Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie pierwszy raz go poprawiła, gdy zwrócił się do niej skrótem. Nie obeszło go to szczególnie. Podobało mu się to jakie znaczenie nosiło za sobą to określanie jej jako V., więc nie po złości skracał jej imię.
- Wedle mojego osądu jestem, ale szanuję twoje podejście... Respektować go nie muszę - odpowiedział i zapamiętał doskonale jej słowa, aby w odpowiednim momencie użyć je przeciwko niej samej.
Mogła się starać go odepchnąć, ale na próżno szły jej wysiłki. Skoro Hawthorne chciał by odgrywała jakąś tam rolę w jego życiu, Divina poniekąd nie miała już drogi ucieczki. Wydała na siebie wyrok dawno temu, gdy podczas głupiej przechadzki w lesie natrafiła na nieodpowiednich ludzi, w nieodpowiednim czasie. Osoby takie jak Nathaniel nie odpuszczały łatwo, a w zasadzie to nigdy...
- Widzę jak wygląda ten opatrunek - odparł nie kryjąc swojego niezadowolenia, bo zakrwawiony bandaż nie prezentował się zbyt dobrze. - Jakim przypadkiem? - Drążył dalej, ale właściwie rozmowę też przyszło im kontynuować dopiero, gdy wrócił do niej już z pakunkami. - Lekarz zobaczy mnie w odpowiednim czasie - mruknął pod nosem, a zaraz potem z wyciągniętych medykamentów wybrał te, które były mu obecnie najbardziej potrzebne. Odłożył więc na bok resztę, wraz z jedzeniem i kocami, które znajdowały się w osobnych torbach, po czym spojrzał wyczekująco na Divinę. - Niesienie pomocy to nie handel wymienny, więc nie jestem ci niec winien, ale robię to z własnej, dobrej woli - zacytował ją samą, a zaraz potem schylił się, aby złapać dziewczynę za kostkę, ale ta odsunęła nogę uniemożliwiając mu realizację tego, co zamierzał. Więc z niekrytym niezadowoleniem uniósł na nią spojrzenie swoich błękitnych oczu i ściągnął gniewnie brwi. Nie miał sił się z nią szarpać, ale odpuszczać także nie miał zamiaru. - Niczego ci nie potrzeba? - Prychnął pod nosem, po czym zaczął rozglądać się za zapalniczką. - Mieszkasz w baraku, który tylko z nazwy przypomina dom mieszkalny... Sama jesteś z tych, którzy potrzebują pomocy, więc nie mydl mi oczu swoją dobrotliwością, bo kłamstwo jest grzechem, którego przecież się brzydzisz - wyłożył stanowczo, aczkolwiek jak na siebie niezwykle delikatnie. Pewnie gdyby sam nie był wyczerpany i obolały, już dawno opatrzyłby ranę Norwood, czy by tego chciała, czy też nie. - Rozwiąż bandaż, V - ponaglił ją, ale cierpliwość mu się kończyła, więc ostatecznie wyciągnął papierosa z ust i z irytacją opadła na kolano przed dziewczyną, aby sięgnąć go jej nogi. Sam przy tym skrzywił się z bólu, ale nic nie dał po sobie poznać i ponownie wyciągnął rękę, by chwycić kostkę Diviny. - Opatrzymy to, a potem zniknę - oznajmił. - Ale jeśli będziesz stawiać opór to poproszę aby mój człowiek wrócił, a wtedy nie będzie już tak miło i przyjemnie - dodał jeszcze, bo jak nie prośbą to groźbą... Cóż było to rozwiązanie, które Hawthorne stosował w swoim życiu niezwykle często i zwykle działało bez zarzutu.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Wcale nie chciała mu się tłumaczyć ze swojego wypadku, bo wiedziała, że historia ta nie jest ani ciekawa, ani tez nie stawia jej w korzystnym świetle, nie, żeby zależało jej na jego opinii, ale zwyczajnie nie chciała słuchać dodatkowo o swojej głupocie.
- Podczas pływania w morzu - dodała, licząc, że więcej szczegółów już naprawdę nie będzie musiała zdradzać. Z resztą ważniejsze było teraz to, że Nathaniel nie pojechał, tylko przyniósł do jej domu pakunki, których nie potrzebowała. To znaczy potrzebowała, ale nie chciała ich przyjąć. W jej głowie miał być złym człowiekiem i była pewna, że właśnie tak też pierwszych ludzi w Rajskim Ogrodzie kusił wąż. Tylko, że kiedy Nathaniel zacytował ją samą, na moment nie wiedziała, co właściwie ma zrobić. Zwykle była mistrzynią opanowania, ale przy nim zachowywanie kamiennej twarzy nawet dla niej stanowiło niemałe wyzwanie. Może nie przejawiało się to nie wiadomo jakimi reakcjami, ale po prostu było jej ciężko, co z kolei mężczyzna świetnie wykorzystywał, mówiąc dalej i podchodząc ją z każdej strony.
