właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
#18

No… można powiedzieć, że Will wyszedł już z fazy zaprzeczania, generalnego wyparcia i szoku po tym co zrobiła Pirm. Już samo to, że zaczął w swoje głowie mówić ‘zrobiła’, a nie ‘co sie stało’ znaczyło, że coraz bardziej się zbliżał do powiedzenia na głos co zrobiła. Więc… więc tak, coś się zmieniało. I to chyba nie do końca była wina akurat Gin. Może po prostu była obok, kiedy coś w nim pękło, a może była powodem, przez który coś pękło. Zderzenie z rzeczywistością, z nutą przeszłości i… no właściwie nie wiedział czym. Wiedział tylko, że był wściekły na nią, na siebie, na Prim, na cały świat. I ta złość wcale nie mijała! I prawdę mówiąc, to oczywiście, czuł się jak skończony frajer po tym jak się zachował, co powiedział i co zrobił, ale ostatnie co zamierzał zrobić, to pójść do niej i ją przeprosić. Bo to nie było wszystko jego wina. Ich relacja rozjebała się przez te lata i teraz było po prostu za późno, żeby przyjmował Gin z otwartymi rękami, bo łaskawie się zainteresowała. No, nie, po prostu nie. Zbyt wiele czasu upłynęło, zbyt dużo było momentów, kiedy faktycznie jej potrzebował, a jej nie było. I szczerze? Wkurzało go, że akurat to ją zainteresowało na tyle, żeby przyszła. I sam nie wiedział czemu, ale właśnie tak było. Wkurzało go też oczywiście to, że najwyraźniej wszyscy gadali o Prim i o jego życiu, ale na to niewiele mógł poradzić. Mógł za to... tak, pić alkohol. Dlatego teraz był w sklepie i wpakował do swojego koszyka głównie butelki. Dodał też jakąś mrożoną pizzę, jakieś dwa gotowe dania i opakowanie chleba, ale wiedział dobrze, że pewnie większości nie ruszy. Nie chciało mu się jeść, nie chciało mu się golić, nic mu się nie chciało. Najlepiej siedziało mu się w kącie w szpitalu albo we własnym, ciemnym domu. I szlag go trafiał, kiedy widział wokół siebie pierwsze świąteczne akcenty, bo przepych świąteczne to ostatnie na co miał siłę dzisiaj i... no prawdę mówiąc kiedykolwiek. I no kurwa, jeszcze do tego wszystkiego właśnie się zorientował, że patrzy się na Gin w tym sklepie. Tyle lat była w stanie chować sie po kątach miasteczka, a teraz nagle musiała być wszędzie? - Cholera - warknął pod nosem i spojrzał na nią znudzonym wzrokiem. Nie prezentował się pewnie najlepiej ze swoją bladą twarzą i podkrążonymi oczami. - Może ty się lepiej odsuń od tych półek z butelkami, zanim je wszystkie potłuczesz i narazisz sklep na straty. Muszą wiedzieć, że nie można Ci wokół nich ufać - rzucił, w ramach niemiłego przywitania, ale nie widział sensu w chowaniu się przed nią. I po prostu mu nie zależało na tym, tak szczerze mówiąc. Na niczym mu już nie zależało.
