Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Popatrzył na palce Arthura obejmujące jego nadgarstek, a później znów skierował spojrzenie na jego oczy i uśmiechnął się z wdzięcznością. To było kochane z jego strony, że chciał jechać z nim na tę rozprawę i wspierać go w trudnych chwilach - a ten proces niewątpliwie będzie należał do trudnych ze względu na to, że Valentine był nie tylko ofiarą i głównym świadkiem oskarżenia, ale też policjantem, który pracował nad sprawą; a przede wszystkim przyjacielem i partnerem oskarżonego. Nadal uważał się za jego przyjaciela, mimo, że nie chciał go więcej widzieć i nie chciał mieć z nim więcej nic wspólnego. Ale przecież przez tyle lat byli dla siebie jak bracia, kochali się nawzajem miłością nie tyle romantyczną, ile braterską (chociaż raz wylądowali razem w łóżku, co również mogło o czymś świadczyć). Nie odebrał słów Arthura jako chęci jechania tak dla sensacji - zdążył go poznać na tyle, że wiedział, że nie o to mu chodziło.
- Tak, będę wdzięczny, jeśli będziesz tam ze mną - powiedział po chwili cicho - i wiem, że nie chodzi tylko o książkę.
Westchnął, ścisnął na chwilę dłoń Arthura, po czym - nie mogąc dłużej ignorować wyciągniętych w swoją stronę rączek - wziął małą i posadził ją na swoich kolanach. Obejmował ją w pasie jedną ręką, a drugą chwycił wreszcie widelec i nawinął sobie porcję spaghetti, które pachniało wręcz wybornie. Potrząsał przy jedzeniu kolanem, żeby mała miała radochę z hopsania.
- To rzeczywiście będzie dla mnie trudne, bo znów będę musiał opowiadać o tym wszystkim obcym ludziom, którzy będą w dodatku osądzać. I to nie tylko jego, ale również mnie - właściwie nawet nie wiem, którego z nas mocniej, biorąc pod uwagę, że to była sprawa, którą prowadziłem i wszystko działo się pod moim nosem. Cholera...
Westchnął i potrząsnął głowa, nabierając sobie kolejną porcję makaronu. Stresował się tym wyjazdem i całą atmosferą.
- Będą pytać, dlaczego się nie zorientowałem, dlaczego wcześniej nic nie zauważyłem, czy na pewno nie zauważyłem, czy może kryłem przyjaciela. Będą pytać o naszą relację, o wszystko...

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Zdziwił się odrobinę, że Valentine nie zaprotestował - wręcz przeciwnie, uśmiechnął się do niego z wdzięcznością i wyglądało na to, że faktycznie chce, żeby Arthur pojechał razem z nim. Nie skomentował tego, że Arthurowi na nim zależało, ale ostatecznie nie musiał; nie musiał ani czuć tego samego, ani w żaden sposób odnosić się do tych słów. Fell odsunął od siebie to, że zrobiło mu się przykro; wiedział, że teraz nie pora na jego problemy, bo to Valentine był w gorszym położeniu aktualnie i to nim należało się zająć, jego trzeba było teraz wspierać.

- W takim razie pojadę tam z tobą - uśmiechnął się do niego łagodnie i zajął się jedzeniem (naleśników, nie spaghetti, ale cś), zerkając jeszcze jak Sandoval zabiera małą z jego kolan. Dziewczynka wyglądała na zachwyconą, zwłaszcza że dostała przy okazji hopsianie, przez co teraz siedziała uradowana, wciąż machając rączkami, ale w miarę pozwalała Valentine'owi zjeść; mogła być znacznie bardziej niegrzeczna, przynajmniej znając dzieciaki jako ogół. Isla w ogóle wydawała się słodka i grzeczna, aż dziwne, że miała takiego tatę... Arthur w duchu zaśmiał się z własnego żartu, skupiając się jednak głównie na jedzeniu i słuchaniu tego, co mówił policjant.

