Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ostatni dzień nie był prosty. W drodze do szpitala udało mu się trochę uspokoić Callie, aczkolwiek gdy tylko przeszła badania, cóż... wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Znów musiał się nieźle nagimnastykować żeby chociaż trochę uspokoić jej skołatane nerwy, a ich relację znów naprowadzić na właściwe tory. Jednakże czego by nie próbował, nie byli w stanie wrócić nawet do namiastki normalności. Jakoś po prostu zmarnowali te wszystkie godziny oczekując na wyrok zanim przyszła pora wciśnięcia przycisku reset i położenia się do spania. Nie trzeba mówić, że tej nocy zdecydowanie nie było żadnego seksu, chociaż snu też nie było za dużo. Galahad próbował trzymać się w ryzach, ale coraz mocniej czuł, że jest już na granicy.
Dlatego następnego ranka pod pretekstem wyskoczenia do sklepu wyszedł z mieszkania, rozleciał się na ich podziemnym parkingu, dał sobie kilkanaście minut zanim stwierdził, że prowadzenie samochodu nie było teraz najlepszym pomysłem, więc po prostu zrobił sobie nieco przedłużony spacer. Nadal nie wiedział, co miałby jej powiedzieć w którymkolwiek z przypadków. Wiedział, że musi to sobie jakoś poukładać w głowie. Wyniki powinny wrócić lada moment, a on musi być na to gotowy. Ciężko było mu przyznać nawet przed samym sobą, że tak, dziecko teraz byłoby po prostu kłopotem. Nigdy nie myślał o dzieciach w ten sposób, że potrzebuje ich do szczęścia, że rodzina byłaby niepełna, jeśli takie się nie pojawią. To też nie tak, że nie chciał dzieci, po prostu nie były mu potrzebne do szczęścia. Zadawał sobie sprawę jak dużym krokiem jest macierzyństwo oraz ilu wyrzeczeń wymaga. Jego siostra doskonale go na to przygotowała. Nie był pewien czy jest na to wszystko gotowy. Na kolejną, tak drastyczną zmianę w swoim życiu. Kochał Callie, naprawdę. Tylko teraz, to wszystko wydawało się za szybko. Chciałby by najpierw wyzdrowiała, by mieli szansę o tym porozmawiać i rzeczywiście się postarać.
Teraz... Stawali przed kolejnym kryzysem po środku dwóch innych. Jego zdrowie rzeczywiście było już na ostatniej prostej. Coraz częściej chodził już bez laski, mógł w miarę normalnie funkcjonować. Jednak ona... Nadal była w środku swojej terapii. To mogło pójść w każdą stronę. Dodawanie do tego wszystkiego dziecka to po prostu było za dużo. Normalnie, pewnie nawet by się cieszył. Wiedział, ile to dla niej znaczyło i chciał żeby była szczęśliwa. Najszczęśliwsza. Tylko na jej zdrowiu też mu cholernie zależało i nie miał pojęcia jak to pogodzić.
Wracając z croissantami do ich mieszkania, co samo w sobie też było dziwne. Był tutaj tak długo, że rzeczywiście myślał o tym jako o ich mieszkaniu, a nie jej. W każdym razie nie wiedział jaka będzie jego odpowiedź. Prócz tego, że po prostu chce żeby była szczęśliwa.
- Hej, czy jesteś gotowa na moje słynne croissanty z pastą jajeczną? - udało mu się zebrać na tyle energii by wejść do środka z szerokim uśmiechem będąc gotowym na kolejny, wspierający dzień.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Dopóki istniała szansa, że Dawsey powie obojgu coś z rzędu „nie ma co się przejmować, to niemożliwe żeby Callie była w ciąży” trzymała się nawet nieźle.
Kiedy zaś usłyszeli że owszem, to jak najbardziej możliwe, i że wiele kobiet dopiero przychodząc na badania ciążowe dowiadywało się że chorują na raka, i że…
Zemdlała w gabinecie, na szczęście na fotelu, więc nie trzeba było jej zbierać z podłogi. Nie usłyszała zbyt wiele po wyjaśnieniach lekarza, że wyniki będą jutro lub pojutrze, i z czym wiąże się ewentualny pozytywny podczas chemioterapii.
W drodze do domu myślała tylko o tym, żeby nie zwymiotować bo niedawno prali tapicerkę, a poza tym, odkąd zaczęła chemię bardzo pilnowała tego żeby w jej rzyganiu nie uczestniczył Harrington i szkoda byłoby to zaprzepaścić.
Humoru nie miała ani wieczorem, ani rano. Ani na seks, ani na przytulanie, ani na żarciki o łamaniu kości i znikających z kuchennej szafki pieguskach.
Było jej bardzo na rękę, że Galahad zapragnął koniecznie wyjść na zakupy, i że zyskała godzinę by porządnie się wypłakać bez towarzystwa. To był jeden z kłopotów wspólnego mieszkania - czasem chciała być sama, w swoim własnym domu, a nie mogła. Co miałaby mu powiedzieć? Weź wyjdź, wróć jutro? Tak nie można. Zatem wykorzystała okazję i zanim wrócił, zdążyła wyrzucić zasmarkane chusteczki a zaczerwienioną twarz przepłukać zimną wodą.
Obrazisz się jak powiem, że nie? — odparła zmęczonym głosem. Nie miała apetytu, nawet na te świetne śniadania które robił jej partner. Czuła ścisk w gardle, supły w żołądku i nic nie wskazywało na to, że da radę zjeść cokolwiek sensownego. — Długo cię nie było — zagaiła, spotykając go w przedpokoju i mierząc czujnym spojrzeniem. Nie była głupia. Ani na tyle by podejrzewać go o seks z Gabbie kilka pięter niżej, ani na tyle by nie zauważyć, że zakupy tego rodzaju zawsze zajmowały mu znacznie mniej czasu. — Zaczynałam się zastanawiać czy to jedna z tych sytuacji, gdzie facet nie radzi sobie z brzemieniem rodzicielstwa, więc wychodzi „po mleko” i już nigdy nie wraca. Ale potem… — złapała siatkę w palce, żeby uważnie przeanalizować jej zawartość pod kątem czegoś, co mogłoby nagle pobudzić jej chęć jedzenia. Przeszła do kuchni, odstawiła zakupy na blat i złapała leżącego obok smutnego, pojedynczego banana, żeby przynajmniej nie dostać za chwilę zjebki, że o siebie nie dba i nic nie je. — Potem pomyślałam, że zostawiłeś za dużo swoich zabawek, żeby się zagubić na następne osiemnaście lat. Mogłeś ewentualnie zabłądzić w drodze po paliwo — na żarty z facetów potrafiących chodzić do łóżka i uciekających zaraz jak sprawy zrobią się poważne, zawsze był dobry czas. A był dobry szczególnie dlatego, że Callie czuła się bardzo skutecznie zapewniona w tym, że porzucona z brzuchem nie zostanie, co zdecydowanie w obecnej sytuacji było bezcenne.
