lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Ostatnie dni mijały im na powrocie do rzeczywistości. Mnóstwo uwagi poświęcali na obserwowaniu Lily, czy wszystko jest w porządku, ale dziewczynka zdawała się dość dobrze znieść wiadomość o śmierci Marka. Oczywiście, że łapały ją momenty, gdy była smutna albo marudna, ale koniec końców dość szybko wróciła do swojej normalnej rutyny. Szybko też polubiła swojego nowego terapeutę, który jednak dał im znać, że nie dzieje się nic niepokojącego… więc chyba sytuacja była opanowana. Ane też szybko wróciła do rzeczywistości, do pracy i generalnie ich życia. Miało być już tylko dobrze!
Chociaż wiadomo, że jak wydaje się, że będzie już tylko dobrze to… nagle przestaje być dobrze. Bardzo boleśnie. Dzień właściwie nie zapowiadał żadnych kłopotów. Zaczął się standardowo – szybka kawa podczas porannej bieganiny, Skyler zbierał się do warsztatu a Ane z Lily do Cairns – do przedszkola i na uczelnię. Po pracy zjedli kolację w ulubionej knajpce i tak… wieczorem zaczęła się źle czuć. Było jej jakoś słabo i bolał ją dół brzucha, ale raczej spodziewała się spóźnionego okresu niż jakichkolwiek innych turbulencji. Bo tak, spóźniała się. Tylko wycieczka do Stanów, nerwy, stres, podróże, zmiany stref czasowych i jeszcze więcej stresu – winiła raczej to wszystko. Nie podejrzewała, że faktycznie mogłoby im się udać. Gdy tylko zaczęli rozmawiać o powiększaniu rodziny odstawiła leki, wiedziała że po tylu latach organizm będzie potrzebował czasu na powrót do normy. Więc takie anomalie nie budziły jej podejrzeń. Chociaż to naiwne… cholernie naiwne. Ostatecznie jednak po prostu stwierdziła, że wcześniej pójdzie spać i do rana powinno jej przejść. Nic bardziej mylnego.
Był środek nocy, kiedy obudził ją ból – tak, ćmiło ją cały czas, ale w końcu doszło do tego momentu, że aż się obudziła. Zresztą… coś było nie tak. I faktycznie nie było. Zapaliła lampkę przy łóżku, odsunęła kołdrę i zdała sobie sprawę, że leży w kałuży krwi, która na pewno nie była biorącą z zaskoczenia miesiączką – Kurwa… kurwa… – mruknęła, wstając z łóżka i prawie pobiegła do łazienki, chociaż nogi miała jak z waty. Starała się jednak ogarnąć, starała się pozbyć tej krwi i nie wpadać w panikę. Nie była głupia, wiedziała co się stało… i kiedy spojrzała na Skylera, którego zapewne obudziła jej krzątanina, pokręciła lekko głową – Przepraszam… nie… nie wiedziałam. – nie przypuszczała.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Życie lubiło robić im na złość, szczególnie w chwilach gdy wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Jak choćby decyzja o drugim dziecku – Ane odstawiła leki, ale prawda jest taka, że ani ona ani Sky nie robili z tego jeszcze jakiegoś wielkiego halo. Żadne z nich nie przypuszczało, że mogą trafić złotą bramkę tak… Szybko. Tak od razu właściwie. To wydawało się po prostu niemożliwe. Po prostu niemożliwe… Dlatego oczywiście było mu przykro, że żonę boli brzuch, ale nie wiązał tego w żaden sposób z tym co faktycznie działo się w jej ciele. Do czasu aż nie było innego wyjścia jak spojrzeć prawdzie… Brutalnej prawdzie prosto w oczy…
Sky zerwał się z łóżka właściwie w tej samej chwili, w której zrobiła to Ane. Spojrzał na kałużę krwi na prześcieradle i poczuł jak serce niebezpiecznie mu przyspiesza. Przeraził się. Cholernie… Poczuł taki strach jak chyba nigdy wcześniej w całym swoim życiu. Poszedł za żoną do łazienki, spojrzał na nią – całą we krwi – i prawda jest taka, że nie od razu TO zrozumiał. Nie od razu zrozumiał co właściwie i tak naprawdę się stało. Skąd ta krew, dlaczego… Dlaczego Ane go przepraszała? O czym nie… Boże. To go rąbnęło jak grom z nieba. Wiadro lodowatej wody wylanej na jego durny, naiwny łeb. Pieprznięcie obuchem lub coś jeszcze innego – zamarł. Zdębiał i na dobry moment zapomniał jak się oddycha, mówi i żyje. A przede wszystkim jak się jest dobrym, wspierającym mężem. Stał w tej łazience jak dzban i patrzył na żonę z najprawdziwszym w oczach przerażeniem. Chwila, dwie… Minęły aż drgnął. – Potrzebujesz lekarza. – odezwał się w końcu. Cicho, niemal szeptem. Tak jakby ściśnięte gardło nie było wciąż