barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Sponsorem relacji Callie i Galahada powinna być Bad Timing, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Odkąd się poznali, czas był zawsze najgorszy. On był żonaty kiedy ona chciała się wiązać i życie układać - ona chciała powoli, bez deklaracji i zobowiązań, gdy on się rozwiódł. On chciał pozwolić Callie iść naprzód bez niego, dopóki nie zobaczył jej przypadkiem chorującej na NOWOTWÓR. Ona chciała grzecznie gdy on miał kontrolę nad własnym ciałem - tylko po to żeby za chwilę chcieć wisieć na nim jak nimfomanka 24/7, gdy jego erekcje okazywały się nieosiągalne. Mijali się jak idioci, nie mogąc nawet na chwilę złapać w dobrym miejscu, dobrym czasie.
Tak było również teraz.
Ostatni miesiąc minął gołąbeczkom na drugiej edycji miesiąca miodowego. Wszak przed wypadkiem Galahada Callie nie zdążyła się nim nacieszyć, więc teraz gdy odzyskał czucie w bardzo kluczowym miejscu, dobierała się do niego codziennie. Czasem kilka razy dziennie. Na krócej, na dłużej, często przerywając mu to, czym akurat był zajęty. Przed pracą, po pracy, w czasie pracy… Może to próba odwrócenia uwagi ich obojga od trwającej chemioterapii i pogarszającego się jej stanu, a może zbudowana latami rozłąki tęsknota. Nieważne - ważne, że bliskość Harringtona wcale się jej nie nudziła, a apetyt jedynie rósł w miarę jedzenia. Wystarczyło, że zerknął na nią ukradkiem gdy próbowała zrobić herbatę i za moment majtki jakoś same zsuwał się do kostek. Magia.
Beztroska zabawa trwała do wczoraj - oto podczas wieczoru w Moonlight, w toalecie dla pracowników Carter zerkęła w stronę otwartego kartonika z tamponami i oniemiała. Coś to już długo było, odkąd w tym samym miejscu walczyła z urokami kobiecości. Girl math wasn't mathing, zerknięcie w kalendarzo-grafik w socjalnym nie pomogło, gdy z paniką dochodziła do pewnych wniosków. Po późnym powrocie do domu i prysznicu nawet nie wcisnęła się bezczelnie w jego ramiona. Z samego rana zaś, zamiast leniwie dochodzić do siebie po traumie pobudki, uciekła bezszelestnie prosto do apteki.
Godzinę później przerażona, jakby nie wiedziała skąd się biorą dzieci, robiła test ciążowy. Nie chciała wszczynać paniki niepotrzebnie, bo przecież m u s i a ł być negatywnty - a brak okresu oznaczał tylko tyle, że rak postępował lub chemia zrobiła swoje?
Prawie było słychać w całej Australii huk jej zawału serca, gdy na teście pojawiła się druga, niewyraźna kreska. I choć rozmawiali o dzieciach - co więcej, to Callie tłumaczyła, że absolutnie w ciąży być chce i musi…
Była załamana. Zdenerwowana i skołowana. Nie chciała tego teraz i nie chciała tego tak - wizja czekania dzień lub dwa aż lekarz potwierdzi ciążę lub wyjaśni, co mogło spowodować fałszywy wynik była perspektywą prawdziwie koszmarną. Poza tym, ja pierdolę, nie mogło chodzić o to, że któregoś dnia wzięła tabletkę kilka godzin później i antykoncepcja nie zadziałała.
Ano dlatego, że motywem przewodnim związku był ten nieszczęsny bad timing. Papa Carter miał niebawem wsiąść do samolotu i spotkać się z córką oraz jej wybrankiem na eleganckiej kolacji tego samego wieczoru. Czy mogło być gorzej?
Oczywiście, że tak.
Callie nawet nie musiała się zastanawiać - jedyna sensowna opcja, jej zdaniem, to temat przemilczeć. Wyskoczyć do szpitala, posłuchać co powie Dawsey, zaczekać na definitywną informację zwrotną i dopiero wtedy pomyśleć, co i jak powiedzieć Galahadowi. Czy to był temat wspólny, czy jednak temat no uterus, no opinion. Tylko że… Nic z tego, bo właśnie przestraszona podskoczyła, siedząc na krawędzi wanny, gdy zaspany Harrington pojawił się w progu.
Z całego tego zamieszania test wypadł z jej drżących rąk i poleciał na podłogę, nie zdążyła wyrzucić leżącego na umywalce kartonowego opakowania i na dzień dobry, Gal dostał jedynie zrezygnowane spojrzenie oraz wymamrotane słabym głosem:
Hej.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Galahad zdecydowanie nie zamierzał narzekać na nowo odkryte seksualne pokłady energii swojej partnerki. Zdawał sobie sprawę, że to pewnie po części przez sytuację, w jakiej się znaleźli. Lecz, przynajmniej jemu, na te kilka chwil pozwalało to zapomnieć o tym całym raku, jego wypadku i wszystkim pomiędzy. W tych chwilach byli tylko oni. Ich związek wrócił na podobne tory, co przed ich rozstaniem. Nie potrafili się od siebie odlepić. Nimfomania nie była taka zła jeśli obie strony relacji na nią cierpiały, a Gal zdecydowanie był spragniony swojej wybranki. Więc bardzo chętnie i aktywnie uczestniczył we wszystkich zbliżeniach przed pracą, po pracy, a najchętniej chyba tych w trakcie. Nie powinien, był psychiatrą, od jego decyzji również zależało ludzkie życie, ale jak miał odmówić Callie, która sama pakowała się mu pod biurko, a czasami po prostu go tam zaskakiwała. Mieli kilka bliskich kontaktów, przez które mógłby stracić pracę, więc tam to trochę ograniczyli, aczkolwiek ze zdwojoną siłą odbijali sobie to wszystko w mieszkaniu. Jego fizjoterapia również zdawała się dobrze na tym wychodzić. Chyba przez ten cały wysiłek fizyczny jego ciało zaczęło regenerować się coraz szybciej dzięki czemu teraz, choć w większości chodził jeszcze o lasce, był w stanie poruszać się całkiem swobodnie.
Co równie ważne, na powrót mógł zasiadać za kółkiem. Pomimo tego, że Callie nie puszczała go jeszcze nigdzie samego, co by znów nie wpakowała się w niego ciężarówka, czuł się przez to bardziej męski, na czym zyskiwało zarówno ich życie intymne, jak i cała relacja. Od ostatniego tygodnia miał takie przeczucie, że znaleźli się na powrót w naprawdę dobrym miejscu. Jasne, nie można było zapomnieć o jej raku, ale na razie rokowania zdawały się być całkiem pozytywne, a przynajmniej tak mu mówiła. Na razie ufał jej na tyle by na własną rękę nie zaglądać jej w akta. Mieli nawet umówione spotkanie z jej ojcem. Do czego akurat nie był nastawiony pozytywnie, ale dla kobiety, którą kochał, był w stanie zagryźć zęby i przesiedzieć tę kolację. Chciał by Callie miała dobre relacje ze swoim ojcem, tylko nie był pewien, czy staruszek na to zasługuje.