Bez ochoty i bez przekonania ugryzła banana, siadając w żółtym fotelu; jego ustawienie dawało idealną perspektywę obserwacji kręcącego się przy blacie Galahada, co było obrazkiem zawsze uspokajającym. Elementy ich małej rutyny były teraz niezbędne, by oboje przetrwali. — Chyba zapomniałam ci powiedzieć — odchrząknęła. — Dawsey pytał o numer, na który chcemy dostać wyniki, i podałam… Twój.
To był kolejny trudny krok, w którym potrzebowała jego wsparcia. Nie chciała zobaczyć tego smsa pierwsza. Nie mogła zobaczyć go pierwsza. Galahad musiał być tym dzielnym rycerzem, który zobaczy wyniki i znajdzie sposób, by je swojej dziewczynie przedstawić. Upewnić się najpierw, że jest w bezpiecznej odległości od okien i balkonu, ostrych przedmiotów czy paczki papierosów.
Plusy sytuacji? Przynajmniej przed akcją ciążową zdążyli ustalić formalny status związku, który zadowalał obie strony. Mniej więcej.
W porządku? — spytała po chwili, podciągając pod brodę kolana, które następnie objęła rękoma, wyrzuciwszy skórkę owocudo kosza. Nie mogło być w porządku, skoro nie było go tyle czasu i nie zamierzała mu tego tematu odpuścić. On się nad nią znęcał wielokrotnie, tymi swoimi terapeutycznymi sztuczkami i zachęcaniem do mówienia o emocjach - zasłużył, by odwzajemniła się tym samym.
Troską, to znaczy. I przyjęciem, że dla niego to mogło być równie chujowe i trudne. — Martwię się.
Zachowywał się co najmniej niepokojąco.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Callie miała akurat to szczęście, że umawiała się z facetem, który rozumiał. Rozumiał emocje oraz ludzkie potrzeby. Nawet te kobiece. Dlatego mieszkanie razem nie musiało być dla nich tak tragiczne jak dla innych par. Mogła z nim porozmawiać zawsze i o wszystkim. Tak jak nie jest pozbawiony swoich własnych wad jak zaborczość czy zazdrość, tak gdyby powiedziała mu wprost, że potrzebuje trochę czasu dla siebie na pewno by zrozumiał. Pewnie tylko zapytał ile, wyszedł z domu i znalazł sobie jakieś zajęcie. Doskonale rozumiał potrzebę przebywania samemu. Zwłaszcza jego partnerki, która chyba nigdy z nikim nie mieszkała. Przynajmniej nie ze swoim partnerem, a jeśli tak było to nigdy mu o tym nie powiedziała. W każdym razie poproszenie o time out, w ich przypadku nie musiał być katastrofą. To nie postawiłoby całego związku na krawędzi bo Galahad po prostu rozumiał. W tym przypadku naprawdę nie był jak inni faceci, chociaż mówi tak o sobie przynajmniej połowa męskiej populacji.
- Obrażę? Nie. Ale godzi to trochę w moje śniadaniowe serce, które zrobione jest z pancake'ów. - uśmiechnął się do niej by wiedziała, że tylko żartuje - Rozumiem. - tak, wyjątkowo bo normalnie pewnie by ją posadził i niczym CIA wkładał jej biednego croissanta w usta gryz za gryzem aż by skończyła dla jej dobra.
Tymczasem, tak, rozumiał. Dał jej tylko buziaka w policzek kiedy odbierała od niego torbę z zakupami. Mógł sobie tylko wyobrażać jakie to musi być dla niej trudne. Czuł jej nastrój. Od wczoraj NAWET on nie potrafił się do niej przebić. Nie działały żadne żarty, przypadkowe macanki czy inne fizyczne przejawy jego uczuć. Wiedział, że są po prostu takie sytuacje, w których musiał dać jej czas, pozwolić to przetrawić. Nie umknęły jego uwadze zaczerwienione oczy, czy spuchnięte powieki. Mogła próbować to ukryć, ale jej ciało ją zdradzało. Zwłaszcza w trakcie chemioterapii. Wyglądało na to, że oboje potrzebowali tej godziny dla siebie.
- Tak, wydawało mi się, że zapomniałem akt jednego pacjenta z samochodu, a w sklepie była kolejka bo jutro są nieczynni. - wytłumaczył się szybko i obie te rzeczy nie były do końca kłamstwem.
W sklepie rzeczywiście była większa kolejka niż normalnie, a z tymi aktami rzeczywiście nie był pewien czy nie wziął ich przez przypadek do domu, jednak jego wizyta w aucie była z zupełnie innej potrzeby. Nie chciał przed nią przyznawać jak ciężkie jest to również dla niego. W końcu potrzebowała go jako swojej skały, a przynajmniej tak sądził.
- Jesteś moją ulubioną zabawką Callie. - puścił jej buziaka z zadziornym uśmiechem zza kuchennego blatu - Gdybym miał dać nogę byłbym bardziej oryginalny skarbie. Jestem byłym wojskowym, zawsze mogę odpowiedzieć na wezwanie swojego kraju i wyjechać na jakiś przydział. Sfałszować swoją śmierć i powrócić w sławie kiedy bąbel będzie już odchowany. Na weterana ciężko się gniewać, a wiesz, że być tęskniła. - wyszczerzył się do niej rozbrajająco nawet jeśli to jak bardzo miał to zaplanowane mogło być trochę przerażające.
Nawet jeśli ona nie chciała śniadania, on zamierzał zrobić je dla siebie. Z resztą kto wie, może nagle nabierze jakiejś ochoty. On też potrzebował po prostu zająć sobie czymś ręce. Włożyć trochę tej rutyny, którą już znali w dzień, którego koniec jest absolutnie nieprzewidywalny. Dlatego ze względnym spokojem krzątał się po kuchni. Wykorzystywał wszystkie składniki żeby zostało jeszcze coś na jutro. Muszą jeść, a zwłaszcza ona. Jak do jutra nie zacznie, niestety będzie musiał stać się tym tyranem, którym naprawdę nie chciał.
- Dawsey? - jego zazdrosne uszy prawie stanęły jak u owczarka niemieckiego - W sumie miałem o to zapytać. Zdajecie się być bardzo blisko. Jest coś, o czym powinienem wiedzieć? - uniósł na nią wzrok.
