kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
#numer

Cami była absolutnie wyczerpana po tym dniu. Wróciła do mieszkania sama, bo oczywiście Luke musiał jeszcze naradzić się z Gwen i - jak miała nadzieję Cami - odwiedzić spotkanie po drodze. Czekała trochę jak na szpilkach aż wróci do mieszkania, siedząc na kanapie z psem i kotem. Oczywiście wcześniej była na spacerze z Harrym, ale nie jakimś super długim, bo nie czuła się wcale aż tak wybitnie. Jej cała energia z tego dnia już gdzieś uleciała, no i nie pomagał fakt, że od połowy dnia nie miała czasu nawet zjeść jakiegoś porządnego obiadu. I że nawet teraz jeszcze sobie o tym nie przypomniała, zbyt zestresowana, żeby w ogóle pomyśleć o głodzie. Podniosła wzrok na drzwi, kiedy zaczął się obracać w nich zamek i przez moment wstrzymała oddech, obawiając się w jakim stanie wrócił Luke. W ogóle obawiając się jego powrotu….
- Hej - odezwała się cicho - byłeś na spotkaniu? Jesteś trzeźwy? - i zapytała od razu, musząc to sprawdzić. Pozwoliła pieskowi zeskoczyć z kanapy i podbiec do Luke’a się przywitać, a sama zabrała się za nieco nerwowe drapanie Penny po głowie. Na szczęście lubiła takie drapki.
- Jak sie czujesz po rozprawie? - i zapytała, nie do końca pewna, czy tak powinna formułować to pytanie. Ale nieważne. To była nowa sytuacja, a ona już dawno zdecydowała się skakać na główkę przy każdej okazji i sprawdzać, co się stanie.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Do pewnego momentu tego dnia Luke był napędzany adrenaliną. Poranek z Cami tylko go wzmocnił, rozmowa w sądzie również, a sama rozprawa poszła mu dobrze - mimo, że było to dla niego cholernie stresujące przeżycie. Przynajmniej tak powiedziała po wszystkim Gwen, która okazała się być na sali sądowej prawdziwą rakietą. I wszystko szło zgodnie z planem… do czasu. Bo adrenalina zeszła i ustąpiła miejsca lękowi. Lękowi o to, co dalej, jaki będzie wyrok, jak będzie na odwyku…. Wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. I tak, pojechał na spotkanie grupy, na którym nawet się odezwał. Wciąż nie był przykładnym uczestnikiem grupy, był mrukliwy i mało mówił o sobie… ale mówił. Ale to nie wystarczyło. Wyrzucenie z siebie paru myśli nie spowodowało, że lęk zniknął. I dalsza część jego wieczora… cóż, nie była czymś, czym mógłby się komukolwiek pochwalić. I czym chciałby się komukolwiek pochwalić.
Wszedł do mieszkania ze spuszczoną głową. Przywitał się z Harry’m, głaskając go jakby jutra miało nie być. Dopiero po chwili wyprostował się i rzucił szybkie spojrzenie na Cami. – Hej. Byłem – odparł, unikając odpowiedzi na jej kolejne pytanie. Przeszedł do blatu kuchennego i chwycił za szklankę nalewając do niej zimną wodę, którą po chwili wypił paroma szybkimi haustami.
– Jestem zmęczony – odparł po chwili, stojąc do niej tyłem i opierając się dłońmi o blat. –To pojebane - odezwał się po chwili wypuszczając głośno powietrze z ust. - Przecież dobrze mi poszło. Powinienem teraz skakać z radości albo co najmniej rzucić się na kanapę totalnie wyluzowany. A ja nie czuję nic – stwierdził marszcząc brwi i w końcu odwrócił się w jej stronę. W jego wyglądzie nie było niczego podejrzanego. Ot, zwykły gość, który miał męczący dzień i wrócił dopiero co do domu.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Właśnie dlatego potrzebował tego odwyku. Potrzebował trzeźwości, czystości umysłu. Takiego resetu Cami też tego potrzebowała, no i wiedziała, że to dostanie, kiedy on pójdzie na odwyk. On będzie nad sobą pracować tam, ona będzie wystawiona na swoje własne myśli tu. I kto wie, może nawet zdecyduje się z nimi zmierzyć? Może w końcu doda jakieś dwa do dwóch albo wyrzuci wszystko na szalę? No na pewno nie zamierzała wyciągać wszystkiego teraz przed Lukiem, bo najpierw musiała ogarnąć to, co musiała ogarnąć sama. Więc no, obawiała się tych nocy po tamtym poranku. I obawiała się tego w jak delikatnym stanie znajdował się teraz on, więc nie chciała się potem obwiniać za to, że go wprowadziła w kiepski stan, po którym uznał że jebać wszystko i rozwalił swoją rozprawę, co nie. I nie zamierzała mieć tego na sumieniu, ale jednocześnie musiała też szanować swoje własne granice i limity w tym wszystkim. I nie zgadzać się na to czego nie chciała tylko po to, żeby unikać konfrontacji. Więc tak, miała dużą zagwozdkę.. i jak widać, bardziej niż słuszną, skoro Luke podjął takie decyzje…
- Jak się czujesz? - zapytała, mając na myśli tak naprawdę wszystko. Po rozprawie, po spotkaniu po… no po tym całym dniu, który jednak był dość sporym rollercoasterem.
