rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Wilgotny zapach namoczonej gliny, szczelnie domkniętej w skrzyni, jakby starodawnej i sakralnej krypcie, ułożonej pod szerokim i strzelistym oknem coraz częściej, coraz w y r a ź n i e j wplątywał się między nozdrza po rozwarciu drzwi pracowni. Tillius zaglądał do niej wówczas, dostrzegał szaro-ziemisty materiał wyścielający w nierównomiernych proporcjach dno rezerwuaru i ze zdumieniem kontemplował, że ta nie zdążyła doschnąć; że — co bardziej zaskakujące — prezentowała się tak, jakby regularność czyjejś troski zawsze uzupełniania potrzebną do rzeźbienia miękkość. Jakby ktoś rzeczywiście układał ją w rozmaite kształty na obrotowym stole stojącym nieopodal, jakby wycinał za pomocą wyczyszczonych, licznych dłut wymyślne wyżłobienia, jakby poza jego wiedzą, wnętrze pełne zatrzymanych w ruchu, nieżywych części sylwetek wypełniało jeszcze jakieś inne życie. A jednak nie poszukiwał niezaanonsowanego gościa, nie próbował rozwikłać zawiłej zagadki tego, z kim od pewnego czasu współdzieli miejsce własnego kultu; uznał, że nachodzi je Lenore bądź Nisida, może nawet Romulus ze swojej trwałej nieśmiałości niezdolny podzielić się z nim nowo odkrywaną pasją. Kamienie stały jednak nienaruszone, podobnie jak wszelkie inne niedokończone dzieła, zwalniając go niejako z obowiązku martwienia się o czyjąś niedawną obecność zastygłą w powietrzu. Nie wnikał, nie przejmował się, w niektóre dni prawie wcale nie odwiedzał pracowni, zamiast tego odnawiając dawne znajomości (porzucone na kilka lat nieobecności, zażegnanej dopiero tygodnie temu), wyjeżdżając w poszukiwaniu nowych materiałów czy inspiracji, odwiedzając muzea i galerie, a czasem dbając o i tak przegrane już życie małżeńskie, częściej rodzinne, jeśli tylko Lainie była akurat w domu. Dzisiaj także miało go nie być, zapowiadał to od kilku dni — wydobyty na drugim końcu Australijskiego stanu kamień wpaść miał w jego delikatne i zakochane w nim dłonie, a jednak przesunięto jego przyjazd, zadzwoniono i poproszono, by stawił się za kilka dni. To dlatego udał się do pracowni nieplanowanie, to dlatego nasunął palcami na od razu ustępującą klamkę, zamiast blokadę zakluczonych drzwi, to dlatego wsuwając się do karmelowo zacienionego miejsca, zamarł w przejściu i z konfuzją wpatrywał w rudowłosą, nieznaną sobie dziewczynę, zajmującą drewniany stołek zwykle przeznaczony jedynie dla jego sylwetki — odgrywającą rolę nie modelki, często poza nim wypełniającą niewielki budynek nieopodal domu, a drugiego rzeźbiarza, choć takiego na gapę. — Dzień dobry. Powiesz mi, kim jesteś? — spytał miękko, tuż po przypomnieniu sobie umiejętności dobierania liter w słowa, myśli w klarowne zdania. Wciąż był jednak ostrożny, wciąż skonsternowany, wciąż pozbawiony wiedzy, co takiego winien uczynić, czy też choćby myśleć o napotkanym intruzie.
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii