chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Była dorosła, ale nie czuła się gotowa na tę rozmowę, dlatego uciekała jak dzieciak. Było jej na tyle dobrze z tym, co miały z Beverly, że nie chciała tego zepsuć. Nie miała też czasu aby pomyśleć, co mogłoby być dalej albo czy kiedykolwiek chciałaby raz jeszcze brać ślub. Po prostu nie brała tego pod uwagę, bo samo to w jakim punkcie znalazły się ze Strand było niezwykle zaskakujące. Zarazem wmawiała sobie, że być może sama pani oficer nie chciałaby powtórki z rozrywki (przynajmniej przez kolejnych pięć lat). To nie był wybór porannego śniadania a decyzja na całe życie, która mogła odbić się na ich związku.
Nie mogła jednak odpowiedzieć od razu. Gdyby powiedziała, że – Nie wie – to zabrzmiałoby bardzo źle. Bo to nie tak, że nie wiedziała, czy chce wziąć ślub z Beverly, ale czy w ogóle chce go brać. Wiedziała jednak, że taka odpowiedziała odbijałby się jej czkawką, bo mogła zostać źle zinterpretowana.
Dlatego milczała.
Zdecydowanie za długo.
Ciężko wypuściła powietrze przez nos i postanowiła się odwrócić jednocześnie wyswabadzając z objęć Strand, którą jednak złapała za obie dłonie.
- Chcę stworzyć z tobą rodzinę – Rozmawiały już o tym, więc teraz jedynie potwierdzała swoje poprzednie słowa. – ale nie wiem czy chce znów brać ślub. – Mocniej zacisnęła palce na dłoniach Beverly, żeby w razie czego nie pozwolić jej tak łatwo się odsunąć. Nie chciała w żaden sposób ranić kobiety. – Po prostu jeszcze o tym nie myślałam. Jesteś świeżo po rozwodzie – Nie, to wcale nie tylko z tego powodu. Nie chciała zabrzmieć tak, jakby swoją decyzję opierała jedynie na aktualnej sytuacji Strand. – a ja.. z Tessą też mi było dobrze, a potem nagle.. – Wszystko się rozpadło. – Bella – Jeszcze mocniej zacisnęła jej dłonie. – wiem, że ty to nie ona. Ufam ci – Tylko, że tak samo ufała także Tessie (do pewnego czasu). Zresztą, Beverly również przejechała się na swoim zaufaniu do Jen. – więc nie mówię – nie. – Nie powie teraz, że absolutnie nie chciała brać ślubu. Nie chciała zamykać przed sobą tych drzwi. – Jak sama słyszałaś mój mózg nie wyklucza tej możliwości. – Bo nazwała Strand swoją żoną a to już coś oznaczało. – Po prostu – teraz – jeszcze nie wiem. – Czy w ten konkretny sposób chciała zacieśniać więzi. Bała się kolejnego rozwodu, rozczarowania i podwójnie złamanego serca, choć to ostatnie i tak będzie miała jeśli rozstaną się z Beverly nawet bez ślubu. Kochała ją i Olivera. Takie rzeczy nie zmieniały się z dnia na dzień. Jednak myśl o ślubie mogła się zmienić, więc – nie mówiła nie. Nie zamykała się na tę opcję i na pewno zastanowi się nad tym aby być gotową na ewentualne oświadczyny (Bev albo swoje).
- Złościsz się na mnie? - zapytała dla pewności. Starała się jak mogła aby w żaden sposób nie urazić kobiety, ale nieświadomie mogła to zrobić. Właściwie sama na jej miejscu nieco strzeliłaby focha, ale była Włoszką i zrobiłaby to tylko dla efektu i po to żeby zostać udobruchaną. Sprawa miałaby się inaczej, gdyby tak bardzo nie kochała Beverly. Gdyby tak bardzo jej nie zależało to strzeliłaby focha i wyszła z domu trzaskając drzwiami. Oooo tak, zrobiłaby to. Tylko, że to nie Margo była na miejscu Strand.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Przeciągająca się cisza sprawiła, że nieco wyciągnęła szyję do przodu, aby kątem oka zerknąć na partnerkę. Lekko się zaniepokoiła, a zaczepny uśmiech widoczny na ustach przygasł, wyczuwając trudną rozmowę. Nie przegadały razem wszystkich możliwości, związanych z dzieleniem życia. Wciąż wdrażały się w niektóre aspekty i konsultowały pewne sprawy na bieżąco, patrząc przede wszystkim na silne uczucie. Bo jeśli dwójka ludzi się kochała, jakimś sposobem odnajdowała wyjście z problematycznych sytuacji, pokonując wszelkie przeciwności losu.
