Nie zamierzał przestawać.
Aczkolwiek te kilka wymruczanych słów zdecydowanie przyspieszyło rytm jego serca.
Kątem oka zauważył przygryzioną wargę kobiety i sięgnął jej skóry ponownie, tym razem mocniej znacząc ślad swoich ust — ale nie na tyle mocno, żeby zostawić po sobie jakikolwiek ślad. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to przyjemne. Wiedział też, że może być jeszcze przyjemniej. Dlatego w dupie miał, że ktoś wszedł do kuchni i natychmiast wyszedł. Najwyraźniej jednak Odette była innego zdania.
Na twarzy musiał mieć wypisane
„że co, kurwa?”, kiedy kobieta wyśliznęła się i odeszła, ale nie pozostało mu zbyt wiele czasu na rozmyślanie, bo w drzwiach niemal zderzyła się z Arthurem, który być może zaniepokojony zniknięciem zaczął jej szukać — albo chciał sobie tylko zrobić pierdolonego drinka w pierdolonej kuchni.
Falcone otrzeźwiał w jednej chwili, ale Arthur najwyraźniej nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że jego kolega może starać się zaliczyć jego laskę pod jego nosem. Rozluźnił się więc i wdał się w swobodną rozmowę o ostatniej walce, w wyniku której doznał poważniejszych niż zazwyczaj obrażeń i zmuszony był do krótkiej przerwy. To był bezpieczny grunt do rozmowy, zwłaszcza że nie mógł nie zauważyć jak otwarcie Arthur przeniósł dłoń na tyłek
swojej nowej dziewczyny.
— Stary, dzisiaj jest ten dzień, mówię ci — wypalił dokładnie w tej samej sekundzie, w której kobieta zniknęła za kuchennymi drzwiami. Falcone’owi natychmiast zrobiło się niedobrze i sam najchętniej opuściłby to pomieszczenie, byle tylko zleźć Arthurowi z oczu, a jednak zachował pozory uprzejmego zainteresowania i mruknął niewyraźne
„mhmm?”. Miało dać wyraz zaskoczeniu i brzmieć jak zachęta do kontynuowania tematu. Chociaż obie te rzeczy wyszły naprawdę słabo, najwyraźniej blondyn nie potrzebował wiele ze strony swojego rozmówcy. — To nasza piąta randka, chyba najwyższa pora żeby iść z nią do łóżka, co? Nie chciałem naciskać, wiesz, dać jej czas na oswojenie się z sytuacją jak prawdziwy gentleman. Laski lubią jak wszystko się wolno rozkręca, w romantycznej atmosferze. Ale ta domówka to perfekcyjna okazja: wypijemy trochę dobrego alkoholu, pozna moich kolegów, rozluźni się. Potańczymy na przystawkę, a później pojedziemy taksówką do mnie żeby zjeść danie główne — zakończył z szerokim uśmiechem. Zerknął szybko w stronę drzwi, jakby chciał się upewnić, że kobiety jeszcze tam nie ma, po czym odwrócił się w stronę Lorenzo z drapieżnym błyskiem w oku i dodał: — Ale ona cholernie na mnie leci.
—
Faktycznie — odparł bez grama wahania, a w jego głosie brzmiało rozbawienie, które mogłoby wydawać się ponure tylko dla tego, kto widział Lorenzo i Odette razem, wcześniej na kuchennym blacie. —
Staliśmy tutaj może z pięć minut, a ona gadała tylko o tobie.
Kłamstwo, które nie mogło być bardziej prawdziwe.
— Wiem. Jezu, jest strasznie gorąca, żebyś widział co potrafi w tańcu. Zrobić ci jeszcze drinka?
Kiedy Falcone podawał mu ponad blatem stołu szklankę, miał głęboko zakorzenioną nadzieję, że w jego oczach odbiło się żadne z szerokiej gamy uczuć, jakie zostały rozbudzone przez tą rozmowę i wcześniej przez samą kobietę. Jej koszula wciąż leżała na blacie obok niego i Falcone nie mógł pozbyć się wrażenia, że on sam pachnie jej skórą i perfumami. Że jego ciało w końcu w jakiś sposób zdradzi się z pożądaniem, jakie rozbudziła krótka pieszczota. A on mimo wszystko wcale nie zamierzał psuć randki Arthurowi — zadziwiające, że to silne postanowienie tkwiło głęboko w jego świadomości tylko wtedy, kiedy Odette nie było w pomieszczeniu.
— Przyszedłeś sam? — niespodziewanie zapytał Arthur, szczęśliwie zmieniając temat na jeszcze gorszy, kiedy podawał mu ponownie napełnioną alkoholem szklankę.
—
Tak.