gotowe do mówienia. Podszedł do Ane i silnie złapał ją za ramiona. – Nie waż się mnie za to przepraszać. Nigdy. – to… To do niego dotarło. To jak bardzo to było złe – że przepraszała. I to go też w tym całym otumanieniu prawdziwie rozzłościło. Ściągnięte brwi, surowy wzrok… Na szczęście trwały tylko przez jedną i ćwierć chwili. – Chodź tu… – szepnął i przyciągnął Ackerman do siebie. Zakrwawiona czy nie, nie obchodziło go to teraz. Kochał ją jak wariat, była jego całym światem i nawet nie wyobrażał sobie tego co teraz działo się w jej sercu, duszy i głowie. Przytulił ją mocno, najmocniej jak potrafił i przyciskając pysk do jej ucha, cicho w nie wymamrotał: - To nie twoja wina, Ane. Nigdy nie waż się tak myśleć. – nigdy! Ani on, ani ona nie brali takiej możliwości pod uwagę. Nie teraz, nie tak szybko, nie… Po prostu nie. Odsunął się od żony tyle tylko, żeby przyjrzeć się jej buzi. – Poproszę panią Jenkins, żeby została z Lily i pojedziemy dobrze? Ktoś musi cię obejrzeć. – i sprawdzić czy… Czy wszystko jest z nią okej. I czy… Czy to, że to się stało coś zmienia w ich planach na powiększenie rodziny.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Z jednej strony wiedziała, że to nie jej wina. Takie rzeczy rzadko działy się z jakiekolwiek winy, nie zrobiła nic intencjonalnie, chciała przecież tego tak samo jak Skyler… ba! Sama pierwsza poruszyła ten temat i była całkowicie pewna, że to dobra decyzja. Gdyby tylko wiedziała wcześniej - nie poleciałaby do Stanów, nie naraziła się - ani na długą podróż ani na stres i nerwy. Znaczy jasne… te im towarzyszyły od czasu, gdy zaczęli walkę o opiekę nad Lily, ale jednak te tam na miejscu były zdecydowanie bardziej… rzeczywiste. I dotkliwe. Każdy jeden element tej podróży był stresujący, a śmierć Marka była ukoronowaniem tego wszystkiego. Nie przypuszczała jednak, że może się to odbić na jej zdrowiu. Jej i jej… dziecka. Gdy stała w łazience, gdy spojrzała w lustro i widziała stróżkę krwi płynącą po jej udzie - wiedziała, co to znaczy. Była w ciąży. Była, już nie jest. Była głupia i naiwna. I… nieodpowiedzialna. To właśnie dlatego przepraszała Skylera. Za to, że nie wiedziała lepiej i pozwoliła sobie na tą nieodpowiedzialność. Nie przypuszczała, że mogło go to zdenerwować… kiedy jednak się to stało, kiedy na jego czole pojawiła się charakterystyczna zmarszczka - zrozumiała. I rozumiała dlaczego nie chciał, żeby go przepraszała. Przecież gdyby sytuacja była odwrotna (gdyby mogła być odwrotna) też by tego nie chciała. Ale jednak… czuła się winna. I to poczucie winy ugrzęzło jej w gardle, gdy ja do siebie przyciągnął i zamknął w ramionach. Dopiero wtedy się rozsypała… przylgnęła do niego ciasno, przymknęła powieki i chociaż nie płakała to nawet nie zdawała dobie sprawy, że cała drży. Trzęsła się i prawdopodobnie gdyby jej nie trzymał - nie byłaby w stanie ustać na nogach. Nie, nie dlatego, że była osłabiona - chociaż niewątpliwie była - ale z powodu nerwów i stresu. Dopiero, gdy wspomniał o pani Jenkins oprzytomniała na tyle, żeby skinąć - Nie budźmy jej, proszę… - może sąsiadka mogła wpaść bez budzenia dziewczynki - Zadzwoń, a ja… ja się ogarnę. - żeby nie wyglądać jak główna bohaterka horroru klasy b. Otarła policzek z kilku łez i jeszcze raz spojrzała w lustro. Ale spojrzała na odbicie Skylera w lustrze, jego wyraz twarzy…. Wiedziała, że to co się właśnie działo łamało mu serce, a ona nic nie mogła na to poradzić.
Odprowadziła go wzrokiem do wyjścia z łazienki, a sama weszła pod prysznic. Na dole pojawiła się chwilę później, wcześniej zajrzała tylko do Lily, żeby upewnić się, że dziewczynka spokojnie śpi.
Zeszła na dół i skinęła starszej pani, która na posterunku pojawiła sie ekspresowo - Przepraszamy, że tak późno… starsza pani jednak zaraz ją uciszyła, ze nie ma o czym mówić i tylko ich pospieszyła, wyganiając ich z własnego domu.
- Sky… - przerwała ciszę w aucie, spoglądając wreszcie na męża - Oboje wiemy, co usłyszymy… i błagam, obiecaj mi, że to nic nie zmienia. - między nimi, ani z ich planami na przyszłość. W ogóle. Nie byli przywiązani, nie byli świadomi… tak naprawdę nic się nie stało, prawda?



