student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
zakrzywiania czasoprzestrzeni ciąg dalszy: wizualizacja

Wszystko musiało być zaplanowane od A do Z.
Eric nie spodziewał się, że dbanie o relację będzie takie trudne. Aimee robiła, co w jej mocy, aby wreszcie między nimi zaczynało się układać. Po szczerej rozmowie na plaży Milton zrozumiał, że on także powinien wziąć sprawy w swoje ręce i dać coś od siebie. Dlatego przez kolejne kilka dni układał plan doskonały. Zamierzał postawić Aimee przed faktem dokonanym. A ile wysiłku kosztowało go to, aby nie domyśliła się niczego po drodze! Kilka razy prawie się wsypał jakimś głupim tekstem, ale szybko zbywał to żartem i naturalnym torem rozmowy zmieniał temat. Najtrudniej było “porwać” własnego syna. To był ten element planu, który mógł w ostatniej chwili zburzyć całą konstrukcję. Eric mniej więcej wiedział, kiedy Eliott miał drzemki. Uczyli go codziennej rutyny i spał codziennie w tych samych porach, nawet w weekendy. Milton wiedział także, że Aimee lubiła uciąć sobie drzemkę razem z synem. I od tego właśnie punktu zależało powodzenie całego przedsięwzięcia. Wszystko mogło pójść nie tak! Eliott mógł nie zasnąć, Aimee mogła nie zasnąć, mogli akurat w tym czasie za długo zagadać się w sklepie spożywczym i opóźnić drzemkę albo w ogóle pojechać do jej rodziców i tyle by było z misternego planu! Tym razem Eric miał jednak szczęście, bo gdy wrócił do domu - urwawszy się z kilku ostatnich godzin pracy w piątkowe popołudnie - zastał swoje skarby śpiące - jak codzień! - w sypialni. Korzystając z okazji, że Hale spała jak zabita, najciszej jak umiał ubrał syna i… wywiózł go z domu pozostawiając krótką karteczkę na stole: “wróciłem wcześniej i poszliśmy na spacer, ale tak słodko spałaś, że nie miałem serca cię budzić, buzi, E.”.
Wszystko musiało być widowiskowe.
Niecałą godzinę później telefon Aimee rozwibrował się z dźwiękiem nadchodzącej wiadomości. Informacja od taksówkarza, że taksówka stoi już postawiona na miejsce i oczekuje na pasażera.
Ile przyszło czekać kierowcy, zanim ciemnowłosa - kiedy wreszcie upewniła się, że nie, nie nastąpiła żadna pomyłka i tak, taksówka przyjechała nie po kogokolwiek innego, a po samą Aimee Hale - zeszła na dół i wsiadła do środka, to już nieistotna kwestia. W każdym razie na tylnych kanapach taksówki leżała niewielkich rozmiarów książka - “Proces” Kafki - z zaznaczonym różową zakładką indeksującą fragmentem, w którego to lekturze pasażerka miała zatopić się w trakcie podróży taksówką. Na książce naklejona była znowu biała prosta karteczka z napisanymi odręcznie przez samego Erica trzema drukowanymi literami: “SMS”.
Wszystko musiało działać jak w szwajcarskim zegarku.
Dokładnie w momencie, kiedy Aimee zdążyła odczytać ten krótki komunikat, jej telefon zawibrował po raz kolejny.

Eric
Znajdź słowo-klucz. Masz 15 minut.
Tik-tok.
*link do internetowego minutnika odliczającego czas do końca wyzwania*

Chwilę później minutnik zmienił się z 15:00 na 14:59, a taksówka ruszyła w kierunku adresu znanego tylko przez kierowcę oraz sprawdzę całego tego zamieszania!

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Uwielbiała ich małą, popołudniową rutynę. Każdego dnia około godziny dwunastej ubierała Eliotta do wyjścia, wsadzała go do spacerówki i zabierała na spacer. Szli na plac zabaw, na plażę, do lasu, do parku. Miejsce tak naprawdę nie miało większego znaczenia - jedyne co dla Aimee się liczyło, to to, że mogła spędzać z synkiem czas na świeżym powietrzu, czuć na twarzy promienie słońca, podziwiać piękne widoczki. No i w całym tym szale i pędzie - choć trochę się zrelaksować. Przysiąść na chwilę na ławce, poczytać książkę, a po powrocie do domu zanieść małego do pokoju, przebrać go w czyste śpioszki, nakarmić i - jej absolutnie ulubiony moment całego dnia - zanieść do sypialni, położyć się na łóżku, przytulić chłopca do siebie, pocałować jego maleńką główkę i uciąć sobie wspólną drzemkę.
Oczywiście, nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem. Zdarzały się wpadki mniejsze i większe, nieplanowane opóźnienia. Hale starała się jednak z tych codziennych chwil wyciągać to, co najcenniejsze i cieszyć się urokami macierzyństwa.
Tego dnia sama nawet nie wiedziała, kiedy usnęła. Zazwyczaj zasypiała dopiero wtedy, gdy miała pewność, że Eliott już sobie smacznie drzemie, tej nocy jednak młody wyjątkowo dał jej w kość, był niesamowicie marudny, ciągle płakał, ciągle był głodny, ciągle domagał się uwagi, a ona nie chcąc budzić Erica przed pracą, nosiła chłopca na rękach i chodziła z nim po całym mieszkaniu, śpiewając kołysanki i z czułością go lulając.
Kiedy słodki czas beztroski przerwał dźwięk telefonu, jęknęła bezgłośnie i odruchowo wyciągnęła rękę w stronę stolika nocnego. Wyświetlacz, nawet maksymalnie przygaszony, raził ją w oczy. To moglo być jednak coś ważnego, nie do końca przytomna podniosła się więc i usiadła na skraju łóżka. Zanim jednak jej wzrok ponownie zawiesił się na kolorowym ekranie, wcześniej zwróciło jej uwagę coś innego. Łóżko było puste. Jeśli jeszcze chwilę temu była rozespana tak ten widok momentalnie podziałał na nią jak zimny prysznic. Pierwsza myśl - porwali mi dziecko. Nie mógł przecież tak po prostu spaść - jego płacz byłoby słychać w całym mieszkaniu, nie mógł też sam nigdzie pójść - na to był jeszcze za mały. Nie mógł też Milton nigdzie go zabrać - przecież o tej porze powinien być jeszcze w pracy. Spanikowana kompletnie zapomniała o smsie, zerwala się za to na równe nogi i zaczęła się rozglądać, nawołując swoje maleństwo (naiwnie licząc, że ono jej odpowie!).
