nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Seven, like Sympathy
outfit // Miles Vanderberg

Myślisz, że zasługujesz na wieczór sam na sam, na kanapie, z winem, przy cichej muzyce, przy minimalnej ilości światła, bez makijażu, strojenia się, z wyciszonym telefonem? Pewnie tak. Pewnie będzie to dla ciebie forma długo wyczekiwanej nagrody, szansa na zebranie rozsypanych myśli i odpoczynek.
Violet też na to zasłużyła. Dla niej jednak była to kara. Za niedojrzałość, zagubienie, słabość i za to, że ze słowami radziła sobie tylko na piśmie, bo w mowie psuła wszystko za każdym razem, gdy otwierała usta.
Wczorajszy wieczór spędziła z twarzą wciśniętą w poduszkę, w którymś momencie tracąc oddech w bezradnym szlochu. Dziś wylała łzy pod prysznicem, sprawiając, że w ostatnich minutach nie była już pewna, czy jeszcze płacze, czy to tylko krople wody. Bała się posmakować. Jutro wróci do pracy i ze wszystkim da sobie radę. Wstanie rano zupełnie bezsilna, poszarzała i zmęczona, może z bolącą głową, ale życie wróci do normy. Wypracowania, szkolne korytarze, Mary Gilmore. Będzie próbowała czytać bez odrobiny niespokojnego drżenia. I span and Eve span / A thread to bind the heart of man.
Jutro było jednak wciąż dość odległą perspektywą, wieczór dopiero zaznaczał swoją obecność, ale ona już wypiła pierwszy kieliszek białego wina. Napełniała naczynko po raz drugi, próbując nie myśleć o niczym. Nie wymyślać sobie od kretynek. I nie czuć samotności. Bo to, co prawdopodobnie nie wróci do normy, to odgłosy w apartamencie. Nie będzie kroków Milesa. Głosu Deana. Brzęczących kubków. Szumu wody pod prysznicem. Będzie sama. Nie wrócą tak prędko, w końcu obu potraktowała tak, jak tylko ona umiała - z pełną niezdarnością uczuć. Jak mogła oczekiwać, że ktokolwiek pozwoli jej się platonicznie pokochać, gdy swoją najprostszą w obsłudze sympatią potrafiła skłócić najlepszych przyjaciół na świecie?
Zagłuszała ich nieobecność - tą cichą muzyką, tym zapalonym światłem i gdyby nie pojedynczy kieliszek, można by uwierzyć, że jest tu z nią ktoś jeszcze. Bała się dopuścić do siebie myśl, że jest sama, samotna, w miejscu, które wciąż było dla niej obce i które w najbliższych dniach miała wymazać ze swojego życia i pamięci. Usunięcie z osiemdziesięciu metrów kwadratowych śladów swojej obecności to zadanie czasochłonne, więc pierwsze przedmioty zespalające ją z tym mieszkaniem trafiły już na dno walizki. Wycieraczki też już nie było, znalazła sobie miejsce pod drzwiami sąsiadów. Rozłąka powinna być stopniowa. Powinna pozwalać na łagodne pozbycie się tęsknoty i przywiązania. Oczywiście to bzdury, bo Violet wcale nie czuła, żeby schowanie podkładek pod kubki cokolwiek zmieniło. Może przynajmniej z perspektywy Milesa coś zmieni - może wreszcie poczuje, że odzyskał swoje mieszkanie z powrotem, a wraz z nim - swoje spokojne życie, bez żadnych problemów. Bez niej.
Kolejny łyk wina nie odpędził kłębiących się w złocistej głowie myśli, więc Violet odstawiła kieliszek i wstała, by zasłonić okna. Żadnych dowodów zbrodni. Nikogo nie ma, nikt nie przyłapie jej na tej małej niepoważności, żaden sąsiad nie będzie się zastanawiał, co to za dziwny rytuał i czy już oszalała do końca. Odetchnęła i zatoczyła łagodny piruet na środku salonu. Drugi. Trzeci. Gdy wbiła pięty w podłogę, przypomniał jej się Miles. W ostatnich dniach to przez niego tak kręciło jej się w głowie. Odetchnęła raz jeszcze. Nie ma go. Nie będzie. Niedługo zniknie z jej życia, a ona nigdy nie zajrzy do Moonlight, by nie prowokować dziwnych sytuacji. Nigdy więcej nie dotknie jego palców. Nigdy więcej nie zobaczy rozpaczy w jego oczach. Była spięta, rozluźnienie bioder wymagało interwencji świadomości.
Wciąż spięta - jakby przeczuwała, że za chwilę ktoś przyłapie ją na tej smutnej demonstracji samotności.
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
twelve

Cały żywot szmatą w pysk. Tuż po tym jak oberwał w oko od swojego najlepszego przyjaciela, stając w obronie kobiety, której wcale nie kochał, przybrał profesjonalny uśmiech na twarz i skupił się na wykonywanej przez siebie robocie, zgrabnie wymijając pytania, które pojawiały się na widok jego rosnącej opuchlizny. To pozwoliło mu przetrwać, nie myśleć o tym jak bardzo w tym momencie miał ochotę wybiec za Deanem i wypruć mu flaki do końca. Posy go uratowała — przygarnęła do siebie, przez co nie musiał gnieść się na starej kanapie na zapleczu Moonlight. Miał u niej kolejny dług wdzięczności, lecz czuł się paskudnie, opowiadając jej o całym zajściu i obu dziewczynach, które zdołały mu nieźle namieszać w przeciągu ostatnich miesięcy. Dzielili wspólną przeszłość, nawet jeśli nie tak kolorową, to sypianie u byłej, nawet taką, z którą ma się całkiem przyzwoity kontakt, nie należało do komfortowych sytuacji. Gdzie miał się zatrzymać? Do mieszkania wrócić nie mógł, przynajmniej nie póki była tam Violet, a Layli wolał się nie chwalić całym zajściem. Sam nie rozumiał swojego zachowania, jak niby miałby jej to wszystko wytłumaczyć? Pobiłem swojego kumpla dla zasady, żeby nie szpecił imienia nieznajomych niewiast? A może Dałem mu w pysk za to, że dotknął współlokatorkę, która wcale nie jest taka zła i czasami zdarza mi się o niej pomyśleć, kiedy dyryguję dłonią pod kocem. Tak poza tym, co mamy dzisiaj na obiad? 
Nie, powiedzenie Layli o bójce nie było żadnym wyjściem z sytuacji. Napykałby sobie tylko dodatkowych problemów, a jego związek, mimo że trwał już od paru lat, wciąż był idealny. Nie zamierzał tego popsuć.