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Gdyby wiedzieli… Gdyby mieli choć cień podejrzenia, to wszystko wyglądałoby inaczej. Wszystko zrobiliby inaczej… Chyba? Tak naprawdę nie mogli tego wiedzieć, nie mogli niczego wiedzieć, a gdybanie w tej sytuacji nie miało już sensu. Weston naprawdę tak uważał i naprawdę też nie chciał, żeby Ane wbijała sobie do głowy jakiekolwiek – choćby najdrobniejsze – poczucie winy. Nie mogła nic zrobić. Kropka. Teraz musieli zadbać o to, żeby wróciła do formy… Fizycznej, emocjonalnej, psychicznej… To był cios, oczywiście, że tak, ale nie pierwszy i nie ostatni w ich wspólnym życiu.
Pani Jenkins była w takich sytuacjach – które na szczęście jednak nie zdarzały im się często – nieocenioną pomocą. W mig zrozumiała temat i obiecała, że zostanie z Lily tak długo jak będzie trzeb. Skyler z żoną mogli „spokojnie” wyruszyć w podróż do szpitala. Czy Sky spodziewał się tego czym Ane przerwała ciszę w samochodzie? Nie. Ani trochę. Spojrzał na nią chyba znów trochę zły… - Oczywiście, że to niczego nie zmienia. Co miałoby? Ane… – sapnął na koniec i sięgnął ręką do jej dłoni. Zamknął ją ciasno w palcach, w dużej męskiej garści. Trochę patrzył na drogę, a trochę na przerażoną i zmartwioną Ackerman. – Obiecuję, że to niczego nie zmienia. To po prostu… Po prostu stało się. Nie mieliśmy na to żadnego wpływu. Nic nie mogliśmy zrobić. – żeby tego uniknąć. – Nie martwię się tym, że to się stało, Ane. Martwię się tym, żeby z tobą było wszystko dobrze. Nie wiem co właściwie… – urwał na moment, bo nie wiedział też do końca jak „zgrabnie” ująć w słowa to czego się obawiał. Poza tym... To nie była do końca prawda, że nie martwił tym, że TO się stało. Po prostu... Najpierw Ane, potem cała reszta świata. Tyle. – Dzieje się z tobą… Teraz. No wiesz, fizycznie. Jak bardzo to jest dla ciebie groźne i jak duże poniesiesz tego konsekwencje. – bo krwi ubyło jej dużo, Sky rozumiał, że poroniła, że stracili ich pierwsze wspólne dziecko, ale to czego nie wiedział i nie rozumiał to to, co w tej sytuacji działo się z Ane. Z jej ciałem, z jej organizmem. Jak bardzo to wszystko się na niej odbije i jak szybko powinien zająć się nią lekarz. – Boję się. Martwię. O ciebie. – dodał ciszej i instynktownie mocniej ścisnął w palcach jej dłoń. – Jeśli coś ci się stanie, to… – urwał i napiął wyraźnie szczękę i brwi. Nawet nie chciał o tym myśleć. - Nigdy wcześniej nie... - znowu zaczął i znów też urwał. Odetchnął ciężej i spojrzał na żonę. - Nie byłem w takiej sytuacji. Nigdy nie... - nie straciłem dziecka, dodał w myślach. - Czy to... Bardzo boli? - zapytał w końcu i zdał sobie sprawę z faktu, że nie chodzi mu tylko o ból fizyczny. - Czy to normalne, że ja... Sam jeszcze nie wiem co czuję? - poza strachem o nią? Wiedział, że Ane będzie z nim szczera i jeśli coś normalne nie było - po prostu mu o tym powie.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Właściwie… mogło się zmienić wszystko, prawda? Była to zupełnie irracjonalna myśl, ale zdecydowanie bardziej bała się tego niż tego, że coś mogło z nią być nie tak. Do tej pory czuła się dobrze, więc dlaczego miałoby być inaczej, prawda? Ale z ich małżeństwem też wszystko było dobrze, więc dlaczego miałoby być inaczej, prawda? A jednak chciała usłyszeć, że wszystko nadal będzie dobrze. Nie mogła mu się więc dziwić, że on chciał to usłyszeć od lekarza.
- Nic się nie stanie. – nie jej, wiedziała… nie zamierzała przecież go zostawiać, prawda? No gdzie. Dopiero się rozkręcali. Więc pokręciła lekko głową i mocniej ścisnęła jego dłoń. Wszystko będzie dobrze. Nie miała pewności, bo niby skąd… tak jak Sky – nigdy nie straciła ciąży. Nie chciała myśleć o tym jak o straconym dziecku. Jej mózg w tym momencie pracował na przyspieszonych obrotach, żeby to wyprzeć, bo to jeszcze nie było dziecko… okrutne, ale chyba tylko tak mogła pozostać przy zdrowych zmysłach i nie wpaść teraz w panikę i histerię. Nie byli świadomi, nie byli na żadnym badaniu, nie planowali przyszłości i nie zastanawiali się nad imieniem. Nie zdążyli się nawet tym jeszcze cieszyć, więc nic nie zostało im odebrane. Tak, musiała się trzymać tej myśli… – Tak, bo ja też… – bo sama właściwie nie wiedziała jak się z tym wszystkim czuje – Nie wiem… naprawdę nie wiem. – przyznała i spojrzała za okno, orientując się, że wjeżdżają na teren szpitala. Więc zaraz wszystko się wyjaśni.
