about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[akapit]
[akapit]
[akapit]
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
Miał wrażenie, że na stałe wrósł w Lorne Bay. O dziwo wcale mu to nie przeszkadzało, mimo że chorobliwie unikał złączenia się na stałe z jakimś miejscem. Chyba za dużo się nasłuchał podcastów motywacyjnych, że powinien zmienić swoje życie. Chyba rzecz w tym, że on wcale nie chciał go jakoś szczególnie zmieniać. Już rozwód był wystarczył, to była zmiana, na która też nieszczególnie miał ochotę.
Nadal szukał ulubionej drogi do domu, do której układał ulubioną playlistę. Wrócił do palenia, zapomniał jaką przyjemność mu to sprawiało. Podobnie jak noszenie zarostu, oglądanie głupich kreskówek, łażenie bez celu po mieście. Trochę jakby zaczął nowe życie. Przymuszony do tego i umówmy się, że w mocno traumatyczny sposób, ale może jedyny, żeby wyrwać go z poprzedniego, mało satysfakcjonującego życia. Kto wie, kto wie.
Dlatego, trochę się teraz tym wszystkim zachłysnął. I całkiem to było przyjemne, jak nikt go w tym nie blokował. Czytał prace naukowe, regularnie organizował sobie nurkowania, a pomysły na pracę naukową przychodziły same. No naprawdę, żyć nie umierać. Była jeszcze Julia, której nie mógł wyrzucić z pamięci, choć wcale nie przywiązywał się do niej jakoś szczególnie. Nie chciał się do niczego przywiązywać.
Jednak nie mógł oszukać swojej natury, bo w byciu Marcusem Glinskym chodziło o rytułały. O ulubione miejsca, odpowiednią kolejność i zachowany porządek. Już lata temu przestał z tym walczyć, tak było naprawdę dobrze. Lubił to, czuł się pewniej i miał wrażenie, że świat kręci się w dobrym kierunku.
Dlatego właściwie od razu, po rozpakowaniu walizki w wynajętym pokoju, znalazł sobie ulubioną kawiarnię. To też należało do jego rytułałów, mimo że dostał do swoich przyjaciół na 36 urodziny wspaniałą kawiarkę, wolał jak ktoś zrobił mu kawę. I tak właśnie trafił na Earline. Jej kawiarnia była pierwszą, do której wszedł i miał wrażenie, że dosłownie utonął w czekoladowych oczach. Możliwe, że gdzieś w Lorne Bay podawali lepsze flat white, ale to nie było już ważne. Marcus zawsze wracał do once upon a tart.
- Tak, to co zawsze, flat white z syropem klonowym – uśmiechnął się, podchodząc do lady. Posłał dziewczynie wesoły uśmiech i zajrzał do babeczek – Macie dziś marchewkowe? – zapytał niby nie zobowiązująco. Nie przyznawał się do tego przed samym sobą, ale lubił to, że jest ulubionym klientem. Włożył ręce do kieszeni cienkiego swetra i przyjrzał się uważnie dziewczynie, bez cienia skrępowania. Jakby chciał sprawdzić czy coś zmieniło się od popołudnia dwa dni wcześniej:
- Ocean ma się w porządku, jadę w piątek nurkować – nie wiedział jakim cudem aż tyle jej o sobie opowiedział – Lepiej powiedz powiedz mi co w królestwie kawy? Czy właśnie przerywam Ci wymyślanie nowego przepisu? – no dobra, może czasem za bardzo się starał. Trochę wyszedł z wprawy, jeśli chodzi o legitny podryw.
Earline Broadbent
Nadal szukał ulubionej drogi do domu, do której układał ulubioną playlistę. Wrócił do palenia, zapomniał jaką przyjemność mu to sprawiało. Podobnie jak noszenie zarostu, oglądanie głupich kreskówek, łażenie bez celu po mieście. Trochę jakby zaczął nowe życie. Przymuszony do tego i umówmy się, że w mocno traumatyczny sposób, ale może jedyny, żeby wyrwać go z poprzedniego, mało satysfakcjonującego życia. Kto wie, kto wie.
Dlatego, trochę się teraz tym wszystkim zachłysnął. I całkiem to było przyjemne, jak nikt go w tym nie blokował. Czytał prace naukowe, regularnie organizował sobie nurkowania, a pomysły na pracę naukową przychodziły same. No naprawdę, żyć nie umierać. Była jeszcze Julia, której nie mógł wyrzucić z pamięci, choć wcale nie przywiązywał się do niej jakoś szczególnie. Nie chciał się do niczego przywiązywać.