Na szczęście nie trzymał już noża w dłoni, więc to pytanie było tylko naładowane emocjonalnie, a nie również wizualnie.
- W porządku, ale jeszcze nic nie dostałem. - na wszelki wypadek nawet sprawdził odkładając później telefon na blat.
Podnosił już smacznie wyglądającego croissanta do ust, kiedy padło to przeklęte pytanie, na które nie chciał teraz odpowiadać. Przynajmniej nie prawdomównie, ale wiedziała, że jej nie okłamie. Obiecał jej to i zamierzał słowa dotrzymać. Więc z nieco nietęgą miną odłożył swój posiłek na talerz. Podparł się obiema dłońmi o blat lekko pochylając głowę i ciężko wzdychając.
- Nie jest idealnie Callie. - powiedział po krótkiej chwili ponownie unosząc na nią wzrok - Ta sytuacja nie jest dla mnie tak łatwa jakby się mogło wydawać, ale na razie sobie radzę. Naprawdę. - uśmiechnął się lekko na potwierdzenie swoich słów i nie udawał.
Nie musiał pytać jej o to jak ona sobie z tym radziła. Widział to w każdej minucie każdego dnia. Nic w tej sytuacji nie było w porządku, a jeszcze nie doszli nawet do kolejnego kroku, który nadejdzie po otrzymaniu wyników.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Gdyby chciała mu coś udowodnić, to by męczyła, czy te kolejki w sklepie to na pięć kilometrów były że tyle zeszło - ale nie chciała. Dziś nie miała siły ani na podchody, ani na złośliwostki, zwłaszcza że tym razem chodziło jej tylko o to, że się o niego martwiła. Nie chciałaby na przykład, żeby Galahad przygnieciony stresem obecnej sytuacji uciekał z domu, byle tylko nie patrzeć na swoją dziewczynę jak na tykającą bombę, która może wybuchnie, a może nie.
Zapomniałeś o najważniejszym. Zawsze i wszędzie cię znajdę, jeśli tylko sobie wyobrażę, że akurat bajerujesz jakąś dupę. Wtedy włącza mi się szósty zmysł — a może po prostu determinacja zasilona magią kobiecego wkurwienia i olbrzymich pokładów zazdrości. W ich przypadku już było wiadomo co się stanie, jak przyłapie go na czymkolwiek, czego nie powinien robić - demonstracja na marchewce wciąż pozostawała aktualna. I tak, była do tego zdolna, zwłaszcza gdyby pozbawił ich domniemane dziecko rodzicielstwa i pełnego domu. Żadne tam wyjazdy na misję i udawane zgony nie mogły mu pomóc.
Rozumiem. Teraz jesteś ciekawy, bo dopytywałam o Caroline? — gdyby nastrój w pomieszczeniu był inny, nawet by się zaśmiała i skinęła z uznaniem na jego strategię. Taka zemsta jak najbardziej jej się należała. Mimo wszystko, na racjonalnym poziomie, od początku zaznaczała że nie będzie niczego ukrywać. Rozstali się, miała prawo nawiązywać inne relacje. Niektóre z nich trwały do dzisiaj.
Westchnęła, poprawiając się w fotelu. Mogła powiedzieć mu wszystko, jej dylemat dotyczył jedynie tego, czy to Galahadowi pomoże, czy tylko bardziej wytrąci z równowagi. Ponieważ Dawsey był wyjątkiem od pewnej reguły, która miała wyciszać zazdrość Harringtona, gdy Callie wychodziła do baru.
Reguła never cross the bar została złamana tylko raz. Ale za to skutecznie.
Pewnej nocy parę lat temu Dawsey był klientem baru. On się rozwodził i niedawno wcześniej pochował córeczkę, chorą na raka. Ja dochodziłam do siebie po pewnym żonatym d u p k u. Przegadaliśmy całą noc, poszliśmy na seks do niego. Wymieniliśmy się numerami, ale to był zły czas. On nie zadzwonił. Ja nie zadzwoniłam. Wyjechał do Szwajcarii, nie było go rok — nigdy wcześniej, nigdy później nie przekroczyła granicy niewinnego flirtu z klientem, ale ten jeden raz prawdziwie mógł być czymś. Rozumieli się bez słów. Gdyby tylko on nie przechodził przez najgorszą żałobę i rozwód, a ona była gotowa na nową relację. — Kiedy wrócił ze Szwajcarii byłam już ze Stanem, prowadzącym twój ulubiony poranny program w Lorne Bay Radio niespodzianka! więc… Znów zły czas. Zostaliśmy przyjaciółmi. Był dla mnie ogromnym wsparciem jak dostałam diagnozę. Rozstałam się ze Stanem, który chwilę później wyjechał. Dawsey zaciągnął mnie do roboty przy renowacji starego domku, żebym nie zapijała sama smutków jak degeneratka. Teraz jesteśmy blisko.
Kłamać nie zamierzała. Ukrywać przeszłości też nie. Chyba wystarczającym dowodem na to, że Galahad nie miał się czym martwić, było to że obaj panowie mogli się w szpitalu poznać. — Czy chciałbyś wiedzieć coś jeszcze? — dopytała, wypatrując uważnie, czy nie był bliski rzucenia talerzem czy wybicia pięścią dziury w ścianie, bo tak zawsze reagowali męscy mężczyźni w filmach o miłości. Za mało szczegółów mogło podsycać jego wyobraźnię, za dużo szczegółów mogło się okazać jeszcze gorsze, więc wolała być ostrożna.
Powiesz mi, jak przestaniesz sobie radzić? — na nic więcej nie liczyła, ale musieli być ze sobą szczerzy. Temat nieplanowanego dziecka był zbyt poważny, żeby którekolwiek z nich zatajało, jak faktycznie się czuje i co myśli o decyzjach, które powinni podjąć razem.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Niczego innego by się po niej nie spodziewał. Nie musiał jej chyba dodatkowo zapewniać, że nie bajeruje żadnych dup na boku. W ostatnich tygodniach chyba wystarczająco pokazał jej jak bardzo mu na niej zależy oraz jak świetnie wygląda ich życie intymne. Nie miał czego szukać poza domem, skoro wszystko, czego potrzebował miał właśnie tutaj. Jest w niej szalenie zakochany, był już wiele lat temu, aczkolwiek wtedy jeszcze nie był tego po prostu świadom. Teraz już nikt nie stał im na drodze. Nadal mieli wiele przeszkód, zwłaszcza zdrowotnych, aczkolwiek nie zamierzał by ktokolwiek stanął im na drodze. Z resztą w jego pamięci nadal żywa była ta demonstracja z marchewką. Jest psychiatrą, był w stanie ocenić, że Callie rzeczywiście byłaby do tego zdolna. Potrafiła być impulsywna, zwłaszcza kiedy chodziło o niego. Pod tym względem była świetnie zabezpieczona. Do tego! W swoim planie nie wspominał nić o znalezieniu sobie kolejnej kobiety na okres tych kilkunastu lat kiedy bąbelek dorasta bez tatusia. Wróci niczym pewien sławny stolarz, tylko nie po trzech dniach.