Był nieco zdziwiony, że wieczorem nie wpakowała mu się do łóżka. Może inaczej, że wchodząc pod kołdrę go nie obudziła. Zazwyczaj to, że spał w niczym nie przeszkadzało. Z resztą nie mógł tego nawet zauważyć. Dopiero rano, kiedy obudził się bez czyichś ust na swoim wzwodzie zaczął przeczuwać, że coś może być nie tak. Nie tak by zaczął się martwić, ale wystarczająco by całkiem żwawo wstał, rozciągnął się i zaczął szukać swojej ukochanej. Zauważył uchylone drzwi do łazienki. Chętnie dołączyłby do niej pod prysznicem, a że był zaspany, nie skojarzył jakoś faktów bo żadnej wody nie słyszał. Przecierając oczy pojawił się we framudze.
- Hej. - odpowiedział jej tym niższym, zaspanym głosem, który zawsze miał rano, a który tak lubiła.
W pierwszej chwili nie zwrócił aż tak wielkiej uwagi na to, co leżało na ziemi. Odruchowo schylił się by podnieść bliżej dla niego nieokreślony przedmiot. Już prawie po prostu jej go podał, kiedy spojrzenie padło na opakowanie z bobasem. Zastrzyk adrenaliny zadziałał równie dobrze, jeśli nie lepiej, niż bycie pod ostrzałem. Jak na filmach, jego źrenice nagle się rozszerzyły, spojrzenie stało się skupione. Codzienny, dobrze wyćwiczony, poranny wzwód wręcz komicznie oklapł. Zauważył niewyraźną linię, wskazującą na plus, która na jego oczach robiła się coraz bardziej wyraźna. Zaniemówił. Stanął jak osłupiały wpatrując się w test, jakby mógł nagiąć czasoprzestrzeń i zmienić jego wynik. Tyle było z jego porannych igraszek.
Cześć tato. Jeszcze się nie urodziłem/łam, a już pozbawiłem/łam cię seksu.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Chciała uprzejmie oszczędzić mu wrażeń przynajmniej dopóki nie ustali z lekarzem stanu faktycznego, a najchętniej także do czasu aż nie ustali sama ze sobą czego chciała idąc dalej. Inaczej zaczęłaby rozmowę o tym, że może trafiło się trochę wcześniej ale fajnie - a inaczej rozmowę o tym, że to absolutnie nie jest dobry moment i trzeba tę ciążę przerwać jak najszybciej. Wystarczyło żeby była trochę bardziej przytomna w obliczu stresującego czekania na wynik i zamknęła te przeklęte drzwi, żeby schować to opakowanie z przerażającym bobasem gdzieś między kosmetykami, w której chłop nigdy by nie zajrzał na dłużej niż kilka sekund.
Niestety, wyszło jak zwykle czyli najgorzej i teraz oboje w zwolnionym tempie łączyli kropki w jakże nieciekawy obrazek. Callie, ze ściśniętym żołądkiem i gardłem nie mogła wydusić z siebie żadnych słów przez zbyt długą chwilę, tupiąc nerwowo stopą w zimne kafelki, czym wprawiała całą sylwetkę w drżenie, niczym dzieciak z ADHD zmuszony do siedzenia w bezruchu w szkolnej ławce.
Obserwowała czujnie twarz partnera, ten moment w którym zapaliła się nad nim czerwona żaróweczka alarmu koniecznej ewakuacji i… Chyba to, że mocno ją zemdliło nie było reakcją osoby która tak bardzo chciała zakładać rodzinę.
Czas jednak robił kolosalną różnicę.
Gal — odchrząknęła, coraz bardziej zaniepokojona jego wielkimi oczami i tym, że w szoku chyba całkiem przestał oddychać. — Gal, usiądź. Oddychaj. Nie chcę, żebyś dostał wylewu, przerażają mnie ci ludzie z zapadniętą połową twarzy, jak z klauny z niskobudżetowej wersji Jokera, czy coś — trochę bredziła głupoty, trochę faktycznie się martwiła. — Jeszcze zemdlejesz, przewrócisz się, potłuczesz głowę o framugę i będę miała na głowie zaproszenie Caroline na twój pogrzeb i samotne macierzyństwo — panikowała dalej, mówiąc coraz szybciej i coraz mniej składnie, ale choć starała się okazać wyrozumiałość wobec jego szoku, kompletnie ignorowała własne dudnienie serca. Jakby miała sama za chwilę mieć zawał i pocałować z podłogą, co w ostatnim czasie i tak robiła często, dzięki chemioterapii.
Ta druga kreska jest niewyraźna, więc może to tylko pomyłka — słabym głosem próbowała raczej przekonać siebie, aniżeli jego, bo nawet nie miała pewności czy w ogóle ją słyszał. Może krwotok wewnętrzny już powodował dzwonienie w uszach Harringtona, i za moment będzie trzeba dzwonić po karetkę. — Na pewno pomyłka — poprawiła się natychmiast; jej idiotyczny monolog trwał, nie dawała mu nawet szansy się odezwać, ale winić należy jej własny strach, a nie egoizm. W każdej innej sytuacji zapytałaby co o tym myślał, ale w tej zaczynała dostawać migreny z aurą, pocierać nerwowo skronie i oddychać zbyt płytko, zbyt szybko. — Testy są czasem wadliwe. Oboje wiemy, że mam pecha. Może wzięłam akurat to jedno złe opakowanie z półki. Albo… Bo przecież… Sam mówiłeś, że z Caroline…
Była żona Harringtona była swoistym Voldemortem ich relacji - jej imienia nie wolno było wymawiać, bo przypominało Callie o tym, jak w 96 płonął Hogwart Galahad robił ją w chuj nie potrafił zachować się fair. Teraz jednak Caroline została przywołana dwa razy w ciągu kilku krótkich chwil, co mogło świadczyć o tym, że podczas kiedy Galahad miał mieć wylew krwi do mózgu, Callie cała krew z mózgu odpłynęła.
I wyglądało na to, że Carter będzie się jąkać aż faktycznie padnie na zawał, bo kłapała tym jęzorem jak nawiedzona i nie potrafiła się zamknąć.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mieli już tę rozmowę o macierzyństwie i jak zawsze w najlepszym momencie swojego życia. Wtedy powiedział jej kilka słów, które oczywiście nie były po prostu górnolotne i jeśli je powiedział to był ich pewien. Mógł mieć dziecko z Callie, może nawet gdzieś tam w głębi swojego serca chciał założyć prawdziwą rodzinę i jeśli miałby to zrobić z kimkolwiek to właśnie z nią. Jednakże to wszystko było wtedy tylko w sferze planów, domysłów. To, co właśnie trzymał w dłoniach sprawiało, że wszystko stawało się o wiele bardziej realne. Nagle wyimaginowana córeczka albo syn nabierali wyrazu. Może trzeba było już wybierać imię. Na pewno nie po ojcu Callie. Może po jego rodzinie? Jego siostrze? Babce? Wujku, dziacdku? Jak on w ogóle miał na drugie. Gonitwa myśli prowadziła go już torami jak to trzeba kupić nowe, rodzinne auto, pewnie dom na przedmieściach. Zaraz wybierać szkoły, a przed tym wszystkim jeszcze zrobić research, która marka pieluch jest najlepsza i dlaczego musi wykupić już pół garażu. Jeśli już jest garaż to przecież trzeba zrobić półki i co dziecko będzie jadło na śniadanie. O zgrozo, a co z nimfomanią jego ukochanej. Czy nagle seks to tylko w niedzielę po kościółku i na misjonarza? Nici z upodlającego seksu? Bo mamie już nie wypada? Z Callie byłby niezły MILF swoją drogą... O boże. Przecież szlag go trafi jak wszyscy ojcowie będą się na nią gapić na wywiadówkach. Chyba jednak będzie musiał pozbyć się swojej kolekcji broni. Tak na wszelki wypadek żeby go nie korciło.
Przez to wszystko jej pierwszego dialogu w ogóle nie usłyszał. Zamknął się całkowicie w swoim świecie domyśleń i pewnie gdyby był kimś innym zacząłby się właśnie hiperwentylować. Jednakże Callie użyła pewnego słowa triggera. Imienia jego byłej żony. Z jakiegoś powodu to przestawiło pewien pstryczek w jego mózgu. Powrócił do niego cały trening. Adrenalina zawężyła jego spektrum doświadczania świata. Był w stanie opanować kołatające serce. W końcu uniósł wzrok na dziewczynę, który nie był już tak spanikowany. Powoli usiadł na rancie wanny. Zaczął powoli analizować wszystko, co do niego mówiła. Przepuszczać to przez swoje filtry. Przyswajać informacje i skupić się na tym co tu i teraz.
Tylko wtedy ponownie przywołała imię jego byłej i to jeszcze w dość ciężkim kontekście, co jakimś magicznym sposobem sprawiło, że tyłek mu się zsunął, wylądował zgięty w wannie, a jego głowa uderzająca o płytki po prostu wydała ten zabawny, pusty dźwięki, jakby nic tam nie było.
- Ouch... - syknął rozmasowując bolące miejsce - Jak tak dalej pójdzie to naprawdę będziesz umawiać się z Sylvester Stallone wannabe. - uśmiechnął się do niej bo naprawdę zabawnie wyglądałby z paraliżem twarzy, ale wtedy pewnie nie byłby już tak dobry w sekcji oralnej, co prowadzi do rozpadu związku i samotnego macierzyństwa, jak wszyscy wiemy.
- To co było z Caroline zostawmy już w tej zamkniętej księdze, co? - poprosił spoglądając w jej stronę bez większych wyrzutów - Myślę, że nawet gdybyś ją zaprosiła, nie byłaby zainteresowana. Wie, że nic jej nie zapisałem. - bo tak, jak każdy dorosły facet miał już całą wolę ogarniętą, co w sumie mu przypomniało, że chyba pora ją znów zmienić.
- Tak, te testy potrafią być wadliwe. - kontynuował ze swojego miejsca, gdzie zdawał się już po prostu zadomowić - Więc może nie panikujmy jeszcze. Jest pewnie dziesięć różnych ścieżek, które możemy wybrać, nawet jeśli okaże się to prawdą. Ze wszystkim sobie poradzimy. - zapewnił ją jeszcze mając nadzieję, że to w ogóle coś da.
Na razie to ona potrzebowała się trochę uspokoić. Jemu było łatwiej. Przyzwyczaili go w wojsku do stresujących sytuacji. Organizm właściwie sam wiedział kiedy potrzebował zastrzyku adrenaliny by pomóc mu się skupić na teraźniejszości. Dlatego teraz mógł mówić o tym wszystkim całkiem spokojnie, a nawet...
- To jeszcze jedna ważna kwestia. Wiesz, że jak to chłopiec, to będzie Galahad Junior? - wyszczerzył się do niej będąc nawet w stanie żartować - I twoje piersi będą wyglądać nieziemsko. - dobra, ten był już ryzykowny w tej sytuacji, więc lekko wciągnął głowę, jak żółw oczekujący na atak drapieżnika.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Nawet przez sekundę nie przyszło jej do głowy to wszystko, z czym wiązało się macierzyństwo, w kategorii wybierania najlepszych pieluch, bezpiecznej dzielnicy czy szkoły w której kaszojad będzie mógł rozwijać swój potencjał.
W jej głowie toczyła się gonitwa myśli o katastrofie, która czekała na nich oboje, jeśli ciąża okaże się prawdą. Wiedziała doskonale w jakim stanie była w tej chwili jej zajęta rakiem macica. Wiedziała, że musiałaby zdecydować, czy przerwać ciążę i operować się zgodnie z planem - czy podjąć ryzyko, próbować donosić ciążę jak najdłużej podczas chemii, możliwie kończąc z niepełnosprawnym w stopniu znacznym dzieckiem, które nigdy nie będzie samodzielne. K o s z m a r. Nie zastanawiała się ani nad płcią bombelka, ani nad jedzeniem, tylko nad tym, że nieważne co się teraz wydarzy - absolutnie każda opcja była traumatyczna i beznadziejna. Ironicznie, zważywszy na jej dotychczasowe pragnienie pozytywnego wyniku testu.
Ale to nie miało tak wyglądać. Oboje mieli najpierw uporządkować sprawy zdrowotne. Oboje mieli zdecydować o tym, że są gotowi, żeby się starać. Oboje mieli się cieszyć gdy się uda. A teraz... Galahad przywalił łbem w ścianę, Callie nawet tego nie zauważyła, myślami całkiem nieobecna. W uszach jej dzwoniło, czaszkę od wewnątrz rozsadzało ciśnienie a w gardle zrobiło się boleśnie sucho. Gdy wreszcie zamrugała kilka razy, a jej wzrok się wyostrzył, podejrzliwie i z niezrozumieniem spojrzała na wygiętego w wannie Harringtona, który był dziwnie uśmiechnięty w obliczu dziejącej się TRAGEDII.
Zaczął gadać coś o testamencie, co wprawiało Callie tylko w większe osłupienie, bo czy jego żona nie chciałaby przypadkiem wylać łez nad grobem, nawet byłego? Czy musiało chodzić o kasę? I wtedy...
- Gal, czy ona o mnie wie? - spytała idiotycznie tak, że głupiej się już nie da. Coś jej nie stykało w tym pustym łbie w tej chwili, i jak temat byłej żony nie istniał przez tyle miesięcy - teraz z niewyjaśnionych przyczyn wychodził na wierzch gdy siedzieli nad pozytywnym testem ciążowym w / na wannie. Callie nigdy o to nie zapytała gdy odnowili kontakt, a teraz bredził coś o zamkmniętej księdze, czego nie kodowała wcale. Może o to chodziło? Może nie chciałaby przyjść na pogrzeb, żeby nie mijać się z kochanką męża?
W sytuacji silnego stresu Callie nie była w stanie odłożyć kwestii ważnych na bok i podejść do wyzwań z żartem i lekkością - ominął ją i etap bezpiecznego dzieciństwa (układ nerwowy już nie do poskładania, za późno) i super hiper mega intensywne szkolenia wojskowe (choć z żołnierzami trochę doświadczenia miała, wystarczyło spojrzeć na faceta z którym związała się po Galahadzie - girl has one type, clearly). - Nie za dobrze się bawisz? - spytała w końcu podnosząc tyłek z wanny. Test i opakowanie z bobasem wyrzuciła do kosza, nie chcąc patrzyć na nie ani chwili dłużej. - To problem. Duży problem. A ty myślisz o Galahadzie Juniorze i cyckach? - niestety, w tej chwili próby wsparcia i rozładowania napięcia nie mogły zostać przez Callie docenione - byłoby źle niezależnie od tego, co by powiedział, bo poranek był najgorszy. - Jak chcesz Juniora, to będziesz go sobie musiał sam urodzić. Moją pierwszą decyzją jako matki nie będzie sprawienie, żeby nasze dziecko bili w szkole - nadal nieobecnie i nieprzytomnie przeszła do sypialni, w której narzuciła na siebie pierwsze lepsze dresy. Czas naglił. - Ubieraj się, wychodzimy - zawołała wstukując szybkiego smsa do lekarza, bo choć po znajomości omijali kolejki, uprzejmie było uprzedzić. - Poza tym nigdy nie mówiłeś, że chciałbyś żebym miała większe piersi - dodała z wyrzutem, bo skoro cieszył się na to że urosną, to musiał kłamać mówiąc, że małe też mu się podobają. Żelazna, kobieca logika. Z tym, że Callie ponownie opierająca się o framugę w progu łazienki, wciąż nie była ani trochę przytomna. Może potrzebny był kubeł zimnej wody, taki dosłowny. Albo strzał z plaska? - Ale to nic, jak test był wadliwy i nie jestem w ciąży - Gabbie ma duży biust, to sobie popatrzysz.
Oh dear.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Galahad miał już swój mały moment paniki, który na szczęście udało mu się zdławić w zarodku, więc podchodził do sprawy trochę bardziej zdroworozsądkowo niż jego partnerka, a przynajmniej na to w tym momencie wyglądało. Zdawał sobie zatem sprawę z tego, że tak naprawdę są w czarnej dupie, oboje, jeśli to, co przekazywał im test faktycznie stanie się ciałem. Dosłownie. Wojsko nauczyło go tego, że powinno się podejmować akcje na podstawie potwierdzonych informacji. Ta nie była potwierdzona, więc w takim przypadku należało założyć najczarniejszy scenariusz by być na wszystko przygotowanym. Tak na wszelki wypadek. Trzymał to w pamięci, aczkolwiek starał się nastawić jak najbardziej pozytywnie bądź racjonalnie. Tego właśnie Callie teraz od niego potrzebowała. Najgorsze co mógł zrobić to spanikować i powielić jej wątpliwości. Na to nie mógł sobie pozwolić. Pewnie później sam też zamknie się w łazience i przeżyje swój prywatny kryzys z dala od jej oczu. Tłumienie emocji było bardzo powszechne w trakcie misji, a to była misja. Przynajmniej dla niego. Dożyć końca tego dnia i potwierdzić dossier. Jedna z najgorszych przydziałów w jego życiu. Chociaż partnerka była gorącą laską. Skupmy się na plusach.
- Co? - znów zbiła go trochę z tropu swoim pytaniem - Nie, nie utrzymujemy kontaktu, więc po co miałbym jej mówić? - spojrzał na nią zdziwiony - Chyba tylko po to żeby jej powiedzieć, że umawiam się teraz z gorącą małolatą, która nadąża za mną w łóżku i nie marudzi, że znów musi mi obciągnąć. Ale nie jestem aż tak małostkowy. Chcesz żeby o tobie wiedziała? - skontrował nie mając pojęcia co to miałoby na celu, ale może jest jakaś perspektywa, której po prostu nie dostrzega.
Nie miałby najmniejszego problemu z powiedzeniem o niej Caroline. W końcu Callie mógł się tylko chwalić, do tego był zakochany. Nie miał nic do ukrycia. Po prostu nie był typem, który musiał komukolwiek coś udowadniać. Jeśli już miał to robić to swojej aktualnej partnerce i to to, że jest jej wart. Od byłej już niczego nie potrzebował.
Dzielnie przyjął na siebie jej kolejne zarzuty. Znał ryzyko swoich żartów. Zdawał sobie sprawę, że niekoniecznie muszą być dobrze przyjęte w tej sytuacji i mogło być po prostu za wcześnie. Najwyraźniej było. Dlatego z pokorą pochylił głowę przyjmując besztanie. Nie, nie bawił się dobrze. Wręcz przeciwnie. Jednakże jeśli byli teraz w kryzysie to musiał być jakiś balans. Jej panika oraz przejęcie musiało spotkać się z jego humorem oraz spokojem. Nawet pewnością siebie. Inaczej mogliby być w naprawdę złym miejscu. Ratował, co jeszcze można było uratować z tego dnia.
Kiedy wyszła z łazienki żeby coś na siebie zarzucić on zaczął przygotowania by wyjść z wanny. Normalnie pewnie nie miałby z tym problemu, tylko nie wrócił jeszcze do pełni zdrowia. Chodził nadal głownie z laską i nie tą o imieniu Callie, a taką zwykłą, drewnianą, kompletnie płaską i nie pociągającą. W każdym razie to nie było takie proste jak się wydawało, więc potrzebował kilku minut by się stamtąd wygramolić. Pewnie część z tego nawet widziała i wcale nie zarzucał jej tego, że nawet nie próbowała mu pomóc, a po prostu rzucała kolejne zgryźliwe uwagi w jego stronę opierając się o framugę. W końcu udało mu się znów wrócić do pozycji stojącej. Odepchnął się od umywalki żeby zrobić te dwa kroki w stronę swojej naburmuszonej partnerki. Złapał ją za biodra i nieco gwałtownie, bardzo stanowczo obrócił ją plecami do framugi i to do niej ją właśnie przycisnął. Może to ją trochę otrzeźwi.
