były bokser, właściciel schroniska dla zwierząt — lorne bay animal shelter
40 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Były bokser i rozwodnik, który wrócił do Lorne i zaczął od nowa jako pracownik schroniska. Obecnie przejął je po właścicielu, który uciekł z tonącego statku i stara się uratować zwierzaki, pomimo braku środków i wsparcia.
004.
Take care of an animal
and it will never forget you.
{outfit}
Jego miłość do dwukołowców nie ograniczała się jedynie do maszyn silnikowych, które darzył specjalnym uczuciem. Często decydował się na wycieczki poza granicami miasteczka, jednak zamiast motocykla, wybierał górski rower, który towarzyszył mu przez ostatnie dziesięć lat. Lubił aktywność fizyczną i doceniał fakt, że po felernym wypadku, który miał miejsce na ringu, miał możliwość przebierania nogami. Całkowity paraliż był jego największa, dotychczasową obawą i nie wyobrażał sobie życia, w którym zabrakło by sportu; już sam fakt, że został odsunięty od boksu, był dla niego dostatecznie bolesnym ciosem.
Weekendami pakował najpotrzebniejsze rzeczy w swój plecak, sprawdzał powietrze w oponach i ruszał za miasto, kierując się najczęściej przez okoliczne trasy. Cała wycieczka zajmowała mu kilka godzin, biorąc pod uwagę fakt, że robił postoje na to by coś zjeść, nawodnić organizm i nacieszyć oko okolicznymi widokami. W drodze powrotnej było ich mniej, zważywszy na fakt, że trasa była z górki i pokonywał ją znacznie sprawniej. Do lasu Tingaree wjechał od południowej strony i kierując się utartą ścieżką, skracał trasę do centrum. Obserwował otoczenie, pedałując nieco wolniej, by mieć czas na reakcje, w razie gdyby wyskoczyło mu jakieś dzikie zwierzę. Mijając gęstwiny krzaków i drzew, dostrzegł w oddali leżące przy ścieżce c o ś. Dopiero gdy się zbliżył, dostrzegł leżące i ciężko oddychające zwierze. Psiak, na oko w średnim wieku. W typie Russel Terriera. Zatrzymał się i zsiadł z roweru, który oparł o drzewo (bo wciąż nie miał czasu na to by naprawić nóżkę, podtrzymującą całą konstrukcję). Nie do końca wiedział co mu było i jak powinien zareagować, jednak nie ulegało wątpliwością, że zamierzał mu pomóc. Obdzwonił w pierwszej kolejności najbliższą jedyna klinikę weterynaryjną, jednak nikt nie podniósł słuchawki. Po chwili namysłu zadzwonił do siostry, która także nie odbierała. Przeklął pod nosem, czując cholerną bezradność; serce mu pekao widząc jak zwierzak się męczy, a on nie mógł zrobić nic by mu pomóc. Gdy wyczerpał pakiet rozwiązań z tej patowej sytuacji, zdecydował się na telefon do sąsiadki, która najpewniej była jedyna osobą, która mogła mu pomóc.
Kobieta obecnie była w pracy, jednak przez wgląd na fakt, że sanktuarium znajdowało się w pobliżu, zgodziła si.e wyjść z pracy by dotrzeć do nich i zabrać zwierzaka do swego gabinetu. Zjawiła się po kilku minutach, nawigowana przez Angusa. Gdy dostrzegł ją na ścieżce, podniósł się i zawołał. By mieć pewność, że go widzi, zaczął wymachiwać rękoma.

Renley A. Shepherd
weterynarz — w lorne bay wildlife sanctuary
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Uciekła od agresywnego partnera, by objąć stanowisko weterynarza w sanktuarium w Tingaree i stara się zacząć układać życie w rodzinnym mieście.