- Każdy grzeszy, a w przeciwieństwie do pana, ja się wyspowiadam i Bóg mi wybaczy - rzuciła ostrzejszym tonem, niż ten, którego zwykle używa, czyli nieco mniej mdłym. - Nieładnie obrażać dom, w którym udzielono panu schronienia - skarciła go jeszcze, bo co on sobie myślał? Tak się nie robiło! Tylko, że te wszystkie emocje, głównie świadczyły o tym, że przegrywa. Z resztą nie była mistrzynią polemiki, normalnie po prostu by sobie poszła, ale jak pójść, gdy Nathaniel jest u niej w domu? Nie zostawi go tutaj samego. - I proszę nie wykorzystywać moich słów przeciw mnie, ja o pomoc nie proszę - dodała jeszcze, walcząc o zdecydowaną postawę. Było jej wstyd... takie to naturalne, ale właśnie tak się poczuła, bo wiedziała w jakich warunkach mieszkała, ale nie lubiła wcale, gdy ktoś jej o tym przypominał. Może nie miała luksusów, ale przecież sobie radziła i nie prosiła o opinie. - Nie. - szła w zaparte. Miała wiele powodów by się na to nie zgadzać. - Mogę to sama zrobić - chociażby taki, chociaż zlokalizowana na łydce rana paradoksalnie nie była dobrze dostępna. Czuła, że przegrywa, ale mimo to wierzyła, że uda jej się postawić na swoim... co było głupotą, w końcu ten człowiek nie miał żadnych barier. Znów próbowała go mierzyć normami, którym tak chętnie się sprzeciwiał. - Takie zachowanie, to nie dobroczynność - zdecydowała się go jeszcze upomnieć w tej kwestii, ale było to jedynie zaznaczeniem chwili, w której poddała walkę. Poczuła jego palce na swojej kostce i drgnęła przy tym, niezręcznie się czując, gdy jej dotykał, już nie mówiąc o tym, że przy niej klęknął. Próbowała w tym wytrwać, ale ostatecznie nie dała rady i wyrwała mu nogę robiąc krok w tył. Już widziała, jak agresja wypełnia jego spojrzenie, dlatego czym prędzej uniosła dłonie. - Nie jestem w stanie, gdy pan przede mną klęka! - wyjaśniła, zła na siebie, bo poczuła jak mimowolnie się rumieni. - Proszę usiąść na kanapie... sama ściągnę bandaż - dodała i sama zajęła miejsce na meblu, trzęsącymi dłońmi odwiązując brudny materiał. Skrzywiła się, gdy odklejała końcowe warstwy od lepkich rozcięć, ale nie wydała z siebie nawet jęknięcia. Miała świadomość, że nie wygląda to najlepiej, chociaż bez lusterka, nawet przy wygięciu nogi, nie widziała całości. - Mogę wygiąć nogę do boku... - mruknęła, nie podnosząc na niego spojrzenia. Faktycznie to zrobiła, przez co odwróciła się do niego nieco tyłem, czując, że długo tak nogi w powietrzu nie utrzyma, ale mimo to udawała, że nic jej to nie kosztuje i ta wcale nie drży, pragnąc się oprzeć.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Prychnął pod nosem słysząc jej tłumaczenia. Jak na bogobojną pannicę szybko znajdowała usprawiedliwienie dla swoich grzeszków. Nie chciał jednak wdawać się z nią w dalszą polemikę na ten temat. Mogłoby to spowodować kłótnię, a przecież Nate'owi w tamtej chwili zależało na tym by pomóc Divinie, a nie zaszkodzić jej bardziej.
- Mam inne zdanie na ten temat, ale póki co zachowam je dla siebie - mruknął pod nosem, ale zanotował by we właściwym czasie ponownie w Divinę uderzyć tak, by zapamiętała jego słowa na dłużej. - Mhmmm... Zapamiętam tę naukę, na pewno zmieni ona moje postrzeganie tej marnej chałupki - burknął, po czym ponownie wrócił do tematu jej nogi. Nie miał zamiaru odpuszczać i szczerze liczył na to, że nie będzie musiał posuwać się do tak drastycznych środków jak szantaż i zastraszanie, ale cóż... Wedle jego wiedzy były one niezwykle skuteczne i tym razem także zadziałały tak jak powinny. - To dobroczynność, ale musiałem ją wymusić, bo sama nie pozwoliłaś mi jej zaoferować - oznajmił, ale gdy chciał sięgnąć do jej nogi, Divina wycofała się ponownie. - Dobrze, wreszcie dochodzimy do jakiegoś porozumienia, cieszy mnie to - dodał, po czym zrobił o co prosiła.