- Juniora nikt nie będzie bił bo ojciec nauczy go jak złamać komuś wszystkie kości dłoni w trzech ruchach. - powiedział stając bliżej i skupiając na niej całą swoją uwagę - Zaraz pojedziemy. - domyślał się gdzie - Ale przed tym rozwieję twoje wątpliwości. Najbardziej lubię twoje piersi. - przesunął swoje dłonie po jej brzuchu, by pod koszulką ścisnąć je tak, jak lubiła - A teraz popatrz na mnie. - ścisnął nieco mocniej - Czegokolwiek się dzisiaj nie dowiemy, poradzimy sobie z tym, rozumiesz? - puścił na chwilę i ścisnął jeszcze raz bo to nie było pytanie retoryczne.
- Masz świetnego faceta, który nigdzie się nie wybiera i zawsze przy tobie będzie. Jest twój absolutnie na wyłączność. - opuścił w końcu swoje dłonie z powrotem na jej biodra dając jej jeszcze buziaka.
Nie przesadnie namiętnego. Po prostu takiego, który okazywał swoje wsparcie oraz uczucie, którym ją darzył. Tak, tak też potrafił całować. Jak bardzo, bardzo chciał...

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Pewnie gdyby wiedziała, że Galahad nie dawał sobie przestrzeni na własne emocje żeby ona nie odleciała jeszcze bardziej - byłaby na siebie wściekła. W końcu związek w którym jedna strona może się rozkleić i odkleić, a druga udaje że wszystko jest ok żeby nie pogarszać sprawy, brzmi bardzo nieuczciwie i słabo. I może by nawet na to wpadła, połączyła kropki i uznała, że reakcja Harringtona jest przynajmniej podejrzana, ale tkwiła w tak głębokim szoku że wszystkie jej szare komórki zapadły w głęboką śpiączkę.
Chciałaby cofnąć czas. Do tego przeklętego wspólnego pójścia na rehabilitację. Mogłaby być nadal obrażona i nie dać się dotknąć. Mogłaby też podtrzymywać, że tabletki antykoncepcyjne zwiększają ryzyko raka piersi, więc od teraz seks tylko w prezerwatywie. Albo mogłaby nacieszyć się tą jedną długą nocą, przerwą na pizzę - z ulgą, że Galahad nie musiał grozić kucharzowi odstrzeleniem. I po tym się zatrzymać. Wymyślić znów jakąś głupotę, że trzeba powoli, że tak będzie lepiej.
Wtedy może uniknęliby katastrofy, która od wczorajszych godzin wieczornych rozgrywała się w czaszce Callie Carter.
Przemilczę gorącą małolatę, bo nie mam siły — odburknęła niezadowolona. Kiedyś ich różnica wieku była bardziej znacząca, gdy Callie jako wczesna dwudziestka poleciała na starszego i żonatego. Teraz uważała się za równie dorosłą, co Galahad - ich etapy życia uległy wyrównaniu. Jeśli wziąć pod uwagę bagaże doświadczeń, on mimo kilku więcej lat życia, wcale nie dźwigał dużo więcej od swojej dziewczyny. — Nie, czy teraz o mnie wie. Czy dowiedziała się o mnie wtedy? Przed rozwodem, w trakcie? — doprecyzowała. Musiałaby zwariować żeby życzyć sobie, by Galahad obdzwaniał teraz byłą żonę z oficjalną informacją, że wszedł w związek z kimkolwiek. Ale to, co działo się w okolicy odejścia Callie i kolejno rozpadu jego małżeństwa, miało znaczenie.
I nie, w obliczu dramatu jaki właśnie wyolbrzymiała jej percepcja zdarzeń, nie zaoferowała partnerowi pomocy z wyjściem z wanny. Obserwowała tylko ten ostatni fragment, nie dochodząc jednak do wniosku, że była mu do czegokolwiek potrzebna. Poradzi sobie. Pewnie myślałaby o tym inaczej, gdyby jej przed chwilą nie zirytował. Może nawet o tym, że mogli razem spędzić wieczór w tej wannie, ale… Nastrój i ochota całkiem wyparowały, śladowych ilości nie odnotowano.
Dlatego wyjątkowo nie była zadowolona, kiedy pewnym ruchem przycisnął ją do framugi. Zdecydowanie potrzebowała porządnego attitude adjustment, bo nie była sobą. Callie jaką znał Galahad, zamknięta w tej ciasnej przestrzeni i przyparta do ściany, już myślałaby o szybkim numerku przed wyjściem. Callie przerażona plusem na teście ciążowym tylko irytowała się tym, że Galahad opóźniał ich wyjście z domu. Co, trzeba uczciwie powiedzieć, było niezbyt miłe, bo przecież biedak tylko się starał pomóc. Powinna go docenić, wzruszyć się może jakiego ma wspaniałego, wspierającego faceta. Uśmiechnąć trochę, cokolwiek.
Nope.
Cierpliwie czekała, aż przestanie się bawić cyckami, pozostając niewzruszoną masą ciepłych zapewnień, które kierował w jej stronę. Nie podzielała podejścia poradzimy sobie ze wszystkim, bo ona już w tej chwili sobie nie radziła, bez nieplanowanego bombelka i przed oczami miała już najprawdziwszy zgon - jeden lub dwa - i koniec świata. Nic nie powiedziała, bo w przypływie geniuszu Harrington zamknął jej usta, zanim mogła pogorszyć sprawę, doprowadzając do awantury. W końcu każdego cierpliwość miała limity.
Coś w tym połączeniu warg było takiego, że spuściła z tonu przynajmniej trochę i objęła swego dzielnego wybranka, ochoczo pocałunki odwzajemniając. Rozładowywanie napięcia przez fizyczność zawsze wychodziło im najlepiej, i choć nie było to rozwiązanie idealne, przynajmniej w jakimś stopniu wyrwało kobietę z letargu.
Z tym „absolutnie na wyłączność” to się dopiero okaże — rzuciła zrezygnowana. Szanse były całkiem wysokie, że będzie się musiała zacząć dzielić Galahadem zdecydowanie wcześniej, niż planowała. — Mnie też nauczysz łamania kości? Czasem by mi się przydało. Jak w sklepie mówisz, że nie chcesz ciastek a potem zjadasz moje, na przykład… — złapała jego dłonie i odsunęła od siebie, bo mogli tak godzinami, a jej się naprawdę spieszyło. Co jeśli laboratorium analizuje próbki tego samego dnia jeśli będą dostarczone przed określoną godziną? Co jeśli spóźnią się kwadrans i będą musieli czekać kolejną dobę? CO JEŚLI?!
Czy mógłbyś, uprzejmie proszę, iść się ubrać i ogarnąć, bo musimy wyjść? — poprosiła. — Chyba, że nie chcesz. Pojadę sama.


Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cóż, Galahad cały czas próbował robić dobrą minę do złej gry, jednak zaczął powoli dostrzegać przesłanki ku temu, że tym razem nawet jego zabójcze poczucie humoru oraz uśmiech zupełnie nie wystarczą. Niemniej nie zamierzał się tak łatwo poddawać. Miał jeszcze parę asów w rękawie, które zawsze zachowywał sobie na czarną godzinę i bardzo możliwe, że takowa właśnie nadeszła. Z tą małolatą oczywiście żartował. Chyba każda kobieta lubiła czuć się młodo, a Callie do tej pory nie narzekała na ich różnicę wieku. On też nie zamierzał narzekać, kto by nie chciał mieć tak dużo młodszej od siebie partnerki, a do tego takiej, która mentalnie wcale nie odbiega bardzo od tego, co on potrafił przynieść do konwersacji. Dla niego Callie była ideałem. Nie z tych, co rzeczywiście nie mają żadnych wad i wręcz emanują jakąś boską energią. Nie, Carter właśnie pokazywała mu tę jedną z gorszych stron siebie. Impulsywną, panikującą, nieco złośliwą. Jemu to jednak zupełnie nie przeszkadzało. Wiedział, na co się pisał i czasami nawet to było potrzebne. Co by się przypadkiem ze sobą nie zanudzili. Liczyło się to, że zawsze potrafili się dogadać, a przynajmniej tak do tej pory sądził.
- A jakie to ma znaczenie? - nie potrafił zrozumieć co ta wiedza miała przynieść ich relacji ani dlaczego teraz akurat była tym zainteresowana - Tak, wyszło to podczas którejś rozwodowej kłótni. Przyznałem się do tego, że miałem kogoś, ale nie padały ani konkretne nazwiska ani numery telefonu, więc raczej możesz uznać, że nie wie o tobie. - niemniej wyjaśnił z nieco nietęgą miną.
Ostatnie, czego teraz potrzebował to otwierać tę puszkę Pandory po raz kolejny. Wyglądało na to, że ta, którą otworzyli wcześniej była jakąś pieprzoną matrioszką i wyrzucała z siebie coraz to kolejne przeklęte puszki. Aż strach pomyśleć, co mogłoby być kolejne. W tej chwili nie był w stanie sobie wyobrazić jak jeszcze sytuacja mogłaby się pogorszyć, ale życie ma to do siebie, że potrafi zaskoczyć w każdej sytuacji.
Chciał być wspierający, a przy tym uroczo rozbrajający i nieco seksowy, jak to miał w zwyczaju, ale widział, że to wszystko nie działa. Miał nadzieję, że połączenie zabawy jej piersiami z delikatną nutą gwałtowności sprawi, że trochę jej się system zresetuje, spuści z tonu, ale nic z tego. Jej uległa strona postanowiła właśnie zrobić sobie przerwę na papierosa. W tym momencie, w którym tak bardzo jej potrzebował. Przynajmniej ten niewinny buziak przerodził się w coś nieco bardziej intymnego, więc Callie, którą znał nadal gdzieś tam była. Nawet zaczęła na niego zwracać uwagę, skoro stać ją już było na mniej uszczypliwe złośliwości. Czuł się trochę zraniony tym, że wszystkie zapewnienia oraz deklaracje spłynęły po niej jak po kaczce, ale to jest kolejna rzecz, którą po prostu w tej chwili spakował do małej paczuszki i schował gdzieś w odmętach świadomości by otworzyć niczym prezent niespodziankę, gdy już będzie sam, a na niej się to nie odbije.
- Ciebie zawsze będę kochać najbardziej. - uśmiechnął się do niej łagodnie - Tylko się częstuję, a później zazwyczaj i tak odkupuję Ci całe opakowanie. Sharing is caring. - zabrał z niej powoli swoje dłonie.
Przez chwilę nawet rozważał czy nie zmiękczyć jej jeszcze kilkoma pocałunkami, jednak zdecydował, że nie będzie testował swojego szczęścia. Nie dzisiaj. Zamiast tego przeszedł do sypialni. Podobnie jak ona, tylko mniej zgrabnie, też narzucił na siebie coś luźnego. Sytuacja była kryzysowa, więc nie zamierzał się pięknić przed wyjściem. Zabrał jeszcze swoją laskę co by był w stanie chociaż częściowo dotrzymać jej kroku.
- Nie zostaniesz z tym sama Callie. Siedzimy w tym razem. - odpowiedział jej jeszcze naciągając na siebie bluzę i kierując się do wyjścia - Gotowa? - zapytał zabierając kluczyki.
Chyba nie myślała, że pozwoli jej w tym stanie prowadzić.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Miało znaczenie, oczywiście, w kontekście pogrzebu Galahada o którego organizacji rozmawiali. Nie to, żeby Callie mu życzyła przedwczesny zgon - jak wielokrotnie zaznaczyła, był jej potrzebny do odkręcania słoików - ale jeszcze nie całkiem wykluczyła ryzyko, że biedak dostanie zawału i się przekręci. Albo znów gdzieś mocno uderzy i będzie po nim. Wtedy nie mogłaby tej jego byłej żony nie zaprosić, bądź co bądź, spędziła z Galahadem solidny kawałek życia i szacunek nakazywał wziąć to pod uwagę.
Temat Caroline musiał jednak zostać porzucony, bo czas naglił i Callie chciała żeby jak najszybciej dowiedzieli się o co kurwa chodzi. Niewykluczone, że barmanka do niego wróci, skoro już jej się przypomniało że ma kluczowe braki wiedzy w kwestii rozwodu swojego wybranka. Jak wiadomo, baby to ciekawskie stworzenia, nawet jeśli dobrze wiedzą, że usłyszenie odpowiedzi może zaboleć.
Trochę też tęskniła za ich rytuałem wspólnego śniadania, które przez większość ostatnich dni nie miało szansy się wydarzyć, bo Galahad wcześnie wychodził do pracy - a Callie odsypiała późny powrót z pracy. Dzisiaj mogliby skorzystać z weekendu, ale nie było czasu ani na croissanty, ani bagietki z dżemem, ani czekoladowe bułeczki, niczym w paryskiej kawiarni; był tylko nieprzyjemny ścisk żołądka i okrutne oczekiwanie na informację, od której zależało wszystko.
Tak ci się tylko wydaje. Potem zobaczysz małego, brzydkiego, sinego, spuchniętego bobasa i ja już nigdy nie będę dla ciebie najpiękniejsza i najważniejsza — odparła z pełnym przekonaniem, bo widziała już ten mechanizm zbyt wiele razy u dzieciatych znajomych. Ale, ale… Uśmiechnęła się nawet, słabo i krótko - przynajmniej trochę i na chwilę, więc może była jeszcze szansa, że dzień nie skończy się tragedią. Właściwie, Callie wcale by nie przeszkadzało, gdyby faktycznie nie kochał jej najbardziej - w końcu dziewczynę można mieć albo nie mieć, a kaszojad jest twój na zawsze. Brzmi sensownie i fair.
