30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie wrócił do domu. Noc spędził u dobrego kumpla, nie czując się gotowy na rozmowę z żoną. Poinformował ją jednak, że noc spędzi poza domem. Nie wiedział czy mu wierzyła, że spał u znajomego. Nie wiedział nic. W głowie miał jedną wielką pustkę. Czuł bezradność. Ogarniały go liczne obawy związane z tym, co wydarzy się w nadchodzących dniach.
Miał córkę.
Bailee wróciła do jego życia.
Birdie była w ciąży.
Wszyscy wokół widzieli w nim przykładnego męża.
Miał oddać nerkę dziecku, o którym od lat nie miał pojęcia.
Chaos który z dnia na dzień zapanował w jego codzienniosci był przytlaczajacy, a wieczór na kanapie kumpla przesiedział w towarzystwie butelki alkoholu, który miał mu pomóc pomyśleć nad tym co dalej.
Wiedział, że przede wszystkim powinien się kierować rozumem, ale serce miało przewagę. Jeśli czegoś chciał to tylko Bailee. Nawet jeśli w pakiecie z Maddie. To nie miało znaczenia bo obie były jego. Były częścią jego życia, nadzieją na przyszłość, zapowiedzią prawdziwego szczęścia, którego pragnął zaznać tak jak one.
Gdy zadawał sobie pytanie co robić, za każdym razem w odpowiedzi serce krzyczało, by fo słuchać i właśnie z tego powodu, rano chociaż na lekkim kacu pojawił się nie w swoim domu, ale pod drzwiami Bai, licząc że jeszcze nie pojechała do Szpitala. Musiał z nią porozmawiać. Upewnić się, że podejmował dobre decyzje i że chciała tęgo co on.
- Wybacz, że bez uprzedzenia, ale to ważne - zaczął gdy otwarła i wszedł do środka nie czekając na zaproszenie. - Pół nocy nad tym myślałem. Nie wróciłem do domu i nie rozmawiałem z Birdie bo pierw muszę porozmawiać z tobą. Chcę ciebie. Was. Chcę was w swoim życiu, Bai. Chce być ojcem dla Maddie, chcę odzyskać ciebie i to co mieliśmy, ale muszę wiedzieć, usłyszeć, że ty też tego chcesz - wyjaśnił jednym tchem, między słowami łapiąc jej twarz w dłonie i wpatrując się głęboko w kobiece oczy. - Kocham cie.. Pozwól się kochać. Pozwól mi pokochać Maddie - dodał z niemal żałośnie brzmiącą nutą błagania.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
https://www.instagram.com/p/Bij1KyNHL0i ... =copy_link

Kiedy wróciła do domu była w lrawdiwej rozsypce. Musiała jednak być silna i wszystko przygotować na następny dzień. Musiała spakować torbę do szpitala. Wiedziała że Maddie nieprędko wróci do domu. Więc musiała zapewnić jej wszystkie potrzebne rzeczy. Musiała pójść do sklepu bo jej ulubione przekąski. A co najważniejsze musiała doprowadzić się do porządku. Wziąć kąpiel, zjeść coś. Mzoe też napić się wina. Dała sobie tę noc na łzy. Przepłakała praktycznie całą. Przez chorobę Maddie, przez Martina którego sama pchała w ręce innej kobiety.
Czy domyślała się co zrobił Martin? Że wcale nie pojechał do zony? Nie. Miała nadzieję że do niej powiedzie. Że jej wszystko wyjaśni. Bai może i pragnęła Martina za wszelką cenę. Kochała go niezmiennie od lat. Ale na pewno nie chciałaby budować swojego szczęścia na swoim nieszczęściu. A co najważniejsze... Nie chciała by wodził za nos zarówno ja jak i swoją żonę.
