rzeźbiarka, znachorka — florystka w fleuriste
21 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
rzeźbi, sprzedaje kwiatki i odgania złe duchy czające się w ciemnych kątach
Głowa wsparta na łokciach ze znużeniem śledziła poczynania niegroźnego, acz sporych rozmiarów pająka, który niepewnie zerkał na nią spod kanapy. Zdawał się powtarzać, że ziemia jest jego królestwem, niedostępnym dla ludzkich zachcianek — mimo to Brissie niestrudzenie leżała na ziemi od niemalże trzydziestu minut, wertując kolorowe pisemko dla kobiet, które przypadkiem wpadło tego dnia w jej dłonie. Naturalnie mierzyła się z pomyłką, a nazwisko na foliowym zabezpieczeniu gazety wskazywało, która z jej sąsiadek zamawia tego typu prenumeratę, ale nazbyt ciekawska Briss nie zamierzała zwrócić magazynu kobiecie. Jeszcze nie teraz. Popijając ze szklanego słoika własnoręcznie przygotowaną kombuchę zaczytywała się w stronach mówiąc o tym, jaką być, co mówić i jak się nosić. Nic z tego zdawało się jej nie określać, a wszelkie zasady łamała przy tym nieustannie, ale nie to zaprzątało jej głowę. Nie chodziło także o artykuł o jakimś hollywoodzkim gwiazdorze, który postanowił skryć się przed światem w okolicach Lorne Bay. Nie, dla Bryzeidy Campbell najważniejsza wydawała się jedna strona. Jak sprawić, żeby on cię polubił.
Do jej uszu dotarł najpierw dźwięk skrzypiącej podłogi, której nie można było naprawić — jeszcze nie teraz — bo razem z babcią wyczytały, że tego typu remonty przeprowadzać należy w grudniu. W innym przypadku duchy mieszkające w szczelinach miały rozgościć się w jej sypialni, a tego przecież nie chciała. Dołączający do tego odgłos chwytania za klamkę, a także cień rzucany przez okno wskazały za to, że oto za sekundę ujrzy twarz gościa, którego należało przyjąć w sposób odpowiedni. — Otwarte — krzyknęła jeszcze, nie dźwigając się z ziemi, ale z nazbyt sporą prędkością zamknęła kolorowy magazyn (nie wiedząc w końcu, co mówić, by być kochaną) i ze wstydem wymalowanym na twarzy uśmiechnęła się do siostrzanych oczu. — Tylko idź ostrożnie, pod kanapą jest Szeloba i jest trochę dziś markotna — upomniała ją, kiedy sama ziewając przeciągle poczęła podnosić zesztywniałe ciało z ziemi. Dzień chylący się końcowi wciąż był parny, a więc w chatce Bri wszystkie okna były szeroko otwarte, zapraszając do środka chłodniejsze podmuchy wiatru. Wobec tego ogień kilku świeczek ustawionych na stoliku przed telewizorem drgał niespokojnie, oczekując podmuchu, który zgasi płomień raz na zawsze. Ale dziewczyna zdawała się tym wszystkim nie przejmować. — Byłam dziś u babci, śniłaś się jej — rzekła, stojąc już na nogach i przeciągając się to w prawo, to w lewo, by pozbyć się lekkiego bólu pleców. — Mam ci przekazać wiadomość — dodała z uśmiechem, podnosząc z ziemi kombuchę i szukając wzrokiem swego pajęczego przyjaciela.

Pearl Campbell
Obrazek
powitalny kokos
.
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
2.

Jedna ręka na kierownicy, druga na zmianę wrzucała biegi i poprawiała włosy, które miały dzisiaj swój nienajlepszy dzień. Trudno im się dziwić, skoro ich właścicielka także nie mogła się cieszyć najlepszą formą, a to wszystko przez wczorajsze śledztwo, z którego nic nie wynikło, poza wypadkiem z drzewem i poranionymi plecami. Zeszłego wieczoru jeszcze zgrywała twardzielkę, mówiąc sobie, że to tylko kilka zadrapań, ale po tym jak dzisiaj każde ubranie przylegające do skóry wywoływało dyskomfort, wiedziała już, że bez jakiś specyfików się nie obejdzie. Wolała oszczędzać rodzinie rewelacji na temat tego, czym się zajmuje i jak dokładnie działa w tym swoim szalonym planie, ale przy tym naprawdę zależało jej na dobrych kontaktach z Briseis. Odwiedzała ją więc w chwilach, gdy miała na to czas, a gdy nie miała go dłużej, niż kilka dni, zmieniała tak własne plany, by wpleść w nie spotkanie z siostrą. Kiedyś tego nie robiła. Żyła sama dla siebie i wmawiała sobie, że to inni nie chcą mieć z nią do czynienia, kiedy sama niewiele robiła, by w cudzym życiu zaistnieć. Wiele pozmieniało się w jej głowie na przestrzeni ostatnich lat i naprawdę pracowała nad sobą, ale skutki nie zawsze były zadowalające. Przede wszystkim musiała pogodzić się z tym, że już nigdy nie będzie dobrym przykładem, jak już nadawała się do tego, by w oparciu o jej osobę i perypetię pokazywać innym, jak ci nie powinni postępować.