Jednak nie mógł oszukać swojej natury, bo w byciu Marcusem Glinskym chodziło o rytułały. O ulubione miejsca, odpowiednią kolejność i zachowany porządek. Już lata temu przestał z tym walczyć, tak było naprawdę dobrze. Lubił to, czuł się pewniej i miał wrażenie, że świat kręci się w dobrym kierunku.
Dlatego właściwie od razu, po rozpakowaniu walizki w wynajętym pokoju, znalazł sobie ulubioną kawiarnię. To też należało do jego rytułałów, mimo że dostał do swoich przyjaciół na 36 urodziny wspaniałą kawiarkę, wolał jak ktoś zrobił mu kawę. I tak właśnie trafił na Earline. Jej kawiarnia była pierwszą, do której wszedł i miał wrażenie, że dosłownie utonął w czekoladowych oczach. Możliwe, że gdzieś w Lorne Bay podawali lepsze flat white, ale to nie było już ważne. Marcus zawsze wracał do once upon a tart.
- Tak, to co zawsze, flat white z syropem klonowym – uśmiechnął się, podchodząc do lady. Posłał dziewczynie wesoły uśmiech i zajrzał do babeczek – Macie dziś marchewkowe? – zapytał niby nie zobowiązująco. Nie przyznawał się do tego przed samym sobą, ale lubił to, że jest ulubionym klientem. Włożył ręce do kieszeni cienkiego swetra i przyjrzał się uważnie dziewczynie, bez cienia skrępowania. Jakby chciał sprawdzić czy coś zmieniło się od popołudnia dwa dni wcześniej:
- Ocean ma się w porządku, jadę w piątek nurkować – nie wiedział jakim cudem aż tyle jej o sobie opowiedział – Lepiej powiedz powiedz mi co w królestwie kawy? Czy właśnie przerywam Ci wymyślanie nowego przepisu? – no dobra, może czasem za bardzo się starał. Trochę wyszedł z wprawy, jeśli chodzi o legitny podryw.
Earline Broadbent
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[akapit]
[akapit]
[akapit]
marcus glinsky
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
Flat white z syropem klonowym i marchewkowa babeczka kojarzyły mu się z tym miejscem. A może bardziej z uśmiechem, głosem i oczami, o których chwilami trudno było mu zapomnieć. Mimo że wcale nie zamierzał myśleć przesadnie dużo o żadnych oczach. Miał wrażenie, że już jakiś czas temu po prostu pożegnał te uczucia. Wyciął ze swojego życia tę część siebie. Chciał się teraz skupić na innych rzeczach, a one nie zakładały w swoim repertuarze randek. Nie takich na poważnie, bo zdarzało mu się trafiać do łóżka z kobietami, które żegnał po kolejnych dwóch spotkaniach. Wszystko wtedy wydawało się być po prostu na swoim miejscu.
- Wezmę czekoladową, w sumie jeszcze ich nie próbowałem – uśmiechnął się szeroko – Niech marchewkowe w końcu mają jakąś konkurencję – zaśmiał się cicho, obserwując dziewczynę.
Wywrócił oczami, bardzo teatralnie słysząc o zbyt dużych nadziejach. W czasie swoich wizyt zdążył poznać (prawdopodobnie dość szczątkową) historię tego miejsca i może dlatego jeszcze bardziej je doceniał? Sam nie miał żadnego związku ze swoją rodziną, mając wrażenie, że obecnie został po prostu sam. Nie ubolewał jakoś szczególnie z tego powodu, ale z drugiej strony zawsze z ciekawością słuchał o relacjach pełnych ciepła i miłości w innych rodzinach. Sam przez chwilę próbował odtworzyć to ciepło w swojej rodzinie, która rozpadła się razem z tym, gdy jego srebrny ford poszedł na złom. Ale to kolejna długa historia, o której nie chciał myśleć. Nie teraz i nie tutaj.