- To nie żadna zemsta za Caroline, o niej wiesz chyba wszystko. - pokręcił głową - Wiesz, że jestem zazdrośnikiem Callie... - zrobił kwaśną minę bo nie było mu się łatwo do tego przyznać - Skoro już jesteśmy w tym razem... - nawiązywał oczywiście do tego, że ostatnio w pewien sposób sformalizowali swój związek - Chyba dobrze by było wiedzieć jeśli twój były jest twoim lekarzem. - nie był pewien czy to ma sens z jej punktu widzenia, ale dla niego tak wydawało się po prostu fair.
Tak naprawdę ostatnie, czego teraz potrzebował to dowiedzieć się o jej życiu intymnym przez ten okres, kiedy nie byli razem. Niestety, jak już ustaliliśmy, nawet Galahad miał swoje gorsze momenty i na pewno zaliczały się do nich wszystkie, w których Callie miała kontakt z innymi mężczyznami. Ciężko było o tym słyszeć. Z każdym kolejnym słowem coraz mocniej zaciskał dłonie na kancie kuchennego blatu. Najchętniej po prostu wywróciłby całą wyspę, gdyby tylko dał radę. Dał upust wszystkiemu, co właśnie gotowało się u niego w środku, ale nie miał prawa wyżywać się w żaden sposób na niej. Miała prawo mieć kogoś, kiedy nie byli razem. On też przecież nie pozostawał święty. Uprawiał od czasu do czasu seks. Ona po prostu nie musiała mierzyć się z kobietami, z którymi się to zdarzyło tutaj, na porządku dziennym. On pozostał postawiony przed sytuacją w której będzie musiał spotykać się z jej byłym dość ciężko. I za każdym razem pewnie będzie myślał tylko o jednym. Nie mógł też poprosić by zmieniła lekarza. To by było nie fair. Wiedział jak ważne jest zaufanie do lekarza i jak trudno jest to zbudować. Nie mógł od niej wymagać zmiany. Pozostało mu to po prostu przełknąć. Nie miał jeszcze pojęcia jak, ale jakoś.
- Nie. To mi wystarczy. - zafiksował swoje spojrzenie przez dłuższy czas na tym biednym croissancie, na który całkowicie przeszła mu ochota.
W końcu po prostu ciężko westchnął puszczając blat. Zabrał talerz i po prostu włożył go do lodówki. Dzisiaj chyba nikt nie będzie jadł jednego z jego słynnych śniadań. Absolutnie parszywy dzień.
Zanim zdążył odpowiedzieć na jej ostatnie pytanie jego telefon zawibrował, głośno na twardej powierzchni. W mieszkaniu zapadła minuta ciszy. Nawet on nie był w stanie sięgnąć po tę przeklętą komórkę. Takie jednak zadanie zostało mu przydzielone. Odblokował telefon i z kołatającym sercem, nawet jak na byłego żołnierza, otworzył maila. Widział od kogo jest.
Kurwa.
Otworzył załącznik, spojrzał na wyniki i prawie kolana się pod nim ugięły. Pozytywny. W tym wszystkim, jeszcze dziecko? Do tej pory trzymał siebie oraz ją w ryzach. Przecież nie wiedzieli, nie mogli podjąć żadnych decyzji, ale teraz już wiedzieli. Mały Galahad na pewno nie chciałby wiedzieć, że pierwszą reakcją tatusia na nowinę była ochota wyrzucenia telefonu przez okno czy roztrzaskania go po prostu o ścianę. To było za dużo. Nawet dla niego. Lekko trzęsącą się ręką odłożył telefon na blat, ale nie spojrzał jeszcze na Callie, nie potrafił.
- Jestem na granicy. - powiedział w końcu podpierając się praktycznie całym ciężarem ciała o blat żeby nie upaść, a ten zawtórował mu głośnym protestem.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Nie nazwałaby swojego onkologa "byłym", może ewentualnie byłym-niedoszłym (ale nie do końca pasowało, bo tamtej nocy doszli oboje). Mimo wszystko nic nie zdążyło ich połączyć, poza jednym razem, więc jaki to znów były? Przede wszystkim jednak, Galahad miał ŁATWIEJ. Jedyne z czym on musiał się teraz mierzyć to świadomość, że jego obecna dziewczyna, kiedyś poszła z kimś innym do łóżka.
Callie spotykając się z nim musiała sobie wyobrażać, jak wraca do żony. Zostawiał Callie jak zużytą zabawkę w pustym łóżku, żeby iść do innej kobiety. Musiała widzieć ślady, które żona zostawiała na jego ciele podczas namiętnych uniesień. Musiała w tym funkcjonować, jednocześnie słuchając, że Galahad nie wie która para cycków bardziej mu się podoba i wiecznie potrzebuje jeszcze czasu.
Ten temat jednak szybko zostawili za sobą, i o ile normalnie byłaby z obrotu spraw zadowolona, tak w tym wypadku zmiana tematu wcale nie była na plus. Widziała jak stopniowo rzednie jego mina i traci wszystkie kolory. Coś powiedział, ale nie była pewna co; kolejny raz dzwoniło jej w uszach, a oczy napełniły się łzami.
C i ą ż a.
Czy zaszczypał wniosek, że wynik negatywny spotkałby się z euforyczną reakcją partnera?
I to jak. Wbrew logice.
Przełknęła głośno ślinę, a fotel nagle stał się skrajnie niewygodny. Może nigdy nie marzyła o tym, by w kiczowaty sposób powiadomić partnera o ciąży. Może nie planowała schowania małych bucików lodówce, czy zapakowania testu ciążowego w ozdobne pudełko i wielkie wstążki. Może nie myślała o przebiciu balonu z którego wyleci niebieskie lub różowe konfetti. Może nie.
Ale na pewno to, co miała przed oczami, było przykre i rozczarowujące. Galahad - załamany. Jakby nie było gorszej wiadomości.
I nie mogła go za to winić. Miała podobne podejście. Bo ta wiadomość, w tym czasie, rzeczywiście była najgorszą. Za tę myśl czuła wobec siebie samej obrzydzenie.
Oto po miesiącach płaczu, że nie da rady zajść w ciążę - w tej ciąży była, i drugi dzień modliła się o to, by jednak wynik okazał się pomyłką.