- Nie dziwię ci się… - przyznała cicho, nabierając dziwnego i niezbyt przyjemnego uczucia, że Luke coś przed nią ukrywa. A potem pokręciła głową. - To był ciężki dzień. Rozprawa to ciężka sprawa… to wszystko… i ten film - pokręciła głową, blednąc momentalnie. A potem odłożyła Penny na bok, wstała i podeszła do niego. - Co ty zrobiłeś? - i zapytała cicho, nabierając coraz większych podejrzeń - co zrobiłeś po spotkaniu? - i dodała, zmuszając go do spojrzenia sobie w oczy.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Z tej ich rozłąki, z tego pozostawania sam na sam z własnymi myślami mogło się wykluć wiele nowych dla nich obojga wniosków. Oboje od lat unikali tego typu konfrontacji z sobą samym, więc tak samo jak mogło być to uwalniające przeżycie, tak samo mogło być to przytłaczające i wypełnione mrokiem. Łatwiej było przez całe życie zamiatać wszystko pod dywan. Z tym, że kiedy miejsce pod tym dywanem zaczyna się kończyć, a szafa jest już za mała na taką ilość wypadających z niej trupów… cóż, w końcu dochodziło do tej konfrontacji. Luke sam zaczynał dochodzić do ściany, do tego momentu w którym musiał w końcu przyznać, że potrzebuje tego pobytu w ośrodku zamkniętym. Ostatnie dni były kompletnym chaosem, które wyprały go z wszelkich pozytywnych emocji. Nawet udana dzisiejsza rozprawa - punkt kulminacyjny ostatnich dni - tego nie zmienił. Był w cholernie złym stanie psychicznym, a przebywanie na rollercoasterze, który prowadził go raz góra, raz dół, wcale nie pomagało.
– Chujowo, Cami. Czuję się chujowo. Nie mam już siły – przyznał cicho wypuszczając powoli powietrze z ust. Zmarszczył brwi kiedy wspomniała o filmie, przypominając sobie jakim potwornym uczuciem było to wszystko oglądać. – Ten film… to było upokarzające. To, że wszyscy widzieli, jak mną tam pomiatali. Nawet nie potrafiłem zasłonić sobie ręką gęby, bo miałem tak spowolnioną motorykę – stwierdził i przymknął na moment oczy, jakby bał się, że kiedy je ponownie otworzy, znowu znajdzie się na tej sali.
– Wkurwisz się – zapowiedział, kiedy spytała, co zrobił. – Zrobiłem krok do przodu i kolejnych kilka do tyłu – odparł w końcu, patrząc na nią kiedy znalazła się tak blisko niego. – Po spotkaniu pojechałem prosto do swojego dilera. Spoza Shadow, nie znasz go – przyznał po chwili. – Nie rozumiem samego siebie, Cami. Na spotkaniu powiedziałem, że miałem rozprawie, że poszło mi całkiem nieźle. Wszyscy mi gratulowali, a ja nie poczułem z tego powodu zupełnie nic, tylko przykleiłem na twarz sztuczny uśmiech i czekałem, aż skończą. Musiałem sprawdzić, czy… czy dragi wciąż są w stanie wprowadzić mnie w dobry nastrój – stwierdził, po czym sięgnął do kieszeni garniturowych spodni, które wciąż miał na sobie, po czym wyjął z nich portfel, jakieś stare chusteczki i dwa woreczki strunowe - jeden z pigułką, drugi z paroma gramami białego proszku, które następnie wyrzucił na blat kuchenny. – Miałem zamiar wziąć to wszystko dziś wieczorem dla testu – przyznał się, po czym zrobił dwa kroki w jej kierunku, ułożył dłonie na jej biodrach i lekko musnął wargami jej czoło. – Ale gdybym to wziął, nie dokończylibyśmy tego co zaczęliśmy rano, prawda? – spytał szeptem opierając się czołem o jej czoło.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Będzie to na pewno interesujące. Zresztą, Cami też tak naprawdę potrzebowała tego czasu dla siebie i dla zrozumienia siebie. Bo wiedziała już, że się zmieniła. Nie wiedziała, kiedy ta zmiana się zaczęła, ani co dokładnie te wszystkie zmiany triggerowało po drodze, w którym momencie aż tak bardzo zaczęła skręcać ze swojej starej, doskonale znanej ścieżki… ale wiedziała już teraz na pewno, że jest inna. I nie wiedziała jeszcze do końca co ta inność właściwie oznacza. I sama nie wiedziała, czy bardziej boi się to odkryć, czy jednak chce. Nie była pewna. To była dla niej całkiem nowa życiowa przestrzeń.. i cóż, musiała się z nią oswoić.I chyba…. chyba nawet chciała się z nią oswoić, a nie od niej spierdalać…
- Powiedziałeś o tym na spotkaniu? - zapytała cicho, chociaż nie wiedziała, czy w ogóle już tam się odezwał. Ale musiała mu zasugerować, że może to zrobić. Że tam jest miejsce nie tylko na chwalenie się dniami bez dragów, a… no zwłaszcza miejsce na te złe i trudne rzeczy.
- Dla mnie to też nie było łatwe. Chciałam podejść do tego typa i wydrapać mu oczy - przyznała, przygryzając potem na moment wargę. - Mieli przewagę liczebną. Nawet na trzeźwo…. nikt nie byłby w stanie zrobić zbyt wiele w tej sytuacji Luke… - i dodała też, łagodniej, bo niby powinien widzieć co robią z nim prochy i nie chcieć wracać do tego stanu, ale jednak… .no jednak chciała mu też pokazać jak bardzo ją to dotknęło co widziała. Teraz się cieszyła, że zaciągnęła go na tamten SOR wbrew jego woli.
