kelnerka/barmanka — hungry hearts
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
2

Najlepszy najgorszy tydzień życia miała niemalże za sobą. Zależy jak na to patrzeć. Czy można uznać za najlepsze, chwile w których dała się ponieść słodkiemu szumowi alkoholu we krwi i dać się namówić na zniszczenie cudzego mienia? Dwukrotnie. Czyż jednak nie bardziej pasuje określić minione dni najgorszymi, skoro co drugi dzień budził ją nieznośny ból, rozsadzający czaszkę, sytuacja w pracy z nienajlepszej, ale stabilnej, przerodziła się w wyjątkowo niezręczną? Dodałaby do sumy jeszcze kilka innych aspektów, ale nie chciała narzekać. Nie bardziej niż zwykle.

Cóż zatem podkusiło ją do wyboru opuszczonej latarni za miejsce schadzki? Podniszczony budynek znajdował się na uboczu, na wzgórzu, wyciskającym ostatni oddech z klatki piersiowej. Wystarczająco daleko od wścibskich oczu, ale również boleśnie wysoko. Niegdyś przychodziła tu wczesnymi wieczorami, nim słońce schowało się za horyzontem, a niebo mieniło się feerią kolorów. Pomarańcz przechodził płynnie w granat, uchwycony przez jej oko, na zawsze zaklęty kredkami na kartce. Teraz nie umiała przywołać do siebie uczuć, towarzyszących jej w tamtych momentach. To miejsce stało się dziwnie bezbarwne, zwłaszcza odkąd jej przyjaciółka zniknęła bez słowa, a określenie rozdzierającej samotności uderzyło ją ze zdwojoną siłą, gdy przed rokiem, z sercem potłuczonym na drobne kawałki, nie miała komu o tym opowiedzieć. Próbowała pogodzić się ze stratą, ale przeżywanie żałoby, nie było jej mocną stroną. Ostatecznie porzuciła ten zamiar, pozwalając żeby kiełkujące od miesięcy wątpliwości przybrały postać planu.

Próbowała uspokoić oddech, gdy wreszcie jej dłonie natrafiły na przerdzewiały metal barierki. Widok wciąż wyzwalał w niej te same emocje, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że mimo wszystko są poszarzałe, zamglone, wypłowiałe, zupełnie jak twarz jej matki. Przycupnęła pod ścianą, odnajdując nieco chłodu w rzucanym przezeń cieniu. Farba od dawna się łuszczyła, a w niektórych miejscach odpadł tynk. Czasami żartowały z Jeddą, że nim obie wyrwą się z tej dziury, to miejsce zdąży się rozpaść. Ale Jeddazniknęła wyjechała, a latarnia wciąż stała. Zerknęła nerwowo na telefon. Było raptem kilka minut po czasie, ale zaczęła zastanawiać się czy nie popełniła błędu? Może on wcale się nie pojawi. Może uznał jej chaotyczną wiadomość za śmieszną. A może wcale jej nie odczytał. Mógł ją zignorować. Mógł wykasować. Mógł zrobić z tą wiadomością dokładnie to samo, co robił z jej osobą.

Nim jej oblicze zupełnie się zachmurzyło, ze schodów wyłoniła się znajoma, skryta pomiędzy ciemnymi włosami twarz, o okrutnie pięknym obliczu spadającej gwiazdy. Zapragnęła wyrzucić ów barwne porównanie z głowy. Nie powinna wcale tak o nim myśleć. Ani teraz, ani nigdy.

- Czyli jednak dostałeś moją wiadomość - skwitowała krótko, darując sobie zbędne uprzejmości. Nie było powodu dla którego miałaby udawać, że przepada za jego towarzystwem. On zresztą nie wyglądał jakby go to w jakiś sposób dotknęło. - Wiem, że minęło już dużo czasu. Mam wrażenie, że wszyscy się z tym pogodzili, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego, ale ja tak nie potrafię. To niemożliwe, tak nagle zniknąć. Zapaść się pod ziemię. Wyparować, jakby wcale nie istniała. Prawda? - przesunęła wzrok na jego twarz, pozwalając żeby ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Niechęć rozświetlał nieśmiały blask nadziei, że i on myśli tak samo. W przeciwnym razie, co więcej jej zostało?

Zeta Corrente

powitalny kokos
nick autora
brak multikont
MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
Wiele złych rzeczy można by powiedzieć o Zecie Corrente. Na przykład to, że zawsze zaczynał bójki w szkole – ale nikt nie wiedział, iż niemal każda była sprowokowana niewybrednym komentarzem w kierunku jego siostrzyczki. Na przykład to, że za przyjemną dla oka aparycją, dyplomatycznym podejściem oraz chłodnym dystansem, krył się wciąż syn gangstera. Na przykład to, że nie kochał najwyraźniej siostry wystarczająco, skoro pozwolił jej odejść. Ten ostatni zarzut wkurzał go najbardziej. Nigdy nie pozwolił jej odejść. Był wściekły, że po prostu uciekła, tłumacząc, że musi odnaleźć byłego chłopaka, dawną miłość, a wraz z nim dziewczynę, która była jego najlepszą przyjaciółką, a która zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Był wściekły, że tuż przed tym jak pod osłoną nocy opuściła swój domek, wyszło na jaw, że ich ojciec być może był zamieszany w owe zniknięcie chłopaka Jeddy. Był wściekły, że tuż po tym jak zniknęła, stary Corrente nie zrobił niczego, by ją odnaleźć, co miało być formą ukarania zarówno jej, ukochanej córki, jak i jego – dziedzica. Bowiem senior doskonale wiedział, iż Zeta jest do siostry przywiązany. Jedda zawsze powtarzała, że łączy ich ta szczególna więź, jaka łączyć może bliźniaków, co niejednokrotnie udowadniali światu poprzez przejawy telepatii. Zeta po prostu wiedział, że to, co się wydarzyło było mocno niesprawiedliwe – względem niego, bo przecież mógłby jej pomóc, gdyby tylko powiedziała, co zamierza. Wiedział też, że poniekąd ucieczka z Lorne była jedynym wyjściem i wziąwszy pod uwagę ten jeden aspekt, naprawdę nie mógł jej winić, że tak po prostu odeszła.
Mimo to czuł się zdradzony. Od dziecka robił wszystko, by Jedda nie musiała być jak każdy inny członek tej rodziny. Opłacił nawet jej studia. Wszedł za nią w umowę z ojcem, licząc na to, że wszystkie poważne i niebezpieczne zadania przypadną jemu, a Jedda będzie wiodła swoje spokojne życie, nieskalana krwią na rękach. Czuł i robił to wszystko z powodu przywiązania do siostry. Zawsze uważał, iż przywiązanie to cholernie niebezpieczna rzecz, ponieważ spłaszcza nasz punkt widzenia i powoduje, że jesteśmy zdolni do rzeczy niezbyt zdroworozsądkowych.
Do Lemony też był w jakiś sposób przywiązany. Pamiętał, że gdy była mała chodziła w warkoczach i boso wśród drzew, a liście pod jej nogami szeleściły. Pamiętał, że wspinał się na drzewa i często widywał ją, gdy przechodziła, ale nigdy nic nie powiedział ani się nie przywitał. Pamiętał, że to wszystko było tak bardzo skomplikowane. Prawie jak teraz. Zatem pojawił się na miejscu tylko z czystej ciekawości.
Jedda zostawiała od czasu do czasu poszlaki. Nic nieznaczące krótkie wiadomości, świadczące o tym, że żyje. Nic z tego nie było wystarczające – nie na tyle, by Zeta faktycznie był w pełni usatysfakcjonowany. By mógł odetchnąć i powiedzieć, że to wystarcza, by już więcej nie wracać do sprawy Jed. Wydawało mu się też, że ktokolwiek był nią zainteresowany, również w magiczny sposób zapadał się pod ziemię. Poza Lemony, której przyglądał się teraz uważnie, studiując spojrzeniem jej twarz. Aż wreszcie nieznacznie skinął głową. Poszedł bliżej, ustawiając się w takiej odległości, iż mógłby ją dotknąć, gdyby tylko chciał, ale wciąż pozostawiając tych kilka bezpiecznych milimetrów między nimi. –– Racja –– odparł, spoglądając przed siebie. –– Tylko, że ona nie chce być odnaleziona –– dodał po chwili, wciąż nie patrząc na dziewczynę z obawy, iż jego spojrzenie mogłoby powiedzieć jej zbyt wiele.
kelnerka/barmanka — hungry hearts
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Nigdy nie miała wielu przyjaciół. Być może poniekąd wpływ miało na nią zdarzenie sprzed lat, kiedy jej ówczesny, niemalże najlepszy przyjaciel, wbił nóż w jej plecy i kręcił nim dopóki z jej oczu nie poleciała kaskada łez, ginąca w deszczu. Bo tamtego dnia niebo płakało razem z nią. Być może, nie miała by ich nawet wcale, gdyby nie Jedda, forsująca sobie miejsce w jej sercu łokciami, bez zbędnych skrupułów, wytykając jej, że nieważne co się stanie, zawsze będzie jej przyjaciółką. Zatem wbrew podłemu nastrojowi i uporowi na miarę krnąbrnej nastolatki, zaakceptowała ten fakt, w duchu dziękując fatalnemu losowi, że jednak postanowił okazać jej namiastkę życzliwości. Nie była jednak w stanie zaakceptować myśli, że Jeddy już więcej nie zobaczy. Przez krótki moment, próbowała pogodzić się z jej decyzją, ale ta, wciąż nie trzymała się kupy. Dlaczego jej przyjaciółka nie zostawiła jej choćby krótkiego listu? Jednego zdania, wiadomości, że nie chce być odnaleziona?