Stresowała się, gdy wchodzili na izbę przyjęć i gdy wypełniała wszystkie dokumenty niezbędne do przyjęcia i spotkania z lekarzem. Nie musieli na niego czekać długo. Chociaż początkowo Skyler został na korytarzu to po kilku dłuższych chwilach badania, miła pani doktor poprosiła go do środka, żeby też wszystkiego się dowiedział i żeby go uspokoić. Tak, poroniła. Ale nie było to nic… zaskakującego. Wytłumaczyła im, że na tak wczesnym etapie wiele ciąż kończy się poronieniem, jeszcze zanim ktokolwiek zdąży się zorientować, że faktycznie w tej ciąży się jest. Przykre, ale prawdziwe. Faktycznie stres i podróże mogły się do tego przyczynić, ale nie mieli powodu do zmartwień - nie powinno nieść to za sobą żadnych przykrych konsekwencji. Jakkolwiek brutalnie nie brzmiały słowa pani doktor, miała rację. Ane dostała leki, głównie przeciwbólowe, bo jeszcze kilka dni mogła nie być w najlepszej formie i właściwie tyle… mogli wracać do domu.
I właściwie niewiele się zmieniło… nadal nie wiedziała jak się z tym czuła. Gdy już wyszli ze szpitala, wrócili na parking i chwilę przed tym jak weszli do auta – złapała go za koszulkę, przyciągnęła do siebie i mocno się przytuliła.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Do końca drogi oboje właściwie niewiele już mówili. Bali się, martwili, bo choć z jednej strony wiedzieli co usłyszą i co właściwie się stało, z drugiej… No właśnie – jakie to tak naprawdę będzie miało dla nich konsekwencje? Co to znaczy i dlaczego do tego doszło? To były pytania, na które chcieli i nie chcieli poznać odpowiedzi – ciekawość i potrzeba ich poznania to jedno, ale strach przed nimi to zupełnie inna historia. Tak czy inaczej, Sky był wdzięczny losowi za to, że ten pozwolił im trafić na tak profesjonalną, a przy tym też po prostu przyjemną i życzliwą lekarz ginekolog. Sam nie wiedział dlaczego tak czuje i skąd to uczucie, ale kiedy patrzył jak Ane znika z nią za drzwiami lekarskiego gabinetu, poczuł się trochę pewniej. Tak jakby ta kobieta wzbudziła w nim takie właśnie poczucie, że… Cholera, musi być dobrze. Po prostu musi być dobrze, a skoro musi to będzie i tyle. Dzięki temu chwile, które spędził sam na szpitalnym korytarzu były łatwiejsze do przełknięcia. Kiedy natomiast został zaproszony przez panią doktor do gabinetu, znów poczuł jak serce niebezpiecznie mu przyspiesza. Szybko wzrokiem odnalazł żonę, a kiedy usiadł obok niej, natychmiast ręką odnalazł jej dłoń. Wyglądała… No cóż, marnie. Blada, zmęczona, niewyspana, przygnębiona… Serce mu pękało jak na nią taką patrzył. To co usłyszeli od młodej lekarki było właściwie całkiem okej. Ane nic nie groziło, a to, że stracili tę ciążę… No cóż, życie. Życie takie niestety bywa i po prostu musieli się z tym pogodzić, a potem spróbować znowu. Tym razem na innych, znacznie bardziej świadomych warunkach. Sky wziął to sobie do serca, więc kiedy wraz z Ackerman szli z powrotem na parking, nie odzywał się – pogrążony w swoich własnych myślach. Dlatego też kiedy Ane zrobiła to, co zrobiła – chwyciła go za koszulkę i przyciągnęła jego do siebie i siebie do niego – w pierwszej sekundzie był tym trochę zaskoczony. Szybko jednak odzyskał rezon i zamknął żonę w swoich dużych łapach, pyskiem przylgnął do czubka jej ciemnowłosej głowy i cicho, tylko dla niej, wymamrotał: - Wiem, że to wcale nie zrobiło się łatwiejsze do przyjęcia, ale… Poradzimy sobie z tym, Ane. Poradzimy sobie. – z tym dziwacznym uczuciem… Hmmm… Pustki, żalu, smutku? A jednocześnie niepewności czy w ogóle mogli tak się czuć, bo przecież tak naprawdę wcale nie wiedzieli o tej ciąży, nie mieli szansy się do niej przywiązać, ba! Choćby spróbować przyzwyczaić. Była, a zanim ogarnęli, że była – już jej nie było. Tyle. – Najważniejsze, że nic tobie nie grozi… Bardzo się tego bałem. – wyszeptał jeszcze i Ane wiedziała, że mówił prawdę. Najprawdziwszą prawdę. Bał się o nią. Bardzo. Cholernie. – No już… Chodź. Wracajmy do domu. Mamy córkę, która nas potrzebuje. – dodał i pocałował raz jeden, drugi i trzeci kobiecą skroń, a potem otworzył drzwi od strony pasażera i pozwolił żonie wejść do samochodu. Sam w chwilę potem już siedział za kierownicą. Jego ręka znów wylądowała na jej dłoni, a wzrok – choć głównie koncentrował się na drodze – co kilka krótkich chwil kontrolnie zatrzymywał się na jej twarzy. Smutnych oczach…
