diakon — kościół
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spoko chłopak, który niedługo będzie zawodowym księdzem.
004.
{outfit}

Może i nie był jeszcze księdzem w stu procentach, ale chciał już działać tak jakby sam był tu proboszczem. No, bo wiadomo jak to jest. Trzeba działać tak jak w pracy jakiej sie chciało, a nie jaką się miało. Czyli w sumie powinien się już za papieża uważać... no trudno, następnym razem przyjdzie ubrany na biało. On naprawdę się starał, żeby jakoś ta parafia odżyła, w końcu to było jego rodzinne miasteczko, znał tych ludzi od dziecka i chciał im księdza z prawdziwego zdarzenia, do którego mogą przyjść w razie problemów, którzy ich wesprze nie tylko słowem z biblii. Dlatego na plebanii zorganizował taki mały przytułek dla biednych ludzi. Jakimś dziwnym trafem byli to tylko ludzie w jego wieku, z którymi dobrze się dogadywał więc tak naprawdę to szukał sobie współlokatorów żeby nie siedzieć tam w pojedynkę. O tym jednak nikt nie musiał wiedzieć! On chciał robić rzeczy dobre dla społeczności, a jeżeli przy okazji były też dobre dla niego to był tylko dodatkowy plus.
Olgierd dogadał się z właścicielami miejscowego schroniska dla zwierząt, że zrobią małą kościelną zbiórkę na rzecz pięknych czworonogów. Van Horn kochał zwierzęta, na ranczu jego rodziny było sporo różnych zwierząt, wychował się w ich towarzystwie i zajmowały specjalne miejsce w jego sercu, szczególnie jego ukochany koń, którym zajmował się i na którym jeździł za każdym razem jak jechał do rodziców. Teraz, gdy mieszkał w Lorne Bay, bywał tam jeszcze częściej i słusznie, bo jego starszy brat już nie miał aż tak dużo czasu do pomocy rodzicom odkąd został burmistrzem. Rodzice musieli być dumni. Burmistrz, ksiądz tylko Rowan im tak średnio się udała, ale wszyscy ją i tak kochali.
Na ten mały festyn przyszło o dziwo dość sporo ludzi. Niektóre parafianki sprzedawały ciasto, z czego dochód miał być przekazany na schronisko, inne zrobiły jakieś rękodzieła, dzieci z miejscowej podstawówki zorganizowały loterię, no ogólnie było całkiem miło i przyjemnie. Olgierd mógł być z siebie dumny. Chodził sobie między ludźmi rozmawiając z co niektórymi, ale aż się musiał zatrzymać, gdy zobaczył gdzieś w tłumie znajomą twarz. Nie wiedział co Elosie tu robiła, dlaczego wróciła do Lorne Bay, ale nie był też pewien, czy chciał się z nią teraz zobaczyć. Nie był pewien czy chciałby się z nią kiedykolwiek zobaczyć. Złamała mu serce. Była przyczyną tego, że życie rozsypało mu się na drobne kawałki i do tej pory nie ułożył go sobie tak jak kiedyś to planował. To przez nią wstąpił do seminarium wiedząc, że z nikim nie ułoży sobie już życia. Miał ochotę się odwrócić i odejść, ale coś jednak go powstrzymywało, a gdy ich spojrzenia się spotkały to nie za bardzo miał już możliwość uciec. Musiał stanąć twarzą w twarz z bolącymi wspomnieniami przeszłości. - Cześć - przywitał się podchodząc do niej i obdarzył ją miłym uśmiechem. Obydwoje pewnie nie spodziewali się tutaj zobaczyć. - Co za spotkanie po latach. Nie wiedziałem, że wróciłaś do miasta. - Cóż za ironia. Był prawie księdzem na kościelnym festynie rozmawiającym ze swoją byłą dziewczyną, którą był pewien, że dalej kochał. - Jadłaś już ciasto? - Zapytał głownie po to żeby przenieść wzrok na stoisko z jedzeniem. Nie mógł na nią za długo patrzeć, bo niestety ale stara rana dalej bolała.

eloise howell-gordon
powitalny kokos
catlady
joshua - luna - zoey - eric - benedict - owen - bruno - judith - cat - cece - mira - mei
weterynarz — LORNE BAY ANIMAL SHELTER
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.
