Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Roześmiała się szczerze rozbawiona tym samym zwracając na siebie uwagę paru pobliskich osób. Miała to gdzieś podobnie jak nie interesowało ją za bardzo zdanie innych, chociaż gdyby w poprzednim przypadku to Sameen miała pomyśleć, że układ był bardziej sponsorowany niż różny, to Eve poczułaby się kiepsko. Bo to właśnie o nią chodziło; o zdanie kobiety niż całej reszty, o której wcześniej wspomniała Paxton. Teraz jednak to nie miało znaczenia, bo brunetka starała się opanować chwilowy śmiech spowodowany śmiałym stwierdzeniem na temat płacenia za jej towarzystwo.
- To najlepszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałam – stwierdziła z szerokim uśmiechem. – Ale proszę, nigdy nie płać mi za towarzystwo. – Wolała to wyjaśnić, chociaż po jej rozbawieniu dało się odczytać, że również się nabijała. – Pamiętaj też, żeby nie mówić tego innym. Mogliby się obrazić – dodała już nieco poważniej, bo nie każdy miał dystans do samego siebie i nawet jeśli Sameen na początku uprzedziła, że te słowa mogły zostać źle odebranie, ktoś faktycznie mógłby zarzucić focha z przytupem i melodyjką.
Twojego baru; musiała przyznać, że brzmiało dobrze, nawet jeśli to rzeczywiście nie był jej bar. Z drugiej strony, gdyby brać pod uwagę perspektywę Sam, Eve wyglądała na samicę alfa, która pilnowała swoich chłopców (do czego sama się przyznała). Tego nie dało się obejść. Tak już po prostu było.
- Mrrr, podjedziesz po mnie swoim Porsche? – zapytała z nutką figlarności. I kto tu brzmiał na płytką? Eve zrobiła to specjalnie, żeby towarzyszka nie myślała, że sama taka była lub mogłaby zostać tak odebrana. – Nigdy nie spodziewałam się, że dożyję dnia, w którym będę miała swego sponsora i na dodatek ona będzie mnie wozić swoimi super autami. – Droczyła się wcale nie sugerując, że nie chciała tego zobaczyć. Właściwie była ciekawa, jak blondynka wyglądała w innych samochodach niż Jaguar, w którym już ją widziała. To było interesujące podejście do posiadania samochodów. To, że nie patrzyło się na nie a to, jak dana osoba w nich wyglądała. Może też powinna pomyśleć, jak sama wyglądała w swoim pick-upie? - A mówią, że kobieta po trzydziestce ma większe szanse zostać zaatakowaną przez terrorystę niż wyjść za maż. – Od wożenia Porsche po małżeństwo. Pognała z tymi swoimi żarcikami zarazem uświadamiając sobie, że nie wiedzieć kiedy ich rozmowa nabrała nieco flirciarskiego tonu, który ona próbowała przykryć żartami. Nie żeby to ją krępowało, ale czasami miała wrażenie, że dobry humor to jedyne co miała interesującego do zaoferowania (ah ta kiepska samoocena).
- Poczekaj, aż zacznę ci śpiewać sonety pod oknem. – To dopiero byłoby romantyczne. Przynajmniej zgodnie z założeniami Cosmopolitana, który nie brał pod uwagę naturalnego zachowania. Eve zrobiła to automatycznie. Podzieliła żeli, bo uważała, że każdemu należało się coś dobrego. Lubiła Sameen, więc oczywistym było, że chciała dać żelki, które najbardziej jej smakowały. Byłaby szują, gdyby sama wszystkie wyżarła.
Popatrzyła na żelki a potem w jasne oczy, które w tym świetle były bardziej zielone niż niebieskie lub szare. Przez chwilę zapragnęła przeanalizować ich zachowanie, to jak się wygłupiały i dzieliły żelkami niczym dzieci na placu zabaw. Znów – w tej konkretnej chwili – Sameen wydała się jej znajoma i na tym skończyła się cała analiza, bo nie było sensu zagłębiać się w coś, co przychodziło naturalnie. Od czego człowiek się uśmiechał lub w głowie miał jedną myśl, że to miłe, przyjemne, dobre, jak żelki których spróbowała.
- Ustalmy, że spotkamy się, jak się wyśpisz – zasugerowała znacząco unosząc jedną brew. Dobrze pamiętając ich ostatnie spotkanie. Nie chciała, żeby Sam zmuszała się do wspólnego wypadu będąc okropnie zmęczoną długą jazdą. – Właściwie ostatnio pytałaś, czy w Lorne jest coś wartego zobaczenia, więc zastanowię się nad czymś i możemy się tam wybrać. – Nic nie stało na przeszkodzie, żeby urządziły sobie małą wycieczkę. – Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zabiorę ze sobą psy? – Wolała to od razu ustalić. – Prócz Jello, mam jeszcze Apolla – wyjaśniła, skąd liczba mnoga i wtedy, nim znów zagłębiła się w nieco odmiennym odcieniu oczu Sameen, Jello wydała z siebie długi pomruk.
- Grrrruuuu. – Brzmiała jak mieszanka gołębia z kocim mruczeniem. Nie każdy pies tak umiał. Właściwie wszyscy uważali to za dziwne, ale Eve uznała to za atut suczki.
- Coś wyczuła. Musimy trochę pokrążyć.
Sameen wcale nie musiała i jeżeli chciała, to mogła zostać na miejscu. Paxton schowała wodę do plecaka, żelki do kieszeni, zaś kawę wzięła do wolnej ręki i była gotowa udawać, że sobie spaceruje, bo była zbyt nadaktywna, żeby siedzieć w miejscu.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zmarszczyła brwi i spojrzała na Eve z niedowierzaniem. –Albo mnie kitujesz, albo musiałaś w swoim życiu trafiać na niewłaściwych ludzi. – Nie wierzyła w to, że marne wypociny Sam były najlepszym komplementem jaki kobieta otrzymała. Tym bardziej, że tak jak wspominałam, Sam była strasznie słaba w dobieraniu odpowiednich słów do idealnego momentu. Podczas misji? Była idealna, wiedziała jak się wypowiadać i co powiedzieć. Kiedy jednak chodziło o życie prywatne i rozmowę to absolutnie nic jej nie wychodziło. –Obiecuję nigdy nie płacić ci za towarzystwo. – Położyła sobie nawet dłoń na sercu. Zaśmiała się słysząc radę. –Dobra. Zapamiętam, że to jest najlepszy komplement dla ciebie, ale broń boże mówić to komukolwiek innemu. – Nawet udawała, że sobie notuje to wszystko na dłoni, fikcyjnym długopisem.
-Jeśli znajdę takie warte mojej uwagi. – Uniosła palec wskazujący. Była strasznie wybredna jeśli chodziło o te auta. Był takie modele, że zakochiwała się w nich po pierwszym spojrzeniu. Jak na przykład nowy Lincoln czy poprzedni Jaguar. Były też modele, do których musiała podchodzić kilka razy, żeby rzeczywiście się na nie skusić. –Ja nigdy nie myślałam, że dożyję dnia, w którym będę czyimś sponsorem. – Zaśmiała się. –Ugh, ale wyobraź sobie ten moment. Odjebiemy się w zajebiste sukienki, wsiądziemy do takiego porsche i pojedziemy do dużego miasta. – Aż żałowała, że wszystkie australijskie, duże miasta są tak daleko, że zanim dojadą tam tym porsche to im się wszystkiego odechce. Nie żeby w ogóle Sam była osobą, która lubiła się odjebać, żeby podbijać duże miasta. Zdecydowanie wolała czuć się wygodnie. Chociaż nie miała problemu z byciem elegancką i wystrojoną.