Kiedy dojechali do domu, najpierw podziękowali pani Jenkins za pomoc. Nie tłumaczyli za dużo, zapewnili, że wszystko z Ane jest w porządku i teraz oboje potrzebują czasu. Starsza kobieta świetnie to rozumiała. Oni nawet o tym nie wiedzieli, ale straciła w swoim życiu aż trzy ciąże, a jedno – już narodzone dziecko – zmarło w jej matczynych ramionach. Tak czy inaczej, zostawiła ich samych, więc Sky zaprowadził żonę do kuchni, posadził ją na wysokim stołku przy blacie, a sam zaczął przygotowywać im… Herbatę. Tak, tak, żadną kawę. Herbatę. – Wiesz… Ta lekarka… Wydawała się bardzo w porządku. Powiedzmy, że prawie nigdy nie ufam ludziom przy pierwszym spotkaniu, a jej… – spojrzał na Ane i zaraz potem postawił przed nią jej ulubiony kubek z jej ulubioną herbatą. – Jakoś tak… Zaufałem. Może… Jeśli i ty tak czujesz, to może byśmy zostali u niej? – w perspektywie nie tylko planów powiększenia rodziny o kolejne dziecko, ale też w ogóle – zdrowia Ane. – Jak uważasz? – zapytał ciszej i usiadł obok Ane. Herbata herbatą, on nie odrywał od żony spojrzenia. Dłoń oparł na jej grzbiecie… - Ufasz mi? Ufasz jeśli powiem, że wszystko będzie z nami dobrze? Że wyjdziemy z tego? – poradzą sobie z tym smutkiem, rozczarowaniem i złością.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Mieli córkę, która ich potrzebowała. Oczywiście, że tak. Dlatego przez jej twarz przemknęło nawet coś, co można byłby nazwać cieniem uśmiechu. Skinęła, wsiadła do auta i zamilkła. Oczywiście, że była zmęczona… właściwie to była ledwie przytomna, więc oparła głowę o szybę i trochę walczyła z opadającymi powiekami. Tym sposobem droga minęła jej zaskakująco szybko. Nawet się nie obejrzała, a już byli w domu, siedziała przy kuchennym stole i głaskała łeb Bosmana, który oparł o jej kolano. Kochane psisko zaskakująco dobrze potrafiło rozszyfrować czego człowiekowi potrzeba. Obserwowała męża, gdy robił im herbatę i mocniej oprzytomniała dopiero, gdy się odezwał.
- Hm? Pewnie, jasne… – nie miała nic przeciwko. Nie znała wielu tutejszych lekarzy, a ta wydawała się być bardzo w porządku. Podobało jej się też to, że nie cackała się, nie owijała w bawełnę, nie klepała ich po główkach. Nie ojojała ich przez to, co się stało – przedstawiła fakty, pięć razy powtórzyła, że takie rzeczy się dzieją, że wszystko jest w porządku i kazała żyć dalej. To… dobrze. To ją przekonywało, że miała rację, gdy próbowała się przekonać, że to nie tragedia, bo nie straciła dziecka… straciła ciążę. Po prostu. Było jeszcze za wcześnie i po prostu się stało.
Spojrzała na męża i lekko się do niego uśmiechnęła – Oczywiście, że ci ufam… i oczywiście, że będzie dobrze. Po prostu stało się. Wiesz, równie dobrze mogliśmy się nawet nie zorientować, pewnie byłoby to mniej bolesne, ale stało się. – wychyliła się, żeby złożyć krótki pocałunek na ustach męża – Kocham cię i przykro mi, że tak się stało… ale to nie przekreśla naszych planów. Po prostu to jeszcze nie był dobry moment. – zapewniła i naprawdę tak uważała – Ale… nie będziemy rozpaczać, prawda? – mogło być przykro, ale mieli życie i trzeba było do niego wrócić. Po prostu! Upiła łyk herbaty i znowu spojrzała na mężą - To okropne, że tak o tym mówię? - tak... bez emocji? Może on potrzebował rozpaczać? Ojojania?


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Tak, Skylera też to zdobyło. Ten brak użalania się nad nimi, brak usilnego głaskania ich po głowach, nadmiernego pokrzepiania… Mieli wziąć się w garść i w żadnym wypadku nie rezygnować z planów na drugie dziecko. Z takim komunikatem w głowach wyszli dzisiaj z gabinetu pani doktor.
