Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Niestety jak bardzo byśmy nie próbowali, nikt nie był idealny. Carter może akurat nie musiał się mierzyć z wielkimi wymaganiami ze strony swoich rodziców, ponieważ Ci byli całkiem poczciwymi ludźmi i pragnęli by ich jedyny syn był po prostu szczęśliwy, lecz to on sam stawiał przed sobą te niemożliwe do osiągnięcia cele. Które mimo wszystko udawało mu się osiągać. Już w liceum stwierdził, że a czegoś zasłynie. Świat go zapamięta. Stawiał sobie coraz to większe wyzwania. Nie było łatwo w ogóle zacząć nauki w tak konserwatywnie nastawionym społeczeństwie, jak Francuzi. Ci ludzie nie lubili nawet siebie nawzajem, a co dopiero cudzoziemców, którzy próbują osiągnąć coś w jednej z najbardziej świętych dla nich branż. Pomimo tego zrobił to. Udało mu się nawet dostać na najlepsze starze. Otworzyć własną piekarnię i zasłynąć wśród całej branży. Był o krok od wpisania się w annały Francuskiej gastronomii po wsze czasy. Jeszcze jeden konkurs, który miał szansę wygrać i wszystko byłoby jego. Pieniądze, sława i respekt. Niestety to musiał zostawić za sobą. Wszystko runęło jak domek z kart. Teraz był tylko Carterem z Lorne Bay. Tyle mu zostało z próby stania się ideałem.
- W smokingu wyglądam dość zabójczo. - uśmiechnął się bez żadnej skromności - Myślę, że znajdziemy jakąś okazję żeby się odstawić. Będziemy w kontakcie. - puścił jej oczko całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw.
Teoretycznie umówili się właśnie na swoją pierwszą, bezterminową randkę. Chyba tego właśnie potrzebował. Wyrwać się w końcu z tego koła pomiędzy pracą, domem, a pomaganiem chorej mamie. Takie wyjście mogłoby mu dobrze zrobić. Minęło trochę czasu odkąd uczestniczył w jakimś kulturalnym oraz publicznym wydarzeniu. Chyba ostatnia była tamta gala przed wyjazdem z Paryża, przez co miał pewien uraz do tego ubioru, jednak czy słabości nie trzeba po prostu przełamywać. To tylko jedna randka.
- Przestań, przecież to nic takiego. - uśmiechnął się życzliwie kręcąc lekko głową.
Nie można powiedzieć, by ten uśmiech nie sprawił, że przez chwilę jego serce zabiło mocniej. Delilah wręcz promieniowała w tym spontanicznym geście. Do twarzy jej z tym było. By to zobaczyć już samo zaproszenie było tego warte.
- Świetnie, zdarzę trochę posprzątać i może już coś przygotować. Jest coś co szczególnie lubisz? - spojrzał na kobietę unosząc lekko brew.
Dwie godziny powinny mu starczyć na małe zakupy oraz przygotowanie kuchni do stanu, w którym nie będzie mu wstyd za to, co sobą w trakcie dnia pracy reprezentuje. Przy okazji rzeczywiście będzie mieć jeszcze chwilę na jakiś dodatkowy poczęstunek, gdyby zgłodniała po pracy. Zazwyczaj nie robił tak spontanicznych rzeczy, lecz czasami nie zaszkodzi, prawda? Nie wiadomo, co los przyniesie. Może chociaż raz coś miłego.
- To aż tak oczywiste? - uśmiechnął się wymownie powoli dokańczając swoją kawę.
Rzeczywiście chętnie zobaczy ją w fartuszku oprószoną mąką, ale jeszcze chętniej zobaczyłby ją bez, skoro ten temat już dzisiaj poruszali, a nawet taki dżentelmen jak on był tylko facetem, więc również jego myśli mogły czasami zboczyć na zbereźne wody. Na szczęście potrafił się na tyle szybko opanować, by nie zdradzało go nic więcej niż tylko gorące spojrzenie.
