Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
Chciał naprawić swoje relacje z siostrą. Wiedział, że może nie będzie to łatwe, ale koniec końców byli rodziną i teraz w końcu mogli zakopać te wszystkie niesnaski, których głównym powodem byli ich rodzice, a w sumie to bardziej ich ojciec. Gdyby nie on to na pewno wszystko wyglądałoby o wiele, wiele inaczej. Zależało mu na tym, żeby odzyskać siostrę, bo oprócz Sadie nie miał już nikogo poza Morgan. Potrzebował jej w swoim życiu, które ostatnio nie było przecież łatwe. Próbował jak mógł trzymać się z dala od alkoholu i nie siedzieć wiecznie smutnym i nieszczęśliwym, ale zawodził dość często. Ostatnio zdarzyło mu się nie wrócić na noc do domu, bo postanowił spać w swoim biurze... głownie dlatego, że do nocy starał się opróżnić biurko przyjaciela, ale nie był w stanie tego zrobić bez wspomagaczy. No, a jak już się napił to... samo jakoś poszło. Całe szczęście Sadie miała nocny dyżur w szpitalu więc tego nie zauważyła także nie było aż takiego przypału. Wstydził się tylko sam przed sobą, bo obawiał się, że nie potrafi sobie sam poradzić z problemami, co tylko jeszcze bardziej go dołowało i sprawiało, że czuł się gorszym mężczyzną niż jest w rzeczywistości. Być może naprawa relacji z siostrą sprawi, że poczuje się lepiej? Może to da mu jakiegoś powera do życia, bo będzie wiedział, że ma kogoś kto na niego liczy. Nie, żeby Sadie nie była wystarczająca, ale Benedict wierzył, że ona zasługiwała na kogoś lepszego i pewnie szybko, by sobie tego kogoś znalazła.
Przyjechał samochodem pod adres, który Morgan mu podała i rozejrzał się dookoła wychodząc z auta. Było tu całkiem ładnie, schludnie, chociaż zdziwił sie jak zobaczył biegającą w różowej wstążce świnie, która uciekała przed psem. Nie wiedział czy jej pomóc czy nie, postanowił się jednak nie angażować i poszedł zapukać do drzwi, które po chwili otworzyła mu jego siostra. - Hej - uśmiechnął się do niej - nie wiem czy powinno się coś z tym robić czy nie, ale właśnie pies goni świnię po podwórku - nie znał się na zwierzętach... no poza Elektrą, ale to był pies Sadie, z którym już żył tak długo, że poznał jej nawyki. Tych tutaj nie znał. Nie wiedział czy to ich zabawa, czy pies jest strasznie głodny i ma ochotę na wieprzowinkę.

morgan adler
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
027.
Morgan miała dzisiaj wolne. Nikt w mieście postanowił nie umrzeć, albo przynajmniej nie umarł nikt kto potrzebowałby jej usług. Salma też postanowiła być łaskawa i dała jej dzień wolny. Morgan dawno nie miała dnia wolnego, więc postanowiła z tego korzystać pełną piersią. Dlatego spała do jedenastej jak jakiś oblech, zjadła późne śniadanie, którego sama nawet nie zrobiła. Nie, nie. Zamówiła sobie jakiegoś Starbucksa czy coś. Wypiła kawkę leżąc w łóżku i przeglądając Instagrama na telefonie. Nie chciało jej się nawet włączać laptopa, żeby obejrzeć film. Wolała używać do scrollowania kciuka, który już nieco jej drętwiał, ale w ogóle się tym nie przejmowała. Tak jak nie przejmowała się tym, że rozlała na siebie trochę matchy, którą sobie zamówiła.
Pukanie do drzwi nieco ją zdziwiło. Nie zamawiała niczego, więc nie spodziewała się kuriera. Jak Cece coś zamawiała, a wiedziała, że jej nie będzie to informowała o tym Morgan, albo kazała kurierom wsadzać paczki w różne, randomowe miejsca. Zaintrygowana wstała więc z łóżka i dosyć szybko, ale jednocześnie cicho zbiegła po schodach. Musiała zostawić sobie furtkę na udawanie, że nie ma jej w domu w razie gdyby się okazało, że to świadkowie Jehowi, albo Żydzi. Co prawda nie wiedziała czy Żydzi chodzą po domach, ale na tym etapie można było się spodziewać wszystkiego. Zerknęła tylko za okno i zobaczyła jakiś fancy samochód, więc postanowiła te drzwi otworzyć.