I know
you're thinking I'm heartless,
I know you're thinking I'm cold
{outfit}
Eloise wiedziała o festynie od jakiegoś czasu, bo dostała zaproszenie od właściciela schroniska, chociaż skoro to jednocześnie przełożony, to raczej polecenie służbowe, by pojawić się na miejscu i opowiedzieć o tym, co robią. Miała nawet swoje stoisko, razem z wolontariuszami oraz najbardziej uroczymi psiakami oraz kociakami, które szukały domu. W końcu te stworzenia nie potrzebowały tylko jednorazowej akcji pod tytułem więcej karmy, ale stałej opieki.
Miała przyjść tu z mężem, ale wypadło mu coś w pracy, tak bardzo, że już wczoraj zniknął zajęty obowiązkami. By zabić nieco myśli, Howell-Gordon wzięła się nawet za przygotowanie ciasta drożdżowego z owocami na ten festyn, bo mogła zrobić coś więcej niż rozdać kilka uśmiechów, opowiedzieć parę zabawnych anegdotek, czy rozdać ulotki - co oczywiście też zamierzała robić. I tak też dziś działała praktycznie od rana, co powoli stawało się dla blondynki męczące. Nie spodziewała się, że zjawi się tu tyle rodzin z dziećmi, które zapragną rozważyć czy do swojego idealnego życia powinni dołączyć psa przybłędę, czy będzie on pasował do ich rodzinnego zdjęcia. Eloise robiła dobrą minę do złej gry, kiedy trzyletnia dziewczynka rozmawiała ze swoją matką, by przygarnąć Zyzia. W środku zaś czuła, jakby umierała, bo przecież ona tego mieć nie mogła, coś nie działało w niej, a dalsze badania miały dać wreszcie wyczekiwaną, ale jakże przerażającą w swojej perspektywie odpowiedź...
Przeprosiła osoby na swoim stoisku, zgarnęła kilka ulotek ze stolika i uznała, że dobrze zrobi jej spacer między innymi stolikami. Zaczerpnęła mocno powietrza, wręczyła jakimś starszym państwu ulotkę, porozmawiała z panią Fritz o tym, jak najlepiej przygotować sernik na zimno i... Zamarła, bo dostrzegła Olgierda van Horna. Jej Oliego. Przełknęła ślinę, gotowa odwrócić się, odejść w inną stronę. Dobrze wiedziała, że mężczyzna nie był zainteresowany utrzymywaniem kontaktu. Próbowała po ich rozstaniu, milczał. Musiała wreszcie to uszanować, że ich drogi się rozeszły. Nie było łatwo, dziś... Chyba jeszcze trudniej, bo to, o czym wspominał ojciec, choć wydawało się tak abstrakcyjne, było prawdą. Zauważyła od razu koloratkę wetkniętą w kołnierzyk koszuli. Nie wiedziała co o tym myśleć, ani czy to bardziej pocieszająca myśl, że wybrał życie jako ksiądz niż z inną kobietą.
-Cześć - odparła więc wyraźnie zszokowana, a do tego wyrwana ze swoich rozważań, kiedy Olgierd postanowił z niewiadomych powodów przełamać lody. -A może szczęść boże? - zażartowała, próbując być wyluzowaną. Nie była, a skoro van Horn znał ją na tym świecie kiedyś najlepiej, to raczej i dziś bez problemu zobaczył to jak spięta jest, czego oznaką były zaciśnięte mocno na ulotkach palce. Jeszcze trochę siły i będą nadawać się do kosza, a nie do wręczania ludziom. -Myślałam, że ojciec żartuje, żeby mnie skłonić do odwiedzenia kościoła, a to jednak.. Łał - dodała jeszcze, bo nie wiedziała w sumie czy powinna gratulować, życzyć powodzenia, czy co. I tak, słyszała już dawno od ojca o tym, że van Horn wstąpił do seminarium, ale nic sobie z tego nie robiła. Sądziła, że zrezygnuje. Znała w końcu dobrze jego tryb życia, nie wyobrażała sobie, by był gotów zmienić go tak... Radykalnie. Później ojciec wspominał, że ma praktyki diakońskie w swojej rodzinnej parafii... Co wydawało się Eloise dziwne, bo czy nie jest najtrudniej głosić wśród swoich? No, ale co ona tam wiedziała... Unikała kościoła od trzynastego roku życia, choć w obecnej sytuacji czasem zastanawiała się czy się tam nie zabłąkać, ale teraz.. Miała raczej kolejny powód na liście, by tego nie robić. -Wróciłam, jakiś czas temu, dłuższy niż krótszy, ale... To raczej