Lemony zaglądała do ich kryjówek z dawnych lat. Unosiła ciężkie liście i rozkopywała miejsca, w których upychały niegdyś pudełka - drewniane i kartonowe, w których chowały, swoje zdobycze - najczęściej porzucone lub zgubione elementy cudzego życia. Wspinała się na drzewa i zaglądała do dziupli. Odchyliła nawet deskę na ganku, w której chowała zioło, ale i tam nie znalazła niczego poza dojmującą pustką. Jedda nie pozostawiła po sobie nic. Nawet marnego okruchu, którym mogłaby zaspokoić swoje pragnienie poznania prawdy. Bo przecież prawda nie mogła być tak prosta i ograniczać się do banalnego wyjazdu. Nawet jeśli powodem miało być odnalezienie utraconej miłości. Nie. Nie mogła tego zrozumieć. Nie umiała i nawet nie chciała.

Właśnie dlatego, czekała punktualnie w opuszczonej latarni morskiej, pogrzebanej przez czas. Drgnęła kiedy znalazł się dostatecznie blisko, żeby zachwiać jej strefą komfortu i przedrzeć się przez niewidzialną barierę którą się otaczała. Nie ruszyła się jednak nawet o centymetr, nie spuszczając z niego wzroku. Nie patrzył na nią, jakby celowo omijając jej twarz. To tylko potwierdziło jej podejrzenia, że wcale nie jest tak, jak wszyscy jej powtarzali.

- Nie wierzę, że nie chce - mruknęła, uparcie rozcinając spojrzeniem jego czoło. Chciała w tej chwili na niego nakrzyczeć. Rozedrzeć własnym głosem powietrze wokół i wylać falę frustracji, która wezbrała na dźwięk jego słów. Jej wzrok wyostrzył się jak cierń. - Prędzej uwierzyłabym, że boi się zostać odnaleziona - dodała ostrożnie, wysuwając w jego stronę przynętę. Liczyła na to, że pochwyci się tej myśli. To była znaczna różnica nie chcieć, a bać się. Ludzie ogarnięci lękiem, rzeczywiście nie chcieli pewnych rzeczy, ale podświadomie to tak nie działało. Podświadomość podszeptywała im, że pragnęli, żeby wreszcie ktoś ściągnął z nich brzemię niesionej tajemnicy.
Takiej która kazała rodzinie Corrente udawać, że wszystko gra?

- Może nie łączy nas jakaś wyjątkowa więź, ale chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że akurat ja, tak łatwo nie odpuszczam? - nie wiedział, że wykradła pod osłoną nocy listy od biologicznego ojca zaadresowane do matki. Nie wiedział, że tuż przed rozpoczęciem studiów, zjawiła się pod domem ojca, wypełniona po brzegi nadzieją, która w jednej chwili rozprysła się na kawałki, grzebiąc wśród nich jej własne serce. Nie wiedział, że mimo to, drążyła tak długo, aż ostatecznie cała się rozpadła, a mimo to posklejała, na oślep, nierówno, uparta jeszcze bardziej niż przedtem. Nie wiedział też, że najbardziej na świecie potrzebowała wtedy najlepszej przyjaciółki, której obok nie było. Cóż jeszcze miało się rozsypać, nim ktoś wreszcie powie na głos, że to co się stało, nie jest wynikiem beztrosko powziętej decyzji?

Zeta Corrente

powitalny kokos
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ
cron