marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Kellanowi nigdy przez myśl nie przeszłoby żeby traktować Audrey inaczej, niż jako przyjaciółkę. Jednak relacja jaką zdążyli sobie wypracować była oparta na bazie uczuć bez podtekstów seksualnych. Mężczyzna traktował brunetkę bardziej jak siostrę, czy nawet córkę, za punkt honoru obierając sobie opiekę nad nią i zapewnienia bezpieczeństwa oraz sprawianie, by była szczęśliwa. Uwielbiał spędzać z nią czas, uwielbiał z nią rozmawiać. Uwielbiał też rzucać w jej stronę dwuznaczne żarciki, które ona akceptowała i rozumiała. A przede wszystkim, gotów był spełnić każdą jej, nawet najdzikszą zachciankę, taką jak ta ich dzisiejsza nauka jazdy na motocyklu.
Dopiero kiedy wjechali na ten nieszczęsny kamień, Kellan zdał sobie sprawę z tego, o jak wielu rzeczach nie powiedział jeszcze dziewczynie. Jednak, chciał dawkować jej przekazywaną wiedzę, żeby nie przeładować jej informacjami, bo wtedy o wypadek byłoby jeszcze łatwiej. Skupił się raczej na tym, by udało jej się uruchomić motocykl. Jednak nie przewidział, że uda jej się to tak szybko, i że za chwilę będą próbowali już przejechać kilka pierwszych metrów. No ale cóż, stało się i nie było co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko szybko ogarnąć kłopotliwą sytuację, w której na ten moment się znaleźli.
– Wypraszam sobie. Wcale nie jestem gruby. - Odpowiedział jej, patrząc wręcz z urazą w tę śliczną twarzyczkę i choć na chwilę zapominając o powadze sytuacji, w której się znaleźli. Zdobył się nawet na demonstrację, w trakcie której uniósł nieco swoją koszulkę ukazując panience Clark swój umięśniony brzuch. - Proszę, widzisz gdzieś tutaj choć trochę tłuszczu. Same mięśnie. - Dodał , jednak zaraz spoważniał i podciągnął się odrobinę do góry by pomóc Audrey przesunąć Harleya. Przygnieciona noga naprawdę mocno go bolała, a on na początku bał się nawet na nią zerknąć. Jeszcze by mu tego brakowało, żeby utknąć w gipsie na kolejne kilka tygodni. Chyba oszalałby z nudów zamknięty w swojej chatce, nie mogąc robić nic, co do tej pory sprawiało mu przyjemność.
Zerknął w końcu w dół. Miał rozdarte spodnie, jednak nigdzie nie widział krwi. Pomacał ostrożnie łydkę i stopę i aż syknął z bólu. Spróbował też poruszać palcami u stopy. Bolało.
- Chyba mam skręconą kostkę, ewentualnie złamałem sobie jakąś kość śródstopia. - Orzekł, bo chyba właśnie na to wyglądało. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. - Pomożesz mi wstać? - Zapytał przyjaciółkę, próbując podnieść się na nogi, a kiedy z jej lekką pomocą udało mu się podnieść do pionu, nie był nawet w stanie stanąć na tej cholernej stopie. - Chyba konieczna będzie wizyta na pogotowiu. Podrzucisz mnie tam? - Zapytał, żeby po chwili uświadomić sobie, że jedyny środek transportu, którym dysponowali na ten moment był jego motocykl.

Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
żuczek#2609
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey parsknęła cichym śmiechem gdy odpowiedział na jej zaczepkę, jakoś na chwilę zapominając o niewielkim wypadku którego oboje przed chwilą doświadczyli… Nie było to jednak niczym aż nazbyt zwyczajnym, gdyż rozładowywanie napięcia poprzez niewielkie żarciki było cechą charakterystyczną dla brązowowłosego dziewczęcia. Zwłaszcza, gdy nieszczęście było wywołane jej osobą - do tej pory unikała sąsiada, któremu wjechała traktorem w płot i którego złość próbowała wtedy rozgonić swoimi, maleńkimi żarcikami.