nie moje rejony i mam sporo.. zajęć - wyjaśniła, bo nie wiedziała czy to dobry moment, by wspominać o mężu, o tym, że uznali Lorne za idealne miejsce, by założyć rodzinę, a biznesowe propozycje Gordona tylko to przyspieszyły. Z drugiej strony.. Miała obrączkę na palcu, to żaden sekret, wystarczyło się jej przyjrzeć. -Och, nie. Wiem w jakich bólach jedno z nich powstawało i choć podobno jest niezłe, tak mówiła pani Fritz, to nie polecam. Mam nadzieję, że nie jadłeś drożdżowego z borówkami - tak, okrężnie powiedziała, że to wątpliwej jakości jej popis kulinarny i na tym skończyła się rozmowność Howell-Gordon. Było dziwnie. Tak po latach, stać przed nim, kiedy on był prawie księdzem, a ona jak najbardziej żoną tyle że kogoś innego. Wyobrażała sobie jako gówniara, przecież ich stan cywilny nieco inaczej... Ich relację zresztą też. Minęło wiele lat od ich ostatniej rozmowy, ale wciąż pamiętała, że żadne nie wyszło zadowolone. Nigdy później nie mieli okazji naprostować tego, co się stało i cóż... Można było wyczuć to napięcie w powietrzu, było dziwnie.
diakon — kościół
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spoko chłopak, który niedługo będzie zawodowym księdzem.
Zaśmiał sie, trochę nerwowo co prawda, bo nie za bardzo wiedział jak powinien z nią rozmawiać. Niby minęło już parę lat, powinien to za sobą zostawić, poza tym był przecież księdzem, więc tym bardziej nie jakieś większe romantyczne uczucia powinien dawno gdzieś zakopać i już do tego nie wracać. Z drugiej strony, czy ktoś zabroni księdzu mieć złamane serce? Może powinien się cieszyć, że Elosie odrzuciła jego zaręczony, przynajmniej dzięki temu odnalazł drogę do Boga, a przecież to teraz liczyło się dla niego najbardziej. Prawda? - Cześć jak najbardziej wystarczy, nie przesadzajmy - czułby się jeszcze bardziej niezręcznie gdyby miała się do niego zwracać w ten sposób, albo nawet "proszę księdza", przecież to by było tragiczne. Znali się tyle lat, to że miał koloratkę na szyi niczego tak naprawdę nie zmieniało. Nie był nagle zupełnie innym człowiekiem. - Hmmm i myślał, że moja obecność Cię nakłoni do odwiedzania kościoła? - Zapytał unosząc lekko brew i uśmiechnął się kręcąc przy tym głową. - Pewnie to bardziej odstraszało - no, bo jednak nie widzieli się od czasu ich feralnego rozstania, a pewne gdyby chcieli się spotkać to mieliby ku temu okazje. Najwidoczniej żadne z nich jednak nie chciało utrzymywać kontaktu. Nie było się co dziwić. Mimo wszystko Olgierd był trochę ignorantem i to na dodatek takim obrażalskim, bo gdy tylko wychodził gdzieś temat jego byłej ukochanej to od razu wychodził. Nie chciał o tym słuchać, nie chciał wiedzieć co u niej. Tak było bezpieczniej. No i głupio zrobił, bo tak to już pewnie, by wiedział, że jest mężatką. - Ohhh - kiwnął głową - co takiego robisz? - Zapytał chowając ręce do kieszeni dżinsów na wypadek gdyby go zaczęło kusić. Nie mógł sobie pozwolić nawet na to żeby ją poklepać po ramieniu. Kontakt fizyczny z Elosie, w jakimkolwiek stopniu, był zabroniony. Cały świat spoko, Eloise? Nie. - Drożdżowe z borówkami? To moje ulubione. Zdecydowanie. Trochę można sobie zakleić usta, ale naprawdę bardzo dobre. - Powiedział zgadując, że to jej piękne dłonie to ciasto zrobiły. Oczywiście Olgierd sobie spróbował kilka, bo lubił jeść, a poza tym wszystko szło na szczytny cel więc nie można było odmówić. - Przejdziemy się? - Zapytał, bo głupio tak stać w miejscu jak skończeni idioci, szczególnie, że pewnie zaraz jakieś plotkary by się uaktywniły, a on wolał tego uniknąć. Jak będą w ruchy to trudniej będzie ich namierzyć. - Zobaczmy co dzieci przygotowały w losach - zaproponował, bo może jak będą rozmawiać o atrakcjach tego festynu to nagle nie będzie aż tak dziwnie.