- Nie. Wiem dlaczego tak mówisz i… – pokręcił głową i odruchowo zerknął na kubek z herbatą żony. Wciąż była gorąca – herbata, nie żona – ale Weston szybko zorientował się w tym, że Ane ma jednak dużo więcej wyczucia niż on i gdzie on poparzyłby sobie język pięć razy pod rząd, ona nie zrobi tego wcale. – To nie jest okropne, nie myśl tak o tym. – nie chciała rozpaczać, on także tego nie chciał. Poza tym naprawdę mieli Lily, która bardzo ich potrzebowała – spokojnych, uważnych, rozsądnych, ale też i wesołych i skupionych na niej i na sobie nawzajem także. Niesmutnych i nierozżalonych, a już na pewno nierozdrapujących rany, które nie były może głębokie, ale gdyby za mocno się w nich grzebało – mogłyby narobić sporo problemów. – Nie będziemy rozpaczać. To prawda… Stało się, nic nie mogliśmy zrobić, żeby tego uniknąć. To po prostu nie był ten moment. Nasz moment na kolejne dziecko. Tak miało być, jak sądzę. – nie wierzył w boga, tego czy tamtego, albo inne nadprzyrodzone wszechmoce, ale wierzył w karmę i (nie)złośliwość losu. Wierzył w to, że raz na milion takich zdarzeń, to jedno konkretne ma sens. – Wiesz… Gdzieś i jakoś tam wiedziałem, że poronienie tak wygląda, ale nie sądziłem, że… – zaczął i spojrzał na Ane z taką trochę niepewnością. – To będzie tyle krwi… Tak dużo. – co go autentycznie przestraszyło, mimo, że nie był „wrażliwy” na takie rzeczy i nie mdlał przy widoku krwi, ani swojej ani niczyjej innej też nie. – Prawdę mówiąc nie od razu zrozumiałem co się dzieje. – przyznał szczerze i sam też teraz upił niewielki, a przede wszystkim ostrożny łyk herbaty. Przyjemnie rozgrzała mu gardło i żołądek. – Ty wiedziałaś od razu, prawda? – spojrzał na Ane i pewnie nawet nie musiał widzieć jej przytaknięcia, żeby to wiedzieć. Tak, wiedziała. Wiedziała na pewno. – Wiesz, z drugiej strony to przynajmniej wiemy, że nie potrzebujemy wielu prób… – jego dłoń zaczęła leniwie sunąć po kobiecym grzbiecie. – Ledwie odstawiłaś pigułki i trafiliśmy. – uśmiechnął się nieznacznie, pod samym wąsatym nosem. – Teraz zrobimy to, tak jak trzeba. Jak należy. – bez stresów, podróży, zmian stref godzinowych, klimatu, przesadnego zmęczenia… Zrobią to z głową. Po prostu. – Ale najpierw musisz dojść do siebie. Bardzo boli? – zapytał po chwili i odruchowo spojrzał na jej brzuch i podbrzusze. Spodziewał się, że wciąż mogła czuć się co najmniej nieswojo.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie chciała wyjść na nieczułą, czy pozbawioną emocji… nie wiedziała właściwie jak czuje się z tym Skyler – tak prawdziwie, co siedzi mu na wątrobie i dotrze do niego, gdy położą się do łóżka i będą wpatrywać się w sufit, gdy żadne inne myśli nie będą się plątać i będzie mógł się skupić tylko na tym, co się wydarzyło. Bała się. Bała się, że uzna ją za pozbawioną serca tylko dlatego, że nie chciała się użerać nad sobą i nad nimi właściwie. Nie chciała każdego jednego dnia myśleć o tym, że stracili dziecko. Nie. Chciała się trzymać myśli, że jeszcze po prostu się go nie doczekali. I mieli tylko Lily, która faktycznie potrzebowała ich nierozpaczających. Cholernie więc doceniała to… że ją wspierał. Nawet jeśli faktycznie „taka była” to nie pozwalał jej tego odczuć. I z każdą kolejną chwilą jeszcze bardziej upewniała się w tym, że trafiła na odpowiedniego człowieka. Że miała najlepszego męża na świecie.