006.
renley & angus
take care of an animal, and it will never forget you.
outfit
I wtedy powiedział, że więcej nie chce mnie widzieć, rozumiesz? Zaprosił mnie do bardzo drogiej restauracji, zamówił pierdolonego h o m a r a, po czym powiedział, że nie ma łagodnego sposobu, żeby kogoś rzucić, że bardzo przeprasza, ale ma mnie d o ś ć!!! — Z udawaną powagą (coraz trudniejszą do zachowania) wsłuchiwała się w fascynującą opowieść o piątkowej, wyjątkowo nieudanej randce, na którą jedna z pracowniczek sanktuarium wybrała się w wolny dzień. Na pierwszy rzut oka Renley nie miała powodów, by zazdrościć kobiecie, ale gdyby zastanowić się nad tym nieco dłużej, burzliwa relacja to znacznie więcej niż całkowity brak relacji. Aby nie pozostawić miejsca niejasnościom, nie brakowało jej bycia w związku! Mężczyzna, z którym spotykała się w Brisbane okazał się człowiekiem tak popapranym, że Shepherd prędko nie zdecyduje się zaufać komuś nowemu. Jednakże cholernie tęskniła za s e k s e m. Nie liczyła na kwiaty, kolacje przy świecach, ani nawet komplementy — choć te lubiła dostawać bardziej niż bukiety po kilku dniach nadające się jedynie do wyrzucenia. Chciała tylko, żeby ktoś zdarł z niej ubranie i porządnie przer…
Naprawdę do mnie dzwonisz czy pomyliłeś numery? — rzuciła do telefonu, na którego wyświetlaczu pojawiło się imię Angusa. Był ostatnią osobą (może poza byłym partnerem i premierem kraju) od którego połączenia się spodziewała. — Zaraz tam będę — zapewniła, kiedy powodem, przez który dzwonił, okazało się ranne zwierzę.
Najgorsze było jednak to, że zwyczajnie wyszedł. Sama musiałam zapłacić za tego homara. Dasz wiarę?
Zakończenie historii rozbawiło Renley tak bardzo, że wreszcie przestała udawać przejętą. Pakując obszerną torbę, rzuciła, że musi pilnie wyjść, ale prawdopodobnie niebawem wróci. Zgarnęła jeszcze klucze do pickupa ozdobionego logiem sanktuarium i wyszła.
Dotarłszy na miejsce od razu zauważyła zawzięcie machającego Angusa. Zjechała na pobocze i szybko wyskoczyła z samochodu.
Widok pozostawionego na pastwę losu psiaka chwycił ją za serce, choć nie powinien. Długo uczyła się profesjonalnego podejścia, a mimo to często nie potrafiła zachować chłodnego obiektywizmu.
Muszę go prześwietlić — powiedziała, zdejmując spojrzenie z psa i przenosząc na mężczyznę. — Trzeba go przenieść do samochodu. B a r d z o ostrożnie. Musisz pilnować, by w czasie jazdy się nie wiercił, ale najpierw dam mu coś na uspokojenie — wyjaśniła, nie dając mężczyźnie wyboru — chciał czy nie, musiał pojechać wraz z nią, by bezpiecznie przetransportować psa.
Przykucnęła, lecz żeby ustabilizować ciało oparła kolana o ziemię, nie zwracając uwagi na to, że ubrudzi spodnie. Odszukała odpowiednią ampułkę i po krótkiej chwili wbiła igłę w ciężko dyszącego psa — nie rzucał się, nie był gwałtowny, ale zastrzyk miał za zadanie uspokoić jego szalejące ze zdenerwowania serce.
Przeniesiesz go? — zwróciła się do Angusa.
były bokser, właściciel schroniska dla zwierząt — lorne bay animal shelter
40 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Były bokser i rozwodnik, który wrócił do Lorne i zaczął od nowa jako pracownik schroniska. Obecnie przejął je po właścicielu, który uciekł z tonącego statku i stara się uratować zwierzaki, pomimo braku środków i wsparcia.
