pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
#5

you're guilty, as charged
my soul bares the marks
oh no, I'm just as bad as you are



Złość rozsadzała go od środka, językami ognia smagając wszelkie zakątki jego duszy. Drwiła z niego i to w tak okrutny sposób. Bezduszny pod każdym względem, o który nie podejrzewałby nawet największego wroga. Gładził palcami zgniecenia na kartce, będące jego niedawnym dziełem - pierwszą reakcją na słowa krzyczące do niego z listu. Ogromna groźba ukryta w tym jednym zdaniu zwalała z nóg ukrytą siłą - prawie to śmiercionośną! To się nie dzieje naprawdę - w głowie to jedno zdanie szumiało niczym mantra, by po setnym jego powtórzeniu stało się prawdą. Najprawdziwszą, niepodważalną... ale żaden z niego czarodziej, który zaklęciami potrafi zmienić rzeczywistość.
Dopiero gdy pierwsza fala emocji spłynęła po nim, zdał sobie sprawę z kolejnej możliwości. Przeklął pod nosem wraz z wypowiedzeniem imienia tej jednej osoby - prawdopodobnie odpowiedzialnej za ten żart niskich lotów. Niewiele myśląc, wskoczył za kierownicę, pędząc prosto pod dom dawnej przyjaciółki i w głowie układając zbyt wiele nieprzyjemnych kwestii, które pragnął jej wykrzyczeć. Stanął przed szklaną ścianą, waląc w futrynę zaciśniętą pięścią, do czasu aż nie dostrzegł zmierzającej ku niemu brązowowłosej kobiety. Kiedy tylko uchyliła przed nim drzwi, nie zamierzał marnować okazji na własną niepewność. Cisnął z niebywałą złością ponownie zgniecioną w kulkę kartką pod stopy kobiety, samemu nawet nie spoglądając w kierunku jej lądowania. Niech zabiera to sobie z powrotem; nie tylko to, wszystko. Wcześniej wydawało mu się, że może jej uprzednie zachowanie na pogrzebie wystąpiło wyłącznie w reakcji na smutek. Z nim ludzie różnie sobie radzą i byłby nawet zdolny do próby zrozumienia jej dziwacznego wybuchu teorii spiskowych. Ciągnięcia tego dalej już nie zamierzał tolerować i pragnął dać Farren do zrozumienia po jak cienkim lodzie właśnie stąpała.
- Powinnaś się leczyć i to kurwa jak najszybciej - wywarczał jej prosto w twarz, gdy złapali kontakt wzrokowy. Z jego oczu ciskały błyskawice; wszakże czy nie był im miły obdarowany niczym darem własnym imieniem? Niestety daleko było mu do gromowładnego Zeusa, gdyż drobna kobieca sylwetka stała nadal przed nim niewzruszona nieprawdziwymi piorunami pędzonymi ku niej w ogromnym szale. Z drugiej strony do jego zamiarów nie zaliczało się przecież wyrządzenie jej żadnej krzywdy, choć w gniewie zdolny zapewne byłby życzyć jej naprawdę wiele.

farren bishara
ambitny krab
morana#5229
archeolog — can't be tamed
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
jesteś o tyle spojrzeń ode mnie, jest mi o tyle Twych spojrzeń samotniej


Od otrzymania pierwszej wiadomości minął tydzień. Tydzień bezsennych nocy, tydzień mimowolnego podskakiwania na najmniejszy hałas, tydzień lęku, którego nie była w stanie zamaskować nawet wrodzona brawura.
Wbrew pozorom nie chciała jeszcze umierać. Choć życie ostatnimi czasy jej nie rozpieszczało, nadal gdzieś w oddali majaczyła się wizja Wielkiego Czegoś motywującego ją do codziennego wstawania z łóżka. Przecież nie musiała (i nie potrafiła) zostać już na zawsze w Lorne Bay, gdzie spaliła za sobą większość mostów. W każdej chwili mogła się spakować i po prostu wyjechać, szukając przygód gdzieś indziej i szczerze powiedziawszy, nie miałaby nic przeciwko temu, będąc już przyzwyczajoną do życia na walizkach. Szkopuł w tym...