eloise howell-gordon
powitalny kokos
catlady
joshua - luna - zoey - eric - benedict - owen - bruno - judith - cat - cece - mira - mei
weterynarz — LORNE BAY ANIMAL SHELTER
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Niby nie był kimś innym, ale biorąc pod uwagę to, w jakich okolicznościach widziała go przedtem, a w jakich potencjalnie zobaczy go teraz stał się całkowicie kimś innym. Nie podejrzewała też, że Olgierd mógłby zdecydować się na życie jako ksiądz. Nie przypisywała sobie też zasług za taki obrót spraw. Właściwie zastanawiała się teraz: czy przeszło mu to przez myśl, kiedy wybierał pierścionek? Kiedyś powiedziałaby, że nie. Dziś, widząc jego uśmiechnięta twarz, otwartość względem wiernych... Może myślał o tym od dawna? Nie wiedziała, raczej też się nie dowie. Nie byli już blisko od dobrych siedmiu lat, ale to nie zmieniało faktu, że czasem wciąż Eloise brakowało van Horna. W końcu nie tylko był pierwszą miłością kobiety, ale też najlepszym przyjacielem... kiedyś.
Zaśmiała się, słysząc o tym, jak osoba Olgierda miałaby ją odstraszać od kościoła. Cóż, o wiele bardziej działało to w stronę ojca... Ze względu na mężczyznę przed nią raczej unikałaby tego miejsca, bo wydawało się Howell-Gordon, że to on nie chce mieć z nią nic wspólnego. Próbowała się spotkać i porozmawiać, on te próby ignorował. Nie zostało więc jej nic innego, jak się poddać. Nie chciała być nachalna, a choć nie było to łatwe, to trzeba było ponieść konsekwencje swoich decyzji. Byli w końcu dorośli, nawet jeśli uważała, że niewystarczająco dojrzali. -Mój ojciec... Nie do końca orientuje się w moim życiu osobistym... Myślę więc, że on dalej uważa, że jesteśmy tymi nierozłącznymi rozrabiakami z farmy - przyznała, zagryzając wargę. I to nie tak, że się wstydziła związku z Olgierdem, bo przecież pani Howell to pierwsza i największa fanka chłopaka, pewnie kazałaby teraz przekazać Eloise pozdrowienia i zaproszenie do Melbourne, gdyby wiedziała, że rozmawiają. Po prostu ojciec kobiety... Nie był z nią blisko, bo Eloise nie chciała tego. I akurat Olgierd dobrze o tym wiedział, jak i o powodach, które skłoniły Howell-Gordon, by odciąć się emocjonalnie od staruszka.
-Zajmuję się zwierzakami. Tu w schronisku, w Cairns w prywatnej klinice.. Nic zaskakującego - oznajmiła, gryząc się w język, by nie dodać: i chodzę co najmniej trzy razy w miesiącu do ginekologa, żeby potem płakać, kiedy znów odbieram negatywny wynik, dostaję miesiączkowego krwawienia, ot taka tam rutyna. Nie dzieliła się tym z nikim, oprócz męża. To ich sprawa. Niełatwa, cholernie oddziałująca na codzienność, ale ich. Chociaż akurat Oliemu... Mogłaby powiedzieć, gdyby... Gdyby... Nie, nie mogła.
Kiwnęła głową, nieco zawstydzona, że zapomniała jakie ciasto jest ulubionym Olgierda. To śmieszne, kiedyś spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, a dziś z głowy uleciały Eloise takie podstawy o mężczyźnie... Czy to znaczyło, że o nim nie pamiętała? Nie. Chyba nie.
