oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.

Constance Callaghan tak zupełnie po prawdzie nie była specjalnie towarzyskim człowiekiem. Owszem, doszczętnie wręcz uwielbiała towarzystwo swoich przyjaciół, rodziny i bliskich, ale wcale nie musiało to oznaczać że z równie olbrzymim zamiłowaniem chciała uczestniczyć w imprezach czy innych spędach, gdzie trzeba było świetnie wyglądać i rozmawiać na pierdyliard tematów, które niespecjalnie samą zainteresowaną kiedykolwiek interesowały. Czasem jednak okoliczności zmuszały ją w końcu do wyjścia ze swojej strefy komfortu i udawania, że oto owszem, tak, takie sprawy są dla niej i można zapisać ją na listę. Nie zamierzała sobie jednak niczego utrudniać, postawiła więc wyciągnąć ze sobą jednego ze swoich ulubionych ludzi i tak długo wierciła Chrisowi dziurę w brzuchu, że ten w końcu przystał na jej zaproszenie. Tak po prawdzie to nie przewidywała, żeby mężczyzna miał w tym temacie jakikolwiek wybór.
Może wystarczyło być choć trochę mniej zajętą wymienianiem ewentualnych zalet całej tej imprezy integracyjnej, aby zdążyć się zorientować że dosyć niezobowiązujące - jak mówiła legenda - spotkanie lokalnych transportowców urosło do rangi i m p r e z y angażującej składem nawet towarzystwo z ratusza. Każda dziewczyna pracująca na szeregowym, biurowym stanowisku przecież marzy dniami i nocami o tym, by w momencie gdzie chciała - delikatnie rzecz ujmując - wypić tego wieczora o dwa drinki za dużo, udawać że jest idealnie trzeźwą. Przed burmistrzem. Constance nawet pewnie nie wiedziała jak ten człowiek wygląda. Ale nie mówcie, proszę, samemu zainteresowanemu.
W jej prywatnym mniemaniu jednak spotkanie nadal było z założenia niezobowiązujące, więc przywdziała małą czarną (trochę kusą, ale zawsze) - podobno zawsze się sprawdza - do kompletu z jednymi z tych cholernie niewygodnych butów na obcasie, przez które odmawiała sobie jedzenia przez jakieś trzy miesiące (ale nikt oficjalnie o tym nie wie!), i dała się porwać swojej randce, tak usilnie zamawianej na wspólny wieczór. Choć określanie ich spotkania r a n d k ą jakoś bawiło ją w najlepsze. Może znowu powinna sobie strzelić jakiś kieliszek, tak dla kurażu. Nie, po ostatnich występach gościnnych może byłoby dla niej lepiej gdyby jednak odstawiła alkohol na jakiś czas.
Tym bardzie jednak znowu myślała o konieczności wypicia drinka (lub pięciu), kiedy zarejestrowała na miejscu, w co najlepszego się razem wpakowali.
- Cóż - nie ma jak komentarz na poziomie, Callaghan. - Nie powiem, ale najwyraźniej wystroiłam się o d r o b i n ę nie do okazji - brakowało jeszcze, żeby do kompletu przełknęła głośno ślinę, ale zamiast tego uśmiechnęła się całkiem uroczo, gładząc się jakby odruchowo po swojej sukience, trochę tak jakby te cudowne ruchy mogły tu i teraz dorobić jej materiału i sprawić by w równie cudowny sposób stała się ona dłuższa. Przynajmniej taka do połowy uda, byłaby super w porządku. Wróżką niestety żadną nie była, tym bardziej żadnych magicznych umiejętności nie miała na stanie, więc musiała zaakceptować po prostu swój wygląd w zastanym stanie.
I mogła sobie obiecywać, że dzisiaj nie będzie pić, ale właśnie spoglądała na Chrisa dosyć błagalnie, co w ich własnym, zamkniętym słowniku, oznaczało tyle co chodźmy się napić.