Spojrzała na Eve unosząc brwi i kiwając głową z uznaniem. –To dopiero szybki obrót spraw. Nie zaprosiłaś mnie jeszcze na randkę, a już bierzemy ślub. – Parsknęła śmiechem i napiła się herbaty. Po chwili obejmowała ciepły kubek obiema dłońmi. Cały czas wpatrywała się w Eve.
-Śpiewanie pod oknem jest zaliczane do romantycznych? – Zainteresowała się, bo jednak Sameen o romansach wiedziała naprawdę niewiele. Nawet żadnych romansideł nie oglądała i nie czytała. Nigdy jej nie interesowały, a Zoya z jakiegoś powodu uznała, że lepiej będzie wprowadzić Sam w filmy i seriale sensacyjne.
-Zgoda. – Sameen pasował taki układ. Sama po sobie dobrze wiedziała, że wyspana będzie lepsza. Poza tym jeśli miała prowadzić auto to musiała mieć świadomość tego, że teraz będzie też odpowiedzialna za życie Eve, nie tylko swoje. Nie chciałaby mieć na sumieniu Paxton przez wypadek, który mogłaby spowodować swoim niewyspaniem. –Dobrze. Zastanów się. – Przytaknęła. –Hm. Nie. Nie będę miała nic przeciwko. Zawsze je ze sobą bierzesz? – Napiła się herbaty. –Miej świadomość tego, że nie zadzwonię do ciebie, żeby się umówić. Po prostu cię znajdę i będziesz musiała być gotowa do wyjścia. – Poinformowała Eve. Nie bardzo w swoim zawodzie mogła sobie pozwolić na planowanie życia towarzyskiego, więc musiała stawiać na spontaniczność.
-Oh, okej. Jasne. – Skinęła głową, zarzuciła torbę ponownie na ramię i chwytając kubek w dłoń ruszyła za Eve i Jello. –Co robisz poza chodzeniem z psami? – Zapytała, bo w sumie Eve głównie opowiadała o psach.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tak mówią, chociaż nigdy tego nie doświadczyłam. – Ani jako słuchaczka ani śpiewaczka, bo rzeczywiście gdyby zaszła taka potrzeba byłaby odpowiednią osobą do śpiewania pod oknem. Miała głos i się tego nie wstydziła. Właściwie kiedyś była pewna, że zrobi to dla kogoś, ale nigdy nie było okazji lub okoliczności nie sprzyjały tego typu działaniom. Jednak czy taki gest rzeczywiście miał znaczenie? Nie przekona się, dopóki kiedyś nie spróbuje, o ile będzie o tym pamiętać, kiedy wreszcie rzeczywiście dorobi się drugiej połówki.
Upiła łyk kawy w ustach wciąż czując bananowy posmak żelka. Już teraz zaczęła zastanawiać się nad miejscem, do którego mogłaby zabrać Sameen, ale szybko jej uwagę odbierała praca oraz Jello.
- Nie zawsze. – To nie tak, że nie mogła rozstać się z psami. – Po prostu jeśli okaże się, że pojedziemy gdzieś w plener, to nie widzę przeszkód, żeby je ze sobą zabrać. – Tym bardziej, że Sameen to nie przeszkadzało. – Poza tym – Pochyliła się ku towarzyszce znów zmniejszając dystans między nimi. – Jello strasznie się gniewa, kiedy jeżdżę gdzieś bez niej – podzieliła się konspiracyjnym szeptem dając do zrozumienia, że psina była bardzo do niej przywiązana. Oczywiście to nie stało na przeszkodzie, żeby Eve wyszła gdzieś bez niej, chociaż rzeczywiście częściej widziało się Paxton z psem niż bez niego.
- Ciekawe – stwierdziła na słowa o byciu gotową w każdej chwili. – Miej świadomość, że nie zawsze będę mogła wyjść, czego oczywiście już z góry bardzo żałuje i nie wiem, doprawdy nie wiem, jak się odpłacę. – Znów miała być dłużna? Niby stwierdziła to z uśmiechem, ale obie doskonale wiedziały, że żadna z nich nie kłamała. Sameen mogła przyjechać po nią w każdej chwili a Eve w tym samym czasie mogłaby powiedzieć, że nie miała teraz czasu. Wprost to sobie zapowiedziały i pewnym było, że żadna nie zmieni zdania. Będzie jak będzie. Albo czasowo się zgrają albo nie. Życie.
- Jestem ich przewodnikiem. – Za tym jednak słowem kryło się wiele znaczeń. – Szkole psy – to fakt. Jednak jako przewodnik jestem za nie odpowiedzialna. – Znów trzymała się bardzo blisko Sameen co jakiś czas zderzając się ramieniem o jej. Jednocześnie przyciszała głos świadoma, że kobieta nie wszystko dosłyszy, ale też nie mogła ryzykować, że te słowa dotrą do kogoś niepożądanego. – To one odwalają najważniejszą robotę. Ja dbam o ich zdrowie, podstawowe potrzeby, bezpieczeństwo i słucham. Jestem jakby tłumaczem między nimi a rzeczywistością, ale też obrońcą, bo jeżeli uznaje, że robota jest zbyt niebezpieczna, to się stamtąd zabieram. Nie mogę ryzykować, że ją stracę. – Kiwnęła głową na Jello. – Ja ufam jej, kiedy coś wywęszy i ona ufa mi, że.. – Jello szarpnęła smycz na lewo, przez co obie musiały zmienić kierunek spaceru. Smycz jednak nie była naciągnięta i w głównej mierze nie zwracała niczyjej uwagi. Ot, dwie kobiety szwendały się z czworonogiem, który od czasu do czasu z ciekawości gdzieś zakręcił. Nic wyjątkowego.
- Tak naprawdę może i brzmi to ekscytująco – Sama praca z psami, ale już nie chciała tego nazywać po imieniu. Wolała nie ryzykować tego, że ktoś ją usłyszy. – ale wcale tak nie jest i robota się kończy, kiedy.. – Znów przerwała, bo tym razem Jello zaczęła wyć i pojękiwać, jakby śpiewała do księżyca.
Eve automatycznie obróciła się przez ramię patrząc na chłopaka, którego minęły, a na jakiego suczka zaczęła tak reagować. Tamten również się obrócił zaskoczony reakcją psa na co Paxton zareagowała od razu. – Mówiłam ci, że śpiewa. – Ramieniem szturchnęła Sameen. – Jak się wsłuchasz wyłapiesz „Killing me softly”. – Chłopaczek popatrzył na nią z lekką konsternacją, a potem znów na śpiewającą Jello. Wreszcie się uśmiechnął uznając to za zabawne i ruszył dalej. Suczka chciała pójść za nim, co było oczywistą reakcją, ale Eve jej nie pozwoliła.
Paxton nic nie mówiąc wymieniła z Sameen długie spojrzenie i wtedy Jello znów zaczęła swą pieśń tym razem w ten sposób reagując na mężczyznę, który usiadł na krześle w rzędzie, obok którego stały.
- Chyba spodobała jej się widownia – stwierdziła na głos z uśmiechem, którym przykryła konsternację i znów wymieniła spojrzenia z towarzyszką. Wtedy w kieszeni Eve rozdzwonił się telefon. – Potrzymasz? – poprosiła przekazując kobiecie kubek ze swoją kawą. Zerknęła na mężczyznę, który siedział nieopodal i odebrała dobrze wiedząc, kto do niej dzwonił.