Zaledwie pół roku temu, jego wiedza na temat czworonożnych zwierząt, ograniczała się do tego, że trzeba je karmić, poić i wyprowadzać na spacer (chyba, że był to kot, załatwiający swe potrzeby w kuwecie). Nie był może najlepszym możliwym kandydatem na stanowisko pracownika schroniska, jednak podupadające miejsce i bezradny właściciel, nie mieli zbyt wielu opcji. Przydał się każdy, kto potrafił pracować fizycznie i dbał o dobro zwierząt - reszty można było się przyuczyć. I te sześć spędzonych w schronisku miesięcy udowodniło mu, że każdy człowiek, chcący wspomóc to miejsce, mógł stanąć na wysokości zadania jakie na niego spadło ale zajęcie się tym w pojedynkę, przy tak niskim budżecie, sprawiało, że brał na siebie o g r o m n ą odpowiedzialność za życie kilkudziesięciu zwierzaków.
Mimo ogromu wiedzy jaką przyswoił, nie znał się na weterynarii i leczeniu futrzaków. Potrafił opatrzyć ranę czy obwiązać kończynę bandażem ale w przypadku chorób i większych uszczerbków na zdrowiu, posiłkował się umiejętnościami wykwalifikowanych specjalistów, chcąc jak najlepiej zadbać o czworonoga. Właśnie dlatego zadzwonił do Renley - nie chciał pogorszyć sytuacji przez brak odpowiedniej wiedzy i przeszkolenia. Całe szczęście nie musiał długo czekać, a furgonetka z logiem sanktuarium zjawiła się na skraju lasu.
Nie chciałem go ruszać. Bałem się, że zrobię mu krzywdę.. — odparł przejęty, spoglądając na psiaka, który ciężko podnosił powieki. — Jesteś pewna? A jeśli sprawie mu ból? — zapytał widocznie przerażony zadaniem, które mu zleciła. Wiedział, że musiał stawić temu czoła, jednak zanim cokolwiek zrobił, poczekał aż kobieta poda mu uspokajacze. Uważnie przyglądał się igle, którą wkłuła się pod skórę psa.
Gdy przyszedł czas na niego, wypuścił nerwowo powietrze z ust i obszedł zwierzaka, przy którym przykucnął. Ostrożnie wcisnął dłonie pod jego tułów oraz główkę, po czym uniósł ku górze. Jeśli popełni jakiś błąd, będzie on go kosztował życie niewinnego psiaka. Gdy stanął na równe nogi, ostrożnie ruszył za Shepherd, która poprowadziła go do auta. Kątem oka spoglądał na ścieżkę, jednak jego uwaga skupiała się na popiskującym cichu maluchu. Cofnął się jeszcze po rower, który oparl o drzewo i wrzucił go na pakę auta, którym przyjechała. Czuł cholerny p a r a l i ż i nawet gdy ułożył go na tylnym siedzeniu, odrętwienie go nie opuściło. Usiadł obok psa i otulił go kocem, który wręczyła mu sąsiadka.
Dzięki, że przyjechałaś. Nie mogłem się nigdzie dodzwonić i nie wiedziałem co z nim zrobić — odparł, wychylając się zza siedzenia pasażera.

Renley A. Shepherd
weterynarz — w lorne bay wildlife sanctuary
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Uciekła od agresywnego partnera, by objąć stanowisko weterynarza w sanktuarium w Tingaree i stara się zacząć układać życie w rodzinnym mieście.
Renley nie specjalizowała się w leczeniu małych zwierząt domowych — miała wiedzę niezbędną do udzielenia pomocy psom czy kotom, ale znacznie pewniej czuła się pracując z egzotycznymi, d z i k i m i gatunkami. To wśród takich zwierząt nabierała zawodowego doświadczenia i im zamierzała poświęcić dalszą edukację (w medycynie weterynaryjnej ciągłe szkolenia były podstawą rozwoju). Ilekroć była więc proszona o zerknięcie na ukochanego pupila koleżanki lub któregoś z członków rodziny, tłumaczyła, że chętnie na niego spojrzy, ale nie jest w tej dziedzinie specjalistką. Zawsze zaznaczała, że może się m y l i ć.