Czy była bezczelnie wybredna? Niewdzięczna? Bo chciała tego inaczej. Tak jak dostała, nie chciała wcale. Ale zła mogła być tylko na siebie.
Niemal powtórzyła jego słowa jak papuga. Choć przeczuwała, że ich granice znacząco się różnią, oboje zdawali się pokonani ostatnią dobą i u kresu wytrzymałości.
Milcząc wstała; zupełnie bezwiednie skierowała kroki do barku, do szafki, do zamrażarki… Pierwsze whisky on the rocks przesunęła na blacie w stronę mężczyzny, by po chwili bezmyślnie wlać bursztynowy płyn do drugiej szklanki. Już chwytała szkło, już prawie unosiła je do ust, gdy dotarło do niej, co się dzieje.
Zawartość jej szklanki poleciała gwałtownie do zlewu, wraz za nią nieprzyjemny hałas szkła uderzającego o dno wypełnił kuchnię.
Czym różniło się picie alkoholu w ciąży od przyjmowania dożylnej chemioterapii w ciąży?
Chyba tylko etykietką złej matki. Którą Callie i tak przyczepiła sobie dobrych kilka minut temu.
Nie umknęło jej, że nie był nawet w stanie na nią spojrzeć. Ani to, jak bardzo polegał na blacie. Co miała powiedzieć? Będzie dobrze? Wcale w to nie wierzyła. Ani w jego słowa o jedenastu różnych opcjach, gdy ciąża się potwierdzi. W tej chwili opcję widziała jedną, i właśnie ją zrealizowała.
Bez słowa wyszła z kuchni. W sypialni wyciągnęła spod łóżka sporą walizkę, by następnie bez większego zastanowienia, wściekle wrzucać do niej kolejne ubrania.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cóż, może to rzeczywiście po prostu wracała do niego karma. Tak jak on oszukiwał swoją żonę oraz Callie, a ta druga cierpiała przy tym najbardziej bo o wszystkim wiedziała, tak teraz jemu przyszło mierzyć się z wizjami tego, co było kiedyś, a podobno już nie jest. Pomimo swojego wykształcenia i doświadczenia, nadal był tylko facetem. Zawsze będzie mu dziwnie, że jej były co jakiś czas bardzo dogłębnie sprawdza czy wszystko z nią w porządku. Kobiety tego nie zrozumieją, ale faceci już tak. To było zakodowane gdzieś w ich DNA. Nie ruszaj tego, co moje i tyle. Nie ważne jak logicznie dało się wszystko wytłumaczyć. Pewnie już przy każdej jej samotnej wizycie będzie sobie wyobrażał wszystkie aktywności, którym mogą właśnie się poddawać. Aczkolwiek ten problem był zaledwie kurzem na butach tego, z czym przez ostatnie kilka dób przyszło im się mierzyć.
Galahad chciał zareagować na tę informację inaczej, lepiej, ale po prostu się nie dało. Mieli pewien plan. Rozmawiali o tym. Po dojściu do ładu i składu z jej chorobą mogli zacząć próbować. Miałby czas się do tego wszystkiego przygotować. W jego planie na przyszłość nigdy nie było dzieci. Na pewno nie jako coś, co byłoby wyznacznikiem szczęścia. Były opcjonalne i najlepiej nie więcej niż dwa. Przynajmniej tego był dość pewien. Pomagał swojej siostrze wychowywać siostrzenicę, więc wiedział z jakimi wyrzeczeniami to wszystko się wiąże. Dopiero odzyskał Callie. Nie chciał tego wszystkiego tak szybko. Już rak był wystarczającą przeszkodą, która mogła odebrać mu kobietę, którą kochał na zawsze, a teraz jeszcze dziecko i wszystko, co się z tym wiązało? Zdecydowanie za dużo na raz. To było znacznie gorsze od jakiegokolwiek pola bitwy na którym był. W wojsku przygotowali go na sytuacje wysokiego stresu. Do tego był snajperem, zawsze musiał kontrolować swój oddech, bicie serca. Teraz czuł się jakby każdy narząd odmawiał mu posłuszeństwa. Mógł sobie tylko wyobrażać jak w takiej sytuacji czuła się młoda dziewczyna. Chciał być silny dla niej, nadal, ale nawet jego to przerastało. Nie rozpadł się chyba tylko dlatego, że już raz dzisiaj pozwolił sobie spuścić wszystkie negatywne emocje.
Nawet nie zauważył kiedy zdążyła nalać mu drinka. Zauważył, że dla siebie zrobiła to samo i szczerze? Nie zamierzał jej powstrzymywać. Jedna szklanka nie uszkodzi płodu, a jej zdecydowanie mogło się to przydać. Jednak zanim do czegokolwiek doszło naczynie wraz z zawartością wylądowało w zlewie z takim hukiem, że nie było co spodziewać się, że będzie jeszcze do użytku. Kiedy chwilę później zniknęła w sypialni, wiedział, że musi stanąć na wysokości zadania. Nie miał innego wyboru. Wychylił zatem zawartość swojej szklanki na raz. Czując przyjemne pieczenie w gardle odstawił naczynie do zlewu i biorąc głęboki wdech również skierował swoje kroki do sypialni.
Stając w drzwiach nie wiedział na co patrzy. Spodziewał się, że przyszła tutaj by rozlecieć się z daleka od jego wzroku, ale pakowanie walizki? Tym bardziej dla siebie czy dla niego? Całkowicie zbiła go z tropu.
- Co robisz..? - zapytał w końcu marszcząc czoło i patrząc na nią zupełnie nie będąc w stanie połączyć ze sobą tych kropek.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Jej metodą od zawsze była odwrotność metody Galahada.
Kiedy on chciał rozmawiać, ona chciała zniknąć i udawać, że problem nie istnieje. Kiedy on próbował do niej dotrzeć, ona zamykała się w sobie. Kiedy on zachęcał do mówienia o emocjach, ona milczała. Królowa znienawidzonego przez mężczyzn it’s fine, które nigdy nie oznaczało, że it is, in fact, fine. Ewentualnie, jeśli jej wkurwienie osiągało wystarczająco wysoki poziom, robiła się wredna, złośliwa i czepliwa - oba te zjawiska Harrington widział nie raz i obu mógł się w tej chwili spodziewać.
Z tym, że wzniosła swoje patologiczne reakcje do nowego ekstremum. Zamiast, jak można było oczekiwać, trzasnąć drzwiami i wyjść do baru „bo nagle jej się przypomniało, że dziś dostawa będzie wcześniej” czy schować się pod warstwą koca na balkonowym krzesełku… Callie zdecydowała, że musi u c i e c znacznie dalej.