Pozwoliła kobiecie mówić, jednocześnie starając się wywnioskować, jakim typem rodziny miały być. Czy do końca życia będą nazywać się nawzajem konkubinami, a jeśli przyjdzie do stanowienia wspólnoty, zawrą jakieś umowy u notariusza, albo założą wspólną firmę? Nigdy nie zastanawiała się nad inną formą trwałego związku, niż zwyczajne małżeństwo, dostępne w Australii dla osób tej samej płci. Być może Margo wolała nie podejmować się formalizowania związku, na obcych terenach?
Zerknęła na jej dłonie, zachowując jednocześnie powagę, bo poruszały temat ważny z perspektywy wspólnego życia. Skoro miały razem tworzyć rodzinę, wypadało rozmawiać, niż uciekać, albo udawać, że pewnych spraw nie było.
Tessa nawet siedząc we Francji mieszała jej w szykach, będąc jedyną osobą, która namówiła Bertinelli do ślubu i późniejszego wychowywania córki (z nieprawego łoża).
Lekko skrzywiła się przy wzmiance o eks żonie, niegdyś darzonej przez panią doktor silnym uczuciem. Ludzie się zmieniali. To, czego chcieli z jedną osobą, niekoniecznie musiało przekładać się na tę drugą. Rozumiała to, lecz nadal odczuwała pewne rozczarowanie, będące sprawką własnego nakręcania się na coś, co wcale nie musiało być podobnie postrzegane przez partnerkę.
Nie uciekała przed spojrzeniem Margo. Mierzyła się z nim i zerkała na przytrzymane dłonie, jakby zakazywano jej w tej chwili ewentualnego wycofania się.
Nabrała powietrza w płuca i wypuściła je powoli, przetwarzając wszelkie nowości. Nie należała do osób, które kręciłyby awanturę wynikającą z lekkiego niedopowiedzenia czy też rozpoczynały z tego powodu ciche dni.
- W porządku - wymamrotała mało przekonującym tonem, uznając, że sama nie narzucała na nikogo presji ślubu. Wolałaby, aby miały go odhaczonego, nie mniej, jeśli Margo uzna, że to nie jej bajka, w końcu to zaakceptuje. Jej miłość do pani doktor była ponad zwykłe, przyziemne sprawy, a małżeństwo, chociaż nieco zmieniało codzienność, nie wpływało bezpośrednio na sposób, w jaki darzyły się uczuciami. Nie oznaczało to jednak, że nie mogła okazać odrobiny zawodu, w związku z niejednoznaczną odpowiedzią. Jeśli miała poczekać nieco dłużej, wypadało ją odpowiednio przekonać.
- Za co? - dopytała o ewentualną złość, zamiast tego eksponując nutę zawiedzenia, jakby był zazdrosna wcześniejszą rolę Tessy, do której być może nigdy nie „urośnie”. - Nie mogę cię do niczego zmusić, ani wrabiać w podpisywanie żadnych dokumentów.
Nie bawiła się w szantaże, a decyzje, związane z wejściem w formalny związek musiały płynąć z obydwu stron. Czasy aranżowanych małżeństw już dawno się skończyły.
- Jeśli nie będziesz chciała nigdy nazywać mnie swoją żoną, bo ktoś inny był nią przede mną… jakoś to zniosę - podsumowała, chociaż nie byłaby zadowolona z takiego obrotu sprawy. Wychodziłoby na to, że rzeczywiście nie miała podjazdu do wspaniałej pani prawnik, której udało się usidlić młodą lekarkę i szybko namówić na wychowywanie dziecka. W zestawieniu z nią, niebezpieczna praca oraz syn, z drugiego małżeństwa, nie brzmiały najbardziej atrakcyjnie, co mogło wzbudzać pewne obawy, względem potencjalnej przyszłości u boku Strand.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Dostrzegła w oczach Beverly to coś, czego nie chciała widzieć ani wywoływać. Nie chciała też kłamać zapewniając, że na sto procent była pewna ślubu. To nie byłoby fair wobec kobiety, z którą jednak chciała spędzić życie, ale na tym etapie jeszcze nie wiedziała jaką formę miałoby to przyjąć. Gubiła się w tym, bo z jednej strony nieświadomie nazywała ją żoną a z drugiej bała się tak wielu rzeczy, że znów czuła się jak przed rozmową o Oliverze. To nie było łatwe i stało się jeszcze trudniejsze w chwili, kiedy ujrzała minę Strand.