Dopiero kiedy roztrzęsiona zauważyła kartkę z wyjaśnieniami ogromny kamień spadł jej z serca, a ona poczuła nieopisaną ulgę. Od kiedy została mamą czuła jeszcze większą niż zwykle potrzebę kontrolowania wszystkiego (musiała, po prostu musiała wiedzieć gdzie jest jej dziecko) i chronienia swojej rodziny. Eliott był jej oczkiem w głowie i nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby przez nią coś mu się stało.
Przypominając sobie o wiadomości sprzed kilku minut sięgnęła do kieszeni spodni i przeczytała smsa nadanego z nieznanego numeru. Taksówka? Po nią? Przecież nigdzie się nie wybierała - i była pewna, że to nic innego jak pomyłka. Z początku nawet miała zignorować powiadomienie, po chwili jednak coś ja tknęło i zadzwoniła do kierowcy, chcąc się upewnić. Wielkie było jej zaskoczenie, kiedy potwierdził, że tak. Przejazd zarezerwowano na jej imię i nazwisko, spod jej mieszkania.
O co w tym wszystkim chodziło? Ktoś chciał zrobić jej jakiś kawał? A może to była jakaś prowokacja? Tego, co się działo nie potrafiła w żaden sposób logicznie wytłumaczyć. Najwyraźniej jednak macierzyństwo nie zmieniło jej tak bardzo jak myślała, bo w sekundzie postanowiła wsiąść do tego samochodu i przekonać się na własnej skórze. Na wszelki wypadek jednak do torebki wrzuciła nowy gaz pieprzowy i ostry jak żyletka scyzoryk. Przed wyjściem z domu się też oczywiście przebrała - w nic wyszukanego, dalej nie wiedziała przecież czego się spodziewać, w zwyłe jeansowe szorty, czarny top i sportowe buty.
"Powie mi Pan dokąd jedziemy?" zapytała wskakując na tylne siedzenie. Niestety taksówkarz pokręcił tylko głową, mrucząc pod nosem coś w stylu "przykro mi panienko, nie mogę tego zrobić, sama Pani zobaczy". "Proszę Pana, ktoś chyba zostawił tutaj książkę" poinformowała o swoim znalezisku dokładnie w tym samym momencie, w którym przyszedł do niej sms od ukochanego. Dalej co prawda nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, niemniej jednak ulżyło jej na myśl, że za wszystkim nie stoi wcale australijski kartel narkotykowy czy jakiś świr - cichy wielbiciel, a jej własny chłopak. On też nie miał równo pod sufitem, ale znała go na tyle dobrze, że wiedziała, że nie zrobiłby niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób narazić ją albo Eliotta. To wszystko chyba było... pokręconym rodzajem gry wstępnej? Cholera, jeśli to miała być randka to mogła się lepiej ubrać.
"Cieszę się, że masz mnie za taką mądrą i oczytaną i naprawdę nie chcę wyprowadzać Cię z błędu, ale... Sama nie wiem. Kafka? Kawa? Zabierasz mnie do kawiarni? Proces? Jedziemy do sądu?" odpisała po tym, jak dobrą minute zmarnowała na gapienie się na okładkę książki.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Eric nie odpisał jej na tego smsa. Z prostej przyczyny. Nie przeczytał go. Dlaczego? Bo siedział za kierownicą taksówki, która wiozła Aimee w tajemnicze miejsce, którego taksówkarz nie chciał jej zdradzić.
Obserwował ją w tylnym lusterku, jak nie wiedziała, co zrobić z książką i tylko ostatnimi zrywami silnej woli powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu. Musiał co prawda skupić się na drodze, ale kiedy tylko mógł zerkał w to przeklęte lusterko i patrzył, jak ze zmarszczonymi brwiami kartkuje książkę, jak odwraca ją do góry grzbietem jakby oczekując, że wypadnie z niej kolejna wskazówka, co robić dalej. Aż w końcu zaczęła czytać chyba w obawie, że jeśli nie znajdzie słowa klucza, nie przejdzie do kolejnego etapu. Eric wiedział, że to niewłaściwe, ale niezwykle go to bawiło, a śmiech ukrywał za pojedynczymi odchrząknięciami modulowanym głosem, żeby kobieta nie mogła w nim rozpoznać ukochanego.
Tak naprawdę książka była w pewien sposób wabikiem. Czymś, co odwróci jej uwagę od rozmowy z kierowcą, do której - znając gadającą naturę Aimee - niechybnie by doszło. I chyba się udało, skoro po kilkunastu minutach jazdy zatrzymał się nie na żadnym parkingu ani pod żadną kawiarnią czy sądem. Zjechał na bok pośrodku mostu, włączył światła awaryjne i zgasił silnik. Wysiadł z taksówki, zdjął kaszkiet, za którym ukrył się w trakcie jazdy, przeczesał włosy doprowadzając je do ładu, po czym otworzył wreszcie przed nią drzwi z szelmowskim uśmiechem porywacza.
- Pomyślałem, że szybki skrót tego, co przeżyliśmy, pomoże nam odnaleźć się w teraźniejszości - powiedział uśmiechając się ciepło, po czym - nie bacząc na to, że na zewnątrz temperatury sięgały ponad dwudziestu stopni - zarzucił na jej barki płaszcz, który tamtej nocy ona oddała jemu dla ogrzania się; gdyby włożyła rękę do kieszeni, odnalazłaby tamtą karteczkę z listą “za i przeciw”, które pomogły mu złapać stabilizację. Nie mogła jednak tego zrobić, bo Eric złapał ją za rękę i poprowadził do barierki, za którą zdecydowany był skończyć swoje życie. Dziś zacisnął na niej palce - bezpiecznie, po drugiej stronie - zamknął oczy i wciągnął głęboko powietrze przez nos. - Rok temu znaleźliśmy się w tym miejscu. Rok temu uratowałaś mnie przed samym sobą, dziś zdejmuję z ciebie ten ciężar - otworzył oczy, odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się. Tak jak rok temu wyciągnął z tylnej kieszeni spodni paczkę papierosów, które wypalili tamtego dnia na tym moście, zanim zdecydował, że jednak przejdzie z nią barierkę nie kończąc swojego marnego żywota.
