lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Maxine była szczęśliwa. Pierwszy raz od dawien dawna spotkała się z Kasperem i czuła, że ten związek miał jeszcze szansę przetrwać. Z drugiej jednak strony coś ciągnęło ją do Pearce’a. W końcu długie tygodnie rozłąki z chłopakiem zbliżyły ją do tego, na którego wcześniej narzekała. Marianne będzie miała nie lada zagwozdkę, kiedy przyjdzie co do czego. Prawdopodobnie tak samo, jak ona.
Bo w jakimś stopniu czuła się rozdarta i potrzebowała swojej najlepszej przyjaciółki.
Dlatego też ostrzegła całą hałastrę, o tym, że Mari pojawi się w jej domu. Kazała Chesterowi i Rose posprzątać „ten syf pomiędzy kanapą a telewizorem”, gdyż jako najmłodsze z adoptowanego rodzeństwa, robiło najwięcej bałaganu. Zmusiła Susan do odkurzenia okruszków po chipsach, a także ubłagała Aurorę, by upiekła jej ukochane ciasto. W przeciwieństwie do brunetki najmłodsza z rodziny miała dryg do wypieków. W półtorej godziny upiekła miękkie w środku, twarde na zewnątrz brownie i maślane ciasteczka.
Kiedy przyjaciółka zapukała do drzwi, Max właśnie wstawiała wodę na kawę.
W progu została powitana przez głowę rodziny. Starszy i siwiejący już Harold uśmiechnął się szeroko.
- Marianne! Kiedy wy tak urosłyście co? Max jest w kuchni, zapraszam! – gestem dłoni zaprosił gościa do środka i poprowadził znanymi już korytarzami.
- A pamiętam, jak jeszcze niedawno byłyście na studiach. Albo ciebie z brzuszkiem, Mari. Ile to już lat? – zapytał, przenosząc wzrok na swoją latorośl tak, jakby ona miała udzielić mu odpowiedzi. Max wzruszyła ramionami.
- Mówisz tak, jakbyśmy miały już ze sto lat, tato
- A to ile macie, moje panny? – zagruchał czule, lecz zaraz zmarszczył brwi, gdy dotarły go wrzaski z salonu.
- Idź, idź do tego gniazda potworów, tato – wyciągnęła rękę do góry, na znak superbohatera. Ojciec powtórzył ten czyn i wymaszerowując z kuchni uniósł swój głos.
- Przepraszam. Wiesz jak to jest, kiedy dom robi za przytułek dla dzieciaków, co? – na pewno wiedziała. W końcu się przyjaźniły. A rodzinny dom Max od zawsze pękał w szwach przez fakt, że Elaine i Harold mieli złote serca. Nawet po śmierci Mamy Max nie przestawał przygarniać kolejnych dzieciaków.

Marianne Harding
sumienny żółwik
13#9694
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Ten wyjazd do Adelaide kompletnie zaburzył rytm dnia, który tak dobrze miały z córką wypracowany przez dwa ostatnie tygodnie. Musiały sobie radzić same i chociaż ogromnym wsparciem była dla niej jej rodzina, to nieobecność Jerrego była bardzo odczuwalna. W dodatku nowe zawodowe obowiązki spędzały jej sen z powiek, więc trudno było znaleźć czas dla przyjaciół. I koło się zamykało. Dlatego gdy Max odezwała się do niej po kilku dniach od powrotu musiała znaleźć dla niej czas. I tak za bardzo ją zaniedbała nie odzywając się od jakiegoś czasu. Wcześniej wyszła z przychodni, odebrała córkę z przedszkola, ale zamiast z nią pojawić się u przyjaciółki, odwiozła ją do babci.