Uważnie obserwował jej ruchy i nie umknęło jego uwadze to jak na twarzy Diviny ukazał się grymas zdradzający ból. Zerknął więc od razu na jej nogę i samemu skrzywił się nieładnie, bo rana wyglądała okropnie. Była zaogniona, a łydka wokół zaczynała puchnąć i różowić się równie mocno jak skóra blisko skaleczenia. Swoją drogą było ona znacznie głębsze i większe niż Nate przewidywał.
- Połóż się po prostu na brzuchu i pozwól mi to opatrzeć - oznajmił, a gdy wygięła nogę, ujął ją ostrożnie, aby lepiej przyjrzeć się ranie. - Widział to lekarz? - Spytał, ale odpowiedź raczej nasuwała się sama. - Połóż się - rozkazał raz jeszcze, po czym wstał, aby sięgnąć potrzebne rzeczy. Zachwiał się przy tym niepewnie, bo faktycznie stracił sporo krwi i był nadal zmęczony, ale nie na tyle, aby nie móc udzielić pomocy Norwood. - A więc co jakim cudem tak pierdoliłaś sobie nogę? - Nadal dociekał, bo nie wyglądało mu to na ranę, którą mogłaby odnieść gdzieś w buszu. Gdyby podrapała się o jakąś gałąź, za pewne szybciej by skontrowała ruch i nie pozwoliła, aby uszkodzenie było aż tak głębokie. - Musiałaś mieć cholernego pecha - dodał zaraz, po czym ostrożnie przesunął gazikiem po skórze dziewczyny.
Nie umknęło jego uwadze to jak bladą miała cerę. Właściwie pierwsze co przyszło mu na myśl to porządne niedożywienie, może nawet anemia, bo jej ciało wydawało być się niezwykle zmęczone i kruche jak na tak młody wiek w jakim była. - Paskudnie to wygląda... Przydałaby się maść - burknął pod nosem, bo rana ewidentnie nie chciała się zagoić. Wyglądała tak jakby była praktycznie świeża. Nathanielowi zaraz przypomniał się ich wczorajszy spacer przez gęstwiny, gdy opierał się o Divinę idąc tutaj. Możliwe, że wtedy rana ponownie się otworzyła, ale i tak nie tłumaczyło to wszystkiego. - Powiedziałaś, że Bóg ci wybaczy... Wątpię w to - rzucił, bo teraz, gdy już mógł udzielić jej pomocy, nic nie stało na przeszkodzie, aby wreszcie podzielił się z nią swoimi myślami. - Życie jest największym darem jakie od niego otrzymałaś, a więc popełniasz najcięższy grzech nie szanując tego co zostało ci ofiarowane - oznajmił i ostrożnie zaczął owijać nogę Diviny świeżym bandażem, uprzednio kładąc je stopę na swoim udzie. - Nawet ja nie grzeszę tak okrutnie jak ty, V - dodał jeszcze, ale w zasadzie tych słów już tak pewnym być nie mógł. Z jednej strony walczył o życie każdego dnia, ale z drugiej samemu je narażał, a więc czy był we właściwej pozycji, aby pouczać o tym akurat Divinę?

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Czy według Diviny też dochodzili do porozumienia? Nie wydawało jej się, jak miała być szczera, ale zachowała już tę uwagę dla siebie, niekoniecznie chcąc wdawać się w kolejną dyskusję, skoro sprawa była już przesądzona.