Skoro tak mówisz i jesteśmy w tym razem… — właśnie kiełkował w jej głowie bardzo niecny plan, gdy zupełnie niechcący wsuwała swoją małą dłoń w tę większą, męską. Nie po to, żeby na parking iść za rączkę, lecz po to, by sprawnie przejąć kluczyki. Tego gestu nie skomentowała - założywszy buty wyszli, zamknęła za nimi drzwi i wsiedli do windy. — Może jestem w ciąży, więc może nie mogę się denerwować, a siedzimy w tym razem… — pewnie już po jej spojrzeniu wiedział, co się święci, bo było tym samym, które towarzyszyło każdej rozmowie o jej ojcu. — Zadzwoń do mojego taty i odwołaj kolację. Zwal na mnie. Źle się czuję, czy coś. Może jutro będzie lepiej, może nie będzie. Może nigdy nie będzie. Jakby chciał ze mną rozmawiać, to śpię, albo wymiotuję, jak wolisz — niewiele się teraz różniła od Kota ze Shreka czy schroniskowych szczeniaczków, a dla wzmocnienia efektu, zanim jeszcze drzwi windy otworzyły się przed nimi, czule pomiziała Galahada po plecach.
Jak dobrze ci pójdzie, pozwolę ci prowadzić — dodała po chwili machając kluczykami, już zdecydowanie bardziej zaczepnie i wesoło, niż to miała w zwyczaju. Kiedy znaleźli się przy zaparkowanym samochodzie, rola kierowcy wcale nie została przesądzona.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tak, ich tradycja śniadań była bardzo przyjemna. Zawsze lubił te, nawet kilkanaście minut, które mogli spędzić razem, przy stole w... rodzinnej atmosferze? Te spojrzenia w oczy przy kawie czy szklance soku pomarańczowego. Czasami jakiś szybki numerek kiedy spojrzał się na Callie w taki, a nie inny sposób. Te kilka chwil tylko dla nich, kiedy nie rozmawiają ani o pracy ani o innych tematach tabu. Po prostu moment dla nich. Nie potrzebowali przecież gromadki dzieciaków obrzucających się jedzeniem żeby nazywać się rodziną. Chociaż na razie zapowiadało się na to, że w tej kwestii mogą już nie mieć za dużego wyboru. Dlatego tym bardziej powinni postarać się by nie zatracić tej tradycji. Pewnie już po weekendzie Galahad porozmawia ze swoim szefem by trochę inaczej rozdysponować sobie godziny pracy. Zrobić z tego bardziej elastyczny grafik, gdzie chociaż ten jeden posiłek dziennie, niezależnie od pory dnia, może spędzić z nią.
- Ten mechanizm nie działa w stu procentach przypadków. Jest pełno sierot, które mogłyby to potwierdzić. - uśmiechnął się do niej przez ramię zakładając akurat koszulkę bo wiedział do czego może dążyć - Zawsze będziesz moim numerem jeden Callie. Ciebie kochałem pierwszą, tego żaden bąbel Ci nie odbierze. - puścił jej oczko, a nawet buziaka, skoro już podtrzymywał ich tak znakomity humor dzisiejszego poranka.
Oooo, zdecydowanie nie lubił tego tonu. Doskonale wiedział, że to oznaczało kłopoty i zazwyczaj nie tego fajnego, seksualnego rodzaju jak ostatnim razem z przykuciem do łóżka. Wręcz przeciwnie. Za chwilę pięknie się do niego uśmiechnie, da mu buziaka, pewnie pogłaszcze po policzku i nakłoni do zrobienia czegoś, czego zupełnie nie ma ochoty robić. Zdarzyło się to już zbyt wiele razy, a i tak za każdym razem nie potrafił jej odmówić. Jak mógłby?
Dlatego dał się zaprowadzić, prawie, że za rączkę, do windy cały czas patrząc na nią nieco sceptycznie, chociaż oboje wiedzieli jaki będzie wynik tej potyczki. I boy, oh boy, myślał, że to będzie coś, czego nie chciał zrobić? A co z czym, czego kategorycznie, cholernie, kurewsko nie chciał robić? Ostatnie, czego dzisiaj potrzebował to jeszcze rozmawiać z jej ojcem. Przez to wszystko zupełnie o tym zapomniał. W normalny dzień kolacja z jej ojcem mogła stać się jego nemesis, ale dzisiaj? To nie mogłoby wyjść.
- Wiesz co, to jest cios poniżej pasa, nawet jak na to zagranie... - mruknął średnio z takiego obrotu spraw zadowolony, nawet przewracając oczami kiedy wyciągał już swój telefon.
- Tak, dzień dobry panie Carter. - bo jak mogliby być na Ty - Właśnie w tej sprawie dzwonię. Niestety musimy przełożyć dzisiejszą kolację. Dostałem wezwanie do szpitala, pilne, z którego nie uda mi się wyjść wcześniej. Co mogę powiedzieć, ludzie nie decydują się szukać pomocy w godzinach dogodnych dla reszty społeczeństwa. - nawet teatralnie westchnął - Callie? - odwrócił się by spojrzeć na swoją wybrankę - Jeszcze śpi, ale nie czuła się wczoraj najlepiej. Do tego moja siostra nie ma z kim zostawić mojej siostrzenicy, więc Callie zaoferowała się, że chwilę z nią posiedzi zanim wrócę z pracy. Złota dziewczyna. - posłał jej nieco złośliwy uśmiech - Tak, przepraszam. Umówimy się na inną datę. - przytaknął do telefonu, chociaż tylko Callie mogła go teraz widzieć - Tak, do widzenia. - skończył głośno wzdychając.
- Te oczka nie wystarczą, żeby mi to wynagrodzić. - pogroził jej palcem idąc w jej stronę - Będziesz musiała znaleźć inny sposób... - wyszeptał jej do ucha przyciskając ją do auta i powoli przesunął swoimi dłońmi po jej biodrach, bokach, dłoniach by odebrać jej kluczyki, kiedy zaczął całować ją po szyi.
- Pamiętaj, żeby zapiąć pasy. - dał jej jeszcze buziaka zanim odstąpił od niej i nawet otworzył dla niej drzwi.

calliope carter
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Powinien się cieszyć, że jego wybranka była coraz lepsza w poleganiu na nim. Kiedyś patologicznie samodzielna, uparta na tyle, że zrobiłaby sobie krzywdę byle nie poprosić o pomoc - teraz może niewinnym podstępem, ale co jakiś czas dawała znać, że w jakimś obszarze na niego liczy. Że fajnie by było, gdyby jej pomógł, gdyby zrobił dla niej coś, z czym sama naprawdę nie chciała walczyć. To był dowód zaufania, tego że wreszcie zaczęła go wpuszczać do swojego życia i że dojrzała do robienia go we dwójkę, prawdziwie partnersko. Galahad mógł oczywiście odmówić, mógł też uroczo marudzić że musiał pomóc, ale czy byłoby mu lepiej w starej wersji? Czy byłoby mu lepiej, gdyby Callie chciała wszystko sama, pokazując mu na każdym kroku, że on nie jest jej do niczego potrzebny? Że równie dobrze mogłoby go nie być?