Oby prędko.
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
To nie było tak, że na każdą okazję do picia reagował entuzjastycznie. Wręcz przeciwnie, od imprez tego typu odwykł już na tyle, że każde kolejne zaproszenie zbywał delikatnym zobaczę czy znajdę czas. Mimo tego jednak, gdy przyszło odmówić mu Constance, poległ. I to tak popisowo, bo jakoś jego plany ucieczki z kraju zaczęły się kruszyć, a on sam obiecał się wystroić i na jej pracowniczej imprezie pełnić rolę partnera od tańca. Tak ogólnie, bo przecież jasne było, że te nawiedzone baby od pasjansa szybko dorobią do tego romantyczną historię i skończą jako para.
Owszem, po części go to przerażało, a po części zaś nawet rozczulało.
Na tyle, że zamierzał pójść to jak w dym (byle nie do końca dosłownie po jego doświadczeniach) i wystroił się, by samej przyjaciółce wstydu nie przynieść.
Tak właściwie określenie jej mianem przyjaciółki było bardzo na wyrost i powodowało jeszcze jedną migrenę u Chrisa Haynesa, ale skoro dość kategorycznie postanowił odciąć się od ich stosunków (tych miłosnych, rzecz jasna) to nie było innej opcji i powrócił do bezpiecznego bycia oddanym kumplem. To oznaczało najwyraźniej dla niej to, że wyciągała go jak jednego z tych panów do wynajęcia na zawodowe imprezy, bo przecież on cokolwiek wiedział o wodzie.
Podejrzewał, że będzie robić za jeden z tych uroczych bibelocików, którymi zwykle są kobiety o blond włosach, uwieszone na ramieniu jakiegoś pana prezesa. Najwyraźniej równouprawnienie zapieprzało tak bardzo, że nie odnotował, że tym razem to on jako mężczyzna będzie zabawką w rękach swojej dziewczyny na niby. Może i jęczałby bardziej z tego powodu, a nawet na głos by się żalił z powodu jawnej niesprawiedliwości, ale gdzieś odkrył, że Constance wygląda tak jak przyjaciółka wyglądać nie powinna.
Dobrze, wiedział, że nie ma określonych standardów i że może sobie wyglądać jak chce i nie narusza żadnego, australijskiego prawa, ale na Boga jak on miał się przyjaźnić z kobietą, która zakładała taką kusą sukienkę i jeszcze w niej wyglądała tak kurewsko dobrze?
Były pewne standardy i te jego zakładały, że sprawa jest z góry przegrana, choć cwany się bronił i wcale nie zamierzał wpatrywać się w nią jak sroka w gnat. To znaczy miał nadzieję, że przynajmniej częściowo nie wygląda jak jeden z tych idiotów, którzy zbierają szczękę z podłogi.
To było zdecydowanie łatwiejsze, gdy okazało się, że sukienka sukienką, ale ona nadal jest sobą i czuje się w niej niekomfortowo. Zagadką było to, po co w ogóle ją założyła (oprócz doprowadzenia Chrisa na skraj wytrzymałości), ale nie zamierzał drążyć, bo coś tam o kobietach wiedział i wolał nie poruszać tematów tabu.
Lubił swoją głowę, a w takich razach groziła mu szybka dekapitacja.
- Zapomnij- rzucił, gdy zobaczył, że jego wybranka kieruje wzrok na alkohol. - Nie będę ci przypominać jak ostatnio się to skończyło- zauważył rozbawiony i odciągnął ją do ściany, by się wzięła w garść. - Skończ z tym obciąganiem sukienki. Nie ma nic bardziej aseksualnego niż kobieta, która wstydzi się tego jak wygląda. Noś ją z dumą, a nikt nie stwierdzi, że wyglądasz źle. Bo tak właściwie nie wyglądasz- uściślił i teraz mogła go przyłapać na tym, że taksuje zbyt mocno jej nogi, ale był przecież mężczyzną i to na dodatek jednym z tych nieodpornych na kobiece wdzięki.