Weszła od werandy, wiedząc, że siostra jest w domu i kiedy uniosła dłoń do klamki, usłyszała jej głos na potwierdzenie. Otworzyła sobie drzwi zgodnie z poleceniami i spojrzała na śliczną buzię siedzącej na ziemi Briseis, ściskającej w dłoni czasopismo. Przeszła jeszcze dwa kroki, by zamiast powitania, usłyszeć słowa, które zmusiły ją do nagłego zatrzymania się w miejscu.
- Błagam, powiedz, że pod kanapą nie siedzi żaden pająk - poprosiła, bo niestety mimo, że bardzo by chciała, nie była z przyrodą tak za pan brat, jak jej młodsza siostra. Zasadniczo z niczym nie była za pan brat, przywykła do tego, że życie to głównie wspinaczka, a jej cele nie są zazwyczaj zbyt satysfakcjonujące. Kiedy więc rozważała, gdzie by się ulokować, by z kanapą nie mieć za wiele wspólnego, Bri wspomniała o babci, co chociaż trochę odwróciło uwagę Pearl od pająka. - Oho... chcę wiedzieć? - zapytała wprost, zastanawiając się, co też babcia mogła wyśnić. Teraz dopiero dojrzała też co dokładnie trzymała młodsza Campbell i przekrzywiła nieco głowę do boku. - Też mam ten numer. Przeczytałaś coś ciekawego? - zagadnęła, nie chcąc od razu wyskakiwać ze swoim problemem, żeby nie było, że przyjechała tutaj tylko w jednym celu.

Briseis Campbell
ambitny krab
dezynwoltura
rzeźbiarka, znachorka — florystka w fleuriste
21 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
rzeźbi, sprzedaje kwiatki i odgania złe duchy czające się w ciemnych kątach
Jasne ślepia zdawały się niezwykle rozczarowane przerwaną walką na spojrzenia; niknąc w odmętach chatki, nieujrzane miały być z pewnością do późnego wieczora. Brissie jednak strzepnęła na ziemię kilka martwych much, które wyzbierała z całej chatki i wyczekując swej przyjaciółki, nie zwróciła większej uwagi na słowa siostry. — To nie byle jaki pająk, mieszka ze mną już od dwóch miesięcy. To znaczy chyba, nie znalazłam jeszcze jej gniazda — wyjaśniła, marszcząc z przejęciem czoło. Padając na kolana przekrzywiła głowę tak, że prawe ucho dotykało już dywanu — wzrok wędrujący tu i ówdzie, przemierzający nierówności i egipskie ciemności, nie odnalazł jednak upragnionej sylwetki pająka. — Jest ostatnio jakaś markotna. Boję się, że któryś z sąsiadów ją otruł — powiedziała z żalem, po raz kolejny już dźwigając kruche ciało z ziemi. Dopiero upewniwszy się, że jej przyjaciółka się wycofała, gotowa była zająć się gościem. Tanecznym krokiem podeszła więc do siostry i złożyła na jej policzku całusa, krzywiąc się przy tym lekko. — Masz fatalną aurę, Pearl — zawyrokowała, z widocznym niezadowoleniem kręcąc przy tym głową. I nie czekając na jej zgodę poczęła niewidzialne nitki odrywać od jej strapionego ciała i umysłu, wiedząc jednak, że przy tak solidnych uszkodzeniach potrzeba czegoś więcej. — Jak się boisz Szeloby, to usiądź na tamtym fotelu, ona go nie lubi — mówiąc to machnęła dłonią i zniknęła gdzieś w głębi swej chatki, wracając po kilku minutach z dwoma filiżankami i przeźroczystym dzbankiem, w którym kipiała zielona mikstura. Ona sama zdawała się nie roztrząsać tego ich życia. Nie odkąd wróciła i usiłowała sprawić, by wszechświat zapomniał o tych jej kilku latach tułaczki. I o Victorze, od którego wciąż otrzymywała listy; te ukryte pod jedną z desek sypialni, pozostać miały jej tajemnicą. Nawet babci o nich nie opowiadała. — Mhm. Masz się wystrzegać wysokiego bruneta i kur — wyjaśniła, głęboko wierząc w sens tejże przepowiedni. Naturalnie nie była głupia, ale babcine rady zawsze się sprawdzały, niosąc z sobą jakąś prawdę. Briss niezwykle zazdrościła jej wszelkich darów, bo jej samej nigdy nie przyśniło się żadne proroctwo. Ustawiając na podniszczonym, drewnianym stoliku tacę, sama usiadła na kolorowym dywanie po turecku. Wzrokiem jeszcze tęsknie sięgając granic kanapy. — Och nie, nic, ja nie wiem co to u mnie robi — skłamała, czerwieniąc się delikatnie. Niepewnym gestem poczęła rozlewać gęstą ciecz do kubków, po czym jeden z nich wyciągnęła w stronę siostry. — To na złe duchy — wyjaśniła z uśmiechem, któremu ciężko byłoby się przeciwstawić.

