30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Już tam w balonie potrafiła go nieźle rozpalić, ale to jej gierki po zejściu na ziemię jeszcze bardziej go rozpalały. Oczywiście, że odwzajemnił ten niespieszny pocałunek. Niestety jego taki do końca nie był. Dało się wyczuć, że jak to facetowi... Trochę się spieszyło. Lubił też kobiety, które wiedziały czego chciały i nie bały się powiedzieć tego na głos. Jeszcze lepiej byłoby tylko gdyby powiedziała mu wprost na co ma ochotę, ale tak szczerze jak miał trzeźwo myśleć, kiedy taka dziewczyna zupełnie bezwstydnie powiedziała, że ma na niego ochotę. Gdyby nie kilka postronnych osób pewnie już teraz wylądowaliby na tylnym siedzeniu. Jednak.. Nie mogli. Nie tutaj i nie teraz. Z tego przejęcia zapomniał jej w ogóle powiedzieć, że w tym balonie to były kamery właśnie na takie wypadki. Szkoda tylko, że przez większość nagrania tylko się obściskują i całują. Może romantyzm rzeczywiście umarł?
Wsiadają za kółko nie miał jeszcze jasnego celu. Całkiem zgrabnie wykręcił swojego kolosa i ruszył w stronę najbliższej przelotówki. Skupienie się na drodze pozwoliło chociaż przez chwilę pomyśleć trzeźwiej. Skoro Susan tak sobie z nim pogrywała, on też mógł to trochę przeciągnąć. Niech oboje się trochę napracują by doszło dzisiaj do happy endu. Gdzieś w połowie drogi do najbliższych zabudowań dość ostro skręcił w prawo posyłając dziewczynie tajemniczy uśmiech, który mógł znaczyć tylko jedno. Miał już jakiś plan. A wiedząc, co potrafił zrobić na pierwszej randce mogła sobie tylko wyobrażać co ten szalony umysł mógł jej jeszcze zaoferować. Mijali kolejne dzielnice aż wjechali do tej w której miał swoje biuro. Z każdymi kolejnymi światłami coraz ciężej było mu utrzymać tę kamienną twarz. Nie mógł się doczekać jej reakcji na to, co za chwilę zobaczy. Parę zakrętów dalej i byli już na ostatniej prostej wzdłuż portu. Kiedy w końcu zaparkował pod targiem rybnym tylko ukradkiem obserwował jej reakcję aż w końcu nie wytrzymał i tylko cicho się zaśmiał.
- Chodź, nie pożałujesz. - puścił jej oczko wysiadając z samochodu i jak wcześniej pomagając jej wysiąść.
Wziął ją za rękę i poprowadził w stronę wejścia. Było jeszcze dość wcześnie jak na to miejsce, więc wiele stoisk nie było nawet otwartych, a te, które były dopiero wszystko rozkładały. Miał tylko nadzieję, że zastał Mike'a. Inaczej całą niespodziankę szlag trafi, a on negatywnie sobie zapunktuje u dzisiejszej randki. Zapach na szczęście nie był zły. Wszystko świeże, pachniało po prostu dość mocno oceanem. Na szczęście oni nie musieli przejść całego targu by znaleźć się przed jednym ze sprzedawców, którzy mieli kawałek zabudowania, a nie tylko stragan. Halifax odetchnął z ulgą widząc krzątającego się tam starszego Shena. Młodego nie potrzebował.
- Panie Shen! - podniósł wesoło głos, a dość wątłej postury starszy Azjata aż lekko podskoczył, jednak widząc Anglika jego twarz wykrzywiła się w grymasie przypominającym uśmiech.
- Jesteś chory, jeśli nie pojawisz się raz w tygodniu, co Graham?
- Zbankrutowalibyście beze mnie. - odpowiedział mu z szerokim uśmiechem lekko się kłaniając, jak było w ich zwyczaju - To co, dasz się namówić na rundkę? Macie dzisiaj coś specjalnego? - zagaił do staruszka lekko ściszając głos.
- Mike przywiózł coś wcześniej... Powinno starczyć... - spojrzał na dziewczynę lekko dygając na powitanie - Dla twojej koleżanki, dla ciebie musielibyśmy złowić jakąś orkę. - puknął Halifaxa w czoło czubkiem miotły ze złośliwym uśmieszkiem, po czym zaprosił ich do środka.