- Chcesz zapalić? Brazylijskie. Z małej, rodzinnej plantacji tytoniu. W Australii takich nie znajdziesz - powtórzył z uśmiechem będąc w szoku, że pamięta
Owszem, Aimee karmiła piersią, ale przecież nie było przy nich Eliotta. A jeden papieros nikomu przecież nie zaszkodzi... - Masz, weź wszystkie - przesunął paczkę po barierce w jej stronę. Wtedy myślał, że więcej mu się nie przydadzą, a szkoda byłoby je zmarnować topiąc się z nimi. Dziś - patrząc jej w oczy spojrzeniem pełnym miłości - myślał zupełnie inaczej - “masz, weź wszystkie, bo wszystko co moje, jest i twoje”.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Przez myśl jej nie przeszło, że fotel dalej mógł siedzieć ukochany! Poznała go co prawda jako taksówkarza, jeździł wtedy nawet podobnym samochodem, ale... to przecież była przykrywka, sposób na zabicie czasu, nie jego prawdziwe zajęcie. Zresztą, od kiedy zaczęli się spotykać podrobiona licencja Dave'a poszła w kąt, a Milton zamiast nocami wozić pijanych imprezowiczów, wieczory spędzał z Hale wygłupiając się i śmiejąc. Albo przysypiając na kanapie w salonie. Zajadajac się naleśnikami w ich ulubionej knajpie na rogu. Spacerując z nią po plaży, kapiąc się przy blasku księżyca.
Spoglądając na niego ze zdziwieniem (i kompletnie zapominając o książkowym kodzie, którego nie udało się jej złamać, nieelegancko rozdziawiła usta. Miała tyle pytań i cholera, nie wiedziała, od którego zacząć? Co to wszystko miało znaczyć? Skąd on się tu wziął? Kiedy to wszystko zaplanował? Kto opiekował się Eliottem? Jak to możliwe, że z niczym się przed nią nie zdradził? Jakim cudem nie poznała tonu jego głosu?
Jako jednak, że zdążyła się za nim stęsknić odpowiedzi musiały zaczekać. Uśmiechnęła się więc lekko i podeszła bliżej, pokonując dzielącą ich odległość - nie zdążyła go jednak pocałować, jedynie delikatnie musnąć opuszkami palców wierzch jego dłoni i powieść wzrokiem dokładnie tam, gdzie on. Miejsce było znajome. Była w nim tylko kilka razy, nie pomyliłaby go jednak z żadnym innym. Właśnie tu się wszystko zaczęło. To tu wracając lekko zawiana z imprezy dostrzegła niewyraźną postać przechodzącą za barierki, to tu podjęła decyzję "pieprzyć to wszystko, nie ma chwili do stracenia". Mogła przecież zignorować człowieka w potrzebie. Wykonać anonimowy telefon. Zapomnieć o tym co widziała. Uznać to za figle podświadomości, zwalić na zbyt duża ilość wypitego alkoholu. Ona jednak mimo strachu, zareagowała - i to było najlepsze, co zrobila w życiu. Najlepsze, bo doprowadziło ją prosto do niego.
"Eric..." mruknęła miękko, z gardłem zaciskającym się przez wzruszenie, gdy zarzucił jej płaszcz na ramiona. Mieszkali razem od miesięcy, nigdy jednak nie wpadła na pomysł, aby zapytać go co z nim zrobił. Teraz już wiedziała - zdecydował się go zachować.
Kiedy uraczył ją tym samym tekstem co wtedy i poczęstował dokładnie tymi samymi papierosami, nie była w stanie już wydusić ani słowa. Kiwneka tylko głową na znak zgody - zanim jednak sięgnęła po jedno z papierowych zawiniątek, które jej podsunął, przykleiła się do niego całym ciałem, chowając twarz w jego w klatkę piersiową i swoimi słonymi łzami zaczynając moczyć przód jego koszuli.
Wtedy był dla niej tylko nieznajomym, kimś kogo nie znała i o kim nic nie wiedziała. Dziś był jej wszystkim. Chłopakiem, ojcem dziecka, najlepszym przyjacielem, kochankiem - i świadomość, że tak mało brakowało i mogłaby go stracić rozdzierała jej serce. A jednocześnie, że czuła się największą szczęściarą na świecie, bo był tutaj obok. Żywy, uśmiechnięty, patrzący na nią z miłością i czułością.
"Ten rok był trudny, ale to był najlepszy rok w moim życiu. Pierwszy z wielu naszych wspólnych" pociągnęła nosem, podrywając głowę do góry. "Chcę się z Tobą zestarzeć, Eric. Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy, kochanie" ostrożnie musnęła wargami jego usta, rozkoszując się ich smakiem i miękkością.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
przypominajka!

Nie ukrywał satysfakcji, kiedy Aimee zorientowała się wreszcie, że przez ostatnie minuty towarzyszył jej w tej podróży. Chciał osiągnąć właśnie taki efekt - zaskoczenie, zdezorientowanie, może szczypta niepewności, co dalej?
Nijak jednak nie spodziewał się tego, co miało miejsce po poczęstowaniu jej papierosem! - Aimes…? - zaskoczyła go nieco tym wybuchem płaczu. Nie wiedział, co się dzieje - powiedział lub zrobił coś nie tak? - ale instynktownie zrobił to, co nie było przewidziane w pierwotnym planie - objął ją ramionami pozwalając jej się wypłakać. Bez słowa głaskał ją po plecach dając czas na uspokojenie się. Kiedy wreszcie odsunęła się nieco od niego, aby móc spojrzeć mu w oczy, uśmiechnął się do niej z niepewną troską, czy może coś dla niej zrobić…? Zanim otrzymał wyjaśnienia, co nią tak wstrząsnęło, Aimee udzieliła mu innej odpowiedzi. Pokiwał głową potwierdzając, że owszem. To były trudne miesiące. Ale Eric był pewien, że przetrwali najgorsze, a nadchodzący rok przyniesie im więcej dobrego niż złego. Ba! Nie tylko najbliższy rok!