Takiego, który nawet dzielnie zniósł taką ilość krwi! Bo faktycznie, gdy o tym wspomniał – skrzywiła się lekko na samo wspomnienie. Faktycznie, gdyby dni w kalendarzu ułożyły się inaczej, gdyby nie zaczęło się to tak gwałtownie – bo właściwie obudziła się już w kałuży, może na początku wcale nie było to tak dramatyczne? Może zrzuciłaby to na kark okropnego okresu. Ale no… no nie dało się. Więc tak, wiedziała. Skinęła. Ale to jak dokończył swoją myśl… nie mogła się nie uśmiechnąć pod nosem. Wychyliła się też w stronę mężczyzny i złożyła krótki pocałunek na jego policzku – Kocham cię. I wiem, że gdybym nie miała ciebie i twojego wsparcia… bolałoby dużo bardziej. Gdyby to się stało, gdy byłam w Kalifornii… – pokręciła lekko głową, bo nawet nie chciała o tym myśleć. Byłoby to najgorsze uczucie we wszechświecie, gdyby musiała przechodzić przez to sama – Ale tak, boli. Czuję się… dziwnie. Słaba, boli mnie głowa. No nie powiem, żebym była w najlepszej formie. – zdecydowanie nie. Przetarła oczy i oparła głowę o jego ramię – Zawieziesz rano Lily do przedszkola? – bo chociaż sama zamierzała zostać w domu i odpocząć to wiedziała, że gdyby dziewczynka została w domu… z odpoczynku by nic nie było! – Masz jutro jakieś spotkania? Jeśli nie… razem możemy odespać. – o ile nie goniły go terminy i spotkania z klientami. Musieli być w formie na pobudkę księżniczki, którą trzeba odwieźć do przedszkola… później można wrócić do łóżka i odsypiać.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Ani za nieczułą, ani pozbawioną emocji – Skyler jej nie uważał. Stracili ciążę, mogli zareagować na to różnie i każdy z tych sposobów był stuprocentowo normalny i akceptowalny. To, że nie chcieli rozpaczać, wylewać wiadra łez i rozdrapywać ran, też było normalne. Przynajmniej zdaniem Westona… No chyba, że on też był nieczuły i pozbawiony emocji. Może nawet serca? Nie wiem, ale o ile i dopóki Ane uważała go za w porządku faceta, nie zastanawiał się nad tym za bardzo. Zdanie innych ludzi nie obchodziło go w ogóle.
Uśmiechnął się pod nosem, bo to co teraz od niej usłyszał było… Miłe. Tak po prostu miłe i chyba też w jakiś sposób dla niego zaskakujące. Może to dlatego, że on jednak ciągle widział i odbierał ją jako twardą babkę – dzielną agentkę FBI, matkę, która najpierw musiała swoje dziecko emocjonalnie pochować, a później nauczyć się żyć z myślą o tym jak bardzo została skrzywdzona, jak brutalnie ludzie, którym ufała ją oszukali… Tak, widział w niej prawdziwą Wonder Woman, kogoś kto udźwignie każdy jeden ciężar i każdą jedną sytuację, niezależnie od tego jak trudna i niemożliwa mogłaby się wydawać… Do udźwignięcia właśnie. Dlatego teraz, kiedy Ane tak po prostu przyznała, że bez niego obok nie byłoby to takie łatwe – tak, poczuł się mile zaskoczony. Po prostu.
Nic nie powiedział, nie w pierwszej chwili przynajmniej. Upił łyk herbaty, przesunął wzrokiem po ich ładnej kuchni ostatecznie i tak skupiając go na żonie. Pokręcił też w końcu głową. Lekko i krótko. – Nie, chyba nie. Zawiozę Lils do przedszkola i wrócę… Może po drodze zrobię zakupy… – planował bardziej do siebie, niż do Ane właściwie. – I wrócę do ciebie. Tylko… Ane, obiecaj, że jak odpoczynek to odpoczynek, ok? Nie będziesz myślała i pracy i… W ogóle. O mojej pracy też nie. – skoro miał zrobić sobie z nią „wagary” to nie chciał, żeby ona się o to martwiła. Zasadniczo nawet jeśli miałby jutro jakieś spotkania, mógł je przecież przełożyć na inny termin i tyle. Kolejny łyk herbaty, muśnięcie dłonią damskiego policzka… Coś jeszcze chodziło mu po głowie… Spojrzał na Ane, przyglądał jej się przez moment bez słowa, aż w końcu… - Naprawdę tak uważasz? Że beze mnie… To nie byłoby takie… – łatwe? Nie. – Do wytrzymania? – pytał, bo… Chyba wciąż trudno było mu w to uwierzyć. Że go aż tak potrzebowała.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie chodziło o to, że chciała być w tym momencie miła – znaczy jasne, zawsze starała się być, ale nie robiła teraz tego z intencją. Mówiła to, co siedziało jej na wątrobie, a nie to, co wypadało powiedzieć, żeby połechtać męskiego ego. Tym razem nie o to chodziło. Natomiast chciała, żeby wiedział jak bardzo był dla niej ważny i jak bardzo doceniała jego obecność i wsparcie, które było nieocenione. I naprawdę cieszyła się, że był obok. Więc kiedy powiedział, że wróci… cieszyła się. Nawet jeśli wyraziła to tylko lekkim uśmiechem – cieszyła się. Skinęła więc łbem, bo – Obiecuję – na chwilę obecną była po prostu zbyt zmęczona, żeby myśleć o pracy. Zmęczona, słaba i obolała. Nieprzyjemne skurcze w dole brzucha ciągle dawały o sobie znać i było to po prostu bolesne. To, że martwiła się jego pracą… to akurat chyba oczywiste. Jej była po prostu pracą, jedną z wielu na etacie, zawsze mogła ją zmienić… on budował firmę, nazwisko i łódki, które były czyimś spełnieniem marzeń. Ale skoro twierdził, że nie… i że miała się nie martwić to stwierdziła, że nie będzie się martwić. Po prostu.