-Tak, koniecznie, to świetny pomysł, zobaczyć loterię dzieciaków - zgodziła się nieco zbyt entuzjastycznie, używając tego sztucznego uśmiechu, na który siliła się, kiedy walczyła z pieczeniem w gardle. Nie chciała oglądać stoiska dzieciaków, ale... Nie chciała też mówić czemu to problem. Poszła więc tam z Olgierdem, rozdając dwie ulotki po drodze, starając się być najbardziej promienną wersją siebie. -To jak ci... W tej roli? - zapytała, zerkając na mężczyznę z zainteresowaniem. Nie to, że nie chciała na niego patrzeć, ale miała wrażenie, że on nie czul się komfortowo z tą bliskością, którą nagle się dzielili. Fizyczną. W końcu unikali jakiegokolwiek kontaktu latami, a teraz... Gawędzili na parafialnym festynie. Nie mogło być całkiem naturalnie, ot tak.
diakon — kościół
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spoko chłopak, który niedługo będzie zawodowym księdzem.
Uśmiechnął się na samo wspomnienie tych młodzieńczych lat, gdy rzeczywiście byli tymi nierozłącznymi łobuziakami. Kiedyś to było, teraz to nie ma. Mógł tylko żałować, że te beztroskie lata są już za nimi, chyba czasem wolałby dalej być słodkim, aczkolwiek nie do końca grzecznym dzieciaczkiem jeżdżącym na małym koniku. Miał dużo miłych wspomnień odnoszących się do swojego dzieciństwa, w kilku z nich była oczywiście Eloise. No, a później już dorośli i chociaż powinni wtedy bardziej korzystać z życia, bo nic ich nie ograniczało, mogli zbudować wspólne życie, ale nie wyszło. To Olgierda dalej bolało. Kiedyś nie widziałby siebie w roli księdza, widział się jednak w roli męża czy nawet ojca, oczywiście z Eloise u swojego boku. Ona wybrała inaczej. On musiał z tym żyć i jakoś sobie radzić. Bycie księdzem mu w pewnym sensie pomogło. - Mógłbym czasem do tego wrócisz. Pamiętasz jak spadłem z drzewa, tak że miałem złamaną rękę w trzech miejscach? Nie dość, że miałem gips to jeszcze szlaban. - To były czasy, aż się łezka w oku mu zakręciła.
- Ooo to teraz wszystko jasno - pokiwał głową - zbieramy na schronisko to i pani weterynarz się pojawiła. Gdybym wiedział to już dawno, bym to zorganizował, żebyśmy mieli okazję sie ze sobą spotkać - powiedział, chociaż oczywiście wtedy, gdy ona chciała zobaczyć się z nim, to był do tego pomysłu bardzo negatywnie nastawiony. Cóż. Złamane serce i urażoną męską dumę ciężko wyleczyć. Pomógł mu w tym jednak czas i znalezienie nowego sensu w życiu. Kościół dał mu możliwość zaleczenia starych ran... tak mu się przynajmniej wydawało.
- Nie lubisz dzieci? - Zapytał, no bo wiedział ten jej sztuczny entuzjazm. Znał ją nie od dziś, był w stanie zauważyć, że nie uśmiecha się szczerze, wiedział kiedy to robiła i teraz nie dało się jej tego ukryć. - Powiem Ci tak całkiem szczerze, chociaż nie powinienem... ale większość z nich to małe... potwory - żeby nie przekląć. - Drą się jakby były głuche - dodał, bo pewnie czasem prowadził jakąś mszę dla dzieci i te dzieci tam "śpiewały", przez co naprawę zwątpił na moment w przyszłość swoich uszu. Uśmiechnął się lekko widząc jak rozdaje ulotki i naprawdę żałował, że ich relacja zakończyła się w taki sposób, bo brakowało mu jej w swoim życiu. Nawet takim, które toczył teraz. Poza tym nie oszukujmy się, ale nie był najlepszym księdzem, ani nawet kandydatem na księdza jaki mógł się w okolicy pojawić. No chyba, że mowa o młodych singlach, wtedy owszem, mogą się cieszyć, że mają takie ciacho w okolicy. - Całkiem nieźle, nie narzekam. Mam pracę, mam gdzie mieszkać, mam znajomych, jest w porządku. - Odpowiedział i lekko wzruszył ramionami. - Dostaje też całą masę ciast od parafianek, ale żadna nie robi takiego drożdżowego z borówkami - dodał puszczając do niej oczko. - Poza tym dalej maluje i rzeźbię, nawet ksiądz może mieć hobby. Zrobiłem sobie specjalnie miejsce na to na plebanii. Chcesz zobaczyć? - Zapytał, bo chyba nikt nie umrze jak na chwile księdza na tym festynie nie będzie. Poza tym plebania była blisko więc pewnie szybko wrócą.