- Tak mi jest wygodnie - zadrżała, kiedy złapał jej nogę. Była tym wystarczająco zażenowana i bez leżenia na brzuchu. Rzadko kiedy w ogóle z kimkolwiek rozmawiała, a co tu mówić o przełamaniu bariery dotyku. Było to dla niej okropnie dziwne i niecodzienne, a przy tym... bała się. Mimo wszystko wcześniej, za każdym razem, gdy Nathaniel jej dotykał, kończyło się to nieprzyjemnie. Był złym człowiekiem, nie zapominała o tym i wiedziała, że jest zdolny do wszystkiego, dlatego nawet gdy ją opatrywał, spodziewała się najgorszych możliwych scenariuszy. Mógł na przykład zacisnąć palce na jej ranie, sprawiając jej niesamowity ból, chociażby w ramach rewanżu za to, jak w Shadow wylała na niego alkohol, zanim uciekła z klubu. Wątpiła, żeby miał jej to zapomnieć, mimo, że ich ostatnie spotkania przebiegały w nieco innej atmosferze. Na pytanie, czy widział to lekarz, jedynie zerknęła na niego z zaciśniętymi w równą linię ustami. Nie chciała odpowiadać, wolała przemilczeć. Poza tym źle się czuła z tym, że widział jej ranę, z tym, że jej dotykał, że robił dla niej coś dobrego, jednocześnie będąc największym potworem, jakiego znała. To musiało być próbą, której jeszcze nie rozumiała. Kiedy po raz kolejny kazał jej się położyć, jedynie nieco bardziej się pochyliła, opierając łokcie o podłokietnik kanapy. Ani myślała się przed nim kłaść, wydawało jej się to jeszcze bardziej nieodpowiednią wizją, jakby już podciągnięta nad kolano spódnica i powierzanie mu swojej osoby, nie było wystarczającym przekroczeniem wszystkich granic. - Mówiłam już, że podczas pływania w morzu - mruknęła niezbyt głośno. Dlaczego w ogóle go to interesowało? Powinien dać jej spokój i czym prędzej zrobić swoje, żeby mogli się pożegnać. - Dużo pan klnie - co miała powiedzieć? Że faktycznie miała pecha? W zasadzie odkąd pamiętała, ale wolała tak na to nie patrzeć. Zadrżała silniej, kiedy dotknął gazikiem rany, ale zamiast jęknąć, zagryzła boleśnie policzki od środka. Nie chciała przy nim pokazywać słabości, a może raczej przed samą sobą? Nie była już pewna.
- Zagoi się w swoim czasie - zawyrokowała, nie dając po sobie poznać, że niekoniecznie dobrze się czuła z tym, jak ją ocenił. To znaczy jej ranę. Z drugiej strony powinna już przywyknąć do tego, że jest po prostu paskudą... - Mogłam sama to zrobić - zauważyła, wciąż czekając jednak na jakiś atak. Nie rozumiała go, ani tego, z jaką ostrożnością zajmował się jej nogą. W zasadzie to nie posądzała go nawet o taką delikatność. W jej oczach jawił się raczej, jako człowiek brutalny, który wszystko załatwiał siłą, bądź nieczystymi zagrywkami. Trochę się na tej myśli zawiesiła, dlatego też jego słowa sprowadziły ją na ziemię. Okrutne były te jego wątpliwości, ale zainteresowały ją i być może pierwszy raz w jego obecności słuchała z takim zaangażowaniem. Szkoda tylko, że... że to co powiedział, aż tak w nią trafiło. Nawet nie zauważyła, że odłożył jej nogę na swoje kolano. Przez moment po prostu zastanawiała się nad tym wszystkim, nad tym co powiedział... jakim prawem? Chociaż może miał racje, może nawet sama Divina była tego świadoma, ale miało to stanowić fakt, o którym wiedziała tylko ona. Zadziałała impulsywnie, więc nie bacząc na ból, ani to, że Nathaniel nie skończył, odwróciła się w jednym momencie, zabierając nogą i przysuwając ją do siebie, gdy skuliła się na końcu kanapy, patrząc na niego zimnym spojrzeniem, w którym kryło się wiele emocji.
- Czego pan w ogóle ode mnie chce? - rzuciła nim ugryzła się w język. Rzadko kiedy traciła nad sobą panowanie i owszem, nie było to w żaden sposób spektakularne, ale jak na nią stanowiło i tak sytuację jedną na milion. - Jest pan zły, bo jedyne co pan potrafi, to budzić strach w tych, którzy boją stracić się własne życie - rzuciła jeszcze oskarżająco i chyba właśnie wtedy zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. Ponownie, nie było to nic wielkiego, nie krzyczała, nie miotała się, ale dla niej... stanowiło to zachowanie, jakie zwykle nie mieściło się w jej wachlarzu emocji. Dała się podejść, wyprowadzić z równowagi... osoby takie jak ona nie mają do tego prawa. Znają swoje miejsce i pozwalają, by ludzie mówili przy nich to, co chcą. Przecież znała te zasady, sama je ułożyła, więc powinna się ich trzymać. Tylko, że zwykle nikt nie zachowywał się tak. Nie wytykał jej bycia grzesznicą, nawet jeśli ona sama doskonale wiedziała, że nie jest dobrym człowiekiem, że więcej w niej zepsucia, niż w większości społeczeństwa. - Przepraszam, uniosłam się - zreflektowała się, opuszczając spojrzenie. Potrzebowała zostać sama, była jak zlęknione zwierzę, które gubi się w emocjach i w tej sytuacji. Takich istot nie da się oswoić, trudno też je złamać... były