- Myślałem żeby połączyć przyjemne z pożytecznym i dać ci zjeść ze mnie, ale stary Shen mógłby tego nie przeżyć. - wyszeptał Susan na ucho dodatkowo je całując zanim uchylił dla niej kurtynkę.
W środku nie było zbyt dużo miejsca. Właściwie starczyło na ich dwójkę przy prowizorycznym blacie, za którym stał ich gospodarz już ostrząc noże. Z boku stała spora miska z ryżem. Nie trzeba było geniusza by zgadnąć na co ją zabrał. Najświeższe sushi w mieście.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Serio? Kamery w balonie? Do głowy by jej nie przyszło aby montować monitoring w miejscu takim jak to. Tym bardziej, że stan kosza jest sprawdzany zarówno przed wylotem jak i po lądowaniu. Uszkodzenia to jedyne wytłumaczenie podobnych praktyk bo żadne inne nie przyszło jej do głowy. Okej, buziaki na wysokości idealnie wpisywały się w podniosłą atmosferę, niecodzienną sytuację i romantyzm ogółu ale mimo to nigdy nie zdecydowałaby się na coś więcej. Nawet jeśli numerek podczas lotu brzmiał jako coś „wow”, to dla osoby z lękiem wysokości było to zupełnie nierealnie. I bardzo dobrze, że Graham pozostawił wiedzę w tej kwestii dla siebie bo blondynka mogła klekotać mu pół drogi na temat głupoty rozwiązania oraz tego, że użytkownicy mają prawo do takiej informacji jeszcze przed lotem.
Poprawiając się na fotelu, czekała aż jej szofer zajmie swoje miejsce aby mogli ruszyć… no właśnie, gdzie? W nieznane! Przynajmniej tak mogła powiedzieć Su, która dała wolną rękę byłemu żołnierzowi. Jednorazowa niespodzianka wyszła mu naprawdę świetnie i liczyła, że tym razem ją zaskoczy choć na dobrą sprawę nawet kupienie pizzy na wynos i skierowanie się do jej domu było ok. – Gdy jechaliśmy tutaj – wskazała kciukiem za siebie jako, że już wykręcili na polu więc balon został za nimi. – Bałam się, że chcesz mi coś zrobić – przyznała się szczerze będąc już w jakiejś relacji z tym facetem. Fakt, przeskoczyli kilka randek do przodu za jednym razem ale sprawiło to, że poczuła zaufanie. Nie, nie było to rozważne ale to cała Su.
– A teraz – uniosła delikatnie brwi obracając się nieco bokiem na tym całkiem wygodnym fotelu pasażera. Bardzo kokieteryjnie i z olbrzymią premedytacją podsunęła materiał sukienki nieco wyżej odsłaniając zgrabne udo. – Teraz nie mogę się doczekać – aż mi ‘coś’ zrobisz łamane na „porwiesz”. Takie zachowanie było wysoce ryzykowne bowiem musiała się liczyć z tym, że mężczyzna przez chwilę dzieli uwagę między jej nogi a to co dzieje się na drodze.
Przy gwałtownym skręcie zaprzestała prowokowania skupiając się na tym aby trzymać uchwyt w drzwiach. Mimowolnie dotknęła materiału pasów aby sprawdzić czy znajduje się on w odpowiednim miejscu. Wszystko było okej a mina Grahama zdradzała, że miał podstępny plan. I teraz Su nie dopytywała a jedynie patrzyła przed siebie. Można wyobrazić sobie jej zdziwienie gdy samochód zatrzymał się w miejscu przeznaczonym na targ rybny.
– Okeeeej – zaczęła wysiadając posłusznie z samochodu. Rozejrzawszy się po okolicy miała pewność, że wygląda co najmniej zabawnie w białej sukience i jasnych szpilkach otoczona straganami. To już drugi raz kiedy jej strój tak bardzo nie pasował do okoliczności ale mimo to, ciekawość nie pozwoliła jej na wycofanie się. To wszystko zaszło zbyt za daleko aby podkulić ogon i spasować na ostatniej prostej.