- Oj, trochę więcej wiary w siebie. Nie mam niestety pojęcia, jak to miejsce funkcjonowało za czasów Twojej babci, ale teraz – pochylił się w konspiracyjnym geście, szepcząc teatralnie – Teraz zdecydowanie jest najlepszym w całym Lorne Bay – puścił jej oczko, chwytając kubek z kawą. Sięgając po pokrywkę, wzruszył lekko ramionami:
- Nie lubiłem nurkować, ale bardzo przydaje się to w mojej pracy – uniósł głowę, słysząc kolejne słowa Earline. Nie planował takiego obrotu spraw, pchany jednak jakimś niewytłumaczalnym impulsem, gdy w końcu udało mu się odpowiednio zamknąć papierowy kubek – Słuchaj, to może pora odświeżyć tę umiejętność? Wiem, gdzie bywają delfiny, znalazłem też ostatnio kawałek rafy, który wygląda, jakby nigdy nie było tam ludzi. Mógłbym ci pokazać, jeśli lubisz takie rzeczy oczywiście. – poczuł, jak lekki stres obejmuje jego ciało. Przecież to, że był jej ulubionym klientem, wcale nie musiało oznaczać, że będzie chciała poświęcić mu swój czas, gdy rozmowa nie będzie sprowokowana flat white.:
- No i pewnie znasz lepiej Lorne Bay ode mnie, ale ostatnio jadłem genialny obiad w takiej bocznej uliczce od portu i chętnie powtórzyłbym to w dobrym towarzystwie – brawurowo i odważnie, Glinsky. Nie chciał szukać nowej ulubionej kawiarni, co mogło być konieczne, gdy Earline go wyśmieje. A przecież mogła to zrobić, prawda?
Earline Broadbent
- Wezmę czekoladową, w sumie jeszcze ich nie próbowałem – uśmiechnął się szeroko – Niech marchewkowe w końcu mają jakąś konkurencję – zaśmiał się cicho, obserwując dziewczynę.
Wywrócił oczami, bardzo teatralnie słysząc o zbyt dużych nadziejach. W czasie swoich wizyt zdążył poznać (prawdopodobnie dość szczątkową) historię tego miejsca i może dlatego jeszcze bardziej je doceniał? Sam nie miał żadnego związku ze swoją rodziną, mając wrażenie, że obecnie został po prostu sam. Nie ubolewał jakoś szczególnie z tego powodu, ale z drugiej strony zawsze z ciekawością słuchał o relacjach pełnych ciepła i miłości w innych rodzinach. Sam przez chwilę próbował odtworzyć to ciepło w swojej rodzinie, która rozpadła się razem z tym, gdy jego srebrny ford poszedł na złom. Ale to kolejna długa historia, o której nie chciał myśleć. Nie teraz i nie tutaj.
- Oj, trochę więcej wiary w siebie. Nie mam niestety pojęcia, jak to miejsce funkcjonowało za czasów Twojej babci, ale teraz – pochylił się w konspiracyjnym geście, szepcząc teatralnie – Teraz zdecydowanie jest najlepszym w całym Lorne Bay – puścił jej oczko, chwytając kubek z kawą. Sięgając po pokrywkę, wzruszył lekko ramionami:
- Nie lubiłem nurkować, ale bardzo przydaje się to w mojej pracy – uniósł głowę, słysząc kolejne słowa Earline. Nie planował takiego obrotu spraw, pchany jednak jakimś niewytłumaczalnym impulsem, gdy w końcu udało mu się odpowiednio zamknąć papierowy kubek – Słuchaj, to może pora odświeżyć tę umiejętność? Wiem, gdzie bywają delfiny, znalazłem też ostatnio kawałek rafy, który wygląda, jakby nigdy nie było tam ludzi. Mógłbym ci pokazać, jeśli lubisz takie rzeczy oczywiście. – poczuł, jak lekki stres obejmuje jego ciało. Przecież to, że był jej ulubionym klientem, wcale nie musiało oznaczać, że będzie chciała poświęcić mu swój czas, gdy rozmowa nie będzie sprowokowana flat white.:
- No i pewnie znasz lepiej Lorne Bay ode mnie, ale ostatnio jadłem genialny obiad w takiej bocznej uliczce od portu i chętnie powtórzyłbym to w dobrym towarzystwie – brawurowo i odważnie, Glinsky. Nie chciał szukać nowej ulubionej kawiarni, co mogło być konieczne, gdy Earline go wyśmieje. A przecież mogła to zrobić, prawda?