- Co tam się dzieje? Co to za kobieta?
- Nie ważne – odpowiedziała zdawkowo.
- Jakie kurwa nieważne! Twój pies wyje na całe pomieszczenie! – warknął agent Fox, którego wyłapała spojrzeniem. Stał przy wejściu do sklepu, w którym niedawno obie robiły zakupy. Przeszła dwa kroki do przodu pilnując Jello oraz zerkając na Sam.
- Przylecę niedługo. – Nie mogła mówić wprost, czego bardzo żałowała, bo od razu powiedziałaby, co uważa na temat tonu Foxa. – Mam dla ciebie niespodziankę. I to nie jedną. Może dwie albo nawet i więcej.
- Chcesz powiedzieć, że jest więcej niż jeden?
W tym czasie, gdy znów zrobiły kolejne kroki Jello podeszła do dziewczyny siedzącej przy wielkim oknie, pociągnęła mocno powietrze i znów zaczęła śpiewać.
- Proszę wybaczyć. Lubi się popisywać. – Posłała dziewczynie przepraszający uśmiech.
- Jesteś pewna? Może ten twój kundel się myli.
Zacisnęła palce na komórce mając ochotę przywalić agentowi, bo nie lubiła, gdy ktoś obrażał jej psy.
Eve znów spojrzała na psa, a potem na Sam zastanawiając się, czy zrobiła coś źle. Czy to możliwe, że obecność kobiety pozbawiła ją odpowiedniej oceny, zaś Jello robiła to wszystko, bo rzeczywiście chciała się popisać przed nową osobą?
- Jestem pewna. Zdążę na czas.
- Skonsultuje to z szefem i oddzwonię.
Nie do niej należała decyzja, co teraz zrobić. To narkotykowi mieli złapać przemytnika a nie ona. Ona tylko miała ich wskazać, o ile w takim tłumie to było możliwe, bo przecież jak zaczną po kolei zgarniać ludzi, to reszta zdąży uciec.
- Pójdziemy do toalety? Muszę pozbyć się z siebie tej kawy. – Niepewnie uśmiechnęła się do Sam zastanawiając, ilu osobom po drodze Jello będzie śpiewać. A może to tyle? Może było trzech przemytników? Oby, bo jeśli akcja się powtórzy nikt jej nie uwierzy. Kto normalny ryzykowałby wysłaniem tylu osób na pokład jednego samolotu? Przejęła od blondynki swój kubek i świadomie zostawiła go na pustym siedzeniu gdzieś po drodze. - Przepraszam, ale.. - Zwróciła się do Sameen, lecz Jello znów zaczęła śpiewać. Tym razem dla mężczyzny opartego o filar. Tak jak poprzednio i jego przeprosiła za popisywanie się psa. - ..może lepiej będzie, jak pójdziesz do toalety i tam zostaniesz. - Czuła, że akcja narkotykowych nie skończy się na zwykłym cichym wyprowadzeniu przemytnika. Nie przy takiej ilości. Istniała możliwość, że wpadną tam jak dzicy, zatrzymają wszystkich i ich przeszukają (bardzo dokładnie).

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Szkoda. – Uśmiechnęła się smutno. –Zasługujesz na to, żeby ktoś cię serenadował. – Lubiła Eve, widziała, że jest dobrym człowiekiem. Zdecydowanie po przejściach po nieudanym związku z facetem, dla którego poszła do wojska. Sam nie wiedziała o takim sposobie wyznawania uczuć, ale skoro było to romantyczne to niech się dzieje. Sama nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, bo miała okropny głos jak śpiewała. Chociaż kto wie… może jakby od tego wiele zależało to by się poświęciła. Może dla odpowiedniej osoby.
-Jesteś poważnie związana z tymi psami. – Trochę zazdrościła Eve takiej więzi. Paxton miała lepszą więź ze zwierzakami niż Sameen kiedykolwiek miała z… no w sumie o z kimkolwiek. Chciałaby poczuć takie przywiązanie, nawet do zwierzaka. Tego jednak nie mogła posiadać ze względu na częste wyjazdy. Nie dałaby rady nawiązać czegoś takiego. Z drugiej jednak strony trochę jej współczuła. Takie przywiązanie do psów nieco utrudniało jej życie towarzyskie. A przynajmniej tak wnioskowała Sam. W końcu nie zawsze będzie mogła zabrać ze sobą psa, więc będzie musiała albo narazić się na gniew Jello, albo zrezygnować ze spotkania.
-W takim razie będę musiała zaryzykować. – Rozłożyła bezradnie ramiona. –Najwyżej będziemy się mijać i przypadkowo spotykać, aż pewnego pięknego dnia powiesz „tak” na moje spontaniczne zaproszenie. – Uśmiechnęła się. Nie miała jej tego za złe. Były dorosłymi kobietami, obie miały dosyć spontaniczne prace. Sameen czuła jednak, że uda im się dojść do jakiegoś porozumienia. Odkąd się spotkały po raz pierwszy, dosyć często wpadały na siebie przypadkowo. Przeznaczenie chciało im dać coś do zrozumienia.
Słuchała Eve i kiwała głową. –Pewnie nawet nie wiedzą jakie szczęście mają, że trafiły na ciebie. – No cóż, zwierzęta nie zawsze przebywały w warunkach, które w jakikolwiek sposób były satysfakcjonujące. Ludzie raczej mieli w to wyjebane. Wiadomo, w schroniskach często nie było środków na godne warunki. Ale jakieś hodowle czy farmy? To inna sprawa. Sameen chodziła przy boku Eve i reagowała na każdy skręt, każdą zmianę trasy. Nie narzekała, nie wzdychała, nie przewracała oczami. Miała świadomość tego, że Paxton była w pracy.
Sameen obserwowała psa i patrzyła tam gdzie patrzyła Eve. Paxton nie była nawet świadoma tego ile dobrych wskazówek daje Galanis. Teraz Sam będzie wiedziała jakich ludzi na lotniskach unikać, jak odczytywać zachowanie psów. Rzeczy, które zapewne przydadzą się w jej pracy. Chociaż nie korzystała z narkotyków, na lotniskach nie transportowała niczego co mogłoby być uznane za groźne, albo niedozwolone. Mimo wszystko wiedzy nie dźwigała na barkach, chętnie ją przyjmowała.
-Jasne. – Wzięła od niej kubek z kawą i sama w tym czasie wyzerowała swoją herbatę póki była gorąca i wyrzuciła kubek do pobliskiego śmietnika. Przez chwilę obserwowała swoją towarzyszkę, ale zaraz odwróciła wzrok udając, że wcale nie przysłuchuje się jej rozmowie.