Spacerując tak po głównej alejce przeszło jej przez myśl aby coś kupić ale szybko zrezygnowała bowiem w polu widzenia pojawił się ktoś, kogo najwyraźniej Graham szukał. Krótka wymiana zdań, ukłon nieznajomego i jej szybkie „dzień dobry” połączone z niepewnością w ruchach. – Nie rób tak – skarciła go dociskając ucho do ramienia krótko po tym jak je pocałował. Takie działania wyraźnie ją rozpraszały a mimo wszystko była zainteresowana tym co się zaraz wydarzy. – O jej – wydukała nie mogąc powstrzymać się przed głośniejszym przełknięciem śliny. Ten lot sprawił, że bardzo zgłodniała i z wielkim bólem będzie musiała się powstrzymywać aby jeść wolno i przyzwoicie. Po zajęciu wyznaczonego miejsca poprawiła się na krześle rozglądając się nieco. – Paluszkami czy pałeczkami? – zapytała nie mając problemu z jedzeniem rękoma. Nie było w tym nic absolutnie złego i oba wyjścia były dla nie odpowiednie. – Jesteś tutaj częstym gościem – uśmiechnęła się patrząc a to na Grahama a to na gospodarza, który bez problemu mógłby podciąć jej gardło jednym ze swych noży.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jej strach gdy jechali w tę stronę był zupełnie zrozumiały, jak sama przed chwilą przyznała. Właściwie w ogóle go nie znała poza tym, że prowadził firmę wynajmującą żołnierzy za gruby hajs. Nie było trudno zgadnąć, że sam był byłym wojskowym, a z tych każdy ma coś za uszami. Po powrocie zdarzają się jeszcze jakieś PTSD, agresja i inne perypetie. A ona sobie tak beztrosko wsiadła do jego samochodu i nawet się nie zająknęła, kiedy zaczął ją wywozić do lasu. Nie miał pojęcia dlaczego tak bardzo mu ufała. Może dobrze mu z oczy patrzy, a może po prostu nie dał jej do tej pory żadnych powodów żeby wątpić w jego dobre intencje, ale musiała być odważna żeby się na to zgodzić.
Równie odważna była z pełną premedytacją kusząc go na fotelu pasażera. Przecież niemożliwym było żeby nie spojrzał na unoszącą się sukienkę za sprawą jej palców. Na szczęście konwoje wyrobiły w nim na tyle podzielną uwagę by nie zjechał na sąsiedni pas patrząc na dziewczynę łapczywie. Korciło go żeby zrobić mały postój i nie kazać jej już dłużej czekać na te zabawy, ale zdołał się opamiętać. Przecież teraz to on miał ją trochę kusić, podniecić i kazać na to zaczekać. Z bólem serca powrócił wzrokiem do drogi, lecz było po nim widać, że ma trochę problemu ze skupieniem. Jego myśli były już tam, gdzie i oni powinni być, czyli u niej w domu.
Ta niespodzianka znów sprawiała, że była całkowicie nieadekwatnie ubrana, ale czy to też nie czyniło tego wszystkiego zabawniejszym? Może wolałaby pójść do jakiejś super knajpy i jasne, mógłby ją tam zabrać, tylko wtedy co by go odróżniało od całej rzeszy innych facetów? W życiu trzeba czasami zrobić coś innego, nowego, poznać nowych ludzi, zasmakować nowych rzeczy. Graham nie przepadał za monotonią i aktywnie z nią walczył. Ten wyjazd był ryzykiem, ale wydawało mu się, że po wszystkim Susan nie będzie narzekać. Zwłaszcza, kiedy posmakuje tego, co dla niej przygotował.
Posłał jej rozbawiony uśmiech kiedy go skarciła, który świadczył tylko i wyłącznie o tym, że nie miał najmniejszego zamiaru przestawać. Droczenie się z partnerką to jego drugie ja, więc mogła zapomnieć, że tak łatwo go sobie podporządkuje.
- Czym wolisz, to nie jest pięciogwiazdkowa knajpa, jak widzisz. - po tych słowach dało się usłyszeć głośne uderzenie noża o deskę do krojenia, na co Graham zareagował cichym śmiechem - Jesteśmy tutaj sami, więc jak ci wygodniej. - uśmiechnął się do niej wesoło.