- Aha… Tylko twoje kości dużo ważą? - Odparowała niemal automatycznie, nim w ogóle zdążył unieść koszulkę i zaprezentować jej dość imponującą muskulaturę… I zapewne gdyby takie mięśnie pokazywał jej inny mężczyzna oblałaby się rumieńcem, to jednak był Kellan, więc panna Clark zamiast zarumienić się zaśmiała się pod nosem. - No stary, skąd wziąłeś takie mięśnie? Karmią was drożdżami na tym statku? - Spytała unosząc w zaskoczeniu brwi, jakoś do tej pory nie przyjmując do świadomości, że jej przyjaciel mógł pochwalić się sylwetką godną jakiegoś greckiego boga.
Szybko jednak przypomniała sobie z jakiego też powodu znaleźli się na ziemi. Ostrożnie odciągnęła motocykl opierając go na stopce (bo przecież Jones chyba by ją zadusił, jakby rzuciła jego cackiem o ziemię) by powrócić do swojego przyjaciela.
- Zaraz sprawdzimy, niezależnie od gatunku kości i ścięgna uszkadzają się w dokładnie ten sam sposób. - Odpowiedziała z delikatnym uśmiechem wyrysowanym na pełnych wargach, po czym kiwnęła delikatnie głową, wyciągając w kierunku Kellana drobne rączki. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, gdy powolutku pomagała mu podnieść się z ziemi i już, już chciała coś wtrącić, ten jednak zaproponował wycieczkę do szpitala. - Po kolei, trzeba cię posadzić, żebyś nie złamał mi kręgosłupa.- Zawyrokowała, delikatnie wsuwając się pod męskie ramię, aby w ten sposób pomóc mu dokicać do niewielkiego tarasiku. Na szczęście nie odjechała bardzo daleko. - No siadaj, trzeba zobaczyć co się stało… A Ty w tym czasie pomyśl, czy aby na pewno chcesz, żebym wiozła cię na pogotowie motorem… Mój samochód został pod Sanktuarium. - Zawyrokowała, po czym jak gdyby nigdy nic uklękła przed mężczyzną, ostrożnie sprawdzając jego nogę. Wpierw podwinęła nogawkę jego spodni aby sprawdzić, czy przypadkiem nie rozdarł membrany skóry. W następnym ruchu rozwiązała sznurówki jego buta, by najostrożniej jak tylko się dało zsunąć go z poszkodowanej stopy. - Dobra, skup się… - Z tymi słowami na ustach, poczęła powolutku, delikatnie przekręcać jego stopę. Wpierw w lewo, później w prawo, górę i dół. - Boli cię, kiedy nią ruszam? Tylko nie rób z siebie bohatera! - Spytała, brązowe spojrzenie wbijając prosto w jego twarz. Bo jeśli bolało go przy tych czynnościach mogli uznać, że oto wydarzył się pomyślniejszy scenariusz i noga była jedynie skręcona. A jeśli nie… Cóż, będzie mogła pożyczyć swoje kule Kellanowi.

Kellan Jones
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Pokazywanie swojej umięśnionej muskulatury jakoś nigdy Kellanowi nie przeszkadzało, ani tym bardziej w żadnym stopniu go nie krępowało. Dla niego to było naturalne, tym bardziej przez Audrey, którą znał naprawdę bardzo długo, i która wiedziała o nim praktycznie wszystko.
- Wyobraź sobie, jak głupio wyglądałby dwumetrowy facet ważący osiemdziesiąt kilo. - Odpowiedział, nadal próbując żartować, chociaż ból powoli dawał mu się we znaki. - Mam po prostu zbilansowaną dietę i dużo ćwiczę. To wszystko. - Odparł. Kellan wiedział, że podoba się kobietom. Był wysoki, dobrze zbudowany, a przede wszystkim wiedział jak o siebie dbać. Zresztą, dobrej formy wymagała od niego praca marynarza. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić siebie, jako chodzącego pączka, który próbuje walczyć z falami, albo machać wiosłami. Nie dał by rady. Zadania i obowiązki, które przed nim stawiano wymagały sprawności i tężyzny fizycznej, a tego akurat mu nie brakowało.
Nie powinni byli tak szybko przechodzić do pierwszej przejażdżki. Nie powinien był jej pozwolić żeby jechała z nim, jako pasażerem. Mógł stanąć z boku i obserwować. Instruować Audrey co i jak powinna robić i może wtedy nie doszłoby do tego wypadku. Jednak stało się, a jemu pozostało jedynie plucie sobie w brodę. Trudno, innym razem na pewno będzie o wiele mądrzejszy.