- Miltonowie są długowieczni, bez obaw - choć może właśnie “z obawą”?, pomyślał z rozbawieniem - prędko się ode mnie nie uwolnisz - powiedział uśmiechając się szeroko. Objął jej twarz dłońmi, a kciukami ścierał bardzo delikatnie ostatki łez z jej policzków. Papierosy były tylko symbolem. Nie palił już od jakiegoś czasu, teraz też nie potrzebował tego uczucia, więc nie zamierzał wracać do tamtej propozycji. - Na dobrą sprawę trudno nazwać to naszą rocznicą - przyznał po chwili namysłu. - To było zaledwie pierwsze spotkanie! - nie chciał zapowiadać nadchodzącej przyszłości, ale przecież już raz to przeżyli. Nie mógł jej zaskoczyć niczym specjalnym. Ale mógł sprawdzić, ile pozostało jej w głowie z tamtych wydarzeń! Pociągnął ją za rękę w kierunku samochodu, bo mieli jeszcze trochę do obskoczenia, a niania Eliotta nie mogła siedzieć z nim w nieskończoność!
- Test pamięci dla ciebie! Pamiętasz nasz kolejny przystanek? - zapytał otwierając przed nią tym razem przednie drzwi taksówki, żeby mogła usiąść tak, jak usiadła przy ich drugim przypadkowym spotkaniu, kiedy to łapiąc taksówkę, trafiła właśnie na Dave’a. Zatrzasnął drzwi, okrążył półbiegiem samochód i usiadł po stronie kierowcy, aby - patrząc jej zadziornie w oczy - odpalić silnik. - Zatem? Gdzie teraz, Britney? - zapytał uśmiechając się szelmowsko, bo właśnie tak zwrócił się do niej tamtego wieczora. Za cholerę nie mógł przypomnieć sobie kontekstu, ale pewnie nawiązywał tym imieniem do Britney Spears, którą być może tamtego wieczoru mu przypominała. - Chcesz podpowiedź? - Patrząc na drogę przed sobą nieco ryzykownie sięgnął do schowka po stronie pasażera, otworzył go i na oślep wygrzebał… szminkę, którą tak prowokacyjnie pomalowała usta w kawiarni, w której… miał zostawić przesyłkę tamtego wieczora, kiedy zgarnął ją taksówką spod baru i któreś z nich zaproponowało kurs “przed siebie”. Wręczył plastik Aimee ciągle z szelmowskim uśmiechem. - Wiem, że to żaden powód do dumy i nie była to nigdy moja działka, ale… ukradłem ci ją wtedy...

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
To dobrze, że nigdzie się nie wybierał. Aimee każdego dnia chciała zasypiać i budzić się u jego boku, śmiać się z nim i płakać (oczywiście, ze szczęścia!). Do czego nie potrzebne im były słowa wypowiedzianej w obliczu urzędnika przysięgi czy wciśnięte na palce złote obrączki, a szczere chęci. No i odrobina wysiłku, bo przecież nie zawsze było tak słodko i cukierkowo, mimo ogromu miłości im wciąż zdążały się kłótnie oraz drobne sprzeczki. Uczyli się jednak mówić o swoich oczekiwaniach i potrzebach - w ten sposób starannie pielęgnując związek.
"Właściwie, słuszna uwaga" zgodziła się, zagryzając dolna wargę, jak zawsze kiedy intensywnie nad czymś myślała. "Dziś jest rocznica naszego poznania się. Za kilka dni będzie rocznica naszej nocnej eskapady po mieście. Za kilkanaście pamiętnej imprezy w barze karaoke" uśmiechnęła się pod nosem, bo choć owszem, nawiązywała do wyjścia do klubu, myślała głównie o tym, co stało się, kiedy wrócili do niej do mieszkania i zaczęli obściskiwać się na kanapie w salonie. Właśnie wtedy poniosło ich do tego stopnia, że kilka tygodni później Hale zobaczyła dwie kreski na teście ciążowym. "Powiedz mi, kiedy Twoim zdaniem powinniśmy obchodzić rocznicę naszego związku?" zapytała, unosząc do góry brew. Jak chyba każda kobieta lubiła świętować ważne chwile - sęk w tym, że tak na dobrą sprawę nie wiedziała, od kiedy Eric zaczął traktować ich relacje na tyle poważnie, żeby mogli uznać ten dzień za początek ich związkowej historii i zaznaczyć go w kalendarzu. "Wiesz... Chyba nigdy nie poprosiłeś mnie, żebym została Twoja dziewczyną" podsunęła zaczepnie, bo co z tego, że się kochali, że razem mieszkali i wychowywali syna... Wciąż miał okazję naprawić ten błąd!
"Jak mogłabym nie pamiętać?" mruknęła z uśmiechem, na powrót wskakując do taksówki, którą odebrał ją spod mieszkania. Tym razem nie na tylne siedzenie - a na fotel pasażera, dokładnie ten sam, na którym siedziała, gdy w środku nocy w deszczu pędzili przez miasto. "Przed siebie!" pisnęła radośnie, włączając radio, a następnie zapinając się pasami. Wtedy co prawda nie przywiązywała tak wielkiej wagi do bezpieczeństwa na drodze - z biegiem czasu nabrała jednak ostrożności i rozsądku. No i nie imprezowała już tak namiętnie. Od szwedania się po wątpliwej jakości lokalach wolała leniwe wieczory na kanapie, kiedy po całym dniu ganiania umordowani w końcu mogli wyciągnąć obolałe kończyny i trochę odpocząć, oglądając jakiś głupi serial, którego zakończenia Aimee nigdy nie pamiętała, bo pod jakimś dziwnym trafem pod koniec oglądania zawsze zbierało się jej na amory i zamiast uważnie śledzić akcję na ekranie, bez zapowiedzi ładowała się lubemu na kolana i wpychała mu język do gardła.
"Zabierasz mnie do kawiarni. Pamiętam jak powiedziałeś, że znasz świetne miejsce, w którym serwują najlepsza kawę o trzeciej nad ranem. Podejrzewałam, że to było jedyne miejsce, które serwowało kawę o trzeciej nad ranem, ale nic nie mówiłam" zaśmiała się, kładąc mu dłoń na kolanie i ostrożnie masując je przez materiał jeansów.
Kiedy sięgnął do schowka i grzebiąc w nim przez chwilę, wręczył jej dawno niewidzianą szminkę z rozbawieniem pokręciła głową. Nie była zła, jedynie trochę zaskoczona. No i cholernie z siebie zadowolona, bo do znaczyło, że...