Ciężko było jej udawać, że nie słucha, tym bardziej, że nie była osobą, która ma wiecznie w ręku telefon, który namiętnie przegląda. Zamiast tego sama oddaliła się o kilka kroków i zaczęła przyglądać się tablicy z odlotami bardzo udając, że czyta i upewnia się, że jej lot nie jest opóźniony. Nie był. Chociaż kto wie, może przez tą całą akcję, będzie musiała przełożyć swój wylot. –Jasne. – Zgodziła się i oddała kobiecie jej kubek z kawą. No i ruszyła za Eve do toalety. Trochę ją korciło, żeby zapytać o telefon, ale uznała, że to nie jest jej sprawa i nie powinna pytać. –Słucham? – Zapytała, bo to była bardzo dziwna prośba i nawet Sam miała zamiar poczuć się urażona, bo uznała, że Eve może chce ją bardzo brzydko spławić. Po sekundzie domyśliła się, że może chodzić o pracę Paxton. –Nie mam zamiaru się chować po łazienkach, Eve. – Powiedziała stanowczo. –Dlaczego sugerujesz, że powinnam to zrobić? – Zapytała podchodząc bliżej kobiety, tak, że przez przypadek prawie nadepnęła jej na buta.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Słucham? Pierwsza reakcja Sameen uświadomiła Eve jak dziwnie musiała brzmieć. Widziały się trzeci raz w życiu a ta prosi kobietę, żeby przyczaiła się w toalecie. Co ona? Grała w LARPa? Takie tam przedwczesne prima aprilis czy może to jej ukryty dziwny romantyzm? Tak, zdecydowanie zadałaby sobie te pytania, gdyby ktoś kazał jej zrobić coś podobnego.
Pierwszy raz spotkała się z taką stanowczością blondynki, którą wcześniej widziała głównie w luźniejszych sytuacjach. Najpierw w barze, potem mocno przemęczona po nieprzespanych nocach i teraz, dopóki nie dotarły do tego momenty, atmosfera była luźna. To co aktualnie ujrzała Eve było nowe. Ostre spojrzenie i silny ton nadający się na przewodnika psów zaskoczył ją, ale nie w złym tego słowa znaczeniu.
Z początku na to nie zareagowała. Po prostu patrzyła na towarzyszkę aż ta podeszła bliżej. Automatycznie wolną dłonią złapała ją za ramię, na wysokości łokcia, ale nie uścisnęła mocno. Po prostu trzymała, jakby z obawy, że jakaś niewidzialna ogromna siła wybuchnie między nimi.
- Tuńczyków jest więcej niż jeden. – Pomimo użycia słowa klucza wcale nie było jej do śmiechu. Domyśliła się też, że Sam pewnie zauważyła to wszystko po reakcjach Jello, która nadal stała blisko, unosiła łepek do góry i mocno wciągała powietrze. – Rozmawiałam z prowadzącym - Drugą dłoń ze smyczą ułożyła na talii kobiety sugerując najwyższy priorytet dyskrecji. Nie była pewna, czy mogła sobie na to wszystko pozwolić, ale w tej chwili nie miała innego wyjścia. – agentem. Strasznie narwany dupek. – Nie kryła niezadowolenia, kiedy mówiła to wszystko bardzo cicho prosto do ucha tak, jakby szeptała kobiecie piękne słówka. – Chciałabym liczyć na jego rozsądek – Jak choćby przeczekanie aż wszyscy pasażerowie do Japonii wsiądą do samolotu. Wtedy wystarczyło wpuścić psy i po sprawie. – ale czuje, że poleci na żywioł i przez to powstanie chaos. – Opuściła spojrzenie w dół na ramię Sam, o której policzek otarła się swoim. – Ludzie w chaosie zachowują się irracjonalnie, dlatego bezpieczniej będzie, jeśli przeczekasz to w toalecie. – Rozumiała, że jej prośba była dziwaczna, ale skoro wiedziała, że coś mogło pójść nie tak nie chciała, żeby kobieta w tym uczestniczyła. Po co miała szargać sobie nerwy wśród zdezorientowanego tłumu?
Eve odsunęła głowę i spojrzała w jasne oczy ignorując ludzi, którzy mijali je w długim korytarzu tuż po odprawie. Wszyscy szukali dla siebie miejsca, żeby poczekać na lot. Wśród nich był chłopaczek. Ledwie co ukończył pełnoletność. Sunął nogami, niczym zombie i kiedy przeszedł obok Jello znów zaśpiewała lekko szarpiąc smycz w jego kierunku. Paxton odwróciła się za nią i na nieznajomego, który ledwie dwa metry dalej upadł na ziemię.
- Proszę pana?! – Puściła Sam i odruchowo doskoczyła do niego wraz z psiną, która wciąż wyła. – Jello, stop! – Nakazała, kiedy uklękła przy chłopaku, którego czoło lśniło od potu. Jego twarz krzywiła się z bólu zaś ręce ściskał na brzuchu jednocześnie kuląc na podłodze w pozycji embrionalnej. Szeptał coś niezrozumiałego. Brzmiał jak ktoś z Europy Wschodniej i na tym kończyła się wiedza Eve, która nie miała pojęcia, że chłopak właśnie się modlił. – Ile tego połknąłeś? – zapytała wprost nie podejmując się od razu próby zadzwonienia po karetkę. – Słyszysz mnie? Ile towaru przewozisz? – Przerażony chłopaczek spojrzał na nią, potem na Sam i rzucił okiem na ludzi wokoło. Gapiów nie brakowało i choć dyskrecja była priorytetowa, Eve zignorowała ją, bo rozchodziło się o czyjeś życie. Przemytnik czy nie; zamierzała pomóc. – Cholera – przeklęła, kiedy chłopak zdecydował się podać ilość. Jego silny akcent sugerował, że nie wychował się w Australii.
Paxton uniosła wzrok na Sameen nie chcąc mówić na głos, że tak naprawdę nie ważne ile towaru przemycał. Jeżeli jeden z baloników pękł to tak naprawdę było już za późno. Nic mu nie pomoże. Chodziło głównie o to aby potwierdzić, czy Jello się nie myliła.
Miała rację.
W głównej hali rozległ się donośny krzyk, a potem kolejny. Warknięcia nie przypominały paniki a były stanowcze, jak poprzedni ton Sam. Tak jak Paxton przypuszczała agent poleciał na żywioł, paru rozstawionych tam narkotykowych krzyczało na ludzi, zaś ich spora część ruszała w kierunku kobiet (w stronę potencjalnego wyjścia). Eve wstała na równe nogi i wycofała się o krok stając bliżej towarzyszki.
- Wykrakałam – przyznała niechętnie i patrzyła jak ludzie ich mijają tym razem idąc w przeciwnym kierunku. Na końcu korytarza wyłoniła się ochrona lotniska i zablokowała przejście na co tłum zareagował gniewnymi okrzykami (ktoś już nawet straszył prawnikami i bogatym ojczulkiem).
Cała reszta wydarzyła się bardzo szybko. Mężczyzna, którego wcześniej mijały przy rzędzie krzeseł poszedł za tłumem, ale widząc ochronę spanikował. Zaczął drżeć i mocno ściskał trzymany w dłoniach neseser. Wyglądał na biznesmena, a raczej się na takiego wystylizował. Jeden z agentów wyskoczył z tłumu i krzyknął na niego. W takim chaosie ciężko było się zorientować co się działo, dlatego Eve zwróciła uwagę na faceta dopiero, gdy usłyszała krzyk narkotykowego. Odwróciła się na gościa stojącego ledwie półtorej metra za Sameen, ale ten już wykonywał przedziwny ruch ręką, jakby chciał złapać i się nią osłonić.
Jello zareagowała jako pierwsza. Skoczyła zębami wbijając się w przedramię mężczyzny, który zawył boleśnie. Paxton odruchowo złapała kobietę za ubranie i pociągnęła z dala od niego, a potem jednym susem skoczyła do przodu i pięścią uderzyła gościa w policzek. Jello wciąż zaciskała zęby na jego ręce, dopóki agent nie dopadł do mężczyzny i Eve kazała jej odpuścić.