Pearl Campbell
Obrazek
powitalny kokos
.
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nigdy nie należała do tych osób, które potrafią żyć w zgodzie z naturą. Ich babcia taka była, Lucille taka była, ale Pearl? Nic podobnego. Parzyła więc niepewnie po podłodze, gdy jej siostra z takim spokojem opowiadała o pająku, w którego starsza Campbell najpewniej rzuciłaby gazetą, gdyby miała na to odwagę. Próbowała jednak nie robić scen, ani też nie zgadzać się na głos z trucicielskimi zapędami sąsiadów.
- Nie mogłaś przygarnąć kota? - zapytała więc tylko o to, patrząc na zebrane przez siostrę muchy. Mimo wszystko wiedziała jaka jest Bri i kochała ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Przywykła do tego, że się różnią, ale mimo to Pearl starała się odbudować dobrą relację między nimi. Oddała więc pocałunek, a słysząc o swojej aurze przewróciła subtelnie oczami.
- Niezmiennie od dwudziestu sześciu lat - skwitowała sarkastycznie, chociaż w pełni się z tymi słowami zgadzała. Nie była pewna, co Briseis robi, ani czy to jej pomoże, ale stałą grzecznie, pozwalając siostrze na odczynianie uroków. - Szeloba? Nadałaś jej imię? - znów rozejrzała się niepewnie, ale ostatecznie ruszyła w stronę fotela, wierząc, że siostra jej nie okłamuje. Przyjęła napar, który akurat bardzo dobrze wpisywał się w jej gusta i upiła łyk, prawie go wypluwając, gdy Bri wspomniała o słowach babci. Na całe szczęście skończyło się jedynie na zakrztuszeniu i kilku głośniejszych kaszlnięciach. - O masz, a jadłam dziś chicken burgera - zażartowała, chociaż wiadomym było, że w pierwszej kolejności nie lunch, a Leon stanął jej przed oczami. Niby nie chciała panikować, ale poprawiając włosy już zastanawiała się, czego jeszcze mogłaby się dowiedzieć. - Słuchaj... o tym brunecie... babcia mówiła może coś więcej? - zapytała niby swobodnie, ale jak wszystko w jej wykonaniu, tak i to nie wyszło najlepiej. Sama nie chciała przesadnie analizować swojej relacji z mężczyzną, wiedząc, że powinna wyraźniej stawiać granicę. Trochę się przez to rozkojarzyła, jednak dość żywa reakcja jej siostry, pomogła Pearl wrócić na ziemię. - Yhhhhhhmmmmmm - mruknęła sugestywnie w sposób, w jaki tylko starsza siostra na widok rumieńców u młodszej może mruknąć. - To nic złego, czytać takie rzeczy, Bri... obie jesteśmy kobietami - dodała już spokojniej, bo nie była zwolenniczką tematów tabu. W zasadzie chyba nawet była zbyt bezpośrednia w niektórych kwestiach, może dlatego posiadała więcej kumpli, niż koleżanek. Spojrzała jeszcze na herbatę, czy też napar, który miał odpędzić złe duchy i uśmiechnęła się krzywo. - I co mi zostanie, jak znikną złe duchy? - zażartowała, ale i tak ponownie napiła się ciepłej cieczy, przypominając sobie, po co tutaj przyjechała. - Słuchaj, a nie znajdziesz czegoś na złe skaleczenia? Miałam bliskie spotkanie z gałęzią i moje plecy nie wyglądają najlepiej - odruchowo wskazała kciukiem w tył, jakby chciała pokreślić - całkowicie zbędnie - gdzie znajdują się plecy.