Miała jechać do szpitala z samego rana. Ale pielęgniarka zadzwoniła by ta się nie spieszyła. Maddie ładnie przespała cała noc. A od rana była na badaniach. Do tego do jej sali przyszła jeszcze jedna dziewczynka i chyba się zaprzyjaźniły. To przyniosło jej nidco ulgi. Szczególnie, że ktoś niespodziewanie postanowił ją odwiedzić. Właśnie zamknęła torbę pełna rzeczy, zabawek i łakoci kiedy ktoś zapukał. Podeszła do drzwi i rpdez wizjer zobaczyła ze to Martin.
Głęboki oddech.
Nic nie zdążyła powiedzieć. Bo już pakował się do środka. Przecież i tak by go wpuściła. Zamknęła za nim drzwi i Przeczesała loesy do tyły ruszając za nim. A słysząc jego monolog... Po prostu do jej oczu napłynęły lzh. Cholera. Zabrała jego dłonie ze swoich policzków. Ale tylko po to by położyć je na swoich biodrach. A potem zminimalizowała odległość jaka ich dzieła i... W odpowiedzi po prostu go pocałowała. Potrzebowała tego. Potrzebowała jego w swoim życiu. - Chce. Kochaj mnie. - cholernie egoistyczne ale tak. Chciała tego. Mając gdzieś wszystkie konsekwencje.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Martin powinien być z nią. Wspierać ją w tych chwilach, trzymać za rękę i pilnować by nie uroniła większej ilości łez niż było to wskazane. Zdawał sobie z tego sprawę i pragnął tego, by dać jej jak najwięcej wsparcia, ale prawdą było to, że nie mógł tego zrobić, gdy w głowie miał chaos. Ostatnie długie, nocne godziny pozwoliły mu pozbierać myśli. Pomogły ocenić całą sytuację i rozgryźć to, co mu w sercu i duszy grało. Dzięki temu teraz, stojąc w progu jej drzwi i zasypując ją słowami płynącymi prosto z serca, wiedział, że postąpił właściwie, ponieważ był pewny każdego słowa, jakie padało z jego ust. Nigdy niczego bardziej nie był pewny, jak tego, że Bai była tą drugą połówką. Jedyną, wyjątkową, pasującą do niego w każdym calu.
- Kocham cię. Niezmiennie od tylu lat... Bez względu na wszystko, to zawsze byłaś tylko ty - mruknął prosto w jej usta, w które wpił się zachłannie. Pogłębiał pocałunek, splatał swój język z tym jej i przyciągnął ją do siebie, mocno przytulając i podnosząc by z korytarza przejść do kuchni. Tam posadził Bai na kuchennym blacie. Musnął jej usta jeszcze kilka razy i odsinął się na niewielką odległość, wpatrując w jej oczy. W te same oczy, w których niegdyś bez końca tonął i te same w których chciał tonąć przez resztę swojego życia.
Masz jakieś wieści, co z Maddie? — zapytał. Nie chciał wyrywać się z tej przyjemnej chwili, ale nie mogli zapomnieć, że mieli dziecko. Chore, leżące w szpitalu, które potrzebowało ich jak nigdy wcześniej. Potrzebowało ich oboje.
Hej... Płakałaś? Czemu do mnie nie zadzwoniłaś? — dodał, dopiero teraz dostrzegając jak podpuchnięte oczy miała. I był zły, że nie pojechał do Birdie, ale też nie spędził tej nocy z Bailee. Powinien był, jednak nie myślał o tym, kiedy musiał sobie pierw to wszystko poukładać. Teraz za to, zamierzał być przy niej każdego dnia. Kosztem końca małżeństwa. Kosztem porzucenia jednego dziecka, na rzecz drugiego. Nie mógl mieć wszystkiego.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
Ona też go kochała. Kochała go najmocniej na świecie. Zdobył jej serce wtedy i zostawiła mu je gdy wyjechała. Kiedy uciekała z dzieckiem którego nie chciał. Którego ona też nie chciała, a jednak nie potrafiła się z nim pożegnać. Nie potrafiła dokonać aborcji. Dziś była szczęśliwa mama. Samotna. Bo nie potrafiła zaufać innemu mężczyźnie. Ale szczęśliwa. Maddie, była jej całym światem. Przecież miała tylko ja i względem niej mogła być pewna. Miłość córki wynagradzała jej wszystkie krzywdy, ale na koniec dnia wciąż była samotna. Bez serca, które przecież zostawiła Martinowi. A teraz tu był. Niezależnie od tego że miał żonę i dziecko w drodze. Był tu. Całował ją i mówił że ja kocha. Tak samo jak wtedy. Że zawsze była tylko ona i choć w głowie miała to że przecież miał żonę i niebawem być może urodzi mu się dziecko... To nie potrafiła odmówić szczęścia sobie. Bo też chciała być w konch szczęśliwa.