eloise howell-gordon
powitalny kokos
catlady
joshua - luna - zoey - eric - benedict - owen - bruno - judith - cat - cece - mira - mei
weterynarz — LORNE BAY ANIMAL SHELTER
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To śmieszne, że człowiek zawsze pragnie wszystkiego na odwrót. Jako dzieci marzymy o dorosłości, jako dorośli tęsknimy za dziecięcymi latami. Nie inaczej było z tą dwójką znajdującą się dziś na festynie parafialnym, której z taką lekkością przyszło wspominanie minionych bezpowrotne beztroskich lat. Eloise kiwnęła głową, uśmiechając się szeroko na wzmiankę o złamaniu Olgierda. Oczywiście, że pamiętała. -Nieszczególnie szlaban ci przeszkadzał, kiedy wymykaliśmy się i tak popatrzeć na konie, potem jak już przyniosłam ci zeszyty - wspomniała z cichym westchnięciem, bo faktycznie takich spokojnych chwil w Lorne z ich żarcikami, które rozumieli tylko oni czasem wciąż blondynce brakowało. I to nic, że pozornie niewiele zostało z tamtej niewysokiej, wiecznie za chudej, ale ciekawskiej szatynki, bo w środku dalej nią była. Codzienne obowiązki tylko ograniczały pewne możliwości i niektóre potrzeby musiały zaczekać, jak to w dorosłym życiu bywa.
-Zawsze mogłeś zadzwonić, ciągle mam ten sam numer, ale rozumiem, że księża mają służbowe i nie przenoszą książki z kontaktami - początek wypowiedzi mógł brzmieć nieco jak zarzut, więc postanowiła dodać do tego niezbyt przemyślaną uwagę, która w założeniu miała być śmieszna. Brzmiała raczej żałośnie, ale mimo to zachichotała, żeby nadać nieco luzu. Nie chciała, żeby panowała między nimi napięta atmosfera.
Zaśmiała się, słysząc wyjaśnienia wielebnego o jego sympatii do dzieci. Postanowiła to nieco wykorzystać, by nie zdradzać swoich prawdziwych powodów tego lęku, z boku wyglądającego jako awersja. -Tak, nie dość, że są głośne, to w jednej chwili czegoś chcą, a później zaniedbują obowiązki. Wiesz ile biednych zwierzaków ze schroniska to nietrafiony prezent na różne okazje? - dorzuciła więc kolejny powód, dla którego te cudne, wymarzone i takie niedosięgnione dla Howell-Gordon istoty miały jawić się jako potwory. Nie była gotowa zdradzać prawdziwych przyczyn. Miejsce też nie było za dobre, ani okoliczności.
-Może wystarczy podpowiedzieć tym wiernym parafiankom, co powinny udoskonalić - powiedziała, wzruszając ramionami, jakby to było nic, ale ten pokrętny komplement sprawił Eloise przyjemność. Tak samo jak świadomość, że ktoś wciąż lubił jej ciasta. W końcu Gordon ograniczał słodkości, nie miała więc za wielu okazji, by coś w domu piec. -Głupio pytasz, jasne, że chcę! - i wcale nie udawała tego entuzjazmy, który pokazała natychmiastowo, bez żadnego zastanowienia. Cieszyła się też, że jakby nie było, Olgierd okazał się ratunkiem od wszechobecnych na festynie dzieci, zapewniając jej chwilę wytchnienia. Zupełnie, jakby wciąż wiedział najlepiej, co kobiecie w duszy grało i jakie miała potrzeby. Zanim poszli, wcisnęła ulotki jakiemuś wolontariuszowi, żeby on się tym zajął. Nie wiedziała w końcu ile tych dzieł miedzy homiliami udało się van Hornowi stworzyć. -a czy one są związane z religią? - zapytala z ciekawości, zanim otworzył przed nią drzwi do swojej pracowni.
diakon — kościół
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spoko chłopak, który niedługo będzie zawodowym księdzem.