"Leciałeś na mnie. Już wtedy na mnie leciałeś. Wiedziałam" stwierdziła z satysfakcją, nachylając się nad lusterkiem i jak gdyby nigdy nic zaczynając malować usta - dokładnie tak, jak robiła to wtedy w kawiarni. "Nie pamiętam już dokładnie co, wtedy Ci powiedziałam, ale poprawialam przy tobie makijaż dlatego, że chciałam, żebyś patrzył na moje wargi" przyznała. Tak, ona też z nim flirtowała, nigdy zresztą tego specjalnie nie ukrywała, o czym najlepiej świadczył chyba jej popis w klubie karaoke. "Zanim będziemy musieli odebrać Eliotta, zabierzesz mnie dzisiaj potańczyć?" zapytała, robiąc słodką minkę, której nawet gdyby chciał, nie mógłby się oprzeć.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Eric zaśmiał się cicho pod nosem, bo właśnie przedstawiła kilka punktów dzisiejszego spotkania, jakie zaplanował. Z drobnymi poprawkami, bo był już chyba za stary na wożenie się po klubach karaoke. No i tym razem w planach uwzględni(łby) na zakończenie całego procesu użycie prezerwatywy, gdyż w przeciwieństwie do poniektórych umiał uczyć się na własnych błędach. Jednak zdanie Aimee o poproszeniu jej o bycie dziewczyną zastanowiło go. Miał dobrą pamięć do paragrafów, potrafił sypać całymi cytatami z różnych filmów, seriali czy książek, ale choćby ostatni rok przytoczyć mu przed oczami w formie filmu, nie potrafiłby wskazać sceny z podobną sytuacja. Chociaż...
- Może wtedy w trakcie remontu pokoju małego? O, albo przy naszej randeczce z tańcami w ciąży? - podrzucał pomysły, ale sięgając pamięcią wstecz nie umiał sobie przypomnieć, czy padła jakaś konkretna deklaracja czy też nie. - Nie wiem właściwie. Być może nie zapytałem. - Wzruszył lekko ramionami i zmieniwszy bieg na wyższy, sięgnął prawą ręką do jej zagłówka, aby móc pogłaskać ją po włosach. - Zresztą, sama wiesz, jak to ze mną było. Oszukiwałem i kłamałem. Do tego stopnia się w tym zatraciłem, że nie umiem wskazać dnia ani godziny, kiedy stwierdziłem, że moje uczucia do ciebie są prawdziwe, a nie jedynie przykrywką dla osiągnięcia jakiegoś celu… - mówił to wszystko z powagą i wyraźną skruchą. Ciężko było mu się do tego przyznać, miał ogromne wyrzuty sumienia w związku z tym jak ją traktował. A kiedy pomyślał o tym, że nie może bez niej żyć? Kiedy uciekła. Wtedy jak nigdy był pewien swoich uczuć. Ale nie chciał tamtych wydarzeń traktować jako rocznicę… - Skoro nie mamy daty, może ustanowimy jakąś wspólnie? Coś, co dobrze nam się kojarzy. Żeby wracać do tego dnia z uśmiechem na ustach. Ja proponuję ostatnią wycieczkę nad ocean. Październik, wiosna… to dobra pora na rocznicę… - przeniósł rękę do przodu i złapał ją za dłoń. Uśmiechnął się ciepło próbując zagłuszyć złe myśli i patrzenie na jej twarz skutecznie je rozganiało.
- O, jednak pamiętasz! - rozpromienił się cały, gdy przytoczyła swój zeszłoroczny adres "przed siebie". Taki plan był też teraz. Jedyne, czego Eric żałował, to pora dnia była inna. Puste i oświetlone ulice o trzeciej nad ranem miały lepszy klimat niż popołudniowe piątkowe korki, w których chcąc nie chcąc utknęli, totalnie nieromantycznie. - Teraz mam jednak tę przewagę, że mogę zabrać cię nie na "jedyną otwartą" kawę w mieście, a na "najlepszą" kawę w mieście i nie omieszkam wykorzystać tego asa z rękawa… - powiedział z rozbawieniem, rzucając jej krótkie spojrzenie kątem oczu. - Hohoho, nie schlebiaj tak sobie! - zażartował na jej wzmiance o leceniu na nią już wtedy i poklepał ją po udzie. - Uważałem cię za niepełnoletnią i zrobiłem to dla sportu. No i zaimponowałaś mi, nie mogłem sobie odmówić tej zagrywki - przyznał się z miną niewinnego aniołka. Na wzmiankę o tańczeniu udał, że się zastanawia zagryzając wargi, a jego podstawa mówiła "no nie wiem, zobaczymy", nie dając po sobie poznać, ani że się zgadza, ani że zaprzecza. Zanim Aimee pozna odpowiedź na to pytanie, czekało ją jeszcze kilka kroków, których Eric nie zamierzał odpuszczać. Jednym z nich było kolejne nawiązanie do taksówkarskiej eskapady. - Pamiętasz? Wtedy w taksówce próbowaliśmy rozgryźć siebie nawzajem po pierwszym wrażeniu. Gdyby to było nasze drugie spotkanie… co powiedziałaś o mnie teraz? - zapytał niby beztrosko, ale gdzieś głęboko w sobie wiedział, jak bardzo zmienił się przez ten rok i jak bardzo ważne było dla niego, aby spojrzała na tego obecnego Erica Miltona, nie Dave'a-taksówkarza z lipną licencją.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Uśmiechnęła się na samo wspomnienie. Doskonale pamiętała dzień, w którym w końcu postanowili zabrać się za remont pokoju Eliotta - przywdziali robocze ubrania, założyli na głowy papierowe czapeczki i... zamiast malować ściany zaczęli ganiać się po całym mieszkaniu i chlapać farbami na wszystkie strony. Miała wtedy już tak duży, ciążowy brzuszek, że jeansowe ogrodniczki była w stanie zapiąć tylko na jedną szelkę. Ale to nie miało znaczenia, bo niespełna godzinę później już nie miała na sobie ubrań. Eric co prawda nie planował wtedy zbliżenia, ale ona była tak bardzo stęskniona czułości i bliskości, tak mocno buzowały w niej hormony, że nie miał szans. Lubiła wracać myślami do tamtych chwil spędzonych we dwoje. Podobnie jak i do ich salonowej randki, bo chociaz z własnych czterech kątów nie ruszyli się nawet na krok, w pochlapanych dresach, bez makijażu, przy muzyce z radia bawiła się z nim najlepiej.