skazane na samotną tułaczkę, gdzieś na uboczu, wiedziała o tym na pewno. - Wciąż żyję. - powinna siedzieć cicho. Nie mówić tego. - Gdybym nie bała się potępienia, już by mnie tu nie było - a mimo to dodała te kilka słów. Przyznała się przed nim, może nie wprost, że myśli o samobójstwie, że ta jedna myśl wypełnia jej prawie każdy dzień. Nawet wtedy, gdy wypływała w morze, myślała jedynie o tym, aby oddać się falom i skończyć tą udrękę... ale los chciał inaczej. Nadal tu była, a jej karą miała być paskudna rana na łydce. Bóg jej doświadczał za każdym razem, gdy próbowała coś zmienić, dawał jej znać, że jej cierpienie musi trwać, że nie wolno jej go zakończyć, bo to nie ona podejmuje decyzje. Pewnie sam Hawthorne też był jedną z nauczek, które musiała przecierpieć. - Divina - upomniała go jeszcze, opierając brodę na zgiętych kolanach. Powinien był już stąd pójść.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
W spojrzeniu, którym obdarował Divinę, było coś więcej niż zwykła podejrzliwość. Nie pasowała mu ta historyjka o pływaniu. Odpuścił sobie jednak dalsze drążenie tematu uznając, że w swoim czasie i tak dowie się wszystkiego.
- Nie chciałaś tego sama zrobić - mruknął pod nosem, bo przecież niejednokrotnie poprosił ją o zadbanie o siebie. Z drugiej strony, Nathaniel w tamtej chwili zrozumiał co tak naprawdę miało miejsce między nimi. On raczej nie należał do osób, które bezinteresownie okazują komukolwiek swoje zaangażowanie i opiekę. Przecież mógł najzwyczajniej w świecie zostawić jej to wszystko na progu i odejść, ale nie potrafił. Chciał mieć pewność, że Divina zadba o swoją ranę jak należy i to było zaskakujące dla niego samego.
Tylko, że w swoim dążeniu do przekazania jej, że odrzucając jego pomoc szkodzi samej sobie, przekroczył jakąś granicę. Świadomie, bądź też nie do końca, pociągnął za sznurek, który sprawił iż w jednej sekundzie Divina odskoczyła od niego. Nawet, gdy groził jej śmiercią nie wydawała się tak spanikowana i przerażona jak w tamtej chwili, a zresztą w jej pierwszych słowach Nathaniel wyczytał coś, co mu nie pasowało.
- Ty nie okazywałaś strachu - mruknął nie odwracając od niej swojego wzroku. Chciał też wyciągnąć dłoń, aby dokończyć opatrywanie jej nogi, ale jakby zastygł w pół ruchu czując, że nie powinien tego robić. - Przepraszasz mnie, czy siebie? - Wstał więc zrezygnowany, by sięgnąć z blatu papierosy. Nie odpalił jednak ani jednego, bo kolejne słowa V były dość nie spodziewane. Trudno jednak posiedzieć, czy kompletnie go zaskoczyły, bo jednak już od dawna czuł, że Norwood skrywała w sobie coś niezwykle ciężkiego. Miał wrażenie jakby czas zwolnił nagle, a każdy kolejny oddech trwał o wiele dłużej niż wcześniej. Minęły wieki nim jego spojrzenie ponownie spoczęło na sylwetce Diviny, skulonej na sofie. - Pozwól sobie pomóc - odezwał się w końcu, a jego błękitne oczy straciły swój gniewny wyraz. - Divino, nawet nie wiesz jak cholernie rozumiem co czujesz i... - westchnął, po czym podszedł bliżej kanapy i przysiadł tuż obok dziewczyny. Tym razem nie dał jej uciec, a jedną z dłoni złapał ze te należące do niej i nadal trzymające zgięte kolana. - Kurwa... - Nie wiedział jakich słów powinien użyć, aby przekazać jej co miał na myśli. Czuł niezwykłą złość i irytację na los za to, że tak skrzywdził Norwood, ale z drugiej stony i na nią samą, bo zamiast walczyć o siebie z własnej woli katowała się każdego dnia. - Może ten twój Bóg wcale nie jest taki beznadziejny... Koniec końców boisz się jego gniewu, a dzięki temu i ja jeszcze żyję - wyjaśnił pokrętną logiką to co sobie uświadomił. - Czy jestem więc mu dłużnikiem? - Zapytał, ale ciężko powiedzieć kogo. Czy siebie, czy Norwood, czy po prostu rzucił słowa w przestrzeń. - Jeśli tak to... Skoro mnie ocaliłaś, ja ocalę ciebie, V - dodał i ani na moment nie oderwał spojrzenia od jej delikatnej twarzy. W tamtej chwili pod fasadą strachu, wycieńczenia i bólu dostrzegł młodą, pogubioną i kompletnie pozbawioną sił dziewczynę. Chociaż może to tylko jego wyobrażenie i sam chciał to dojrzeć w jej beznamiętnym obliczu? Nie istotne, ważnym jest, że coś przysiągł, a Hawthorne zawsze dotrzymywał raz danego słowa.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Chyba była już u kresu swojej wytrzymałości, ucieszyło ją więc, że Nathaniel wstał, a chociaż zadał jej pytanie, odnośnie tego, kogo przepraszała, nie odpowiedziała. Już wystarczająco dużo słów padło z jej ust, nie była tu po to, aby dyskutować, w zasadzie nie wiedziała, jaki jest sens tego spotkania, jak miała być szczera. Owszem, wcześniej mu pomagała, nie był w stanie stąd odejść, ale teraz mógł zabrać swoje rzeczy i wrócić do własnego życia. Miał jej błogosławieństwo.