Tak bardzo, że biedny zgubił wątek.
zdolny delfin
enchante #8234
oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.

W przypadku Constance nic tak naprawdę nie było takie proste. Nie było przecież tak, że ona była jedną z tych typowych, zahukanych dziewczynek, które najchętniej ukrywałyby się we własnych pokojach, pochowane szczelnie w grube swetry i najszersze spodnie, jakie były w stanie znaleźć. Wręcz przeciwnie, Connie dumnie zwykła twierdzić, że jest realistką i choć w jej mniemaniu było to największym możliwym przejawem braku skromności, lubiła to co widziała w lustrze. Może i faktycznie nie jej było to oceniać, ale - przynajmniej tak sama dla siebie - uważała, że ma ładną buzię i niczego sobie ciało. W drugim przypadku trafiło się to jej trochę z automatu, bo przecież nie miała wpływu na to, że tak mocno wyrosła co skutkowało nogami do samego nieba. A swoją szczupłość zrzucała na karb bycia wiecznie w nie-do-budżecie. Dieta-cud.
Co jednak działo się w momencie, w którym musiała opuścić tak wygodną strefę komfortu i wyjść do ludzi? Najwyraźniej cała jej skrupulatnie budowana pewność siebie zostawała wtedy w domu, jak teraz, kiedy mogła mieć najlepsze nogi na całej imprezie a i tak czuła się tutaj jak jakiś kopciuszek, który mocno zbłądził i prawdopodobnie pomylił adres. Szczęśliwie na ziemię sprowadził ją Chris, przywołując ją do porządku w kwestii alkoholu. Najwyraźniej do długiej już listy tego, co zdążyła się o nim dowiedzieć, powinna dopisać jeszcze umiejętność czytania w myślach. Och, jeśli tylko byłaby to prawda, jak mocno ona by mu tego zazdrościła!
- Zapomnij. Tylko ona jedna wiedziała jak mocno wywracała w tym momencie oczami. Spędzi jeszcze trochę czasu w jego towarzystwie a od tych teatralnych gestów zacznie cierpieć na jakieś chroniczne migreny albo inne cudo, które będzie chciało wysłać jej głowę w kosmos.
- Nie zaczynaj - przecież bardziej niż doskonale wiedziała, że w następnym zdaniu wypomni jej ten wieczór, w którym najpierw się załamała, potem upiła zdecydowanie za bardzo, a jeszcze potem wmanewrowała Chrisa w spanie kątem na swojej kanapie. Szczyt marzeń, prawda? Podeszła sobie więc do niego bliżej, aby fizycznie odczuł ewentualną karę jaka go czeka (spojler: wcale nieprawda) i lekko się na nim uwiesiła. To znaczy - jedną ręką złapała go jakby “pod rękę”, układając ją sobie finalnie po wewnętrznej stronie jego łokcia, a drugą owinęła wokół jego nadgarstka. Kiedy więc mimo jej prośby i tak powiedział, co wiedział, głośno wypuściła powietrze, zrezygnowana jego postawą. - Jesteś niemożliwy - skomentowała tylko, choć mocno korciło żeby puścić mu mało elegancką wiązankę. Spojrzała w bok, na moment zawieszając wzrok na nim, i gdzieś głęboko w środku sama przed sobą przyznawała, że ma do niego słabość i po prostu nie potrafi się na niego złościć.
- Uznam to za komplement - zaśmiała się krótko. - Łaskawy panie - jasne, że od takiego rzuconego mimochodem i może nawet trochę jakby przypadkiem, wolałaby taki na który czuła, że zasługuje, ale doceniała jego starania. - I wiem, że pewnie mi w to nie uwierzysz, ale ja wcale nie zakładałam tej sukienki, żeby być jakąś wielce seksowną - zmarszczyła lekko nos. To wskazywałoby przecież, że wybrała się tutaj na jakiś podryw, czy żeby kogoś uwieść, a skoro zabierała ze sobą Chrisa to raczej logicznym stawało się, że wybór powinien przynajmniej paść na niego, a to jeszcze mocniej skomplikowałoby ich uczuciową - nieuczuciową sytuację.
