chirurg plastyczny już nie na urlopie — Cairns Hospital
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Już nie taki nowy w mieście chirurg plastyczny, który ma farmę owiec i wrócił do zawodu. Prywatnie chce być szczęśliwy, ale skutecznie ktoś mu ciągle to uniemożliwia.
- Kiedyś byłbym najpewniej wdowcem, bo rozwodów wówczas chyba jeszcze nie wymyślono. - zaśmiał się. Wieki temu, mając to samo wykształcenie, które mężczyzna miał obecnie, jako lekarz miałby możliwość zastosowania wielu dróg do osiągnięcia celu. Na szczęście czasy się zmieniły i wszystko można załatwić w najgorszym przypadku na sali sądowej. Zarówno pod tym względem, jak i pod wieloma innymi, Aiden cieszy się, że przyszło mu żyć w czasach, w których dbanie o higienę jest rzeczą oczywistą, i w których będąc w towarzystwie kobiety, nie trzeba mieć z tyłu głowy, że dwa kroki za nimi jest przyzwoitka. Aczkolwiek i bez przyzwoitek znajdują się osoby, które pilnują przestrzegania zasad zachowywania się w miejscach publicznych. Dziś taką osobą był ochroniarz, który szybko i skutecznie ukrócił zapędy Julii i Aidena, faktycznie zachowujących się jak nastolatki, ale nie byli w jednoznacznie publicznym miejscu. Poza czujnym okiem kamery, nikt ich tutaj nie mógł zobaczyć. Niestety stróż był nieco innego zdania i już po chwili wyszli na popołudniowy skwar, który w centrum miasta wybitnie dawał się we znaki. Na farmie, wśród drzew oferujących przyjemny cień, to samo popołudnie wydawało się być dużo przyjemniejsze. Co też Thompson planował zaprezentować Julii. Nie, żeby był przeciwnikiem metropolii, sam niemal całe życie spędził wśród betonu i szkła, jednak odkąd zamieszkał pośród zielonych pastwisk, wciąż nie zdążył nacieszyć się urokami takiego stylu życia. Co innego, że nie miał ku temu zbyt długo okazji, bo po kilkunastu miesiącach dzieci skutecznie popchnęły go w kierunku spędzania długich godzin w szpitalnym gabinecie i na sali operacyjnej.
- Tak więc zyskują na tym obie strony. - podsumował. W ten sposób są szanse, że żadne w obliczu pierwszych poważniejszych nieporozumień, żadne z nich nie będzie wyrzucać temu drugiemu, jak bardzo się dla niego poświęcało, a to drugie tego nie doceniało. Aiden bardzo doceniał, tym bardziej, gdy spadły na niego problemy większe, niż przed ostatnich piętnaście lat z życia. Nie znali się długo, Julia wciąż mogła powiedzieć, ze nie chce brać na siebie jego problemów, zresztą poruszali ten wątek wtedy w szpitalu. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a dziś chociaż przez jeden dzień mogli zachowywać się tak, jakby te zmartwienia w ogóle nie istniały.
- Dzisiaj się chyba nie uda. - odpowiedział na słowa Julii, pochylając się w stronę kobiety, gdy niecierpliwy ochroniarz przestępował z nogi na nogę. Wkrótce więc byli na parkingu, gdzie miła rozegrać się całkiem niewinna batalia o kluczyki do samochodu Aidena. Mężczyzna faktycznie miał problem z oddaniem innym swojego samochodu, może nawet poważniejszy, niż by się tego spodziewał. Przecież wiele razy prowadził z Mitchem dyskusje o pożyczeniu samochodu i wciąż pozostawał oporny. Do tego stopnia, że już prędzej byłby gotów sfinansować synowi jakieś niewielkie auto. Co samochodu, przy którym właśnie stali, to był po prostu niezawodny i Aiden wiedział, że gdyby uległ awarii, to mógłby mieć problem przy długotrwałych deszczach przejechać przez nieutwardzone drogi prowadzące od farm do głównej drogi.