Zaśmiał się i pokiwał głową. – Nikt nie mówił, że byłem grzecznym chłopcem – pewnie niektóre osoby, które go znały mogły nawet stwierdzić, że do tej pory nim nie jest, chociaż patrząc na wykonywany przez siebie zawód, to raczej powinien. Wtedy jednak miał te kilkanaście lat i dwie swoje ulubione rzeczy, konie i Eloise. Potrafił jeździć konno wcześniej niż umiał jeździć na dwóch kółkach na rowerze. Do tej pory jest to jedna z jego ulubionych aktywności i gdyby nie fakt, że został księdzem to może, by wrócił na rodzinne ranczo i tam próbował swoich sił jako treser i opiekun koni, ale też trochę głupio prawać u rodziców.
- Nie mam służbowego numeru – odpowiedział – nie wiedziałem, że jesteś w Lorne Bay, poza tym... nie byłem pewien, czy byłoby dobrze gdybyśmy odnowili kontakt – przyznał się szczerze. Obawiał się, że wróciłyby do niego stare uczucia, które pewnie gdzieś tam będa się i tak dalej tlić, ale lepsze to niż nagły pożar, który mógłby zniszczyć tą drogę, którą dla siebie wybrał. Może nagle doszedłby do wniosku, że chce ją odzyskać za wszelką cenę i co wtedy? Porzuciłby lata pracy i ten spokój, który zyskał po tym jak postanowił zostać księdzem? Po prostu bał się, że to będzie dla niego nie najlepsze wyjście z sytuacji. – Teraz myślę, że chyba nie jest między nami dziwnie – tego też się bał, że spotkają się i nagle okaże się, że nie mają o czym z sobą rozmawiać i będzie nikomfortowo. Obawy miał najwtraźniej nie do końca uzasadnione, bo nie uważał, żeby było jakoś niezręcznie.
- Ojjj mogę się tylko spodziewać, ale wiesz to też wina rodziców, że nie uczą dziecka odpowiedzialności. Poza tym wiadomo, że jak dziecko chce zwierzę to tak naprawdę rodzic się nim będzie musiał zajmować. – W końcu dziecko samo nie pójdzie na jakiś dłuższy spacer, albo zabierze psa do weterynarza, czy nawet nakarmi, bo jednak czasem psy karmiło się surowymi rzeczami, które trzeba było pokroić. Chcąc nie chcąc, to zawsze jest na głowie dorosłego.
- A co jak się obrażą i tylko od Ciebie będę mógł już liczyć na takie ciasto? – Zapytał przyglądając się jej zdecydowanie te kilka chwil dłużej niż powinien. Zapatrzył się jednak w jej oczy, w których tyle razy widział ten nieco zwariowany i szczęśliwy błysk. Teraz jakoś przygasła i był ciekaw czy coś się stało, czy po prostu era błysku w oku już minęła. Została tylko szara, nie do końca wesoła codzienność. – Super to chodź – było to niedaleko więc nie minęło nawet pięć minut, a już byli na miejcu. – Jeżeli pytasz czy robię gipowe przedstawienie Matki Boskiej, to nie. – Uśmiechnął się do niej i najpierw wpuścił ją na plebanie, a później zaprowadził na oszklony taras, który przerobił na swoją własną pracownie. Było jeszcze dość jasno więc nie musiał nawet zapalać światła. – Większość z nich jest związana z jakimiś wydarzeniami w moim życiu, albo z opowieściami innych ludzi, które mnie poruszyły w jakiś sposób. Może jak będę dłużej udzielal spowiedzi to zapcham to miejsce aż pod sufit – zażartowal sobie, bo żeby nie było, nie inspirował się historiami ze spowiedzi, zazwyczaj po prostu nie były ciekawe. – Coś Ci się podoba? – Zapytał trochę nawet zestresowany, bo co ja powie, że wszystko jest badziwne?

eloise howell-gordon
powitalny kokos
catlady
joshua - luna - zoey - eric - benedict - owen - bruno - judith - cat - cece - mira - mei
ODPOWIEDZ