- Wszystko w porządku? – zapytała doskakując z powrotem do Sam z minął pełną przejęcia. Nie miała pojęcia, że dla kobiety takie akcje to standard. – Przepraszam, że cię pociągnęłam, ale.. – Nie musiała się tłumaczyć, a jednak to robiła widząc jak Jello również do nich dołącza i z ciekawością patrzy na blondynkę, jakby upewniała się, że ta miała się dobrze. - Perspektywa schowania się w toalecie nie wygląda tak źle, co? - Starała się uśmiechnąć, ale wokoło atmosfera wciąż była niepewna.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
To był ten moment życia incognito, którego Sam wręcz nienawidziła. Oczywiście nie mogła okazać tego tak jakby chciała, ale absolutnie nie lubiła kiedy rozstawiano ją po kątach. A już na pewno nie lubiła kiedy ktoś jej rozkazywał. Nie po to przeszła przez piekło, żeby znowu słuchać czyiś poleceń. Tym bardziej, że robienie z niej typowej damy w opałach, też nie było czymś co lubiła. Radziła sobie świetnie w każdej sytuacji, czego oczywiście zdradzić nie mogła, ale przecież kobiety mogły być silne i zaradne niezależnie od tego czym się zajmowały.
-Rozumiem. – Odpowiedziała słysząc o tuńczykach. Momentalnie dopasowała się do misji. W końcu była przez całe życie szkolona na żołnierza-robota, który jest w stanie w sekundę się przestawić. Zupełnie jak Jello. Sam potrzebowała tylko informacji, że coś jest na rzeczy i potrafiła się dostosować. A nie miała zamiaru zrujnować misji Eve. Miała też nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i żaden z lotów, a konkretnie jej lot, nie opóźni się i będzie mogła kontynuować swoją podróż. Przeszedł ją dreszcz kiedy poczuła dłoń Eve na swojej talii. Nadal nie przepadała za niespodziewanym dotykiem, ale zdawała sobie sprawę z tego dlaczego Paxton to robi. Sama postanowiła wykorzystać okazję i ułożyła dłoń na policzku kobiety, później zjechała na jej szyję i zatrzymała ją na jej karku. –Ja zachowuję się bardzo spokojnie w chaosie. – Zapewniła ją. –Poza tym jeśli masz zamiar dbać o bezpieczeństwo ludzi to jestem ostatnią osobą, którą powinnaś się przejmować. Tam masz matkę z trójką dzieci. Tam kobietę w ciąży, która na tym etapie nie powinna już prawdopodobnie podróżować. Starsza para na prawo, a za nimi kolejna grupka seniorów. – Sam nie chciała się czuć wyjątkowo tylko dlatego, że znała Eve i akurat była w jej towarzystwie. Nie żeby Sam też w jakikolwiek sposób zależało na bezpieczeństwie cywilów. To nie jej zadanie i nie jej sprawa, zdawała sobie jednak sprawę z tego, że Eve prawdopodobnie miała inny tok rozumowania. –Poradzę sobie, Eve. – Zapewniła ją jeszcze raz i uznała, że zaryzykuje i jak Eve odsunęła się od niej i wpatrywała się jej w oczy to Sam się nachyliła i pocałowała ją w policzek. –Powodzenia. – Szepnęła z uśmiechem i zdążyła zetrzeć kciukiem ślad szminki, który jej zostawiła.
Sameen obserwowała jak Eve rzuca się w stronę chłopaka i próbuje się z nim porozumieć. Patrzyła na wszystko nieco beznamiętnym wzrokiem. Widziała śmierć zbyt wiele razy, żeby przejmować się czymś takim. Wiedziała, że chłopak nie przeżyje. Przemytnicy nigdy nie przejmowali się tym, że jeśli woreczek pęknie to stracą muła. Była to strata, na którą mogli sobie pozwolić. Napotkała spojrzenie chłopaka, który patrzył na nią i na Eve. Sameen, czując się komfortowo z tym, że stała za Eve i kobieta nie mogła jej widzieć, nieznacznie pokręciła głową, dając tym samym znać chłopakowi, że tego nie przeżyje. Nie widziała sensu w odgrywaniu scenki i krzyczeniu, że wszystko będzie dobrze. Nie będzie. W momentach, w których Eve spoglądała na Sam, ta przybierała przerażoną minę nie chcąc, żeby kobieta nabrała jakiś podejrzeń.
Galanis skierowała wzrok w stronę krzyków i panikującego tłumu. Cofnęła się parę kroków, żeby nie zostać staranowaną. –Co za palant. – Mruknęła do Eve mając na myśli oczywiście agenta prowadzącego, o którym wcześniej Paxton wspomniała. Teraz Sameen była niemalże pewna tego, że jej lot zostanie opóźniony, albo całkowicie odwołany. Lincoln będzie musiał poczekać.
Sameen obserwowała całą tą akcję i szczerze współczuła Eve pracy z kimś takim jak agent Fox. Spierdolił całą akcję brawurowo. Chyba za bardzo chciał się popisać i wywołał niepotrzebną panikę i wszystko wyglądało bardzo chaotycznie. W pewnym momencie usłyszała tylko niedaleko siebie warknięcie psa, a później poczuła mocne szarpnięcie. Odruchowo sięgnęła w stronę żeber, a później pleców, gdzie zazwyczaj trzymała broń, ale zapomniała, że tym razem nie była uzbrojona. Obserwowała Eve w akcji, a później agenta rzucającego się na powalonego mężczyznę i nie była pewna tego co się właśnie wydarzyło.
-Tak, tak. – Potwierdziła i machnęła ręką. –W porządku. Ryzyko jakie niesie ze sobą bycie cywilem w takiej sytuacji. – Próbowała sobie zażartować, bo widziała zmartwienie na twarzy Eve. Poprawiła sobie kurtkę, którą miała zarzuconą na ramiona. –Byłam w gorszych sytuacjach. – Przyznała z uśmiechem. –Jak twoja ręka? – Zapytała, bo jednak cios wymierzony przemytnikowi był dosyć mocny.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie wierzyła w to co się działo ani w decyzję podjętą przez agenta. Nie ona jednak powinna się tym martwić. To jego działania, plac zabaw i zabawki. Ona miała tylko za zadanie wskazać przemytników. Cała reszta należała do narkotykowych oraz ochrony lotniska, która również się nie popisywała. Na oślep posłusznie słuchali tych z wydziału, co w efekcie dało prawie trzydziestominutowy chaos, niewiedzę pasażerów i agresywne zachowania przemytników wyłapanych przez agentów. Istniała możliwość, że kogoś przegapili (poza tymi wskazanymi przez Jello), ale jak na razie każdy wolał opanować tłum i w efekcie po tym czasie, ludzie wreszcie nieco się uspokoili zajmując miejsca w wielkiej hali wylotowej.
Eve przez większość czasu nigdzie się nie ruszała. Obserwowała tłum i agentów. Czasami rzuciła jakiś niepochlebny komentarz na temat agenta Foxa i jego świty, ale nic więcej.
Na dziesięć minut zostawiła Sameen i wróciła z Jello, która zadowolona trzymała w pysku małego pluszowego słonika (część nagrody za dobrze wykonaną pracę).
- Zarząd lotniska już szykuje pozew na narkotykowych. – Prychnęła, bo czego innego można było się spodziewać? Niepotrzebnie ryzykowano zdrowie wielu pasażerów i na domiar złego opóźniono parę lotów.