- Ufam Twoim umiejętnościom skarbie, ale musisz wiedzieć, że bez tego samochodu byłbym jak bez ręki. - stwierdził. Przez Thompsona przemawiał wyłącznie pragmatyzm, a nie, jak mogłoby się wydawać osobom postronnym, walka o męskie ego i pokazanie, kto tutaj tak naprawdę rządzi. - Poza tym, po twoim niedawnym urazie i całym dniu pracy, też byłoby to obciążające dla dłoni. - dodał. On też pracował manualnie, ale tak się składa, że z ich dwójki, to lekarz nie miał w ostatnim czasie żadnej kontuzji.
- Dobrze, już dobre, będzie Pani zadowolona. - uśmiechnął się i wraz z muśnięciem warg Julii, złapał w dłoń kluczyki od samochodu. - Na farmie. Teraz już chodźmy, to może zdążymy jeszcze na zachód słońca. - jeszcze raz musnął usta kobiety i po chwili byli już drodze, która trwała nieco ponad godzinę, ale ani przez moment się nie dłużyła, a kobieta skutecznie dbała o to, by Thompsona nie dopadło po dyżurowe znużenie.
Gdy tylko zatrzymali się na podjeździe, Aiden spojrzał na Julię, by móc uchwycić jej pierwszą reakcję na okolicę.
sex on the beach
pif-paf#8372
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- To wielce pocieszające, że nie skończę otruta cykutą albo na szafocie. Bez głowy wyglądałabym niedorzecznie- zauważyła rozbawiona. Właśnie za to (również) ceniła sobie ich relację. Oboje potrafili nieźle bawić się w swoim towarzystwie i choć wśród postronnych mogło to budzić lekkie zgorszenie, Julia obecnie nie zamierzała już niczego ukrywać. Skoro zaprosiła go na wernisaż w oficjalnej roli swojego chłopaka, wiedziała, że naturalnie pozna jej przyjaciół i ludzi, którzy byli dla niej ważni. Tak właściwie to rozwiązanie pasowało jej bardziej od sztywnego przedstawiania go podczas niezręcznych kolacji, a zresztą Julia nie zamierzała kierować się niczyim osądem bądź opinią.
Według niej (a to było kluczowe) już dawno nie czuła się tak beztrosko szczęśliwa, gdy wreszcie wychodzili na parking trzymając się za ręce. Naturalnym zaś było, że była złakniona tych wspólnych chwil, choć wolałaby, żeby odbywało się to mniejszymi problemami u Aidena. Nie z powodu tego, że chciałaby uciec- wręcz przeciwnie nawet- ale dlatego, że patrzenie na jego złość bądź smutek przychodziło jej z trudem.
Teraz jednak była od tego daleka i nawet ośmieliła się mu nieco grozić, ale i tak zakończyło się na tym, że kluczyki po szybkim pocałunku i wcale nie tak niewinnej obietnicy wylądowały w jego ręce. Zaśmiała się jednak na jego tłumaczenia, dotyczące jej stanu zdrowia.
- Dobra, dobra, teraz to już wybitnie konfabulujesz na swoją korzyść, Aiden. Nieładnie- ale skoro grzecznie zajęła miejsce na fotelu pasażera, mogli jechać. Nie narzekała tak bardzo. Nie, gdy korzystała z okazji i splatała ich dłonie, gdy zmieniał bieg i nie, gdy swoim spokojnym, radiowym tonem opowiadał jej o mijanej okolicy. Mieszkała tu niemal osiemnaście lat, a rzadko sama zapuszczała się w te strony. Ostatnim razem z Audrey, która jednak wyprowadziła się jakiś czas temu i sprawiła, że to miejsce zawsze kojarzyło się z czymś w rodzaju nostalgii. Dla wrażliwej Julii zakończyło się to tak, że wolała unikać tych miejsc, ale teraz świadomie lądowała na farmie Thompsona.
W jego domu.