- Niech nas pan nie porównuje - rzuciła chłodno. Cały czas upominała go, gdy nie mówił do niej pełnym imieniem, a teraz, kiedy w końcu to zrobił, poczuła, jak nieprzyjemny dreszcz przebiega jej wzdłuż kręgosłupa. Miała wrażenie, że to znów się zaczyna - kuszenie. Była tylko prostą dziewczyną pozostawioną samej sobie, ale nie mogła ulegać jego namową. Pamiętała do czego był zdolny, z resztą... ślad jego okrucieństw pod postacią blizny, miał nad jej kolanem pozostać już na zawsze. Po czymś takim nie da sobie zamydlić oczu. Dziwnie poczuła się, gdy usiadł znów obok, jeszcze dziwniej - kiedy złapał za jej dłoń. Co ciekawe... spodziewała się w tym dotyku czegoś niezwykłego, mrocznego wręcz, może przerażającej szorstkości, albo chłodu? Tymczasem jej dłonie były zimniejsze i zdecydowanie bardziej zniszczone, przez prace, których młoda dziewczyna nie powinna wykonywać sama, ale w jej świecie się to nie liczyło. Z resztą teraz nie na dłoniach, a na słowach mężczyzny powinna się skupiać. Przerażało ją to do czego zmierzał, tonem zbyt podniosłym, jak na pogardę, którą niejednokrotnie wyrażał względem niej, czy samego Boga. Nie powinna była tego słuchać, nie powinna była też mu pomagać, chociaż wiedziała, że gdyby jutro znów go postrzelili, ponownie zrobiłaby co w jej mocy, by zadbać o jego bezpieczeństwo.
- Nie potrzebuję pańskiego ocalenia - nie musiała mówić głośno, by w słowach tych czaiła się determinacja i pewność. Może warunki jej życia nie były najlepsze, ale nie liczyła na pomoc, nigdy. Dlatego też bez sentymentu zabrała jego dłoń spod dotyku mężczyzny, dając mu tym samym do zrozumienia, że ten brak dystansu jej nie odpowiada. Najchętniej by wstała, ale nie czuła, że ma na to przestrzeń, nie kiedy był tak blisko, kiedy bandaż na jej nodze wciąż nie był do końca zawinięty. - Już panu mówiłam, dobroczynność to nie handel wymienny - ile razy już to padło podczas ostatniej godziny? Przełknęła ślinę. - Proszę zjeść kanapki i wrócić do siebie - dodała na wydechu, chcąc jedynie, żeby już się odsunął i dał jej spokój. Może i miała dużo czasu, ale nie chciała go trwonić na człowieka takiego, jak on. Nie powinna. Chyba sam Nathaniel zapominał o tym, jak wiele ich różniło. {b]- Jest pan złym człowiekiem i w idealnym świecie, nigdy byśmy na siebie nie wpadli -[/b] przypomniała mu zgodnie z prawdą, chociaż wiedziała, że taki idealny świat po prostu nie istnieje. No, a przynajmniej nie dla niej. Dziwiło ją jednak to, że oferuje jej cokolwiek. Widocznie niezwykle ubodło go to, że Divina nie obawiała się go w sposób, w jaki robili to inni. Niestety, ale podejrzewała go jedynie o niecne uczynki. - I nie uratowałam pana z obawy przed Bogiem... to przykre, że mierzy pan wszystko przez pryzmat strachu - naprawdę było jej go żal. Bez cienia ironii, zresztą do niej Divina nie była zdolna, nawet gdy chciała. Uratowała go, bo tak należało, bo to, że on nie pomagał innym, nie powinno wpływać na osąd Norwood. Tylko, że tego nie chciała mu już tłumaczyć. Przynajmniej znalazła nieco przestrzeni, by pochylić się do boku, osunąć na ziemię nogi i sięgnąć do opatrunku. Im szybciej go założy, tym szybciej sobie stąd pójdzie. Nawet jeśli był to jej dom.