– No przecież nie zgrywam bohatera. - Mruknął w odpowiedzi przez zaciśnięte zęby, bo jednak ten kawałek, który przeszli do jego tarasu. Syczał z bólu, kiedy Audrey poruszała jego stopą. - Bądź delikatniejsza kobieto. - Powiedział, patrząc na poczynania brunetki. - W skali od jeden do dziesięć, powiedziałbym że piętnaście. - Stwierdził w końcu, bo naprawdę cholernie go bolała ta stopa. Jak nic coś sobie musiał uszkodzić, ale przecież znał ryzyko. Zresztą, zranienia i wypadki to nie była dla niego pierwszyzna. Na szczęście nie był typowym mężczyzną, który mówił, że umiera przy nawet niskiej gorączce. Wiele potrafił znieść i wytrzymać. Życie marynarza go tego nauczyło. Nie było co płakać. A za głupotę zazwyczaj się płaci.
– I co teraz mała? - Zapytał, bo nie wiedział, co lepsze. Czekanie aż Audrey skoczy po swoje auto, czy ryzykowanie kolejnego upadku na motorze. A wiedział, że sam na pewno nie poprowadzi.

Audrey Bree Clark
sumienny żółwik
żuczek#2609
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Brwi panny Clark zmartwiły się delikatnie, gdy próbowała sobie wyobrazić Kellana w jakiejś mniejszej formie… Jej wyobraźnia jednak niestety nie była na tyle bujna. Przynajmniej na razie, zapewne gdyby przyszło jej wypić kilka głębszych odnalazłaby odpowiedni widok w głowie. - Ta jasne, pewnie wciągasz paszę dla tuczników na śniadanie. - Mruknęła rozbawiona, delikatnie szturchając przyjaciela w bok. Rozbawienie jednak musiało w końcu minąć, gdy ból mocniej wykrzywiał mięśnie Kellana, a Audrey przystąpiła do akcji ratowniczej. Całkiem dobrze przeprowadzanej, chociaż tym razem jej podopieczny zaliczał się do gatunku, którym zwykle nie przychodziło jej się zajmować. Kości i ścięgna działały jednak tak samo i Audrey była w stanie zdiagnozować z czym mniej więcej jest problem.
- Oj nie maż się, skołuję ci skądś później naklejkę dzielnego pacjenta. - Mruknęła, skupiając się otarciach oraz pracy jego nogi. Ból podczas poruszania kojarzył jej się ze skręceniem kostki, wolała jednak upewnić się, że z kośćmi wszystko było w porządku. - Dobra, jak zaboli to wołaj. - I po tych słowach zaprzestała poruszania jego stopą, miast tego poczęła naciskać kolejne jej części upewniając się, czy aby wszystkie kości są w całości.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, a panna Clark zerknęła ku twarzy przyjaciela, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Do wesela się zagoi. - Rzuciła niemal automatycznie, najgłupszym pocieszeniem jakie tylko mogła wybrać, by zamyślić się nad planem. Mogłaby zadzwonić do ojca, obawiała się jednak, że ten jedynie dobije jej przyjaciela gdy dowie się, że ten oto wesoło próbował uczyć ją jazdy na motocyklu. Mogłaby zawieść go motocyklem, obawiała się jednak, że jedynie pogorszyłaby całą sprawę. - Dobra, masz jakąś apteczkę w domu? Unieruchomię ci stopę, a w międzyczasie zadzwonię do chłopaków z Sanktuarium, żeby podstawili mi tutaj samochód i pojedziemy na pogotowie. - W krótkich, niemal żołnierskich słowach wyjaśniła mu swój plan działania, a gdy tylko Kellan wyjawił jej gdzie znajduje się apteczka, ta od razu ruszyła na jej poszukiwania, w tym samym czasie wykręcając odpowiedni numer telefonu.
Dzisiejsza lekcja jazdy na motocyklu dobiegła końca, a im przyszło mierzyć się z czymś, równie strasznym - służbą zdrowia.

| zt. <3
Kellan Jones
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
ODPOWIEDZ