- Hej - pokręcił głową, odkładając na chwilę widelec, po czym położył dłoń na jego plecach i pogłaskał go po nich czule, przesuwając ręką w górę i w dół. - Ludzie zawsze oceniają, bo mają do tego tendencję. Ale ty przecież nie masz nic do ukrycia, prawda? Zeznasz wszystko zgodnie z prawdą, powiesz co się działo tamtego dnia, kiedy... kiedy zrobił ci krzywdę, opowiesz o tym jak wyglądała cała sprawa, jak ją prowadziliście, co ty robiłeś, jakie zadania wykonywaliście razem, a jakie oddzielnie... No, wszystko tak, jak faktycznie było. Nie pójdziesz przecież siedzieć za współudział, skoro nic nie zrobiłeś - uśmiechnął się do niego, cmoknął go w policzek i wrócił do jedzenia.

- Ale... no, przygotuj się na to, że jego obrońca może próbować namieszać i zrobić tak, żeby wyglądało na to, że jednak coś wiedziałeś albo przynajmniej nie chciałeś widzieć tego, co podejrzewałeś. Taka jego rola.

Isla, korzystając z okazji, że nikt nie zwracał na nią większej uwagi, zaczęła sięgać pulchnymi łapkami do talerza Valentine'a i próbowała zabrać z niego odkrojony kawałek naleśnika.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To nie o to chodziło, że Valentine nie czuł tego samego albo, że nie chciał słyszeć, że Arthurowi na nim zależy. On po prostu nie bardzo potrafił rozmawiać o uczuciach - to po pierwsze. Musiał się tego nauczyć; czy raczej - tu było szerokie pole do popisu dla Arthura, jeśli chciałby kiedyś podjąć się uczenia Valentine'a mówienia o takich rzeczach. Poza tym - umysł Vala potrafił zazwyczaj skupiać się tak naprawdę na jednej rzeczy jednocześnie, więc gdy coś tak ważnego zaprzątało jego głowę, to wiele innych rzeczy do niego nie docierało. Tak było i w tym przypadku: nie dotarło do niego, że Fell poczynił takie wyznanie, tym bardziej, że nie był gotów na to samo, mimo, że byli w związku i mimo, że Sandoval tego związku chciał. Chciał spędzać z mężczyzną czas, chciał być blisko niego i być częścią jego życia, ale nie potrafił jeszcze wyartykułować tego, co do niego czuł, nawet jeśli czuł rzeczywiście to samo, co księgarz. Poza tym też ta informacja z jakiegoś powodu wydała mu się naturalna: wiedział, że Arthurowi na nim zależy, bo ten dawał o tym znać całym sobą; było to więc oczywiste i jako takie nie wymagało (w głowie Valentine'a) szczególnego komentarza. Biorąc więc wszystko powyższe pod uwagę - policjant nawet nie wiedział, że sprawił mu przykrość i że powinien jakkolwiek zareagować na wyznanie.
Popatrzył na mężczyznę znad talerza, gdy ten pogładził go po plecach i uśmiechnął się niemrawo.
- Tak, wiem, że nie pójdę za współudział - nie tego się boję, tylko samego faktu, że będę oceniany przez publiczność, przez przysięgłych, przez sędziego... Wszyscy będą na mnie patrzyli jak na potencjalnego zbrodniarza, będą oceniali, że mogłem coś zrobić. Mogą nawet nie wyrażać tego na głos, ale wiem, co będzie w ich głowach. Wiem, co działo się w internecie po opublikowaniu artykułów na ten temat...
Westchnął i przeczesał włosy palcami, zerkając na Islę.
- A ty co: pies? - zapytał, a dziewczynka spojrzała na niego zaskoczona, zastygając z łapkami wyciągniętymi nad naleśnikiem.
- Feff? - zapytała.
- Tak, pies. Psy kradną ludziom z talerza, kiedy ludzie nie patrzą. Chcesz naleśnika?
Mała wyraźnie starała się zrozumieć, co policjant do niej mówi: w jej oczach widać było pracujące trybiki.
- Ma! - zażądała w końcu. Valentine więc wziął mały kawałek naleśnika na widelec i podsunął dziewczynce pod usta. Isla wzięła kęs do buzi i zaczęła przeżuwać z namysłem, badając nowe walory smakowe, a na jej twarzy malowała się cała gama emocji: od zaciekawienia, przez zaskoczenie, a w końcu radość. Ostatecznie przełknęła i zamachała radośnie łapkami, podskakując na kolanie Valentine'a.
- Aha, smakuje ci. Dobrze. Chyba czas więc zacząć karmić cię włoskim żarciem.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Tak, Arthur wiedział, że jeszcze sporo musi się nauczyć jeśli chodziło o obchodzenie się z policjantem - mężczyzna był specyficzny, o czym w sumie przekonał się już podczas pierwszego spotkania i z czasem - w miarę jak go lepiej poznawał - okazywało się, że porównanie go do Willa Grahama było jak najbardziej trafne. Arthur się starał, naprawdę, starał się go rozumieć, nie wymagać od niego nie wiadomo czego - zwłaszcza ze względu na to, że Valentine po prostu myślał w nieco inny sposób, ale Fell też był człowiekiem, czasem miał słabsze dni albo po prostu słabsze chwile i najwyraźniej dzisiaj trochę go trafiło. Nie było jednak aż tak tragicznie, w każdym razie tak mu się wydawało, zwłaszcza póki miał czym zająć ręce i myśli.