Żadne z nich nie mówiło głośno o tym, ale był to rodzaj pewnego kamienia milowego ich relacji, więc tym bardziej czuła się tym podekscytowana. Nic w końcu nie mówiło bardziej o człowieku niż jego własny dom, a przekraczanie progu czyjegoś domostwa było związane z zaufaniem gospodarza. To wszystko robiło wrażenie, które jednak musiało ustąpić temu wizualnemu, gdy zaparkowali przed domem otoczonym zielenią.
- Kochanie, patrzysz na mnie- zauważyła, gdy odwróciła głowę i przyłapała go na tym, że na nią spoglądał. Domyślała się dlaczego i na jej pełne usta wkradł się delikatny uśmiech. Potrzebowała jednak nieco czasu, więc wyszła z samochodu i oparła się o jego jeepa chłonąc wszystko.
Tę sielską atmosferę, w której powietrze faktycznie delikatnie muskało skórę poprzez delikatny wiatr, ukryty pomiędzy zielenią. Ten niemal jesienny chłód, którego nie spodziewałaby się w tym skwarze. Ten cichy odgłos zanurzonych w tych drzewach ptaków, które nie brzmiały tu tak rozpaczliwie jak w betonowej dżungli. Wreszcie złowieszczy szelest traw, w którym mogło czaić się coś niebezpiecznego, ale i namacalnie żywego. Tego nie dało się odtworzyć ani w Cairns ani nawet nad morzem, gdzie morska bryza przynosiła inne obrazy.
Te farmy rozciągające się ponad horyzont zdawały się być nieskończone, tak potężne i jednocześnie tak znajome, że mogłaby zastygnąć na dłuższy moment i po prostu chłonąć to wszystko, a potem te emocje przelewać na płótno. I jednocześnie bała się poruszyć, by zburzyć tę sielankę. Łączył ją schyłek lata, które w tym roku było zupełnie nie do wytrzymania, jak i fakt, że przywiózł ją tu o n.
- To gdzie na ten zachód słońca?- zapytała wreszcie, gdy stwierdziła, że nie stanie się nic złego, gdy się odezwie. Nie spłoszy ani tego widoku ani faktu, że obok niej był Aiden. Splotła ich dłonie i dała się mu poprowadzić, w końcu była tylko gościem, choć jednym z tych urzeczonych najbardziej.
chirurg plastyczny już nie na urlopie — Cairns Hospital
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Już nie taki nowy w mieście chirurg plastyczny, który ma farmę owiec i wrócił do zawodu. Prywatnie chce być szczęśliwy, ale skutecznie ktoś mu ciągle to uniemożliwia.
- Nie. Właściwie to dlaczego? Ładnemu we wszystkim ładnie, więc w drugą stronę ta zasada też powinna działać. - uniósł brew i spojrzał na Julię. Właściwie to w przeszłości bywały kobiety, które robiły performance z tego, na jaki los ktoś — przeważnie mężczyzna — je skazał. Julia jako artystka mogłaby to potraktować jako swoje monumentalne dzieło. Smutnym byłoby jedynie, że rzeczone dzieło byłoby już ostatnim, dlatego również pod tym względem Aiden jednak cieszył się, żyją w XXI wieku. Nawet jeśli nie zawsze rozumiał sztukę tworzoną przez Crane, bo będąc obok niego, z głową na karku, kobieta zawsze może mu objaśnić, co takiego autor miał na myśli. Wtedy Thompson zażartuje, że mogłaby pójść w jaśniejsze rejony swojej artystycznej wyobraźni albo, że gdyby chciała popracować nad jeszcze bardziej realnym odwzorowaniem faktury skóry swoich modeli, to on chętnie udzieli jej kilku wskazówek. Na koniec dnia wszyscy jednak będą szczęśliwi, nie to, co przed wiekami, gdzie na happy end właściwie nie było co liczyć. Tak więc tego typu rozterki pozostają już tylko w sferze wyobraźni, a Aiden chciał, by ten wieczór obyłby się bez jakichkolwiek zmartwień. Pewnie, gdzieś z tyłu głowy wciąż pozostają problemy codziennego życia, ale dopóki można je zepchnąć poza margines, to mężczyzna właściwie do tego dzisiaj dążył. Tym bardziej że rzadko zdarzają się dni, w których dom jest takim, jaki lekarz planował go od początku. To znaczy takim absolutnie jego miejscem, gdzie w każdym zakątku farmy czuje się niczym nieograniczony, a jedyne żywe istoty, którym musi się podporządkować, to zwierzęta. Wbrew pozorom i tej całej strukturze zależności, która ma miejsce w świecie medycyny, Thompson bardzo cenił sobie niezależność, zdolność samostanowienia o sobie, po prostu wolność. Właściwie to krzyczała do niego dwa lata temu niewyremontowana jeszcze farma. Gdyby nie znalazł tego miejsca, to być może w ogóle nie podjąłby tamtej decyzji o rzuceniu swojego całego dotychczasowego życia. Tak więc również ten kawałek ziemi z kilkoma zabudowaniami pomógł ścieżkom Julii i Aidena skrzyżować się ze sobą.