- Co wziąłeś? - zapytała cicho, ale sucho kiedy powiedział, że ją to wkurwi. A potem lekko zmrużyła oczy, dając mu dokończyć co właśnie miał przez te kroki w tył na myśli. A kiedy wyrzucał zawartość kieszeni, spojrzała na to i nie ruszała się, nawet kiedy znalazł się tuż przy niej i znów zaczął jej dotykać.
- Luke.. - mruknęła, uciekając od tej bliskości i robiąc krok w tył. - To tak to ma wyglądać? Albo jedno albo drugie? - no zmarszczyła brwi - to nie są alternatywy, z których możesz sobie wybierać… to nie jest ultimatum - pokręciła głową, w końcu na niego patrząc. - Chcesz pstryknąć palcami i wszystko rozwiązać. Rozwiązać albo pozwolić się temu spierdolić. Luke, tak się nie da - zmarszczyła brwi, podchodząc do blatu i stając nad jego towarem, ale na razie go nie dotykając. - Na spotkaniu właśnie to masz mówić, wszystko. Co jest dobre i co złe. Czujesz pustkę? Powiedz to tam. Chcesz ćpać? Powiedz to tam. Znajdź sponsora tam. Nie chodź tylko po brawa i gratulacje. Właśnie tam jesteś anonimowy żeby to wszystko wyrzygać - podsumowała, zła że tego nie spróbował. A potem przez moment patrzyła na to co kupił, biorąc wdech i wydech. Dalej nie dotykała woreczków, trochę chyba w obawie po tym co się ostatnim razem stało.. - i cholera, masz spłacać starych dilerów, a nie marnować kasę na nowych, pojebało cię? - no zapytała tym razem już bardziej wymownie. A potem uniosła hardo brodę w górę i podeszła do zlewu w kuchni, otwierając go na maksa.
- Masz to natychmiast spłukać. Oba. Weź je i wywal je tutaj, pod ten strumień. I nie rozbiorę się dzisiaj w twoim łóżku ani nie rozłożę nóg na kanapie, żebyś miał nagrodę jak grzeczny piesek - dodała, sama nie do końca pewna, czy powinna to mówić na głos czy nie, ale było już za późno. A to był dzień cholernie pełen różnych emocji…
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Za zmianami szło ryzyko skręcenia w taką drogę, z której nie było już odwrotu ani skrętu w taką stronę, by znowu napotkać na niej te osoby, które w przeszłości coś dla nas znaczyły. Ten odwyk był dla nich próbą – tego, jak silna była ich relacja, tego czy są w stanie funkcjonować bez siebie, tego czy osobno nie będzie im lepiej, niż razem… Czekała ich jedna wielka niewiadoma – również związana z tym, jakimi ludźmi okażą się być po zdjęciu tych masek, pod którymi do tej pory wszyscy ich znali. Łącznie z nimi samymi.
– Nie powiedziałem. Cami, ledwo wypowiedziałem swoje imię – zmarszczył brwi, nie wiedząc czemu poczuł lekką złość. A może i wiedział – te słowa były dla niego synonimem przyznania się do poniesienia porażki.
– Z twojej perspektywy pewnie nie widziałaś jego miny, ale on się uśmiechał. Nie cały czas, ale w pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały i ten chuj się uśmiechał – oczywiście nie był aż tak tępy, żeby robić to w jakiś niedyskretny sposób, ale Luke dostrzegł, że jeden z jego kącików ust wyraźnie się uniósł, kiedy obserwował jak on i reszta jego bandy spuszczała Winfieldowi wpierdol. Ale to prawda, zabranie go na SOR nie tylko postawiło go do pionu po tym wszystkim, ale też jak się potem okazało, dokumentacja medyczna stanowiła ważny dowód w sprawie.
Zignorował jej pytanie o to, co wziął, nie w tym tkwił szkopuł. Po prostu pozwolił sobie na ten dotyk, ignorując wszelkie sygnały wysyłane mu przez jej ciało, które składały się na jedną ważną informację – nie zbliżaj się do mnie. Dlatego zaskoczony uniósł brew, kiedy zrobiła krok w tył w odpowiedzi na jego czułości.
– Czekaj, czekaj… – zaczął kręcąc głową, jakby próbował nadążyć za tym, co właśnie powiedziała. – Nie rozumiem. To ty mi dałaś to ultimatum, Cami. Albo dragi, albo ty. Wybieram ciebie, już jaśniej nie umiem tego pokazać – stwierdził i sam lekko się od niej zdystansował, patrząc na nią i próbując odczytać co kryło się teraz w jej głowie, również kiedy stanęła nad dragami. – Zostaw je – powiedział cicho. – Jestem trzeźwy, tak jak chciałaś. I dalej nie potrafisz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, czego ty ode mnie właściwie chcesz. Ty sama tego nie wiesz, tak? Nie wiesz, czy jak wrócę z odwyku to wciąż tu będziesz? – pytał czując narastającą złość. – Przestań mi mówić, co mam tam powiedzieć! Nie chodzisz tam, nie wiesz jakie to jest kurwa bolesne przyznać na głos „Cześć, jestem Luke i jestem ćpunem i alkoholikiem”. Myślisz, że możesz dać mi jakiś skrypt, ale to nie działa w ten sposób – wysyczał, po czym podszedł niej bliżej i oparł się o blat, stojąc równolegle do niej w taki sposób, że zakupione dragi leżały teraz pomiędzy nimi. – Kupiłem je, żeby ci pokazać, że dokonałem wyboru Cami. Wybieram ciebie -powtórzył jak mantrę drżącym głosem, po czym szybko wyprostował się widząc, jak Cami podchodzi do kuchennego zlewu. Słuchał jej, a jego broda drżała ze zdenerwowania. Chwycił oba woreczki i zacisnął je w pięści, nie odrywając ich jednak od blatu.