Halifax już otworzył usta żeby jej odpowiedzieć, kiedy wtrącił się ich gospodarz.
- Częstym? Ten darmozjad jest u nas przynajmniej raz w tygodniu. - pogroził mu nożem, z czego Graham sobie oczywiście nic nie zrobił, tylko jeszcze szerzej się uśmiechnął - Gdyby mój syn nie był takim nieudacznikiem żeby dać się uratować takiemu baranowi, nie musiałbym widywać tej facjaty. - mlasną z przekąsem podsuwając im pierwszą rolkę z łososiem i szparagiem na drewnianej desce z miseczką z wasabi oraz sosem sojowym.
- Hej, zawsze ci płacę i utrzymuję Mike'a. Nie bądź wredny. - Anglik odpowiedział staruszkowi, na co ten tylko pokiwał głową.
Można było odnieść wrażenie, że nie jest to pierwsza tego typu wymiana pomiędzy tą dwójką. Gospodarz wziął się za kolejne przygotowania, a Graham wymownie spojrzał na Susan zapraszając ją by pierwsza się poczęstowała.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Murphy bywała zagadkowa i niekiedy ciężko było ją rozgryźć. Z jednej strony nie miała żadnego problemu z okazywaniem uczuć nawet w towarzystwie obcych osób, z drugiej zaś takie zachowanie kompletnie ją rozpraszało. Najpewniej problem tkwił w zbyt wielu bodźcach jak na pierwszą randkę. Podejmując grę w uwodzenie i zabawę w kotka i myszkę zapędziła się w kozi róg. Chcąc pokazać, że może jeszcze zwlekać, pozwoliła zabrać się w miejsce zupełnie nieznane podczas gdy najchętniej przekraczałaby teraz próg własnego domu wisząc dosłownie na szyi Grahama. Skoro powiedziała A, to nie miała wyjścia innego niż powiedzieć B. Innymi słowy – gra toczyła się dalej a kolejną niespodziankę należało dobrze wykorzystać bowiem wielce prawdopodobne, że w najbliższym czasie spożytkuje sporo energii.
Tak jak sądziła, spożywanie miało formę zupełnie dowolną i zupełnie szczerze – była głodna jak wilk. Gdyby się nad tym zastanowić to Graham mocno punktował na pierwszym spotkaniu. Ideałów nie ma, nie istnieją, więc gdzie ukryty był haczyk? Co takiego miał za uszami, że do tej pory nie został zaobrączkowany jak gołąb? Mała czerwona lampka zapaliła się nad głową blondynki wówczas gdy były żołnierz czuł się tutaj jak u siebie w domu. Wyglądał na życzliwego gościa o gołębim sercu mimo poważnych rozmiarów. Doskonale wiedziała, że ten odbiór jest błędny. To żołnierz, były, musiał zabijać z zimną krwią a to zawsze pozostawia jakieś ślady. Jeśli teraz tego nie odczuwał, to kiedyś wypełźnie.
I to ją martwiło. Fakt, nie powinna tak bardzo wybiegać w przyszłość ale często się na tym przyłapywała.
Teraz obserwowała Grahama z delikatnym uśmiechem cały czas myśląc „Co z Tobą nie tak, nie umiem Cię rozgryźć”…
– Wygląda świetnie – sięgnęła po pierwszą porcyjkę rezygnując z podstawionych dodatków. Skoro produkty były tak świeże jak obaj twierdzili, to grzechem było podkręcać smak. Wsuwając pierwszy kawałek do buzi przymknęła oczy. Chciała coś powiedzieć natychmiast ale z pełnymi ustami nie wypadało. Dopiero gdy połknęła zwróciła się do staruszka – Pyszne – z uśmiechem obserwowała jak jeden kawałek wyglada w dłoni Grahama. Faktycznie aby czuł się najedzony potrzebował takich… wielu. – Opowiedz mi tą historię – zagaiła do swojej randki i nie było wątpliwości, iż chodzi o jego powiązanie z synem właściciela straganu. Poprzednim razem jeśli dobrze pamietała Graham obezwładnił złodzieja. Co zrobił tym razem, że zaskarbił sobie specyficzną sympatie Azjaty?