Pakuję się — odpowiedziała drżącym głosem, nie podnosząc spojrzenia znad upychanych bluzek i spodni nawet na sekundę. Nie, nie pakowała Galahada, nijako informując, że miał się wynosić. Ona sama chciała się wynieść. Jak najdalej. — Nie mogę tu być — wyjaśniła, a ponieważ włączył jej się typowy dla tych sytuacji silniczek w tyłku, czynności wykonywała niemalże z prędkością świata. Wyminęła Galahada, przeszła do łazienki, wrzuciła parę rzeczy do kosmetyczki, wróciła, zaczęła się szarpać z zablokowanym zamkiem jednej z kieszeni walizki… — Nie chcę tu być — medal się należał za precyzję językową, ale nie za cierpliwość; suwak nie miał szansy zadziałać, gdy walczyła z nim tak niedelikatnie, zatem wzdychając wściekle poddała się. I w pojedynku z rzeczą martwą, i w pojedynku z samą sobą. — Zostanę jakiś czas u taty, a potem nie wiem. Zawsze chciałam zobaczyć Singapur — w głębokim szoku, skrajnych nerwach i mieszance emocjonalnej przyprawiającej o mdłości wycieczki zagraniczne brzmiały super. Chwilowo nie istniał rozsądek, słowo „plan” uciekło z jej słownika. Nawet niechlujnie rzuciła do wnętrza walizki swój paszport, co najmniej jakby był jej potrzebny na krótkiej trasie do Brisbane - ale tak naprawdę nie wiedziała, ile tam zostanie. Na pewno nie zamierzała wracać na kolejną, wypadającą za kilka dni chemię. W tym stanie, w tej chwili - to nie miało dla niej żadnego znaczenia. Było jej wszystko jedno poza tym, żeby jak najszybciej znaleźć się jak najdalej.
Zamów mi taksówkę na lotnisko choć w tym mógł jej pomóc, lecz trudno było nazwać jej słowa prośbą. Nie wiedziała gdzie jest jej telefon, więc wszystko co do walizki włożyła, teraz z frustracją wyjmowała, uznając że musiał zaplątać się w warstwach materiału. — Na już, Galahad.
Wjechało pełne imię, zatem było gorzej, niż źle. Callie tymczasem znalazła swój telefon i wykorzystała go do…
Złożenia natychmiastowego wypowiedzenia w Moonlight smsem.
Jeśli do tej pory Harrington miał wątpliwości, właśnie mu dziewczę dowiodło skrajnej niestabilności. Nie wiem, czy nie trzeba było pożyczyć z oddziału psychiatrycznego jakichś magicznych tabletek i białego kaftanu, bo za moment może się okazać, że Galahad będzie podwójnym wdowcem.
Prawie, Callie nie zdążył klęknąć z pierścionkiem, ale powiedzmy że się liczy, bo obiecywał dozgonną miłość - i nie tylko podczas seksu.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To, że się pakowała akurat widział, tylko zupełnie nie rozumiał dlaczego i po co. Chciałby powiedzieć, że czuł ulgę, że to nie on się nagle wynosi z jej mieszkania, chociaż może to było po prostu lepszą alternatywą? Z dwojga złego tak mogło być lepiej. Bo jednak przekonać się o tym, że pierwszym instynktem twojej partnerki, gdy robi się trudno jest nie tylko uciec z tego miejsca, ale uciec także od Ciebie? To bolało. W końcu nie zaproponowała mu przecież żeby też z nią pojechał. Może niekoniecznie mieszkać z jej ojcem, ale do Brisbane. Jego w ogóle nie było w jej kalkulacjach. Jako psychiatra powinien wiedzieć, że przecież nie myśli teraz trzeźwo. Załączył jej się jakiś instynkt przetrwania. Tylko właśnie... Często te instynkty naprawdę dużo o nas mówiły. Tak jak wielu mężczyzn w sytuacji zagrożenia instynktownie wpierw osłoni w taki, czy inny sposób swoją partnerkę, co świadczy o ich głębokim zaangażowaniu na najbardziej prymitywnej płaszczyźnie. Tak, kiedy twoja partnerka pakuje walizkę i jedyne, co możesz dla niej zrobić to zamówić taksówkę. Cóż... Nie rokuje dobrze na przyszłość. Chyba nie powinien się dziwić. W końcu ledwo potrafiła się przyznać do tego, że są parą. Nie usłyszał jeszcze od niej dużego słowa na K. Jednakże to, że nie był zdziwiony nie znaczyło, że to nie bolało.
Na razie musiał to po prostu przełknąć, jak wszystko inne. Przyglądał się tylko z rosnącą rezygnacją jak kolejne ciuchy lądowały w walizce, później kosmetyki, a nawet paszport. Pomysłu z Singapurem nawet nie zamierzał komentować, bo nie było czego. Musiał przeczekać pierwszy moment paniki, a później może będą w stanie porozmawiać. Przez chwilę myślał nawet nad tym by zamknąć za sobą drzwi, jednak to tylko wzmogłoby wszystko, co czuje Callie. W swoim stanie jeszcze by wyskoczyła przez okno. Więc na razie po prostu pozostał przy blokowaniu jej wyjścia swoją skromną osobą.
- Nie będę Ci zamawiać taksówki bo nigdzie nie jedziesz Calliope. - starał się mówić spokojnie, a użycie jej pełnego imienia miało zwrócić jej uwagę.
W końcu to pierwszy raz, kiedy rzeczywiście je wypowiedział przez te wszystkie lata. Brzmiało dziwnie, jakoś tak nie na miejscu, ale jeśli ma ją coś wybudzić to właśnie to.
- Po pierwsze twojego ojca nie ma w Brisbane. Nadal jest tutaj i czeka aż przełożymy tę kolację. - musiał pokonać ją żelazną logiką - Po drugie nie wytrzymałabyś z nim nawet tygodnia. To jak z deszczu pod rynnę. I Singapur? Wilgoć tam by Cię zabiła. - pokręcił głową z kwaśną miną.
Wiedział, o czym mówi. Miał chwilowy przydział w jednym z tych azjatyckich państw, gdzie nawet wzięcie głębszego wdechu odczuwalne jest jak inhalacja w saunie. To nie jest kraj dla białych ludzi.
Na razie nie wspominał nawet o tym jak bardzo bolało go jej podejście. Po prostu znów pójdzie rozlecieć się do auta. Ta biedna maszyna będzie musiała być jego spowiednikiem.
- Usiądź na chwilę. Spróbuj wziąć kilka głębszych wdechów. Proszę. - spojrzał na nią błagalnie nie mając pojęcia, czy cokolwiek, co mówi w ogóle do niej w tym momencie dociera.