– To ty mnie tresujesz jak pieska odkąd tyko się tu pojawiłaś – wysyczał. – Po chuj to wszystko było, co? Te gesty, te pocałunki. Ta bliskość. To była kolejna gra z twojej strony? Kolejna po tym, co odegrałaś w Europie? Gratulacje, odjebałaś rolę życia! – podniósł głos, wciąż nie robiąc kroku w żadnym kierunku. - Czegokolwiek bym ci nie zaoferował, dla ciebie to wciąż będzie mało, bo ty kochasz bawić się ludźmi, tak samo jak zabawiłaś się mną odkąd tylko przespaliśmy się na tej cholernej kanapie! – krzyknął i jebnął zaciśniętą dłonią w blat – tą samą, w której trzymał ściśnięte dragi ze swojej dzisiejszej wycieczki.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Jest to prawda. Ale to chyba wciąż lepsze, niż stanie w miejscu i nie robienie niczego. Można się zatrzymać na chwilę, ale tak stanąć… no okazuje się, że chyba trochę na to szkoda życia.
- To pierwszy krok, taki którego myślałeś że nie zrobisz. Czas na kolejny - skinęła lekko głową, żeby go zachęcić, a nie żeby bagatelizować jego wysiłek. Wiedziała jak wiele zrobił, jakie cholerne postępy. Już nie był chłopcem, którego trzeba było odstawić pod drzwi odwyku. Teraz sam był gotów tam dojść, nawet jeśli Cami go kilka razy popchnęła w tamtą stronę.
- To paradoksalnie dobrze. Może jest takim zjebem, że w trakcie swoich zeznań będzie brzmieć na zadowolonego z siebie. Teraz ława będzie go bardzo ostrożnie obserwować… - przyznała, szukając w tym wszystkim pozytywu. I desperacko chciała żeby Luke na to też spojrzał w ten sposób. Nie jak na ofiarę i drapieżnika, ale jak na drapieżnika, który zaraz sam wpadnie w swoje sidła. - Dziękuję że pozwoliłeś się zabrać na SOR. Boję się myśleć jak by się te obrażenia skończyły, gdyby lekarz od razu cię nie zobaczył i nie opatrzył - przyznała cicho, bo dla niej to było najważniejsze. Nie to co mógł pokazywać w sądzie, Ale że nie obudził się z martwicą złamanych palców. Otwartym złamaniem. Złamanym żebrem przebijającym płuco. Krwawiącym mózgiem. Martwy.
- Nigdy czegoś takiego nie powiedziałam - pokręciła głową - nie jestem trofeum Luke. Nie będę kartą przetargową. Jest tylko jeden wybór, dragi albo ty. Chcesz rozmawiać o tym co się działo przez ostatnie miesiące? Będę rozmawiać o tym tylko z trzeźwym Lukiem. Ale nigdy nie stawiałam się na żadnej szali, do cholery - podsumowała, zła. Bo nie o takie wybieranie jej chodziło… poza tym waga jego słów, tego co znaczyło to, że wybrał JĄ… nie by.la gotowa się z tym zmierzyć.
- Zostaw je bo co? Musisz odreagować, bo nie daje ci tego czego chcesz? Bo tym razem nie możesz sobie mnie pomacać, szukając prochów gdzieś schowanych, to musisz się zemścić i przyćpać? - no to brzmiało tak idiotycznie, że musiała mu to wypunktować. - Nie chce tego, nie chce takiego taniego pokazu. Dobrze wiemy, że kupiłeś je żeby je mieć. Nie chciałam od ciebie takiego pokazu. Nie chce żebyś mi pokazywał takie rzeczy… kurwa Luke, kupiłeś ćpanie i nie wyćpałeś go od razu, tylko przyniosłeś tutaj. Po takim dniu. Zdajesz sobie sprawę jakie to osiągnięcie, że już nie jesteś napieprzony jak szpadel? - no zapytała, bo jednak musiała zwrócić na to uwagę. I to było lepsze, niż odpowiadanie na jego słowa i założenia. Bo nie miała chyba na to siły. Była na granicy… ale po takim czasie, tylu poświęceniach, miała to po prostu spierdolić? Nie… nie mogła.
- Chcę żebyś się przejmował tym co się z tobą dzieje. Żebyś walczył o siebie. Żebyś zastanawiał się i nabrał pewności, że TY będziesz po odwyku. Przestań zamieniać jedno uzależnienie na drugie, nie jestem czymś co możesz sobie stawiać na szali na równo z prochami. To ty masz być na tej szali. Ty na niej jesteś - prychnęła, bo nie mogła mu tego jaśniej wyłożyć. A no dobra, oczywiście że mogła, ale gdyby dodała więcej słów, to znowu na szali położyłaby ich, a nie tylko jego. Skomplikowane sprawy, skomplikowane życie.
