sprzedawca — liberated
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
These aren't tears; just the rain who wasn't brave enough to fall.
#1

Gwar ludzi. Szum rozmów. Bijące ciepło Australii, o którym zdążył już zapomnieć. Możliwość pójścia gdziekolwiek i zrobienia czegokolwiek. Tyle rzeczy, od których się odzwyczaił — teraz, przechadzając się ulicami Lorne Bay, miał wrażenie, że trafił do całkiem innego świata.

Bo przecież rzeczywistość nie zatrzymała się, kiedy trafił za kratki; pędziła prężnie do przodu, nie zwalniając ani na moment. W kieszeni spodni nadal miał swoją starą Motorolę Droid; gdzieś przy kawiarni stało czerwone, dziesięcioletnie auto, które widziało lepsze dni. Nie czuł się dobrze — ledwo wiedział, co gdzie jest. Przez dziesięć lat masa się zmieniła — krążył więc raczej dość bezcelowo po ulicach. Cieszył się słońcem. Cieszył się brakiem odoru innych więźniów; brakiem bójek i ostrych słów strażników. Dopiero po jakimś czasie trafił właśnie na kawiarnię; siostra załatwiła mu trochę gotówki, tak na dobry start.

Dawno nie pił kawy.

Wszedł do środka, dość niepewnie; spięty, jakby odkrywał jakieś nowe terytorium. Życie w społeczeństwie stało się dla niego obce, a współwięźniów ledwo co można było nazwać jakkolwiek przyjaznymi. Raczej każdy trzymał się osobno; a i Titan nie miał najmniejszego zamiaru pakować się w żadne kłopoty w celi, głównie odliczając dni do wyjścia. Zatrzymał się na chwilę, jakby nie umiał się zdecydować, czy to czas uciekać, czy jeszcze nie.

Koniec końców jednak ruszył w przód, wciskając dłonie do kieszeni lekkiej bluzy bez rękawów, którą na sobie miał; ostrożnie podchodząc w stronę kas. Ustawił się w kolejce, dopiero teraz podnosząc wzrok do góry.

Zmarszczył bezwiednie brwi, lekko rozchylając usta. To chyba był najlepszy przykład, jak wiele się zmieniło podczas, gdy odsiadywał karę. Macchiato, Ristretto, Mezzo Mezzo, jakieś Venti, Frappuccino; wpatrywał się w menu jak zaczarowany, samoistnie podążając za kurczącą się kolejką; nie zauważając nawet, kiedy to on stanął przy kasie.

Czym, do cholery, były te nazwy? Nie miał pojęcia — to znaczy, zdawał sobie sprawę, że to pewnie jakieś kawy, ale co dokładnie wchodziło w ich skład — tego nie wiedział. Poczuł, że opuszcza go odwaga i nawet zrobił krok w tył, czując potrzebę uciec; dopiero głośne przepraszam, wszystko w porządku? wyrwało go z jego myśli i nieco speszony spojrzał na kobietę stojącą za kasą, z powrotem się do niej przybliżając.

— Zamyśliłem się, przepraszam — odparł, wymuszając słaby uśmiech i jeszcze raz zerknął na menu, mocniej marszcząc brwi; wahając się jedynie chwilę. — Nie wiedziałem, że istnieje aż tyle rodzai kawy. Ostatnio, jak byłem w kawiarni, to było ich może trzy na krzyż. To jest... Serwujecie może zwykłą, czarną? Bo chyba niezbyt wiem, czym jest cokolwiek innego tutaj.