- Bella.. – Jęknęła jednocześnie trzykrotnie uderzając stopą o podłogę. Wyglądało to tak, jakby to ona strzelała focha, chociaż tak naprawdę po prostu wyrzucała z siebie nadmiar emocji, co mogła zrobić albo tak albo drepcząc po pokoju. Nie chciała jednak ani puszczać ani oddalać się od Strand. – To nie tak. – Ani przez chwilę nie pomyślała, że kobieta mogła tak się poczuć. Że odczyta jej słowa w ów sposób, co miało sens, bo.. pewnie tak brzmiała. Człowiek nigdy nie dowie się, jak dana osoba odczytała konkretne słowa, dopóki sam tego nie usłyszy. – W nic byś mnie nie wrabiała. – Gdyby nagle teraz – przed tą rozmową – się oświadczyła. To nie byłoby zmuszanie nikogo do niczego, bo Margo wiedziała, że nie postąpiłaby wbrew sobie. Niestety aktualnie by odmówiła, ale nie na zawsze, co jednak mogłoby nie być tak łagodnie przyjęte jak aktualna rozmowa. W końcu tylko dyskutowały na temat ślubu a nie wprost deklarowały swoje stanowiska.
- Kochanie – zaczęła jeszcze raz i nieco mocniej pociągnęła za trzymane dłonie tak aby zmusić Beverly do zrobienia jednego małego kroczku. W tym samym czasie puściła ręce i ułożyła je na policzkach kobiety. – Nie powiedziałam nie i nie powiedziałam nigdy. – Nie zamierzała zamykać przed sobą furtki z ów opcją. Czasami łapała się na myśli ślubu z Beverly a czasami się tego bała, jakby pierścionek miał magiczną moc zmieniania ludzi. Z drugiej strony raz wpadła na głupi pomysł aby polecieć na ślub Strand i go przerwać, co zdecydowanie byłoby głupim i niemoralnym pomysłem, który całe szczęście (lub nie) nie doszedł do skutku. Sama nie wiedziała, czy to byłoby dobre posunięcie. Na szczęście to był tylko impuls, nad którym szybko zapanowała. Jednak drugi taki impuls pojawił się, kiedy musiała wybrać kierunek swej podróży i tym razem nie wycofała się z pierwszej myśli, która wpadła jej do głowy.
- Powiedziałam – może – i to parę godzin po tym, jak nazwałam cię swoją żoną. – Więc to oczywiste w jakim kierunku szły jej myśli a że czasami odzywały się także obawy, które aktualnie przejęły jej głowę, to już inny problem. – Dosłownie powiedziałam „Napisz do mojej żony” myśląc o tobie, więc daj mi czas. Patrząc na to, jak szybko rozwiewasz moje obawy czuje, że prędko uporam się z mymi irracjonalnymi strachami. Po prostu jeszcze trochę poczekaj. – Nie mogła powiedzieć ile, ale to na pewno nie tak, że będzie w nieskończoność trzymać Beverly w niepewności. Kto wie? Może Strand jednak nie chciałaby tyle czekać? Może jednak nie widziała swego życia z kimś bez oficjalnego podpisu na dokumentach? Jeżeli tak, Margo na pewno powie, jeśli jednak uzna, że na sto procent nie chciała ślubu. Jak na razie nic nie wskazywało na to aby tak się stało. Musiała tylko uporać się z kolejnymi obawami dotyczącymi ich związku.
- Nie będę poprawiać Collins i pozwolę jej nazywać cię panią Bertinelli. – Choć zmiana nazwiska to była druga kwestia, którą jednak należało zostawić na później; w chwili ustalenia, że jednak ten ślub biorą.
Posłała Beverly cwany i nieco zalotny uśmiech zbliżając swą twarz do tej drugiej.