- I dobrze. Ma być bolesne. Czemu ma być łatwe, co? Chcesz tylko braw i małych pochwał, ale tak to nie działa Luke. Musisz się z tego bagna wygrzebać krwią i łzami, a to jedyna przestrzeń na świecie, gdzie to wszystko możesz uwolnić. Oni cię rozumieją. Oni są w tej samej sytuacji. Oni mają za sobą to, co ty właśnie przechodzisz - dodała, o wiele łagodniej i ciszej. Bo nie chciała mu da skryptu. Wbrew pozorom chciała mu dać nadzieję. Motywacje. I zrozumienie. A także przypomnieć, że tam ma swoją bezpieczną przystań.
- A ja chce żebyś wybrał siebie, do cholery - i odpowiedziała z większą mocą, bo… nie. Nie była ona albo dragi. Nie było jednego haju kontra drugi. Dlatego musiała przetrwać też jego kolejne słowa i przyjąć je na klatę.
- Już, skończyłeś? Okej. Spłukaj to gówno, Luke. Natychmiast - odpowiedziała, zaskakująco spokojnie. - Potem możesz mnie wyzywać od manipulantek, dziwek, czego tam jeszcze chcesz. A teraz weź te worki i spłukaj ich zawartość, do jasnej cholery. W końcu nie kupiłeś ich żeby je wciągnąć. Spłukaj je - powtórzyła, nachylając się lekko w jego kierunku. Była gotowa rzucić się na niego z pazurami, gdyby próbował teraz to wciągnąć i połknąć.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Zaskoczony uniósł brwi, kiedy usłyszał jak dziękuje mu za to, że pozwolił się zabrać na SOR. – Nie rozumiem dlaczego mi za to dziękujesz – przyznał, trochę dziwnie się czując po tym wyznaniu z jej strony. Nigdy nie analizował tego, dlaczego tak jej zależało na tym, żeby zobaczył go lekarz. – Bałaś się, że będziesz miała potem problem jeśli stracę przytomność w drodze do domu? Albo już w mieszkaniu? – spytał nieco podejrzliwie, ale nie kąśliwie. Cami tamtego wieczora była bardzo metodyczna i skupiona, działała trochę jak robot – zwłaszcza wtedy, kiedy przytulał zakrawioną twarz do jej brzucha, błagając ją żeby wracali do domu.
– Jakim trofeum? Tego się boisz? Dlatego te wszystkie uniki? Boisz się, że się ze sobą prześpimy, a potem zacznę zachowywać się jak gdyby nigdy nic? Mieszkamy razem, nie zniknę nad ranem bez słowa – nawet wysilił się na słabiutki uśmiech, jakby chciał ją zapewnić, że na pewno tak nie będzie. Ale potem trochę się zeźlił, słysząc jej kolejne słowa. – Jestem trzeźwy. Właśnie w tym rzecz Cami, że wróciłem do domu trzeźwy, a ty dalej nie chcesz ze mną gadać, dalej mnie odrzucasz – wypunktował, uważając że do pełnej trzeźwości brakowało mu już tak niewiele, że nic się nie stanie jeśli trochę przyspieszą bieg wydarzeń. Oboje.
Stał naburmuszony jak obrażony chłopiec, a szczęka drżała mu z nerwów, kiedy Cami punktowała mu te wszystkie idiotyzmy i kompletny brak logiki w jego działaniu. [ – Więc czego ty ode mnie chcesz? Zrobiłem wszystko, pojadę na ten pieprzony odwyk, chcę z tego wyjść. Ale… – zawiesił na moment głos, próbując się uspokoić. – Skąd mam mieć pewność, że kiedy wrócę, to ty wciąż tutaj będziesz? – spytał wlepiając w nią oczyska pełne strachu i niepewności. – Cami, ja to muszę wiedzieć. Bo jeśli wrócę z odwyku i znowu zastanę puste mieszkanie, bez ciebie i dzieciaków… Ja sobie nie poradzę w trzeźwości. Nie jestem napieprzony na szpadel, bo jestem takim punkcie, że nie chcę być. Ale nie doczołgałbym się do tego punktu sam, gdybyś ty mnie nie przyciągnęła tutaj za fraki. Musze to wiedzieć, rozumiesz? – spytał, próbując zapanować nad swoim przyspieszonym oddechem. Nie potrafił rozmawiać o nich bez poddaniu się fali emocji.
– Możemy być… Cami, może możemy być szczęśliwi. Może możemy wrócić do tego, co było w Europie – dodał lekko zrezygnowany, bo tak, w tym momencie uważał, że mogą sobie tak po prostu wrócić do tego co było, znowu śmiać się, jeść, pić, kochać się na dachach. Potrzebował jakiegoś światełka w tym ciemnym i długim tunelu… – Nie jestem od ciebie uzależniony, Cami. Jestem cholernie stęskniony – dodał po chwili, tym razem unikając jej wzroku. Czuł się teraz cholernie odsłonięty i tym samym – bezbronny. Według niego mówienie o uczuciach czyniło człowieka totalnie słabym i w tym momencie właśnie takim się czuł.
Słuchał jej kolejnych słów o odwyku, znowu podnosząc na nią wzrok. – Niektóre te historie są przerażające. Niektórzy byli w stanie zmusić swoja dziewczynę, żeby się sprzedawała za dragi, rozumiesz? To jest jazda bez trzymanki – odparł po chwili. Ale nie chciał przerywać chodzenia na spotkania. W otoczeniu tych wszystkich ludzi, którzy tak samo jak dopuszczali się strasznych rzeczy na głodzie, sprawiało że przez tę godzinę nie czuł się tak cholernie samotny.