Teraz było podobnie. Teraz również mogła się pomylić, mogła nieprawidłowo ocenić grożące psu niebezpieczeństwo, mogła błędnie (w końcu nie znała dokładnej wagi zwierzęcia) wyliczyć dawkę zastosowanego środka uspokajającego, a nawet zastosować niewłaściwy algorytm postępowania, którego nie powtarzała od studenckich czasów. Zawsze coś mogło pójść nie tak, zawsze. Wiedziała jednak, że jest dla poszkodowanego zwierzęcia najlepszą szansą — albo jedyną.
Aby nie pogłębiać Angusowej niepewności — który bez tego wyglądał na przybitego sytuacją i stanem pieska — nie wspomniała o żadnej z powyższych rzeczy. Zamiast tego zmusiła się do przywołania pewnego siebie wyrazu twarzy i przeszła do działania. Im dłużej by się zastanawiała, tym większe naszyłby ją wątpliwości. Zamierzała więc zaufać instynktowi.
Przejęcie, które usłyszała w jego głosie oraz towarzysząca mu troska, wyraźnie zaskoczyły Renley. Nie takich emocji spodziewała się po Angusie, którego miała za mężczyznę o kamiennym sercu. — Wygląda, jakby został potrącony — oceniła, ale tego czy miała rację, nigdy nie mieli się dowiedzieć. — Zrób to ostrożnym, ale pewnym ruchem — poradziła. — Malucha zapewne boli teraz całe ciało, ale zanim podam mu coś przeciwbólowego, muszę dokładnie go zbadać — wyjaśniła. Niestety zwierzęta nie potrafiły wskazać źródła bólu, dlatego Renley będzie musiała samodzielnie — przy pomocy odpowiedniego nacisku — znaleźć zranione miejsca.
Asekurowała Angusa, gdy delikatnie, a zarazem z odpowiednią stanowczością, podnosił psa. Otworzyła mu również drzwi do samochodu, by mógł ułożyć go na przygotowanych kocach — nie były pierwszej świeżości, ale nawet sanktuarium nie dysponowało niewyczerpanymi środkami. Poczekała, aż rower znajdzie się na pace i dopiero wtedy przekręciła kluczyk i ruszyła w drogę powrotną. — Gdyby ciebie ktoś potrącił musiałabym się poważnie zastanowić nad tym, czy ci pomóc, ale chodziło o zwierzaka, więc nie mogłam odmówić — odparła. Nie chciała, by zrobiło się między nimi zbyt poważnie, to nie była atmosfera, do jakiej przyzwyczaił ją mężczyzna.
Na szczęście szybko udało im się dostać do budynków sanktuarium, gdzie Renley zamierzała o d r o b i n ę nadużyć swoich możliwości i wykorzystać sprzęt do zbadania czworonoga. Poprowadziła Angusa trzymającego psa do środka i wskazała duży stół, na którym mógł go położyć.
Naciągnęła na dłonie jednorazowe rękawiczki i zaczęła ostrożnie dotykać przestraszonego stworzonka, którego ciało reagowało tkliwie na każdy silniejszy nacisk. — Wniesiesz go do pracowni? Zrobię mu kilka zdjęć, żeby sprawdzić czy kości są całe i czy nie doszło do pęknięcia jakiegoś narządu.
były bokser, właściciel schroniska dla zwierząt — lorne bay animal shelter
40 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Były bokser i rozwodnik, który wrócił do Lorne i zaczął od nowa jako pracownik schroniska. Obecnie przejął je po właścicielu, który uciekł z tonącego statku i stara się uratować zwierzaki, pomimo braku środków i wsparcia.
Domyślał się, że leczenie dzikich zwierząt może różnić się od profilaktyki tych domowych, które przyjmują lokalni weterynarze ale na tę chwilę, mężczyźnie nie pozostawiano wyjścia. Wolał polegać na pomocy Shepherd aniżeli postawić na bezczynność, która była jednoznaczna ze śmiercią poturbowanego psa. Ufał, że była w stanie zapewnić mu podstawową opiekę i wiedziała jak obchodzić się ze wszelkiego rodzaju ranami i złamaniami, bo każdy zwierzak przechodził przez takie dolegliwości w podobny sposób. Mogło być zresztą g o r z e j?