"Nie rozumiesz" zabawnie zmarszczyła nosek, krzywiąc się i kręcąc głową. Nie chciała wywoływać go do tablicy i rozliczać z przeszłości. Ich wcześniejsze nieporozumienia już dawno zostawiła za sobą. Jasne, nie zaczęli zbyt dobrze. Całymi tygodniami, ba, miesiącami zwodził ją, nęcił i oszukiwał. Wykorzystywał. Obiecywał coś, co miało się nigdy nie spełnić. Nie od niej, a od losu dostał już jednak porządną nauczkę. Zakochał się, chociaż nie planował.
"Zgadzam się, to był świetny dzień" zaśmiała się radośnie. Nie pasowała im pierwotna data? Nic nie stało na przeszkodzie, aby wymyślili sobie własną. Zwlasza, że była ona tylko umowna i niczego między nimi nie zmieniała. Zaczęli w maju, styczniu czy październiku - teraz kochali się jednakowo mocno. Coś innego jedna Hale wciąż chodziło po głowie. "Chciałabym, żebyś no wiesz. Zapytał mnie, czy zostanę Twoja dziewczyną. Jak swoją sympatię" posłała mu roziskrzone spojrzenie. Czy była wrzodem na tyłku? Bez dwóch zdań, ale przynajmniej była JEGO wrzodem na tyłku!
Na jego sentymentalne "czyli jednak pamiętałaś" uśmiechnęła się uroczo. Eric Milton był człowiekiem, którego nie dało się zapomnieć, a każda ich wspólnie spędzona chwilą na stałe wyryła się w jej pamięci.
"Na najlepszą powiadasz?" ułożyła usta na kształt dziubka i teatralnie nimi zacmokała. Wiele by teraz dała, żeby napić się aromatycznej, czarnej, świeżo mielonej kawy - no czytał jej w myślach! A może po prostu tak dobrze ją znał?
"Jak to za niepełnoletnią?" powtórzyła po nim z niedowierzaniem. Wyglądała młodo, ale kiedy się poznali nosiła jakieś trzy kilo makijażu i mega krótkie sukienki. Naprawdę myślał, że w ten sposób próbowała się postarzać i sprawiać wrażenie bardziej przystępnej dla mężczyzn? Z tymi cyckami? Krótki śmiech wydostał się nieplanowany z jej gardła. No pierwsze słyszała. Dlaczego nigdy wcześniej jej tego nie powiedział? "Jakbym chciała się z Tobą pokłócić to bym zapytała czy lubisz młodsze, ale ze nie chcę to cóż. Trzymam się wersji, że i tak chodziło o mnie" rzuciła z błyskiem w oku. Skromność nie była jej najmocniejszą stroną - była łasa na komplementy i nigdy specjalnie tego nie ukrywała, to też od samego początku blondyn wiedział, z czym przyjdzie mu się mierzyć. Całe szczęście radził sobie wyśmienicie!
Kiedy zbył jej pytanie o tańce zmrużyła groźnie oczy, przypominając sobie, że jest w jeansowych szortach, T-shircie o butach sportowych i że do żadnego szanującego się klubu (zwłaszcza o tej porze) najprawdopodobniej jej nie wpuszczą. Że też nie pomyślała i nie wzięła ze sobą niczego na spotkanie - powinna była się czegoś domyślić, czegokolwiek, a tu nic! Bloga nieświadomość.
"A mogę powiedzieć to, co bym powiedziała o tobie dzisiaj, nie po drugim, a trzysta sześćdziesiątym piątym spotkaniu?" zapytała, uśmiechając się do niego promiennie. Jak sam jej przypomniał, poznali się równo rok temu, z czego praktycznie każdy dzień spędzili razem - nie chciała wymazywać z pamięci trgo czasu tylko go celebrować. Podobnie jak chciała pękać z dumy na to, jak bardzo Eric się przy niej zmienił, jak mocno zmieniło go ojcostwo.
"Jesteś najodważniejszą i najsilniejszą osobą jaką znam. Każdego dnia tak bardzo cholernie mi imponujesz, że czasami wręcz brakuje mi słów" zaczęła, nakrywając dłonią wierzch jego dłoni, kiedy położył ją na drążku. "Uwielbiam patrzeć na to, jak zajmujesz się małym. Jak się z nim bawisz i opiekujesz" im dłużej mówiła, tym wyżej unosiły się kąciki jej ust. "Kiedy Cię poznałam, kiedy wylądowaliśmy w łóżku pomyślałam, że Cię rozgryzłam. Że jesteś niecierpliwy i nieokrzesany, że idziesz na żywioł, a ty tym czasem nie dość, że zafundowałeś mi półroczny celibat, to w dodatku jakimś cudem bez jęknięcia znosisz wszystkie moje dziwactwa i humorki. Cały czas mnie zaskakujesz i sprawiasz, że czuję się jak podekscytowana nastolatka" przyznała, czekając na to, co on teraz powie o niej.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Och, tego się nie spodziewał. Aż zwolnił nieco i odwrócił głowę w jej stronę, żeby przyjrzeć się, czy mówi poważnie, czy może żartuje. Naprawdę potrzebowała takich zapewnień i pytań? Żyli razem od kilku miesięcy, mieli dziecko, planowali wspólną przyszłość, a jej nagle zachciało się dziecinnego - w jego mniemaniu - proszenia o chodzenie? Byli zdecydowanie dalej w pogłębianiu tej relacji, dlaczego mieli przechodzić do tego momentu, który powinien rozpocząć ich związek. Teraz… Eric zmienił się. Przestał być tak lekkomyślny i infantylny jak wcześniej, a starał się wykazywać odpowiedzialnością, racjonalnością oraz stąpaniem tu i teraz. Toteż nie czuł się z tym komfortowo i tylko ostatkiem silnej woli powstrzymał się, żeby nie wywrócić oczami. Ale kim był, żeby kwestionować jej potrzeby, skoro sam mówił o tym, żeby je wyrażać, dla lepszej komunikacji? Co też zrobiła - wprost. Potrzebowała tego i koniec. A on, Eric Milton, mógł to zrobić dla niej. Jego czoło rozchmurzyło się, na ustach wykwitł uśmiech. Kiedy zatrzymali się na czerwonym świetle, mężczyzna położył dłoń na kolanie brunetki i skupił na niej sto procent swojej uwagi. - Aimee Hale, czy zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał poważnie, i choć na początku uważał, że jest w tym pytaniu sporo teatralności, tak kiedy wreszcie wybrzmiało, zrobiło się Ericowi przyjemnie na sercu. Cholera, może powinien schować swoje dorosłe i poważne oblicze, aby znów obudzić w sobie dziecko, żeby cieszyć się takimi drobiazgami? Może tak, ale na ten moment jeszcze nie był gotowy na popuszczenie swojej bardziej spontanicznej naturze, która mogła go zaprowadzić w niebezpieczne przyzwyczajenia, do których nie chciał wracać.