- A teraz - ścisnęła jego rękę mocniej, by mieć pewność co do tego, że dotrze do niego co właśnie mówi. - Bądź grzeczny, miły i uprzejmy. Mój kierownik na trzeciej. Zamienimy trzy zdania i możemy znaleźć sobie jakieś spokojne miejsce na resztę tego upojnego wieczoru - choć może raczej upiornego?
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Chris- jak sama legenda miejska wskazuje- był raczej mężczyzną niedomyślnym. Nie znaczyło to, że był półgłówkiem, bo przecież skończył jakieś (dobrze powiedziane) studia i na dodatek był całkiem poczytnym autorem, więc nie był taki najgorszy w kwestii inteligencji. Znał się też na researchu i choć przy pięknych kobietach niesamowicie prędko tracił głowę, był poza tym człowiekiem rozsądnym i pełnym wiary w to, że dostrzega pewne niuanse. Mimo to jednak nie skupiał uwagi na tym, jaka Constance jest. Dla niego była piękną kobietą i to powinna wygrawerować sobie na czole złotymi literami, bo przecież dostrzegał, że zapominała o tym nader często.
Z dwojga złego jednak wolał kogoś takiego jak ona niż jakąś plastikową lalę, która byłaby przekonana, że jest dla niego gorącą laską i musiałby jej tłumaczyć, że niekoniecznie. Dorósł na tyle, by takie panny traktować z koniecznym dla nich dystansem i na relacje długodystansowe wybierać zupełnie inne towarzystwo. To, które teraz tak łapczywie rozglądało się za alkoholem, że chyba powinien zwątpić. Wziął to jednak na karb oczywistej tremy, którą również czasami jeszcze posiadał. Zwykle wtedy, gdy nakazywano mu na głos czytać fragmenty jego najnowszej książki i dobierano do tego przedstawienia te najbardziej pikantne i przerażające momenty. Mógł więc śmiało postawić się w jej sytuacji, ale nie znaczyło to, że zacznie jej polewać.
Nie po tym jak ostatnio ledwo przeżyła starcie z alkoholem. Z ich dwójki to chyba on lepiej radził sobie z tym nałogiem, bo przynajmniej zdradzał, a nie wymiotował. Oczywiście to lepiej to było zdanie samego Chrisa.
Uśmiechnął się jednak, gdy dotarła do niego ta smutna pantomima osoby, która nie dostała tego, czego zechce i wzruszył ramionami na jej rozkaz. Jeszcze się taka nie urodziła, by jej posłuchał, więc Cons zdecydowanie była na tej straconej pozycji.
- Ja tylko dbam o to, byś nie zrobiła z siebie idiotki przed kierownictwem- zauważył łagodnie, bo trochę rozbawiło go to, że najwyraźniej w słowniku dziewcząt wtedy otrzymuje się łatkę bycia niemożliwym. Powinna docenić, że bardzo się nią opiekował i całkowicie altruistycznie sycąc jedynie oczy jej widokiem.
Nie zamierzał przecież doprowadzać do niczego więcej, choć on tylko wiedział, ile wysiłku miało go to kosztować. Niełatwo było być mężczyzną, który porywał się z motyką na słońce i ustalał niedorzeczną przyjaźń z kobietą, która mimo wszystko wyglądała na seksowną. Nawet jeśli tego nie chciała i właśnie mu to oświadczała, na co, rzecz jasna, musiał parsknąć.