Briseis Campbell
ambitny krab
dezynwoltura
rzeźbiarka, znachorka — florystka w fleuriste
21 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
rzeźbi, sprzedaje kwiatki i odgania złe duchy czające się w ciemnych kątach
Filigranowa sylwetka, należąca jakby do wprawionej tancerki w wyjątkowym spektaklu, przemierzała wszelkie zakamarki niewielkiej chatki. Wypatrując swych zwierzęcych lokatorów, spojrzenie poszukiwało także wszystkiego i niczego jednocześnie, jak już miało w zwyczaju. — Koty przynoszą pecha. Będę mogła przygarnąć jakiegoś dopiero wtedy, jeśli w pełni księżyca sam do mnie przyjdzie — odparła wywróciwszy oczyma, w których skryte było rozbawienie, bo rzecz ta chociaż niedorzeczna, niosła w sobie tak wiele powagi. I oczywistości, bo to ziemia i świat cały decydować miały o tym, z kim Briss zamieszkać może — nie ona sama, nie jej egoistyczne ludzkie pobudki. Może i jawiła się w ich rodzinie jako ta dziwna, ekscentryczna dusza, ale od dawna się tym niezrozumieniem już nie przejmowała — życie było zbyt piękne, by poddawać się stanom zgubnej melancholii.
— Mhm, musiałam. Jak inaczej miałam z nią rozmawiać? — zaśmiała się, choć teraz już droczyła się z nią tylko, bo nadanie imienia zwierzakowi było zwykłą konsekwencją oswojenia go. A Briss w tę jedną rzecz głęboko wierzyła — że pająk ten, wyjątkowy i magiczny, stał się częścią jej świata. Że sam wie, tym swoim włochatym rozumkiem, że Bri to rodzina. — To niedobrze! — przeraziła się, przypatrując się jej uważnie. — To cud, że nie zadławiłaś się jakimś niezmielonym skrzydełkiem czy coś — uznała, krzywiąc się lekko, bo czyż nie było to wielce prawdopodobne? — Chociaż myślę, że jej chodzi o prawdziwego kurczaka. A ten brunet to sama nie wiem, coś bredziła już potem o nieszczęściach i oszustwie? — doprecyzowała, przyglądając się siostrze z ciekawością. Czyżby wiedziała, o czym babcia mówi? Poczęła żałować, że nie jest wystarczającym wsparciem, by Pearl zwierzyła się jej z własnych tajemnic, ale… Sama przecież o tak wielu sprawach jej nie mówiła. Upiła zaraz potem łyk swej mikstury, znów się lekko czerwieniąc. — No i myślisz, że to prawda, Pearl? Że trzeba być mniej sobą, żeby… No wiesz. Bo ja w sumie nie przyciągam porządnych facetów — głos jej został ściszony, a spojrzenie przepełnione skrępowaniem wbiło się w dywan. No bo Victor, jasne. Wcześniej Achilles, który tak naprawdę nikim dla niej nie był. A ci o dobrych sercach w ogóle nie zwracali na nią uwagi. Nigdy. — Och, oczywiście, że coś tu mam! — ożywiła się naraz, wobec czego chaotycznie odstawiony na stół napój rozlał się niedbale. Ale ona zdawała się tego nie widzieć, bo oto już przeglądała kolorowe słoiczki, w których skrywała odpowiednie lekarstwa. — A wyjaśnisz mi o co chodzi? — dopytała jeszcze, w dłoniach trzymając już odpowiednią maść. Uśmiechała się przy tym wyzywająco, bo ceną za lek była szczerość i uchylenie rąbka tajemnicy.

Pearl Campbell
Obrazek
powitalny kokos
.
ODPOWIEDZ