A Swan? Nie, nie będzie o niej myśleć ani teraz, ani już nigdy. I tak zaraz wyjeżdża, a wszystko powróci do normalności. Nie będzie już więcej włosów w odpływie, głupich podstawek na kawę, zapachu domowej pizzy, dotyku jej skóry…
Z cichym trzaskiem zamyka za sobą drzwi. Miał nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie — że najzwyczajniej w świecie wejdzie do swojego mieszkania i zastanie je puste. Jest piątkowy wieczór, to odpowiednia pora do libacji alkoholowych, zalewania się w trupa z kimś anonimowym w pobliskim barze, gustownej kolacji w norze Washingtona — jest tyle miejsc, w których mogłaby teraz zarzucać swoimi blond, długimi włosami i szlochać komuś w koszulę.
Zamiast tego napotyka niespodziewany widok — dziewczyna swawolnie porusza się w rytm muzyki, z zamkniętymi oczami i lekko rozchylonymi wargami wygląda jak pogrążona w transie. Miles najwyraźniej do niego dołączył, nie jest w stanie ruszyć się z miejsca. Stoi w wejściu, niepewny czy wejść dalej, czy po prostu podpierać próg i czekać, aż blondynka go zauważy. Nie chce jej przerywać, wydaje mu się to naruszeniem prywatności. Violet żyje w swojej bajce, a ten obraz sprawia, że boleśnie ściska go w klatce piersiowej. Przy którymś piruecie, ta wreszcie go zauważa. A może to sprawka chrząknięcia, które wreszcie z siebie wydał? 

— Nie przeszkadzaj sobie — mówi szybko, widząc jej zagubione spojrzenie. Tym razem go nie zwiedzie. — Przyszedłem tylko po parę rzeczy i już się zmywam — i jakby dowieść swoich słów, zaczyna wycofywać się do korytarza. I tak już namieszał.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Bez sensu. Bez sensu. Bez sensu.
Powtarzała to w myślach jak mantrę, możliwie odcinając się od wszystkiego, co ją niepokoiło - od ciszy, ale też od dziwnego stukania za ścianą. I od zgrzytu klucza w zamku. Każdy dźwięk, który zakłócał jej związek z muzyką, był ignorowany. Każda myśl, która nie należała do słów mantry, była odpychana. Zauważenie jej zajmowało jej chwilę, jakby już przywykła do faktu, że Miles zaprząta jej głowę. Bezzasadnie. W dodatku nie wracał do niej jako obraz krwawiącego faceta z rozpaczą w oczach i zaciśniętymi pięściami, czyli tak, jak go ostatnio widziała. Wracał do niej bez koszulki, z papierosem w palcach, unikający jej spojrzenia, ale wciąż zbyt przystojny i z jakiegoś powodu zbyt bliski, a przecież nie mogła go rozumieć. I nie powinna nawet chcieć spróbować. I nie powinny świerzbić jej palce, żeby napisać do niego SMS-a, spytać, jak się czuje, czy wszystko dobrze, czy w ogóle żyje - bo rozsądek podpowiadał, że on i tak by nie odpisał. A pewnie nawet zirytowałby się, że zawraca mu głowę.
W którymś momencie trochę zgłośniła, by zagłuszyć wszystko to, co tłukło jej się w głowie. Nie sądziła, że tym samym popełnia pierwszy błąd. Drugim było zamknięcie oczu. Trzecim - powrót na środek salonu, by bawić się na swojej prywatnej dyskotece żalu i beznadziei. Nie pamiętała, kiedy ostatnio miała okazję tańczyć - pewnie jeszcze wtedy, gdy nosiła na palcu obrączkę i Jay wymuszał na niej kolejne obroty, aż wreszcie opierała się o jego ciało, patrząc mu w oczy i tylko dzięki temu łapiąc ponownie pion. Żałowała tego małżeństwa. Powoli dochodziła do wniosku, że żałuje każdego mężczyzny, który pojawił się w jej życiu.
Cała ta kaskada błędów sprawiła, że Violet wreszcie tańczyła przed Milesem. Tym Milesem, którego właśnie wyganiała z myśli słowami bez sensu. Ruch bioder łagodnie, subtelnie zgrywał się z rytmem piosenki. Ręce poruszały się tylko nieznacznie, jakby mimo wszystko nie miała odwagi, by oddać się tej chwili w pełni. Całe szczęście - bo gdy wreszcie w obrocie rozchyliła powieki, by złapać równowagę i przypomnieć sobie kształt świata, zatrzymała się momentalnie, a jedną dłoń oparła na sercu, które szybciej zabiło. Ze zdziwienia, które mogło skończyć się zawałem, czy jednak faktycznie zawsze przyspieszało, gdy był blisko? Przygryzła lekko usta i poczuła, że się rumieni. Przez chwilę w jej głowie tłukła się mantra - tym razem nie zastępowała jej żadna myśl.
- Dlatego stałeś i patrzyłeś? - spytała cicho, niepewnie, choć przecież była pewna, że patrzył. Sama jego poza świadczyła o tym, że nie przyłapała go na pospiesznym przemierzaniu korytarza. Gdy on się cofnął - ona zrobiła krok do przodu. Świat lekko wirował, ale nie na tyle, by jej krok nie był prosty. - Miles... Nos - tonący brzytwy się chwyta, więc Violet chwyciła się jego nosa. Przynajmniej nie dosłownie, bo i tak nie wyszła na zbyt mądrą - po prostu chciała go zatrzymać. Samolubnie chciała przez te kilka chwil nie być sama. I chciała, żeby on też nie był sam. - Wszystko dobrze? - to pytanie nie było szczególnie mądre, ale nie mogła pozbierać ani myśli, ani słów. Pamiętała ilość krwi i niebezpieczne chrupnięcie. I to, że widziała go jak przez mgłę - przez cienką warstwę łez. - Martwiłam się - dodała niepewnie, jakby chciała usprawiedliwić to pytanie. Albo siebie.