- Zbyt dużo Panie Hammond, Lils zaraz idzie do szkoły, więc trochę minęło – zaśmiała się, gdy tata Max otworzył jej drzwi. Zawsze w tym domu czuła się jak u siebie, uwielbiała ich wszystkich więc tym bardziej poczuła się źle z tym, że tak rzadko ich odwiedzała. – Chciałam ją zabrać ze sobą, ale uparła się, że dzisiaj musi jechać do dziadka, bo mają swoje tajemnice. Czyli wieczorem nie zaśnie od nadmiaru pizzy i węglowodanów – pokręciła z rozbawieniem głową, bo już wiedziała, jakie tajemnice może mieć Pan Harding ze swoją ukochaną wnuczką. Widząc jak świetną relację mają ze sobą, nawet jeśli Max dawno była dorosła uśmiechnęła się do siebie. U niej w rodzinie było podobnie. Zawsze głośno, gwarno, nie można było znaleźć chwili dla siebie, ale koniec końców i tak wszyscy się mocno kochali. A oni w dodatku pomagali dzieciom, które nie miały tyle szczęścia by urodzić się w kochających rodzinach. Za to należał im się medal! Albo nawet dwa!
- To dawaj z grubej rury póki możemy spokojnie porozmawiać, co się takiego dzieje? Tylko błagam nie mów, że masz sercowe problemy bo nie jestem ekspertką w tych sprawach – jeśli szukała mądrej rady dotyczącej związków czy uczuć to wybrała sobie najgorszą do tego osobę. W końcu to Mari od tak dawna tkwi w nieco chorej relacji z byłym facetem, którego wciąż nie wykreśliła ze swojego życia. Ba! Raz za razem znów wpuszczała go do swojego serca czym idealnym dowodem było to, co wydarzyło się podczas ich wspólnego weekendu, gdy razem z Lily odwiedzały Jerrego na wykopaliskach. Jednak Max wcześniej nie mówiła, że się z kimś spotyka, więc Mari zmarszczyła tylko brwi pośpieszając przyjaciółkę do opowiedzenia wszystkiego.

Maxine Hammond
towarzyska meduza
kwiatek
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Maxine bardzo tęskniła za swoją przyjaciółką. Jej nieobecność w życiu odczuwała bardzo dotkliwie, zwłaszcza teraz. Samotność potrafiła dokuczać, kiedy nie można było podeprzeć się kimś bliskim. Potrzebowała rozmów z nią i naprowadzenia, bo sama… nie potrafiła podjąć żadnej sensownej decyzji.
- Też bym wybrała pizzę i dziadka, niż słuchanie nudnych historii od znajomej swojej mamy – brunetka uśmiechnęła się. Lilka powoli dorastała i nie potrzebowała Marianne przez cały dzień. Usamodzielniła się na tyle, aby czuć się bez niej pewnie. Fajnie było patrzeć na to, jak dziewczynka radziła sobie; a z dnia na dzień było tylko lepiej.
- Wiesz co, to może chodźmy do góry. Nie chcę, aby ktoś mnie podsłuchał. Ten dom… zero prywatności – wiedziała, co mówi! Ilekroć to wchodziła po schodach i trafiała do pokoju, dostrzegała jak ktoś był u niej i ewidentnie szperał jej po szafkach. Ostatnio nawet ten mały smród James podbierał jej biustonosze. Jak to powiedział: w celach naukowych, gdyż razem ze swoim kolegą ze szkoły chciał sprawić, jak najszybciej odpiąć zapięcia.
Lekarka złapała za kubki kawy i skinęła głową na talerz z ciastem. Kiedy już zebrały wszystko, co jest potrzebne, powoli skierowały się do jej pokoju. Marianne mogła dostrzec, że kolory ścian uległy znacznej zmianie – bo z bieli przemalowano je na jasny odcień brązu, a zapach farby nie do końca wywietrzał.
- No więc – zaczęła, rozsiadając się na podłodze i przytulając swój napój, powoli przeniosła wzrok na Marianne.
- No więc… – zacięła się, bo nagle zorientowała się, że problem wydał się błahy i niewarty opowiadania.