Earline Broadbent
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
marcus glinsky
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
W tej dziewczynie było coś, co sprawiało, że było mu po prostu jakoś tak milej na sercu. Trudno było tak naprawdę wstawić tę, co jak co, dość powierzchowną relację w ciasne ramy, ale jednego nie dało się ukryć – miało to cholerny potencjał. Czasem tak jest, że patrzysz na jedną osobę i już po prostu wiesz. Wiesz, że ta osoba idealnie pasuje do twojego życia, bez względu na charakter, w jakim miałaby w nim uczestniczyć. Marcus miał dystans do wróżb, przeznaczeń i horoskopów ( biedaczek nasłuchał się tego gówna w dzieciństwie) ale trochę tak było, że ludzie nie pojawiają się w naszym życiu bez powodu. No i tak biolog widział Earline w swoim życiu, jako coś, co wydarzyło się nie bez powodu i z ogromnym potencjałem.
Może też w tym wszystkim pomógł brak skłonności do przesadnego analizowania, bo zanim zauważył, że Earline wpatruje się w niego z uśmiechem, ale milczy tajemniczo, to zdążyła się odezwać. Dawno nie był w takiej sytuacji, że po prostu chciał z kimś spędzić czas. Spędzić w takim pełnym sensie, zabiegać i obserwować co z tego wyniknie. Czasem miał wrażenie, że małżeństwo sprawiło, że żył na trochę innej planecie. I teraz, o ironio w Lorne Bay zaczynał trochę żyć na nowo i chwilami biedaczek przecierał oczy ze zdziwienia. Po pierwsze jak bardzo dał się wciągnąć pod pantofel, a po drugie jak wiele go ominęło, Chryste.
- W sumie mam wolny każdy dzień, w sensie – no nie zabrzmiało to zbyt zgrabnie jednak przeczesał włosy palcami – Mam bardzo elastyczny grafik – jakoś nie przebrnęło mu przez usta „Spotkajmy się jak najszybciej, póki się nie rozmyślisz”. Podążył za jej ręką, uśmiechając się szeroko, gdy dotarło, do niego co właśnie robi.:
-No muszę przyznać, wyszło bardzo filmowo – puścił jej oczko, chowając serwetkę do kieszeni cienkiego swetra. W sumie mógłby ją zaprosić do kina, ale to chyba bardzo dużo atrakcji jak na jeden dzień, prawda? Upił łyk kawy, zerknął na zegar nad jej głową:
- No to będziemy zgubieni – wzruszył ramionami z niewymuszoną nonszalancją. W sumie powinien wychodzić, ale niekoniecznie było mu po drodze do wyjścia. Chyba do końca jeszcze do niego nie docierało, że ten spontaniczy plan wypalił – W sumie to jak właściwie jest z Tobą i Lorne. – znał przecież tylko szczątkowo te historię.
Earline Broadbent
Może też w tym wszystkim pomógł brak skłonności do przesadnego analizowania, bo zanim zauważył, że Earline wpatruje się w niego z uśmiechem, ale milczy tajemniczo, to zdążyła się odezwać. Dawno nie był w takiej sytuacji, że po prostu chciał z kimś spędzić czas. Spędzić w takim pełnym sensie, zabiegać i obserwować co z tego wyniknie. Czasem miał wrażenie, że małżeństwo sprawiło, że żył na trochę innej planecie. I teraz, o ironio w Lorne Bay zaczynał trochę żyć na nowo i chwilami biedaczek przecierał oczy ze zdziwienia. Po pierwsze jak bardzo dał się wciągnąć pod pantofel, a po drugie jak wiele go ominęło, Chryste.
- W sumie mam wolny każdy dzień, w sensie – no nie zabrzmiało to zbyt zgrabnie jednak przeczesał włosy palcami – Mam bardzo elastyczny grafik – jakoś nie przebrnęło mu przez usta „Spotkajmy się jak najszybciej, póki się nie rozmyślisz”. Podążył za jej ręką, uśmiechając się szeroko, gdy dotarło, do niego co właśnie robi.:
-No muszę przyznać, wyszło bardzo filmowo – puścił jej oczko, chowając serwetkę do kieszeni cienkiego swetra. W sumie mógłby ją zaprosić do kina, ale to chyba bardzo dużo atrakcji jak na jeden dzień, prawda? Upił łyk kawy, zerknął na zegar nad jej głową:
- No to będziemy zgubieni – wzruszył ramionami z niewymuszoną nonszalancją. W sumie powinien wychodzić, ale niekoniecznie było mu po drodze do wyjścia. Chyba do końca jeszcze do niego nie docierało, że ten spontaniczy plan wypalił – W sumie to jak właściwie jest z Tobą i Lorne. – znał przecież tylko szczątkowo te historię.
Earline Broadbent