Kiedy słuchała jak załatwiał za nią coś bardzo nieprzyjemnego - wtedy była najbliżej powiedzenia kocham. Najbliżej uwierzenia, że to może im się udać.
Czekaj, to już? Tylko tyle? — mruknęła niezadowolona, gdy tak nagle i okrutnie się odsunął. Tak, jeszcze chwilę temu wściekała się, że bardzo im się spieszy - teraz jednak, zmiękczona obrazkiem Galahada spełniającego jej prośbę, zdecydowanie mogłaby pobyć przyciśnięta do samochodu i całowana trochę dłużej. Z małym fochem zaakceptowała swoją porażkę, utraciwszy kartę przetargową w postaci kluczyków, i wzdychając ciężko wsiadła na fotel pasażera.
Chciałam ci oddać te klucze, bo tak ładnie się spisałeś — szła w zaparte, choć z żartem, bo przecież nie zrobi mu tej przyjemności i się nie przyzna, jak bardzo zmiękły jej kolana i nawet nie poczuła utraty przedmiotu. Mógłby się wtedy ze swoim napompowanym ego nie zmieścić do samochodu, więc to tak z troski, ta jej zachowawczość w doborze słów.
Wystarczy, jak urodzę ci pierworodnego? — spytała, niechętnie zapinając pasy. Nagroda mu się należała, bez wątpienia, ale musieli zawęzić obszar opcji. Dziewięć miesięcy hodowania małego człowieka pod sercem załatwi sprawę, czy nie? — Czy będziemy kwita dopiero, jak „gorąca małolata ci obciągnie”? — w końcu czym były trudy ciąży przy szybkiej rundce na parkingu? Zerknęła na swój telefon, podświetlony serią smsów od ojca, który chciał się chyba upewnić że partner córki nie kłamał i nie trzyma jej w piwnicy. Ponieważ oficjalnie spała, zignorowała wiadomości i odłożyła komórkę ekranem do dołu. — W sumie… Może gdybym częściej połykała, nie bylibyśmy teraz w tej sytuacji — wzruszyła ramionami, nie mogąc się wciąż uporać z tym, że cały ten stres to była ICH WINA. Obojga. Mogli sobie oszczędzić nerwów i testu ciążowego. Ale hej! Przynajmniej będą mogli powiedzieć bombelkowi, z pełnym przekonaniem, że nie jest wpadką z pękniętej prezerwatywy. To prawie brzmi jakby był chciany, planowany i poczęty bardzo celowo. Prawdy o rodzicach i ich zwyczajach nie musi się dowiedzieć nigdy, bo wtedy pękłoby też jego delikatne (po mamie, wiadomo) serduszko.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W stresujących momentach, chociaż potrafił zachować spokój i myśleć dość trzeźwo, nie zawsze był w stanie analizować wszystkie znaki, które wysyłała mu Callie. W tym momencie, jak w wojsku, był całkowicie skupiony na wykonaniu zadania. Bezpiecznym zawiezieniu jej do szpitala, zrobieniu testu, a później... Później będzie mógł się gdzieś schować, na chwilę rozlecieć i wrócić do partnerki jak na dobrego, wspierającego partnera przystało. Dlatego też nie dostrzegł tych subtelnych sygnałów tego, jak Callie stopniowo pokłada w nim coraz więcej zaufania, co z kolei świadczy o tym, że myśli o nim coraz bardziej na poważnie. Oczywiście w ogóle nie miał jej za złe tego, że poprosiła go o telefon do jej ojca. Po prostu sobie uroczo marudził. Doskonale wiedziała, że nie ma takiej rzeczy, której by dla niej nie zrobił. Jest w niej szalenie zakochany i naprawdę, telefon by odwołać kolację z jej ojcem był właściwie prezentem. Naprawdę nie chciał spotykać się z Carterem seniorem. Nigdy za sobą nie przepadali i nie do końca wierzył, że będzie w stanie powstrzymać się od jakichś kąśliwych komentarzy. Był mu winien szacunek, to jednak jej ojciec.
- Oh, teraz masz czas na szybki numerek na parkingu? - uniósł pytająco brew za chwilę po prostu cicho się śmiejąc pocierając swoim nosem o jej - Załatwimy naszą sprawę i jeśli nadal będziesz w humorze... - wyszeptał jej do ucha - Może położę Cię na łóżku i zrobię tę rzecz, którą tak lubisz. - przygryzł jej płatek ucha zadziornie się uśmiechając zanim jeszcze usadowiła się na fotelu pasażera.
Może to nie był najlepszy moment na takie zagrywki. W końcu to, co lubiła, pewnie zaprowadziło właśnie do kłopotu, z którym teraz się mierzyli, ale to nie powinno pozwolić, że teraz przestaną być ze sobą w ten intymny sposób. Nawet jeśli ciąża okaże się prawdą, nie muszą przecież zaprzestać swoich zabaw. Jeszcze przez długi czas ta część ich życia nie będzie musiała się zmieniać. Przynajmniej taką miał nadzieję. Nie wiedział jak Callie zareaguje na którąkolwiek z wieści. Ale... Na razie jedna sprawa na raz. Tylko tak przeżyje dzisiejszy dzień. Na razie dowieźć ją do szpitala.
- Hmm... A może oba? - uśmiechnął się do niej wyzywająco - W końcu ta małolata jest naaaprawdęę gorąca... - wplótł swoją dłoń w jej włosy i przyciągnął ją do siebie w bardzo namiętny i niegrzeczny pocałunek, tak na zachętę.
- W takim razie upewnimy się, że od teraz będziesz częściej połykać. - puścił jej oczko z tym uwodzicielskim uśmiechem, który zazwyczaj starczał przynajmniej na szybki numerek kiedy odpalał auto.
Wiedziała, że cholernie lubi gdy to robiła. Było w tym coś cholernie seksownego. Callie cała była cholernie seksowna. Znów, poniekąd też dlatego wpakowali się w tę sytuację. Nie potrafili się od siebie odkleić. Dzisiaj jednak musiał dać sobie na wstrzymanie. Ich, może nienarodzone jeszcze, dziecko nie musiało wiedzieć wszystkiego o swoich rodzicach. Ani tym bardziej jak doszło do poczęcia. Najlepiej będzie jeśli będzie myślało, że jest planowane i kochane było jeszcze zanim w ogóle zaczęło się rozwijać. Na razie po prostu wyjechali z garażu kierując się do szpitala. Niektórzy z duszą na ramieniu.

calliope carter

koniec
ODPOWIEDZ