happy halloween
-
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#3

Gin było w chuj smutno i źle po tym jak William się beznadziejnie względem niej zachował. Nawet ktoś, by mógł powiedzieć, że widział jak jej łezka spłynęła po policzku gdy czekała na taksówkę tamtego wieczora. No i to by była ostatnia rzecz jaką ten ktoś, by powiedział, bo Ginevra nasłałaby na niego Inej i by się skończyło rozpuszczanie takich złych opinii na temat Blackwell. Wiadomo, że ona nie płakała, bo wycięła sobie kanaliki łzowe lata temu. Taki kit wciskała ludziom, którzy byli bardzo słabi z biologii. Ale okej! Może, jak nikt nie patrzył, bo było ciemno i pusto na drodze, to istnieje jakiś cień szansy, ze coś jej z oka pociekło. Nie oczekiwała tam wielkiego pojednania i wyznawania sobie wielkich sekretów, które pewnie przez te cztery lata się pojawiły. Chciała z nim po prostu posiedzieć, napić się, nawet w ciszy i gdyby miało być super dziwnie, bo zdawała sobie sprawę, że samotność, chociaż kusząca w takich chwilach, to jednak do niczego nie prowadzi. Szczerze mówiąc, gdy zabił sie jej transseksualny chłopak, to chciałaby żeby ktoś wtedy ją zmusił do kontaktu albo wyżalenia sie. Może dzięki temu teraz nie byłaby taką zgorzkniałą, wredną babą. Dodatkowo było jej przykro, że sądził, że wykorzystałaby okazję, żeby się zabawić z gościem w stanie depresyjnym, żeby miała później o czym mówić koleżankom. Tu się juz teoria Willa psuła, bo Gin nie miała koleżanek, to po pierwsze, a po drugie... z tym drugim to już było bardziej skomplikowane. Prawda, do której Blackwell sie oczywiście nie przyzna nawet przed samą sobą, była taka, że gdy Henderson zaczął spotykać się z Prim to trochę Ginevra poczuła jakby miała złamane serce. Może serce to za dużo powiedziane, ale coś tam złamane było, dodatkowo było jej głupio, że w ogóle w swojej głowie była w stanie wytworzyć jakieś niezrozumiałe dla niej uczucia względem kogoś kto powinien być tylko i wyłącznie jej przyjacielem. Czuła się wtedy jak idiotka i to samo odczucie powróciło do niej po ich ostatnim spotkaniu. Była głupia, nie powinna w ogóle się nim interesować, dobrze jej to szło przez cztery lata, zresztą jemu też.
Dzisiaj robiąc zakupy dla siebie, brata i jego małej futrzastej rodziny nawet nie pomyślałaby, że może wpaść na Willa. Tyle lat udało im się mijać, a tu nagle jak na złość musiała znów zobaczyć jego głupi ryj. - Ałć, jaki pocisk, chyba tego nie przeżyje - aż się teatralnie złapała jedną ręką za serduszko. - Na jedyne straty na jakie teraz ktokolwiek jest narażony to ja... tracę właśnie cenne sekundy swojego życia - i trochę też chęć do życia jak tak na niego patrzyła, bo wyglądał okropnie, ale tego już nie powiedziała, bo jednak sądziła, że za wcześnie na takie docinki. - Nie słyszałeś, że Halloween sie skończyło, możesz już ściągnąć maskę - powiedziała i nawet do niego podeszła naruszając jego przestrzeń osobistą, ale że tak sie wyrażę, chuj mu w dupe. Tknęła go palcem lekko w policzek. - Ohh... czyli to Twoja naturalna opuchlizna? - Chciałam napisać, że rodzice będą z niego dumni, ale sobie przypomniałam, że jednak nie będą, wiec użyje tego żarciku tak tutaj. - Will, skarbie, tak mi przykro - po polsku to wyrażenie brzmi naprawdę źle, ale wiesz o co mi chodzi i jaką mniej więcej intonację przybrała tutaj Gin.
towarzyska meduza
catlady#7921
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
William oczywiście nie miał czasu na przeprosiny ani nawet żeby czuć się winnym. Był w zbyt kiepskim stanie psychicznym, żeby teraz martwić się o czyjekolwiek uczucia, skoro nie ogarniał nawet własnych. Nie potrafił dogadać się z nikim poza Zoyą i szczerze? Miał to gdzieś. Balansował obecnie na granicy wkurzenia i wyczerpania, więc nikt nie mógł być pewien na jaki jego nastrój trafi. Ale nie zamierzał za to przepraszać, bo serio… Gin nie miała pojęcia jak wiele osób zagadywało teraz, żeby poznać jakieś pikantne szczegóły. Albo po to żeby rzucić jakimś żałosnym ‘tak mi przykro’, dla połechtania własnego ego, że jakoś się zareagowało, tak dobrotliwie i w ogóle, wspierająco. Mimo że William naprawdę nie miał ochoty na takie rozmowy i takie konfrontacje. Wolał święty spokój, no nie bez powodu tamtego dnia miał ciemno i udawał, że nie ma go w domu, nie? A Gin.. no nie dość, że przez nią stłukł pierwszą prawie pustą butelkę, to jeszcze rozjebała drugą, pełną i musiał po niej posprzątać potem swoją ranną ręką. Więc generalnie mimo, że wiedział jak chujowe było to co zrobił, to jednak nie mógł się w stu procentach obwiniać.
- Trafne ostrzeżenie, a nie pocisk - odpowiedział sucho, marszcząc brwi. A potem przechylił lekko głowę w bok - możesz udawać że nie istnieję, dobrze Ci to wychodziło przez 4 lata, masz wprawę - odpowiedział krótko, wywracając zaraz potem oczami. A potem zmarszczył brwi, bo szczerze mówiąc nie wiedział o co jej chodzi z tą maską halloweenową, a po kolejnych słowach… no wcale ten pocisk nie nabrał jakoś sensownego kształtu. Dlatego przechylił lekko głowę.
- Wypadłaś z wprawy - rzucił więc tylko, odpychając jej dłoń i nie pozwalając się dotknąć. Miała na to okazję wtedy u niego, teraz ją straciła. - A teraz odwróć się i idź w inną stronę, jesteś w tym mistrzynią - dodał, bo nie widział sensu w odpowiadaniu na resztę jej słów. Złość z tamtego wieczora ewidentnie minęła, przynajmniej tymczasowo i została tylko obojętność. Jej miał w nadmiarze. Dodał też do swojego koszyka dwie kolejne butelki, bo co jak co, ale akurat to zawsze mu się przyda. Zwłaszcza jak miał w sklepach teraz wpadać na Blackwellównę.
happy halloween
-
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Nie wiem o czym mówisz, nigdy mi się nie zdarzyło zrobić rozróby w sklepie, aczkolwiek nie ukrywam, że niedługo może nadejść mój debiut - żeby do tego nie doszło do powinna się odwrócić i odejść, grzecznie, z gracją jak prawdziwa dama, którą przecież gdzieś tam w głębi ciemnego serca była. No, ale tego nie zrobiła, bo jednak była sobą, a Gin zawsze musiała mieć ostatnie zdanie więc ją siłą stąd teraz nie ruszą i to William będzie musiał sobie pójść. Szczególnie, że planowała wziąć sobie alkohol z wyższej póki, do której była trochę za niska i musiała się trochę nagimnastykować, a nie będzie się przed nim kompromitować. Nie żeby jej zależało na jego opinii, ona po prostu nie mogła pokazać, że coś tak banalnego jak ściągnięcie alkoholu z wyższej półki w sklepie stanowi dla niej jakiś problem. - I vice versa - odburknęła, bo miał tyle samo czasu żeby się do niej odezwać co ona do niego. Telefon działa w obie strony. Tak samo mógł do niej przyjść, ale tego nie zrobił. Zdecydował się na to, by się od niej odsuwać w takim samym stopniu, może robił to tylko mniej świadomie.
- No, nie robiłam tego przez cztery lata, zardzewiałam - albo była trzeźwa. Jedno z dwóch, chociaż ostatnie pociski szły jej lepiej więc może była to kwestia alkoholu. - Nie mów mi jak mam żyć - powiedziała i nawet się oparła plecami o półkę. - Aczkolwiek fascynujące, bo też mogłeś udawać, że nie istnieję. Nawet bym pewnie nie zauważyła, że tu jesteś. - Nawet gdyby zauważyła to, by udawała, że go nie widzi, bo po tamtym ostatnim pokazie to nie miała ochoty na rozmowy z nim, no chyba, że był to jakiś dziwny test wytrzymałości charakteru, tak jak w tej chwili. - Nie mogłeś się powstrzymać od komentarza? Pewnie się stęskniłeś za pięknym brzmieniem mojego głosu - powiedziała spoglądając na niego z lekko zmrużonymi oczami i nawet się lekko uśmiechnęła widząc jak pakuje alkohol do koszyka. Miała nadzieję, że już sobie pójdzie, a ona będzie mogła spróbować ściągnąć whisky, która ją kusiła będąc na niedostępnej dla niziołków półce. W międzyczasie wzięła jednak batonika, a dokładniej snicersa i rzuciła nim delikatnie w stronę Hendersona. - Masz, na wypadek jakby Ci znów cukier spadł - bo jeszcze się zacznie na nią wydzierać na środku sklepu.
towarzyska meduza
catlady#7921
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
- A kiedy ty wiesz o czym mówisz? - rzucił sucho, bo no nie miała pojęcia o niczym co przechodził teraz i co przeszedł w swoim życiu, a miała cholernie dużo do powiedzenia. I tak, może i to że jego rodzice zginęli nie było dla niej żadną tajemnicą, ale to nie sprawiało magicznie, że wiedział co wtedy przeszedł i jak bardzo to na niego wpłynęło. I jak bardzo wciąż to w nim siedziało. Teraz się obawiał, że nigdy tego tak naprawdę nie przepracował, ale mierzenie się z tym było po prostu ponad jego siły. A już zwłaszcza teraz, bo zaraz zabraknie mu ręki żeby wymieniać jakie straty poznał, te o których Gin wiedziała i te, o których wiedziałaby, gdyby wciąż była częścią jego życia.
- To nie ja plączę się pod Twoimi nogami i nie ja przyszedłem pod Twoje drzwi, zainteresowany nowinkami - odpowiedział sucho, przypominając jej że to ona tutaj próbowała jakoś odnowić relację, więc to ona się tutaj odsłoniła w tej sprawie. A on chamsko to atakował, bo… no co innego w życiu mu pozostało? To było jedyne co w tym momencie kontrolował. Nie miał pojęcia czy stan Prim się poprawi, czy znowu nie spróbuje, więc… więc łapał sie tego, co było w jego zasięgu. A to ile wypije i jak odgryzie się Gin do tego należało. Nikt nie powiedział, że Will istnieje żeby poprawiać innym humor i spełniać ich zachcianki oraz wyobrażenia na temat faceta w żałobie, którym trochę jednak był.
- W ogóle nic ci nie będę mówić - odpowiedział, bo ta dyskusja zaczynała być naprawdę idiotyczna. A potem wzruszył ramionami. - 4 lata Ci to nie przeszkadzało - rzucił w przestrzeń, przesuwając wzrokiem po okolicznych półkach i zastanawiając się, ile osób ogląda teraz tą scenę. Czy się przejmował? Oczywiście że nie. Gdyby się martwił tym, co powiedzą ludzie, to by miał inne rzeczy w swoim wózku.
- Dostałem go aż na zapas, więc papa - machnął lekko ręką, bo jakoś… no sam nie wiedział czemu, ale po prostu opierał się o swój wózek i stał w tym samym miejscu. Robienie kroków wymagało zbyt wiele energii, skoro musiał tak wiele jej poświęcić na aktualną kłótnię z kobietą.
- Czemu wciąż tutaj stoisz? - zapytał, wyjmując baton ze swojego koszyka, a potem odkładając go na półkę. Nie chciał nic od Gin. A przynajmniej nie teraz. Ale to, że odmówiła mu wtedy nocy tylko nasilało chęć odrzucenia innych prezentów. Okej, nie prezentów, sam musiałby za batona zapłacić, ale wiadomo o co chodzi.
happy halloween
-
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Zazwyczaj wiem o czym mówię - nie zawsze, ale też w życiu straciła ważne osoby. Najpierw chłopaka, niedawno dziadków, miała chorego ojca, który musiał zrezygnować z pracy więc pewnie i finansowo rodzice nie radzili sobie juz jakoś wybitnie dobrze i dzieci musiały im trochę pomagać. Może nie straciła rodziców jako dziecko, ale to wcale nie oznaczało, że nie mogła mieć swojej traumy, która wpłynęła na nią równie mocno. William nie miał licencji na smutek ani na złość.