... że ta jedna, pozornie nic nieznacząca groźba przywołała wspomnienia, o których Farren wolałaby zapomnieć. Już wystarczająco silnym przeżyciem był pogrzeb biednej Melody - nie potrzebowała rozkopywać pozostałych grobów przeszłości. Ach, gdyby tylko to do niej należała decyzja, a nie do kogoś, kto postanowił zabawić się we władcę marionetek. Jakże wielką musiał mieć uciechę, oglądając w ukryciu, jak Bishara trzydzieści razy zerka przez ramię, idąc do głupiego sklepu, czy pięćdziesiąt cztery razy sprawdza, czy na pewno zamknęła drzwi! Jak długo jeszcze miała potrwać ta chora gra? Czy nie planował się w końcu ujawnić? Bez wątpienia ukróciłby tym samym ogrom jej cierpień, o jakie przyprawiała ją świadomość własnego tchórzostwa.
Kiedy więc po domu rozszedł się dźwięk walenia do drzwi, pierwszą myślą Bishary było, że wreszcie zazna świętego spokoju. Szybko jednak okazało się, iż jej myślenie było błędne, ponieważ gdy znalazła się już na prostej drodze do wejścia, ciemnowłosej kobiecie ukazał się Coen, a nie żaden seryjny morderca (chociaż kto go tam wie). Bezwiednie przewróciła oczami i otworzyła drzwi, chcąc jak najszybciej mieć tę niemiłą - wnioskując po niezbyt uprzejmym wyrazie twarzy - rozmowę za sobą. - To jakiś europejski sposób powitania? - spytała z nutą ironii, krzyżując z nim spojrzenie. Nie bardzo rozumiała, skąd się wzięło to jego gwałtowne wzburzenie - nie przypuszczała, żeby chodziło o rozmowę na cmentarzu, w końcu to było tak dawno - ale gdy przed jej nogami wylądowała zaciśnięta w kulkę karteczka, to bez słowa kucnęła i ją podniosła, od razu ten skrawek rozprostowując. - Kurwa - przekleństwo automatycznie wyrwało się z ust, kiedy zapoznała się z treścią, jak się okazało, listu. Nic nie dodając, otworzyła szerzej drzwi, a następnie posławszy Coenowi pełne wyższości spojrzenie, zniknęła w głębi domu, by po chwili wrócić z identyczną karteczką. Nie rzuciła jej jednak na ziemię - choć kusiło ją niemiłosiernie - a łaskawie ją mężczyźnie podała do ręki, by mógł się z nią bliżej zapoznać. - Wejdziesz do środka? - rzuciła po chwili milczenia, nie bardzo mając ochotę, by robić dramatyczną scenkę w biały dzień, ponieważ sąsiedzi z całą pewnością nie odmówiliby sobie oglądania takiego przedstawienia.

coen peverell
ambitny krab
NO TAKI BLOKER JEDEN
pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
Cyrk.
Inaczej nie potrafił nazwać sytuacji, w jakiej obecnie się znajdował, gdyż jedyne co przychodziło mu teraz do głowy to okropnie nieśmieszny kabaret - jednoosobowy w postaci Farren. I w dodatku jako niechętna publiczność jej błazenady został wciągnięty przez nią na scenę oraz wplątany w gierkę, której kompletnie nie rozumiał. Ciężko oddychając, starał się zapanować nad własnymi nerwami; te nieustannie dawna przyjaciółka wystawiała na próbę.
- Pewnie, może powinnaś się tam udać? Na pewno znajdziesz sobie jakiś ładny zakątek w Europie i może już nie będziesz chciała wracać - prawie to wywarczał tę jakże sympatyczną sugestię. Nie powinien wracać - żadne z nich nie powinno! Stare rany najwyraźniej nie zabliźniły się do końca, a ona z niezrozumiałym motywem postanowiła jeszcze je z premedytacją rozdrapać. Przez te lata naprawdę starał się nie żyć przeszłością, prawie to całą uwagę lokując w swojej karierze sportowej. Żadnych dramatów - tylko on i długości basenu do przepłynięcia. Nie wplątywał się w miłosne skandale, wiodąc w jakimś stopniu dość spokojne życie olimpijskiego sportowca. Tak powinno być i z całych sił zamierzał się trzymać tego postanowienia.
Ona to niszczy, do cholery.