Jakby miał przejąć się tym usprawiedliwieniem.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Te dwa dni pozostawiały wiele do życzenia. Miał wrażenie, że przekorny los robi sobie z niego żarty, i śmieje się do rozpuku, kiedy Miles wpada na wszystkie osoby po kolei, których nie chce widzieć w tym momencie. Na początku była Layla — i proszę nie zrozumieć mnie źle, jego serce skakało z radości, ilekroć pojawiała się w zasięgu jego wzroku, ale wolał uniknąć serii tłumaczeń i oszczędzić jej trosk. Jak na złość, tego popołudnia, gdy zdecydował się na wizytę na sorze, by ktoś przyjrzał się jego ranom, ukochana postanowiła wziąć dodatkową zmianę za chorą koleżankę, albo chore dziecko koleżanki — tak przywiązywał uwagę do nieistotnych szczegółów. Nie obyło się bez rozmowy, karcącego wzroku, ale też kilku czułości i obietnicy wspólnie spędzonego tygodnia, co wprawiało go w wyjątkowo dobry nastrój. Teraz jednak, wraz z widokiem tańczącej Violet, dociera do niego, jak w bardzo popieprzonej jest sytuacji. Został bez domu, ponieważ zrobiło mu się jej żal i postanowił dotrzymać swego słowa. Właściwie udostępnił jej wygodne i bezpieczne miejsce schadzek dla jej kochanka, który wciąż miał klucze do mieszkania, podczas gdy Miles musiał przez pierwszą noc gnieść się w pokoju gościnnym, bez jakiejkolwiek swojej rzeczy. A przecież to było jego mieszkanie, jego współlokatorka i jego… jego problem, że kierował się impulsywnością. W gruncie rzeczy, co tak dla niego znaczy Swan?
Uważnie obserwuje jej swawolne ruchy, podążając wzrokiem za ruchem ramion oraz koniuszków jej palców — tych samych, które pewnego leniwego popołudnia wywołały u niego taki dreszcz.
Co dla mnie znaczy, Swan?
— Nie chciałem Ci przerywać — odpowiada równie cicho. Głupek, naruszył jej przestrzeń prywatną i jeszcze nie umie za to przeprosić, tylko wciąż po prostu na nią patrzy. Jest piękna, i dopiero teraz uderza go to z potrójną mocą, tak jakby wszystkie poprzednie myśli, które skutecznie wypędzał z otchłani swojej podświadomości, uderzyły go w tym samym momencie. Nie dała mu się wycofać, zatrzymał się w półkroku, przyjmując swoją butniczą postawę, gotowy na konfrontację. Wolał ją zapamiętać tak jak teraz, lekko zarumienioną i zdaje się, nieco szczęśliwsza, ze lśniącymi oczami, które niebezpiecznie iskrzą w półmroku. A co, jeśli mieli kolejną szansę na właściwe pożegnanie?
— Ktoś Ci mówił, że jesteś bardzo spostrzegawcza? Tak, mam nos jak każdy ssak — wtrącił, zanim udało jej się zadać mu jakieś treściwsze pytanie, złożyć lepszą wypowiedź. — Mogło być lepiej, ale nie narzekam — nie potrafi nie być bucem, nie po tym co miało miejsce ostatnio. Na dodatek zdołał się namarudzić u Posy, a później u swojego odbicia lustrzanego w godzinę duchów, mając zakrwawiony i elegancko zrulowany papier toaletowy w nozdrzach — chociaż po tym zyskał więcej pewności siebie, kiedy jego zbrukana męska duma podnosiła się wciąż z podłogi. Ukradkiem rozgląda się po pomieszczeniu, jakby chciał wyczuć dodatkową obecność — siedziała tutaj sama czy jej nowy kochanek chował się gdzieś po kątach? — O mnie? No coś Ty, niepotrzebnie. Powinnaś się bardziej martwić o swojego Washingtona. Już zdołałaś wylizać mu rany? — jeśli przyszło jej zmierzyć się z jego bezczelnością, fair enough. On, by bronić jej imienia, miał stłuczony nos, limo pod okiem i obolałą szczękę, a także utracił najlepszego przyjaciela. Jeśli miała mu coś do zarzucenia, proszę Cię bardzo. Miles chciał dobrze, a wyszło jak zawsze. Może i Divina, córka pastora, miała rację, mówiąc, że szaleństwo czasem równa się z odwagą?

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Jego dwa dni upłynęły pod znakiem posiadania kogoś. Posiadania kogoś, kto użyczy swojej kanapy, kogoś, kto naklei plaster i kogoś, kto będzie chciał spędzić wspólny weekend. Jej dwa dni upłynęły pod znakiem samotności. Zresztą - na dobrą sprawę tak upłynęło koło dwudziestu lat jej życia. Nikt nie interesował się tym, jak się czuje, nikt nie zapytał, czy miło jej się patrzyło na płynącą z nosa Milesa krew, ale też nikt nie przejmował się nią wcześniej, gdy były mąż pakował jej walizkę, ani gdy straciła dziecko, ani gdy przeżywała rozwód. Była zdana tylko na siebie niezależnie od tego, z jak trudnymi doświadczeniami musiała się mierzyć. Żadnych plasterków. Żadnych opiekuńczych ramion. Nikogo, przed kim mogłaby ukryć, co wydarzyło się w mieszkaniu. Była tylko ona - i gorzkie myśli, które niemal nie opuszczały jej złotej głowy. Nie było żadnego kochanka, w którego wierzył Miles. Żadnej oszałamiającej miłości, w którą wierzył Dean. Wróciła rzeczywistość, przytłaczająca i szara. Rzeczywistość, której nie potrafiły umilić nawet kieliszek wina i kilka chwil niespiesznego, samotnego tańca na środku nie-jej salonu.
Żadnej oszałamiającej miłości? Więc o czym świadczyło szybsze bicie jej serca? O czym świadczyło to, że chciała dotknąć jego policzka, przytulić się do niego, uważnie obejrzeć ten głupi nos i nie pozwolić, by jeszcze kiedykolwiek w jego oczach pojawiła się ta przytłaczająca rozpacz, którą zobaczyła ostatnio?
- Ach. Dlatego po prostu nie przeszedłeś po cichu korytarzem do siebie - starała się nie brzmieć ironicznie, ale to było silniejsze od niej. Znów zbudowała sobie mur z ironii, ze złośliwości i trochę gorzkiego uśmiechu. Cała praca, którą wykonali, by żyło im się lepiej, pieczenie pizzy, akceptowanie wycieraczki, odpowiedzi na trudne pytania - poszła na marne. Violet znów schowała się za swoją kiepskiej jakości tarczą. Znaleźli się w punkcie wyjścia. W punkcie pod tytułem nie powinnaś tu mieszkać. Stała przed nim ubrana najgorzej od ponad tygodnia, znów z lekko zaciśniętymi zębami. Wszystko wracało do normy.
- Tobie pewnie nikt nie mówił, że jesteś bardzo miły - wymknęło jej się w towarzystwie lekkiego skrzywienia. Broniła się. Powtarzała sobie, że wypłakała przez niego już zbyt wiele łez. Powtarzała sobie, że żadnej nie był wart. - To miałeś trochę szczęścia - odparła z pewną ulgą. Bała się, że nos jest złamany. I że cała uroda Milesa może uciec w niepamięć przez to, że coś źle się zrośnie. Dopiero teraz wszystkie te myśli wydały jej się zupełnie głupie. Po co niby się tym przejmowała? Nie zasłużył na to, żeby się o niego martwiła. On by się o nią nie martwił. Gdyby zalewała się krwią tak, jak on ostatnio, rzuciłby tylko zgryźliwie, że musi uważać, żeby nie zabrudziła kafelków. W końcu był Milesem - który aż tak bardzo nie mógł jej znieść. - Mojego Washingtona? - to pytanie było tylko dziełem zdziwienia, więc momentalnie wzięła się w garść. Splotła ramiona na piersi. Wciąż dzielił ich próg, jakby musieli sobie jeszcze dołożyć tę fizyczną barierę. - Nie widziałam od tamtej pory Deana. I nie jest mój. Wkurzyłeś się tak o to, że już nie poświęca ci całej uwagi, gdy tu jest, czy... czy właściwie o co chodziło? - spytała, unosząc lekko podbródek, jakby chciała dodać sobie powagi, choć jej oczy niebezpiecznie błysnęły wilgocią. Wciąż nikt jej nie powiedział, o co właściwie poszło, choć nie spodziewała się, że kiedykolwiek dowie się prawdy. Mogła się jej tylko domyślać, ale nawet najśmielsze domysły nie zakładały, że chodzi o nią w ten sposób.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Ma prawo darzyć ją niechęcią. Już od pierwszego wejrzenia wywoływała w nim sprzeczne emocje, kumulujące się z każdą kolejną minutą, spędzoną w jej towarzystwie. Wcześniej sądził, że nic nie jest w stanie zmienić zdania o Washingtonie, stanąć pomiędzy nim, a tak drogim mu przyjacielem — a mimo to powód ich ostatniej kłótni, znajdował się tuż przed nim, pochłaniając go wzrokiem. Tak jak dwa dni temu sądził, że nie posiada nikogo bliskiego, do kogo mógłby się zwrócić, tak teraz nie potrafił się odpędzić od osób, na których wciąż mu zależało. Violet, i może zaprzeczać do woli, kopać powietrze z bezsilności i kłamać w żywe oczy, była jedną z nich. Jeszcze nie umiał sprecyzować swoich uczuć, nie rozróżniał miłości od nienawiści, bo widząc ją w swojej wizji, przytulonej do Deana, nie wywoływała w nim cieplejszych odczuć. Wręcz przeciwnie. To jednak był wytwór jego wyobraźni, a nawet jeśli było tak, jak myślał, nie był świadkiem całego zdarzenia. Pojawił się po fakcie, przepełniony zdradą i niesmakiem na myśl o swoich kopulujących się współlokatorach. Może, gdyby Dean oszczędził sobie tę wstrętną wiadomość, nie wysyłał jej, a zachował w kopiach roboczych, których Miles nigdy by nie ujrzał. A może, gdyby miał więcej pokory, i przyjął do wiadomości, że nie każda chce pchać się na jego przyrodzenie? 
Vanderberg może gdyby do woli, jednak wszystko się zmieniło.
Stracił zdolność przełykania jadu, wylewa go z siebie we wszystkich słowach, które wyraźnie artykułuje.
— Właściwie to jestem u siebie, to Ty jesteś za tydzień bezdomna — odpiera atak, z lekka zaskoczony jej ironicznym usposobieniem. Oho, chyba wstała lewą nogą, ewentualnie wypiła o jedną butelkę za dużo. Czy naprawdę wydaje jej się, że może tak bezczelnie panoszyć się jak u siebie? Powstrzymuje się od kolejnego komentarza, bo już zaczyna żałować poprzedniego. Nie wrócił do mieszkania, by zaczęła mu kolejną scenę płaczu pt. „Och, jaka ja skrzywdzona i bezbronna”. Wiecie, kto był skrzywdzony w tej sytuacji? Miles. A to wszystko wina tej resztki dobroci, którą wciąż trzymał w sercu.
— Zdarzyło się. Tak naprawdę jestem chodzącym ideałem, najmilszym i najpokorniejszym dla osób, które mi nie przeszkadzają — mówi, zbywając to wzruszeniem ramion. To odrobinę śmieszne, że jest w stanie tak jej wrzucać, ale też przyjmować jej troskę z ulgą i ciepłem rozgrzewającym jego klatkę piersiową. Wzdycha ciężko i zaczyna drapać się po karku, jak to ma w zwyczaju, przy każdej niezręcznej konfrontacji.
— Dobra, Swan. Nie mam ochoty tego wysłuchiwać, jestem zmęczony i przyszedłem tylko po swoje rzeczy… — zaczyna, ale w tym momencie dziewczyna zaczyna się rozkręcać. Stoi więc tylko i wpatruje się gdzieś w przestrzeń pomiędzy kanapą a oknem. O co mu chodziło? Dobre pytanie! — Po prostu nie mogę patrzeć na to, jak okręcasz go sobie wokół palca, a on z kolei zaraz Cię przeleci i zostawi. Jezu, Swan, znam go od małego i uwierz mi, jest świetnym facetem, ale wiem do czego jest zdolny. A wydaje mi się, że nie pojawiłaś się w tym mieszkaniu i nie smarkałaś mi pierwszego poranka, o szóstej nad ranem, by dać się zbałamucić kolejnemu dupkowi. Także wybacz o Pani, że chciałem stanąć w Twojej obronie. Zrobiłem błąd, i uwierz mi, zapłaciłem za niego — ostatnie zdanie praktycznie warczy, bowiem zdołały mu puścić nerwy. Na domiar złego, aby wzbudzić w niej, choć odrobinę wyrzuty sumienia, wskazuje na krwiaka pod okiem i obtłuczony nos. Mało szkód wyrządziła?

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Czasem, stojąc pod prysznicem, gdy akurat nie próbowała opanować łez, usiłowała rozłożyć na czynniki pierwsze swoje uczucia. Przede wszystkim - rozplątać ten wielki kołtun, który pojawiał się, gdy Miles był obok. Trochę jej się udało. Zauważała już cząsteczki wstydu i dziwną nadzieję, choć wciąż nie wiedziała, skąd się ona bierze. Dostrzegała cienkie nitki stresu i jeszcze cieńsze - zrozumienia. Nie był taki zły - ta myśl wracała do niej regularnie i jeszcze bardziej dobijała Violet. Lubienie kogoś, kto cię nienawidzi, jest cholernie trudne. Swan może po prostu nie umiała nienawidzić, i stąd wynikał cały problem. Nawet swojego byłego męża nie potrafiła znielubić dostatecznie, żeby usunąć jego numer i usunąć z pamięci telefonu wspólne zdjęcia. Jeśli więc Jay wciąż miał dla niej jakieś pozytywne komponenty - jak Miles, który w zasadzie niczym jej nie zawinił, oprócz tych niezadowolonych spojrzeń i krzywych min, mógł być gorszy od niego? Od czasu bójki z kołtuna uczuć wyplątała jeszcze troskę. I dziwną, zupełnie niezrozumiałą dla niej czułość, może związaną z tą rozpaczą, którą widziała w jego oczach i której źródła była gotowa się domyślić, bo sama czasem widziała ją patrząc w lustro - ból straty, straty, której się zawiniło.
Tak, chciałaby się o niego zatroszczyć, jakby pomagając jemu miała zrozumieć, jak pomóc samej sobie - ale nic z tego. Miał mu kto pomagać. Miał dziewczynę. I pewnie rzeszę znajomych. I miał nawet mieszkanie, co musiał jej bezczelnie wypominać, jak gówniarz, którego rodzice wypuścili spod skrzydeł na studia. Violet uniosła lekko podbródek, najwyraźniej niezadowolona z tego tonu rozpuszczonego dzieciaka.
- Właściwie to póki miesiąc nie minął, czuję się u siebie. A bezdomna z pewnością nie będę. Nic o mnie nie wiesz - nie mogła oprzeć się temu ostatniemu zdaniu, musiała dodać je do tej przesyconej zirytowaniem wypowiedzi. Faktycznie nic nie wiedział. Mogła wciąż być mężatką, a mogła być mężobójczynią; mogła być z cholernie bogatej rodziny, albo spotykać się z kimś, albo wracać z przepustki do więzienia. Nie miał o niczym pojęcia. Musiała podkreślić obecność tej przepaści między nimi, jakby granic wciąż było mało.
- A skąd to wiesz, skoro wszyscy ci przeszkadzają? - skrzywiła się lekko. Właśnie takie miała wrażenie. Deanowi też dogryzał, choć rzekomo tak szalenie się kochali. Chyba tylko dla swojej panienki z okienka, to znaczy - Layli, bo do Layli nic nie miała i uważała ją za wspaniałą osobę, potrafił być miły. Obstawiała jednak, że i to miało swoje granice, w końcu musieli się kłócić, jak każda normalna para. Jeśli się nie kłócili, byłoby to powodem do niepokoju. Zresztą - co ją to w ogóle interesowało? Jeśli już, to martwiła się o szczęście Layli. Nie Milesa.
- Okręcam sobie wokół palca? - Violet, która zwykle prawie o nic nie pytała, dziś najwyraźniej sobie to odbijała. - Stanąć w mojej obronie? Przed czym mnie broniłeś? Tylko on się mną tutaj przejmuje. I jest dla mnie miły. I, powtórzę, nie zamierzam iść z nim do łóżka. A gdybym poszła, to co z tego? Od kiedy niby się o mnie troszczysz? - nie umiała pozbierać myśli, uporządkować tego w logiczny wywód; tym razem to ona miała słowotok. Wcisnęła kruche dłonie w kieszenie spodni, nie umiejąc znaleźć sobie miejsca. - Zresztą, nieważne. Nikomu nie dam się zbałamucić, mam jakiś rozsądek, a że ty nie umiesz tego uznać, to już twój problem - dodała, mając nadzieję, że samą siebie tym przekona. Coś nie wyszło. - Layla cię opatrzyła? - upewniła się, a w jej głosie znów zabrzmiała ta okropna troska.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Istnieją dwa typy sukinsynów — pierwszy określa osoby, które urodziły się bez nadmiaru uczuć, niezdolne do empatii czy choćby cienia zrozumienia dla innych; takie, które potrafiły zrobić rzecz naprawdę paskudną i ich sumienie wciąż zostałoby w nienaruszonym stanie i takie, które nie znały za grosz przyzwoitości, a egocentryzm szerzył się w nich od najmłodszych lat. Taki człowiek nie potrzebował naprawy, ponieważ walczenie ze swoją naturą było z góry przegranym pojedynkiem. W przeciwieństwie do kogoś takiego jak Miles — mężczyzna urodził się w domu pełnym dobrobytu i miłości i miał dobre serce. Skrzywdzono je tyle razy, najdotkliwiej przy stracie brata, że zdołał wyrobić sobie swój mechanizm obronny. Czy chciał być niemiły? Niespecjalnie, ale w pewnym momencie przestaje już Ci zależeć, by zachować pozory, bo ledwo jesteś w stanie ogarnąć swój syf. Współczuł Violet, to właśnie ta zdolność do zrozumienia sprawiła, że zgodził się na jej pobyt w swoim mieszkaniu, chociaż wcale nie musiał. Była dla niego zupełnie obcą osobą. Wystarczyło tylko parę łez, a miękł i być może jego żarty o jej wyciu nie były już tak zabawne jak przedtem, aczkolwiek doskonale ją rozumiał. Sam nieraz prowadził batalię ze swoimi demonami, które najchętniej odzywały się w nocy. Słysząc jej szloch przez ścianę, miał wrażenie, że nie musi być sam w swoim cierpieniu. Czy to egoizm, czy zwyczajny strach przed samotnością?
Miał wkoło tyle bliskich mu osób, a jednak żadna nie potrafiła zrozumieć tego, co przeżywał. Terapię odpuścił sobie już wieki temu, gdy próbowano mu wmówić, że to nie jego wina, przez co wyszedł z gabinetu, klnąc na cały system i zadane mu treningi Jacobsona. Niby oddychanie i relaksacja ma mu pomóc w żałobie? Od Kościoła się odwrócił, bo z kolei wizja ognia piekielnego za to co zrobił nie była mu najmilsza. Gdziekolwiek nie poszedłby, czekały na niego wymuszone uśmiechy pełne politowania i współczucie. A on tego nie chciał, nie potrzebował litości, a jedynie zrozumienia.
— Właśnie widzę — tudzież wskazuje butelkę pełną wina, świeczki i cały wystrój salonu. Nie wypomni jej, że mimo tego, że o niej nic nie wie, wpuścił ją pod swój dach, bo wyszedłby na dupka. Wiedział tylko jedno — ktoś wyrządził jej krzywdę, a to była najważniejsza rzecz, którą musiał przyjąć do informacji. — Masz rację, nic o Tobie nie wiem i pewnie się nie dowiem. — przyznaje, uświadamiając sobie z przykrością, że nie mają już na to czasu. Wyjeżdża, a wątpił, żeby teraz byli w stanie normalnie porozmawiać.
— Nie przeszkadzają mi wszyscy, skąd ten pomysł. Przeszkodził mi tylko Dean, gdy wysłał mi Twoje półnagie zdjęcie tamtego poranka — wyrzucił w końcu, nie zamierzał już go kryć. Skoro wydaje jej się, że on jest takim bydlakiem, a Washington to chodzący ideał, to po co traciła wieczór na tę rozmowę, skoro mogła się z nim teraz obmacywać na kanapie?
— Och, Swan — kręci głową, pozwalając sobie na gorzki śmiech. — Naprawdę mi Ciebie szkoda, skoro myślisz, że on jest miły bez żadnego powodu. Chcesz zobaczyć wszystkie wiadomości, które wysłał mi tamtego poranka? Jak liczył tylko na to, byś się ocknęła, by mógł wziąć Cię na trzeźwo? Wow, Ty naprawdę jesteś głupsza niż myślałem — kończy, zakładając ręce na klatkę piersiową. Szczerze powiedziawszy ma dosyć całej tej sytuacji, najchętniej już teraz wyszedłby z mieszkania, ale wciąż musiał spakować swoje manatki. Jeszcze ten domysł, że niby się o nią troszczy, błagam! Ponownie zaczyna się ewakuować, przybierając gniewny wyraz twarzy, ale wtedy ta pyta go o Laylę, wyrywa mu się ciche fuknięcie — wciąż gniewne, ale teraz bardziej miałkliwie — Tak opatrzyła, ale nos wciąż jest obolały. Masz jakieś waciki? — pyta, niemalże nieśmiało. Wiadomo, że on takowych nie posiadał, to było męskie terytorium.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Wiele razy słyszała, że ma za delikatne serce. Że jest zbyt wrażliwa, naiwna, że za łatwo ufa i zbyt wiele chce ludziom dać. Kochała ludzi, była to miłość jednostronna, ale nie umiała inaczej. Mimo ran - nie potrafiła zamienić się w zgorzkniałą, skupioną na sobie kobietę, która byłaby w stanie sprostać Vanderbergowi. Schowała się tylko za marnym murem z ironii, drobnych złośliwości i nagłych uniesień podbródka. To słaba obrona - dlatego kruche wnętrze było ranione tylko bardziej; a ona wciąż nie wymyśliła nic innego. Zresztą - wydawało jej się to wystarczające, bo nikt nie zgłaszał żadnych obiekcji. Rzadko słyszała wprost, że jest choćby smutna. Nikt nie pytał, co u niej, jak się czuje; nikt nie pytał, czemu całą noc płakała za ścianą. Mogła wierzyć w to, że świetnie się maskuje. Że tylko ona w lustrzanym odbiciu widzi wilgoć swoich oczu. Czy powinna wątpić w ludzką bystrość, w przyzwoitość i wrażliwość? Na wszystkich patrzymy przez pryzmat samego siebie - może dlatego wydawało jej się, że i inni mają w sobie dość troski, dość miłości, by ocierać cudze łzy i martwić się o to, co uczyniło kogoś gorzkim.
A jednak - gdy patrzyła na niego, skrzący się pryzmacik jakby opadał. Nie umiała uwierzyć w jego współczucie. Nie umiała uwierzyć w to, że mógłby naprawdę przejąć się jej łzami, a nie tylko zirytować się brakiem spokoju. Wiedziała, że jest w nim to coś, coś, co łączyło ich w jakimś równoległym świecie, ból, którym pewnie spokojnie mógłby się szczelnie owinąć i wyłożyć wszystkie drogi, które kiedykolwiek przeszedł - ale dopiero niedawno, dopiero w ostatnich chwilach zdrowia jego nosa, dostrzegła w nim wrażliwość.
Teraz znów wydawał się z niej odarty.
- Wy pijecie piwo, ja piję wino. To jeszcze nie jest zbrodnia - skrzywiła się, zerkając przez ramię na cały ten teatrzyk dla samej siebie. To miał być miły, choć samotny, wieczór. Wyglądało na to, że jednak będzie go wspominać z obrzydzeniem. - Nie, pewnie nie - przyznała, choć z jakiegoś powodu ledwo przeszło jej to przez gardło. Przecież nie chciała nic mu o sobie mówić. Nie chciała go zainteresować. Nie chciała, żeby o coś pytał. Gdy wreszcie się wyprowadzi, nic nie straci. Nie będzie tęsknić.
- Półnagie zdjęcie? - znów jej się wyrwało. Najwyraźniej nie przestawał jej zaskakiwać. Nie sądziła, że mógłby kłamać. Nie sądziła też, że może się czegoś takiego spodziewać po Deanie. - I co, stanąłeś w obronie mojej godności? - spytała gorzko, choć widać było, że to wszystko nie mieści jej się w głowie. Trochę zabrakło jej oddechu i gdyby nie tabletki, pewnie panika otoczyłaby ją chłodnymi ramionami. Dłonie zacisnęły się lekko w pięści, ale nacisk paznokci na delikatne wnętrza trochę ją otrzeźwił.
- Najwyraźniej jestem - udało jej się tylko wykrztusić. Głupia. Naiwna. Łatwowierna. Nie chciała widzieć tych wiadomości. Nie chciała dobijać się jeszcze bardziej. Nie chciała dostać niepodważalnych dowodów na to, że znów zaufała niewłaściwej osobie. Nie chciała widzieć jak na dłoni, że jej serce jest beznadziejnym przypadkiem. - Mam - odparła tylko cicho, dużo bardziej bezradnie, bezsilnie. Ominęła go w przejściu, idąc do łazienki. Może dzięki tym kilku minutom tańca jej krok był jeszcze lżejszy, choć głowa była jakby ciężka. - Chodź - rzuciła jeszcze przez ramię, bo i tak tę łazienkę ze sobą dzielili, a stamtąd miał po drodze do swojego pokoju. Absolutnie nie chciała spędzić z nim ani sekundy dłużej. To nie był żaden pretekst. - Nie zostawię ci już kluczy pod wycieraczką. Nie ma wycieraczki. - Nie miała pojęcia, czemu mu to powiedziała, podając te cholerne waciki, ale najwyraźniej naprawdę była głupsza, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Albo po prostu była bardzo samotna. I nie umiała odpuszczać.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Ból — ten sam rodzaj bólu, który co noc utulał ich do snu; rujnował nawet najbardziej słoneczny dzień; który przywierał do nich niczym folia spożywcza i czasem utrudniał oddychanie. Ten sam ból do którego Miles Vandeberg nigdy by jej się nie przyznał. 
Zamiast pozwolić sobie na odrobinę ogłady, przybiera maskę człowieka bez uczuć, twardziela, kogoś komu nie zależy. Wychodziło mu to całkiem nieźle, dopóki ona nie zawitała do ich mieszkania i stała się częścią jego marnej egzystencji. Zdołał przyzwyczaić się do podkładek na stole, do wielobarwnych butelek pod prysznicem, nawet do kłębków włosów w koszu na śmieci, które skrupulatnie wyciągała tuż po tym, jak zaczął na nie narzekać. Z początku sądził, że nie pozostanie długo; w końcu miesiąc to tylko trzydzieści dni, niewiele mogło wydarzyć się w ciągu takiego skrawka czasu. Jakże się mylił! Nie dość, że oswoił się z jej niemym, wręcz nieśmiałym towarzystwem, to teraz przyszła kolej na jej wyprowadzkę, a jedyne czego Vandeberg nienawidził bardziej niż pikli, to zmiany. 
Na razie jest jednak zbyt dumny, by to zrozumieć. Jeszcze przyjdzie na to pora.
— Nie chodzi mi o alkohol, a raczej o… — zaczyna, ale gdzieś w połowie urywa i po prostu macha ręką. Szkoda strzępić języka, ta rozmowa i tak zagrażała kłótnią, a po badaniach na sorze, nie życzył sobie, by cokolwiek podniosło mu ciśnienie tego wieczora.
Nie zamierzał jej okłamywać, nie w przeciwieństwie do Deana. Jeśli ktoś tutaj jeszcze miał odrobinę przyzwoitości, to właśnie Miles. Widząc, że dziewczyna nie miała o niczym bladego pojęcia, ponownie pociera kark ze skupieniem. — Tak, półnagie zdjęcie — powtarza po niej, wyraźnie zgorszony zachowaniem Washingtona. A jeszcze bardziej Violet, która takową fotografię dała sobie zrobić. — Nie będę zachowywać się, jakby mnie to nie obchodziło, bo tak nie jest. Nie podoba mi się, że kręcisz z moim najlepszym przyjacielem, ani że on kręci z Tobą — przyznaje ostatecznie, a wymaga to nie lada odwagi, bo wyjątkowo nie jest mu na rękę mówienie o swoich uczuciach. Nawet jeśli są to emocje negatywne, i najchętniej by jeszcze raz poćwiczył swój prawy sierpowy na twarzy Deana.

I tak powiedział za dużo. Uzmysławia sobie to dopiero wtedy, gdy widzi jej reakcję. Czy liczy na przeprosiny? Przyznała mu rację, choć brzmiało to tak, jakby dławiła się swoimi słowami. Ach, kobiety! Dawno nie miał do czynienia z tak skomplikowanym egzemplarzem. Layla była inna, z Laylą można było porozmawiać, nawet się pokłócić. Layla nie odpuściłaby od razu przy pierwszej lepszej, zbyt szczerej uwadze.
— Dziękuję — mówi, kiedy udaje im się dojść do wspólnie dzielonej łazienki. Z roztargnieniem zauważa wiszący na wieszaku stanik, jednak nic nie komentuje, byle tylko jej nie rozdrażnić. Czuje się wystarczająco odpowiedzialny za zrujnowanie jej wieczoru.
— Zauważyłem — odpowiada, patrząc na nią w odbiciu lusterka, gdy stoi do niego plecami. Co go obchodzi wycieraczka, to nie za nią będzie tęsknić. — Zawsze możesz przekazać sąsiadom, albo… — przyjadę, odbiorę, pożegnam się — Poproszę Laylę, by je odebrała.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Bardzo chciała być bezkompromisowa. Zostawiać włosy ze szczotki gdziekolwiek, choćby przyklejone gumą do żucia do lusterka. Stawiać butelkę szamponu na środku kabiny prysznicowej. Kolekcjonować kubki po kawie. Nic z tego. Czuła potrzebę niedokładania Milesowi. Zupełnie jakby pod wpływem nieumytej łyżeczki mógł się rozsypać. Przez ten miesiąc jej egzystencja w dużej mierze sprowadzała się do nasłuchiwania jego kroków i uciekania do pokoju, zanim ich drogi zdążyły się skrzyżować. Była dorosłą kobietą, której najwyższym przejawem inicjatywy i własnego zdania było położenie wycieraczki pod drzwiami. Była gościem, i to raczej nieproszonym, mimo że za tę gościnę płaciła. Mogłaby zaprzeć się i oświadczyć, że w zasadzie są tu na prawie równych prawach, i że nie będzie więcej go unikać, nie będzie umykać przed jego spojrzeniem, a jednak - była zbyt słaba. I zbyt bardzo chciała, żeby... chciał ją tutaj zatrzymać.
Oczywiście - na to już nie było szans. Tydzień, klucze pod wycieraczką, złość, wszystkie te buzujące frustracje i niedopowiedzenia. Nie chciał jej zatrzymywać. Ani w tym miejscu, ani w swoim życiu.
Rozchyliła usta, by coś odpowiedzieć, ale ona również machnęła wreszcie ręką. Nie miał prawa wytykać jej tego, że zapaliła sobie cholerne świeczki i włączyła cholerną muzykę - a ona i tak poczuła wstyd wymieszany w równych proporcjach z poczuciem winy.
- Półnagie zdjęcie - powtórzyła jeszcze raz, tym razem nie dodając do brzmienia znaku zapytania. Oczywiście, że nie pozwoliła mu robić tego zdjęcia. Spała. Nie chciała nawet wnikać, co się na tym zdjęciu znajduje, bo mogło to być cokolwiek, a przy okazji to cokolwiek mogło trafić gdzieś do sieci, a potem na telefony jej uczniów, a potem do dyrekcji, i jej życie jeszcze bardziej upodobniłoby się do hiszpańskiej telenoweli. Jej wargi kilka razy poruszyły się bezgłośnie, nie znajdując żadnej błyskotliwej myśli godnej wypowiedzenia. Jeszcze pięć minut temu sądziła, że przecież nie może być gorzej. - Nie kręcę z nim. Przepraszam, że tak wyszło, okej? Chociaż w zasadzie nie powinieneś nic do tego mieć. Nieważne. Wyprowadzam się za parę dni, dostaniesz swojego Deana i swój spokój z powrotem. Do tej pory możesz zająć się swoim życiem romantycznym, zamiast moim - zaproponowała jeszcze, nie umiejąc pohamować tej drobnej złośliwości. Nie rozumiała go tak, jak powinna. Nie widziała w nim zazdrości, a przynajmniej nie o siebie. Widziała w nim teraz mężczyznę z chorobliwą potrzebą kontroli, który nie mógł znieść faktu, że ktoś inny mógłby pod jego dachem uprawiać seks. I to z jego przyjacielem.