lenny o'sullivan
powitalny kokos
echo
robi kawę — i koci grzbiet
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Miała okropny dzień. Jej współlokatorka – i, przy okazji, siedmioletnia córka w jednym – za nic miała australijskie lato i postanowiła się rozchorować. Zarówno Lenny, jak i Bowie, miały przez to dość ciężką noc i kiedy mała mogła spokojnie odsypiać w ciągu dnia, Lenny musiała biec do kawiarni, żeby ją otworzyć. W takim miejscu jak to niezbyt mogła przejść na pracę zdalną albo zostać w domu z zasmarkanym dzieckiem, bo nie miał jej kto zastąpić. Gdyby pracowała w biurze, nieodczytane maile spokojnie mogłyby poczekać dzień czy dwa, ale nawet najbardziej wyrozumiały szef na świecie nie chciałby zamykać całego lokalu na kilka dni, żeby Bowie miała z kim oglądać bajki w łóżku. Rano musiała więc wygrzebać z rozkopanej pościeli najpierw samą siebie, a potem zaspaną i marudzącą córkę, odstawić Bowie do dziadków, a potem jechać przez cały dzień parzyć kawę.
W rezultacie zanim ten dzień zdążył się w ogóle zacząć, Lenny już chciała, żeby się skończył. Nie miała siły na nic, a już na pewno nie miała siły na uśmiechanie się do ludzi, zadawanie im tych samych pytań i pilnowanie, by nie pomylić napoju owsianego z mlekiem bez laktozy. Jak na złość w kawiarni był dzisiaj spory ruch, więc gdy kolejny gość zapłacił wreszcie za swoje cappuccino na dodatkowym espresso i przyszła kolej Titana, powitała go automatycznym: - Dzień dobry, na miejscu czy na wynos? – spytała, równocześnie myśląc o tym, czy Bowie ma właśnie gorączkę czy, przeciwnie, świetnie bawi się u dziadków (co w pewnym sensie byłoby jeszcze gorsze, bo pokazywałoby, że jej rodzice mają rację i Lenny rzeczywiście jest gówniarą, która nie potrafi zająć się dzieckiem). Zerknęła na mężczyznę, gdy nie odpowiedział, powstrzymała zirytowane westchnięcie i kontynuowała: - Mogę polecić panu flat white, na mleku albo napoju roślinnym: sojowym, owsianym lub ryżowym. Mamy też świeżą kawę przelewową, a jeśli chciałby pan coś zjeść, dzisiaj mamy promocję na ciasto marchewkowe w zestawie z dowolną małą lub średnią kawą… - paplała dalej, jak mały robocik, albo po prostu: jak ktoś, kto pracował w tej kawiarni stanowczo zbyt długo i mógł recytować podobne formułki o dowolnej porze. - Przepraszam, wszystko w porządku? – spytała wreszcie, bo dopiero teraz zatrzymała na Titanie wzrok na dłużej i dotarło do niej, że on w ogóle jej nie słuchał. Kiedy powiedział o tych trzech kawach na krzyż, buzia niemal od razu jej złagodniała i pokiwała głową. - Jasne, mamy czarną kawę – już otwierała usta, by zacząć wymieniać ich nazwy, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnowała. - Mogę panu zrobić małą, ale dość mocną kawę albo trochę łagodniejszą, zależy na co ma pan ochotę. Ale mogę też zrobić kawę z niewielką ilością mleka, dalej będzie dość mocna, ale nie tak intensywna jak czarna – zaproponowała, bo przecież Titan powiedział, że nie zna innych kaw niż „zwykła”, co nie musiało wcale oznaczać, że ma ochotę na jakąś siekierę. Uśmiechnęła się do niego i zaproponowała: - Albo wcale nie musi pan decydować. Wystarczy, jeśli powie mi pan, jaką kawę zwykle pije pan w domu, a ja coś panu zrobię.

Titan Bond
powitalny kokos
nick
sprzedawca — liberated
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
These aren't tears; just the rain who wasn't brave enough to fall.
Któż mógłby się spodziewać, że zamawianie kawy mogło być tak skomplikowane? Naprawdę czuł się, jakby trafił do innego świata. To chyba tak bardzo tego właśnie bał się przed wyjściem z więzienia. Tego poczucia wyobcowania.

To prawda, że nigdy nie czuł, że przynależy — teraz, jednak, teraz to uczucie jedynie pogłębiło się, sprawiając, że czuł się co najmniej nerwowo. Jakby był gdzieś, gdzie nie powinien być. Kiedyś nie miał problemu z brylowaniem w towarzystwie, jednak dziś czuł, że nieco go to przerasta. Tym bardziej, że Lorne Bay atakowało go poczuciem znajomości; rzucało mu w twarz to, że właśnie ono było jego rodzinnym miastem. Dopiero co tu przybył, a miał ochotę wyjechać. Szczerze mówiąc, gdy wyszedł z budynku więziennego, myślał nad tym, jaki sens jest wracać — bo co tu na niego czekało?

A potem zobaczył siostrę, czekającą na niego w samochodzie — i jakby wszystkie troski odeszły, choć jedynie odrobinę.

