lorne bay — lorne bay
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

[akapit]

Kolejny dzień w Lorne Bay. Kolejny dzień za kawiarnianą ladą. Kolejny dzień… taki sam. Zabawne, że w wielkomiejskim pędzie wcale jej to nie przeszkadzało. Dni zlewały się w całość, funkcjonowała od projektu do projektu, wyrabiała nadgodziny i wracała do domu tylko spać… a jednak to dopiero tutaj zaczęła to odczuwać. Monotonia. Lubiła spędzać czas w kawiarni, lubiła spędzać czas z ludźmi, lubiła widzieć jak z każdym dniem wszystko idzie jej coraz lepiej, krem na babeczkach wygląda coraz idealniej a rogaliki były bardziej chrupiące. Ale to nadal było… monotonne. I spokojne. Zdecydowanie za spokojne.

[akapit]

Niemniej szeroki, pogodny uśmiech nie znikał z twarzy Earline i z każdym starała się zamienić parę słów. Razem z resztą pracowników uwijali się by każdy wyszedł z lokalu zadowolony. W międzyczasie starała się też pracować nad wszystkim tym, co musiała robić jako szefowa – a niestety było to coś więcej niż uśmiechanie się zza lady. Zwłaszcza, że miała ambitne plany. Chciała wykorzystać całą swoją wiedzę i jeszcze bardziej rozkręcić to miejsce. Póki co jednak zamiast skupiać się na przyszłej kampanii wizerunkowej, siedziała za ladą i próbowała zrobić listę zakupów na najbliższą dostawę.

[akapit]

Kiedy dzwoneczek przy drzwiach poinformował o przybyciu nowego klienta, podniosła głowę znad komputera i uśmiechnęła się promiennie na widok mężczyzny – Jest i mój ulubiony klient. – rzuciła wesoło, wstając i podchodząc do kasy – Chociaż może nie powinnam mówić tego tak głośno… – bo ktoś się obrazi? Na szczęście nie mówiła poważnie, a wyraźnie świadczył o tym szeroki uśmiech – To co zawsze? – zapytała, zaczynając już nabijać zamówienie na kasę – I najważniejsze pytanie… co słychać, M.? – zapytała szczerze zainteresowana – Jak tam nasz codzienny raport ze stanu oceanów? – zażartowała, dokładnie tak samo jak zawsze, bo naprawdę uważała, że to co robił było szalenie interesujące. No cóż… na pewno bardziej niż prowadzenie kawiarni.
ambitny krab
nie#5225
biolog morski — ale bezrobotny
38 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
Miał wrażenie, że na stałe wrósł w Lorne Bay. O dziwo wcale mu to nie przeszkadzało, mimo że chorobliwie unikał złączenia się na stałe z jakimś miejscem. Chyba za dużo się nasłuchał podcastów motywacyjnych, że powinien zmienić swoje życie. Chyba rzecz w tym, że on wcale nie chciał go jakoś szczególnie zmieniać. Już rozwód był wystarczył, to była zmiana, na która też nieszczególnie miał ochotę.
Nadal szukał ulubionej drogi do domu, do której układał ulubioną playlistę. Wrócił do palenia, zapomniał jaką przyjemność mu to sprawiało. Podobnie jak noszenie zarostu, oglądanie głupich kreskówek, łażenie bez celu po mieście. Trochę jakby zaczął nowe życie. Przymuszony do tego i umówmy się, że w mocno traumatyczny sposób, ale może jedyny, żeby wyrwać go z poprzedniego, mało satysfakcjonującego życia. Kto wie, kto wie.
Dlatego, trochę się teraz tym wszystkim zachłysnął. I całkiem to było przyjemne, jak nikt go w tym nie blokował. Czytał prace naukowe, regularnie organizował sobie nurkowania, a pomysły na pracę naukową przychodziły same. No naprawdę, żyć nie umierać. Była jeszcze Julia, której nie mógł wyrzucić z pamięci, choć wcale nie przywiązywał się do niej jakoś szczególnie. Nie chciał się do niczego przywiązywać.
Jednak nie mógł oszukać swojej natury, bo w byciu Marcusem Glinskym chodziło o rytułały. O ulubione miejsca, odpowiednią kolejność i zachowany porządek. Już lata temu przestał z tym walczyć, tak było naprawdę dobrze. Lubił to, czuł się pewniej i miał wrażenie, że świat kręci się w dobrym kierunku.
Dlatego właściwie od razu, po rozpakowaniu walizki w wynajętym pokoju, znalazł sobie ulubioną kawiarnię. To też należało do jego rytułałów, mimo że dostał do swoich przyjaciół na 36 urodziny wspaniałą kawiarkę, wolał jak ktoś zrobił mu kawę. I tak właśnie trafił na Earline. Jej kawiarnia była pierwszą, do której wszedł i miał wrażenie, że dosłownie utonął w czekoladowych oczach. Możliwe, że gdzieś w Lorne Bay podawali lepsze flat white, ale to nie było już ważne. Marcus zawsze wracał do once upon a tart.
- Tak, to co zawsze, flat white z syropem klonowym – uśmiechnął się, podchodząc do lady. Posłał dziewczynie wesoły uśmiech i zajrzał do babeczek – Macie dziś marchewkowe? – zapytał niby nie zobowiązująco. Nie przyznawał się do tego przed samym sobą, ale lubił to, że jest ulubionym klientem. Włożył ręce do kieszeni cienkiego swetra i przyjrzał się uważnie dziewczynie, bez cienia skrępowania. Jakby chciał sprawdzić czy coś zmieniło się od popołudnia dwa dni wcześniej:
- Ocean ma się w porządku, jadę w piątek nurkować – nie wiedział jakim cudem aż tyle jej o sobie opowiedział – Lepiej powiedz powiedz mi co w królestwie kawy? Czy właśnie przerywam Ci wymyślanie nowego przepisu? – no dobra, może czasem za bardzo się starał. Trochę wyszedł z wprawy, jeśli chodzi o legitny podryw.