Ta sytuacja przypominała trochę negocjacje z niedoszłym samobójcą balansującym na krawędzi budynku. Jedno złe słowo może doprowadzić do tragedii.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Galahad nie był uwzględniony w jej planach i było to działanie celowe. Mające pomóc obojgu.
Wcale nie o tym, że jej nie zależało. Przeciwnie - o tym, że zależało jej za bardzo, i przez to za bardzo bolało. Potrzebowała przestrzeni. Mieszkanie nagle przypominało nie bezpieczną przystań, a klatkę, z której musiała się wydostać za wszelką cenę. Czuła, że się dusi. Czuła ból w klatce piersiowej. Czuła za dużo.
Czułaby mniej, gdyby nie stał przed nią załamany Harrington.
Jego postawa, mina, ton głosu - wszystko to krzyczało, jak bardzo był w tej chwili nieszczęśliwy. Jak miała chcieć w tym zostać i na to patrzeć?
Kiedy była jego kochanką zastanawiała się czasem, co by było gdyby wpadli. On - żonaty, ona - brudny sekret, dobra do ostrego rżnięcia w sekrecie, niewystarczająco dobra do zabrania na randkę w miejsce publiczne, przedstawienia znajomym, rodzinie…
I obecna sytuacja niewiele się od tamtej, wyimaginowanej, różniła. Ona z brzuchem, on rozczarowany, niezadowolony, jakby właśnie zrujnowała mu życie, bo teraz żona się dowie, będzie musiał pozmieniać plany a chciał się tylko bawić…
Nie dość że sama siebie linczowała w zaciszu własnych myśli za brak radości i za bycie najgorszą matką na świecie - musiała jeszcze patrzeć jak jej facet ewidentnie żałuje, że będzie miał z nią dziecko?
Nie była w stanie tego dźwignąć. Choćby chciała, nie miała szans z takim bagażem.
Nie jestem ubezwłasnowolniona — przypomniała, gdy usiłował decydować za nią, jakby była wariatką pod kuratelą albo należącym do niego przedmiotem. Mimo to usiadła na brzegu łóżka, nie chcąc żeby w progu doszło do rękoczynów. Zawsze była jak płochliwe dzikie zwierzę - nie mógł oczekiwać, że w sytuacji silnego stresu nagle zaskoczy i zachowa się jak łagodny szczeniaczek, ułoży na jego kolanach prosząc o głaskanie. Nic z tego.
Galahad miał prawo do swoich emocji. Rozumiała je. Nie była na niego zła, że reagował, czuł w ten sposób. Po prostu nie była w stanie na to patrzeć. Czuła się winna, jakby cała odpowiedzialność za sytuację leżała po jej stronie. Jakby to przez nią on był na granicy. I wierzyła, że jemu też będzie lepiej, gdy nie będzie musiał patrzeć na krzątający się po mieszkaniu p r o b l e m.
Tak będzie lepiej. Muszę pomyśleć, a tutaj nic nie wymyślę, bo myślę o tym jaką miałeś minę w kuchni — w jej głosie nie wybrzmiała ani złość, ani pretensja, bo rozumiała doskonale że ciąża w tej chwili była dla nich obojga utrudnieniem. Ale rozum to jedno, a emocje to drugie. I na poziomie emocji cierpiała teraz bardzo, zarówno przez samą siebie: będąc sobą rozczarowaną, na siebie wściekłą; jak i przez niego. — Myślę o tym, że nie chcę być powodem twojego nieszczęścia i nie chcę, żebyś tak na mnie patrzył. O tym, że wszystko mnie boli i że nigdy nie było mi tak przykro. O tym, że dwadzieścia lat narzekałam na własną matkę, która łaskawie zgodziła się mnie nie wyskrobać choć powinna, a teraz jestem taka sama albo gorsza. Myślę, że jak wilgoć w Singapurze mnie zabije, to wcale nie będzie najgorzej, dla wszystkich stron tego pierdolnika i myślę, że żadne głębokie wdechy ani siedzenie mi nie pomogą.
Ulało się.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wbrew temu, co mogła myśleć, ta sytuacja była diametralnie inna od tego, co mieli wcześniej. Teraz właśnie był w stanie przedstawić ją rodzinie, wziąć na randkę w każde miejsce publiczne, spotkać się z jej znajomymi. Galahad miał wręcz ochotę chwalić się tym kto jest jego partnerką. Dlatego chciał ją przedstawić swojej siostrze. Zapoznać ją ze swoją siostrzenicą. Pragnął by stała się częścią jego życia. Cholera, byłby nawet w stanie nawet dzisiaj paść przed nią na jedno kolano by kolejnego dnia wylądować już w urzędzie stanu cywilnego i podpisać papierki obiecujące jej dozgonną miłość, w zdrowiu i chorobie, a tę akurat część przysięgi mieli już ogarniętą.
Chodziło tylko i wyłącznie o sekwencję wydarzeń. Wpadli. Nie dało się już od tego uciekać, chociaż ona bardzo mocno próbowała, ani tego przemilczeć. Musieli jak najszybciej podjąć decyzję, co dalej. On po prostu nie był do końca gotowy akurat na tę jedną rozmowę. Nie było dla niego problemem wyobrażenie sobie dalszego życia z Callie. Chciał tego, określić ich związek. Ponownie się ożenić. Dzieci po prostu zaczęły rysować się na horyzoncie dość niedawno. Były jeszcze cholernie niewyraźne, a teraz, jakby ktoś do tej masy niewyraźnych kolorów przyłożył cienkopis i lepiej niż Da Vinci wyrysował wszystkie kontury. Dziecko nagle pojawiło się w tym obrazku i to było przerażające. Nie dlatego, że nie chciał mieć dzieci, tylko dlatego, że nie wiedział jak to wszystko pogodzić. Chemioterapię, jego rekonwalescencję, może właśnie ślub, bo jak to dziecko bez ślubu. Akurat opinią ani jego rodziców ani jej nie musieli się martwić, ale jednak. Może chciałaby by było po kolei?
Przede wszystkim bał się tego, co wybierze, jeśli stanie przed wyborem. Jej zdrowie, albo dziecko. Po tym, co ostatnio powiedziała mu w szpitalu był prawie pewien, że wybierze to drugie, a on nie wyobrażał sobie w tym momencie życia bez niej, a tym bardziej wychowywania dziecka samemu. Bo przecież jej ojcu szkraba by nie oddali. Dlatego to wszystko było po prostu za dużo na raz.