- Żadna kobieta nie zakłada takiej sukienki bez powodu, Cons- zauważył rozbawiony i rozejrzał się uważnie, zupełnie jakby miał znaleźć tego adoratora, dla którego przyszło jej się tak wystroić. Może faktycznie to był jej szef, któremu teraz podawał dłoń uśmiechając się zawodowo. Był akurat dobry w te klocki- można było przedstawiać go przełożonym, rodzicom i babci, bo zawsze otrzymywał piątkę z uroku osobistego, który wokół siebie roztaczał.
- Chris Haynes. Co za cudowna impreza. Zapewne pan stoi za jej atmosferą- która przypominała, owszem, stypę bez alkoholu, ale przecież należało słodzić, gdy się chciało wywalczyć dla swojej koleżanki awans. Już ona mu za to podziękuje. Szkoda tylko, że nie tak jakby chciał i jak wskazywała na to jej opięta sukienka, którą teraz czuł pod swoimi palcami, gdy tak zwyczajnie ją obejmował. Jak przystało na randkę, którą ponoć miał być.
zdolny delfin
enchante #8234
oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.

Gdyby tylko tego typu komentarz usłyszała z ust kogokolwiek innego, obraziłaby się pewnie za to na śmierć i życie, ale trzeba było przyznać, że w pewien mocno skomplikowany sposób Constance Callaghan przypominała wszystkie te skomplikowane i złożone bohaterki wyciągnięte żywcem od Jane Austen i jej szacownych koleżanek. Owszem, była ugrzeczniona do granic możliwości, raczej spokojna, nieszukająca zwady i dążąca do tego by na świecie był pokój (no z tym ostatnim to jednak dosyć mocno popłynięte), ale jednak gdzieś tam głęboko w środku siedział sobie jakiś mały, nieśmiały jak i sama gospodyni diabełek i palił w jej prywatnym, małym piekiełku. Te sceny jednak zwykły rozgrywać się jedynie w głębokich rozmowach z samą sobą, kiedy to decydowała się wyciągnąć niczym królika z kapelusza jakieś pokłady pewności siebie i potem budziła się wyszukiwana niczym stróż w Boże Ciało. W ultrakrótką sukienkę, w której jej nogi wyglądały na długie na dwa metry, a za biust oddałaby swoje ostatnie pieniądze. Jakim więc szczęściem było to, że wyrósł on na jej osobistej klatce piersiowej...
- Nie podejrzewałam cię do tej pory o takie pokłady troski - cmoknęła głośno, wciągając na twarz minę ktora wyrażała w jednej chwili i zdziwienie, jak i pewien rodzaj wypisanego wręcz tak, na pewno. Może nie znali się do tej pory jakoś spektakularnie długo, ale rościła sobie mocne prawo do twierdzenia, że znają się dobrze. Na tyle dobrze, że mogła być bardziej niż pewna, że mężczyzna faktycznie jest w stanie się o nią troszczyć - co w końcu dzielnie udowodnił ostatnio - ale też można mu to wypomnieć i udawać, że wcale tak nie jest. Wyszczerzyła się szeroko. - Pewnie jeszcze robisz to zupełnie bezinteresownie? - w teatralny sposób spojrzała na niego przenikliwie. Z dziką chęcią kontynuowałaby temat, ale wtedy...
Nagle jednak uderzyła ją pewna myśl i było to takie w o w, że gdyby tylko siedziała, właśnie podrywałaby się jak poparzona. Kiedy ona - a raczej stek jej szalonych myśli - walczył z tym, czy oby wyglądała odpowiednio do sytuacji, powinna raczej martwić się czymś innym. Do jasnej cholery, przecież to wyglądało tak, jakby ona biegała za nim jak jedna z tych szalonych, zakochanych przyjaciółek, co to na własne życzenie będą generować jakieś dwuznaczne sytuacje, aby i on się w niej zakochał. To było tak niepokojące, że w jednej chwili zrobiło jej się i zimno, i gorąco, i była bardziej niż pewna że na jej policzkach zaczynają rysować się piękne zaróżowione akcenty, które jednak nie miały nic wspólnego z użytym kosmetykiem. W pierwszym odruchu więc, gdy zauważył że nie zakłada się takiej sukienki bez powodu, miała ochotę mu się porządnie tłumaczyć, uznała jednak że efekt byłby odwrotny od założonego i tylko potwierdzałaby tym wszelkie domysły. Najlepiej więc się wyprzeć i odwrócić kota ogonem.