Gdy znaleźli się w jej aucie, poczuł pewnego rodzaju ulgę; wiedział, że maluch miał większe szanse na przeżycie z Renley, aniżeli z nim i wiedział, że gdyby nie odebrała od niego telefonu, zmuszony byłby sam zająć się zwierzakiem. To mogłoby się skończyć tragicznie, a on najpewniej by sobie tego nie wybaczył. Krzywdy zwierząt znacznie bardziej wpływały na niego, aniżeli te, które przydarzały się ludziom.
To było paskudne, nawet jak na ciebie — posłał jej surowy wzrok, jednak po chwili prychnął i pokręcił głową. Fakt, że nie zapominała o wymianie uszczypliwości nawet w takiej chwili, mocno go bawił. Sam jednak nie był w nastrój do słownych utarczek, gdyż skupiał swą uwagę na leżącym obok psiaku. — Nie bez powodu leczysz zwierzęta. Człowieka dobiłabyś samym gadaniem — dodał, przyglądając jej się z tylnego siedzenia. Tingaree było pozbawione asfaltu i dróg po których można by się swobodnie poruszać autem, dlatego dojazd do sanktuarium, wiązał się z wyboistą, piaszczystą ziemią, której pokonanie, wiązało się z intensywnym trzęsieniem pojazdu. Starał się przy większych uskokach, asekurować psa.
Po wyjściu z auta, ostrożnie zabrał leżącego psa wraz z kocem i przeniósł go do gabinetu brunetki, który mieścił się w budynku sanktuarium. Udało im się przemknąć bez większego zainteresowania odwiedzających i personelu, więc liczył, że nie będzie miała problemów u przełożonych. Ratowała przecież życie!
Zgodnie z jej zaleceniami, wszedł do pracowni i ułożył zwierze na metalowym, wysokim stole, tym razem bez koca, który odrzucił na bok. Obserwował jak odpala cały sprzęt i stukając nerwowo paznokciami o blat, odezwał się.
Mogę zostać czy muszę poczekać na zewnątrz? — zapytał, licząc na to, że będzie mógł zostać przy psie. — I co jeśli wskazane będzie dłuższe i bardziej zaawansowane leczenie? Będziesz go leczyła czy muszę go zabrać do kliniki? — dodał, nie wiedząc jak przebiegać będzie r a t u n e k czworonoga.

angus brattleby
weterynarz — w lorne bay wildlife sanctuary
32 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Uciekła od agresywnego partnera, by objąć stanowisko weterynarza w sanktuarium w Tingaree i stara się zacząć układać życie w rodzinnym mieście.
Podczas studiów przekonała się o tym, że człowiek — każdy — może nauczyć się wszystkiego, ale nigdy — choćby stanął na głowie — nie wypracuje w sobie współczucia. Widziała pretendentów do tytułu lekarza weterynarii, których poziom empatii nie sięgał nawet do jej kostek. Co gorsza, tacy ludzie często otrzymywali dyplom i pracowali w zawodzie, lecz serce oddali pieniądzom, nie szczerej chęci pomocy. Renley znajdowała się gdzieś pomiędzy dwoma skrajnościami — zawsze miała w sobie mnóstwo sympatii wobec zwierząt, a jako dziecko nie potrafiła przejść obojętnie obok zbłąkanego psa lub kota, lecz jako dorosła kobieta (samodzielna i niezależna) musiała myśleć również o zarabianiu pieniędzy. Choćby bardzo chciała, nie była w stanie zapewnić pomocy wszystkim — nie miała na to odpowiednich warunków finansowych. Sama również musiała mieć za co jeść!
Odmówienie Angusowi nie wchodziło w grę choćby dlatego, że Renley niemal na własnej skórze odczuwała przejęcie, które brzmiało w jego głosie.