- Nie będę Cię przepraszać za to, że się o Ciebie martwiłam - jeżeli myślał, że tak będzie to się mylił. Nie było jej tez z tego powodu głupio. Była tylko na siebie zła, bo mogła się martwić w samotności, a nie do niego iść. Zmarnowała tylko całkiem niezły alkohol.
- Jak tam sobie chcesz - wzruszyła ramionami. Początkowo przy ich pierwszym spotkaniu starała się być miła, ale gdy wyszło jak wyszło to nie miała zamiaru robić z siebie kogoś na kim można było wyładować swoje frustracje. - Tobie tez nie - westchnęła bardziej do siebie niż do niego. - Papa - nawet mu odmachała z nadzieją, że już sobie pójdzie.
No więc czekała nie chcąc na niego patrzeć, ale wzrok i tak jakoś sam jej uciekał w jego stronę. Głównie dlatego, że potrzebowała już przestrzeni żeby ściągnąć alkohol. - Bo czekam aż już sobie pójdziesz żebym mogła na spokojnie zrobić zakupy - odpowiedziała zgodnie z prawdą. No ale z drugiej strony... - Możesz mi ściągnąć tą butelkę z góry, jak już tu stoisz - w sumie to istniało prawdopodobieństwo, że i tak musiałaby poprosić obsługę o pomoc więc mogła to równie dobrze zrobić z Williamem. - Proszę - dodała jeszcze, żeby jej nie zarzucił, że nie używa "magicznych słów".
towarzyska meduza
catlady#7921
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Prychnął w odpowiedzi, bo właściwie to nie, nie wiedziała. Bo jej ojciec żył. Nastraszył ich, ale przecież żył. Razem z żoną prowadził sklepik, który sobie dobrze radził, poza tym wypadek w miejscu pracy to też ubezpieczenie i tak dalej. I dostał strzał ostrzegawczy, więc teraz dbał o siebie podwójnie. A rodzice Willa zginęli bez uprzedzenia, nie zdążył się z nimi pożegnać, ani… no nic. Stracili okazję do świętowania z nim urodzin, świąt, a także jego wesela. Wszystkie okazje były teraz trochę smutne przez to, bo zawsze ich na nich brakowało. Więc nie, Gin nic o tym nie wiedziała, Może i tęskniła za przyjacielem, ale nie straciła okazji na poznanie swoich rodziców. Bycie obok nich przez te lata. A dziadków.. no dziadków każdy traci, taka kolej rzeczy. Mniej traumatyzująca niż utrata rodziców. Na raz. W wieku ledwie 12 lat. Miała prawo do swoich traum, ale to nie dawało jej prawa mówić, że rozumie jego traumy i że wie co on przeszedł. I co czuje. Bo nawet nie znała każdej jego traumy, a i tak patrzyła na niego z góry w tym momencie.
- Nikt cię o to nie prosił - fuknął sucho, ale nie sprecyzował, czy chodzi o przepraszanie, czy o martwienie się. Bo pewnie chodziło po części o oba. A ciężko mu było udawać, że go to nie ruszyło.
- Żebyś wiedziała - odpowiedział, bo owszem, będzie tak jak chciał. No dobra, może i Gin psuła jego plany, a na pewno tamtej nocy, ale.. no to też by pewnie zrozumiała, gdyby się nad tym zastanowiła. Nie była mu niczego winna i nie musiała się na nic zgadzać, ale jego zachowanie nie było aż takie irracjonalne jak można by się wydawać.