Zaskoczył go jej spokój. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Luke oderwał dłoń z dragami od blatu i wymierzając jej chłodne spojrzenie, ruszył z miejsca. Ale nie w kierunku Cami. Skierował się w stronę łazienki, w której szybko rozpracował woreczki strunowe, a ich zawartość wsypał do kibla, szybko je spłukując. A potem stał przez chwilę nad kiblem, wpatrując się w jego otchłań i próbując złapać oddech. Jakaś cząstka jego była wkurwiona na niego, a inna cząstka wybijała się słabym poczuciem dumy.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Nie musiał rozumieć, a ona w sumie nie planowała mu mówić prawdy. Ale po jego kolejnych słowach wzniosła oczy ku niebu - Jasne Luke, tak naprawdę planowałam sprzedać cię na narządy w najbliższym czasie i musiałam się upewnić, czy towar wciąż jest zdatny do sprzedaży - rzuciła, ona już kąśliwie. Nie chciała mówić o tym, że bała się w jakim stanie by się obudził i czy by to przeżył. Jeszcze nie teraz przynajmniej.
- Nie Luke, nie takim trofeum - odpowiedziała sucho. - Nie jesteś trzeźwy. Nie dopóki cały ten syf nie opuści twojego ciała na dobre. Ale nie dostaniesz numerka na kanapie za to że akurat dzisiaj nic nie wziąłeś. Ani pochwały za to, że kupiłeś specjalnie dragi żeby odstawić szopkę i pokazać mi, jak to się poświęcisz. Jakbym była warta pięć gram i tabletkę - pokręciła głową, czując że trochę zbacza z kursu i że jak najszybciej należy do niego wrócić. - Ty naprawdę tego nie rozumiesz? - zapytała, kręcąc głową - w tym wszystkim nie chodzi o mnie, a o ciebie do cholery. Nie będę ci składać żadnych obietnic, żebyś tylko poszedł na odwyk! - no aż podniosła głos - Przejdziesz przez niego tylko po to żeby co? Żeby dalej być zależy ode mnie? Jak zapewnie ci dobry humor, to będziesz grzeczny, jak nie to pójdziesz przyćpać? Czy ty nie słyszysz jakie to pojebane? - no pokręciła głową. - Jedyne co mogę ci teraz obiecać, to że Harry i Penny nie znikną z Twojego życia, ja ci ich nie zabiorę - zapewniła go, bo to jedno chyba mogła powiedzieć. Ale reszta? No nie. Nie mogła być warunkiem jego trzeźwości. Ani jej filarem. Ani jedynym wsparciem.
- Nie wiesz co możemy a czego nie możemy. Przestań Luke. Po prostu… przestań. Myślisz że sobie teraz zaplanujesz jakiś obrazek i co, wszystko pójdzie jak w jakimś scenariuszu? To jest życie, a życie czasami jest ciężkie. Ale trzeba przez nie iść tak czy siak, I trzeba walczyć o siebie, czasami też o innych. Ale ty.. ledwo się trzymasz na nogach, więc przestań planować jak będziesz skakać - pokręciła głową, czując jak bardzo boli ją to wszystko co mówi. Ale tak właśnie należało zrobić. Tak było… tak powinno być. On miał na głowie swoje zdrowie. Ona miała na głowie… cholera. Jej pękało właśnie serce.
- A gdzie jest między tym różnica, co? Bo nie wygląda jakby była zbyt duża… - odpowiedziała bardzo cicho, powoli, bardzo się starając, żeby jej głos nawet przez moment nie zadrżał. Musiała patrzeć przed siebie, nieco nieobecnym wzrokiem, żeby się od tego zdystansować odrobinę.
- Bo powinny takie być. Bo są takie. Bo to robią dragi z człowiekiem. Sam dopiero co… - zaczęła i pokręciła głową. - Gdybyś naprawdę był stęskniony mnie, nigdy byś mnie tak nie dotknął jak w tamtym pokoju w Shadow… - i dodała, czując jak mocno drży jej głos, kiedy to mówiła. - Nie tęsknisz za mną, nie teraz… nie na prochach. Tęsknisz za czymś, co może ci przypomnieć haj - dodała ciszej, a potem uważnie go obserwowała. Kiedy się cofnął, wyłączyła wodę, nie do końca pewna co on chciał zrobić. Dlatego poszła za nim, uważnie śledząc co się dzieje z jego dłońmi. a kiedy wszedł do łazienki, weszła za nim, znów stając obok tamtej umywalki. I po prostu na niego patrzyła, czekając co powie. I jak się teraz zachowa.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Przewrócił teatralnie oczami, jakby chciał w ten sposób przekazać jej „oczywiście, że nie odpowiesz mi na to zgodnie z prawdą”. Inna sprawa, że przecież niektóre odpowiedzi miał tuż przed oczami, ale po prostu nie potrafił ich dostrzec. A nawet jeśli dostrzegał pojedyncze elementy, nie potrafił złożyć ich w jedną całość.