Biorąc pod uwagę to wszystko, dla mężczyzny był to wyjątkowy wieczór. Choć przecież już dawno powinien zmienić myślenie o farmie i traktować ją bardziej, jak dom rodzinny dla swoich dzieci, do którego wracają zawsze wtedy, gdy w ich życiach dzieje się coś, z czym niekoniecznie potrafią sobie poradzić. Nie było w tym nic dziwnego, szczególnie znając historię rodziny Thompson, ale ostatnio coraz częściej brakuje mu tego własnego miejsca, właśnie wspomnianej wcześniej wolności. Choć z drugiej strony żal byłoby mu tej przestrzeni, która jak się okazuje, nie tylko na nim zrobiła wrażenie.
- Zgadza się. - skinął głową, odpowiadając bez skrępowania. Wcale nie odwrócił wzroku, przynajmniej do momentu opuszczenia przez nich samochodu. - Tutejsze otoczenie widuję codziennie. - dodał. Co jak co, ale Julii, póki co nie widywał codziennie, wiele jej reakcji na pewne sytuacje było dla niego wciąż czymś nowym i to je wolał jednak obserwować. Z kolei, na farmie mieszkał już okrągły rok, zdążył ją poznać o każdej porze roku i dnia. Wiedział, gdzie zachód słońca robił najlepsze wrażenie, ale wiedział również, co chciałby Julii pokazać.
- Mamy jeszcze trochę czasu. - stwierdził po zerknięciu w niebo. - Chodź ze mną. - splótł swoją dłoń, z dłonią Julii i ruszyli w kierunku zabudować gospodarczych. Założył, że dla dziewczyny z miasta, chodzenie po ciemku po pastwiskach nie byłoby najprzyjemniejszym doświadczeniem. Brał też pod uwagę jej obuwie, tutaj zmrok też mógłby nie być sprzymierzeńcem, a jednak chciał przespacerować się z Julią po zielonej dzięki ostatnim opadom deszczu trawie, chciał jej pokazać to miejsce, które kiedyś było pomieszczeniem gospodarczym, a dziś zostało przerobione na grillowy kącik, z przesuwnymi drzwiami, które zajmowały niemal całą ścianę. Wciąż wyczuwalny był tam zapach drewna, bo w przeszłości znajdowała się w tym budynku stolarnia. No i były też owce, które są niesamowicie towarzyskimi zwierzętami, które chętnie przywitają się z Julią.
sex on the beach
pif-paf#8372
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Tylko nie sprawdzaj tego w praktyce, co?- rzuciła rozbawiona, bo przecież bez cienia zawahania dawała się mu prowadzić na farmę, która była oddalona od cywilizacji i nie bez powodu w większości horrorów uprawne pola występowały jako najlepsza scenografia do wyszukanych morderstw. Zabawne jednak, że jak dotąd tylko raz i właśnie ona narażała ich na coś niebezpiecznego, wtedy, gdy uciekali przed rosłym ochroniarzem. Tamte wydarzenia jednak wydawały się jej odległe i to nie z powodu czasu, jaki upłynął, ale cenzury uczuć i emocji. Wtedy ledwo się znali, dziś w samochodzie wymieniali się porozumiewawczymi uśmiechami aż do momentu, gdy przywiózł ją do siebie.