- Myślałam, że Kasper się już nie odezwie. Bo wiesz, mam pewne podejrzenia, że on… oni… ta cała jego śmietanka towarzyska za mną nie przepada i sabotuje nasz związek. Raja zwłaszcza, bo ona chyba się w nim durzy. Jest… dziwna – wzruszyła ramionami. Marianne raczej mało wiedziała o jej związku z sześć lat młodszym chłopcem, którego poznała pod koniec ich studiów. A jeszcze mniej o tym, że wynajmował mieszkanie ze swoimi rówieśnikami i przyjaciółką.
- Czaisz, że ma mnóstwo jej zdjęć na Instagramie? A mojego w ogóle? – parsknęła, choć nie było to śmieszne. Skrzywiła się zaraz delikatnie, bo zdała sobie sprawę z tego, że była zwyczajnie zazdrosna.
- No i jest ten cały… Pearce. Ten kaleka, co mu bomba w Wietnamie wybuchła – nie był w Wietnamie.
- Ten, którego zamęczałam w szkole i który jeszcze do niedawna mnie nienawidził. Kiedy więc Kasper się nie odzywał, ja pomagałam mu… radzić sobie z różnymi fobiami i nawet… nawet zaczęliśmy się dogadywać. I jest całkiem sympatycznie – na festynie nawet zaprosił ją na zjedzenie ciasteczek i strzelanie. Ich relacja jednak nie nosiła znamion romantycznych. Dlaczego więc Maxi o nim opowiada? Nie potrafiła tego zrozumieć, więc miała nadzieję, że Mari jej pomoże.
- Czy powinnam porozmawiać z Kasperem, że coś jest nie w porządku? – zapytała, przeczesując w nerwach swoje włosy.
- I czy w ogóle coś jest nie tak?

Marianne Harding
sumienny żółwik
13#9694
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Skinęła potwierdzająco głową i ruszyła za przyjaciółką do góry. Ani trochę nie przeszkadzał jej ten rozgardiasz. Nawet czasami tęskniła za tymi czasami, gdy jej rodzinny dom tętnił życiem, gdy kłócili się o drobnostki i szybko godzili by wieczorem usiąść wspólnie przy kolacji. I nie spodziewała się, że przyjaciółka od razu przejdzie do rzeczy. Zazwyczaj trzeba było dłużej wyciągać z niej szczegóły a jeśli już coś opowiadała, to raczej okrężną drogą.
- Poczekaj, poczekaj. Jaka jest dzisiaj data? Czy ja się cofnęłam o dziesięć lat do tyłu? – próbowała zachować poważny wyraz twarzy, ale było to praktycznie nie możliwe. Przez chwilę Mari miała wrażenie, że cofnęły się do liceum, bo właśnie tego typu problemu przedstawiała jej Max. Sabotowanie związków, wredne przyjaciółki, brak komunikacji w relacjach damsko męskich. Wypisz wymaluj ich pierwsze nastoletnie zauroczenia. Nie chciała jednak by przyjaciółka się na nią gniewała, więc uśmiechnęła się do niej nieco przepraszająco. Tylko co miała jej poradzić? Nie do końca potrafiła zrozumieć co łączy ją z Kasperem a co z Pearcem a nawet jeśli byłoby to prostsze to na pewno nie była godną osobą do udzielania związkowych porad. – Jeśli zadajesz to pytanie, to coś na pewno jest nie tak – to akurat była to prostsza część. Jeśli Max tak właśnie czuła, to na pewno nic sobie nie wymyśliła. Tylko to wciąż nie rozwiązywało żadnych problemów, więc przeczesała palcami ciemne włosy i westchnęła ciężko.