- Nie masz wpływu na to co pomyślą o tobie ludzie, Val. A ludzie oceniają na podstawie nie tego, jakim człowiekiem jesteś, tylko na podstawie zasłyszanych informacji, często plotek nie mających nic wspólnego z prawdą. Jesteś mądrym człowiekiem i doskonale o tym wiesz - uśmiechnął się do niego łagodnie. - Ale rozumiem, że się przejmujesz, tak. Zapewne gdybym był na twoim miejscu, to też bym się stresował.

Tak naprawdę nawet nie chciał sobie wyobrażać jak bardzo mógłby przeżywać podobne okoliczności, zwłaszcza że był raczej wrażliwą duszą, w końcu artystą i na pewno nie znosiłby tego lepiej niż Sandoval. Nie chodziło jednak o niego, tylko o Vala, więc póki mógł, to chciał go wesprzeć przynajmniej rozmową, na tyle na ile potrafił oczywiście. Przypuszczał też, że już sama obecność na publiczności i przysłuchiwanie się tym wszystkim zeznaniom będzie dla niego dość mocno obciążające, ale chciał tam być przede wszystkim ze względu na policjanta i na to, że każdy dobry partner powinien wspierać swoją drugą połówkę, zwłaszcza w tak kryzysowych momentach. I wzorem wszelkich cnót może Fell nie był, ale mimo wszystko próbował wspierać jak tylko mógł, zarówno Valentine'a teraz, jak i wszystkie swoje partnerki w przeszłości. No i Samuela, tak, ale myśli o nim starał się odpychać jak tylko mógł, nawet jeśli nie zawsze mu to wychodziło.

Póki co skupił uwagę na Sandovalu karmiącym małą i na ich "wymianie zdań", co było wyjątkowo uroczą sceną i wywołało na twarzy księgarza lekko rozbawiony, ale ciepły uśmiech. Isla chyba dobrze się czuła przy Valentinie, na to wszystko wskazywało, a to chyba znaczyło, że ten był dobrym materiałem na faceta - ostatecznie dzieci i zwierzęta mają jakiś wyjątkowy talent rozpoznania złych ludzi. I widzenia duchów, tak.

- Co, wujek nie gotuje tak źle? - popatrzył na Islę, wciąż rozbawiony i ucieszony z powodu jej reakcji na naleśnika. Dziewczynka znów zamachała rączkami i po chwili wyciągnęła je w jego kierunku, więc Fell odebrał ją od Valentine'a, żeby ten w spokoju mógł dokończyć posiłek, a Arthur w tym czasie postawił sobie małą na kolanach, trzymając ją za bioderka. Dziewczynka całkiem dobrze już sobie radziła ze wstawaniem, chodziła nawet trochę jeśli trzymało się ją za rączki i Arthur aż się nie mógł nadziwić kiedy to wszystko się stało (chociaż obserwował to wszystko z pierwszego rzędu, żywo w jej rozwoju uczestnicząc, bo widywał się z nią bardzo często - jego obietnice, że zajmie się małą gdy tylko Saul będzie tego potrzebował nie były tylko pustymi słowami, naprawdę starał się go wspierać w jej wychowaniu).