Dość długo zachodził w głowę, jaka mogła być przyczyna jej niespodziewanego okrucieństwa. Wszakże również ją obejmowało przeszłe zdarzenie, które w nieszczęsny sposób rzuciło cień na ich życia. Oraz Melody - biednej Melody spoczywającej teraz sześć stóp pod ziemią. - Naprawdę zebrało Ci się na żarty po jej pogrzebie? - mimowolnie uniósł głos, nie zważając na żadną reakcję ze strony sąsiadów Bishary. Kompletnie nie obchodziło go co pomyślą sobie o niej mieszkający obok ludzie - niech sama zamartwia się tym problemem. W ciszy obserwował, jak schyla się po rzuconą pod jej stopy kartkę i doprawdy wybitnie udaje zaskoczenie po przeczytanych "po raz pierwszy" słowach. Coen powiedziałby, że gra aktorska brunetki zasługiwała zdecydowanie na oscara. Te ekspresje mimiczne genialnie współgrały z idealnie dobranym krótkim przekleństwem - co za sztuka, chapeau bas! Przez moment stał zdziwiony, gdy zniknęła w głębi własnego domu... jego zostawiając samego w progu. Co takiego kombinowała? Dlatego dość niechętnie przyjął kartkę po jej powrocie. Serio? Przeleciał wzrokiem po tekście i prychnął tylko na podsumowanie odczytanej treści. Tak daleko postanowiła się posunąć? Nie potrafił dopuścić do siebie myśli, iż coś takiego faktycznie mogło się właśnie dziać. Ostatecznie jednak wszedł do środka, odczekując chwilę, aż zamknie za nim drzwi. - O co Ci właściwie chodzi? Masz za dużo wolnego czasu?

farren bishara
ambitny krab
morana#5229
archeolog — can't be tamed
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
jesteś o tyle spojrzeń ode mnie, jest mi o tyle Twych spojrzeń samotniej
Nie dało się zaprzeczyć, że Farren miała dość specyficzne poczucie humoru i często bawiły ją rzeczy, które u innych powodowały zaledwie nieznaczne uniesienie brwi. Niemniej jednak, nawet ona nie upadłaby tak nisko, by dla idiotycznej rozrywki - jaką niewątpliwie byłoby zagranie Coenowi na nerwach - wyśmiewać się ze śmierci i to w tak podły, nieczuły sposób, szczególnie gdy od pogrzebu Melody minęło kilka tygodni. Nie, nie była potworem (nawet jeśli taką rolę napisał jej dawny przyjaciel).
- Uznałabym to za kuszącą propozycję, gdyby nie fakt, że ewidentnie to byłoby Ci na rękę, a więc z automatu stało się dla mnie nieatrakcyjne - odwdzięczyła się bardzo dojrzale, powstrzymując się od infantylnego pokazania mu języka, bo to już zupełnie pokazałoby, jak cholernie dziecinna potrafiła być, gdy w grę wchodził ktoś taki jak Coen. - Ale nic nie stoi na przeszkodzie, byś sam skorzystał z własnej rady! Chętnie pomacham Ci białą chusteczką na pożegnanie - zaoferowała się tym samym jadowitym tonem, którym posługiwała się od początku tej nieplanowanej konfrontacji. Choć bardzo chciała, nie potrafiła utrzymać maski obojętności, ponieważ krew zdawała się w niej wrzeć, ilekroć tylko były przyjaciel otwierał usta. - Zamknij się, okej? Masz spory tupet, przychodząc do mnie do domu i urządzając... Co tak właściwie? To jakieś przedstawienie? Pokaz sił? - drwiła w najlepsze, spoglądając przy tym na niego z wyraźnym niesmakiem. Nie podobało jej się w najmniejszym stopniu to, jak się do niej odnosił, ani też to, co jej z taką łatwością zarzucał. Zupełnie jakby Farren uczyniła głównym celem swojego istnienia dokuczanie Coenowi na każdym kroku, a przecież miała ważniejsze sprawy na głowie niż te dziecinne konflikty.