Bo choć dziesięć lat spędził z dala od niej, a ich spotkania były sporadyczne, to jednak czuł do niej przywiązanie. Oraz ten gorący, palący wstyd. Zawiódł ją przecież. Zostawił na łaskę losu, kiedy to on był starszym bratem. To on powinien był się nią zająć; bronić ją przed światem i pomagać w pracach domowych. Widok jej zapłakanej buzi nadal prześladował go po nocach; tak samo jak tamten dzień, w którym prawie kogoś zabił.

Titan mimowolnie potarł swoje dłonie, mocno ze sobą walcząc, by nie zacząć obsesyjnie ocierać ich o swoje ubrania i odchrząknął, kiedy kobieta zaczęła odpowiadać na jego pytania. Bał się, z jakiegoś powodu, że będzie o wiele mniej wyrozumiała. Nie wiedział przecież, czego oczekiwać od ludzi; jego zdolności na temat interakcji międzypersonalnych były cokolwiek słabe i chyba to one też go tak mocno przerażały.

Strach, że powie coś dziwnego; że ktoś pośle mu obrzydzone spojrzenie lub zacznie wytykać go palcami, był przytłaczający. Musieli sobie zdawać sprawę, prawda? Musiał w mieście być ktoś, kto go pamiętał — i doskonale wiedział, że to on, Titan Bond, który właśnie wyszedł z pierdla i próbował zacząć znowu żyć normalnie. Z jednej strony cieszył się, że nie stał się lokalną sensacją; z drugiej strony, niemalże tego oczekiwał.

Nie umiał sobie wybaczyć i nie widział powodu, by ktokolwiek inny mu wybaczał.

— Zdaje się, że przez ostatni czas miałem dostęp tylko do obrzydliwej lury z cykorii — uśmiechnął się, nieco smutno i wzruszył ramionami, pocierając tył swojej szyi; kiwnął się na piętach raz, potem drugi, aż w końcu ciężko westchnął. — Może coś, co pani poleca? I tak czy siak to wypiję, nie mam wielkich preferencji. Tylko... Jakby mi mogła pani powiedzieć, co jest w tym, co pani zrobi, to byłbym wdzięczny. Nie znam się chyba aż tak dobrze na kawie.

Uśmiechnął się do niej znowu, dość przepraszająco; uciekł wzrokiem gdzieś na bok, znowu oczekując najgorszego. Nie wiedział nawet czemu. Ot, chyba trudniej było poczuć się jak gówno, kiedy nie miało się od początku zbyt wielkich nadziei.

lenny o'sullivan
powitalny kokos
echo
robi kawę — i koci grzbiet
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To może zabrzmieć zaskakująco, ale Lenny nie była żadną dużą kawoszką. Piła kawę, pewnie jak wszyscy – rano, żeby się dobudzić, umawiając się z koleżankami na spotkanie w cukierni albo gdy zarwała noc i teraz mogła ratować się już tylko kawą. Nie kochała jej jednak jakoś mocno ani nie interesowała się tym tematem – to wciąż była tylko kawa, a nie kawa. Po kilku latach spędzonych w kawiarni wiedziała o metodach parzenia, różnicach między frappe a mrożoną latte z bitą śmietaną i poszczególnych odmianach ziaren trochę więcej niż przeciętny klient Hungry Heart (ale też bez przesady, nie byli żadną kawiarnią speciality z autorskimi mieszankami, a zwykłym lokalem w niewielkim mieście, który utrzymywał się częściowo z powodu braku konkurencji, a tylko częściowo dlatego, że nie podawali… lury z cykorii), ale ogarniała to tak samo jak osoby pracujące w biurze ogarniały na przykład excela: znała się na tym, ponieważ to była jej praca, nie opowiadała o tym z pasją w oczach. Do kawiarni trafiła przez przypadek i z braku lepszych perspektyw – nie miała skończonych studiów ani doświadczenia, na niczym konkretnym się nie znała, za to miała małe dziecko, które znacząco wpływało na jej dyspozycyjność. Kilka lat później dalej tkwiła w kawiarni: nie udało jej się przez ten czas skończyć studiów ani niczego osiągnąć, więc w Lorne Bay wciąż nie miała zbyt wielu opcji, ale też czuła dług wdzięczności wobec właścicieli lokalu i nie mogła pozbyć się poczucia, że odejście byłoby nie w porządku wobec nich.
I w ten sposób wracamy do kawiarni, w której Lenny dalej tkwiła, codziennie robiąc kawę ludziom, którym powiodło się w życiu lepiej niż jej. Przynajmniej do tej pory, bo jeśli wiedziała cokolwiek o ludziach, to Titan zdecydowanie nie wyglądał jej na człowieka sukcesu, który wpadł po americano na wynos, robiąc sobie krótką przerwę w ratowaniu świata.
- Możemy też zrobić tak, że przygotuję panu kawę i sprawdzimy, czy będzie panu smakować. Jeśli nie, to będzie pan wiedział, żeby następnym razem zamówić coś innego – zaproponowała, uśmiechając się do niego. - Obiecuję, że w kubku będzie tylko zaparzona kawa i może trochę mleka, nic więcej – dodała jeszcze, bo hej, to nie więzienie, nie znajdzie w kubku żyletki albo jakiegoś obrzydliwego składnika, który nigdy nie powinien pojawić się w kawie. - Może pan usiąść i chwilę poczekać – zaproponowała, wskazując Titanowi jeden z wysokich stołków przy barze, na którym zwykle siedziała Bowie albo ktoś, kto wpadał do kawiarni bardziej towarzysko niż na kawę. - Usiądzie pan przy stoliku i wypije kawę czy zrobić ją od razu w papierowym kubku z pokrywką, żeby mógł pan zabrać ją ze sobą? – spytała jeszcze, bo rany, Titan wyglądał na tak zagubionego w tym kawiarnianym świecie, że nie chciała go dodatkowo stresować zwykłym „na miejscu czy na wynos”.