- O cholera. – Powiedziała w reakcji na Bena, bo oczywiście zdążyła zapomnieć, że wczoraj ze sobą pisali i zaproponowała, żeby wpadł. Kompletnie wyleciało jej to z głowy. – O jasna cholera. – To już była reakcja na psa ganiającego za świnią. – O nie, nie, nie. – Teraz jej się przypomniało, że Cece wyraźnie ją prosiła o to, żeby przypilnowała Królowej Elżbiety. Elka miała słuszne obawy, Karol rzeczywiście obserwował Internet. Powinna nazwać tego psa Karol. – Wejdź do środka. Zaraz wrócę. – Poinformowała go wsadzając na nogi gumiaki, które były ustawione przy drzwiach. Ruszyła biegiem w stronę tumanu kurzu, który unosił się niedaleko. Zaczęła wołać psa, ale ciężko było jej wołać kogoś kto nie miał imienia. Zaczęła w końcu na niego gwizdać i informować go jakim to jest dobrym pieskiem, dopiero wtedy się nią zainteresował i do niej podbiegł. Złapała go za obroże i podprowadziła do domu. – Idź leżeć. Czy coś. – Poinstruowała go, a sama biegiem ruszyła w stronę Królowej Elżbiety, która pewnie padała z sił po tym biegu. – Chodź, malutka. Zrobię ci w domu pół godzinki dla słoninki. – Zwróciła się czule do prosiaka, którego podniosła. Nie spodziewała się, że ta świnia jest taka ciężka, no ale co zrobisz. Wniosła ją do domu jak pannę młodą przez próg. – Przepraszam za to. Trochę mi się przysnęło. – Skłamała, bo wstyd się przyznać, że zaniedbała zwierzaki, bo scrollowała Instagrama. Obczajała nowe fotki Duy Lipy. – Napijesz się czegoś? – Zapytała ściągając gumiaki i ruszając w stronę kuchni. Zaprosiła go ze sobą. Jak już tam dotarli to Morgan zaczęła myć ręce, bo jednak dotykała psa i świni. Co za kombo.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
Spojrzał na nią wyraźnie zaskoczony. Chciał nawet za nią pójść i pomóc jej w gonitwie ale no nie wiedział czy pies, by go nie ujebał. Nigdy nie wiadomo jak to jest z obcymi psami. No więc stanął w drzwiach patrząc jak Morgan sobie radzi, ale jak już zaczęła wprowadzać psa do domu to razem z psiakiem postanowił jednak wejść do środka. Przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu, bo chciał jednak się zorientować nieco jak jego siostra mieszka. Jeżeli żyłaby w jakiś tragicznych warunkach to pewnie, by był za tym żeby jednak przeprowadziła się do niego i do Sadie, przynajmniej do momentu aż stanie na własne nogi. Benedict teraz miał w planach był najlepszym z możliwych braci, bo Morgan nie zasługiwała na nic poniżej tego. Wiedział, że ją zawiódł, zresztą nie tylko ją. Zawiódł bardzo wiele ludzi, na których mu zależało. Teraz za to pokutował i mocno się starał, ale był tylko człowiekiem i nie zawsze mu wychodziło, głównym problemem przez, który rzeczywiście rzeczy nie wypalały, w jego przypadku, był alkohol. - Widzę, że macie tu bardzo wesoło - powiedział głaszcząc sobie psa, gdy Morgan już wróciła do domu. Pewnie psiak wyczuwał od niego Elektre, o której ja zapominam czasem, że istnieje i, ze z nimi mieszka. - Jak sobie w ogóle z tym wszystkim radzicie? Ta farma wydaje się być całkiem spora. - No i już zdążył zauważyć, że mają trochę zwierząt, więc pewnie nie było łatwo i dużo pracy trzeba było w to włożyć żeby cała ta farma jakoś działała. - Jesteście tu tylko we dwie? - No, bo wiedział, że mieszka z Cece, nawet ją kojarzył, w końcu między nimi nie ma zbyt wielkiej różnicy wieku. - Nic się nie stało - odpowiedział, bo nie chciał żeby Morgan miała teraz jakieś wyrzuty sumienia. Przynajmniej sobie popatrzył na gonitwę psa za świnią, Sadie mu nigdy nie uwierzy jak jej to zacznie opowiadać. Pewnie będzie myślała, że był najebany, a jeżeli tak będzie to Ben się obrazi, bo jednak wiele o nim można było złego powiedzieć, ale nie jeździłby samochodem pod wpływem. Już był światkiem jednej śmierci, nie chciałby teraz spowodować kolejnej. - Może być czarna kawa - nie był takim frajerem żeby pić kawę z mlekiem, to był prawdziwy mężczyzna. - Tak myślałem, że może miałabyś ochotę razem z Cece przyjść na kolacje do mnie i do Sadie? Powinnyście się lepiej poznać. - Miał na myśli Morgan z Sadie, w końcu będą niedługo rodzina. Chyba. Kto wie, może Ben sie tak mocno kiedyś napierdoli, że Sadie nie bedzie chciała nawet na niego spojrzeć.

