kucharz — lorne bay beach restaurant
26 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
kilka dni temu uciekła sprzed ołtarza i nie ma pojęcia, co powinna ze sobą zrobić
  • 01.
Ten dzień. Był piękny. Świeciło słońce, ocean mienił się wszystkimi kolorami tęczy, a Crea stała oparta o barierkę i wpatrywała się w horyzont. Nie skończyła jeszcze przygotowań, ale potrzebowała paru chwil dla siebie. Ostatnie dni krążyły wokół ślubu, dopinania całej masy spraw. Była tak cholernie zmęczona, że marzyła, by to się w końcu skończyło. Chciała być w restauracji i móc coś ugotować, bo naprawdę mocno potrzebowała jakiegoś odprężenia. Nie wiedziała, gdzie jest Liam. Czy jego też nachodziły wątpliwości czy tak bardzo jak ona czuł się z tym wszystkim… dziwnie? Czy czuł, że jest w odpowiednim miejscu? Że oni, razem są w odpowiednim miejscu? Oczywiście, kochali się. A przecież właśnie taka była kolej rzeczy. Pewnie to wszystko odbyłoby się szybciej, gdyby nie wszystkie problemy, które znienacka stanęły na ich drodze. Ale czy mogła problemem nazywać śmierć Leny? To nie był problem. To była cholerna tragedia, która stała się głupim znakiem zapytania dla ich związku. Teoretycznie, wszystko minęło, ale minęło również podekscytowanie i radość. Bo ten ślub nie był ich, był jej, to ona wszystko przygotowywała. Wybrała kwiaty, menu i obrusy, wybrała zaproszenia i zrobiła listę gości. Było ich niewielu, sami najbliżsi, ale to ona zdecydowała czy na ich weselu będzie dwudziestu czy osiemdziesięciu gości. Liam nie miał czasu, wolał podczas tych krótkich chwil, kiedy widzieli się na Skype, porozmawiać z nią o ważniejszych kwestiach. Ale przecież nie były one wcale ważniejsze od ślubu! Mieli się pobrać, związać się ze sobą na zawsze, na swoje palce nałożyć obrączki, które miały być dowodem ich miłości. Przecież to było bardzo ważne. Było, owszem, ale dla Crei. I mimo tych wszystkich myśli, odepchnęła się od barierki i ruszyła w stronę pokoju, w którym dokończyła swoją fryzurę i makijaż, włożyła białą sukienkę ślubną i stanęła w miejscu, gdzie miała przyrzekać coś pięknego. Grała muzyka, kiedyś to była ich ulubiona piosenka. Crea rozejrzała się dookoła, ale jedyną osobą, którą chciała tu widzieć był Travis, jej brat. Brakowało jej Leny, rodziców. Czuła rozdzierający ból na samą myśl, że nie ma konkretnie tych, których chciała zobaczyć. Sama nie wiedziała, dlaczego nie zrobiła tego wcześniej, skoro wątpliwości nachodziły ją od dłuższego czasu, ale w chwili, kiedy powinna powiedzieć tak, wyszeptała nie i wybiegła z budynku. Słyszała za sobą krzyki, ale nie odwróciła się. Chwyciła sukienkę w garści i dobiegła do drogi, wskoczyła do pierwszego zaparkowanego samochodu, który zauważyła. – Jedź – poprosiła kierowcę. Spojrzała na niego błagalnie. Odwróciła się w stronę budynku, a widząc biegnącego narzeczonego i brata, ponagliła mężczyznę jeszcze raz: - Proszę, jedź. – Dlaczego nie zrobiła tego wcześniej?

Arthur B. Overgaard
powitalny kokos
martyna
zastępca burmistrza — ratusz
41 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zastępca burmistrza, który nie cofnie się przed niczym, żeby pozbawić stanowiska Francisa Winfielda.
/ po grach