Titan Bond
powitalny kokos
nick
sprzedawca — liberated
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
These aren't tears; just the rain who wasn't brave enough to fall.
Szczerze mówiąc, czuł się jak kompletny kretyn. Sprawiało to, że niemalże tęsknił za swoją celą. W tym momencie była dla niego bezpieczną i znajomą przestrzenią; więzienie było miejsce, o którym wiedział, jak funkcjonuje, czy co może w nim robić. A prawdziwy świat?

Pewnie w oczach tej kasjerki musiał wyglądać na totalnego kretyna.

Przestąpił nerwowo z nogi na nogę, walcząc z chęcią ucieczki; pozwolił, by przez palce przesypały mu się monety, które trzymał w kieszeni — bo ciągle zapominał włożyć je do portfela. Z jednej strony wiedział, że przecież nie mógł ciągle uciekać przed nieznanym, a z drugiej pokusa była ogromna. Czuł się malutki w porównaniu ze światem i dość mocno to odczuwał; ciężko było mu się skupić na znalezieniu najlepszego rozwiązania, a jednocześnie czuł się sfrustrowany tym, że nie wie dokładnie, co ma robić.

Wiedział, że skończenie z dziesięcioletnią rutyną nie będzie proste, ale nie spodziewał się, że aż tak.

Przez głowę przebiegła mu myśl, że może on po prostu już był niereformowalny; ale potem przypomniał sobie słowa siostry, która zapewniała go, że da sobie radę. Że nikt w Lorne Bay nie gryzie i nie musi się obawiać tego, że zostanie wyśmiany czy odepchnięty. Cholera, chciał jej wierzyć. Naprawdę chciał. Ale, jak to zwykle bywa, uczucia wiedziały swoje, wywołując w nim mętlik.

Kiwnął krótko głową, kiedy kobieta w końcu zaproponowała jakieś rozwiązanie; znajdował komfort w jej uśmiechu i braku zniecierpliwienia w głosie. To było naprawdę pocieszające.

— Tak chyba będzie jak najlepiej, dziękuję — odparł, śmiejąc się lekko; widocznie się rozluźnił i mimowolnie potarł dłonią tył swojej szyi, żeby pozbyć się resztek napięcia. Obejrzał się przez ramię, patrząc na stolik, na który wskazała kobieta i jeszcze raz kiwnął głową, a następnie znowu skupił swoją uwagę na niej.

— To drugie. Jeszcze raz dziękuję — posłał jej dość niepewny uśmiech, następnie kierując się w stronę wcześniej wspomnianego stolika; siadając przy nim w dość nerwowym oczekiwaniu na kawę. Kiedy kobieta z powrotem go zawołała, prędko podniósł się z miejsca i skierował w jej stronę. Następnie poszło z górki; zapłacił za kawę, złapał kubek, bardzo grzecznie pożegnał się, a potem wyszedł — popijając kawę, choć ledwo czując jej smak.

W sumie, nie była taka zła.

lenny o'sullivan ztx2
powitalny kokos
echo
ODPOWIEDZ