Nie odmówiła sobie za to wymownego przewrócenia oczami, gdy Angus negatywnie ocenił jej ż a r t — niewinny, mający rozluźnić atmosferę. — Naprawdę? Jestem przekonana, że to wciąż w granicach naszej normy — stwierdziła obojętnie, ale zerknęła we wsteczne lusterko, aby oszacować, jak prezentuje się wyraz twarzy mężczyzny. Ujrzała Brattleby’ego pochylonego nad psem i ani śladu typowej złości (jaką zwykle w nim budziła) ani rozbawienia. Dlatego zamilkła i przez resztę pokonywanej drogi skupiła się wyłącznie na prowadzeniu pojazdu. Starała się nie wykonywać gwałtownych manewrów i podczas jazdy zachowywać ostrożność, ale była weterynarzem, nie zawodowym kierowcą.
Niemal puste korytarze zawdzięczali później porze. Większość pracowników była już we własnych domach i tylko ci, którym przypadła nocna zmiana, kręcili się tu i ówdzie, ale Renley nie zwracała na nich uwagi, prowadząc mężczyznę prosto do gabinetu zabiegowego. Również liczyła na wyrozumiałość, ale przede wszystkim na to, że ich obecność nikogo nie zainteresuje. Shepherd nie chciała się przed nikim tłumaczyć.
Co? — spytała, unosząc wzrok znad konsoli sterującej urządzeniem. — Tak, Angus, możesz. Za tobą wiszą kamizelki ochronne, polecam jedną ubrać — powiedziała i wróciła do ustawiania sprzętu. Kiedy to miała gotowe, przeszła do poprawnego ułożenia psa. To nie było łatwe. Zwierzę nadal odczuwało ból, przez co kurczyło kończyny, ale przynajmniej środek uspokajający sprawiał, że maluch nie próbował się przed nimi bronić, czym mógłby wyrządzić sobie jeszcze większą krzywdę. Ostatecznie Angus okazał się bardzo przydatny — po wydaniu kilku pleceń, przytrzymał psa, a Renley mogła w tym czasie wykonać zdjęcia, które równie szybko zaczęła oglądać na ekranie monitora.
Możesz odetchnąć z ulgą. Obrażenia nie są poważne. Spójrz — zachęciła, przekręcając ekran w stronę mężczyzny. — Ma pęknięte żebro, więc będzie potrzebował spokojnych warunków, żeby dojść do siebie. Żaden narząd nie wygląda na uszkodzony, ale ten cień odrobinę mnie niepokoi, dlatego zrobię jeszcze usg — wyjaśniła pobieżnie, nie wdając się w szczegóły, które zapewne niewiele wniosłyby do rozmowy. Przyciągnęła wózek z aparaturą i wykonała następne badanie. Przez chwilę milczała, niepewna tego, co pokazywał obraz, ale ostatecznie westchnęła ciężko i wstała, by przygotować dla psa coś przeciwbólowego oraz wzmacniającą kroplówkę.
Ma zmiany na wątrobie — powiedziała, odwrócona do Angusa plecami. Dopiero gdy naszykowała strzykawkę, ponownie na niego spojrzała. — To oczywiście nie jest wynik tego, co mu się przytrafiło. Jest po prostu chory — tłumaczyła, jednocześnie goląc maluchowi łapę. Założyła wkłucie i po podaniu leku przeciwbólowego, podłączyła kroplówkę. — Dzisiaj musi zostać tutaj — oceniła.
były bokser, właściciel schroniska dla zwierząt — lorne bay animal shelter
40 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Były bokser i rozwodnik, który wrócił do Lorne i zaczął od nowa jako pracownik schroniska. Obecnie przejął je po właścicielu, który uciekł z tonącego statku i stara się uratować zwierzaki, pomimo braku środków i wsparcia.