Lodowata bezradność paraliżowała jej serce, sprawiając, że prawie bolało, chcąc bić dla niego szybciej. Próbowała opanować drżenie palców, gdy brała te nieszczęsne waciki, gdy go słuchała, gdy czuła jego wzrok... Bezsens. To wszystko był bezsens. Gdy obróciła się do niego znów przodem, coś w niej pękło; cofnęła dłoń z wacikami i z westchnieniem wyszarpnęła ze zbyt wysokiej dla niej półki apteczkę. - Nie rób z niej dziewczynki na posyłki. Ma pracę i swoje życie. Nie musi ogarniać twojego - odparła, i były to słowa pewnej nagany, wypowiedziane tonem łagodnej, ale stanowczej nauczycielki. Nie prosiła i nie przepraszała, wspinając się na palce, by po prostu zająć się jego nosem zgodnie ze wszystkim tym, co pamiętała z kursu pierwszej pomocy. Waciki wcale nie były najlepszym rozwiązaniem, a ona... chciała mu pomóc. Wcale nie chciała dotykać jego twarzy. Wcale nie chciała mieć go trochę bliżej. - Zostawię sąsiadom. Tym, którzy dostali wycieraczkę - dodała dziwnie bezradnie, starając się nie patrzeć mu w oczy, tylko skupić na zajmowaniu się tym jego głupim nosem.
Wcale nie chciała go teraz pocałować. W końcu rozmawiali o Layli. A on zachowywał się jak gnojek. Wszystko było po staremu.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Święte słowa — nie miał prawa wypominać jej tego, że zorganizowała sobie samotny wieczór w ich wspólnym mieszkaniu, tak samo jak nie miał żadnego prawa do tego, by mieszać się w jej życie uczuciowe i to, kogo ostatecznie wybierze. To była jej decyzja, na którą nie miała zbyt wiele czasu, by ją podjąć. W oczach Milesa, wyrok już zapadł i szukanie winowajcy w jego położeniu byłoby głupotą. Pozostawało mu jedynie przełknąć to, pozwolić jej odejść, wymazać ją z pamięci i zapomnieć o tym, że kiedykolwiek taka osoba istniała. Nieważne, jak cholernie to trudne, nawet kiedy spała w pokoju obok.
Tak doskonale znane mu wyrzuty sumienia pojawiają się na nowo. Wolał widzieć ją szczęśliwsza, wolał tamte nieświadome popołudnia, gdy jej usta wykrzywiały się w nieśmiałym uśmiechu, nawet jeśli nie na myśl o nim, a o jego przyjacielu. Washington był paskudnym typem, jeśli chodziło o traktowanie kobiet i Miles zdołał się do tego przekonać, lecz nigdy nie sądził, że naprawdę przejmie się losem którejkolwiek z jego ofiar, na tyle, by stanąć w jej obronie. Bracia ponad wszystko — wielokrotnie obiecywali sobie lojalność i wierność swojej przyjaźni, która teraz jawiła się pod znakiem zapytania.
— Okej, okej — odpowiada, czując jak bezsilność wyciąga do niego ramiona i przyciąga do siebie. Wcale nie było okej, nie było również dobrze, ani stabilnie, o czym nie była zmuszona wiedzieć. Zamierzał wciąż pozostać tym wielkim, koszmarnym bucem, do którego zdołała przywyknąć, co nie sprawiało mu większego trudu. Nie tak, jak mówienie o swoich uczuciach; już i tak zdobył się na chwilę słabości, na odsłonienie pewnej części siebie, kiedy prosił ją, aby została, a później podczas całego zajścia z Deanem. Stanęła po jego stronie, a została z nim w mieszkaniu, tylko dlatego, bo Dean miał humorek i pewnie, by ją odtrącił. Typowe, kobiety lgnęły do tego co niedostępne, a Violet Swan nie była ani pierwszą, ani ostatnią.
Stojąc za nią w tak ciasnym pomieszczeniu jak łazienka, nasuwa mu się wiele pytań, które nie ma śmiałości zadać — czy naprawdę nic nie zaszło pomiędzy tą dwójką? Co oznaczało to, by go zostawił, czy żywiła prawdziwe uczucia do Washingtona? Czy będzie o nim, Milesie, pamiętać, czy… Czy chce o nim jak najszybciej zapomnieć?
Tchórzy, zamyka się w sobie, co jest widoczne, gdy głębiej wciska dłonie w spodnie, wybiera bezpieczniejszą opcję, byle tylko ten wieczór, jak najszybciej się skończył, a niedogodności zniknęły. Miał do kogo wracać, miał swój azyl i była nim Layla. Ta myśl zaczyna go nagle dusić, dlatego odpycha się od framugi, dokładnie w tym samym momencie, gdy dziewczyna podchodzi do niego z wacikami. Zamiera pod jej dotykiem i pozwala sobie na przymknięcie powiek, napawając się chwilą. Dokładnie tak go sobie wyobrażał od tych paru sekund, gdy niegdyś delikatnie się musnęły. Tak miękki, tak subtelny, przepełniony troską… Do tej pory jedynie Layla dotykała go w tej sposób, jakby był z porcelany i miał rozsypać się na kawałki; tylko ona umiała do niego dotrzeć na tyle, by opuścił swoje mury, a i tak nawet panienka Whittemore nie potrafiła zrobić tego w pełni.
Otwierając je z powrotem, nie jest już niczego pewien.
— Nie jest moją dziewczynką na posyłki — chrypie z nadmiaru emocji, które go przepełniają. Stoi za blisko, już raz był o krok od kolejnego błędu, stracenia kontroli. — Będzie… Trochę tutaj pusto bez Ciebie — mówi, zagubiony w jej oczach bez pamięci. Cholera, właśnie dlatego unikał jej jak ognia.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
ODPOWIEDZ
cron