Podniosła wzrok, przekrzywiła lekko głowę i przyglądała mu się chwilę, bo… - Naprawdę cię to dziwi, Sky? – że bez niego to byłoby dużo cięższe do zniesienia? Że nie miałby kto jej pocieszyć, przytulić i powiedzieć, że wszystko jest w porządku, że ma prawo czuć jak się czuła i nie ma w tym nic złego. Potrzebowała go do normalnego funkcjonowania – Wiem, że musiałam tam pojechać… polecieć właściwie, ale to nie sprawiało mi żadnej, absolutnie żadnej przyjemności, gdy nie było was obok. Więc, gdyby to się jeszcze wydarzyło, gdy musiałabym prosić o pomoc kogoś innego i musiałabym ci o tym powiedzieć przez telefon… to byłoby najgorsze. Najgorsze, Sky. – naprawdę i nie widziała powodu, dla którego miałoby go to dziwić – Chodźmy do łóżka, co? Trzeba tam jeszcze posprzątać… – bo póki co ich łóżko przypominało miejsce zbrodni. Skrzywiła się na to lekko, bo nic miłego… naprawdę nic miłego.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Wargi zadrżały mu lekko do uśmiechu. Przez moment nie powiedział nic, nawet słowa. Nawet na jej propozycję pójścia do łóżka – nic. Po prostu patrzył, prosto w jej brązowe ślepia. Co chodziło mu po głowie? Co najmniej kilka sympatycznych myśli, ale najważniejszą z nich było to, że… - To mnie nie dziwi, Ane. Nie mogłoby kiedy czuję dokładnie tak samo. Po prostu… Nie słyszałem tego wcześniej. Od nikogo. – wzruszył ramionami, bo nie zamierzał się nad tym roztkliwiać, tak jak zresztą nie roztkliwiał się ani nad sobą, ani nad swoim podłym dzieciństwem. Było jakie było, są tacy, którzy mieli jeszcze gorzej. – Że ktoś mnie potrzebuje… Tak bardzo. I tak… Niepraktycznie. – sapnął pod nosem i uśmiechnął się szerzej. Z pokazaniem białych kłów nawet. Pokręcił głową i jeszcze dodał: - Remont, naprawa auta, łódki albo sąsiedzka pożyczenie kilku dolców to… To nie to samo. Tak bardzo nie to samo. Ty mnie naprawdę potrzebujesz. I ja to widzę i w to wierzę. Nawet jeśli ciągle widzę w tobie tę dzielną, odważną agentkę FBI… – nazwał ją tak teraz z czystej przekory. – To jednak mnie potrzebujesz… – nawet jeśli w chwili gdyby ktoś ich napadł to prędzej ona wiedziałaby co zrobić. Miała to w sobie, nawet jeśli nie lubiła kiedy on o niej tak myślał.
Spoważniał teraz nieco, bo i to co chciał powiedzieć takie było. – Nie chciałbym tego usłyszeć przez telefon. To, że nie mógłbym być wtedy z tobą… – wymownie zgrymasił pysk. – To złamałoby mi serce. Takie rzeczy powinno przeżywać się razem i… To głupio zabrzmi, może nawet brutalnie w kontekście całej tej sytuacji, ale… Cieszę się, że tak to przeżyliśmy. Razem. – że nie zaskoczyło ich to kiedy Ane była w Kalifornii, a on z Lily tutaj. To naprawdę byłoby przykre. Super złe i smutne. Spojrzał jeszcze krótko na niedopitą herbatę, ale uznał, że właściwie to już nie ma na nią ochoty. Zszedł ze stołka i… - Chodź. – złapał Ane za rękę i razem teraz poszli na górę, do sypialni. Tam rzeczywiście czekał na nich obraz jak z krwawego horroru, ale Skyler nad tym też nie zamierzał się za bardzo roztkliwiać. Po prostu wziął się za ogarnianie łóżka i zmianę pościeli na czystą. Kiedy to robił, jednocześnie mówił: - Teraz po każdym… No wiesz… – obejrzał się na Ane i wyszczerzył krótko kły. – Będziesz robić test. Po każdym. Jutro wykupię całą aptekę… – żeby mieli odpowiedni zapas. – Kto by pomyślał, że Skyler Weston z małego Monterey ma taką siłę przebicia, co? – a raczej jego plemniki. Nawet nie musieli się starać. Po prostu – puff, trafili. To, że stracili tę bramkę to inna story. Ważne, że nie złamało ich to. Wciąż myśleli o przyszłości.
Po tym jak Sky ogarnął łóżko, położyli się, porozmawiali jeszcze parę chwil i w końcu zasnęli. I to już.
Koniecccc.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
ODPOWIEDZ