- Naprawdę chcesz rad ode mnie? Od osoby, która od roku tkwi w popieprzonej relacji ze swoim byłym? – uniosła prawą brew ku górze, ale po chwili jej twarz rozpromienił ciepły uśmiech. – Moim zdaniem Kasper to gówniarz, pamiętasz, co my miałyśmy w głowach w tym wieku? – nie był to dobry przykład, bo Mari akurat chodziła z ciążowym brzuszkiem projektując swój własny dom, więc należała do grupy tych ogarniętych życiowo dwudziesto kilku latków… Ale Max na pewno rozumiała o co chodzi. Faceci w tym wieku rzadko podchodzili do życia poważnie. – Musisz sobie przed samą sobą odpowiedzieć o co Ci dokładnie chodzi i czego byś od nich konkretnie chciała. Rozmowa jest kluczem do wszystkiego. Szczera rozmowa. Wiem, że łatwo się to mówi gdy samej nie stosuje się swoich rad, ale skoro faktycznie dzieje się coś między Wami złego to musisz wyłożyć kawę na ławę.


Maxine Hammond
towarzyska meduza
kwiatek
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Hammond rozprostowała swoje nogi, kiedy wreszcie rozsiadła się na podłodze. Kubek z ciepłym napojem ułożyła na swoim szczupłym udzie i spojrzała na swój pokój, w którym to znajdowało się wiele reliktów z przeszłości. Były tam nie tylko zabawki, które nadszarpnął ząb czasu, ale też i ramki ze zdjęciami. Rodzinna fotografia górowała nad tymi mniejszymi, lecz nie mniej ważnymi. Było tam charakterystyczne selfie z Kasperem, kilka jej własnych podczas zajęć na uniwersytecie, a także i z Marianne. Dwa, bo więcej nie mogła udźwignąć szafka. Jedno przedstawiało całą trójkę: Max, Mari i Lils, znajdującą się jeszcze w brzuchu przyszłej mamy. Drugie zaś było okraszone głupawymi minami, kiedy to siedziały na trawie w parku i próbowały wkuć fizjologię zwierząt. Brały udział w najważniejszych dla siebie wydarzeniach. Nic więc dziwnego, że brunetka tak bardzo potrzebowała swojej przyjaciółki – teraz zwłaszcza, kiedy nachodziły ją wątpliwości wobec wszystkiego.
- Nie mam nikogo innego. Zresztą, czy to Ci umniejsza? – zapytała zaraz, marszcząc delikatnie swój nos, nim ukryła twarz za parą wydobywającą się z gorącego napoju.
- Pamiętam, Marianne. Pamiętam. Po prostu… zauważyłam, że nie ma dla mnie za wiele czasu. Poświęca go albo pracy, albo studiom, albo… albo swoim przyjaciołom. Mam dziwne wrażenie, że nie ma tam go za wiele dla mnie – była już w tym wieku, że fajnie byłoby po prostu poczuć odrobinę spokoju. Ich życia diametralnie się od siebie różniły. On mieszkał z paczką znajomych, ona z rodziną. Raczej nie w głowie było jej imprezowanie i studenckie sprawy. Wolała mieć pewność, że miłość nie zniknie jak za pstryknięciem palcami.
- Najpierw to muszę się z nim w ogóle spotkać. A nie zapowiada się, bo prawie w ogóle nie rozmawiamy. Widziałam go ostatni raz parę tygodni temu – uśmiechnęła się wstydliwie, łapiąc się na tym, że brzmiało to tragicznie. Tak jakby już od dawna nie byli w związku, a po prostu się kumplowali.

Marianne Harding
sumienny żółwik
13#9694
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Poważna mina przyjaciółki świadczyła tylko jednym; to naprawdę było coś dla niej ważnego, nie jakaś błahostka, z którą uporałyby się w kilka minut zanim ich herbata wystygnie. Dlatego właśnie przyglądała jej się z troską, bo nie chciała oglądać dłużej tego smutku na jej twarzy. Jednak żadne złote rady, żadne genialny pomysły nie przychodziły jej teraz do głowy. Cała ta sprawa… Jedyne co Mari mogła w tej sytuacji zrobić to przytulić mocno przyjaciółkę, ale to też było jedynie chwilowe ukojenie a nie konkretne rozwiązanie problemu. Dmuchając w stronę swojego kubka by nieco ostudzić napój, wzięła ostrożnie łyk, słuchając wszystkiego dokładnie.