Choćby psychopatę (psychopatkę?), który bawił się w rozsyłanie listów z pogróżkami. Westchnąwszy ciężko i zamknąwszy za Coenem drzwi, odgoniła prędko chęć zamknięcia oczu i wydania z siebie kolejnego brzydkiego przekleństwa. Zamiast tego ruszyła prosto do salonu, licząc, że mężczyzna podaży za nią. Tam usiadła na jednym z foteli i założywszy nogę na nogę, od razu przeszła do sedna sprawy. - Nie jestem autorką tych liścików, Coen. Wiem, że obarczanie winą mnie za całe zło tego świata wychodzi Ci najlepiej, ale tym razem musisz mi uwierzyć. To nie ja - zaakcentowała dobitnie, patrząc mu przy tym prosto w oczy, pragnąc za wszelką cenę udowodnić, że nie kłamała. Bo nie miała powodu, by to robić. - Swój list znalazłam w skrzynce tydzień temu. Kiedy przyszedł Twój? - spytała dociekliwe, próbując doszukać się jakiegoś znaczenia w tym wszystkim. Czyżby daty otrzymania tych gróźb były symboliczne? Czy coś im miały powiedzieć? Nie była pewna.

coen peverell
ambitny krab
NO TAKI BLOKER JEDEN
pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
Kiedyś w jakiś niezrozumiały sposób bawiło ją jej poczucie humoru - wszakże stanowiło część osoby, którą przez wiele lat zwykł nazywać przyjaciółką; kimś niebywale bliskim jego sercu. Kiedyś. To jedno słowo z pewnością zmieniało wszystko, gdyż teraz nie potrafił odnaleźć w sobie tej łatwości w zrozumieniu Farren. A może po prostu nie próbował? Wyrzucił z głowy dobrze znaną ścieżkę, by pochłonęło ją zapomnienie.
- No nie bądź już taka małostkowa, nie chcesz znaleźć sobie jakiejś nowej ziemi do rozkopania? Kupię Ci łopatę na pożegnanie - również odgryzł się brunetce, co zapewne dla osoby postronnej mogłoby przypominać dziecięcą kłótnię... a nie rozmowę dwóch dorosłych osób. Wszakże jego spojrzenie wypalało teraz dziurę gdzieś na środku twarzy kobiety - na szczęście tylko w sferze wyobraźni. Prychnął krótko, gdy wspomniała o możliwości wyjazdu dla niego. O niczym innym przecież nie marzył, prawda? - Z wielką przyjemnością... może nawet niedługo wyjadę na jakieś zawody, jeśli jakaś paranoiczka przestanie snuć teorie spiskowe i urządzać sobie głupie przedstawienia. Kojarzysz ją? - Uśmiechnął się prawie to triumfalnie, w myślach malując sobie wizję prędkiego opuszczenia miasteczka. Piękny widok, choć z każdym kolejnym dniem stawał się coraz mniej realny. Głupia nadzieja znowu ciągnęła go na dno, jakby do stóp ktoś przywiązał mu głaz. Czemuż to w tych wszystkich chwilach zawsze towarzyszyła mu Farren? Nie w tym leżał problem? Niestety nie dostał zbyt wiele czasu na podobne rozważania, ponieważ Bishara zaskoczyła go kolejnym spostrzeżeniem. I trzeba przyznać, iż na nie w pierwszej chwili nie wiedział co odpowiedzieć. Uniósł to nawet w zdziwieniu brwi, wpatrując się w nią jak w kogoś niespełna rozumu. Tupet? - Ja mam? Pokaz sił? Ty siebie chyba nie słyszysz, prawda? Nie przyszedłbym tutaj, gdybyś choć razu użyła rozumu i nie próbowała żartować w tak paskudny sposób - wywarczał do niej, lecz trzeba przyznać, że zdecydowanie ciszej niż przed chwilą. Zrezygnowany podążył za rozmówczynią do salonu, chociaż była to jedna z ostatnich rzeczy, na którą w tym momencie miał ochotę - pakowanie się w jakieś bagno Farren Bishary. Nie zamierzał jednak siadać, nie przyszedł to przecież w celach towarzyszki, do cholery! Obwiniać za całe zło świata... nie, to akurat zrobiliśmy razem. - A czemu miałbym Ci wierzyć? - Proste pytanie, lecz niewątpliwie trafiało w sedno. Czyż wiara nie wiązała się w jakiś sposób z zaufaniem? To zapewne już dawno do siebie stracili i choć czuł z tego powodu nostalgię, to nie zamierzał się w tej sprawie okłamywać. - Dzisiaj rano - Odpowiedział krótko, chociaż w pierwszym odruchu zamierzało powiedzieć "nie wiesz kiedy to podrzuciłaś?". Doszedł jednak do wniosku, iż ciągłe drażnienie dawnej przyjaciółki prowadziło donikąd i nigdy nie uwolniłby się od tego jej nieśmiesznego żartu.