Earline Broadbent
powitalny kokos
bejbi#2175
lorne bay — lorne bay
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

[akapit]

Wbiła odpowiednie zamówienie na kasę, spojrzała w kierunku lady z babeczkami i skrzywiła się wymownie na zaledwie ułamek sekundy. Może nie miał okazji zauważyć? Na powrót szeroki uśmiech wrócił na jej twarz, a skrytykować mogła się tylko w myślach, bo… idiotka. Skończona idiotka… dlaczego nie zrobiła tych cholernych babeczek? – Tylko czekoladowe… ale jeszcze nie zdecydowałam, co zrobię jutro, więc w razie czego – zapraszam. – zareklamowała się, jak przystało na porządną gospodynię. Heh. Właścicielkę kawiarni? Panią za lady? Cholera wiedziała kim właściwie była. Przecież to miało być tylko chwilowe… miała się zająć tym miejscem i sprzedać je w dobre ręce, a nie zastanawiać się nad tym jakie babeczki zrobić, żeby zadowolić klientów. Wróć. Klienta. Jednego i konkretnego. Sama nie potrafiła ocenić dlaczego wzbudził taką jej sympatię, ale tak było… po prostu. Czasami lubi się kogoś bez powodu.

[akapit]

- Chyba pokładasz we mnie za duże nadzieje. Prędzej stworzyłabym idealną kampanię reklamową… właściwie czegokolwiek niż wymyśliła nowy przepis – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, gdy spojrzała na mężczyznę zza ekspresu, gdy jednocześnie przygotowywała jego kawę – Trzymam się wszystkiego, co zostawiła babcia… babeczki też są z jej przepisów. Marchewkowe również – wszystko było tu z jej przepisu. Nawet wystrój zostawiła, jedynie trochę go odświeżając, żeby ludzie wiedzieli, że ciągle komuś na tym miejscu zależy. Bo zależało, bardzo – Swoją drogą były moimi ulubionymi… zanim wyjechałam. – podzieliła się z nim ciekawostką ze swojego świata i jednocześnie przesunęła po blacie w jego stronę kubek z parującą kawą

[akapit]

I nie wiedziałam, że nurkujesz. – bo hej… dla niej to wcale nie było takie oczywiste, że jak ktoś jest specjalistą od oceanu to od razu musi nurkować. Tylko, że zwyczajnie się też na tym nie znała. I nie miała problemu by się do tego przyznać. Zwłaszcza, że i tak każdą swoją niewiedzę nadrabiała ładnym, szerokim uśmiechem – Wieki tego nie robiłam. Tak jak nie wchodziłam na deskę. – a już dawno powinna do tego wrócić.