- Kiedy ty tak urosłaś, co? - przechylił głowę, przyglądając się jej z iskierkami w oczach, wyglądając teraz na zakochanego w tym maluchu. W sumie taka była prawda, kochał ją szalenie odkąd tylko pojawiła się w jego życiu (a właściwie w życiu Saula) i przez nią też coraz częściej nawiedzały go smutne myśli o tym, że on sam jest już bliżej pięćdziesiątki niż dwudziestki i że raczej jeśli do tej pory nie doczekał się malucha, to już raczej się go nie doczeka. A zostanie rodzicem zawsze było jednym z jego większych marzeń i ta mała ślicznotka tylko je wzmacniała, sprawiając, że wspomnienia z jego drugiego małżeństwa i nieudanych prób zajścia w ciążę przez jego ukochaną żonę powracały, a nie były to przecież miłe wspomnienia.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oddał małą Arthurowi, skoro ta chciała teraz do niego na ręce, a sam zajął się jedzeniem w milczeniu, trawiąc nie tylko naleśnika, ale i słowa, które usłyszał. Tak, wiedział to wszystko, wiedział, że ludzie będą go oceniali na podstawie tego, co usłyszą, a nie - czego naprawdę się o nim dowiedzą, ale ta myśl była jeszcze bardziej przerażająca. To, że sam nie miał aż takiego wpływu na to, jak inni go postrzegają czy będą postrzegać, że nie ma w tym względzie całkowitej sprawczości. A sytuacja, w jakiej miał się niedługo znaleźć sprawiała wręcz, że będzie na z góry przegranej pozycji i będzie musiał się jakoś wybronić - mimo, że to przecież nie on zasiądzie na ławie oskarżonych. Mimo wszystko jednak on również będzie sądzony i osądzany.
Dokończył jedzenie, zgarnął resztki widelcem wprost do ust z talerza przystawionego do nich, po czym wyniósł puste naczynie do kuchni i wrócił na kanapę, siadając obok księgarza z ponurą miną. Obserwował, jak ten bawi się z dziewczynką i widział, że Fell doskonale radzi sobie z dziećmi, że naprawdę małą kocha. Nie przypuszczał, że Arthur zawsze chciał mieć dzieci i że jest mu przykro na myśl, że zapewne nie będzie ich miał.
- Jesteś dla niej dobrym wujkiem - wypalił wreszcie, czując, że chyba trzeba coś powiedzieć, a nic innego nie przychodziło mu do głowy. Chciał zmienić temat z tego procesu, bo zdaje się, że wszystko, co mieli do powiedzenia, już zostało powiedziane, a teraz należało tylko czekać na to, co nieuniknione i nie zwariować - Sam nie masz dzieci, prawda? Dobrze kojarzę? Chyba o tym nie rozmawialiśmy, ale nie mówiłeś nic na ten temat...
Zwykle dobrze się czuł, po prostu milcząc wspólnie z mężczyzną, ale teraz był spięty i czuł się na tyle nieswojo, że odczuwał potrzebę rozmowy o czymkolwiek - a trzeba zaznaczyć też, że nie potrafił rozmawiać dosłownie o czymkolwiek; musiał mieć do tego jakiś temat.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Arthur nie chciał dołować jeszcze bardziej Valentine'a i nie o to mu chodziło, w żadnym razie. Starał się z nim być po prostu szczery, a doskonale wiedział jak funkcjonują ludzie: mieli tendencję do oceniania innych, niekoniecznie na podstawie tego jacy byli ci ludzie, a wyłącznie na podstawie tego, co o nich słyszeli, myśleli, jakie wrażenie odnosili na podstawie pierwszego wrażenia. Był pewien, że na sali sądowej będą tacy, którzy pomyślą o jego partnerze źle, mimo że wcale go nie znali - Valentine również był tego pewien, sam zresztą wcześniej o tym wspomniał. Nie chciał jednak drążyć tematu, skoro Sandoval również postanowił odpuścić na razie rozmowę o nadchodzącym procesie. Prawdopodobnie jeszcze będą mieli okazję porozmawiać na ten temat, jeśli nie dzisiaj, to w ciągu najbliższych dni.