farren bishara
ambitny krab
morana#5229
archeolog — can't be tamed
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
jesteś o tyle spojrzeń ode mnie, jest mi o tyle Twych spojrzeń samotniej
- Nie. Nie potrzebuję od Ciebie niczego - żachnęła się z urazą obrażonej pięciolatki, której mama nie kupiła wymarzonego prezentu urodzinowego, a następnie - po szybkim zlustrowaniu Coena krytycznym spojrzeniem - prychnęła głośno i ostentacyjnie. Nie, tak na pewno nie zachowywali się ludzie dojrzali, zbliżający się do trzydziestki. Farren jednak w tej chwili nie potrafiła myśleć o tym, co wypadało, a co nie, ponieważ za bardzo zajęta była dobitnym pokazywaniem nieliczenia się ze zdaniem swojego rozmówcy. - No to szerokiej drogi, bo w pobliżu nie ma żadnych paranoiczek. Co najwyżej kręci się tu jeden zarozumiały palant, który nie dostrzega prawdy - odparowała cierpko, nie omieszkując przy tym obdarzyć Coena równie kwaśnym uśmiechem. Nic jej tak nie drażniło jak świadomość, że wolał robić z niej wariatkę niż uwierzyć w to, co usiłowała mu przekazać. Może i była dziecinna pod wieloma aspektami, aczkolwiek w tej sytuacji próbowała być śmiertelnie poważna, co rzecz jasna Peverell utrudniał swoim sposobem bycia i odzywkami. Do tego stopnia już ją rozdrażnił, że zaczęła żałować, iż nie zatrzasnęła mu jednak drzwi przed nosem - przynajmniej dzięki temu oszczędziłaby sobie nerwów. - Chryste, Coen, co mam zrobić, żebyś zrozumiał, że to nie ja za tym stoję? Podłączyć się pod wykrywacz kłamstw? - zironizowała, po czym przewróciła oczami, bo tak, to i tak nie rozwiązałoby ich sporu, gdyż jej towarzysz zapewne doszukiwałby się wadliwości takiego testu, a to już wyczerpałoby jeziorko cierpliwości Farren. Natomiast jego pytanie - słuszne, bez wątpienia - wprawiło ją w stan osłupienia. Z rezygnacją zwiesiła ramiona, spojrzeniem uciekając gdzieś w bok. - Tak, masz prawo tak myśleć - zgodziła się posępnym tonem, nadal nie wracając do niego wzrokiem, a błądząc nim po własnych ścianach udekorowanych dziełami sztuki minionych epok. - Ale mogę Cię zapewnić, że nic bym nie zyskała na kłamaniu, więc po co to robić? - również zdecydowała się odwołać do logiki, wreszcie zaszczycając mężczyznę spojrzeniem. Co mogłaby uzyskać poprzez zatruwanie mu życia i to po tylu latach? Nie zależało jej na zemście - prawdę powiedziawszy, była znacznie szczęśliwsza, gdy go nie widziała i nie przeżywała całej ich przeszłości na nowo. - Ja tydzień temu. A dzisiaj nie wychodziłam z domu, możesz zapytać moich sąsiadów, pełnią rolę osiedlowego monitoringu, więc to potwierdzą - rzuciła w odpowiedzi, dokładając wszelkich starań, by nie zadrżał jej głos. Ukazywanie słabości - i to przy byłym przyjacielu - niespecjalnie leżało w kręgu zainteresowań Farren. - To nie ja, Coen - powtórzyła coś, co wałkowała praktycznie od momentu postawienia przez Peverella nogi na jej posesji. Ale co innego miała uczynić, skoro nadal nie wierzył?

