króluje jako developer i współ-króluje w barze — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT/the bob
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
We always almost, again and again. We were always on the verge of almost. Never nothing, never something.
na samą myśl o tobie
rozkładam nogi
jak sztalugi z płótnem
błagając o sztukę
Cała drżała, gdy z początku drobne pocałunki, zamieniały się na pełne namiętności i agresji. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz odczuwała tak intensywne pożądanie. Zupełnie ją zamroczył zamroczyło - co skłaniało ją do pragnięcia jeszcze więcej. W jednej chwili wszystko co działo się przed paroma godzinami, zupełnie znikło. Przestała być przygnębiona, zmartwiona - a od samotności na ten wieczór ratowały ją męskie ramiona.
W ruchach Reverie nie było już nieśmiałości, całkiem świadomie i bezwstydnie przyciskała swe smukłe ciało do klatki piersiowej Alberta. Była w stanie się oddać, chciała aby ją posiadł. To frustrujące, a zarazem wręcz oczywiste. Coś ich do siebie ciągnęło; nie zauważyła tego od razu, zaślepiona gniewem własnej matki - rozpoczęła przebiegłą wojnę; aczkolwiek tygodniami rozrzucane granaty wybuchły w zupełnie nieprzewidzianym miejscu.
Czuła, że on też tego pragnął.
Nie w samym wypukłości spodni, ale podczas zerknięć, rozmów - przypadkowych dotyków; bo choć dzisiaj obydwoje oficjalnie stracili bliską osobę, ta noc mogłaby sprawić, że coś by zyskali. Gdyby nie byli zaślepieni jedynie własnym pożądaniem.
Odczuwała niesamowitą rozkosz, jak gładkie usta wyznaczały sobie ścieżkę po odsłoniętej szyi, odchylała mocniej głowę - a z pomiędzy ust wydobywały się ciche mruknięcia. Palce Verie zaciskały się na tylnej części koszuli mężczyzny, w niezdarny sposób próbując ją ściągnąć; w ostateczności fuknęła z irytacją, zsuwając dłonie na pasek od spodni - który udało się jej odpiąć za pierwszym razem; buzia od razu jej zadrżała w pełnym uśmiechu zwycięstwa. Czarne jeansy zostały gwałtownie zsunięte do połowy kolan, kiedy wyswobodziła się z jego uścisku, przemieniając pozycję tak, by teraz Stern znajdował się poniżej, a ona na nim okrakiem.
Lubiła być górą, jak widać nie tylko w kwestii zawodowej. Dłoń wylądowała na klatce piersiowej, dając im kilka chwil na złapanie oddechu, w tym czasie guziki od granatowego materiału powolnie (kwestia sporna!) się odpinały, dając jej oczom widok na całe odsłonięte ciało. Napięte ubrania Alberta nie kłamały, naprawdę posiadał przepięknie wyrzeźbioną sylwetkę - automatycznie zassała własną wargę, w końcu się nachylając - by powrócić do tak samo apetycznych pocałunków, zanim je przerwała. Pośladkami przesunęła niżej, ciała ponownie dociskały się do siebie - wszystko gnało ku nieuniknionemu - aż wreszcie wibracje ocierające się w charakterystyczny sposób o drewnianą podłogę, z tylnej kieszeni spodni mężczyzny zaczęły dobijać się do uszów kochanków.
Nie odbierze.
Nie odbieraj.
Nie zrobi tego, prawda?
Skóra ją paliła, gdy pomagała mu zsuwać z własnego tyłka szare dresy.
sumienny żółwik
różal
brak multikont
głównie współwłaściciel baru — i wykładowca
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I was lookin' back to see if you were lookin' back at me
To see me lookin' back at you
Po wejściu w separację para doszła do porozumienia. Rozchodzą się. Definitywnie. Ostatecznie. Nie wrócą do siebie. Aby przypieczętować to gorzkie postanowienie Albert wyprowadził się ze sporego domu i przeniósł do drobnego mieszkania. Nalegał, aby Shelly wzięła nieruchomość. Chociaż kobieta się wzbraniała, nie mogła ukrywać; iż było jej to na rękę. Stern posiadał wielotysięczny majątek na koncie - intercyza pozostawiała ją niemalże biedną w porównaniu do męża. Nie przyznając się do tego, Bert uważał wtedy; że wróci do ich przytulnego gniazdka.. dojdą do porozumienia. Tak, kłamał udając zrozumienie sytuacji. Kompletnie jej nie pojmował. Nie przyjmował argumentów o wiecznym zapracowaniu oraz byciu gościem we własnych czterech ścianach. Finalnie, nie pracował w żadnej korporacji - czas spędzał ze starszymi, schorowanymi ludźmi. Czy przyzwoita żona nie powinna być dumna z takiej postawy partnera? Ale dni mijał. Dni spinały się w tygodnie, tygodnie w mięsiące a Shells zaczęła umawiać się ze znajomym z pracy. Nudnym grafikiem komputerowym jeżdżacym przez miasto na deskorolce. Na samą myśl w żołądku Sterna pojawiał się dziwaczy supeł a głowę nawiedzały intruzyjne myśli. Może on jest nudny? Nie jeździ nawet na hulajnodze, wykłada na uniwersytecie. Nie istniało w nim nic interesującego, czyż nie?