– Co? Cami, nie o to mi chodzi. Nie przyrównuję twojej wartości do wartości narkotyków – odparł marszcząc brwi. – Nie słyszysz, co ja do ciebie mówię czy po prostu nie robi to na tobie wrażenia? – spytał ze złością, lekko zagryzając ze złości dolną wargę, kiedy Cami kontynuowała. – Więc skoro chodzi o mnie i nie chcesz i nie chciałaś składać mi żadnych obietnic, to po co było to wszystko, co? Te wszystkie pocałunki? Zbliżanie się do mnie? No po co, do cholery, jeśli nie chciałaś w ten sposób przekonać mnie do odwyku?! – tym razem to on podniósł głos w tym wzburzeniu. – To była jakaś twoja zaplanowana taktyka? Wiedziałaś, że nadal mam do ciebie słabość i postanowiłaś ją wykorzystać? No powiedz to, kurwa, wprost, raz i porządnie! – krzyknął, choć tak naprawdę absolutnie nie był gotów, by to usłyszeć. Przez chwilę ciężko dyszał, słuchając jej kolejnych słów i niestety uświadamiając sobie, że tak, było to pojebane. W tym konkretnym momencie utożsamiał Cami ze swoją wybawicielką. Czuł do niej coś na tyle mocnego, że nie potrafił przekuć tego w czystą nienawiść. A od tego była już prosta droga do tego, żeby pokładać w niej wszystkie nadzieje, że z tego wyjdzie. – Nie jesteś dla mnie kolejnym narkotykiem – tylko tyle był w stanie z siebie wydusić, a na jej kolejne słowa aż poczuł bolesny skurcz w żołądku. Obiecała mu Harry’ego i Penny. Ale jej obecność w tym mieszkaniu po tym wszystkim wciąż była pod znakiem zapytania.
– To nie jest obrazek. Ani żadna fantazja. To wszystko się wydarzyło. Nie chcesz o tym pamiętać, czy to po prostu nie było dla ciebie aż tak istotne? – spytał marszcząc brwi. Prowokował ją do drążenia tego tematu, tak bolesnego dla nich obojga. Luke uwielbiał to robić – ranić nie tylko innych, ale przede wszystkim siebie, bo przecież wiedział że Cami nagle nie zmieni zdania jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– Nie ma różnicy? Tęsknota to wybór. Uzależnienie nie ma nic wspólnego z wyborem – odparł, starając się nie analizować tego, że tak usilnie próbowała nie okazywać żadnych emocji, podczas gdy on zdawało się że zaraz pęknie od ich nadmiaru.
A jej kolejne słowa były niczym nóż, który właśnie wylądował po środku jego serca. Nie dlatego, że tak bolesne były same jej słowa, ale wspomnienie tamtych wydarzeń w prywatnym pokoju w Shadow. Poczuł się jak najgorszy człowiek na świecie, stojąc teraz przed nią i mając w pamięci to, jak ją wtedy potraktował. I był przerażony, jak żywe były to obrazy w pamięci ich obojga. Przez dłuższą chwilę po prostu stał wpatrując się w nią, nie wiedząc właściwie czy może, czy powinien na nią patrzeć. A potem… chwycił za prochy, które po chwili spuszczał już w kiblu.
– Jutro pojadę na odwyk. Rozmawiałem wcześniej z Makaylą, powiedziała że jeśli wyślę jej wszystkie dokumenty, to wpisze mi usprawiedliwioną nieobecność – odezwał się po chwili, wciąż opierając się o umywalkę. – A my… – odezwał się, po czym przeniósł wzrok na nią. – teraz się rozdzielamy. Ja będę tam, w ośrodku i będę dbał o to, by dojść do siebie. A ty wracaj do swojego życia. Do tego życia, o jakim marzysz. Już nie masz mnie na głowie. To koniec – dodał, jeszcze przez moment wytrzymując tę wymianę spojrzeń. I bardzo, ale to bardzo starając się sprawiać wrażenie, że jego serce wcale nie rozpada się teraz na milion kawałków wypowiadając te ostatnie słowa. To koniec.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
W sumie to.. no miał wszystkie odpowiedzi pod nosem. Przecież nigdy wcześniej go nie głaskała, nie uspokajała w ten sposób, co teraz. Przecież musiał wyczuć, co się czai w tych wszystkich jej pocałunkach, w tej bliskości. Widział jaka była rozdarta, widział że nie była już tak pewna siebie i chowająca za fasadą obojętności jak kiedyś. Ale nie miała do niego pretensji, że tego nie dostrzegał teraz pod własnym nosem. Tak było lepiej.
- Trochę jednak porównujesz - podsumowała go krótko, bo może i sobie mógł wywijać to na prawo i lewo w swojej głowie, ale nie przy niej. Tu brzmiało to jasno, albo prochy albo ona. Jego trzeźwość obok niej lub jego nałóg bez niej. - No nie wiem Luke, ty mi powiedz. Jesteś specjalistą, nie? Jestem aż taką kurwą jak myślisz? Znasz mnie w końcu już drugi rok - przypomniała mu, patrząc mu prosto w oczy i czekając na jego werdykt. A trochę jednak uważając, że już go wydał. Wtedy, kiedy usłyszał że z kimś się ruchała i cóż. Teraz też. Zarzucał jej manipulację, dwulicowość, perfidność. Jej uczuć i emocji nigdzie w tym rachunku nie było. Jakby nie istniały. Jakby nie miały znaczenia. Jakby była wyrachowaną pizdą. Więc jak na wyrachowaną pizdę przystało, teraz mu dawała możliwość wylania z siebie tego co o niej myślał, obwinienia ją za wszystko. Bo może i miał rację. Kto wie. W końcu znał ją prawie dwa lata. W końcu teraz faktycznie był trzeźwy.
- Nie, wcale nie jest obrazek. Wcale nie planujesz co będzie i jak będzie, wcale nie piszesz sobie scenariusza. Sam - podsumowała kąśliwie, znów uciekając od odpowiedzi wprost. Co jak co, ale w uciekaniu była prawdziwą mistrzynią.