coen peverell
ambitny krab
NO TAKI BLOKER JEDEN
pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
Nie potrzebuję od Ciebie niczego. Skrzywił się nieznacznie na te słowa, bo bardzo pragnął w tej chwili, by okazały się prawdą. Z drugiej strony w jakimś stopniu uraziły go ze względu na ich dawną zażyłość i to zdecydowanie za mocno niż powinny. Tym grymasem na twarzy przyglądał się jednak jak Farren dalej prowadzi ten cyrk... którego niestety on sam był częścią. Powinni w końcu poprzestać prowadzenia tej dziecinnej wojenki o przerażającym podłoży; bo czemu nie obrali zupełnie innej ścieżki? Czasami nawet sam Coen zastanawiał się, dlaczego nie postanowili się w jakiś sposób wspierać po zaistniałej tragedii. Najwidoczniej ich strach i żałoba zbyt mocno przejęły nad nimi kontrole, iż teraz patrzenie w kierunku tego drugiego wydawało się nie lada wyczynem. - Założę się, że osoby trąbiące innym o płaskiej Ziemi stosują podobne argumenty do Ciebie, ale jak chcesz, nieparanoiczko. - ostatnie słowo prawie to wycedził przez zęby, starając się nie piorunować ją za bardzo wzrokiem. Bez dramatu i prędko do celu - taki postanowił przyjąć plan działania i równie szybko zapomnieć o tym całym nieśmiesznym żarcie. Ogromnie trudno było mu uwierzyć fakt, że Bishara również wiedziała tyle, co on. Takie założenie prowadziło do lawiny pytań niełatwych do odpowiedzenia, a ich zapewne obawiał się najbardziej. Założył ręce na piersi, czekając, aż dawna przyjaciółka wygada się do końca; to niestety nie miało tak szybko nastąpić.
- A co, posiadasz taki w domu? - zadrwił lekko, wywracając oczami na kolejny niezbyt mocny argument. Przysiadł na oparciu kanapy, nadal przy tym spoglądając na rozmówczynią - a czasami na trzymane przez nią listy. Z każdą kolejną minutą wzrastała jego irytacja... ale również wiara w jej słowa. Niekoniecznie użyłby do tego słowa "wiara", lecz coraz bardziej nielogiczne wydawało się tak długie ciągnięcie żartu przez Farren. Wprawdzie w jego oczach wiele razy uchodziła za niezrównoważoną - tylko czy aż tak? Miał rzucić kolejną nieprzyjemną uwagą, ale coś w nim najwidoczniej pękło po dostrzeżeniu stanu, jaki dość długo maskowała. Przełknął głośno ślinę, powoli układając w głowie własne chaotyczne myśli - Załóżmy, że Ci wierzę... - zaczął cicho, śledząc każdą jej reakcję na wypowiedziane słowa. Prędko odrzucił od siebie natrętny pomysł, by jakoś pocieszyć stojącą przed nim kobietę. Ciche westchnięcie poprzedziło pytanie, które od dłuższego czasu już tańczyło na końcu jego języka. - W takim razie kto? Tylko my wiemy, co się wydarzyło... - Optymistycznie zakładał, że żadne z nich nie wygadało się komuś przypadkowo; byłby to szczyt szaleństwa oraz głupoty.


farren bishara
ambitny krab
morana#5229
archeolog — can't be tamed
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
jesteś o tyle spojrzeń ode mnie, jest mi o tyle Twych spojrzeń samotniej
Czasami czuła się, jakby jej dawna przyjaźń z Coenem należała do równoległej rzeczywistości. Patrząc na niego w tej chwili, odnosiła mniej więcej takie wrażenie, które można przyrównać do spoglądania na zupełnie obcą osobę. Mimo że wiele ich niegdyś łączyło, mimo że wiele razem traumatycznych rzeczy ze sobą przeżyli, to teraz zdawali się być dla siebie nieznajomymi. Zupełnie jakby upływ czasu zatarł wszystko, co było ważne.
- Powiedz mi, Coen. Czy Tobie się wydaje, że ja naprawdę nie mam nic lepszego do roboty od poświęcania Tobie uwagi? Myślisz, że potrzebuję Cię w swoim życiu? - nie mogła się powstrzymać od przejścia do ataku, była bowiem już zbyt zirytowana na spokojne znoszenie jego złośliwych komentarzy. Oczywiście - odrobinę przesadzała i nie do końca dobrze czuła się z wypowiadaniem takich ostrych słów, szczególnie że jakaś jej część faktycznie za starym przyjacielem tęskniła. Ale czy planowała się z tym odkryć przed Coenem? Ależ skąd.