- Bella, należę do ciebie. Wiedziałam o tym już w Syrii – Choć na nieco innym poziomie. Może wręcz astralnym albo duchowym. – i wiem to teraz. Czuje jak wszystkie moje cząsteczki ciała szaleją, co jest.. – Brakowało jej słów aby to opisać. – Nigdy tego nie czułam. Musisz uwierzyć mi na słowo a jeśli nie, to każdego dnia będę cię o tym przekonywać. - Po włosku, angielsku, poprzez gesty, spojrzenia i czyny. Niech to będzie zapewnienie przynależności, pragnienia bycia tutaj i zerowego zawahania przed możliwością wzięcia ślubu. Niech tylko dostanie trochę czasu aby poukładać to w swojej głowie.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Widząc przejęcie na twarzy Margo, miała ochotę ją uspokoić i mocno przytulić. Zapewnić, że koniec końców zaakceptuje jej podejście, nawet jeśli nie będzie im dane składać małżeńskiej przysięgi, ani zakładać obrączek. Pozwoliła partnerce się wypowiedzieć, jednocześnie tłumiąc własne, skłębione w myślach obawy, względem bycia tą drugą. Bertinelli miałaby prawo analogicznie podzielać jej podejście, ze względu na Jen. To, że obie wzięły pierwszy ślub z kimś innym, nie świadczyło o gorszym traktowaniu osoby z następnego związku. Wręcz przeciwnie. Gdyby tkwiły w szczęśliwych związkach, nawet nie przyszłoby im do głowy rozglądać się za kimś innym. Odkryty w sobie nawzajem coś wyjątkowego. Coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyły, co zawróciło im w głowie na tyle, aby dać się ponieść ów niespotykanemu przyciąganiu.
Podjęła słuszną decyzję, wstrzymując się z dosłownym wyskakiwaniem z pierścionkiem. Oczami wyobraźni widziała jak to robi, jednak scenariusz, w którym Margo dosłownie skacze z podekscytowania, nie miałby miejsca. To nie wpłynęłoby najlepiej na samopoczucie Strand, dlatego skorzystała z pomyłki stażystki i nawiązała do ważnego tematu, który obie, jako para będąca w poważnym związku, musiały wreszcie przerobić.
Ciekawiło ją, w jaki sposób doszło do zaręczyn Margo oraz Tessy, ale nie śmiała wprost o to pytać. Wolała nie porównywać się do byłej żony pani doktor, chociaż nie raz zastanowi się jeszcze czy nie robiła czegoś źle, albo gorzej od ambitnej prawniczki, dzięki której Bertinelli zyskiwała niegdyś dodatkową motywację względem rozwoju na polu medycznym. To ją uwierało, ale nie chciała tym samym sprawiać Włoszce przykrości, dlatego trzymała pewne słowa za zębami, wpatrując się z bliska w ukochaną.
Znów westchnęła głęboko, tym razem za sprawą delikatnych dłoni, okalających jej policzki. Wierzyła w szczerość, płynącą z każdego, wypowiedzianego wyrazu, powoli odzyskując wiarę w to, że być może kiedyś zostaną rodziną na papierze. Że nikt nie podważy ich uczuć (łącznie z państwem Strand) widząc na palcach pierścionki oraz zaaprobowane przez państwo dokumenty.
Musiała to na spokojnie przetworzyć.
Trafiały do niej dobrane argumenty, bo przecież nie tak dawno Margo wstydziła się odsłonić przy niej górną część ciała, potraktowaną przez poparzenia. Po tamtym strachu nie było już praktycznie śladu, co dobrze świadczyło o rozwoju ich relacji.
W końcu ułożyła dłonie na biodrach Bertinelli, mierząc się spokojnie z jej ciemnymi tęczówkami.
- A może to na ciebie powinni wołać pani Strand? - uśmiechnęła się wreszcie, bardzo dyskretnie, uznając, że kwestię nazwisk przedyskutują w przyszłości. Mogłyby je nawet połączyć, co nie brzmiałoby wcale źle.
Nie mogła powstrzymać spojrzenia, skierowanego niżej, na wargi partnerki, kiedy ta przysunęła się jeszcze bliżej. Część irracjonalnych wątpliwości natychmiastowo schowała się za margines myśli, sprawiając, że uwaga pani oficer skupiła się wyłącznie na bliskości, spowodowanej zmniejszeniem dystansu.
- Wierzę ci, bo ja czuję to samo - wyszeptała powoli, nieco mocniej zaciskając palce na skrawku ubrania kobiety. Była nią oczarowana. Całe pięć zmysłów szalało na punkcie pani doktor, ilekroć stykały się dłońmi czy po prostu leżały razem z łóżku, czekając na sen. Wystarczył sam ton jej głosu, znajomy zarys sylwetki oraz zapach ciała. Rozpoznawała to wszystko z zamkniętymi oczami.
- Ale skoro już zasugerowałaś jakiś tajemniczy sposób przekonywania mnie… chętnie go poznam.
Może nawet za chwilę, przed wybraniem się na ściankę wspinaczkową. Nie zawsze miały okazję dzielić razem większą część dnia, a z takich sposobności szkoda nie skorzystać. Z tą myślą skradła pierwszy pocałunek, ramionami oplatając Margo w pasie.
Nigdzie im się nie śpieszyło.
Mogła poczekać.
Po prostu jeszcze trochę poczeka.


/ztx2
ODPOWIEDZ