Odprowadził Valentine'a wzrokiem do kuchni, gdy ten poszedł odnieść talerz, w międzyczasie porzucając małą na swoich kolanach. Dziewczynka była wyjątkowo żywym i radosnym dzieckiem, a Arthur naprawdę uwielbiał spędzać z nią czas, widział jednak po niej, że cała jej para zaczyna schodzić i niedługo zrobi się śpiąca. Chciał ją więc jeszcze trochę pomęczyć zabawą, żeby jeszcze lepiej i spokojniej jej się potem spało.

- Myślisz? - uśmiechnął się pod nosem, słysząc, że jest dla Isli dobrym wujkiem. Dziewczynka oparła się o jego klatkę piersiową, zaciskając piąstkę na jego koszuli. Wyglądała coraz bardziej sennie, więc Fell automatycznie widząc to ściszył głos, żeby spokojnie mogła zasnąć. - Nie, nie mam dzieci. - zaczął nieco niepewnie, zastanawiając się ile chce Valentinowi powiedzieć na swój temat, ale... ufał mu, więc chyba raczej nie widział powodów, żeby kłamać.

- Kilka lat po rozwodzie z Sophie, z moją pierwszą żoną, ożeniłem się po raz drugi, z Lidią. Była przepiękna, rozumiała mnie, wspierała we wszystkim... Staraliśmy się o dziecko naprawdę długo, ale niestety, bezskutecznie. W końcu zrobiliśmy cały komplet badań, żeby się dowiedzieć co stawało na przeszkodzie... no i poza kłopotami z płodnością dowiedzieliśmy się też o nowotworze, który niedługo później... - zaciął się na chwilę. - No, na który Lidia zmarła. Więc nie, nie mam dzieci, ale zawsze chciałem zostać ojcem. Przez krótki czas opiekowałem się Fabianem i rodzeństwem Samuela, ale... no, wiesz zresztą, jak to się skończyło. - wzruszył ramionami. Isla miała już zamknięte oczy, rozchylone usta i chyba przysypiała. Księgarz pogładził ją czule po włosach, przypatrując się jej twarzyczce przez chwilę.