- Tęsknota to wybór? Czy ty siebie słyszysz? Chuj a nie wybór - podsumowała, wściekła na niego. Bo nie, ona sobie nie wybrała tęsknoty i on też przecież nie wybrał sobie tęsknoty. Tęsknota to był taki mały potwór, który gdzieś się w człowiek wżerał i w nim siedział. Mocno i głęboko. I nawet jak człowiek chciał przestać tęsknić, to i tak ten potwór rozrywał człowieka na dwie części… gdyby tęsknota była wyborem, życie byłoby o wiele łatwiejsze i mniej bolesne.
Ten moment też był bolesny. I dla niej. I dla niego. I dla nich jako… jako.. .jako niczego przecież. Wytrzymała jego spojrzenie, tym razem nie pozwalając sobie na ucieczkę wzrokiem i dysocjację jak wtedy.
- Jutro cię zawiozę na odwyk. Nie ma mowy że będę się zastanawiać, czy tam dotarłeś, czy zaraz jakiś policjant wezwie mnie na oględziny zaćpanego ciała znalezionego w parku - poprawiła go ze złością. I tak, mówiła serio, cholernie sie tego bała, że ta rozmowa go popchnie gdzieś… gdzie nie będzie już odwrotu.
- Zgadzam się. Wrócę do swojego życia - przytaknęła cicho, nie dodając, że już w nim jest i wróci tu. Zresztą po co. Teraz miał się zająć sobą na odwyku, nie ty, co z nią… - Koniec - i przytaknęła mu jeszcze, mocniej trzymając się umywalki w tym momencie. Czuła że jednak rozmawiając teraz o czymś innym, głębszym. Ale jak wróciła… przecież nigdy nie oczekiwała, że przez jej powrót do czegokolwiek tak naprawdę wrócą…. że coś się zacznie.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke bał się złożyć te wszystkie puzzle w jedną całość. Bał się tego, że źle zinterpretuje to, co zobaczy. Że dopowie sobie zbyt wiele, mimo że czuł że z jej strony naprawdę mogło to coś znaczyć. A Cami konsekwentnie odmawiała mu rozmowy, która mogłaby go w tym utwierdzić bądź nie. Z niewiadomych dla siebie przyczyn potrzebował takiego słownego potwierdzenia. Że będzie na niego czekała. I jeszcze jakiś czas temu nie wyobrażał sobie, by mógł pojechać na odwyk bez tej wiedzy – czy zastanie ją tutaj jak wróci, czy nie. Ciężko było mu przetrawić fakt, że musiał oddzielić obecność w swoim życiu Cami od całego procesu leczenia. Że nie zachodziła między nimi zależność. Że jedno nie było uzależnione od drugiego.
– Rzecz w tym, Cami – odparł zaciskając mocno szczękę, chcąc powstrzymać drżenie swojego głosu. – że nie mam pojęcia, kim ty jesteś – odparł chłodno, pijąc teraz do wszystkich jej ucieczek, do jej uników. Problem polegał na tym, że w tym momencie nie miał też pojęcia, kim był on sam. Tak bardzo chciał złapać ich oboje, wyrwać ich z teraźniejszości i wrzucić z powrotem do Europy. Do Paryża, w którym przeżył najpiękniejszy czas w swoim życiu, przemierzając z Cami jego uliczki, popijając beztrosko wino i ze szczytu wieży Eiffla patrząc wspólnie na panoramę tego - podobno - najbardziej romantycznego miasta na świecie. W ogóle nie docierało do niego to, że oboje nie byli też już tymi ludźmi, którzy spędzili tych kilkanaście tygodnie razem, najpierw uciekając przed Borisem, a potem delektując się sobą w trakcie wspólnych podróży. Europa już nie byłaby taka sama, nie po tym wszystkim co przeszli razem przez ostatnie tygodnie.
– Sam – powtórzył za nią drwiącym tonem, w którym dało się wyczuć nutkę rozczarowania. – Myślę, że od zawsze byłem w tej relacji sam. Dla ciebie była to tylko zabawa -podsumował, nie pozwalając jej już na dementowanie tego. Zresztą, czy by to zrobiła? Bardzo wątpliwe.
Miał wrażenie, że w trakcie tej rozmowy bolała go każda komórka jego ciała. Z jednej strony chciał przestać, poprosić ją, żeby przestali. Albo żeby zapauzowali, żeby mogli się po prostu do siebie wtulić. Ale nie było już odwrotu. Wypowiedziane słowa nie mogły zostać już cofnięte.
– Nie musisz. Nikt do ciebie nie zadzwoni z taką informacją – rzucił tylko, nie wykłócając się dalej o to, czy powinna go zawozić, czy nie. Czy chciał, żeby go zawoziła. Starał się zachować neutralny wyraz twarzy, co w zasadzie nie było dla niego trudnym zadaniem. Czuł się teraz kompletnie wyprany z emocji. Miał wrażenie, że nie czuje absolutnie nic. – Cieszę się, że jesteśmy zgodni – dodał, po czym oderwał się od umywalki i odważył się posłać jej ostatnie spojrzenie. – Chciałbym jutro wyjechać możliwie jak najwcześniej – dodał, po czym jeszcze przez chwilę pozwolił sobie na nią popatrzeć, próbując jeszcze mocniej zapamiętać jej twarz. Jak wyglądała ich ostatniego wspólnego wieczoru. W co była ubrana. Jakie rozczarowanie kryło się w jej spojrzeniu, kiedy na niego patrzyła, kiedy mijał ją wychodząc z łazienki.

/zt x 2 </3
ODPOWIEDZ