Empatii względem zwierząt nauczył się jeszcze jako mały chłopiec, gdy pod ich dom przypałętał się niewielki psiak, którym zajął się wraz z Sarah i mamą. Był wycieńczony, spragniony, wychudzony i zapchlony, na co rodzina zareagowała od razu, wioząc szczeniaka do lokalnej kliniki weterynaryjnej. Angus mocno się wtedy przejął i zaangażował w opiekę nad psem, który trafił pod ich dach, tylko dlatego, że matka zgodziła się na zwierzę przy budzie. Wyprowadzał go wczesnym rankiem, karmił i zabawiał, a psiak w końcu stał się nieodłącznym członkiem rodziny, który zamiast budy, zajął miejsce na łóżku chłopca. Był jego wiernym druhem i przyjacielem, którego dobro i bezpieczeństwo było dla niego n a j w a ż n i e j s z e. Towarzyszył mu przez prawie jedenaście cudownych lat, wspierał i teraz, jako dorosły facet, nie wyobrażał sobie by mógł obojętnie przejść obok zwierzęcia w cierpieniu. Chciał by każdy człowiek reagował na podobne zdarzenia w podobny sposób ale niestety wiedział, że zło, które spotykało te stworzenia, pochodziło głównie od człowieka.
Wierzę, że możemy ustalić jakieś zawieszenie broni. Przynajmniej teraz, gdy kompletnie nie mam ochoty na przepychanki z kimkolwiek — odparł, zaznaczając, że jego pokojowe nastawienie, było spowodowane poświęceniem swej uwagi psu, którego życie zależało od ich zaangażowania i skupienia. Potrafił odrzucić spory na bok, zwłaszcza, że sąsiadka, grająca mu na nerwy, nie była jego naczelnym wrogiem. Było to zbyt duże i ogólne słowo, którym mógłby opisać Ramsey Halbetta z którym od lat toczył bój nie tylko na ringu ale i poza nim. Gdy nie czepiała się o zbyt głośną muzykę, papierosy czy źle zaparkowany samochód, nie rozmyślał o niej i nie gotował się na samą myśl, gdy mijał ją na klatce schodowej. Dopiero gdy otwierała usta, on przeklinał w myślach dzień, w którym zdecydował się na to mieszkanie, skuszony niskim czynszem i dużym balkonem.
Wykonał jej polecenie i wycofał się by włożyć na siebie specjalistyczną strój, który miał uchronić jego oraz zwierzaka, przed ewentualnym, szkodliwym działaniem urządzenia lub bakterii, przenoszonych między nimi. Wrócił do stołu w pełni odziany i choć czuł, że wygląda jak błazen, nie protestował nawet przez sekundę, godząc się na wszystko co mu nakaże. Bacznie obserwował przeprowadzane badanie i stabilizował psa, który wciąż odczuł lekki niepokój, strach i przede wszystkim ból, który został jedynie zminimalizowany - nie wyeliminowany całkowicie.
To chyba dobrze? — zapytał niepewnie, przechylając się w stronę ekranu, który wyświetlał podgląd badania rentgenowskiego. Cieszył się, że to nic poważnego, jednak nie odetchnie z ulgą, gdy kobieta nie potwierdzi jego stanu po wspomnianym usg. Wciąż trzymało go napięcie, więc w duchu modlił się by zwierzak doszedł do siebie. — Jasne, zabiorę go do siebie i zadbam o to by niczego mu nie brakowało — potwierdził gotowość do tego, by zająć się czworonogiem na czas rekonwalescencji. Miał już psa, jednak Marley był pokojowy nastawiony do innych zwierząt z którymi miał styczność każdego dnia w schronisku. Był przyjazny, usłuchany i wiedział, że zaopiekuje się młodszym kolegą, który potrzebował dużo odpoczynku i czułości.
Chory? Co to znaczy? — zapytał zaniepokojony — To coś poważnego? Można mu jakoś pomóc? — dodał, chcąc dowiedzieć się więcej o stanie psa i możliwościach leczenia go. Jako właściciel schroniska, wkładał masę własnych pieniędzy w utrzymanie go ale jeśli mógł pomóc malcowi, zamierzał wyciągnąć każdy, zaoszczędzony pieniądz by dać mu szanse. — Potrzebujesz pomocy? Jeśli chcesz, mogę zostać tu z wami i byłbym spokojniejszy — zaproponował, obmyślając w głowie plan działania. Wystarczy, że przedzwoni do pracownicy schroniska i poinformuje ją o całym zajściu. Z Marleyem wyjdzie zaś Pani Dorsey, która chętnie spędza czas z jego labradorem.

Renley A. Shepherd
ODPOWIEDZ