Kiedy zapytał o Maddie delikatnie pokręciła głową. Kompletnie nic konkretnego nie wiedziała. Ale czuła ze dowie się wszystkiego go w końcu pojedzie do szpitala. Nie chciała tam teraz jednak wpadać. Nie w takim stanie i nie wtedy gdy Maddie miała wszystkie potrzebne badania. Bo wiedziała że jak ja zobaczy to Maddie nie będzie chciała już nigdzie bez mamy iść.
Płakała całą noc. Ze strach i przez bezradność. Skinęła jedynie głową i wtuliła się w jego ramiona. Nie chciała do niego dzwonić. Nie chciała mu przeszkadzać, bo być może był z żoną. W tyłu sprawach poradziła sobie sama i wierzyła ze i tym razem tak będzie. Niestety... Strasz o córkę był naprawdę wielki. - Tak strasznie się o nią boję Martin... Boję się że coś pójdzie nie tak. Albo że coś złego stanie się pod moją nieobecność. szepnęła i na nowo rozpłakała się jak małe dziecko. Po prostu się cholernie bała.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zawsze była tylko ona. Mógł okłamywać siebie, ją, żonę i wszystkich otaczających go ludzi, że potrafił pokochać kogoś innego tak, jak kochał niegdyś Bailee, ale to nie było możliwe. Bailee była jedyną kobietą, której pragnął i którą miał chcieć w swoim życiu do grobowej deski. Do tego była jeszcze Maddie. Dziewczynka, której istnienia się nie spodziewał, ale która była cząstką ich miłości. Ich córką. Kimś, kto siłą rzeczy łączył ich na całe życie, czy byli razem czy nie.
Cieszył się, że to wszystko tak się potoczyło. I z tego, że je odzyskiwal. Że los postawił mu Bailee na drodze, że tamtego dnia byl w pracy i zostal wezwany do pożaru. A teraz martwił się tym, co przyniosą kolejne dni. Obie go potrzebowały i zamierzał być obok stając na głowie, żeby ich córka wyzdrowiała. Był gotowy poruszyć niebo i ziemię oraz podpisać pakt z samym diabłem, ale chciał swojej rodziny. Pełnej. Szczęśliwej. Wspólnego życia, planów na przyszłość i wielu innych rzeczy, które były związane z Bai i Madds.
Jego obecność i słowa, musiały być wystarczające do tego, by Bai uwierzyla, że naprawdę należał do nich. Że chciał z nimi być i nie zamierzał się nigdzie wybierać, bez względu na to, że w domu czekało na niego to, co tworzył dotychczas z inną kobietą.
- Ja też, ale będzie dobrze. Obiecuję ci to - zapewnił, mocno ją przytulając. Miała jego pełne wsparcie i jeśli trzeba by było to był gotowy wierzyć za nich dwoje w to, że wszystko skonczy się dobrze. Nie mogło być inaczej. Maddie miała przed sobą całe życie. Musiała z tego wyjść. - Już, nie płacz kochanie - szepnął, łapiąc jej twarz w dłonie i starł łzy z jej policzków, żeby zrobić miejsce na nowe, które uleciały z kącików jej oczu.
sumienny żółwik
martin
ODPOWIEDZ