- Chyba najlepiej dobry humor. - zaśmiał się cicho rozkładając ręce - Pewnie cię rozczaruję ale moja kuchnia to nie jakieś magiczne miejsce, do którego trzeba się jakoś specjalnie szykować. Myślę, że znajdziemy wszystko u mnie na miejscu. Może nawet uda się nie ubrudzić zbytnio twoich ubrań. - uśmiechnął się szeroko.

Delilah Hammond
sumienny żółwik
Way
Sekretarka — Ratusz
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Got my heart up in this dance
What a beautiful man
That batchata as we rock on the set
Put his hand over my hips
Started looking at his lips
I'm the luckiest girl in the land
- Chyba mogę sobie to wyobrazić - z zadziornym uśmiechem obejrzała go na tyle, na ile pozwalał jej stolik przy którym siedzieli. Oczywiście w żartobliwy sposób. Chociaż... Kto ją tak wiedział. Delilah w ostatnim czasie zachowywała się nieprzewidywalnie. Ale nie miała nic przeciwko wyjściu, spędzeniu czasy w miłym towarzystwie. Z dala od trosk, problemów i całego tego emocjonalnego bałaganu. Będąc po prostu sobą. Przyzwyczajona do wieczorów spędzanych z Lorenzo, lub samotnego oglądania zdjęć z kieliszkiem wina w dłoni chyba z przyjemnością zaznałaby odmiany. Zreszta, wiadomo - z ogromną przyjemnością zmieniłaby się w elegancką kobietę przyciągającą wzrok mężczyzn, a w szczególności jej towarzysza. Aby za daleko nie zabrnąć myślami Del skupiła się tylko na piciu kawy
Co ona lubiła. Chyba wszystko co słodkie. Delilah jako podręcznikowy przykład łasucha naprawdę nie marudziła nad jakością, ilością i smakiem...
- Karmel, ostatnio nie potrafię uwolnić się od karmelu - czego potwierdzeniem była nawet kawa, która zamówiła. Delilah miała nawet żel o tym zapachu, perfumy z nutką karmelu. Niektórzy lubili ryby, inni aromat owoców, a Delilah uwielbiała wszystko to co wiązało się z słodkościami.
- Oczywiście z przyjemnością spróbuje wszystkiego, na samą myśl o zanurzeniu się w twój świat wypieków dostaje ślinotoku - zachichotała. Oczywiście, gdyby mogła pojawiłaby się tak już teraz. Niestety każde z nich miało jeszcze swoje obowiązki. Delilah nie odpowiedziała na jego komentarzy, chociaż ponownie kącik jej ust zawędrował w zadziornym uśmiechu. Czy sama wyobrażała sobie takie scenariusze? Możliwe, chociaż narazie miała kontrolę nad tym. W końcu nie trzeba wyobraźni wybujałej, aby rozgryźć jej myśli. Kuchnia przesyconą atrakcyjnością, zapachami, atmosferą i emocjami mogła wpłynąć na ludzi różnie, czasami wyzwalając to co normalnie było chowane. A nie trzeba było tłumaczyć, że Carter wpadł Del w oko.
- Znając moje zdolności pewnie będę musiała się jednak przebierać. Ale poświęcę siebie i swoje ubrania. W końcu dobry kucharz, to brudny kucharz - opróżniła szklankę i wytarła usta w serwetkę. Zetknęła na zegarek, oceniając za ile będzie mogła uciec z ratusza, aby nikt się nie przyczepił. Kiedyś tak spieszyła się do domu, gdzie czekał na nią Lorenzo. Do domu, gdzie spełniała swoją rolę ukochanej kobiety, partnerki, gdzie mogła być sobą. A teraz... Spieszyła się tylko po to by zostawić swoje rzeczy i udać się w stronę jego pracowni.
- Nie będę Cię już zatrzymywać. Postaram się szybko uwinąć z pracą biurową - wyjęła długopis z kieszonki spódnicy i na jednej z serwetek zapisała swój numer telefonu. Pewnie nie raz już zostawiała ten dobrze jej znany ciąg cyfr cukierników, mimo to nadal to robiła.