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Skrzywdził ją. Nic więc dziwnego, że nie chciała mieć z nim nic do czynienia. W zasadzie on z nią też nie powinien chcieć mieć nic do czynienia, ale łącząca ich relacja na przestrzeni ostatnich tygodni znacząco się zmieniła. Nathaniel nawet jakby chciał, nie mógł myśleć o Divinie jak o kimś nieistotnym. Wręcz przeciwnie... Sposób w jaki prowadził z nią rozmowy, sytuacje, które ich spotkały sprawiły, że zechciał poświęcić jej swoją uwagę. I na nieszczęście Norwood, jak Hawthorne się na coś upadł, nie było siły, która mogłaby go odwlec od działania. Tym bardziej teraz, gdy poczuł wobec dziewczyny dług wdzięczności... Niesamowicie nieprzyjemne uczucie, ale zarazem w jego świecie cholernie ważne, a więc musiał jej się zrewanżować, nawet jeśli ona niekoniecznie chciała przyjąć od niego jakąkolwiek pomoc.
- Mówiłaś już to - odpowiedział obojętnie, zupełnie tak jakby nie dosłyszał determinacji bijącej z jej słów i głosu. - O tym także wspominałaś - dodał zaraz. - Nie mam zamiaru się niczym z tobą wymieniać, zresztą... Tu nie o jedną bitwę chodzi, a o całą wojnę, V. Bo widzisz... Moja chujowa sytuacja była jednorazowym zdarzeniem i miałem to szczęście, że mi pomogłaś, a twoje zasrane życie trwa już dwadzieścia trzy lata i żeby cokolwiek z tym zmienić, trzeba się już napracować - pokusił się o prostą metaforę, aby uzmysłowić Norwood jak się sprawy mają. Poza tym był mistrzem manipulowania i chociaż niby to on miał być jej dłużny, potrafił ubrać całą sytuację w takie słowa, z których wynikało, że to niebawem Norwood będzie kompletnie od niego zależna. W zasadzie już była, prawda? W końcu miał jeszcze jedną kulę w magazynku... - Podziękuję za śniadanie, ale ty powinnaś coś zjeść - dodał i zerknął w stronę pakunków, które przyniósł jego człowiek. - Bardziej pożywnego od kromki chleba.... śliczna jesteś, ale wyglądasz na niedożywioną anemiczkę - skomentował, a widząc, że Norwood za nic nie da sobie założyć tego bandaża, po prostu odpuścił z nią walkę.
Nie mniej jednak nie spuszczał z niej oka, a gdy dodała kolejne słowa zmarszczył brwi. Nie o to mu chodziło. Opatrznie zrozumiała jego wypowiedź, ale może to nawet i dobrze, bo miał kolejną szansę, aby ją zaszachować.
- Nie chodzi o mnie, V - prychnął rozbawiony, a przecież w rozmowie o samobójstwie nie było niczego zabawnego. Tylko, że Hawthorne wręcz nie dowierzał w to jak Norwood uparcie nie dopuszczała do siebie pewnych prawd, chociaż chwilę wcześniej sama o nich powiedziała. - Z obawy przed bożym gniewem nie zabiłaś siebie, a to uratowało mi życie - powiedział wprost, uświadamiając ją, że domyślił się jej samobójczych myśli. - Jak widzisz całe twoje życie podszyte jest strachem, ale pomogę ci się go pozbyć i uwierzyć w to, że jesteś dobrym człowiekiem i wmawiano ci zwykłą, kurewską nieprawdę, Divino - zakończył i zszedł z kanapy tylko po to, aby ponownie uklęknąć tuż przed brunetką i bez słowa złapać za rozsznurowany bandaż, aby móc go porządnie zawinąć.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Mógł mówić cokolwiek by chciał, a Divina i tak nie zamierzała przystać na jego niezrozumiałą propozycję. Jeśli czegoś była pewna, to tego, że w życiu rzadko kiedy ktoś robi coś bezinteresownie, nawet jeśli ona sama stanowiła wyjątek w tej zasadzie. Jeśli jednak ktoś był na nią żywym dowodem, to pewnie właśnie tacy ludzie, jak Hawthorne. Dlatego też skrzywiła się jedynie, kiedy pozwolił sobie na tą metaforę, która oczywiście nie przypadła jej do gustu.