Kiedy na desce pojawiły się kolejne porcje, sięgnęła po nie bez pytania. Tym razem pokusiła się o odrobine sosu ale było to jedynie kilka kropel. – Chyba teraz Pan się mnie nie pozbędzie – naturalnie chodziło jej o to, że chętnie będzie kupowała u niego owoce morza bo na więcej nie miała śmiałości. - Nie wiem co jest lepsze. To jedzenie czy lot balonem - zwróciła się do mężczyzny sunąc szpilką po jego łydce, kolanie i znów w dół. Blat skutecznie chronił jej igraszki przed wścibskimi spojrzeniami i to było dobre.


Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Anglik nie miał zbyt wiele czasu nad rozmyślaniem o tym, co zaczynało się dziać pomiędzy nim, a Susan. Jego myśli błądziły albo wokół następnej niespodzianki, albo tego jak bardzo miał na nią ochotę. Musiał przyznać, że to wszystko było cholernie niecodzienne, nawet jak na niego. Zdarzało mu się już chodzić z klientkami do łóżka. Dlaczego nie. Etyka biznesowa została zachowana, rozliczyli się i wszyscy odeszli zadowoleni. Tylko, że w tym przypadku dziewczyna nawet nie do końca była jego klientką. Szukała swojego byłego faceta, albo nawet obecnego bo bardzo możliwe, że spraw tak na dobre nie skończyli, a on tymczasem zaoferował jej randkę by ratować honor swój oraz innych wojskowych.
Nawet w swoich najśmielszych przypuszczeniach nie wyobrażał sobie, że dadzą sobie dzisiaj coś więcej niż buziaka na dobranoc. Jasne, postarał się z tym balonem. Miał ten efekt wow, ale żeby aż na tyle by wpadła w jego objęcia? Na dobrą sprawę w ogóle się nie znali, zamienili zaledwie kilka zdań, a przeskoczyli już kilka dobrych baz. Graham nie zamierzał negatywnie jej pod tym kątem oceniać. Byłby hipokrytą gdyby tak zrobił. Doskonale wiedział, że czasami pociąg fizyczny był po prostu tak silny. Bywa też tak, że ktoś chce po prostu wyzbyć się ze swojego "systemu" jakiejś bądź jakiegoś ex. Nie miał jakichś wielkich oporów by zostać dla niej tylko tego typu narzędziem. W końcu oboje będą czerpać z tego przyjemność, a nie obiecywali sobie jakichś happy endów. Wszystko było pod wpływem chwili, więc zaprowadzi ich to tam, gdzie ma zaprowadzić.
- Mówiłem, że nie pożałujesz. - uśmiechnął się do dziewczyny z tryumfem samemu wciągając kawałek za kawałkiem, przy okazji zerkając na zadowoloną minę swojej partnerki.
Staruszek na jej pochwałę tylko uśmiechnął się ukradkowo w jej stronę rollując już kolejną rolkę, bo ta zniknęła w mgnieniu oka.
- Nie, nie... Tylko nie to. - jęknął zmarnowany.
- Poczekaj, poczekaj. Pani chce usłyszeć historię, nie mogę odmówić. - wyszczerzył się do niego złośliwie, co zostało spowodowało kolejne wymachiwanie nożem przed twarzą.