- Daj znać, kiedy będziesz gotów.


Carter Bancroft
sumienny żółwik
M.
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Carter uśmiechnął się wymownie robiąc właściwie to samo co ona. Nie trudno było ją sobie wyobrazić w jakiejś szałowej kreacji odsłaniającej plecy, pewnie kawałek nogi... Chociaż do tej pory nie miał okazji obcować z tą przebojową stroną kobiety, po tym co zobaczył do tej pory wierzył w jej gust. Na pewno przyciągałaby spojrzenia wszystkich mężczyzn w okolicy, a on mógłby się napawać z faktu bycia jej partnerem. Musiał przyznać, że byłoby w tym coś satysfakcjonującego. Zdecydowanie powinien zabrać ją na jakieś wydarzenie kulturalne, gdy nadarzy się taka okazja. Nie potrzeba było wprawnego kobiecego oka żeby zauważyć, że Delilah również wpadła w oko temu piekarzowi. Chętnie skorzystałby z takiej odskoczni od codzienności.
- Karmel, hmm..? Myślę, że uda się tę preferencję dopasować do wielu innych smaków. Znakomity wybór. - uśmiechnął się szeroko lekko pochylając głowę w geście uznania dla jej wyboru.
Co prawda praca z karmelem nie była tak łatwa jak mogłoby się wydawać. Wymagała naprawdę dużej precyzji by wydobyć z niego odpowiedni smak. Nie za mocny, nie za słaby, bez nut przypalenia, chyba, że taka jest pożądana. Przede wszystkim jest to zadanie dość niebezpieczne dla osób nie przyzwyczajonych. Gorący cukier bardzo lepi się do skóry i ciężko jest go potem zdjąć bez uszczerbku na zdrowiu. Akurat przy tych pracach nie będzie mógł jej pozwolić na zbytnią pomoc. Bezpieczeństwo przede wszystkim a tej aksamitnej skóry byłoby naprawdę szkoda...
- A ja myślałem, że tutaj chodzi o moją osobę, a nie te wszystkie przysmaki, które chowa moje zaplecze. - pięknie zagrał minę porzuconego kochanka by za chwilę po prostu się uśmiechnąć - Możesz liczyć na niezapomniane doznania smakowe. Mój warsztat jest czymś wyjątkowym. - puścił jej oczko uśmiechając się nieco zawadiacko.
W kwestii jego wypieków już od wielu lat nie brakowało mu pewności siebie. Znał swoją wartość oraz całą ciężką pracę, którą włożył w doskonalenie swojego kunsztu. Był cholernie dobry w tym, co robił i nie był z tym zupełnie skromny. W dodatku to właśnie kuchnia była jego królestwem. Zawsze wydawało mu się, że jest tam trochę przystojniejszy, szarmancki. Miał jeszcze więcej pewności siebie. Kiedy piekł zawsze ciężko było mu odmówić pewnego specjalnego uroku.
- Myślę, że znajdę dla ciebie odpowiedni fartuszek, ale zdecydowanie powinnaś ubrać coś, czego nie będzie ci szkoda ubrudzić. Mąka jakimś cudem zawsze się gdzieś wysypie. - zaśmiał się cicho przypominając sobie te wszystkie czasy kiedy wracał do mieszkania żeby odkryć, że cały czas miał łokcie w mące ponieważ się o coś oparł i nie zauważył.
- Nie zatrzymujesz. Dziękuję za towarzystwo przy kawie. - uśmiechnął się do niej szarmancko również podnosząc się z miejsca po dopiciu swojej kawy - Po prostu wpadnij kiedy będziesz mogła. Na pewno zastaniesz mnie w piekarni. - odebrał jej numer, chowając go do kieszeni i ucałował ją w policzek na modłę francuskich pożegnań.
Pozostało mu tylko wrócić do pracowni i zająć się przygotowaniami. Dawno nie miał już gościa u siebie na zapleczu, tutaj właściwie jeszcze żadnego.

Delilah Hammond

z/t x2
sumienny żółwik
Way
ODPOWIEDZ