A jednak... sytuacja w jakiej się znalazł sugerowała co innego. Piękna kobieta siedziała na nim okrakiem, wsuwała mu rękę w spodnie i wydobywała z gardła przeciągłe jęki oraz westchnienia. Jego serce było przyspieszone. Reverie miała rację. Seks na złość smakował doskonale. Równocześnie Alby nie pozostawał w pełni przekonany czy chodziło wyłącznie o udowodnienie sobie równości z eks-wciąż-jeszcze-prawie-eks-no-żoną. W grę wchodziła również żałoba, poczucie osamotnienia, alkohol buzujący we krwi. Sympatia jaka zrodziła się w nim względem Breadsley. Oddawał się tej dziwnej mieszaninie uczuć.
Bzzz. Coś zawibrowało mu w kieszeni. Z początku zignorował to uczucie. Bzzz, bzzz. Domyślał się kto dzwoni. Był przekonany, iż w momencie złączenia jego ust z wargami Vie przez kark zazdrosnej Shelly przeszedł piorun niedoprecyzowanego napięcia a włosy zjeżyły jej się na przedramionach. Zazdrosna Shelly. Dopytująca, marszcząca nos; gdy wychwalał ulubioną aktorkę. Niekiedy zirytowana nawet, kiedy kasjerka wdawała się z Albertem w zbyt długą rozmowę. Spodobałeś jej się. - zagryzając od środka policzki robiła z ust śmieszni dziubek, cmokając z niesmakiem dopóki ukochany nie udobruchał złośnicy odpowiednią ilością buziaków bądź dostatecznie mocnym przytuleniem. Bzz, bzzz...Wiem, co...bzz...robisz...bzzz...
Ściągnąwszy dres z tyłka Reverie wysunął z jeansów telefon i odrzucił go na bok. Breadsley ponownie wylądowała na dole. Najwyraźniej obydwoje lubili dominować bądź sprawiać pozory dominujących. Po niespełna minucie telefon ucichł; aby naraz znów wybuchnąć wibracjami. Wtedy już Stern nie słyszał brzęczenia. Wibracje przechodziły przez całe jego ciało; gdy zanurzony w Reverie poruszał biodrami. Zapomniał jak przyjemny jest seks. Walenie konia nie mogło się z tym równać. Czując, że dochodzi zaczął wpatrywać się w Revie i dopiero; kiedy jej ciałem wstrząsnął orgazm - sam dokończył obezwładniony poziomem satysfakcji. Po chwili opadł na podłogę, obok Vie.

reverie beardsley
ambitny krab
sanaj
-
króluje jako developer i współ-króluje w barze — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT/the bob
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
We always almost, again and again. We were always on the verge of almost. Never nothing, never something.
Wydawało się to dla niej normalne; zaciągniecie innego mężczyzny do łóżka - dla Reverie Beardlsey nie było żadnym osiągnieciem. Od rozwodu z Charlesem, właśnie w taki sposób żyła - wykorzystywała płeć przeciwną do spełniania swoich zachcianek; nie tylko łóżkowych.
Jednakże leżąc naga na zimnej podłodze, mając ciało Alberta na sobie i w sobie odczuwała emocjonalną przyjemność. Rzecz jasna fizycznie było świetnie, każdy ruch, dotknięcie - sapnięcie do ucha wprawiało w Verie w stan błogości. Doskonale wiedział co robić - jak ją podejść, jak doprowadzić do szaleńczych spazmów. Nie próżnowała, wbijanie paznokci - zagryzanie dolnej wargi mężczyzny, dociskanie jego ciała do własnego jeszcze mocniej. Poruszanie biodrami w tym samym rytmie, jakby byli w tej chwili metaforycznie jednością.
Przerażało ją jedno - sposób w jaki na nią patrzył, czarne oczy - wpatrujące się z taką intensywnością jakby chciał dostrzec absolutnie wszystko co przed nim ukrywała. A ona nigdy nie należała do wylewnych osób; jasne sarkastyczne opinie w ustach Revie były na porządku dziennym, aczkolwiek skrywane uczucia kłębiły się w jej myślach przez lata. Nie chciała ich odkryć - Stern jawił się w jej oczach jako zbyt silny przeciwnik. Teraz, szczególnie w tym stanie (do jakiego sam ją doprowadził) wyjawiłaby mu w s z y s t k o. Złamałaby własną przysięgę. Panie Boże chroń mnie przed potworem.