- Bo widzisz... Kiedy stacjonowałem w Afganistanie poznałem tam takiego narwanego chłopaka. Ma na imię Mike. Spoko gość, naprawdę. Tylko zawsze pakuje się w jakieś tarapaty. Któregoś razu wpadł na świetny pomysł, by zagrać w pokera z lokalsami. Jak możesz sobie wyobrazić samotny żołnierz poza bazą to idea warta własnej kategorii w nagrodach nobla. - to spotkało się z ostrzegającym odchrząknięciem ze strony gospodarza - Nie będę wchodził w szczegóły, co mu tam naobiecywali, ani co było stawką. - spojrzał wymownie na staruszka, ukradkiem pokazując jej na swoim przykładzie, że chodziło o kobiety gestykulując przy piersiach oraz udawanym zarzucaniu włosami - Jak możesz sobie wyobrazić, nie ma tam zbyt wielu Azjatów, więc chłopak rzucał się trochę w oczy. Talibowie zrobili wjazd na pokerową noc i pewnie by go skasowali gdyby poczciwy Graham nie spadł mu z nieba. - uśmiechnął się rozbrajająco rozkładając ręce - Poskładałem jego kolegów i wytargałem z budynku. Okazało się, że dostał gdzieś po drodze w okolice brzucha, więc dość dosłownie musiałem zaciągnąć go do bazy. I tak oto stary Shen ofiarował mi spłacenie tego długu za uratowane życie, chociaż jakoś pokracznie to działa bo nadal utrzymuję jego syna. - spojrzał na staruszkowy grymas z rozbawieniem - W taki sposób zaskarbiłem sobie wdzięczność świetnego sushi mastera, który lubi zrzędzić, ale i tak mnie lubi. - uśmiechnął się do niego, na co tamten tylko przewrócił oczami podając kolejne rolki.
- O nie, tylko tego darmozjada przyjmuję przez mojego syna nieudacznika. Dla innych tylko handel rybami. - fukał pod nosem, ale nie zaprzestał swojej pracy.
- Myślę, że najbardziej spodoba ci się powrót do domu. - wyszeptał jej na ucho kładąc jej dłoń na kolanie i powoli sunąc nią do góry pod osłoną przedłużonego blatu.
We dwoje mogli grać w tę grę, a Halifax zdecydowanie był dobrym graczem. Nie miał zamiaru jej ustępować.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Blondynka była idealnym przykładem łakomczucha. Pierwsze trzy porcje wciągnęła niemal od razu. Później było nieco gorzej, zaczęła się ociągać i bardziej interesować samym sposobem przyrządzania sushi niż jego kosztowaniem. Z nieukrywanym zadowoleniem obserwowała jak dużo pochłania Graham i nie było w tym nic dziwnego. W końcu był dużym mężczyzną, który potrzebował się najeść aby funkcjonować. Ryż miał to do siebie, że "trzymał" krótko, przynajmniej takie odczucie miała Su, dlatego z satysfakcją przypomniała sobie, że jej lodówka nie jest pusta, a poprzedniego dnia wyskoczyła na spore zakupy spożywcze. Innymi słowy - w razie konieczności będzie miała możliwość wyczarowania dania ratunkowego. Nawet jeśli miały to być zwykłe kanapeczki i coś do picia. - Rozpieszczasz mnie do samego początku - odpowiedziała skuszona jeszcze jednym kawałkiem. I tym razem czknęła odrobinę sosu mając pełną świadomość, że od dziś bez dwóch zdań będzie potrafiła rozpoznać świeże danie od tego mniej świeżego. To co serwował im Azjata było o niebo lepsze od wszystkich poprzednich, które miała okazje jeść choć, co wart zaznaczyć, jeśli miała wybór to stawiała na makarony.
Uwielbiała je.
- Racja, mało rozsądne - nawet taka Murphy, która nie miała nic wspólnego z misjami zagranicznymi a nawet obronnością, wiedziała, że to fatalny pomysł. Ów chłopak albo był bardzo lekkomyślny albo szukał rozrywki i adrenaliny. Jak spodziewała się usłyszeć zaraz Su, najpewniej ją znalazł.
Już nie przerywała, słuchała do końca.
- Jezu - przewróciła teatralnie oczami bo tylko idiota nie potrafiłby stwierdzić, że chodziło baby. Jeśli nie chodzi o kasę to zawsze chodzi o kobietę, no zawsze...
- Komuś jeszcze ocaliłeś skórę? - bo jak do tej pory Susan poznaje wyłącznie ludzi związanych w jakimś stopniu z Grahamem przez pryzmat udzielonej pomocy. To bardzo szlachetne z jego strony i aż można by pokusić się o stwierdzenie, że to złoty człowiek.
Ale czy faktycznie tak było?