I jednym komentarzem sprawił, że po raz kolejny w nim przepadła, więc tym razem to ona spojrzała mu prosto w oczy.
- Lubię jak patrzysz- i nie chodziło nawet o ten wzrok teraz, ale o moment na weselu, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały i o jego spojrzenie, gdy zobaczył ją na kolacji i wreszcie chwile, gdy stała przed nim całkiem naga po raz pierwszy. O tym, zresztą, i o emocjach związanych z takim obnażeniem się rozmawiali jeszcze wtedy, gdy oboje nie wiedzieli, dokąd to wszystko zaprowadzi.
Teraz też przyszłość wydawała się wciąż niepewna- i taki był urok etapu zakochania się, gdzie wszystko było jeszcze kruche i ulotne- ale patrzyła w nią z entuzjazmem zachwyconego dziecka, zwłaszcza gdy otaczały ją takie widoki, a ona nareszcie miała okazję poznać Aidena od zupełnie innej strony. Dotąd tylko słyszała historię o zmianie o sto osiemdziesiąt stopni i osiedleniu się na farmie, a obecnie wreszcie mogła doświadczyć magii tego miejsca. Uderzała w nią w bardzo szybkim tempie, bo w takim miejscu mogła wręcz usłyszeć jak trawa rośnie pod jej stopami i jak korci zanurzenie się w niej na dłużej, choć najpierw zaufała gospodarzowi i dała mu się prowadzić za rękę na teren budynków gospodarczych.
- Czy to jest ten moment, w którym usłyszę historię jak najlepszy chirurg plastyczny w kraju… Tak, sprawdziłam- wyszczerzyła się do niego- rzuca swoje życie w Brisbane i postanawia się osiedlić w tym miejscu? Z tego co pamiętam- rozejrzała się, bo faktycznie okolica wydawała się jej znajoma - to wyglądało to zupełnie inaczej, więc chyba kosztowało cię to sporo zachodu- zauważyła z podziwem i była to jeszcze jedna rzecz, za którą miała go w przyszłości bezgranicznie uwielbiać. Zawsze imponowali jej mężczyźni, którzy brali sprawy w swoje ręce i nie godzili się na bylejakość, a Aiden wydawał się jednym z tych konsekwentnych i zaradnych ludzi.
Była jednak ciekawa, co skłoniło go do aż tak wielkiej zmiany i jednocześnie dlaczego po roku jednak wrócił do zawodu i co więcej, wydawał się z tego powodu szalenie szczęśliwy. Nie zamierzała jednak go dociskać uznając, że powie jej tyle, ile będzie chciał, a przy okazji da jej też zaznajomić się z towarzystwem z farmy, które już zaczęło wyczuwać gospodarza.
A przynajmniej tak się jej wydawało po poruszeniu, jakie wywołało ich pojawienie się.
I może Julia była dziewczyną z miasta (a raczej z rezydencji, która miała ogromny teren wokół), ale nadal była jedną z tych dziewcząt, które okazywały ogromne podekscytowanie i zaintrygowanie za każdym razem, gdy doświadczały czegoś nowego, niezależnie czy miał to być spacer po Polach Elizejskich czy właśnie poznawanie stada owiec.
Ba, z tym drugim chyba wciąż wiązały się większe emocje, bo bezpośrednio dotyczyło to Aidena.
- Mogę je dotknąć?- najpierw może należało zaczekać na jego odpowiedź bądź pozwolenie, ale wystawiła delikatnie dłoń, by ostrożnie zanurzyć palce w kłębowisku weny, a potem dać oblizać je jednej z przedstawicielek stada. - Cześć, maleństwa!- przywitała się z nimi próbując ogarnąć wzrokiem całe stadko.