- Nie, ale jestem w stanie w niego zainwestować, o ile będzie to oznaczać, że dasz mi wreszcie święty spokój - burknęła pod nosem, z rozdrażnieniem pocierając sobie czoło, ponieważ jej cierpliwość wisiała już na cienkim włosku. Jak długo miała go jeszcze przekonywać, że NAPRAWDĘ nie była aż tak nienornalna, by podrzucać mu jakieś listy z pogróżkami? W pewnym sensie było to nawet raniące, w końcu kiedyś znał ją jak nikt inny i chyba musiał być świadomy, że i jej szaleństwo miało granice. Westchnęła ciężko, chyba po raz setny tego dnia i zawiesiła głowę przygnieciona przez ciężar tego impasu. Nie dane jej było jednak zbyt długie trwanie w milczeniu, ponieważ Coen postanowił się ponownie odezwać i o dziwo, tym razem mówił coś Z SENSEM. Niepewnie zadarła więc głowę, przyglądając mu się badawczo, ale bez słowa, bo chciała, by kontynuował dalej. - Nie wiem. Chciałabym wiedzieć, kogo za to obwinić, ale naprawdę nie wiem. Myślałam, żeby tam wrócić, ale nie chcę robić tego sama - dokończyła cicho, kręcąc głową. Może i miała ciągoty do nieodpowiedzialnych i ryzykownych zachowań, ale tamto miejsce wiązało się z przykrymi wspomnieniami i napawało ją (raczej zrozumiałym) strachem. W końcu kto chciałby mierzyć się z demonami przeszłości?

coen peverell
ambitny krab
NO TAKI BLOKER JEDEN
pływak olimpijski — australijska reprezentacja
29 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Where there is thunder—
there is rain.
Sometimes it falls,
sometimes in heart,
it tears the world apart.
Pogrzebali ich przyjaźń - to stwierdzenie najlepiej opisywało ich przeszłą relację, gdy spoglądało się na nich z boku. Ból kryjący się pod obojętnymi spojrzeniami oraz irytacja wzrastająca na błędach i niesprostowanych niedopowiedzeniach. Tym się właśnie stali, a upór w każdym wypowiadanym przez nich słowie wydawał się być potwierdzeniem na barak jakiejkolwiek nadziei na rychłą zmianę. Niemniej słysząc jej kolejną uwagę, zacisnął mocno szczękę - prawie to do nieprzyjemnego uczucia oraz pulsowania skroni. - A kiedykolwiek kogoś potrzebowałaś, Farren? - warknął jakby oskarżycielskim tonem, który najchętniej zamaskowałby wzruszeniem ramion. Złość krzyczała w nim, by ruszył do drzwi i nie spoglądał już za siebie... lecz ta kusząca wizja musiała zostać rozdmuchana przez zdrowy rozsądek, choć spoglądanie w jej kierunku wydawało się w tym momencie szalenie nieprzyjemne. Pokusiłby się nawet o porównanie do przypalania rozgrzanym do czerwoności prętem - pomijając, że nigdy nie został takim w swoim życiu potraktowany.
- To do dzieła, leć do sklepu. Nie martw się, poczekam, jak tak bardzo to Ty pragniesz świętego spokoju - Po poprzednim ciosie, jaki zadała, nie zdołał się opanować przed kolejną kąśliwą uwagą. Złość co prawda powoli opadała, lecz ten niemądry ból nadal gdzieś w nim pozostawał. Natrętny, którego pozbyłby się najchętniej jak najprędzej po rozwiązaniu tego całego cyrku z listami.
- Co...- zamrugał po usłyszeniu wspaniałego pomysłu, jaki mu zaproponowała Farren. W pierwszej chwili wydawało mu się, że się przesłyszał i kobieta zaraz sprostuje swoją wypowiedź. Tak się niestety nie stało, więc wszystko wskazywało, iż kompletnie oszalała. - To w ogóle ma sens? Po tylu latach mamy coś znaleźć? - Ze zmarszczonymi brwiami w zamyśleniu malował sobie w głowie całą ich wyprawę. Będą przekopywać kilometry lasu łopatami? W poszukiwaniu czego właściwie? Jakby stali się dziećmi błądzącymi we mgle, które desperacko pragną odszukać drogi. - Załóżmy nawet, że stoi za tym ktoś poza naszą dwójką... nie myślisz, że pójście tam nie będzie dość bezpieczne? - Logika podpowiadała, iż ktoś pragnący ich szantażować na pewno w jakiś sposób pilnował tego miejsca. Bądź ich - co wychodziło na to samo, a ich pojawienie się w tym cholernym lesie nie mogło prowadzić do niczego dobrego.
Tak jak wtedy.

farren bishara
ambitny krab
morana#5229
ODPOWIEDZ