- Czy Ty właśnie sama nie odpowiedziałaś sobie na dręczące Cię pytania? – nie chciała zabrzmieć szorstko, więc delikatnie uśmiechnęła się w jej stronę i pokrzepiająco położyła dłoń na jej nodze. Skoro nie mieli ze sobą tak długo kontaktu to coś się działo po obu stronach. Ewidentnie obydwoje unikali pewnych rozmów, spodziewając się jakie mogą być tego konsekwencje. A skoro Max wprost powiedziała, że nie ma nikogo innego z kim mogłaby o tym porozmawiać Mari poczuła się w obowiązku zrobić wszystko by nieco jej ulżyć i pomóc odnaleźć się w tych ciężkich chwilach. – Jestem idealnym przykładem, że związki nie są idealne. Czasami miłość to za mało by dwoje ludzi mogło być razem. Ale nawet w najtrudniejszych chwilach nie wytrzymaliśmy bez kontaktu dłużej niż kilka dni… Może to właśnie znak? Może zarówno Ty jak i Kasper odwlekacie to co nieuniknione? – rozłożyła bezradnie ręce, bo przecież nikt zakochany nie wytrzymałby tak długo. I nie było w tej sytuacji żadnych wyjątków. Ani praca, ani studia, ani przyjaciele. Było jej przykro, że mężczyzna postępuje tak niedojrzale, ale czego spodziewać się po kimś w jego wieku? Czasami te różnice były nie do przeskoczenia. – Moim zdaniem powinnaś do niego zadzwonić i postawić sprawę jasno. Nie pozwól się traktować jak koło ratunkowe Max. Zasługujesz na kogoś kto poświęci Ci sto procent swojej uwagi – spojrzała na kobietę poważnie, bo naprawdę nie zasługiwała by ktoś traktował ją jak opcję b, plan awaryjny w razie nudy i nadmiaru wolnego czasu.

Maxine Hammond
towarzyska meduza
kwiatek
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Nadęła policzki i wypuściła z nich głośno powietrze, dając choć odrobinę upustu swoim emocjom. Nie podobało jej się to, o czym wspominała Marianne. O tym, że Kasper pojawiał się raz na ruski rok i nie przejmował tym, że był odpowiedzialny za kogoś jeszcze. Kiedyś jeszcze by się tym przejmowała. Pisałaby do niego dzień w dzień i upewniała się, że między nimi nie było żadnych zgrzytów; że wciąż byli razem i wciąż ją kochał. Obecnie czuła się – jakkolwiek słabo to nie brzmiało – wyprana z wszelkich emocji i uczuć. Było jej obojętne, czy jej chłopak znajdował się w okolicy, czy może nie odzywał. Po prostu zajmowała się sobą. Chodziła do pracy, spotykała się ze znajomymi, brała udział we wszystkich możliwych szkoleniach. Inwestowała swój czas w tych, którzy chcieli być i nie mieli żadnych wymówek.
- A co z Tobą, Mari? – zapytała wreszcie, kiedy potaknęła na jej słowa. Najwyraźniej to, co powiedziała jej przyjaciółka, nie należało ani do miłych, ani do najłatwiejszych i upłynie jeszcze mnóstwo czasu, nim się do tego przekona.
- Myślisz, że powinnam go zostawić? – i chociaż chciała, tak nie potrafiła porzucić tego tematu. Przecież on był z nią odkąd tylko kończyła studia. I tak nagle miałoby go nie być w jej życiu?
- Obawiam się, że Kasper to nie Jerry. Nie łączy nas też żaden powód, dla którego mielibyśmy utrzymywać kontakt – z drugiej stronny Max wiedziała, że to nie było takie proste. Wielokrotnie obserwowała to, jak wiele nerwów i emocji kosztowało ją trwanie w takiej relacji. Po cichu zresztą wierzyła, że i ona i Jermaine wciąż się kochali. Tyle tylko, jak powiedziała Harding, czasem to za mało, aby być razem.