- Chyba trochę za mocno dałam mu po pysku. – Zaśmiała się krótko patrząc na zaczerwienione knykcie. Wcześniej mówiła, że z ręką było w porządku i to prawda. Niczego sobie nie złamała a rozdarta skóra w jednym miejscu jeszcze nie świadczyła o tragedii. Ból także; Eve nie była z tych co się na niego skarżyli.
- Rozmawiałam z kierownikiem lotu. Będziesz miała pół godziny opóźnienia. Niedługo powinni to ogłosić. – Kiwnęła głową na tablicę z wyświetlonymi lotami. Oparła się wygodniej na krześle czując psychiczne zmęczenie. Fizycznie miała się dobrze, ale głowę wypełniały nieprzyjemne rozmowy, które musiała przeprowadzić z Foxem.
- Też jestem cywilem – odparła nagle nawiązując do tego wszystkiego co się wcześniej działo. - Nie pracuje w służbach, nie jestem odpowiedzialna za społeczeństwo, ich poczucie bezpieczeństwa oraz zdrowie. Nie jestem nic nikomu winna. – Swoje już odbębniła, chociaż gdyby obok niej na ulicy ktoś upadł, na pewno by zareagowała. Nie musiała jednak dbać o tłum, bo co ona mogła? Nie miała odznaki, odpowiedniego stroju ani zobowiązania wobec tych wszystkich ludzi. - Jestem tylko cywilem z psem, który według kontraktu pomaga służbom, ale nikomu niczego nie ślubowałam. Jedynie w wojsku, ale to stare czasy. – Było minęło i pewnie nie wróci, o ile nie wybuchnie trzecia wojna światowa (która i tak zbrojna raczej nie będzie, ale kto go tam wie). – Może to zabrzmi źle i wyjdę na egoistkę z podwójnymi standardami, ale nie w moim obowiązku było zająć się tamtymi staruszkami, czy matką z dziećmi. W pracy jestem odpowiedzialna głównie za nią. – Wskazała na Jello, która z radością gryzła małego słonika. – Za nią, za siebie i bądź co bądź czuje też tę odpowiedzialność za znajomych. – Więc tak, zachowanie Eve wynikało głównie z tego, że znała Sameen. Tak samo postąpiłaby, gdyby na lotnisku był z nią Hank z baru albo Jasmine z knajpki. Im także, głównie żeby ominął ich ten cały syf, odesłałaby do łazienki. Tam przynajmniej na początku byłby względy spokój. – To odruch, ale też racjonalne podejście, bo nie pomogę wszystkim jak chociażby tamtemu chłopaczkowi. – W trakcie zamieszania tamten stracił przytomność i najpewniej umarł po kolejnych paru minutach. – Przykro mi, że musiałaś na to patrzeć. – Skąd mogła wiedzieć, że Sameen niejedna już trupa w życiu przeżyła widziała? Nie miała o tym pojęcia, dlatego założyła, że ich widok nie był czymś normalnym. Nie powinien być. Nie w pracy, którą blondynka wykonywała, chociaż życie mogło pokazać jej co innego. Mogła stracić rodzinę, wielu znajomych lub być świadkiem wypadków. A jednak przyzwyczajenie się do widoku umierających ludzi nie było czymś standardowym. Paxton miała co do tego mieszane uczucia. W wojsku przejmowała się śmiercią kolegów, ale już nieco mniej wrogami. Na martwych cywili starała się nie patrzeć, zaś teraz w pracy, kiedy zdarzało im się z Jello szukać zaginionych lub zwłok, nie robiło to na niej takiego wrażenie jak wcześniej. Przywykła, bo musiała. W innym wypadku by oszalała.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Dlaczego? – Zmarszczyła brwi w zdziwieniu. –Czy zarząd lotniska nie powinien mieć gdzieś na uwadze, że do takich akcji może dojść? – No dobra, ta akcja rzeczywiście była dosyć kijowo poprowadzona. Zbyt wybuchowo, zbyt chaotycznie, ludzie wpadli w panikę no i tylko jakimś dziwnym cudem nie doszło do większego zamieszania i nikt z cywilów nie został ranny. Nikt jednak nie strzelał, nie było żadnych wybuchów, ani nawet bóg wie jakich krzyków. Jedynym minusem było to, że muł prawdopodobnie umarł, ale no to akurat nie była niczyja wina. Był świadom ryzyka, którego się podejmował. A przynajmniej tak myślała Sameen.
-Pozwól mi zobaczyć. – Kiwnęła głową w stronę jej dłoni. Kiedy Eve podała jej dłoń Sam ją chwyciła i zaczęła oglądać i prosiła kobietę o zgięcie i wyprostowanie palców. –Możesz zginać palce, nie ma żadnej opuchlizny, więc myślę, że szybko wyzdrowiejesz. – Posłała jej uśmiech i już puściła jej dłoń. –Zawsze dla pewności możesz zrobić sobie zimny okład. – Dodała po chwili. Coś takiego nie zaszkodzi, a na obolałą rękę może pomóc.
-Ugh, dzięki bogu, bo chcę mieć to Melbourne jak najszybciej z głowy. – Chyba dopadało ją zmęczenie tymi podróżami. A teraz największym minusem było to, że tą podróż sama sobie wymyśliła. Nie był to żaden kontrakt ani praca. Leciała odebrać hajs, co równie dobrze mogła zrobić na tej zasadzie, że wysiada z samolotu, odbiera hajs, wsiada w pociąg i wraca do Lorne. Ale nie, jej się zachciało auta, więc musiała nim wrócić.
-No niby tak, ale jak wiesz, że szykuje się jakaś grubsza akcja i widzisz tych wszystkich niewinnych i beztroskich ludzi to nie masz takiego jakiegoś, nie wiem, głosu sumienia, że jednak chciałabyś ich ostrzec? Wiadomo, nie wchodzi to w grę, bo równie dobrze tym samym możesz zawalić swoją misję. Ale czy nie wszyscy ludzie gdzieś trochę cierpią na ten syndrom super bohatera, gdzie chcesz ludzi chronić? – Ona oczywiście czegoś takiego nie miała, ale to dlatego, że jej przez wiele lat wpajali do głowy, że ludzie są beznadziejni i że się nie liczą i że jak ktoś umrze to nikt za nim nawet nie zapłacze. Tak jak jej wmawiali, że rodzina już dawno przestała jej szukać i że nawet nie pamiętają, że mieli córkę. –Nie sądzę, żebyś wychodziła na egoistkę. – Odparła. –Nie jesteś im nic dłużna. – Wzruszyła ramionami. –Wiesz ilu ludzi podbiegło pomóc temu chłopakowi, który upadł? Tylko ty. – Jasne, Eve wiedziała, że chłopak był przemytnikiem, ale inni o tym nie wiedzieli. Nikt nie podszedł zapytać czy potrzebują pomocy czy wezwać karetkę. Stali i ignorowali sytuację i tylko cieszyli się tym, że będą mogli opowiedzieć znajomym czego byli świadkiem.
-Temu chłopakowi nikt nie był w stanie pomóc. Skazał się na śmierć w momencie, w którym połykał tamte woreczki. – Wzruszyła ramionami i założyła nogę na nogę. Kto by pomyślał, że akcja, która w sumie w żadnym stopniu nie dotyczyła jej, okaże się czymś tak bardzo męczącym.