marcus glinsky
ambitny krab
nie#5225
biolog morski — ale bezrobotny
38 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
Flat white z syropem klonowym i marchewkowa babeczka kojarzyły mu się z tym miejscem. A może bardziej z uśmiechem, głosem i oczami, o których chwilami trudno było mu zapomnieć. Mimo że wcale nie zamierzał myśleć przesadnie dużo o żadnych oczach. Miał wrażenie, że już jakiś czas temu po prostu pożegnał te uczucia. Wyciął ze swojego życia tę część siebie. Chciał się teraz skupić na innych rzeczach, a one nie zakładały w swoim repertuarze randek. Nie takich na poważnie, bo zdarzało mu się trafiać do łóżka z kobietami, które żegnał po kolejnych dwóch spotkaniach. Wszystko wtedy wydawało się być po prostu na swoim miejscu.
- Wezmę czekoladową, w sumie jeszcze ich nie próbowałem – uśmiechnął się szeroko – Niech marchewkowe w końcu mają jakąś konkurencję – zaśmiał się cicho, obserwując dziewczynę.
Wywrócił oczami, bardzo teatralnie słysząc o zbyt dużych nadziejach. W czasie swoich wizyt zdążył poznać (prawdopodobnie dość szczątkową) historię tego miejsca i może dlatego jeszcze bardziej je doceniał? Sam nie miał żadnego związku ze swoją rodziną, mając wrażenie, że obecnie został po prostu sam. Nie ubolewał jakoś szczególnie z tego powodu, ale z drugiej strony zawsze z ciekawością słuchał o relacjach pełnych ciepła i miłości w innych rodzinach. Sam przez chwilę próbował odtworzyć to ciepło w swojej rodzinie, która rozpadła się razem z tym, gdy jego srebrny ford poszedł na złom. Ale to kolejna długa historia, o której nie chciał myśleć. Nie teraz i nie tutaj.
- Oj, trochę więcej wiary w siebie. Nie mam niestety pojęcia, jak to miejsce funkcjonowało za czasów Twojej babci, ale teraz – pochylił się w konspiracyjnym geście, szepcząc teatralnie – Teraz zdecydowanie jest najlepszym w całym Lorne Bay – puścił jej oczko, chwytając kubek z kawą. Sięgając po pokrywkę, wzruszył lekko ramionami:
- Nie lubiłem nurkować, ale bardzo przydaje się to w mojej pracy – uniósł głowę, słysząc kolejne słowa Earline. Nie planował takiego obrotu spraw, pchany jednak jakimś niewytłumaczalnym impulsem, gdy w końcu udało mu się odpowiednio zamknąć papierowy kubek – Słuchaj, to może pora odświeżyć tę umiejętność? Wiem, gdzie bywają delfiny, znalazłem też ostatnio kawałek rafy, który wygląda, jakby nigdy nie było tam ludzi. Mógłbym ci pokazać, jeśli lubisz takie rzeczy oczywiście. – poczuł, jak lekki stres obejmuje jego ciało. Przecież to, że był jej ulubionym klientem, wcale nie musiało oznaczać, że będzie chciała poświęcić mu swój czas, gdy rozmowa nie będzie sprowokowana flat white.:
- No i pewnie znasz lepiej Lorne Bay ode mnie, ale ostatnio jadłem genialny obiad w takiej bocznej uliczce od portu i chętnie powtórzyłbym to w dobrym towarzystwie – brawurowo i odważnie, Glinsky. Nie chciał szukać nowej ulubionej kawiarni, co mogło być konieczne, gdy Earline go wyśmieje. A przecież mogła to zrobić, prawda?

Earline Broadbent
powitalny kokos
bejbi#2175
lorne bay — lorne bay
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

[akapit]

Nie potrafiła przestać się uśmiechać. Nie dlatego, że była mistrzynią robienia dobrego wrażenia i właściwie sporą część swojego życia robiła to zawodowo i pilnowała tego u innych. Nie. Tym razem zupełnie nie o to chodziło. Patrzyła na mężczyznę po drugiej stronie lady, słuchała go i jednocześnie nie mogła przestać się uśmiechać. Zupełnie naturalnie, jakby to była najbardziej oczywista odpowiedź na jego postać. Co za durne uczucie… na boga, Earline, jesteś dorosła – zachowuj się takDobrze… bardzo dobrze. Wiesz jak mówić, żeby chciało się słuchać. – zażartowała, ale z drugiej strony, kto nie lubił słuchać, że miejsce, któremu się poświęciła – a jeśli nie w całości to sporo rzeczy na pewno – jest najlepsze w okolicy. Nawet przy marnej konkurencji.

[akapit]

Na pewno jednak nie spodziewała się tego typu propozycji z ust mężczyzny. Zwłaszcza, że jedna padała za drugą. Gdy ledwie zdążyła otrząsnąć się z propozycji wspólnego nurkowania, dostała na twarz wspólny obiad. No tak… po nurkowaniu wypadałoby coś zjeść. Nie była w żadnym stopniu bliska wyśmiania go, niewątpliwie jednak była zaskoczona. Nie przestając się uśmiechać nawet na ułamek sekundy, wpatrywała się w niego przez moment bez słowa.

[akapit]

Na szczęście zdała sobie sprawę, że milczy odrobinę za długo. Nie chciała niezręcznej atmosfery. Otrząsnęła się, śmiesznie potrząsnęła czupryną ciemnych loków i wróciła na ziemię – Pewnie. Jasne. Znaczy… bardzo chętnie. – nie zamierzała kłamać, naprawdę chętnie by z nim nurkowała. I naprawdę chętnie zjadłaby z nim obiad – Daj znać kiedy będziesz miał wolne popołudnie… albo po prostu dzień. – bo bycie sobie szefem miało swoje plusy, wcale nie musiała tu siedzieć całymi dniami – robiła to, bo nie miała alternatywy – ale wcale nie musiała.

[akapit]

Niewiele się zastanawiając sięgnęła po czystą serwetkę i chwyciła za pierwszy lepszy długopis. Nabazgrała swój numer telefonu i podała go mężczyźnie – Zawsze chciałam to zrobić. – rzuciła pół żartem, pół serio, uśmiechając się do niego promiennie – Aczkolwiek polemizowałabym z tą znajomością Lorne Bay. Chociaż myślę, że trudno się tu zgubić… a nawet jeśli – rozłożyła bezradnie ramiona, ale nie wyglądała na szczególnie przejętą – Najwyżej będziemy zgubieni



marcus glinsky
ambitny krab
nie#5225
biolog morski — ale bezrobotny
38 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
W tej dziewczynie było coś, co sprawiało, że było mu po prostu jakoś tak milej na sercu. Trudno było tak naprawdę wstawić tę, co jak co, dość powierzchowną relację w ciasne ramy, ale jednego nie dało się ukryć – miało to cholerny potencjał. Czasem tak jest, że patrzysz na jedną osobę i już po prostu wiesz. Wiesz, że ta osoba idealnie pasuje do twojego życia, bez względu na charakter, w jakim miałaby w nim uczestniczyć. Marcus miał dystans do wróżb, przeznaczeń i horoskopów ( biedaczek nasłuchał się tego gówna w dzieciństwie) ale trochę tak było, że ludzie nie pojawiają się w naszym życiu bez powodu. No i tak biolog widział Earline w swoim życiu, jako coś, co wydarzyło się nie bez powodu i z ogromnym potencjałem.
Może też w tym wszystkim pomógł brak skłonności do przesadnego analizowania, bo zanim zauważył, że Earline wpatruje się w niego z uśmiechem, ale milczy tajemniczo, to zdążyła się odezwać. Dawno nie był w takiej sytuacji, że po prostu chciał z kimś spędzić czas. Spędzić w takim pełnym sensie, zabiegać i obserwować co z tego wyniknie. Czasem miał wrażenie, że małżeństwo sprawiło, że żył na trochę innej planecie. I teraz, o ironio w Lorne Bay zaczynał trochę żyć na nowo i chwilami biedaczek przecierał oczy ze zdziwienia. Po pierwsze jak bardzo dał się wciągnąć pod pantofel, a po drugie jak wiele go ominęło, Chryste.
- W sumie mam wolny każdy dzień, w sensie – no nie zabrzmiało to zbyt zgrabnie jednak przeczesał włosy palcami – Mam bardzo elastyczny grafik – jakoś nie przebrnęło mu przez usta „Spotkajmy się jak najszybciej, póki się nie rozmyślisz”. Podążył za jej ręką, uśmiechając się szeroko, gdy dotarło, do niego co właśnie robi.:
-No muszę przyznać, wyszło bardzo filmowo – puścił jej oczko, chowając serwetkę do kieszeni cienkiego swetra. W sumie mógłby ją zaprosić do kina, ale to chyba bardzo dużo atrakcji jak na jeden dzień, prawda? Upił łyk kawy, zerknął na zegar nad jej głową:
- No to będziemy zgubieni – wzruszył ramionami z niewymuszoną nonszalancją. W sumie powinien wychodzić, ale niekoniecznie było mu po drodze do wyjścia. Chyba do końca jeszcze do niego nie docierało, że ten spontaniczy plan wypalił – W sumie to jak właściwie jest z Tobą i Lorne. – znał przecież tylko szczątkowo te historię.

Earline Broadbent
powitalny kokos
bejbi#2175
ODPOWIEDZ