Opadł obok, zielone tęczówki zawisły na kropelkach potu znajdujących się na mocnych rysach żuchwy; skupiła się na tym miejscu - by móc dojść do siebie. Potrzebowała chwili, nieco dłuższej - niż kiedykolwiek. Nogi nadal wydawały się miękkie, niczym jak z waty - klatka piersiowa poruszała się w niespokojnym rytmie. Nieustannie koncertowała się jednym przepięknym widoku. W tym momencie wyglądał dla niej jak niebiańskie stworzenie, wyrzeźbione z gliny - i wystawione we włoskim muzeum, aby wszyscy mogli go podziwiać.
Minuta.
Dwie.
Trzy.
Trzeźwość powoli dobijała się do kobiecego umysłu, oddech spowolnił - usiadła, a pomimo błogości, która wciąż przeskakiwała przez jej ciało - złapała za koszulkę nakładając na górną część sylwetki. Nie wstydziła się swojej nagości, wiedziała, że jest zgrabna - wielu mężczyzn odwracało się za nią na ulicy; zagadywało, zapraszało - gdyby rzeczywiście chciałaby ponownie wpakować się z stały związek, miałaby w kim wybierać.
Nic nie mówił.
Zostanie?
Chyba tego niechciała.

Brew pofalowała do góry, gdy ostatecznie ustała - na pośladki nakładając koronkowe stringi - następnie pokierowała się w stronę kuchni, z lodówki wyciągając dwie butelki zimnej wody; jedną otworzyła, z drugą powróciła stawiając obok wciąż leżącego mężczyzny.
Poznanie siebie dogłębnie mieli już za sobą.
- Wezmę prysznic. - rzucone niczym komunikat na stacji kolejowej, bez emocji - w jednym tonie. Niczego sobie nie obiecywali, ba! Żadne z nich raczej nie spodziewało się, że dzisiejszej nocy znikną we własnych objęciach. Ruszyła w stronę łazienki, dając brunetowi idealny pretekst na bezsłowną ucieczkę o poranku.
sumienny żółwik
różal
brak multikont
głównie współwłaściciel baru — i wykładowca
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I was lookin' back to see if you were lookin' back at me
To see me lookin' back at you
Post-nut clarity nie było tak przejrzyste jak podczas stosunków na trzeźwo. W głowie mu nieco szumiało, ale powoli docierały do niego fakty. Ponad wszelkie pozostałe wybijał się jeden - chciało mu się spać. Seks skutecznie rozluźnił mu mięśnie i z największą przyjemnością brunet odszedłby w ramiona Morfeusza choćby za minutę. Na podłodze, pal licho kanapy! Ale... Reverie zniknęła zanim zdążył wytrącić myśli z błogiego marazmu. Po zapięciu spodni przez kilka chwil leżał na plecach, wpatrywał się w sufit. Później złapał za butelkę wody i w mechaniczym odruchu zerknął na datę ważności. Dobra, przynajmniej woda nie była nieświeża; bo przecież wcześniej Breadsley starała się nakarmić go wysuszonymi resztkami obiadu sprzed tygodnia.
Niespiesznie założył na siebie koszulkę, złapał za telefon i nie patrząc na ekran wsunął go do kieszeni spodni. Nie zamierzał uciekać niczym nastolatek. Przysiadłszy na parapecie obracał w rękach butelkę, by finalnie po kwadransie zaczynał pukać mu do podświadomości fakt numer dwa. Najwyraźniej Vie otrzeźwiała prędzej niż on, najwyraźniej widziała w tym wszystkim coś niestosownego albo zwyczajnie nie miała pojęcia co zrobić...? Bo minuty mijały a ona nie wyłaniała się zza rogu za którym niedawno zniknęła. Po dwudziestu minutach Stern odstawił wodę i ruszył w stronę korytarza. Strugi nadal lały się gdzieś pod prysznicem, aczkolwiek do uszu mężczyzny nie docierał żaden inny odgłos. Żaden ruch, dźwięk.
Nie tego chciała? To ona sprowokowała całe zajście. Ona przekroczyła granicę niewinnych flirtów. Tak prędko złapała moralniaka? Zerknął na wiszący na ścianie zegar. Dwadzieścia pięć minut. W porządku.
Odwrócił się na pięcie, ostatni raz zerknął przez próg czy nie zostawia po sobie żadnych śladów po czym wyszedł na zewnątrz. Zmieszany, lecz pozbawiony wyrzutów sumienia.

reverie beardsley

/2zt
ambitny krab
sanaj
-
ODPOWIEDZ