-W porządku, Eve. Trochę w życiu przeszłam i to nie było najgorsze co widziałam. – Uśmiechnęła się. Nawet jak przedstawiała ludziom tą historyjkę, którą przedstawiła Eve, o byciu osobą podróżującą, która wychowała się w Grecji, wspominała o traumatycznym dzieciństwie. Nigdy nie wdawała się w szczegóły, ale niektórych kwestii swojego zachowania czy życia nie potrafiła wytłumaczyć, więc łatwiej było to zwalić na traumę z przeszłości, o której nikt nawet nie chciał słuchać. –Co teraz? Będziesz spisywać z tego jakiś raport? – Zainteresowała się.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Zarząd ma świadomość, że można było to zrobić lepiej przy okazji nie doprowadzając do zamieszania i opóźnień lotów – odpowiedziała z taką pewnością w głosie, jakby przez ostatnie dziesięć minut siedziała w sali konferencyjnej ze wspomnianymi jednostkami i rozprawiała z nimi na tematy prawne. – A tak szczerze, to nie wiem. Kierownik lotu tak powiedział. – Wzruszyła ramionami. – Wiesz, że teraz ludzie pozywają innych o dosłownie wszystko. – Do tej pory pamiętała historię faceta, który w trakcie jazdy oblał się i poparzył kawą, za co potem oskarżył kawiarnię, bo na kubku nie było napisane, że napój był gorący. Nieco gorszym przykładem była osoba, która włożyła kota do suszarki. Zwierzak zdechł a właściciel oskarżył producenta o niezamieszczenie w instrukcji informacji o tym, że nie wolno suszyć żywych zwierząt. Cóż, najwyraźniej można być głupim i się na tym wzbogacić.
- Dziękuję. Na pewno tak zrobię, jak tylko będę miała okazję. – Chociaż wtedy mogło być już za późno na zimny okład. – Czy pomiędzy podróżami i podpisywaniem umów z właścicielami hoteli, którzy jak sądzę nie zawsze są chętni, ale ty wiesz jak do nich przemówić, udzielasz też porad z pierwszej pomocy? – Nie dosłownie, ale nie każdy z taką wnikliwością oraz precyzyjnymi komendami obszedłby się z jej ręką. Nic wielkiego, ale świadczyło o tym, że Sameen się znała i wiedziała co mówi.
Nie dziwiła się temu, że jej towarzyszka chciałaby już być w drodze po swoje nowe auto. Nie tylko po to aby je wreszcie mieć, ale także z powodu długiej podróży, która ją czekała. Co innego gdyby podczas trzydziestogodzinnej jazdy miała towarzystwo i tu w głowie Paxton pojawiło się pytanie, czemu sobie takiego nie załatwiła, ale uznała, że to nie była jej sprawa.
- Myślę, że nie wszyscy. – Pokręciła głową. – Ludzie z natury dbają albo o siebie albo o tych, z którymi są związani emocjonalnie. Dodatkowo istnieje duża obawa, że obcy nas wykorzysta. – Więc z jego ratowania wyjdą same problemy. – Może gdzieś tam są ci olśnieni, którzy mimo wszystko poświęcą się dla dobra całego społeczeństwa. – Nie znała się na ludzkiej naturze, chociaż lubiła o niej rozmawiać. – Ale myślę, że to wynika z natury danej osoby oraz tego co przeżył, bo czemu ktoś, komu wszystko odebrano, o kogo nie dbano.. ktoś, kogo wykorzystywano i nikt w żaden sposób nie chciał mu pomóc, miałby chcieć nieść pomoc innym? Jeżeli ktoś przez całe życie musiał dbać sam o siebie jednocześnie nie mogąc liczyć na nikogo innego, to nic dziwnego, że ma małe zaufanie do ludzi i jeszcze mniejszą chęć wsparcia społeczeństwa, kiedy to przez cały czas miało go w dupie. – Pokusiła się o skrajny przykład, z którym kiedyś miała do czynienia. Czy powiedziałaby tak o sobie? Niekoniecznie. Na swej drodze spotkała parę dobrych osób, ale zachowanie rodziców dało jej do zrozumienia, że nawet oni – społecznie uwarunkowani jako ci, którzy powinni kochać i chronić dziecko – nie są godni zaufania. Że skoro oni nie potrafili tego dokonać, to czemu ktoś obcy miałby? – Nie czuje się typem super bohatera – dodała rozumiejąc, że trochę się zagalopowała i zamiast o sobie mówiła o ogóle. – A ty? Chorujesz na syndrom super bohatera? – zapytała, skoro już były przy temacie. Nie zamierzała oceniać. Jak powiedziała, każdy przeżył co innego i miał prawo nie chcieć odpłacać się społeczeństwu, które wcześniej niczego nic nie dało. Ona sama, jak powiedziała wcześniej, nie była nic nikomu winna ani niczego nie ślubowała. Robiła swoje i racjonalnie podchodziła do sytuacji, w której istniało zagrożenie życia. W końcu, w niektórych przypadkach chęć pomocy mogła się skończyć jeszcze gorzej i z jednego zgonu zrobiłoby się parę.
Kiwnęła głową, bo nie potrzeba było słownego potwierdzenia aby zgodzić się z jej słowami na temat przemytnika. To była jego decyzja. Możliwe, że warunkowana wieloma zmiennymi, ale w tym momencie, kiedy już nie żył, nie miało to znaczenia.
- W takim razie przykro mi, że to nie było najgorsze co widziałaś. - Wbiła spojrzenie w Sameen. Nienachalnie, ze spokojem, ale też z troską i próbą zrozumienia. Widać było, że kusiło ją aby zapytać, ale zmieniła zdanie biorąc pod uwagę minioną akcję i fakt, że Sam niedługo będzie miała swój lot. Na dzisiaj wystarczy przeżyć.
- Niestety tak. – Westchnęła ciężko. – To ulubiona część naszych prac, co? – zapytała z delikatnym uśmiechem, bo już raz rozmawiały o tym, jak bardzo uwielbiały papierkową robotę. – Ale raport jest konieczny w trakcie śledztwa. Spisuje je nawet, kiedy pomagam strażakom szukać ludzi pod zawaliskami. – Nie było to nic wytwornego. Pisała ogólnikowo, ale używała dużo zawodowego języka tak, żeby raporty wyglądały na profesjonalne i sporządzone przez kogoś, kto wiedział co robił. – Zdarza się, że zaciągają mnie do sądu w roli eksperta, co też nie jest moją ulubioną częścią tej pracy. – Znów pokusiła się o uśmiech i rzuciła okiem na Jello, która teraz leżała przy jej nogach i drzemała ze słonikiem w pysku. – Też masz coś jeszcze czego nie lubisz w swojej robocie? – Poza papierkową robotą.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową. Nie miała zielonego pojęcia o tym, że teraz tak wszyscy się chętnie o wszystko pozywają. Aczkolwiek miało to w sumie sens. To jest najszybsza opcja, żeby przytulić trochę gotówki. Równie dobrze ludzie czekający na lot mogliby pozwać i lotnisko, a także i agencję odpowiedzialną za przeprowadzenie tej akcji. Proces możliwe, że nie byłby nawet zbyt długi. Chcieliby się pozbyć tego pozwu jak najszybciej, więc zaoferowaliby ludziom jakąś sporą kwotę gotówki. Dla nich to niewielkie pieniądze, ale dla takiego szaraczka to okazja, żeby spłacić długi czy kredyty, albo zabrać rodzinę na wycieczkę. Ludzie są cwani.