— Spoko — skwitował, ewidentnie oczekując czegoś więcej w odpowiedzi. Chwila wahania, w której blondyn próbował drinka zdawała się być dziwnie ciężka, zupełnie jakby Lorenzo oczekiwał na kolejne pytanie z jego strony. — Jesteście jeszcze razem?
—
Mhm.
— Normalnie zaproponowałbym ci znalezienie sobie jakiegoś rozpraszacza, ale skoro tak... To raczej słaba opcja, co? — zaśmiał się krótko. I odpuścił.
Razem, wracając do bezpiecznego tematu walk w ogólności, przeszli do pełnego ludzi salonu i znaleźli kilku innych kolegów regularnie uczęszczających na klatki w formie widzów albo zabawiających tłum. Lorenzo, choć powinien być pewnie wściekły za ucieczkę, rozluźnił się wreszcie i odsunął te wydarzenia w niepamięć; a wraz z nimi całą osobę w postaci Odette. Najwyraźniej jednak tylko do momentu, w którym znów nie pojawiła się w tym samym pomieszczeniu.
Zdał sobie sprawę, że wodzi za nią wzrokiem. Że przygląda się jej znad brzegu przystawionej do ust szklanki w chwili, w której Arthur do niej podchodzi i szepcze coś na ucho, a później ruchem głowy wskazuje na parkiet, na którym w ścisku tańczy już kilkanaście par. Że nie odrywa spojrzenia od jej pleców i ramion aż do momentu, w którym oboje znikają mu z pola widzenia.
Dopił alkohol i odstawił szkło na jakiś kredens, a następnie wyszedł z salonu wprost na taras. Tutaj było zdecydowanie ciszej i wszędzie kręcili się palacze oraz miłośnicy nocnych kąpieli w basenie pod wpływem najróżniejszych środków odurzających.
Ktoś poczęstował go papierosem, ale kiedy gryzący dym wypełnił jego płuca, on wciąż czuł tylko smak jej ust i zapach jej perfum.
Czas płynął w niespiesznym rytmie rock’n’rolla na przemian z nowoczesnymi klubowymi kawałkami i Lorenzo kręcił się dookoła bez szczególnego celu. Zatańczył — choć tutaj w tańcu bardziej chodziło o macanie jak największego pola ciała partnerki i o oddechy mieszające się w niewielkiej odległości dzielącej usta tańczących — kilka razy, wypił jeszcze kilka drinków. Miło szumiało mu w głowie. Było ledwie po północy, kiedy postanowił się zmyć. Pożegnał się z paroma znajomymi stojącymi nieopodal, zaśmiał głośno z suchego żartu o porze dla staruszków na kończenie imprezy i wyszedł na taras; żeby trafić prosto w sam środek kotła. Ktoś coś wrzeszczał, jakaś dziewczyna piszczała wysokim głosem, ktoś rzucił się na kogoś. Kilka osób zamiast próbować rozdzielić pijane towarzystwo, zaczęło skandować imiona. Głośny gwizd wbił się w lekko otumaniony alkoholem umysł Lorenzo. Chciał wyminąć to zgromadzenie — nie brać udziału w przedstawieniu, które poza brakiem profesjonalizmu do bólu przypominało jego codzienne zajęcie — gdy nagle pośrodku zauważył znajomą twarz.
Zamrugał nerwowo, upewniając się w ten sposób, że to właśnie Arthur wpycha się bezpośrednio pomiędzy walczących jako pierwszy, który postanowił ich od siebie oderwać. A chociaż był dobrze zbudowany, nigdy nie bił się zawodowo i nie miał zbyt wiele doświadczenia; ktoś uderzył go prosto w nos. Zatoczył się chwiejnie do tyłu jakby zdziwiony impetem, polała się krew.
—
Kurwa... — Falcone warknął pod nosem w chwili, w której postanowił zawrócić.
Rozmasował lewą dłoń, której palce zawinięte były bandażem, żeby wyciągnąć przyjaciela spomiędzy coraz większej ilości osób chętnych do bójki. Uderzył kilku stojących najbliżej kolejno w twarz, splot słoneczny i kolana, zwijając się przy tym niczym tygrys, zadziwiająco szybko jak na swoją wagę i wzrost. Wreszcie dopadł do Arthura i wydarł go stamtąd.
Mógłby się oszukiwać, że kiedy znaleźli się poza zasięgiem bójki, Lorenzo rozglądnął się nerwowo dookoła w poszukiwaniu Odette tylko po to, żeby mogła zająć się chłopakiem. Kiedy wreszcie wyłowił spojrzeniem jej twarz, krzyknął w jej stronę coś, co miało zwrócić jej uwagę.
—
Co się stało? — zapytał, kiedy znalazła się obok.
Odette Overgaard