- I widzisz, nie wpadłem jakoś do Ciebie, tylko ty przyszłaś do mnie. Postarałaś się znaleźć mój nowy adres, więc przestań mnie wkurwiać - wzniósł oczy ku niebu, bo trochę było za późno na takie wyrzuty. To ona przyszła, to ona chciała w jakiś sposób uciszyć swoje poczucie winy, że te 4 lata nie było jej obok. I że nie było jej obok niego teraz, kiedy przechodził trudne chwile. - Miałaś czas żeby zainteresować się wcześniej, wolałaś się odciąć, więc nie będę Cię teraz trzymać za rękę i kiwać głową, bo nagle postanowiłaś się postarać i masz wyrzuty sumienia - i… nawet nie wiedział, że powiedział to na głos, ale właśnie to zrobił. A potem zmarszczył brwi, chłodno ją mierząc wzrokiem jak mówiła o zakupach i tylko wzruszył ramionami. Za to na kolejne słowa wywrócił oczami i sięgnął, żeby jej podać nie jedną, a dwie butelki ze wskazanej przez nią półki.
- Masz, nie stłucz ich - i dodał, podając jej szkło, bardzo się starając znowu na nią nie złościć. Co w sumie było łatwe, skoro powiedziała magiczne słowo i... no jego wcześniejsze słowa wymagały od niego wystarczająco dużo energii.
happy halloween
-
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Nikt nie musiał - o wiele rzeczy jej nikt nie prosił, a i tak to robiła. Czasem były to miłe rzeczy takie jak przyjście do starego znajomego żeby sprawdzić jak się trzyma po tak tragicznym wydarzeniu jak próba samobójcza ukochanej żony. A czasem, na przykład wypowiedzenie opinii na jakiś temat. Do tego jej też nikt prosić nie musiał, zawsze miała dość sporo niepochlebnych rzeczy do powiedzenia, praktycznie wszystko mogła skrytykować. - To pozostaje sie tylko cieszyć - skoro wszystko tak szło po jego myśli to może powinna mu zacząć bić brawo na środku sklepowej alejki, już i tak ciekawscy ludzie od czasu do czasu rzucali im dziwne spojrzenia. Blackwell nawet im chciała powiedzieć żeby się zajęli własnym życiem, ale to pewnie tylko rozpętałoby jakąś dziwną wymianę zdań, na co nie miała dzisiaj ochoty. W zupełności jej wystarczyła pogawędka z Williamem.
- Widzę, że nie wpadłeś. Tak Ci zależało na naszej przyjaźni - miał cztery lata żeby wpadać kiedy tylko chciał. Mógł do niej na przykład wysłać sms na święta z życzeniami, albo na nowy rok, skoro święta nie były jego ulubionym czasem. Dałoby radę, ale wolał tego nie robić. No i chociaż było jej smutno z tego powodu, to w tamtym okresie pewnie nawet była zadowolona, że ją zlewa, bo im mniej się widywali tym było lepiej dla wszystkich, tak przynajmniej wtedy sądziła Gin. Teraz jednak nie przyzna sie, że takie zachowanie było jej na rękę. - Może trzeba było się trochę wysilić i zastanowić dlaczego to zrobiłam - prychnęła pod nosem, nawet trochę miała nadzieję, że tego nie słyszał. - Nie zrzucisz tego tylko na mnie. Gdyby Ci zależało, chociaż trochę, to zrobiłbyś cokolwiek, żeby utrzymać naszą znajomość i wtedy mógłbyś mi zarzucać całe zło świata, ale tak nie zrobiłeś więc nie oczekuj, ze wezmę na siebie całą winę - powiedziała cicho aczkolwiek z wyraźnym zdenerwowaniem robiąc kilka kroków w jego stronę, bo jednak nie chciała żeby cały sklep słyszał ich rozmowę, ani żeby ochrona ich wyprowadziła. - To mnie nie denerwuj - odpowiedziała na spokojnie i nawet przez jej twarz przemknął jakiś cień uśmiechu. - Dziękuję - wzięła od niego butelki i wpakowała je sobie do koszyka. - Mówią, że alkohol nie rozwiązuje problemów, ale chyba trochę kłamią - stwierdziła patrząc zarówno na swój jak i na jego koszyk. Zdecydowanie po kilku kieliszkach łatwiej było się mierzyć z trudnościami świata.