- Podziękuję za zmiany - już wcześniej jej słowa jasno sugerowały, jakie ma do tego wszystkiego stanowisko, ale skoro to do niego nie docierało, to raz jeszcze postanowiła to podkreślić. Nigdy też nikt nie nazwał jej śliczną, a raczej teraz nie potrafiła sobie tego przypomnieć, sama nie wiedziała, jak ma zareagować. Może kolejny raz z niej kpił? - Nie ja straciłam mnóstwo krwi - odpowiedziała jedynie, nie wiedząc, jak inaczej miałaby to skomentować. Chociaż była jeszcze jedna kwestia, którą chętnie by poruszyła. - Proszę zabrać te rzeczy, nic od pana nie chcę - rzuciła na wydechu, bo taka była prawda. Nathaniel był okrutnym człowiekiem, więc rozsądek podpowiadał, aby trzymać się od niego z daleka. Nie powinna mieć z nim nic wspólnego, a już tym bardziej, nie powinna przyjmować od niego żadnej pomocy. Poza tym denerwowało jej, że nie chce zjeść chleba... była pewna, że gdy już sobie pójdzie, sama doje po nim kromki, nie marnowała jedzenia. Zerknęła na niego zdziwiona, kiedy parsknął śmiechem, ale szybko tego pożałowała, bo jej twarz przez moment zdradzała zbyt wiele, kiedy dotarło do niej, że ona wie o niej więcej, niż by chciała. Z drugiej strony... nigdy nie czuła potrzeby niczego przesadnie ukrywać, bo też nikogo w jej otoczeniu nie obchodziło nic, co z nią związane. Na kilka długich chwil, straciła azymut, nie wiedząc co zrobić, a czas ten Nathaniel wykorzystał, by znaleźć się przed nią i na powrót zająć się bandażem. Im więcej mówił, tym mniej rozumiała. Był zły, być może klęczał przed nią właśnie najgorszy człowiek, jakiego dane jej było poznać, a mimo to jego słowa sugerowały, że wcale nie jest tak zepsuty. Było to na swój sposób kuszące, ale doskonale wiedziała, że największe grzechy tego świata, zwykle najbardziej zachęcają do złego. Musiała być silniejsza, nie dać się omamić, bo bez wątpienia był biegły w słowach.
- A cóż ktoś taki jak pan, może wiedzieć o dobrych ludziach? - zapytała więc wprost, chociaż niełatwo czuła się z tymi słowami. Nie chciała na nikogo patrzeć przez pryzmat negatywów, ale kończyły jej się środki obronne. - Wolę być tchórzem, niż sprzymierzać się z kimś tak złym, jak pan - przyznała, chociaż nie było to prawdą. Po prostu... nie powinna sobie pozwalać na przebywanie w otoczeniu ludzi. Nawet jeśli Nathaniel był okrutnikiem, nie życzyła mu źle, a jej osoba mogła ściągnąć na niego nieszczęście, jak na wszystkich. - Ale będę się modliła o to, by mimo wszystko odnalazł pan drogę do Boga - dodała, podnosząc się, bo już zawiązał jej opatrunek, a ona nie potrafiła dłużej wytrzymać jego bliskości. - Albo przynajmniej, żeby nie zatracał się pan nadal w tym okrucieństwie... tym bardziej, że dostrzegam w panu więcej ludzkich cech, niż próbuje pan pokazać - okrążyła go zgrabnie. - Dziękuję za opatrunek - nie byłaby sobą, gdyby nie podziękowała, a zaraz po tych słowach, po prostu wyszła z domu, nie żegnając się, nie mówiąc nic. Kilka sekund potem już jej nie było, na próżno mógł jej szukać, znała ten las zbyt dobrze, a jeszcze lepiej znała uczucie bycia niewidzialną. Nikt tak sprawinie nie znika, jak Divina Norwood. To jedyne, co jej wychodziło, a rozmowa z mężczyzną za bardzo ją przerastała. Musiała odetchnąć gdzieś, gdzie będzie sama, nie bojąc się przy tym o swój domek, z resztą i tak nie miała tam nic cennego, a produkty od Nathaniela, jeśli tam zostanie, zaniesie w formie datków do kościoła. Z głupoty. Nigdy nie była dumna, ale ten jeden raz, przed samą sobą nie chciała przyznać, że potrzebowała tych rzeczy. Nie, jeśli miały pochodzić od niego... już i tak wystarczająco ciążył jej sam opatrunek.

<koniec> <3

Nathaniel Hawthorne
ODPOWIEDZ