Zaśmiała się, -Nie. Raz w roku mam szkolenia z pierwszej pomocy, a w międzyczasie sama lubię sobie poczytać i dowiedzieć się jak mogę zadbać o swoje urazy. Jestem straszną fajtłapą i mam tendencję do pakowania się w kłopoty. – Poklepała się po bliźnie, którą kilka dni temu pokazywała Eve. Co prawda ją zarobiła nie z własnej winy i niekoniecznie sama się nią zajmowała, ale chciała pokazać, że jednak ma urazy, o które sama musi dbać. –Jak widzisz, przydaje się taka wiedza. – Wskazała na jej rękę nawiązując do tego, że jednak mogła się pochwalić tym, że wie coś co może się również przydać Eve.
Spojrzała na Eve. –Więc ludzie nie pomagają sobie w obawie, że ktoś ich wykorzysta? – Zapytała zdziwiona, ale po chwili się zaśmiała, bo brzmiało to absurdalnie, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że nie to Eve miała na myśli. A przynajmniej taką miała nadzieję. –Aczkolwiek nie dziwię się ludziom. Ja tam wychodzę z założenia, że jednak każdy powinien być egoistą, bo jeśli ty o siebie nie zadbasz to nikt za ciebie tego nie zrobi. – Wzruszyła ramionami. Jasne, fajnie było mieć kogoś kto się o ciebie troszczy, ale ludzie tak często zapominali się troszczyć o samych siebie, że ostatecznie kończyli na dbaniu o innych, a sami się budzili z ręką w nocniku. –Mówisz z doświadczenia? – Zainteresowała się. Brzmiało to wszystko bardzo specyficznie, a jak dobrze wiemy, Sam nie do końca miała jakieś hamulce i nie obawiała się o to zapytać. Najwyżej Eve ją poinformuje, że to jeden z tych tematów, o których nie chce gadać.
Zamyśliła się zastanawiając się nad odpowiedzią. Nawet teraz, kiedy naprawdę miała okazję być jakimś nocnym mścicielem i ratować ludzi w opałach, albo doprowadzać do sprawiedliwości wymierzonej jej ręką, nie robiła tego. Nigdy nie miała na to parcia. Jak kogoś ratowała to wychodziło to całkiem przypadkowo. Nigdy nie szukała sytuacji, w której mogłaby być bohaterką. –Nie. Nie sądzę. Poza tym nawet jakbym chciała to niekoniecznie mam jakieś specjalne pole do popisu. – Rozłożyła bezradnie ręce. W końcu oficjalnie pracowała dla biura podróży. Eve mogła tutaj się pochwalić lepszym zapleczem.
-Dzięki. – Uśmiechnęła się i spojrzała gdzieś tam przed siebie. Wędrowała tak wzrokiem po ludziach, którzy nadal byli uniesieni tym co się wydarzyło. Wielu dyskutowało przez telefony, a druga część energicznie coś wystukiwała. Sameen była pewna tego, że wszyscy relacjonowali to widowisko. W tym samym czasie jak się rozglądała to na tablicy odlotów rzeczywiście pojawiła się informacja o tym, że lot się opóźni o pół godziny. –Ja nie robię raportów, ale jak już wszystko dogadam to muszę stworzyć idealną umowę, która usatysfakcjonuje obie strony. Muszę się wtedy kontaktować z prawnikami, więc jest to nieco uciążliwe. Nie lubię prawników. Więc uważam, że to jest najgorsza część mojej pracy. Ale jednocześnie nie jest to coś czego nie lubię. Właściwie to lubię moją pracę. – Uśmiechnęła się pod nosem i wstała z krzesełka, żeby się przeciągnąć.
-Nie będę cię już zatrzymywać skoro oficjalnie tutaj skończyłaś pracę. – Zarzuciła swoją torbę na ramię. –Nie mogę się doczekać kiedy cię poznam, Eve. Bez gadania o psach czy o pracy. – Uśmiechnęła się.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Zamyśliła się na trochę, bo nie powiedziałaby, że w pełni była opisywaną przez siebie osobą. Myślała teraz o kimś innym. O kimś, kogo znała przez chwilę, ale zdążyła się poznać na tej osobie i zrozumieć jej tok myślenia. Jej rozgoryczenie i żal do świata, któremu nic nie była winna; Eve momentami czuła się podobnie.
- Nie do końca – odpowiedziała szczerze, bo wiedziała, że były gorsze przypadki od niej. – Miałam to szczęście, że w którymś momencie natrafiłam na moich chłopaków albo Jasmine. Częściowo przywrócili mi wiarę w ludzkość i bliskie relacje. – Nie w pełni, ale nie potrzebowała miłować każdego. Miała swoich ludzi. Bliższych i tych nieco dalszych, ale miała i to jej w zupełności wystarczało. Nie potrzebowała przy tym integrować się z każdym i nie czuła się odpowiedzialna za społeczeństwo. Żyła po swojemu i robiła co trzeba. Nie każdemu musiało podobać się to podejście, w którym stawiała wyżej swoich bliskich lub znajomych, ale to już ich problem.
- Można pomagać na różne sposoby. – Filmy super bohaterskie ukierunkowały ludzi na to, że był jeden schemat pomagania lub ratowania – z wykorzystaniem siły, mocy lub super sprzętu wykorzystanego za kasę. To jednak nie była prawda. Super bohaterem można zostać z wielu powodów i nie potrzebne było do tego jakiekolwiek doświadczenie wojskowe, policyjne, medyczne itp.
- Brzmi gorzej od moich raportów – wtrąciła, gdy wspomniano o tworzeniu umów. Paxton niejeden taki dokument czytała i jak zawsze gubiła się już po pierwszej stronie albo odlatywała myślami gdzieś daleko nie skupiając na tym co czytała. Całe szczęście od umów miała Sue Ann. Gdyby nie ona ośrodek Eve długo by nie postał.
Z delikatnym uśmiechem w reakcji na słowa o „lubieniu swojej pracy” uniosła wzrok wraz ze wstającą z miejsca Sameen. Dopiero po sekundzie uznała, że sama też powinna się ruszyć i zrobiła to trochę niezgrabnie czując, że chyba potrzebowała krótkiej drzemki.
- Nie zatrzymujesz – zapewniła, bo siedziała tutaj z własnej nieprzymuszonej woli, chociaż w innej sytuacji już dawno byłaby w drodze do ośrodka. – Nie jestem pewna, czy tak potrafię – Bo o pracy i psach mogła mówić w kółko. – ale się postaram. – Nawet jeśli mówienie o sobie nie przychodziło łatwo zwłaszcza, że kryło się za tym coś więcej niż do tej pory wyjawiła na swój temat (a o czym opowiadała na luzie). – Udanej podróży i szerokiej drogi – dodała niepewna, jak należało się pożegnać. Podanie ręki byłoby jałowe, przybicie żółwika zbyt dziecięce i zdystansowane a uścisk przekraczałby granice, którą całkiem niedawno już przeszła, ale miała ku temu dobry powód i pretekst. Teraz tego pretekstu nie posiadała i zaczynała żałować. Może znów przekaże coś tajne przez poufne? – Tak.. – No właśnie.. – Do zobaczenia – wypaliła głupio czując na sobie wzrok Jello stojącej między nimi.
Jak ostatni pacan machnęła ręką, odwróciła się i odeszła mając wrażenie, że to jedno z gorszych pożegnań jakie mogła komuś zafundować. Czemu w ogóle to analizowała? Przecież to nic takiego, co próbowała sobie wbić do głowy przez całą drogę do auta.

z/tx2 Sameen Galanis
ODPOWIEDZ