Nie miała żadnego doświadczenia i nigdy nie chciałaby skrzywdzić jakiegokolwiek zwierzęcia, więc postępowała ostrożnie mając jednak ogromną frajdę z faktu, że jest tutaj i nareszcie może je poznać. - Ile ich jest? Mają jakieś imiona? Rozpoznajesz je?- dopytywała i trudno jej było przestać, ale to była cała Julia, która do życia podchodziła z ogromną pasją i jednocześnie chciała dać najbliższym najwięcej zainteresowania troski bądź euforii.
chirurg plastyczny już nie na urlopie — Cairns Hospital
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Już nie taki nowy w mieście chirurg plastyczny, który ma farmę owiec i wrócił do zawodu. Prywatnie chce być szczęśliwy, ale skutecznie ktoś mu ciągle to uniemożliwia.
- Jesteś przy mnie bezpieczna. - skinął głową, godząc się z prośbą kobiety i już u końca podróży kładąc dłoń na udzie Julii. Tutejsze farmy, oddzielone połaciami pól i pastwisk od sąsiednich farm, faktycznie byłyby idealną scenerią dla filmu grozy. Z drugiej strony mogłaby się w tych okolicach toczyć fabuła australijskiej wersji Ani z Zielonego Wzgórza. Szczególnie w tych miesiącach roku, gdy słońce i deszcz pozwalają trawie, drzewom i kwiatom piąć się ku górze, okolica zyskuje swój niepowtarzalny urok. Czy Aiden chciałby tutaj dorastać? Co do tego nie miał pewności, bo cenił sobie te wszystkie możliwości, które oferowało mieszkanie w jednym z największych miast Australii. Nadal jednak nie ujmowało to w żaden sposób klimatowi dzielnicy, ale też całego miasteczka, które, mimo że niewielkie, jest bardzo różnorodne i posiada bogatą historię, o której Thompson, póki co nie miał wcale tak dużo okazji do przekonania się.
Słowa kobiety podsumował krótkim pocałunkiem. Takim spokojnym, jakby faktycznie w sposób automatyczny, gdy tylko znajduje się w tej okolicy, udzielała mu się atmosfera zachodzącego słońca wśród zielonych pól. Poza tym, choć Aiden czuje się co najmniej o kilka lat młodszy, spędzając tak wiele czasu w towarzystwie Julii, to wciąż jest facetem dobiegającym pięćdziesiątki, który gdzieś tam w duchu potrzebuje stabilności. Jego kryzysem wieku średniego było albo rzucenie dla lata temu wszystkiego, co dotąd osiągnął, ewentualnie jeszcze nie wkroczył w tej okres. Niektórzy mogą też twierdzić, że Julia była jego sposobem na przeżycie wieku średniego, ale Aiden był zgoła innego zdania. Dobrze było czasami poczuć się przy niej beztroskim, ale jakiś czas temu zaczął też dostrzegać w tej kobiecie swoje oparcie. To zdawało się dodatkowo utrwalać ich wspólny fundament, który zupełnie niespostrzeżenie zaczęli budować. Tak więc akurat ta teoria o kryzysie miała żadnego pokrycia w rzeczywistości.
- Schlebiasz mi tymi słowami. - zaśmiał się, pochylając głowę do przodu. Bo określenia jeden z najlepszych w swoim pokoleniu, wyróżniający się wśród lekarzy w kraju czy ten, do którego kliniki ustawiają się kolejki na operacje plastyczne, słyszał i czytał już wielokrotnie w trakcie swojej kariery, ale tak jednoznacznie najlepszym chyba nikt nigdy go nie nazwał. Miłe to były słowa, nie można było powiedzieć, że nie, choć przecież Julia w ogóle nie znała go w okresie, w którym faktycznie osiągał te największe sukcesy. Poznali się w momencie, w którym w środowisku krążyły różne plotki związane z nagłą zmianą życia Aidena, a on, choć faktycznie miał wiele sukcesów na swoim koncie, to skutecznie odciął się od środowiska. Za to teraz, jakby chciał udowodnić sobie i innym, że to nie był przypadek czy koneksje rodzinne, że po raz drugi też jest w stanie dojść na szczyt, z którego wcześniej wycofał się na własne życzenie.