- Ja już podziękuję. Najadłam się za wszystkie czasy. Było pyszne - zacisnęła uda zakleszczając tym samym ciekawską, męską dłoń między nimi. Puściła po dosłownie paru sekundach. - A Ty? pewnie zjadłbyś drugie tyle - uśmiechnęła się do Grahama jakby nigdy nic.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Apetyt dziewczyny trochę mu imponował. Nigdy nie zaglądał ludziom w talerze, ale preferował jednak kobiety, które nie ograniczały się z jedzeniem tylko dlatego, że są na randce i mogłoby to źle wyglądać. Drogie panie, facet dopiero zauważy jeśli zamówicie czwarty deser, a jemu później przyjdzie do płacenia. dla niego była to przesłanka o tym, że czuje się w jego towarzystwie na tyle komfortowo żeby się nie ograniczać i to było świetne. On sam był człowiekiem, który w niewielu przypadkach zmieniał swój charakter by dostosować się do otoczenia. Robił to właściwie tylko na spotkaniach biznesowych. Na co dzień był wolnym duchem. Robił to, na co miał ochotę, a teraz miał ochotę na znakomite sushi i swoją partnerkę, w odwrotnej kolejności oczywiście. Czego też jakoś specjalnie nie ukrywał, ale niestety instynkt nakazujący mu opiekować się kobietą wygrywał z jego pragnieniami.
- To w końcu pierwsza randka. Nie martw się, na drugiej zabiorę cię już normalnie do McDonalda. - zaśmiał się puszczając jej oczko.
Oczywiście nie był tym typem, który się opuszcza. Wręcz przeciwnie. Stara się trzymać poziom a najczęściej go podnosić. Nie był pewien natomiast czy to wszystko nazwałby rozpieszczaniem, to bardziej kojarzy mu się z kupowaniem drogich sukienek czy biżuterii. On po prostu starał się ją czymś zaskoczyć i trochę pochwalić tym co potrafi zmajstrować w zaledwie kilka godzin. Główka zawsze musiała pracować.
- Za dużo by zliczyć. Każdy żołnierz ratuje w końcu koledze dupę, ja miałem szczęście robić to częściej niż inni. - uśmiechnął się lekko wzruszając ramionami - Jest też niestety wielu, którym tej skóry nie ocaliłem. - na chwilę mina wyraźnie mu zrzedła kiedy odwrócił wzrok udając zainteresowanie tym, co robi teraz ich gospodarz.
- Popijcie tym, niech się przyjmie. - z chwilowej ciszy wyratował go stary Shen podsuwając obojgu spodeczki z sake.
Graham przytaknął z wdzięcznością przechylając naczynie i prawie się przy tym oblał kiedy jej uda zacisnęły się wokół jego dłoni. Nie omieszkał przy tym też trochę ścisnąć jej udo spoglądając na nią kątem oka z zawadiackim uśmiechem.
- Nie, jemu już starczy! - warknął staruszek machając dłońmi jakby chciał ich wyprosić.
- Stary zrzęda... - Anglik mruknął pod nosem z rozbawieniem ukradkiem wkładając sto pięćdziesiąt dolarów pod deskę po sushi.
Nigdy nie chciał przyjmować od niego pieniędzy, więc Halifax musiał być kreatywny. Na szczęście to potrafił. Łączyła ich ta zabawna relacja, gdzie jeden niby drugiego nienawidzi, lecz to zupełnie nie tak. Po prostu zrzędził bo lubił.
- To na nas chyba pora, dzięki za wszystko. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu! - posłał staruszkowi cwany uśmiech biorąc Susan za rękę i szybko się stamtąd zawijając zanim znajdzie te pieniądze i zacznie jeszcze za nim gonić.
Po drodze do auta mijali kolejne stragany, które były już otwarte. Zapach oceanu stawał się coraz mocniejszy, więc przyszli w samą porę by ich ubrania po prostu nie przeszły tym wątpliwym aromatem. Jak zawsze pomógł jej wsiąść do samochodu, samemu zajmując pozycję za kółkiem dopiero po krótkiej chwili.
- I jak? Zasłużyłem na drinka u ciebie w domu? - uśmiechnął się do niej filuternie wrzucając Drive i kierując swoją maszynę w stronę jej mieszkania.

Susan Murphy

z/t x2
przyjazna koala
Graham
ODPOWIEDZ