towarzyska meduza
catlady#7921
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
No ale nie znała jego żony. Nie wiedziała, jak wygląda ich małżeństwo. Wypisała się z tej całej zabawy już dawno temu, a teraz miała do niego pretensje, że on tak o nie wita jej z otwartymi ramionami. No niestety tak to nie działało. A przecież William miał przyjaciół, nawet takich z którymi sypiał, a które wciąż były w jego życiu. Tylko Gin z jakiegoś powodu uznała, że kończy sprawę. Więc… no jej decyzja, nie? Will nie był super otwartym, ciepłym człowiekiem, który biega za innymi. Nie zaprzyjaźnił się łatwo, więc miał nadzieję że Gin to rozumie. Że go zna. A teraz miał wrażenie, że traktowała go jak pierwszego lepszego obcego człowieka. No ale hej, minęło 4 lata, każdy może zapomnieć jak się przyjaźnić, nie?
- Po czterech odwołanych spotkaniach, piąte odwołuje się samo, gratis - rzucił, chociaż nawet nie pamiętał, czy to były spotkania, czy telefony czy co. W końcu minęły cztery lata, a on miał sporo na głowie. A jak chciała go unikać, to przecież była jej sprawa, nie? Nie zamierzał się nikomu narzucać w życiu. Ewidentnie nic się wtedy tragicznego w jej życiu nie wydarzyło, więc… uznał że relacja się wypaliła i tyle. People grow apart, czy coś tam.
A Will nie był osobą, która rozsyłała życzenia świąteczne…
- Nie jestem Twoim psychologiem - zmarszczył brwi - teraz zamierzasz mnie nagle oświecić? - i dodał, kolejne pytanie. Bo tak, wiedział czemu przestał do niej przychodzić nawet z flaszką na urodziny. I dlaczego skupiał się przede wszystkim na Prim w tamtym momencie.
- Co jest z Tobą nie tak? Przyjaźniłaś się z jakimś innym Willem, który miał w zwyczaju stalkować ludzi aż łaskawie będą chcieli z nim spędzać czas? - zmarszczył brwi, z nutą irytacji. To totalnie nie było miejsce, ani tym bardziej czas na takie rozmowy. Ludzie przechodzili tuż obok alejkami, obsługa nasłuchiwała, a on… a on był zmęczony, wkurzony i nie miał siły analizować czemu jego przyjaźń z Gin się rozpadła, skoro rozkminiał czemu Prim się próbowała zabić i czy mógł cokolwiek zauważyć wcześniej i jakoś zareagować. Nie miał czasu ani przestrzeni w swojej głowie i życiu na pretensje Gin w tym momencie.
- To już sobie stąd idź, odchodzenie Ci zajebiście wychodzi - podsumował sucho. Przyganiał kocioł garnkowi, bo też odchodził jako pierwszy z relacji, ze związków i z małżeństwa… i cóż, jak na tym wychodził? Niezbyt dobrze ostatecznie.
- Yhmm - rzucił w odpowiedzi i potem zmarszczył brwi. I wzruszył ramionami.
- Dobrze że mam w dupie to co ludzie mówią i czy kłamią - podsumował sucho, dopiero teraz podnosząc wzrok na Gin. Źle się czuł, kiedy stała tak blisko, przez to co się stało ostatnio, więc cofnął się o kilka kroków ze swoim wózkiem.
happy halloween
-
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- O popatrz jaki masz zmysł marketingowca - prychnęła i zdenerwowała sie, chociaż naprawdę tego nie chciała! Serio! Żałowała, że się nie odwróciła i poszła sobie w pizdu, gdy tylko się do niej odezwał na samym początku. Wszystkim teraz żyłoby się lepiej, ale to była Gin, ona by nie przeżyła jakby nie wdała sie z kimś w nieprzyjemną konwersację.
- Nie, to było cztery lata temu, teraz już to jest nieistotne - wzruszyła ramionami, bo cóż, było minęło, taką przynajmniej miała nadzieję. - Zresztą, to nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy - obstawiała, że dla niej żadne miejsce ani czas nie jest odpowiedni na przeprowadzenie takowej pogawędki. No, bo gdyby chciała o tym mówić to zrobiłaby to cztery lata temu, a jednak trzymała wszystko w sobie i jakoś z tym żyła.