A szkoda.


Marianne Harding
sumienny żółwik
13#9694
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Wzruszyła jedynie ramionami, bo to nie był dobry czas by mówić o sobie. Przez ostatni czas nieco zaniedbała przyjaciółkę i nie chciała zwalać jej teraz na głowę wszystkich swoich problemów. Zresztą co mogło być z nią? Jak zwykle znowu relacja jej i Jerrego się skomplikowała, popełniali wciąż te same błędy i miała wrażenie że nigdy nie wysiądzie z tej szalonej górskiej kolejki. Cały czas przeżywała to samo i sama była tym wszystkim zmęczona. Max pewnie też, więc uśmiechnęła się tylko delikatnie, chcąc skupić całą swoją uwagę na niej.
- Najważniejsze jest to, co Ty myślisz. Opinia innych ludzi powinna nie mieć dla Ciebie żadnego znaczenia – nawet jeśli w tym co mówiła Max nie widać było ani szczerego uczucia, ani szans na zbudowanie wszystkiego od nowa, to mogło być zupełnie inaczej. Mari nie chciała dawać jej aż tak dużych rad, w końcu konsekwencje tej decyzji są spore i musiała sobie sama wszystko ułożyć w głowie. – Myślę jednak, że sama częściowo podjęłaś już decyzję tylko chciałaś usłyszeć to samo ode mnie. Zmiany są do kitu, czasami trudno jest się do nich przyzwyczaić, ale w takim układzie też wiecznie nie możesz tkwić – kolejny raz wzruszyła ramionami, bo wydawało jej się to naprawdę proste. Gdyby im na sobie zależało szukaliby jakiegokolwiek kontaktu. Może nie codziennie, ale na pewno nie wytrzymaliby dłużej niż kilka dni. Takie zawieszenie, gdzie każde z nich żyło swoim życiem było bezsensowne. Po co być razem skoro razem się w ogóle nie jest?
- Skarbie – westchnęła ciężko i wyciągnęła rękę by złapać dłoń przyjaciółki – Przede wszystkim obawiam się, że Kasper nie jest jeszcze gotowy by myśleć o tak poważnych sprawach. Jest młody i w głowie ma tylko zabawę. Przynajmniej tak mi się wydaje, ale mogę się mylić. My zbliżamy się do trzydziestki i myślimy zupełnie innymi kategoriami o życiu – dodała z delikatnym, pokrzepiającym uśmiechem.

Maxine Hammond
towarzyska meduza
kwiatek
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Max czuła się źle i to w towarzystwie własnego chłopaka. Być może właśnie to było powodem, dla którego postanowiła poradzić się swojej przyjaciółki. Marianne była znacznie bardziej doświadczona, jeśli szło o związki, nawet jeśli te nie wychodziły jej za dobrze.
Poza tym, dziewczyna miała wziąć przy sobie Jerry’ego i brunetka wątpiła w to, że tylko Lils przyczyniała się do jego trwania przy boku Harding. W jej mniemaniu Jerry wciąż coś czuł do Marianne i to było głównym powodem, bo – nie oszukujmy się – dzieci nigdy nie były wyznacznikiem do bycia razem.
Kiedy ciemnowłosa ujęła jej dłoń, Hammond dość niespokojnie drgnęła. Nie dlatego, że się wystraszyła, a raczej dlatego, że bardzo dawno nie czuła bliskości. Kasper żył swoim życiem, jej rodzeństwo prędzej wyrwałoby jej włosy, niż utuliło, a ona… ona czasem miała ochotę przytulić się nawet do jeża.
- Tylko ja nie chcę wyjść na jakąś… – głos jej zadrżał, więc przerwała. Drugą ręką potarła swoje lewe oko, aby przypadkiem nie pociekła z niego łza. Powtórzyła czynność z prawą i głośno westchnęła. Ciemne tęczówki uniosły się nad ich głowy. Wodząc nimi gdzieś po suficie, Maxine zamrugała. Nie mogła płakać. Nie chciała.