- Początki faktycznie były trudne. Gdy kupiłem farmę, to przez prawie cały czas remontu domu wciąż mieszkałem w Brisbane, musiałem pozamykać wszystkie sprawy i dopełnić ostatnie zobowiązania. W tym czasie dwukrotnie zmieniałem ekipę remontową, ale w końcu trafiłem na godnych zaufania ludzi, do których nie musiałem przyjeżdżać co kilka dni, by patrzeć im na ręce. - stwierdził. Od jakiegoś czasu dom Thompsona sprząta dziewczyna, która kojarzy tę farmę ze swojego dzieciństwa i ona również pamiętała dom i przynależące do niego zabudowania w zupełnie innym stanie. A Aiden, choć nie przyłożył się do remontu pracą własnych rąk, to chciał czuć się w domu po prostu komfortowo. Pod wieloma względami faktycznie mu się to udało, nie brał jednak pod uwagę pewnych czynników zewnętrznych, które mogłyby skomplikować sprawę, i tak też zresztą zrobiły. Mimo tego wszystkiego lekarz wciąż ceni sobie to miejsce.
- Pewnie, przeważnie nie kryzą. - mrugnął okiem do kobiety. Thompson nie miał pewności czy to jest regułą, ale te jego owce były bardzo towarzyskimi istotami. Ba, można było nawet powiedzieć, że w jakimś stopniu pełniły rolę terapeutyczną. Aczkolwiek co przysporzyły mężczyźnie nerwów na początku ich wspólnej drogi, to tylko on wie.
- Owiec jest dwadzieścia i choć początkowo chciałam nadać im imiona, to właściwie do dzisiaj zachowało się tylko jedno. Niesforna Berta. To tamta. - uśmiechnął się. - Niesforna dlatego, że nie zliczę tych wszystkich razy, kiedy w pierwszych miesiącach sforsowała ogrodzenie i wychodziła naprzeciw wszystkim moim gościom. - opowiedział. Ze słów mężczyzny można było wywnioskować, że rozróżniał owce. Miały one swoje znaki charakterystyczne, a w różnych trudnych sytuacjach rodzinnych Aiden wolał uciec tutaj do nich, niż siedzieć w czterech ścianach, gdzie atmosfera bywała tak gęsta, że z łatwością dałoby się na niej zawiesić siekierę.
sex on the beach
pif-paf#8372
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Ależ dobrze wiedziała, że jest przy nim bezpieczna i chyba dlatego z taką łatwością rzucała się w odmęty tej relacji. Jak dotąd wolała najpierw zbadać grunt pod stopami, dać sobie czas na zaufanie i dopiero wówczas płynąć na głęboką wodę. Z Aidenem pewne sprawy potoczyły się bardzo szybko i nie chodziło nawet o sam aspekt cielesny tego związku, ale o pewne nieśmiałe deklaracje, które sprawiały, że bardzo chciała, by pozostał w jej życiu na dłużej.
Niezależnie od jego pobudek, choć fakt, bycie jego kryzysem byłoby dla niej dość przykre, bo miała już dosyć bycia ocenianą przez pryzmat tego jak wygląda i jak bardzo pociągająca jest. Thompson był jednym z niewielu mężczyzn, którzy od samego początku próbowali dokopać się głębiej i dostrzec w niej coś więcej niż tylko ładna buzia czy cały ten anturaż femme fatale, którym tak szastała na prawo i lewo. Było w tym coś ujmującego, jak i rozczulającego, zupełnie jak ten spokojny pocałunek, którym jej odpowiadał.
Lubiła tę jego pewność, tę męską równowagę i to, że czuł się tak bardzo pewny ich relacji, którą budowali w dość niesprzyjających okolicznościach. Takie chwile jak te, ta sielanka wśród zielonych pól należały do rzadkości i Julia pragnęła wykorzystać je do cna obejmując się jego dłońmi i słuchając opowieści, która pewnie niewiele różniła się od jej własnych doświadczeń.