Wraz z zielonym światłem na sygnalizacji Eric ruszył taksówką przed siebie i nie trzeba było długo czekać, zanim zatrzymali się na parkingu pod kawiarnią. Wzruszył bezradnie ramionami, gdy powtórzyła jego pytanie i uśmiechnął się rozbrajająco. No, przynajmniej na początku, bo z czasem jego uśmiech nabrał szelmowskiego zabarwienia. - Jakby nie patrzeć naprawdę lubię młodsze… A raczej młodszą. Jeden konkretny egzemplarz, ale za to najlepszy na świecie! - puścił jej perskie oko i przygryzł wargę omiatając ją wzrokiem. Dzieliło ich sześć lat, które czasami dostrzegał bardziej, ale czasami nie widział żadnej różnicy.
Ale kiedy Aimee zaczęła malować jego obraz widziany jej oczami, aż go zamurowało z wrażenia. Wzruszył się. Odnalazł dłonią palce dziewczyny i złączył je w uścisku. Starał się, naprawdę się starał, ale nigdy nie widział się takim, jak go opisała. Wydawało mu się, że wierzy w siebie i jest pewny tego, co robi, a wystarczyło to, że znów wrócił pod wpływ ojca, żeby samemu podciąć sobie skrzydła. Całe szczęście, że miał przy sobie Aimee, która potrafiła odbudować jego wartość jako człowieka.
- No, już nie mów, że znoszę twoje humorki tak bez jęknięcia, czasem sobie jęczę - żartem chciał odwrócić uwagę od tego, jak bardzo poruszyły go jej słów. Spoważniał jednak szybko i teraz uniósł ich splecione dłonie do ust, aby ucałować kostki jej palców. - Nie zgodzę się jednak. To ty jesteś najsilniejszym człowiekiem na świecie. Niecierpliwym, ale wytrwałym. Lekkomyślnym, ale zdeterminowanym, aby bronić swojej rodziny jak lwica. Zawsze pogodnym i dobrym, mimo zła jakie cię spotkało… - mówił na jednym wdechu, aż w końcu oczy mu się zaszkliy ze wzruszenia, ale żadna łza nie pojawiła się w kącie oka. - Podziwiam cię za to i kocham, Aimee. Tak samo cię kocham za wszystko, co robisz i jaka jesteś, nawet jeśli nie wszystko mi się podoba i nie ze wszystkim się zgadzam - uśmiechnął się lekko gładząc ją po policzku. - Jeśli chcesz, możesz czuć się jak zakochana nastolatka. Najważniejsze dla mnie jest to, żebyś czuła się bezpieczna, kochana i zadbana i dołożę wszelkich starań, żeby tak było - jego głos był zdeterminowany i pewny siebie. Jako że Milton nie miał w zwyczaju się rozczulać, przeszedł do konkretów, mając na uwadze upływ czasu. - Jesteśmy na miejscu - wysiadł z auta i otworzył przed nią drzwi. - Wybierz kawę, na wynos, i spróbuj zgadnąć kolejny przystanek - stanął przy ladzie zamawiając americano, a w duchu zastanawiał się, czy zamówi to samo, co niemal rok wcześniej.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Kiedy zapytał ją o to, czy zostanie jego dziewczyną, aż pisnęła sobie radośnie, w ten spontaniczny i szczery sposób dając upust swoim emocjom. Szczęśliwie, stali wtedy na czerwonym światle i nie musiała obawiać się o to, że jej nagły wybuch radości zdekoncentruje kierowcę i doprowadzi do wypadku. Tego w żadnym wypadku by nie chciała, obydwoje by nie chcieli! Niemniej jednak była cholernie podekscytowana, roześmiana i rozbawiona, a szeroki uśmiech z jej twarzy nie znikał ani na moment. Pewnie, nie potrzebowała od Erica jakichkolwiek słownych zapewnień czy deklaracji, więcej, za jego drugą połówkę uważała siebie od kiedy oficjalnie zamieszkali, a on kanapę w salonie zamienił na jej łóżko w sypialni. Lubiła jednak słuchać o tym, jak bardzo mu na niej zależy - a że luby nie tyle co należał do osób małomównych, a do dość mocno powściągliwych - bez skrępowania ciągnęła go za język.
"O niczym innym nie marzę" zaśmiała się głośno, kradnąc mu całusa nim rząd samochodów przed nimi ruszył na zielonym. "To dobrze się składa, bo lubię starszych. To znaczy jednego, starszego" potworzyła po nim, nie czekając aż okrąży samochód i otworzy jej drzwi, tylko od razu wypinając się z pasów i wyskakując z fotela pasażera. Choć zawsze się jej wydawało, że całkiem nieźle zna miasto, nie miała bladego pojęcia gdzie się znajdowali, a w kawiarni do której właśnie ją zabierał nigdy nie była. Ale to dobrze, uwielbiała odwiedzać nowe miejsca i próbować nowe smaki. Poza tym, powiedział, że zabiera ją na najlepszą kawę w Lorne - a ona w stu procentach ufała jego osądowi. Zarówno w prostych i przyziemnych, jak i w ważnych sprawach. Jak sam powiedział - nie zawsze się ze sobą zgadzali, na pewne sprawy patrzyli przez pryzmat własnych doświadczeń i mieli kompletnie odmienne zdania, bardzo dobrze się jednak dogadywali. Było między nimi całe mnóstwo zrozumienia oraz wzajemnego szacunku. Poza tym, obydwoje dla swojej drugiej połówki chcieli jak najlepiej. Na samym szczycie priorytetów Aimee było nieustanne upewnianie się, że jej ukochany jest szczęśliwy, cały i zdrowy. I że niczego mu nie brakuje.
Spojrzała na niego z czułością, kiedy tak nieudolnie próbował zamaskować własne wzruszenie. Wrażliwość nigdy nie była dla niej powodem do wstydu, to też Milton nie musiał się martwić o to, że w oczach swojej kobiety wyjdzie na niemęskiego. Wyciągając w jego stronę rękę, uśmiechnęła się do niego leciutko, a w tym prostym geście zawierały się wszystkie jej uczucia, cała ta radość i wdzięczność, że ma go przy sobie i może dzielić z nim życie.