Rzucanie palenia było łatwe. Arthur robił to już wiele razy.
Nie doszukujmy się w tym stwierdzeniu cienia ironii lub oznak słabego charakteru mężczyzny, choć przy tylu razach ktoś mógłby właśnie tak pomyśleć. Po prostu lubił palić, ale zaprzestanie palenia na miesiąc, dwa, pół roku, nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Pytanie tylko - po co miałby to robić? Po co miałby narażać na straty krajowy przemysł tytoniowy? No właśnie, to nie miało większego sensu. Palił więc i nic nie wskazywało na to, że Overgaard rozstanie się ze swoim nałogiem.
Wystarczyło tylko na niego spojrzeć. Siedział teraz w swoim aucie i odpalał kolejnego już papierosa. Jeśli ktoś przyglądał mu się od dłuższego czasu, to prawdopodobnie odniósłby wrażenie, że całe wnętrze samochodu przypomina jedną wielką komorę gazową i z całą pewnością nie byłoby to stwierdzenie na wyrost. On sam zdał sobie z tego sprawę, więc w pewnym momencie odsunął szybę i wpuścił do środka odrobinę świeżego powietrza.
Zakasłał. Niby wszyscy tak zachwalali naturę i czyste powietrze, a jemu to szkodziło. Ani to przyjemne, ani relaksujące, a zamierzał spędzić w tym miejscu jeszcze trochę czasu. Przygotował więc kolejnego papierosa, którym za moment na pewno się zajmie.
Chyba że wcześniej wydarzy się coś, co skutecznie go od tego odwiedzie.
Prawdopodobnie nie miał świadomości, że w pobliżu znajduje się kościół oraz że w świątyni tej trwają właśnie przygotowania do ceremonii ślubnej. Gdyby tylko o tym wiedział, zaparkowałby dalej. Znacznie dalej. Uniknąłby wtedy całego szaleństwa, jakie wkrótce stało się również jego udziałem.
Kobieta, młoda, całkiem ładna, otworzyła drzwi jego samochodu, usadowiła się na miejscu pasażera i kazała mu odjechać. Coś takiego zdarza się tylko w filmach, prawda? Nic dziwnego, że w pierwszym odruchu Arthur od razu chwycił kluczyki wiszące w stacyjce i gotów był spełnić jej prośbę, ale...
- Po pierwsze, nie jesteśmy na ty. Po drugie, nigdzie nie jadę - odparł po chwili. Miał swoje sprawy, miał coś do roboty, nie będzie zmieniał planów dla tajemniczej nieznajomej. Zmienił zdanie dopiero wtedy, kiedy dostrzegł mężczyzn biegnących w ich kierunku.
- Dokąd mam jechać? - spytał odpalając silnik. Delikatnie wcisnął pedał gazu, ale chwilę później docisnął go już nieco mocniej.

creason lindgren
powitalny kokos
radny Overgaard
kucharz — lorne bay beach restaurant
26 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
kilka dni temu uciekła sprzed ołtarza i nie ma pojęcia, co powinna ze sobą zrobić
To była rzeczywiście sytuacja jak z filmu. Dramatu. Problem polegał na tym, że tym dramatem było życie Creason. I w tym momencie zupełnie nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. To oczywiste, że mogło się to odbyć na zupełnie innych zasadach. Mogła porozmawiać ze swoim narzeczonym i wycofać się z tego związku w jakiś bardziej cywilizowany sposób. Ewentualnie, wcale mogli się nie rozstawać. Mogli po prostu rzucić sobie w twarz wszystkim, co leżało im na sercach, przesunąć na jakiś czas ślub i spróbować od początku. Było milion różnych sposobów na rozwiązanie tej sytuacji w taki sposób, by nie wyglądała ona jak z kiepskiego filmu. Ale teraz było już za późno. Wskoczenie do samochodu obcego faceta było jedynym pomysłem, który wpadł jej do głowy. Szkoda tylko, że trafiła na kogoś, kto nie był skory do pomocy. I zupełnie mu się nie dziwiła. Być może nie zareagowałaby tak samo, bo Crea pewnie wcisnęłaby spontanicznie gaz i uratowałaby osobę, która wsiadła do jej samochodu. Ale to była niecodzienna sytuacja i nie każdy mógł mieć czas, humor na takie wybryki. - W porządku, przepraszam, po prostu pilnie potrzebuję pomocy - obejrzała się, by zerknąć w stronę urzędu i upewnić się, że nikt jej nie goni. Ale gonił, bo przecież normalni ludzie porozmawialiby w tej sytuacji. Nie uciekali. Ale umówmy się - Crea nie grzeszyła rozumem. Zamierzała już wysiąść, kiedy mężczyzna postanowił się nad nią zlitować i ruszył. - Dziękuję… Panu, dziękuję - zawołała i jeszcze raz się obejrzała, a kiedy niedoszły mąż zniknął z pola widzenia, odetchnęła z ulgą. - Boże, nie wiem, nie przemyślałam tego. Wszyscy bliscy mi ludzie są… tam, a ja naprawdę nie mogę tam wrócić - odpowiedziała. Zaczynała panikować. Spojrzała na swoją sukienkę, pantofelki. Nie miała nawet w co się przebrać. - Właściwie…. nie mam gdzie wrócić - powiedziała trochę do siebie. W grę wchodził jedynie hotel, ale torebkę również zostawiła w urzędzie i nie miała pojęcia, kiedy ją odzyska. Kiedy w ogóle odzyska swoje życie.