- A ty? Masz dzieci...? Chyba też nic o tym nie wspominałeś, ale... no, mogłeś ostatecznie nie mówić. - przeniósł jasne oczy na partnera.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Kiwnął głową w odpowiedzi na jego pytanie - tak, naprawdę sądził, że Arthur jest dobrym wujkiem i doskonale zajmuje się małą.
Słuchał jego odpowiedzi na pytanie o dzieci i sam też posmutniał. Nie zamierzał znów wprowadzać grobowego nastroju, ale zdaje się, że w tym momencie się od tego nie uwolnią - odniósł też wrażenie, że Fell potrzebuje o tym porozmawiać. Być może to było błędne wrażenie, ale taka myśl zawitała mu w głowie.
- Nie, nie mam dzieci. U nas też jakoś się nie złożyło. Obydwoje mieliśmy dużo pracy i jakoś wciąż ta decyzja była odsuwana i odsuwana... Że może później, może kiedy awansuję na kolejne stanowisko, może zaraz, bo teraz mam za dużo pracy, nie mógłbym się odpowiednio zająć rodziną... Wreszcie się ze mną rozwiodła. Zresztą jej się nie dziwię...
Westchnął odwracając na chwilę wzrok i niechcący przywołując w pamięci widok żony, wyrzucającej mu, że ciągle tylko praca i praca, że nie zajmuje się domem, nią, że nie poświęca jej odpowiednio dużo czasu i uwagi. No i to, że ją zdradził ze swoim partnerem policyjnym... Uznał, że o tym też będzie musiał kiedyś powiedzieć Arthurowi - chciał z nim budować szczerą, pełną relację, chciał być teraz lepszym człowiekiem, niż był dla swojej żony (czego żałował - żałował, że tak późno dorósł do tego, żeby być dobrym) i pragnął szczęścia księgarza.
- Przykro mi, że nie udało ci się mieć dzieci - powiedział szczerze, spoglądając znów na Fella. W oczach księgarza dostrzegł ból, który rozumiał. On co prawda nie miał takich marzeń, żeby zostać ojcem - po prostu dopuszczał do siebie myśl, że tak się kiedyś stanie, ale nie dążył do tego jakoś szczególnie. Żona i dzieci to po prostu było coś, co - jak uważał - kiedyś się stanie i jest to normalna kolej rzeczy, ale nie było tak, żeby przez lata marzył o tym, by zostać ojcem i bawić się z maluchami. Teraz jednak, kiedy poznał Islę i widział, jak Arthur z nią wygląda, pomyślał, że to szkoda, że postawił w życiu na karierę, a nie na rodzinę.
- Teraz za to masz małą, tylko w takim razie będziesz musiał wbić Saulowi do głowy, że faktycznie chcesz się nią zajmować, bo odnoszę wrażenie, że ten chłopak w to nie bardzo wierzy.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Skinął głową, patrząc na Valentine'a współczująco. On sam ze swoją pierwszą żoną miał podobne przejścia; co prawda Sophie zostawiła go głównie dlatego, że czuła się zaniedbywana ze względu na Samuela, o czym zdążył już Valowi opowiedzieć, ale ostatecznie było to podobne doświadczenie. Arthur jednak niespecjalnie żałował tego rozwodu; dopiero później dojrzał do tego, żeby stwierdzić, że nie był z nią z miłości i że po prostu potrzebował kogoś, kto przy nim będzie, a nie miał odwagi wyznać Monroe'owi swoich uczuć... I nie, nie obwiniał o to ani Sophie, ani Sama; wiedział, że to głównie jego wina, że ich małżeństwo się rozpadło, ale tak naprawdę uważał, że nigdy nie powinno zostać zawiązane.

- Mi też jest przykro, że nie udało mi się mieć dzieci - uśmiechnął się smutno, pociągając kolejnego łyka ze szklanki. - I przykro mi, że nie wyszło ci się z żoną. - przechylił lekko głowę na bok, przyglądając mu się. - Mam nadzieję, że uda ci się z kolejną osobą, którą poznasz... lub już poznałeś. - zaśmiał się cicho, wciąż ze smutkiem w oczach.

Słysząc jego słowa odnośnie małej i Saula przeniósł spojrzenie na śpiącą na kanapie dziewczynkę, otoczoną poduszkami i ściskającą w dłoni pluszową foczkę. Uśmiechnął się pod nosem; Isla była przy nim spokojna, uśmiechnięta, chętnie się bawiła, trochę rozrabiała, jak to dziecko... wydawało mu się, że dobrze się z nim czuła. Chyba miał coś w rodzaju ręki do dzieci, prawda...? Tak mu się przynajmniej wydawało.

- Też mam wrażenie, że w to nie wierzy... ale nie wiem jak sprawić, żeby uwierzył. - westchnął cicho, ponownie patrząc na twarz mężczyzny. - Masz jakiś pomysł? Bo chciałbym się nią częściej zajmować, uwielbiam ją i przy okazji wiem, że robię coś dobrego dla Saula, bo może dzięki temu trochę odpocząć i spędzić więcej czasu sam na sam ze swoim... nowym facetem - przeczesał włosy palcami, znów upijając łyka whisky. - A nie chce też, żeby wyszło na to, że próbuję mu zabrać córkę. Nie chce, żeby tak pomyślał.

Valentine Sandoval

ODPOWIEDZ