- No nie chcę wyjść na taką, która go zostawia bo on idzie za swoimi marzeniami. Przecież do niedawna też studiowałam i pamiętam jakie to było ważne – rozłożyła bezradnie ręce i spojrzała na kobietę. Czuła się źle, nawet jeśli rzeczywiście tego chciała i powoli sobie to uświadamiała.
- Czy to oznacza, że go kocham i powinnam z nim zostać, skoro to tak boli? Nie rozumiem w ogóle – pociągnęła nosem, mając ochotę się szczerze rozpłakać.

Marianne Harding
sumienny żółwik
13#9694
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Czuła się cholernie doceniona, że Max pokłada w niej taką wiarę. Sama nigdy nie uznawała się za specjalistkę od związków i relacji damsko męskich. Po jej ostatnich kłopotach nie była nawet pewna czy cokolwiek powinna mówić. Nie potrafiła poradzić sobie z własnymi uczuciami a miała dawać rady przyjaciółce? Spoglądała więc na nią ciepło, chcąc tym prostym gestem przekazać, że jest po jej stronie cokolwiek by się nie wydarzyło.
- Przestań tak w ogóle myśleć – przestała czuć potrzebę pocieszania jej, musiała nią porządnie wstrząsnąć by przestała tak katować się tym wszystkim. To jej chłopak traktował ją fatalnie. To jej chłopak nie miał dla niej czasu. I na koniec, to jej chłopak ją zaniedbywał i to Max mała mieć wyrzuty sumienia? – Chciałam Ci przypomnieć, że ja kończyłam trudne studia będąc w ciąży, pomagając przy budowie domu, nie zaniedbując ani mojego chłopaka, ani przyjaciół, ani rodziny. Więc to naprawdę marna wymówka, więc proszę przestań go tłumaczyć – pokręciła głową, bo zdawać się mogło, że ona sama go usprawiedliwia. W pewnym wieku imprezy i znajomi są najważniejsi, ale z drugiej strony nie był już nastolatkiem by skupiać się tylko na tym. Związek wymagałam uwagi, pracy nad relacją i jeśli tego jeszcze nie rozumiał Max dawno powinna kopnąć go w tyłek. Dlatego po jej ostatnich słowach westchnęła ze zrezygnowaniem, bo chyba jednak nie było to takie proste.
- Ty mnie pytasz czy go kochasz? Sama powinnaś to wiedzieć… Więc jeśli to prawdziwe uczucia to postaw mu sprawę jasno. Powiedz jak się czujesz i że nie podoba Ci się ta sytuacja. Ale czy na pewno to prawdziwa miłość skoro nie tęskniłaś za nim na tyle by się odezwać przez tyle czasu? - spojrzała na nią poważnie, bo takich decyzji nie można było podejmować pod wpływem chwili. Teraz Max była zraniona i smutna, więc powinna dać sobie spokojnie czas na przemyślenia. Widząc jej smutne, zaszklone oczy przysunęła się bliżej i objęła ją ramieniem.

Maxine Hammond
towarzyska meduza
kwiatek
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Hammond nawet nie spodziewała się, że w tej drobnej dziewczynie, jaka siedziała niedaleko, znajdują się takie pokłady złości. Przygryzła policzek od środka, przyglądając się przyjaciółce z zaciekawieniem.
- No wiem, ale nie mogę, nooo – jęknęła, udając już przesadzony dramatyzm. Oparła głowę o ramię Marianne i głośno nabrała powietrza.
- Po prostu ciężko jest mi go zranić. Bądź co bądź byliśmy ze sobą kilka lat i może poczuć się urażony – Max raczej nie przepadała za krzywdzeniem bliskich. Kasper w dalszym ciągu był jej bratnią duszą i łapała się na tym, że go lubiła i prawdopodobnie czułaby się lepiej, gdyby był jej przyjacielem, niż partnerem.