Arthur B. Overgaard
powitalny kokos
martyna
zastępca burmistrza — ratusz
41 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zastępca burmistrza, który nie cofnie się przed niczym, żeby pozbawić stanowiska Francisa Winfielda.
Wybrała chyba najgorzej, jak tylko mogła. Nie dość, że trafiła na gbura, to jeszcze takiego, który myślał przede wszystkim o sobie i swoich sprawach, a nie o tym, że, być może, warto czasem poświęcić odrobinę swojego czasu, żeby komuś pomóc. Tyle tylko, że sytuacja faktycznie była niecodzienna.
Kobieta nie musiała mówić, co się stało, przed kim ucieka i dlaczego chce jak najszybciej stąd odjechać. Wystarczyło tylko spojrzeć na jej strój i wszystko było jasne. Mimo wszystko Arthur chciał upewnić się, jak poważna jest sprawa, więc przestawił nieco lusterko wsteczne w taki sposób, żeby widzieć chodnik. Rzeczywiście, ktoś podążał w ich kierunku.
- Tak. Widać, że to czysta improwizacja - zgodził się z nią, ale czy musiał mówić to głośno? Przecież każda tego typu ucieczka wiąże się z improwizacją, z nagłym odruchem i konsekwencjami tego, co się zrobiło. Póki co nie warto jeszcze o nich myśleć. Można, ale nie warto. Teraz trzeba skupić się na tym, żeby nieco ochłonąć. Na resztę przyjdzie jeszcze czas.
- Widocznie nie wszyscy byli aż tak bardzo bliscy - oczywiście miał tu na myśli biednego pana młodego, który zapewne rozumiał z tego wszystkiego najmniej. - Oby tylko jakaś staruszka nie dostała przez ciebie zawału. Wiesz, jakie bywają starsze ciotki. Tyle emocji jednocześnie...
Nigdy nie uciekał sprzed ołtarza, mógł więc tylko domyślać się, jak wielkie musiało być to przeżycie dla wszystkich stron. Goście z pewnością nie wiedzieli, co się działo, czy powinni czekać, a może wracać do domu? Dobre pytanie. Chyba jednak zwycięży ta ostatnia opcja, bo panna młoda nie chciała najwyraźniej myśleć o powrocie.
- Trzeba przyznać, że twój plan jest imponujący. Brawo - gdyby tylko nie trzymał dłoni na kierownicy, prawdopodobnie zacząłby klaskać. - Skoro wszyscy są tutaj, to znaczy, że u ciebie nie ma teraz nikogo. Możemy podjechać po twoje rzeczy, potem coś wymyślimy - zaproponował. No, chyba że chciała zostać tylko z tym, co miała na sobie. Nie, żeby to nie było ładne, bo nawet uważnie zlustrował wzrokiem jej sylwetkę, ale zapewne nie chciała zostać w tym stroju, skoro właśnie uciekła sprzed ołtarza.

creason lindgren
powitalny kokos
radny Overgaard
kucharz — lorne bay beach restaurant
26 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
kilka dni temu uciekła sprzed ołtarza i nie ma pojęcia, co powinna ze sobą zrobić
To było do przewidzenia. Że nie trafi na kogoś, kto będzie chciał chętnie jej pomóc. Przede wszystkim dlatego, że musiał pomyśleć o niej jak o kretynce, która załatwia swoje sprawy w najgorszy z możliwych sposobów. Dopiero w drugiej kolejności pomyślałaby, że ta osoba będzie zwykłym egoistą. Ale szczerze powiedziawszy, Crei nie przyszło do głowy jaka będzie ta osoba, bo nie myślała również o tym, że to zrobi. Zachowała się spontanicznie, może jednocześnie lekkomyślnie i nieodpowiedzialnie, ale w tym momencie chciała wyłącznie wziąć zimny prysznic, zasnąć i przez kilka chwil nie myśleć, nie śnić. Nic. Wiedziała, jednak doskonale, że nie jest to możliwe. - Niestety, aktorka jest ze mnie słaba - dorzuciła, bo ta improwizacja mogłaby się skończyć lepiej, gdyby tylko Creason wiedziała, jak ją zagrać. Dlatego podrapała się po brodzie, zastanawiając się nad tym, co teraz. Nic to nie dało, bo do jej głowy nie wpadł żaden sensowny pomysł, który wybawiłby ją z tej opresji. - Przestań, naprawdę nie potrzebuję przejmować się ciotkami. Właśnie zostawiłam faceta przed ołtarzem. I założę się, że za jakiś czas przestanie tego żałować - westchnęła. Była pewna, że Liam pewnego dnia zrozumiałby, że ich związek był tylko fikcją, którą próbowali ratować za wszelką cenę. Tylko jaki to miało sens po tym wszystkim? Po wypadku, biorąc pod uwagę jego nieobecność? Żadnego. - Chciałeś mnie wyrzucić z samochodu, a teraz postanowiłeś mi pomóc? - zapytała, żeby się upewnić. Na szczęście nie dodała: dlaczego?[/i], ponieważ bała się, że mężczyzna mógłby się rozmyślić. - W takim razie jeźdźmy do Opal Moonlane - poprosiła. Musiała jechać do mieszkania, licząc po cichu, że Liam nie zdecyduje się również tam pojechać. Może stwierdzi, że to najmniej prawdopodobne miejsce, w którym pojawi się uciekinierka, ale przecież pod latarnią jest najciemniej, prawda?

Arthur B. Overgaard
powitalny kokos
martyna
ODPOWIEDZ