W końcu rok temu sama zarządzała ogromnym remontem wracając do znajomych okolic.
- Stwierdzam fakt jak już- zaprzeczyła, gdy stwierdził, że mu schlebia. - Trochę się na tym znam. Połowa moich koleżanek ma chirurga plastycznego na szybkim wybieraniu- zauważyła, ale machnęła dłonią, bo dylematy starzenia należało zostawić gdzieś w klinikach, a nie tutaj, w tych pięknych okolicznościach przyrody.
- To było jakoś wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy? Myślałam, że prędko ci znudzi to wiejskie życie i wrócisz do miasta- zauważyła, ale nic takiego nie miało miejsca i musiała przyznać, że była bardzo ukontentowana z tego powodu. Gdyby wyjechał, ich drogi nie miałaby szans ponownie się zetknąć i oboje staliby się dla siebie czymś w rodzaju zabawnej anegdoty. O ile jeszcze po latach by o sobie pamiętali.
Myślała o tym- o tym jak zabawne jest przeznaczenie i jak czasami niepostrzeżenie splata ze sobą ludzi, którzy na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą wiele wspólnego. Nie sądziła przecież, że kiedyś wyląduje w zagrodzie pełnej owiec i będzie z tego powodu taka szczęśliwa. Najwyraźniej jednak chodziło tylko i wyłącznie o ich gospodarza, którego słuchała z uśmiechem na ustach.
- Jakby jednak gryzły… Mam w zanadrzu lekarza- puściła mu oczko i musiał jej wybaczyć to, że przez chwilę całkowicie skupiła się na samych owcach, które faktycznie były urocze i tylko na pierwszy rzut oka bardzo do siebie podobne. - Widzisz, może i jest niesforna, ale najwyraźniej to twój typ, skoro otrzymała własne imię- podniosła głowę i spojrzała na niego rozbawiona. Widać, że niezależnie od tego czy kobiety czy owce, Aiden celował w te bardziej problematyczne albo takie, które umiały zwrócić na siebie jego uwagę. Nie mogła go za to winić, bo sama schyliła się, by ją pogłaskać i rzeczywiście musiała stwierdzić, że jest urocza i rwie się do nowych znajomości. Najwyraźniej odnalazłyby wspólny język, bo Julia też była bardzo towarzyską istotą, choć coś w wypowiedzi Aidena nie dawało jej spokoju. Inaczej, chciała zgłębić temat.
- To wiele dziewcząt tu przyprowadziłeś i poderwałeś na owce?- zapytała niewinnie, bo choć rozmawiali już jakiś czas temu o jej związkach, mężczyzna na temat tych swoich milczał. Może i nie były warte wzmianki (a poza tym dla Julii to była przeszłość), ale i tak była zaintrygowana tym, komu tak chętnie pokazywał owce. Niezależnie od tego była wdzięczna, że te wycieczki skończył z nią u boku i gdzieś za plecami krzyżowała palce, by była ostatnią kobietą, która tu przyprowadza.
Wyprostowała się i otrzepała z siana i trawy, której przy owcach było pełno i spojrzała na niego z uśmieszkiem. Tym razem pewnie nie udałoby mu się jej zbyć pocałunkiem, ale chciała, by wiedział, że i tak traktuje to dość luźno, bo przecież oboje byli po przejściach i dość długo się szukali. Mogła być tylko szczęśliwa, że to całe luksusowe i zupełnie niepotrzebne wesele sprawiło, że udało im się odnaleźć. - Czy mam o to zapytać Bertę?- najwyraźniej jednak przy całym jej uroku wolała pozostać przy nim, bo z powrotem wtuliła się w jego ramiona. - Cieszę się, że się tu znalazłeś, wiesz?- chyba nie musiała zdradzać mu dlaczego.
ODPOWIEDZ