- Nie jesteś Callie. - zapewnił ją by nie czuła się właśnie osaczona w jego towarzystwie - Ale masz tendencję do ulatniania się, a od tego nie da rady uciec Słońce. - starał się by jego głos był spokojny, trochę monotonny, bezkonfliktowy, trochę jak na terapii, za co może znienawidzi go później, lecz na razie próbował wszystkiego, czego może by zatrzymać ją przy sobie.
Jej słowa zabolały. Bardzo. Prosiła go by okazywał jej emocje, mówił, kiedy jest źle, ale kiedy to pokazał, okazało się nagle, że jest to za dużo. Spodziewał się, że tak będzie, dlatego zawsze starał się to zachowywać dla siebie. Być silnym w obliczu wszystkich problemów. Zdawał sobie również sprawę, że musi to po prostu z siebie wyrzucić. Może tak naprawdę go za to nie wini, ale on już zaczynał. Callie rzeczywiście zasługiwała na partnera, który będzie się cieszył na taką wiadomość. W jakiś uroczy sposób da jej znać, że jest cudowna, że docenia to, że nosi ich dziecko. On w tym momencie zawalił. Gdyby czas był inny, gdyby mieli to w planach, gdyby miał czas się z tym oswoić, może byłby tym facetem. Teraz nie był i czuł się z tym paskudnie. Jakby znów ją oszukiwał. Chciał dać jej wszystko, na co zasługiwała, ale w tej najważniejszej kwestii poległ. To go dobijało.
- Nie jesteś powodem mojego nieszczęścia Callie. - odezwał się w końcu po krótkiej chwili - Boję się. Boję się o Ciebie. Boję się twojej decyzji z tym, co robimy dalej. Boję się, że mogę Cię stracić, a nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie. - skoro ona powiedziała mu prawdę, był jej winien to samo - Kocham Cię. Bardzo. Dziecko też pokocham, ale nie bardziej niż ciebie. - uśmiechnął się blado wyprzedzając to, że mogłaby się przyczepić - Po prostu boję się co to może znaczyć dla twojego zdrowia. Bo ja zawsze chcę wybierać Ciebie. - spojrzał jej w oczy nie bojąc się tego, co ona może w nich zobaczyć.
Troszczył się o nią, kochał ją. Nie będzie tam niczego, czego już nie wie. To, co uznawała za nieszczęście było po prostu głęboko zakorzenionym strachem. Nawet on potrafił się bać, a utrata Callie zwalała go z nóg.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Żadna to tajemnica, że Callie nie myślała jeszcze o ślubie - wciąż panicznie bała się, że im nie wyjdzie, a to byłby wystarczający dramat bez konieczności złożenia papierów rozwodowych. Teraz, gdy stali przed informacją o ciąży, czuła bardziej niż kiedykolwiek, że może… Może nic z tego nie będzie.
Nie dlatego że którekolwiek z nich jest złe, czy cokolwiek złego zrobiło. Dlatego, że los podsuwał im zbyt wiele utrudnień w zbyt krótkim czasie i stopniowo traciła zarówno energię jak i wiarę w to, że ze wszystkim mogą sobie poradzić. W końcu ile katastrof mógł wytrzymać jeden człowiek na przestrzeni mniej niż roku? Ile emocjonalnych górek i dołków? Callie nie miała w tej chwili żadnych zasobów, żeby poradzić sobie z wyzwaniem jakie im się właśnie prezentowało. On, z całym swoim zapleczem, wiedzą, doświadczeniem, sypał się przed nią jak domek z kart - nic więc dziwnego, że ona w swoim stanie reagowała jeszcze bardziej ekstremalnie.
Nic jej tak nie irytowało jak jego ton głosu terapeuty, za co od razu został skarcony śmiercionośnym spojrzeniem. Gdyby sytuacja była inna, dodałaby też wściekle że „nie jest jego pacjentką” - słyszał to nieraz, lecz w tej chwili istniały inne priorytety.
Bo Callie właśnie z głośnym hukiem pękało poturbowane życiem, kruche serce. Dualizm słów partnera rozkładał ją całkiem; gdy on zdawałoby się romantycznie wyznawał jej miłość, ona ponownie wybuchła płaczem.
Nawet taka mistrzyni udawania że jest w porządku jak Callie nie była w stanie słuchać o swoim własnym, prawdopodobnym zgonie. Galahad miał rację, ale to brzmiało tak okrutnie, tak surowo, tak bardzo bolało.
I był to ich pierwszy raz - dotychczas nawet gdy rozmawiali o raku, gdy Callie sugerowała że może być różnie, Harrington natychmiast wybijał jej to z głowy.
Teraz, pod wszystkimi jego „kocham cię” leżał trochę emocjonalny szantaż. Jeśli wybierzesz ciążę, to ja będę się martwił, denerwował i stresował, ja bym jej nie wybrał. Koszmarne.
Horror tej sytuacji ją przerastał. Nie miała w sobie nawet jednego procenta energii na zaopiekowanie się nim i jego krzywdą - i linczowała za to samą siebie bardzo intensywnie, ale co mogła zrobić? Bez magicznej różdżki niewiele.
Chcę jechać do Brisbane — powtórzyła i szlochając wstała. Zrobiła najpierw to, co chciał - usiadła na czas wdechów, ale było znacznie gorzej, niż trzy minuty wcześniej. Wróciła więc do robienia tego, czego potrzebowała. Nie sprawdzając nawet czy ma w walizce wystarczająco rzeczy, i czy te właściwe, zasunęła suwak by po chwili otrzeć mokre policzki wierzchem dłoni. Teraz już można było mówić o prawdziwej histerii - cała się trzęsła, głośno płacząc, i niewiele już widziała przez zalane i spuchnięte oczy. To nie była łatwa decyzja, wbrew temu, co się mogło Galahadowi wydawać. Ale w jej głowie właśnie głośno wył alarm konieczności resetu do ustawień fabrycznych, powrotu do korzeni, do d o m u.
Wrócę. Obiecuję, że do ciebie wrócę — zapewniła, pewnie pociągając nosem i na potwierdzenie swojej deklaracji, podeszła do mężczyzny, by mocno go przytulić. — Muszę pomyśleć — tłumaczyła mu to kolejny raz, ale zdawało się, że tego nie rozumiał. Bał się jej decyzji, ale ona nie była w stanie podjąć jakiejkolwiek z tego miejsca. — Potrzebuję czasu i przestrzeni, jak mam z tobą rozmawiać teraz, kiedy sama nie wiem co czuję, co myślę, czego chcę — i tak hektolitry łez wsiąkały w jego koszulkę, a ona wciąż desperacko błagała, by ją zrozumiał. Ta dyskusja teraz nie miała szansy się udać. Oboje byli zbyt na świeżo z tym dramatem. Jedyną rozsądną opcją było przerwać i ochłonąć. Każde po swojemu.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