Max odchyliła się od Harding i pokiwała głową.
- Nie mam pewności. A już sam fakt, że o tym myślę sprawia, że mam wrażenie, że coś nie jest tak, jak być powinno. Bo przecież jakby było w porządku, to bym tutaj z Tobą nie siedziała i w ogóle nie byłoby tej rozmowy – odszukała spojrzenia Mari i akceptacji w jej oczach. Nie była pewna, czy te uczucia, jakie kiełkowały się w jej wnętrzu były właściwe. Może rozmowa z Kasem sprawi, że zmieni zdanie? Zawsze miała problemy z tym, aby jasno i rzeczowo wyrażać swoje emocje, bojąc się tego, że kogoś tym zrani. Dlatego też sprawa ta była dla niej trudna do przejścia. Nie wyobrażała sobie tego, by miała zaprzątać tym sobie głowę bez wsparcia dziewczyny.
- Nawet nie umiem wyobrazić sobie tego, jak w ogóle mam mu to powiedzieć – był to jej pierwszy związek, pierwsze ulokowanie w kimś uczuć. Czy miała w sobie tyle odwagi, aby się z nim rozmówić? Czy może nie lepiej byłoby przeczekać i pozwolić, aby umarło to wszystko śmiercią naturalną?

Marianne Harding
sumienny żółwik
13#9694
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Zdecydowanie powinna się wcześniej przygotować na tak trudną rozmowę. Wiedziała, że przyjaciółkę coś gryzie, ale nie wiedziała, że to aż tak poważna sprawa. A ta poruszała coraz trudniejsze wątki i Mari już nie wiedziała jak mogłaby jej pomóc. Nie da się żyć w takim związku, bo z tego co opowiadała brunetka, nie dało się w nim żyć. Nie mogła być jednocześnie szczęśliwa i uszczęśliwiać innych. Może faktycznie zrani swojego chłopaka. Może poczuje się on urażony, ale jeśli tego nie zrobi to w sumie do czego będzie zmierzała ich relacja? Dla Mari było to kompletnie bez sensu, ale ona już dawno zdała sobie sprawę, że nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka.
- Słuchaj – zaczęła nieco niepewnie, bo miała wrażenie, że ciągle krążyły w tym samym miejscu, w ogóle nie znajdując rozwiązania tych wszystkich problemów. – Nie musisz iść z nastawieniem, że to koniec, że zerwiecie. Może szczera rozmowa wyjaśni nieco więcej i powie Ci, że wcale się nie chce rozstawać? Może znajdziecie rozwiązanie, naprawicie swoje relacje. Ale to musi wyjść z obu stron, nie tylko od Ciebie, Max – patrzała poważnie na przyjaciółkę, bo żeby odbudować jakiś związek trzeba ogromnej pracy obu osób. Jeśli tylko jedna strona będzie się starać to na pewno niczego z tego nie będzie. Chciała dla niej jak najlepiej, chciała by w końcu ułożyła sobie życie i była po prostu szczęśliwa. Tak po prostu, najzwyczajniej w świecie szczęśliwa. Dlatego uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco i dopiła swoją kawę, odstawiając kubek na bok.
- Dobra. Jesteśmy zbyt młode i zbyt piękne na to smęcenie w czterech ścianach – zaśmiała się, bo najchętniej rzuciłaby się na łóżko i przespała kilka kolejnych dni, ale wykrzesała z siebie jeszcze odrobinę energii i poklepała przyjaciółkę po nodze. – Ubieraj się, idziemy na spacer. Zaczerpniesz świeżego powietrza, popatrzysz na kolejne oznaki wiosny i od razu poczujesz się lepiej – poderwała się z miejsca i chwilę później obie żartując, spacerowały w stronę najbliższego parku.

zt.
Maxine Hammond
towarzyska meduza
kwiatek
ODPOWIEDZ