- Tak, chyba tak... chyba przyjaźniłam sie z jakimś innym Willem, tamten z tego co wiem, nigdy nie miał mnie za dziwkę - no, bo to ją bolało i musiała to wyciągnąć. Niestety powiedziała to trochę za głośno i jakaś starsza pani się na nich popatrzyła. Trudno. Gin powstrzymała sie przed tym żeby jej pokazać środkowy palec, chyba dorastała. Mogła być z siebie dumna. Chciała mu odpowiedzieć, że zawsze zajebiście odchodzi głównie dlatego, że ma dobry tyłek i po prostu prezentuje się wtedy niebywale atrakcyjnie, ale był to ten typ żartów, na które mogła sobie pozwolić cztery lata temu. Teraz już nie. Dlatego nic nie odpowiedziała, mruknęła tylko takie YHYM i tyle. Nie chciała sie rozdrabniać.
- Ja nie kłamie - akurat tak sie składało, że Gin była bardzo szczerą osobą, taką nawet do bólu. Nie pierdoliła się w tańcu. Może nie zawsze wszystko ludziom mówiła, ale jak już pytali to nie kłamała. Pewnie gdyby Will te cztery lata temu zadał jej pytanie o to, czy ma względem niego jakieś dziwne uczucia, których mieć nie chciała i, których posiadania próbowała się wypierać, to by odpowiedziała, że owszem. - Nie chcę się kłócić William, jesteśmy dorośli. Chciałam sprawdzić jak się trzymasz i może jakoś Ci pomóc, jeżeli tego nie potrzebujesz i nie chcesz mnie znowu jako przyjaciółki to okej, nie będę się więcej wtrącać - powiedziała na spokojnie, bo nie miała zamiaru za nim biegać, nie chciała jednak się z nim wykłócać przy każdym spotkaniu, bo to też nie tędy droga.
towarzyska meduza
catlady#7921
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Tak byłoby łatwiej, gdyby sobie poszła. Albo on. O wiele łatwiej by było, gdyby oboje dalej uznali, że nie istnieją, czy cokolwiek tam sobie Gin powtarzała, kiedy miała go gdzieś. Bo Will… no Will dobrze wiedział czym jest strata. I jednak miał na głowie nowy związek, później małżeństwo, później ciążę i cóż… dalej były same nowe straty.
- Teraz się przejmujesz tym co jest odpowiednie? - zapytał, prychając cicho. A potem pokręcił głową. Przyganiał kocioł garnkowi oczywiście, w sprawie nieodpowiednich rzeczy, ale teraz to on się tutaj wymądrzał, okej. Zwłaszcza, że to ona się tutaj na niego darła, zamiast go zignorować. A przynajmniej według niego.
- Tak, szanował Twoje zachowanie dziewictwa do ślubu - wywrócił oczami, bo był zażenowany przez to co się stało, ale nie miał też sił na przeprosiny, ani przyjmowanie na siebie winy. Ani na przyznanie dlaczego wtedy w ogóle tego potrzebował. Bo to było jeszcze gorsze.
- Jasne, tak sobie wmawiaj - rzucił, bo wcale nie była szczera. Była świetna w okłamywanie siebie samej, w niedopowiedzenia, pomijanie prawdy. Ale mogła sobie wmawiać co tylko chciała. Will za to nie miał teraz do tego za grosz głowy.
- I świetnie. Masz w tym wprawę - rzucił, a potem skierował się w stronę kas, bo nie miał zamiary komentować reszty jej słów. Chciał zabrać swój alkohol i stąd wyjść, chociaż w pierwszej chwili chciał to po prostu olać i iść do innego sklepu. Ale hej, skoro już załadował, to mógł za to zapłacić i zabrać do domu. Gdzie nikt mu nic nie będzie wytykać i gdzie nie będzie po raz tysięczny zawodzić czyichś oczekiwań.

/zt x2! </3
happy halloween
-
ODPOWIEDZ