"Jeśli ktoś jęczy w naszym duecie to ja. Ty co najwyżej marudzisz" kiedy to mówiła, w jej oczach paliły się złośliwe iskierki. Dwuznaczności, słowne gierki... lubiła w ten sposób podkręcać między nimi atmosferę. Zwłaszcza teraz, gdy mieli w domu małe dziecko i nie zawsze mogli sobie pozwolić na upojne chwile we dwoje, gdy tylko nachodziła ich ochota.
"Eric" teraz to i ją wzruszenie chwyciło za gardło. Usłyszeć na raz tylu pięknych słów się po prostu nie spodziewała. Aż sama nie wiedziała jak zareagować! Rzucić mu się na szyję? Rozpłakać że szczęścia? Nerwowo zaśmiać? Może i dobrze więc, że nim miała okazję w ogóle otworzyć usta luby pchnął ją w kierunku kasy i poprosił, żeby zamówiła kawę na wynos - co jak w amoku zrobiła, podświadomie wybierając to co rok temu, małą czarną. Bez cukru, bez dodatku mleka, bez żadnych słodzików i innych wynalazków.
A kiedy wyszli z kawiarni, zamiast ładować się z powrotem na fotel pasażera, Hale na dachy taksówki postawiła dwa papierowe kubki, a potem podeszła do lubego, zaplotła mu na karku ręce i na jego ustach złożyła długi, namiętny pocałunek. Tak głęboki, że nawet drgnęła jej nóżka jak na komediach romantycznych! "Jeśli nie jedziemy do klubu karaoke to... zabierasz mnie... na koncert Shakiry? Do sklepu rtv po zestaw mikrofon i głośniki?" zażartowała, zabawnie marszcząc nosek. "Zdradź coś. Cokolwiek. Może jakąś małą podpowiedź? Pierwszą literę?" wydęła dolną wargę, rzucając mu znaczące spojrzenie.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Eric - będąc w zupełnie innym nastroju niż śmieszki z podtekstami - w pierwszej chwili nie zrozumiał, dlaczego ona ma jęczeć, a on marudzić, ale kiedy wybrzmiało to w jego myślach, nie miał wątpliwości do tego pije jego "nowa dziewczyna". Uśmiechnął się łobuzersko. - Nie martw się, jeśli pójdzie nam sprawnie, może uda nam się wcisnąć gdzieś także jęczenie… - zrobił minę droczącą się z nią, która sugerowała, że być może rozważał taką opcję, jakby - co w ich przypadku było oczywiste - już i tak nie była uwzględniona jako wisienka na torcie!
W kawiarni - co Eric zarejestrował z cichą dumą z Aimee - zamówiła dokładnie to samo, co rok wcześniej. Już miał zapytać z ciekawością, czy zrobiła to intuicyjnie, czy też pamiętała swoje zamówienie sprzed roku, ale nie dane mu było dojść do słowa, bo brunetka bardzo skutecznie zamknęła mu usta. Swoimi ustami. Eric nie protestował. Sam objął ją w pasie pozwalając, aby wsparła na nim ciężar swojego ciała i napawał się jej bliskością, pocałunkiem, tym, że potrafili odnaleźć siebie i balans, między przeszłością a przyszłością. Że wreszcie byli naprawdę szczęśliwi. Ale nawet najlepsze szczęście nie trwa wiecznie, bo Eric - nie nasyciwszy się tym krótkim w jego opinii pocałunkiem - został pozostawiony sam sobie, gdy Aimee odsunęła się i zasypała go gradem pytań dotyczących następnego przystanku. Eric popatrzył na jej dziecięcą radość z prawdziwą czułością, jednak nie dał się sprowokować do sprzedania kolejnych szczegółów. Nawet przyłożył palce do ust i na migi pokazał, jak zapina je na zamek, zakłada kłódkę i wyrzuca klucz daleko za siebie.
Nie zawsze grzeszył cierpliwością, ale sprawiało mu nie lada frajdę to, jak bardzo Aimee chciała dowiedzieć się, co dalej. - Nic ze mnie nie wyciągniesz - powiedział w końcu ze śmiechem i sięgnął po swoją kawę otwierając jej drzwi auta od strony pasażera. - Chodź - poklepał w dach samochodu, żeby zabrała swój kubek z kawą - przed następnym przystankiem musimy wpaść do domu i się przebrać. - Przez całą drogę nie zdradził niczego, ale śmiał się z kolejnych jej pomysłów, które podsyłała. Żadnego nie potwierdził ani żadnemu nie zaprzeczył. Nawet w mieszkaniu nie powiedział jej więcej szczegółów oprócz tego, żeby ubrała się "luźno-elegancko". Sam założył co prawda koszulę i marynarkę, ale bez krawata i z rozpiętymi górnymi guzikami. Na dobrą sprawę sam nie wiedział, jak się ubrać na takie wydarzenie, jakoś nie przyszło mu do głowy, żeby to wcześniej sprawdzić.
Pamiętał, że Aimee kiedyś w jakiejś rozmowie wspomniała o różnorodnych i bardzo kreatywnych strojach, jakie tworzą sobie drag queen, a że akurat tak się złożyło, iż w tym czasie jedna z australijskich ikon w tym środowisku miała swój występ w Lorne, on dość spontanicznie kupił bilety. Na dobrą sprawę nawet nie był pewien, czy Aimee w ogóle zainteresuje się takim występem. Eric nie wiedział nic o drag queen. Nawet nie był pewien czy powinien mówić "ona" czy "on", a teraz, wchodząc do lokalu, w którym mieli spędzić wieczór na… nietypowej dla niego rozrywce.
- Ja na karaoke ci nie zaśpiewam, Shakira ani Beyonce niestety miały zarezerwowane terminy i nie mogły wpaść na prywatny koncert, więc pomyślałem, że ten sposób będzie dobrym substytutem… Kto wie, może nawet ma w repertuarze coś od naszych królowych popu - wyjaśnił tracąc pewność siebie, bo na ostatnie kroki przed wejściem na salę zaczął wątpić, że to jednak dobry pomysł…
Ale jak to powiedziała jedna z kultowych gwiazd muzyki… show must go on…

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
ODPOWIEDZ