- Tak. Przejrzałeś mnie. Zrobiłam to - wyrysowała dłonią wielkie koło, jakby zaznaczając że chodzi o idealnie przygotowane włosy, makijaż, rzeczoną sukienkę czy obcasy, które już dawały się jej w kość. - By kogoś wyrwać, najlepiej taki porządny typ, idealny na męża i ojca moich dzieci. A ciebie jako osobę towarzyszącą wybrałam również świadomie - ty będziesz przyciągać tych niepożądnych, zostawiając dla mnie jedynie elementy w stylu ciepłe kapcie - pokiwała głową góra - dół, twierdząco, tak jakby w ogóle jej mały prywatny monolog (monolożek) tego jeszcze potrzebował. Dopiero po chwili lekko parsknęła śmiechem, uważając nawet te słowa za niedorzeczne.
Dobrze, że nie miała sposobności by roztrząsać to bardziej. Wystarczyło bowiem by jakże szacowny kierownik pojawił się na horyzoncie, a najwyraźniej uznał Constance i jej jeszcze bardziej szacownego towarzysza za idealne towarzystwo, takie w którego blasku można się chwilę powygrzewać. Mężczyzna jak na idealnego gospodarza - choć czy przypadkiem nie był nim jednak burmistrz? - zaproponował swoim rozmówcom drinki, podziękował za komplementy i odpowiedział podobnymi, po czym przepadł, kupiony najwyraźniej urokiem osobistym Chrisa Haynesa. Constance tak właściwie mogłaby w tym momencie odejść gdzieś precz i poszukać sobie bardziej zainteresowanego sobą towarzystwa, ale nie było to finalnie możliwe, bo Chris - jak na lwa salonowego przystało - wciągał ją w rozmowę i stawiał w tak idealnym świetle, że zapowiadało się na to, że tytuł pracownika miesiąca miała w kieszeni na najbliższy rok z góry. Szczęśliwie jednak pan kierownik w końcu się oddalił, poświęcać się urokom jednej ze stażystek (co za ciężka praca!) a oni zostali sami.
- Myślałam do tej pory, że w t e n s p o s ó b działasz tylko na kobiety - zaśmiała się. - Ale uważaj, bo typ ma okropnie zazdrosną żonę, ewentualny rozwód byłby ostatnim piekłem. Ale pewnie dla takiej m i ł o ś c i warto pójść tam choćby piechotą - mówiła poważnie, jak jakaś natchniona poetka, którą w tym momencie inspiruje miłość właśnie, nawet odpowiednio sie na Chrisa zagapiła, po czym zaśmiała mocniej. - Ale mocno doceniam to poświęcenie. Był tobą ostatecznie zachwycony - uśmiechnęła się leciutko. Ponownie złapała Chrisa pod rękę, uwieszając mu się trochę na łokciu tak, że - chciał czy nie chciał - przyciągała go trochę w jedną stronę, do siebie, by unieść głowę tylko trochę - trochę i konspiracyjnie zaproponowała:
- To co, to już ten czas by się gdzieś zaszyć? - nie mogła nic poradzić na to, że wolała towarzystwo swojego przyjaciela - solo, niż całego pozostałego towarzystwa niespecjalnie zainteresowanego czymkolwiek. Choć może to ostatnie tylko się jej wydawało, bo wszyscy zdawali się zwracać na nich uwagę aż nadmiernie.
ODPOWIEDZ