuciła jednak te myśli i tylko patrzyła jak sylwetka nieznanego jej mężczyzny powoli się oddala.
[/zt x2]

Orpheus Wrottesley
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
ODPOWIEDZ