morgan adler
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Morgan nawet nie oczekiwałaby od niego pomocy. Ona sama przez pierwsze dni mieszkania tutaj nie wiedziała jak się tymi zwierzętami zajmować. Oczywiście wiedziała jak się zajmować swoim psem, bo już się do niego przyzwyczaiła i żyła z nim na ulicy. Nie miała jednak zielonego pojęcia jak zajmować się świnią. Jeszcze taką, która miała więcej praw niż ona kiedy mieszkała na ulicy. No dobra, może nie praw, ale zdecydowanie miała wygodniejsze życie. Morgan była na tym etapie, że zazdrościła życia świni. Jak przykre to było? Na szczęście kryzys został zażegnany, zwierzęta zostały złapane, a ona mogła odetchnąć z ulgą, że Cece jej nie zamorduje.
- Wiesz… mi tam często do śmiechu nie jest. Bardziej się stresuje. Widziałeś tą świnię. Wygląda jak czołg. Jeszcze jak się rozpędzi to często nie potrafi się zatrzymać i dosłownie niszczy wszystko na swojej drodze. – Wskazała na swojego biednego psa, który z łatwością mógł paść ofiarą tej świni. Ba!, nawet Morgan mogła paść ofiarą tej świni. – Cece jest bardzo ogarnięta w tej sprawie. Ja nie mam o tym zielonego pojęcia, więc dostaje najprostsze zadania. Staram się jak mogę, żeby jej udowodnić, że warto mnie tu trzymać, ale chyba nie mam fachu w ręku. – Pewnie lepiej by sobie radziła, gdyby jej zadaniem było odstraszanie dzikich zwierząt atakujących farmę. Mogłaby wtedy na luzie odkurzyć swój łuk i sobie z niego postrzelać. Trafiałaby do celu bezbłędnie. Ehh, aż jej się zatęskniło za czasami, gdzie mogła jeździć na zawody i sobie strzelać.
- Tak. Z tego co wiem to tak. – Nie kojarzyła, żeby na farmie pojawił się ktoś nowy, ale równie dobrze Cece mogła trzymać ludzi w stodole. Chociaż sam dom był dosyć spory, a Morgan jak nie siedziała, w którejś ze swoich prac to czilowała bombę u siebie w pokoju. Była spora szansa na to, żeby przegapić nowego lokatora. Poza tym to nie jej sprawa. To dom Cece.
- Już się robi. – Podeszła od razu do ekspresu przelewowego i zaczęła szykować kawę. Ona też sobie wypije. Ale z mlekiem, jak frajerka, albo delikatny kwiatuszek jakim była każda kobieta. – Oh, serio? – Zaskoczył ją tym zaproszeniem. Zaraz jednak zmarszczyła brwi. – Cece… nie jest moją dziewczyną. W razie co. – Wyjaśniła, bo zastanawiała się czy zaprosił też Cece, bo Morgan u niej mieszka czy dlatego, że myśli, że są parą. – Sadie o tym wie? Że mamy przyjść? – Zapytała, bo ona naprawdę odnosiła wrażenie, że Sadie jej nie lubiła. Oczywiście było to absurdalne, bo Sadie nie miała nawet jednego powodu, żeby tej dziewczyny nie lubić. Ledwo co ją znała.
ODPOWIEDZ